Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Dreszczowiec na Bukowej, Niebiescy strąceni do piekła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania GKS Katowice – Ruch Chorzów. GieKSa wygrała 2:1 (1:0).

 

sportdziennik.com – Bukowa tamą dla Ruchu. GieKSa wygrała w ostatniej minucie!
Co za finał emocjonujących katowicko-chorzowskich derbów. GKS Katowice zagrał jeden z najlepszych meczów w sezonie i dzięki bramce Dominika Kościelniaka w doliczonym czasie gry pokonał „Niebieskich”, którzy teraz w walce o ekstraklasę są zależni od Wisły Kraków.
Sprawa bezpośredniego awansu do ekstraklasy po meczu GKS Katowice – Ruch dla „Niebieskich” trochę się skomplikowała
GieKSa zagrała w derbach w strojach stylizowanych na te, w których 30 lat temu sięgnęła po Puchar Polski, wygrywając w finale na Stadionie Śląskim z Ruchem. Przed pierwszym gwizdkiem na murawę wyszli bohaterowie tamtych chwil, a dzisiejsze derby symbolicznie rozpoczęli Piotr Świerczewski i Marian Janoszka. Katowiczanie stanęli na wysokości zadania i zaprezentowali się w sposób godny hasła „Jak za dawnych lat”, którymi promowali ten hit. Zagrali jeden z najlepszych meczów w sezonie i choć częściowo odzyskali twarz po bardzo nieudanej rundzie. Takiej chwili radości, jak po zwycięskim golu Dominika Kościelniaka, społeczność GKS-u nie przeżywała od dawien dawna. Co prawda drużyna nie gra już ani o awans, ani baraże, ale satysfakcja z racji stanięcia na drodze sąsiadowi, wielkiemu rywalowi, komplikując mu drogę ku ekstraklasie, musi być wielka,
Po pierwszej połowie gospodarze mogli żałować, że jest tylko 1:0. Chorzowianie byli spięci, większość podstawowej jedenastki miała na koncie przynajmniej jeden indywidualny widoczny gołym okiem błąd. Jedyny gol przed przerwą padł po stracie Tomasza Wójtowicza, świetnym podaniu Oskara Repki, dośrodkowaniu Grzegorza Rogali i spokojnym wykończeniu Sebastiana Bergiera.
Na drugą połowę Ruch wyszedł z trzema zmianami i wreszcie zaczął trochę zagrażać gospodarzom. Ich bramki strzegł Patryk Szczuka, rozgrywający dopiero trzeci mecz w pierwszej lidze, zastępując mającego problem z plecami Dawida Kudłę. Szczuka długo czekał, aż zostanie sprawdzony przez wicelidera, ale gdy już to nastąpiło – centra Łukasza Monety, główka Daniela Szczepana – to przedstawił się kibicom w sposób fenomenalny. Chwilę później – była 74. minuta – i on był jednak bezradny, gdy po podaniu Tomasza Foszmańczyka między Arkadiusza Jędrycha i Bartosza Jaroszka wbiegł Daniela Szczepan i podcinką przerzucił Szczukę, a już za linią piłkę nieudanie próbował wybijać ją Michał Kołodziejski.
Po wyrównującej bramce mecz jeszcze nabrał rumieńców, bo GieKSa była zainteresowana wyłącznie zwycięstwem. W boczną siatkę strzelił Dominik Kościelniak, na poprzeczce spoczął centrostrzał niesamowitego tego dnia Marcina Wasielewskiego. Potem nadeszła druga minuta doliczonego czasu… Adrian Błąd dośrodkował, na „długim” słupku zamknął to Kościelniak.
Bukowa odleciała, a Ruch musi nerwowo czekać na niedzielę i ewentualne potknięcie Wisły z Zagłębiem. Albo czy „Biała gwiazda” potknie się tydzień w Łęcznej, pod warunkiem, że sam w Gliwicach pokona GKS Tychy. „Niebiescy” mocno skomplikowali sobie drogę do ekstraklasy. Zwykle to oni cieszyli się w doliczonym czasie, teraz role się odwróciły.
Warte podkreślenia, że mimo szeregu derbowych „uprzejmości”, mecz przy komplecie blisko 6 tysięcy widzów i ponad 400 fanatyków Ruchu w klatce toczył się bardzo sprawnie, bez żadnych przerw. Kibice też zdali egzamin i doczekali się drugiego w tej rundzie domowego zwycięstwa.

 

dziennikzachodni.pl – Niebieska rozpacz na Bukowej
[…] Derbowy mecz GKS Katowice – Ruch Chorzów przyciągnął na stadion przy Bukowej komplet widzów. Wśród blisko 6.000 kibiców 409 wspierało Niebieskich w sektorze gości.
Fani Ruchu liczyli, że spotkanie z GieKSą będzie kolejnym milowym krokiem dla klubu z Cichej w drodze do PKO Ekstraklasy. Bilety rozeszły się błyskawicznie, a chorzowianie mieli do rywali pretensje o tak małą, ale wynikającą z przepisów, pulę.

 

Dreszczowiec na Bukowej, Niebiescy strąceni do piekła
Śląski Klasyk czyli starcie GKS Katowice z Ruchem Chorzów budziło wielkie emocje już od kilku tygodni. Sportowa stawka była zdecydowanie większa dla gości, którzy nie mogli pozwolić sobie na porażkę, chcąc przed ostatnią kolejką nadal mieć w swoich rękach szansę na bezpośredni awans do PKO Ekstraklasy, ale kibice gospodarzy też stawiali sprawę jasno. Zespół Rafała Góraka tym meczem miał „uratować” przeciętny sezon.
Niebiescy wychodzili na murawę przy Bukowej w roli faworytów, ale to katowiczanie rozpoczęli derby zdecydowanie lepiej i konkretniej. Trener Jarosław Skrobacz miał sporo uwag do przekazania zwłaszcza Maciejowi Sadlokowi, jednak to nie w tym piłkarzy tkwił największy problem jego zespołu. GKS był po prostu wyraźnie bardziej zdeterminowany i po niewykrzystanych okazjach Sebastiasna Bergiera i Marcina Wasielewskiego ten pierwszy w końcu trafił do siatki. Piłkę w środku boiska wywalczył Oskar Repka, później przeszła ona przez Grzegorza Rogalę, a następnie trafiłą do Bergiera, który w sytuacji sam na sam nie dał żadnych szans Jakubowi Bieleckiemu.
Ten gol był jedynym w pierwszych 45 minutach. Ruch nie oddał w tym czasie żadnego celnego strzału i na przerwę schodził z zasłużonym deficytem.
Skrobacz zareagował na taki obrót wydarzeń potrójną zmianą. Chorzowianie zaczęli grać nieco lepiej, ale wciąż mieli problem z wypracowaniem strzeleckich pozycji. GieKSa coraz więcej uwagi poświęcała defensywie, grając w niej pewnie i spokojnie. Gorąco zrobiło się dopiero w 71 minucie, gdy Daniel Szczepan kapitalnie uderzył piłkę głową kilka metrów przed bramką, ale Patryk Szczuka jeszcze efektowniej ten strzał obronił. Młodzieżowiec stanął między słupkami nieco nieoczekiwanie, zastępując Dawida Kudłę, narzekającego na ból w plecach.
Ten sygnał ostrzegawczy został chyba przez katowiczan nieco zlekceważony, bo kilkadziesiąt sekund później Ruch strzelił wymarzoną bramkę. Tym razem Szczepan poszedł na przebój przez pole karne i sprytnym strzałem przelobował bramkarza i 409 kibiców za bramką podniosło ręce w geście triumfu.
GKS chciał – i to bardzo – szybko odpowiedzieć. Bliziutko szczęścia był Dominik Kościelniak, a Marcin Wasielewski sprzed narożnika pola karnego trafił piłką w poprzeczkę! Niebiescy szanowali remis, który w kontekście ostatniego w tym sezonie meczu z GKS Tychy był dla nich cennym wynikiem, ale niewątpliwie liczyli też na swoją specjalność, czyli zadanie rozstrzygającego ciosu w doliczonym czasie gry.
Tym razem jednak Ruch zginął od własnej broni. Ostatnia akcja ofensywna GKS-u przyniosła mu zwycięskiego gola! Dominik Kościelniak z bliska kopnął piłkę do siatki przy spóźnionym Łukaszu Monecie. Takiej eksplozji radości na Bukowej nie było już dawno.

 

1liga.org – Sobota w F1L: Porażka wicelidera
[…] W derbach śląska nie zabrakło emocji. Gospodarze bardzo dobrze rozpoczęli mecz i w 31. minucie po trafieniu Sebastiana Bergiera wyszli na prowadzenie. GKS był bardzo dobrze zorganizowany i nie dopuszczał gości do stworzenia zagrażającej akcji. Ruch Chorzów do przerwy nie oddał celnego strzału. Po przerwie drużyna gości zaczęła odrabiać straty i w 74. minucie meczu zdobyła bramkę na remis po strzale Daniela Szczepana. W doliczonym czasie gry Dominik Kościelniak zdobył bramkę dla GKSu i mecz zakończył się wynikiem 2:1.

 

wkatowicach.eu – GKS Katowice-Ruch Chorzów na Bukowej. GieKSa wygrała 2:1!
[…] Derbowe spotkania zawsze wzbudzają wiele emocji zarówno na boisku, jak i na trybunach. W meczu 33. kolejki Fortuna 1 Ligi katowiczanie przy Bukowej gościli Ruch Chorzów. Dla gości był to bardzo ważny mecz w kontekście walki o awans. W składzie GKS-u doszło do jednej znaczącej zmiany, w bramce kontuzjowanego Dawida Kudłę zastąpił Patryk Szczuka, a na ławce w charakterze drugiego golkipera zameldował się zawodnik akademii “Młoda GieKSa” – Marcel Potoczny.
Obie drużyny zaczęły z dużym animuszem. Już w 9. minucie Jakub Bielecki obronił strzał Sebastiana Bergiera po podaniu Bartosza Jaroszka. Głośny doping z trybun wyraźnie GKS niósł. W 20. minucie Marcin Wasielewski wygrał w polu karnym wyścig po piłkę i uderzył w kierunku długiego słupka. Futbolówka minęła słupek bramki Bieleckiego o centymetry.
Dwanaście minut później GieKSa była już skuteczniejsza. Oskar Repka świetnie podał do wbiegającego w pole karne Grzegorza Rogali, ten przytomnie dostrzegł Sebastiana Bergiera i napastnik GieKSy nie pomylił się w akcji sam na sam, dając katowiczanom prowadzenie. W ostatnich minutach chorzowianie przez moment zadomowili się przed polem karnym gospodarzy. To nie przyniosło im jednak żadnej dogodnej sytuacji. W samej końcówce wynik podwyższyć mógł Jakub Arak. Dopadł do piłki w polu karnym, obrócił się i uderzył pod poprzeczkę. Bielecki dobrze jednak zareagował i wybił piłkę na rzut rożny. Wynik przed zakończeniem pierwszych 45 minut nie uległ zmianie i na kolejną część GieKSa wracała z jednobramkowym prowadzeniem.
W drużynie GKS-u konieczna była zmiana. Grzegorza Rogalę zastąpił Zbigniew Wojciechowski. W 57. minucie katowiczanie ruszyli z szybką akcją. Piłka była już w polu karnym, ale Bergier musiał ją wycofać na 20 metr do Antoniego Kozubala, którego strzał złapał Bielecki. Od 60. minuty to chorzowianie byli częściej przy piłce, szukając dogrania w pole karne. W 70. minucie znakomitą interwencją popisał się Szczuka, zatrzymując groźne uderzenie głową jednego z rywali. W 74. minucie już pomyłki nie było i Daniel Szczepan doprowadził do remisu po rajdzie w polu karnym. Odpowiedź GKS-u mogła przyjść dwie minuty później, gdy Marko Roginić zagrywał w pole karne do Dominika Kościelniaka i ten trafił tylko w boczną siatkę. Chwilę później centrostrzał Wasielewskiego zatrzymał się na poprzeczce.
GKS walczył do końca i to przyniosło jej zwycięstwo, bo decydujący cios zadał Dominik Kościelniak w 90. minucie spotkania! Katowiczanie wygrali w derbach, wyrywając trzy punkty w samej końcówce meczu!

 

eska.pl – GKS Katowice pokonał Ruch. Derby Śląska z emocjami jak za dawnych lat
GKS Katowice – Ruch Chorzów 2:1. Zwycięska bramka padła w doliczonym czasie gry. Takiej eksplozji radości piłkarzy i kibiców GieKSy dawno nie widziano na stadionie przy Bukowej. Derby Śląska zakończyły się ogromnym sukcesem gospodarzy.
Piękna pogoda, stadion pełen kibiców i dwie drużyny, które musiały i chciały wygrać. Czy może być coś bardziej emocjonującego niż derby Śląska GKS Katowice – Ruch Chorzów? Sobotni mecz zakończył się zwycięstwem GieKSy 2:1, która w ostatniej akcji meczu zapewniła sobie trzy punkty. Radość z pokonania Ruchu była tym większa, że najprawdopodobniej oznacza koniec marzeń o automatycznym awansie do Ekstraklasy i konieczność gry w meczach barażowych. Wiadomo, że nic tak nie cieszy kibiców GKS jak porażki i problemy Niebieskich.
Derbowy mecz GKS Katowice – Ruch Chorzów oglądało 5988 kibiców w większości w żółtych koszulkach gospodarzy. Ale na stadionie zjawiła się także silna grupa kibiców Ruchu. Ani przez chwilę kibice nie przestali dopingować swoich zawodników. To wyraźnie przełożyło się na poziom spotkania. Nie brakowało strzałów i szybkich akcji.

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga