Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Kolejorzem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Mecz z Lechem Poznań to już historia. Katowiczanie ulegli rywalowi, ale – choć zdania są podzielone – nie pozostawili po sobie jakiegoś złego wrażenia. Rzućmy okiem na ten wyjazd okiem redakcji i zamykamy temat Kolejorza. W sobotę żegnamy się ze stadionem przy Bukowej. Niech to będzie pożegnanie godne.

1. Miłe doznania z Poznaniem mieliśmy już na etapie przyznawania akredytacji – zgłosiliśmy pięć wniosków – dwa na prasę i trzy na foto – i został nam przyznany komplet. Dzięki temu wiedzieliśmy, że będziemy mogli obrobić to spotkanie w sposób godny.

2. Po kilku sezonach rywalizacji z Lechem II Poznań, w końcu mogliśmy zmierzyć się z pierwszą drużyną. Jeśli chodzi o wyjazdowe spotkania, to dwukrotnie gościliśmy we Wronkach, raz wygrywając 2:1, a raz przegrywając 2:3.

3. Zwłaszcza to przegrane spotkanie, na którym miałem okazję być, zapadło mi w pamięci. Po wyrównaniu w 88. minucie, straciliśmy gola w doliczonym czasie. Naszym katem okazał się wówczas Filip Szymczak, który później grał u nas. A tego jednego oczka zabrakło nam do awansu w tamtym sezonie do pierwszej ligi.

4. Co ciekawe, w tym znów wygranym spotkaniu, w którym dwa gole strzelił Arkadiusz Woźniak, w rezerwach Lecha wystąpił Antoni Kozbual.

5. Do Poznania wyruszyliśmy koło dwunastej w składzie: Misiek, Weronika, Magda i moja skromna osoba. Kazik stacjonował z rodzinką w Poznaniu i miał do nas dołączyć w trakcie meczu. Jak zwykle przed spotkaniem uruchomił swojego drona, dzięki czemu mogliście zobaczyć efektowny stadion Lecha z lotu ptaka.

6. Stadion, na którym w niebycie ekstraklasowym gościliśmy kilkukrotnie – gdy był w przebudowie, a także gdy był już gotowy. Naliczyłem cztery takie spotkania, oczywiście przeciw Warcie Poznań. Były to nasza wygrana 1:0, remis 3:3 po show Pawła Sobczaka i Marcina Klatta (po dwa gole), remis 2:2, kiedy to Warta nam zabraniała nawet przeprowadzić… relacji radiowej, a komentator Tomek rzucił słynną łacińską sentencję po golu Damiana Chmiela „Chmel, Chmel udedyt me tmytum” oraz porażka 1:2 za prezesini Łukomskiej-Pyżalskiej, kiedy to kibice Warty w liczbie chyba kilkunastu tysięcy zrobili pospolite ruszenie.

7. Droga przebiegła totalnie bez zarzutu. Dodatkowo na nasz spokój wpływał fakt, że mieliśmy przyznaną wjazdówkę na parking. Dzięki temu mając zapas czasowy mogliśmy zatrzymać się w Maczku na szamkę. Muszę powiedzieć, że jak od 19 lat jeżdżę jako redakcja czy praca na GieKSę to jedno się nie zmienia – zawsze, z każdą ekipą jest McDonald’s 😀

8. W dawnych czasach to i z piłkarzami się było w jednym czasie w Maku na powrocie z wyjazdów. Pamiętam w trzeciej lidze jak taki Damian Sadowski rozważał, co będzie sobie brał, a i Maro lubił sobie Wieśmaka skubnąć. Co za czasy 😉

9. Głównym Makiem na trasie był wówczas ten w Lubinie. Nazywaliśmy go „przypałowym”. Ale dlaczego – nie mam zielonego pojęcia.

10. Wróćmy do soboty. Na stadionie byliśmy półtorej godziny przed meczem. Na stadion wjechaliśmy bez problemu. Parking nieco pozostawia do życzenia, jest sporo dziur, które były wypełnione deszczówką. Ale nie na tyle, żeby musieć się po tych dziurach przetaczać.

11. Od samego wjazdu na stadion patrzeliśmy na oznaczenia, strzałki itd. Miała być niebieska budka/kontener z akredytacjami – była. Szybko odebraliśmy wejściówki i skierowaliśmy się w swoje strony – my z Miśkiem na sektor prasowy, Kazik i dziewczyny – na murawę.

12. W ekstraklasie na tych dużych stadionach zawsze mam stresa, czy uda się bez problemu dojść na właściwe miejsca. Na Górniku z Filipem pogubiliśmy się kompletnie, na Legii było jako tako, ale trzeba było przejść przez zasieki.

13. Tutaj po wejściu przez bramkę i poinstruowaniu przez stewardów droga była absolutnie intuicyjna. Co chwilę były strzałki i napisy, gdzie na trybunę prasową, gdzie do mixed zony, gdzie do salki konferencyjnej.

14. Po drodze mijaliśmy salkę dla fotoreporterów, gdzie można się było posilić, były kanapki, ciastka, zimne i ciepłe napoje. Z Patrykiem poszliśmy rozglądać się po salkach konferencyjnych właśnie itd., ale gdzieś mi zniknął. Ja zajrzałem właśnie do sali, zrobiłem fotkę, przeszedłem się, a gdy wróciłem do tej salki z cateringiem, Patryk zajadał się ciastkami.

15. Też więc się posiliłem, wziąłem herbatkę i udaliśmy się na sektor prasowy. Z windy wyszli mający komentować ten mecz w TVP Sport Robert Podoliński i Maciej Iwański. Z panem Robertem Misiek sobie uciął po meczu pogawędkę na temat rac, a znany obecnie z Kanału Sportowego trener nazwał naszego Miśka „Panem Redaktorem”.

16. Od razu przypomniały mi się prywatne wiadomości, jakie wymieniałem z Maciejem Iwańskim przed meczem na Garbarni z Hutnikiem Kraków, w pierwszej kolejce sezonu 2020/21. Lata świetlne.

17. Po wjechaniu na czwarte piętro, znów wszystko intuicyjne. Super rozmieszczone też kabiny, a w zasadzie całe pokoje dla komentatorów TV. Z napisanymi na drzwiach: TVP czy Canal Plus. Bardzo ładnie, estetycznie, bez zbędnych upiększeń.

18. Osobiście zdążyłem zapomnieć ten stadion Lecha, bo ostatni raz byłem na nim pewnie z 12 lat temu. Raz też zdarzyło mi się być przy Bułgarskiej na meczu reprezentacji Polski z Wybrzeżem Kości Słoniowej (3:1), to dzień później graliśmy słynny mecz z Pogonią w Szczecinie (4:3). Ale tak się złożyło, że na Leszku miałem okazję być także na ligowych meczach z Górnikiem i Jagiellonią. Przy czym na tym drugim po dość ciężkim wieczorze i raczej skłonny byłem bardziej… spać niż oglądać mecz. Też zamierzchłe czasy.

19. Wyjście na trybunę i ten widok robi imponujące wrażenie. Widoczność jest znakomita, zamknięta bryła, nie ma pewnej rozlazłości obiektu, tak jak miałem wrażenie na Legii czy Górniku. Stadion jest duży, pojemny, ale zajmuje chyba mniejszą powierzchnię niż tamte wymienione. Albo to tylko takie wrażenie.

20. Zajęliśmy miejsca przy stołach. Porządnych, szerokich blatach, na których można rozłożyć sobie… wszystko. Do tego ta dziurka w blacie, przez którą można przeciągnąć kable. I nie puszą one się plątać pod nogami.

21. Na stanowisku byliśmy ponad godzinę przed meczem, więc można było wszystko sobie ogarnąć na spokojnie. Zaraz obok trybuny prasowej była też herbatka i ciastka. Więc idealnie wszystko. Mogliśmy oczekiwać na spotkanie.

22. Trybuny powoli się zapełniały, kibice już dawali wokalny popis, sympatycy GieKSy sukcesywnie pojawiali się na sektorze gości.

23. Lekko ociągałem się z nagraniem meldunku przedmeczowego i na swoją szkodę, bo w pewnym momencie zaczęły lecieć reklamy i tak zaczęło dudnić, że w 50. sekundzie nagrywki musiałem zarzucić ten pomysł na kilka minut, bo po prostu nie dało się w tym hałasie. Straszne to jest, że zawsze i wszędzie na świecie te reklamy muszą napie…lać takim hałasem, że bębenki pękają.

24. Przy 28-tysięcznej publiczności oglądaliśmy to widowisko. Mecz, w którym kilku zawodników grało przeciw swoim były klubom. W barwach Kolejorza przypomnieli się katowickim kibicom Antoni Kozubal i Bartosz Mrozek. Na Bułgarską wrócili natomiast Marcin Wasielewski i Alan Czerwiński.

25. Już w 3. minucie Mikael Ishak pokonał naszego bramkarza i podobnie jak z Górnikiem, niemal od początku spotkania musieliśmy gonić wynik. Katowiczanie starali się, ale na Lecha nie było tego dnia mocnych. Jakoś udało nam się dotrwać z wynikiem 0:1 do przerwy.

26. W przerwie na cateringu obok nas pojawiła się zupka. Znośna 🙂 Zawsze miło wrzucić coś ciepłego, tym bardziej, że już wielkimi krokami zbliża się zima. Były też i tutaj kanapki, kawa i herbata. Niczego nie brakowało.

27. Druga połowa to znów napór gospodarzy. Szybki rzut karny, niewykorzystany przez Ishaka, po chwili jednak trafienie Gholizadeha. Lech dominował, grał kapitalnie i zasłużenie wygrał to spotkanie.

28. Na boisku pojawili się rekonwalescenci, Marten Kuusk i Jakub Arak. Cieszy powrót do zdrowia naszych zawodników i miejmy nadzieję, że dadzą nam dużo w kolejnych spotkaniach.

29. Kibice obu drużyn popisali się efektownymi oprawami. Najpierw sympatycy Lecha wystrzelili fajerwerki, a potem odpalili race – zadymiając całe boisko i powodując z osiem minut przerwy w grze. Gdy dym opadł, swój pokaz dali kibice GieKSy, ale tym razem, można było grać. Wszystko wyglądało bardzo efektownie, co nasi fotografowie uwiecznili na fotkach.

30. Po zakończonym meczu piłkarze obu drużyn dziękowali kibicom, a specjalnie został potraktowany Antek Kozubal, którego nazwisko skandowali kibice GieKSy.

31. To niesamowite i jest ewenementem, że 20-letni zawodnik, który był jedynie wypożyczony do naszego klubu zaskarbił sobie taką sympatię kibiców GieKSy. Całkowicie zasłużenie. Oddał kawał serca i dobrej jakości piłkarskiej w Katowicach i wszyscy o tym pamiętamy. Oby kariera młodego zawodnika, już reprezentanta Polski, potoczyła się jak najlepiej.

32. Misiek poszedł zbierać wywiad, ja nagrałem meldunek pomeczowy i skierowałem się na dół do sali konferencyjnej. Jak to w ekstraklasie – na trenerów musieliśmy trochę poczekać. Kazik już na sali przygotowywał galerię, dziewczyny w salce foto też robiły swoje.

33. Trener Rafał Górak komplementował drużynę Lecha, jako najlepszego rywala, z którym graliśmy w tym sezonie w lidze. Jakkolwiek Legia przeciw nam też zaprezentowała się bardzo dobrze, to Kolejorz chyba rzeczywiście jeszcze o oczko lepiej.

34. Na tych meczach w ekstraklasie możemy spotkać dziennikarzy, którzy pracują w najbardziej znanych ogólnopolskich mediach. W pierwszej lidze to zazwyczaj byli tylko lokalsi. Tutaj więc zadawał pytanie choćby Radosław Laudański z Weszło, na sali kręcił się także Dawid Dobrasz z Meczyków. Fajnie, że GieKSę ogląda już dziennikarski mainstream, a nie tylko starzy znajomi z katowickiego Sportu.

35. Trener Nils Frederiksen to gościu z jajem. Mimo, że wygląda na nieco starszego niż jest w rzeczywistości, to widać, że nie gwiazdorzy i ma poczucie humoru. Jak wtedy, gdy jeden z dziennikarzy zapytał go, czego szukał w maszynie ze słodkościami. Trener docenił to pytanie, jako coś innego, coś nowego i odpowiedział, że po prostu potrzebował coli, a w dawnych czasach w Danii gdy jedli po meczach pizzę, to dzięki coli lepiej ta pizza przechodziła. Przy okazji warto tutaj zamieścić kapitalną fotkę, jaką trenerowi Lecha robił Kazik.

36. Ja postanowiłem zastosować metodę, którą stosowałem kiedyś, czyli spisywanie konferencji na żywo – wiadomo, że niedokładnie i jako pewien szkielet. Jednak dzięki temu, później odsłuchując i szlifując ten tekst, zapis konferencji na stronie był szybciej niż zazwyczaj. Staramy się dla Was rozwijać.

37. Jeszcze zostaliśmy na salce jakiś czas, Kazik kończył pierwszą galerię. Zdjęcia od Magdy i Werki pojawiły się następnego dnia i obecnie możecie obejrzeć aż trzy fotogalerie z tego spotkania. Zapraszamy!

38. Nie zasiedzieliśmy się tak długo, jak na Legii. Zrobiliśmy, co trzeba było zrobić szybko i zebraliśmy się do samochodu. Ja osobiście zaskoczyłem ekipę niby to teleportując się, a tak naprawdę korzystając ze specyficznej windy z dwoma przejściami.

39. Ruszyliśmy w kierunku Katowic. Z powrotem mieliśmy dodatkowego pasażera, który choć dość głośny i żywiołowy, kupił każdemu z nas po Snickersie. Takie to atrakcje na wyjazdach redakcyjnych 😉

40. W tym PS-ie mogłoby się znaleźć jeszcze ze dwadzieścia dodatkowych punktów, ale dla zachowania fasonu po prostu pomińmy pewne kwestie. W każdym razie bywa wesoło i mimo porażki, cieszyliśmy się, że możemy fajnie podziałać na kolejnym meczu ligowym.

41. Na powrocie byliśmy jeszcze na chwilę w restauracji takiej jednej sieci, której nazwy z przyzwoitości nie wymienię. Poza tym, po co się powtarzać 😉 Na wiosnę będziemy się żywić tylko warzywami z ekologicznych upraw.

42. W Katowicach byliśmy ok. 1.30. Czyli nie aż tak znowu późno. To przedostatni wyjazd w tym roku.

43. Dodajmy, że od początku do końca praca przy tym meczu była przyjemnością. Warunki do pracy na stadionie Lecha są wyśmienite, życzliwość wszystkich również jest na wysokim poziomie. Logistyka stadionowa, oznaczenia – top. Z przyjemnością wrócimy tam w przyszłym sezonie.

44. Tylko trzy punkty z Lechią. Pożegnajmy godnie nasz ukochany stadion!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Górak: Cierpliwość, przytomność, rozwaga

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu w Lublinie wypowiedzieli się szkoleniowcy Motoru i GKS Katowice – Mateusz Stolarski i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty na wyjeździe, a wygraliśmy pierwszy raz w 12. Kolejce, więc moment dla nas bardzo istotny. Z punktu widzenia punktów i tabeli bardzo istotny moment okres przed nami, czyli sam proces treningu i analizy meczu, bo te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy to w kolejnym spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych – i chciałoby się, aby dobrze drużyna funkcjonowała. Często mówiliśmy na konferencjach o dobrej grze, ale punktów nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Dzisiaj bardzo dobre mentalne w całości przełamanie,  bardzo dobre 30 minut. Duża kontrola nad meczem i wydawało się, że jesteśmy na świetnej drodze, ale… jeszcze nie jesteśmy idealni. Niepokoi mnie te czterdzieści bramek, które padło w naszych dwunastu meczach. Mimo że szesnaście strzeliliśmy, a  dwadzieścia cztery straciliśmy i dzisiaj też dwie.

W drugiej połowie byliśmy bardzo skuteczni i wykorzystaliśmy wcale niekiedy niełatwą sprawę, jeśli chodzi o przewagę jednego zawodnika, bo nie zawsze strzela się trzy bramki. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy.

Musimy budować kolejne mecze i punkty tylko w cierpliwej pracy i pokorze w tym co robimy. Nie jesteśmy krezusami ekstraklasy, która przecież idzie do przodu. Poziom rozgrywek, zainteresowanie jest czymś, co bardzo cieszy. My w Katowicach musimy wykonywać rzetelnie swoją robotę i zbierać doświadczenia. Dzisiaj dla nas bardzo ważny mecz, w tamtym sezonie nie udało mi się w naszej rywalizacji wygrać z Motorem, więc bardzo się cieszę, że to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego.

Mateusz Stolarski (trener Motoru Lublin):
Do straty drugiej bramki, szczególnie przez pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali pierwszy raz ze sobą. Wymuszone lub nie straty piłki i błędy techniczne, na które ciężko było zareagować. 0:2 i… zeszło nas całe ciśnienie. Dlatego zagraliśmy najlepsze dwadzieścia pięć minut w całym sezonie. Do bramki na 2:2 i po niej, kiedy złapaliśmy wiatr w żagle i czułem, że będzie to, co mówiłem przed meczem. Potem czerwona kartka. Na drugą połowę chcieliśmy przetrzymać do 70. minuty przy 2:2 i potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. W pierwszej akcji, po pierwszym rzucie wolnym w drugiej połowie nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy dobrze grają głową lub są groźni po SFG – musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Musieliśmy poświęcić do centrum, a on schodził poza światło bramki, bo większe szanse na gola są właśnie ze światła niż na dalszym słupku. Pomyliłem się. Taką bramkę straciliśmy, nie zdołaliśmy w ostatniej strefie wyblokować. Potem miałem poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3:3, bo mieliśmy dobry moment, ale nie strzeliliśmy. A potem co? Masz 2:3 i grasz w „10”, stoisz nisko i próbujesz przegrać jak najmniej lub idziesz po kolejną bramkę. Strzelał je przeciwnik, gratulacje dla GKS i trenera Góraka. Wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki czas, ciężki okres i musimy wszyscy uderzyć się w piersi, wziąć trochę więcej odpowiedzialności za to, co się w ostatnim czasie dzieje, ale pretensje mogę mieć tylko dla siebie.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Motorem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz z Motorem to już historia. Historia bardzo szczęśliwa dla nas, bo trzybramkowe zwycięstwo na wyjeździe nie zdarza się codziennie. Z początkiem nowego tygodnia wracamy jeszcze raz do piątkowych wydarzeń, ale za chwilę czekają nas kolejne wyzwania. Maraton z trzech meczów w ciągu tygodnia. Pierwszym akordem będzie spotkanie z Koroną Kielce. Wszyscy na Nową Bukową!

1. Wyjazd do Lublina był jednym z najdalszych w tej rundzie. Potem będziemy jeszcze mieli Białystok, a ponadto już niedalekie delegacje – do Łodzi, Niecieczy i Częstochowy.

2. Te piątki nam serwują niezwykle często. Dodatkowo mecz o osiemnastej wymagał wyjechania rano, choć nie jakoś bardzo wcześnie rano. Z Katowic wyjechaliśmy o 11.

3. Pojechaliśmy w czwórkę – ja, Misiek, Kazik i Mariusz, z którym nieraz jeździmy na wyjazdy i świadczymy sobie wzajemnie „samochodowe” przysługi. Przed nami było nieco ponad 4 godziny drogi.

4. Trasa przebiegała sprawnie. Było pochmurno, choć jeszcze nie deszczowo. Na to musieliśmy poczekać.

5. Wkrótce po odbiciu z autostrady udaliśmy się do Maka w Sokołowie Małopolskim. Mieliśmy co prawda w planie posilenie się już w Lublinie, ale chcieliśmy szybciej wziąć coś na ząb, bo Misiek nie jadł śniadania, a skoro tak – wykorzystaliśmy sytuację, by zaspokoić łakomstwo. Symbolicznie.

6. W Lublinie byliśmy około 15.30. Mogliśmy podziwiać tak nieczęste w Polsce trolejbusy. Znamy je doskonale z Tychów, ale naprawdę niewiele jest miejsc, w których one jeżdżą. Z pamięci kojarzę Grudziądz, ale mogę się mylić.

7. Z polecenia pojechaliśmy do „Bistro przy peronie”, czyli jak sama nazwa wskazuje jadłodajni przy dworcu i jednocześnie bardzo niedaleko stadionu. Tutaj czekał nas właściwy posiłek.

8. Chłopaki wzięli różnie – rybę, kurczak, schaboszczak… Ja zdecydowałem się na Zapiekaperon, czy coś takiego. Na zdjęciu ładnie wyglądało, smakowało nieźle, ale bez szału. Natomiast frytki od Miśka choć mrożone, były idealnie zrobione – co rzadko się zdarza w knajpach, więc nie omieszkałem mu kilku zwędzić.

9. Łakomstwo skutkowało tym, że wzięliśmy także zupę. Co prawda w menu było napisane, że szparagowa, ale przytomnie zapytałem pani sprzedającej, czy to rzeczywiście szparagowa czy z fasolki szparagowej. Istotnie to drugie.

10. No i na koniec byliśmy już pełni. Dobrze, że stadion był niedaleko. Wkrótce zaczęliśmy kierować się ku obiektowi Motoru.

Nie wiem, czy to nasza pamięć zawiodła, ale jakoś chyba w innym miejscu niż ostatnio były do odebrania akredytacje. Dlatego najpierw musieliśmy zaparkować samochód z jednej strony stadionu, potem go obejść (stadion, nie samochód – nie jesteśmy jeszcze tak szaleni, żeby obchodzić samochody) i wrócić do wejścia dla mediów. Przechodząc m.in. obok efektownego muralu.

11. Zazwyczaj to jest tak, że parkujemy/wjeżdżamy i już z tobołami odbieramy akredytacje. Teraz zrobiliśmy sobie trochę wycieczek. W końcu jednak odebraliśmy wejściówki.

12. Przed stadionem stały gęsiego autokary Motoru i GieKSy. Potem nasz autokar widzieliśmy jeszcze raz, w zupełnie innym miejscu.

13. Wkrótce już znaną drogą udałem się na chwilę na salę konferencyjną, gdzie pogadałem chwilę z miejscowym dziennikarzem. Potwierdzał, że pod Mateuszem Stolarskim jest gorący stołek. Dla obu klubów było to niezwykle ważne spotkanie. Kazik w tym czasie wypuścił drona i zrobił efektowne ujęcia.

14. Po zrobieniu herbaty poszedłem już na prasówkę. Zawsze lubię być zarówno na stadionie, jak i na sektorze prasowym odpowiednio wcześniej. Można się usadowić, zająć dobre miejsce i też obejrzeć jeszcze niezapełniony stadion. Jeszcze przy lekkim świetle dziennym, choć już z jupiterami.

15. Na obiekcie był pewien relikt kilkuletniej przeszłości. Otóż przy wejściu na prasówkę znajdowały się dwie kartki z hasłem do WiFi. Problem jednak polegał na tym, że jedna z nich to była kartka z… finału Pucharu Polski 2021. Ciekawe to, czy tam nikt nigdy z klubu się nie zapuścił, by ją zdjąć? A może to po prostu pamiątka?


16. Miejsca prasowe są kompletnie oddzielone od reszty. Ciekawe jest to miejsce na stadionie Motoru. Posadzka z płyt chodnikowych, ogólnie stan niemal surowy, ale przejścia wygodne. Najbardziej rozśmieszają mnie numerowane krzesełka na kółkach, których jest mniej niż stolików. Tym bardziej, trzeba wcześniej zająć.

17. Ja wybrałem miejsce nieopodal komentatorów Canal Plus, których jeszcze nie było na stanowisku. Dlatego też mogłem podejrzeć i podsłuchać na żywo wywiady z trenerami. Zawsze są one nagrywane ponad godzinę przed meczem i puszczane z odtworzenia we „Wstępie do meczu”. Tutaj już doskonale wiedziałem od razu, jakie mają nastawienie obaj szkoleniowcy.

18. Zasiadłem do swojego stanowiska. Do wyboru są dwa rzędy, jeden ze sztywnymi stolikami, drugi z rozkładanymi. Minus tych pierwszych jest taki, że są w rzędzie dolnym i mają przed sobą szybkę z pleksi. To zawsze daje takie wrażenie odgrodzenia od boiska i pewnej nienaturalności. Zająłem więc miejsce na górze.

19. Blat w porządku, minimalnie pochylony, ale nie na tyle, żeby zsuwały się rzeczy, tak jak na niektórych stadionach. Miejsca wystarczająco, kontakty są, widoczność znakomita. Nie pozostawało nic, jak czekać na rozpoczęcie spotkania.

20. Kibice powoli zaczęli się schodzić, piłkarze mieli rozgrzewkę. Pod jej koniec spiker wyczytywał składy, a w międzyczasie Arkadiusz Najemski, obrońca Motoru, został uhonorowany pamiątkową tablicą za setny mecz w Motorze. Problem w tym, że nic sobie z tego nie robił tenże spiker i czytał dalej zestawienia, więc sporo osób pewnie nie zauważyło, że taka ceremonia ma miejsce.

21. A potem mieliśmy już granie. Powiedziałbym, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy GKS od początku atakował, gdyby to była prawda. Znamy ten schemat choćby z meczów z Legią czy Cracovią. Problem był taki, że przewaga nie była udokumentowana bramką. Tutaj była – i to dwoma trafieniami. Kibice obu drużyn od początku oglądali bardzo ciekawy mecz.

22. Co do pierwszej bramki GKS, to boisko w Lublinie najwyraźniej służy Bojrsze Galanowi. Zawodnik praktycznie nie strzela goli, ale na stadionie Motoru trafił już drugi raz. Tak to bywa w piłce.

23. Adam Zrelak strzelił bramkę ręką. Na szczęście nie swoją, więc to nie była boska ręka Jasia Furtoka. Dopomógł jednak wspomniany Arek Najemski. Tak więc, gratulacje Arek! I jeszcze raz dzięki!

24. Nadal jednak musieliśmy być czujni, bo przecież w poprzednim sezonie też w dziewiątej minucie prowadziliśmy, a to jednak Motor wygrał 3:2. Tu mieliśmy dwubramkowe prowadzenie, ale dalecy byliśmy od przypisywania sobie trzech punktów, bo… to jest GieKSa, która zawsze potrafi spłatać figla.

25. No i spłatała. Łatwo dała sobie wbić dwie bramki, bo już nie było więcej miejsca, żeby się cofnąć na boisku (dalej były już tylko trybuny). Z dobrego prowadzenia zrobił się remis, a w zamieszaniu Motor był bliski trzeciej bramki.

26. Nie jestem w stu procentach przekonany, że to Czubak strzelił pierwszego gola. Sam zawodnik mówił, że raczej nie dotknął piłki. Powtórki są bardzo mylące, bo na niektórych jest wrażenie, że dotknął, na innych całkowicie nie. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze z linijką sprawdzi. Ja bym zaliczył bramkę Wolskiemu.

27. Na szczęście Łabojce przepaliły się styki i sfaulował Zrelaka przy linii autowej. Choć eksperci stwierdzają, że druga żółta kartka nie była potrzebna. Bez przesady. Czyste i zasłużone żółtko. To zawodnik powinien uważać, a nie liczyć na litość sędziego.

28. Swoją drogą zaledwie dwie sekundy były potrzebne, by Marten Kuusk po swoim wejściu odmienił losy meczu. To właśnie po zmianie, w której zastąpił Czerwińskiego, Estończyk wykonywał aut do Słowaka i nastąpił ten faul.

29. Druga połowa to był już koncert GieKSy. Nasze armaty na dobre się odblokowały. Zrelak strzelił już gola nogą, a nie ręką rywala i katowiczanie szybko znów byli na prowadzeniu. To drugie trafienie Słowaka w tym sezonie.

30. A potem show dał Ilja Szkurin. Białorusin strzelił swoje pierwsze dwie bramki w lidze dla GKS, a w sumie ma już trzy trafienia, bo przecież zdobył gola także w Pucharze Polski. Jaka szkoda, że nie wykorzystał tej sytuacji sam na sam, bo drugi hat-trick zawodnika GKS w tym sezonie to byłoby coś.

31. Hat-trick asyst mógł mieć Bartosz Nowak, ale dwie właśnie były prawowite, a trzecia (pierwsza w kolejności) to była ta przy drugim golu GKS w tym meczu. Bramka była samobójcza, więc asysty nie ma.

32. Z czasem nie było już zagrożenia, że GieKSie może coś się stać. Dużo wnieśli zmiennicy, jak wspomniany Ilja, a także Sebastian Milewski czy Marcel Wędrychowski.

33. Tym samym GKS zdobył pięć goli na wyjeździe pierwszy raz od ubiegłorocznego meczu z Puszczą. Kibice natomiast zwracają uwagę, że ostatni mecz z kibicami, w którym zespół zdobył pięć bramek w delegacji to spotkanie sprzed… 20 lat, kiedy GieKSa wygrała w czwartej lidze z Czarnymi Sosnowiec 5:2. Wówczas hat-tricka zaliczył Sebastian Gielza.

34. W końcu mieliśmy odrobinę radości. Po meczu oczywiście nagrałem swoją nagrywkę, a z racji tego, że byliśmy – jak wspomniałem – nieopodal komentatorów, zaprosiłem Tomasza Wieszczyckiego do wywiadu. Były reprezentant Polski zgodził się i przeprowadziliśmy sympatyczną, krótką rozmowę. Wieszczu zapowiedział, że za tydzień będzie na meczu z Koroną.

35. Mecz skomentował także Tomasz Witas, który zadebiutował w tej roli w Canal Plus. Wyszło mu całkiem dobrze, słyszałem jego emocje na żywo, a potem przewijając sobie mecz mogłem stwierdzić, że dał radę. Może to będzie szczęśliwy komentator dla GieKSy?

36. A co do Wieszcza, to trzeba powiedzieć, że w poprzednim sezonie pamiętam, że komentował mecz z Puszczą u siebie (3:1), a w obecnym z Wisłą w Płocku (1:1). Więc też całkiem nieźle.

37. Potem oczywiście udałem się na konferencję prasową. Jak zwykle zadawałem pytania trenerowi Górakowi, ale przy pierwszym z nich tak się zamotałem, że musiałem gdzieś odkręcić, żeby w gruncie rzeczy powiedzieć, o co mi chodzi 😉

38. Mateusz Stolarski natomiast wyglądał jak cień człowieka. Taka piłkarska depresja. Mieliśmy to kiedyś w GieKSie, tak w swoim czasie wyglądał Piotr Mandrysz, a będąc uczciwym, takie wrażenie w pewnym momencie sprawiał także Rafał Górak – w czasach okrzyków o walizkach i fatalnych wyników. Trener też się na szczęście odkręcił z tej sytuacji i to dawna sprawa.

39. Ciężki czas przeżywa jednak trener Motoru. Próbował odpowiadać, ale widać było wielki żal – niewypowiedziany całkowicie żal tak naprawdę do zawodników. Szkoleniowiec chyba też wie, że prezesi różnie lubią reagować. A Zbigniew Jakubas przecież chciał pucharów…

40. GieKSa wygrywając 5:2 wyprzedziła Motor w tabeli. Brawo!

41. Po konferencji zostaliśmy jeszcze jakiś czas na sali. I znów muszę to powiedzieć. My naprawdę po 19 latach w pierwszej lidze mamy dużo pokory, nawet jeśli chodzi o ludzi zajmujących się mediami. Przy jednym stoliku siedzieli sobie ludzie z oficjalnej strony klubu, przy innym my. I u wszystkich pełen spokój, oczywiście że dobre humory, ale nie ma tego cwaniakowania, co w innych klubach, tego śmieszkowania i kumatości, tak żeby cały Lublin słyszał. Lubię to u nas. Nie robimy z siebie nie wiadomo jakich gwiazd. Za dużo wszyscy w Katowicach przeszliśmy.

42. Wkrótce udaliśmy się do samochodu, by wrócić do Katowic. Czekało nas kolejne ponad cztery godziny drogi. Pogoda była kiepska, padało lub siąpiło niemal cały czas.

43. W Brzesku jeszcze wstąpiliśmy na kurczaki z KFC, bo byliśmy po wielu godzinach już głodni – a było już po północy. To była jedyna dostępna strawa o tej porze. Od razu przypomnieliśmy sobie, że już niedługo mecz z Piastem.

44. Dla mnie to był piąty mecz w Lublinie, z czego drugi na nowym stadionie. Bilans jest bardzo zadowalający – zobaczyłem trzy zwycięstwa, jeden remis i jedną porażkę. W tych spotkaniach widziałem także aż jedenaście bramek GieKSy.

45. Na powrocie jeszcze mijaliśmy autokar GieKSy. To zdecydowanie stały fragment gry podczas powrotów z wyjazdów.

46. W Katowicach byliśmy około drugiej w nocy. W końcu, w szóstym meczu w delegacji zdobyliśmy trzy punkty!

47. Do zobaczenia w sobotę na Koronie!

Kontynuuj czytanie

Hokej

Bezradna GieKSa

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ramach 14. kolejki Tauron Hokej Ligi podejmowaliśmy w Satelicie lidera tabeli – Unię Oświęcim. Po końcowej syrenie powody do radości mieli goście, a losy spotkania rozstrzygnęły się w pierwszej tercji. 

Spotkanie rozpoczęło się od gola dla oświęcimian. W 2. minucie McNulty tak niefortunnie wybijał krążek spod własnej bramki, że trafił w głowę Petrasa, a następnie „guma” znalazła się w naszej bramce. Uskrzydleni zdobytą bramką goście szukali okazji na podwyższenie prowadzenia, jednak Eliasson nie dał się pokonać. W 7. minucie w zamieszaniu pod bramką Tyczyńskiego żaden z naszych zawodników nie potrafił wepchnąć krążka do bramki. Od tego meczu mecz nabrał tempa, a krążek szybko przemieszczał się z jednej strony lodowiska na drugą. W połowie meczu w odstępie 54 sekund przyjezdni zdobyli dwie bramki. Najpierw Ahopelto zagrał w tempo do Krzemienia, a ten nie dał szans na skuteczną interwencję naszemu bramkarzowi. Niespełna minutę później strzałem spod linii trzeciego gola dla unitów zdobył Peresunko. Po stracie trzeciej bramki do boksu zjechał Eliasson, a jego miejsce między słupkami zajął Kieler. Do końca tercji goście kontrolowali przebieg wydarzeń na lodzie.

Początek drugiej tercji należał do unitów, którzy stworzyli sobie kilka groźnych okazji. W 25. minucie dwójkową akcję Wronka-Fraszko na gola zamienił ten drugi. Dwie minuty później powinno być 2:3, ale tylko w wiadomy sobie sposób strzał Varttinena obronił Tyczyński. Z upływem czasu groźniejsze okazje zaczęli stwarzać nasi hokeiści. W 30. minucie Lundegard trafił w poprzeczkę. Napór katowiczan trwał, ale próby Bepierszcza, Chodora, Vervedy i Pasiuta nie przyniosły efektu bramkowego. Niewykorzystane okazje się zemściły na 32 sekundy przed syreną kończącą drugą tercję. Ahopelto zagrał krążek do Morrowa, a ten huknął jak z armaty w samo okienko. Jednak to nie było koniec emocji. Niemal równo z syreną kończącą tę część meczu Wronka strzałem pod poprzeczkę zdobył drugiego gola dla GieKSy.

Trzecia tercja rozpoczęła się od festiwalu kar po obu stronach. Najpierw na dwie minuty do boksu kar odesłany został Makela. Tuż po zakończeniu jego kary, nieprzepisowo zagrał Petras. Podczas tego czterominutowego okresu gry w powerplay’u najbliżej zdobycia gola był Anderson. Po wyrównaniu sił na lodzie role się odwróciły i to oświęcimianie grali praktycznie przez cztery minuty w przewadze, po wykluczeniach dla Chodora, a następnie dla Hoffmana. Oświęcimianie również tego okresu nie zwieńczyli golem. Co się odwlecze to nie uciecze. W 51. minucie Partanen strzałem pod poprzeczkę z okolic koła bulikowego zdobył gola numer 5 dla Unii Oświęcim. Na pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry do boksu zjechał Kieler, a w jego miejsce wszedł dodatkowy zawodnik z pola. Manewr ten zakończył się niepowodzeniem, a strzelcem szóstej bramki był Peresunko, ustalając wynik meczu.

GKS Katowice – Unia Oświęcim 2:6 (0:3, 2:1, 0:2)

0:1 Samuel Petras 1:46
0:2 Łukasz krzemień (Erik Ahopelto, Roman Dyukow) 10:20
0:3 Ołeksandr Peresunko (Reece Scarlett) 11:14
1:3 Bartosz Fraszko (Patryk Wronka) 24:58
1:4 Joe Morrow (Erik Ahopelto)39:28
2:4 Patryk Wronka (Grzegorz Pasiut) 39:59
2:5 Mika Partanen (Samuel Petras) 50:21, 5/4
2:6 Ołeksandr Peresunko (Scarlett Reece, Radosław Galant) 56:46, do pustej bramki

GKS Katowice: Eliasson (Kieler) – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Bapierszcz, Anderson, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jonasz – Chodor, Hornik, Kosmęda, Dawid, Hofman Jakub.

Unia Oświęcim: Tyczyński (Dyukov Anton) – Morrow, Scarlett, Peresunko, Rac, Kasperlik – Dyukov Roman, Makela, Ahopelto, Galant, Partanen – Florczak, Soderberg, Moutrey, Trkulja, Petras – Matthews, Mościcki, Ziober, Krzemień, Kusak.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga