Felietony Piłka nożna
Komfort. Teraz go tylko powiększać
 
																														
															
															
														Komfort – to słowo w Katowicach można odmieniać. Może jeszcze nie przez wszystkie przypadki. Na przykład nie przez biernik, bo GieKSa na pewno nie jest w kreowaniu swojego komfortu bierna. I choć na całą rundę trzeba zachować czujność, to obecna sytuacja jest taką, jaką ciężko było sobie wymarzyć jeszcze przed sezonem. Siedem punktów przewagi nad strefą spadkową to jedno. Siedem punktów przewagi nad czterema drużynami, plus sześć nad jeszcze jednym to już kapitalna pozycja wyjściowa do walki o pozostanie w elicie. To oznacza bowiem, że KAŻDA z tych pięciu drużyn musiałaby zgarnąć o osiem punktów więcej niż GKS Katowice, żeby katowiczanie spadli pod kreskę. Zakładając, że nie dogoni nas Lechia, która ma jedenaście punktów straty, ale to już jawi się jako abstrakcja.
Nie ma co popadać w hurraoptymizm, ale w optymizm już na pewno można. GKS wygrywając ze Stalą i inaugurując ten rok w takim stylu, dał właśnie tę bezpieczną pozycję w tabeli. Beniaminkowie z taką liczbą punktów po 19 kolejkach nie spadali. Ba, z beniaminków w ostatnich pięciu latach, którzy spadli z ekstraklasy, najwięcej punktów po 19 kolejkach miał Górnik Łęczna, ale było to zaledwie 18 oczek. Wszystko, co powyżej – utrzymywało się. Dodatkowo w klasyfikacji tak ulubionych przez trenera „najlepszych beniaminków”, w porównaniu z ostatnimi pięcioma sezonami, GKS po 19 kolejkach ma mniej punktów tylko od Radomiaka (35) w sezonie 2021/22 i Widzewa (31) w sezonie 2022/23 oraz obecnego Motoru (29). Przy okazji warto wspomnieć tego Radomiaka prowadzonego wówczas przez Dariusza Banasika, bo bilans 9-8-2 był doskonały, a bilans 11 meczów bez porażki, zwieńczony triumfem 3:0 przy Łazienkowskiej wywindował radomian na trzecie miejsce w tabeli.
Jeśli chodzi o spadkowiczów w ostatnich pięciu latach, to poza jednym wyjątkiem, najwięcej punktów po 19 kolejkach miały Wisła Kraków i Lechia – po 21 oczek. Pozostałe drużyny, mające co najmniej 22 punkty po tylu seriach spotkań, utrzymywały się. Wspomnianym wyjątkiem jest Wisła Płock, która mając dorobek 28 punktów, zleciała z hukiem z ligi – jednak sytuacja jest to na tyle kuriozalna, że trzeba ją raczej traktować jako ewenement. Bilans 2-3-10 od tego momentu był na tyle słaby, że minimum potrzebnego do utrzymania płocczanie nie osiągnęli.
Te wyliczenia mają pokazać, że to, co mamy obecnie, to nie jest taki chleb powszedni dla beniaminków. Na czternastu w ostatnich pięciu sezonach, spadła połowa. Los drużyn awansujących z pierwszej ligi jest więc dość dramatyczny, bo pięćdziesiąt procent żegna się z elitą już po jednym sezonie. Wielu z nich z katastrofalną liczbą punktów, pokazującą, że nie unieśli ciężaru i poziomu ekstraklasy, że najzwyczajniej ich ona przerosła. Doceniajmy więc to, co mamy. I pamiętajmy o Wiśle Płock.
Tym bardziej, że i my taką rundę mieliśmy, z tym że jeśli chodzi o „walkę” o awans do ekstraklasy. Za Kazimierza Moskala GieKSa po rundzie jesiennej była na drugim miejscu z punktem straty do lidera. Wiosna to był bilans… 2-9-6. Bilans do dziś wydający się kuriozalny – gdy drużyna walcząca o awans wygrywa dwa mecze na siedemnaście. Niemniej – nawet taki bilans (dużo remisów) w tym sezonie da nam utrzymanie. Wolelibyśmy jednak wygrywać częściej i zapewne tak się stanie. GieKSa się jeszcze nie utrzymała, ale jest na bardzo dobrej drodze.
Naszym rywalem Raków Częstochowa. Drużyna, z którą już (jeszcze) za czasów Marka Papszuna potrafiliśmy dwukrotnie wygrać w sezonie 2017/18. Co ciekawe zwycięskie 2:1 spotkanie w Katowicach pamiętają Lukas Klemenz i Adrian Błąd, który grali w tym meczu. W kolejnym sezonie już tak dobrze nie było. Raków budujący swoją potęgę, wygrał z GKS 2:0 i 3:0. W obu meczach zagrał Adrian Błąd, a przy Bukowej dodatkowo Arkadiusz Jędrych, który po dwóch żółtych kartkach musiał opuścić boisko. Drogi częstochowian i katowiczan rozeszły się bardzo mocno – Raków awansował, GKS spadł. I do tego spadku wydatnie, niebezpośrednio, Medaliki się przyczyniły. Tracąc gola w ostatniej minucie z Wigrami spowodowały cały ciąg zdarzeń – Bytovia nie wiedząc, że strzelona bramka nie da im utrzymania była dużo bardziej zdeterminowana, żeby ją zdobyć. Gdyby bytowianie wiedzieli, że Wigry strzeliły gola, być może nie posłaliby Witana w pole karne albo choćby nawet nie doszło do tego rzutu wolnego, bo motywacja byłaby już bardzo osłabiona. Gdybanie.
To już zamierzchła przeszłość. Po sezonie o GKS przyszedł Rafał Górak, Marek Papszun natomiast – z roczną przerwą – nadal jest trenerem Rakowa. Jutro po raz kolejny przyjdzie im zmierzyć się w ligowym pojedynku na poziomie ekstraklasy. Jesienią w Katowicach mecz był dość dziwny. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, patrząc, jak agresywnie i ofensywnie gra GieKSa. Z przeciwnikiem z najwyższej polskiej półki katowiczanie grali bez kompleksów i długimi fragmentami byli drużyną lepszą. Można wręcz powiedzieć, że Raków był mocno zdominowany. Tym bardziej bolała ta porażka, bo w tej całej dominacji przeciwnicy wyprowadzili jedną akcję, bo której Jean Carlos strzelił gola. Z czasem GieKSa słabła, a Raków był mocniejszy. Bramki jednak już żadna drużyna nie strzeliła. Co najmniej remis w tym meczu nam się należał. „Zwycięstwo w bólach, nie powinniśmy wygrać tego meczu, a wygraliśmy” – mówił na konferencji pomeczowej szkoleniowiec gości.
Przede wszystkim mentalnie musimy uważać na… Leonardo Rochę. Zawodnik w tym sezonie jest katem GieKSy i w dwóch meczach z Radomiakiem, strzelił nam trzy bramki. Byłoby kuriozalne, gdyby jeden zawodnik strzelił gola danemu rywalowi w trzech spotkaniach ligowych w jednym sezonie. Trzeba więc się uczulić na piłkarza – jeśli będzie grał. Najlepiej by było dla nas, gdyby nie grał. Z drugiej strony na boisku będzie mógł wystąpić Bartosz Nowak, który ku niezadowoleniu sztabu szkoleniowego, kibiców i pewnie jego samego, jesienią zagrać nie mógł. Teraz będzie mógł się przypomnieć częstochowskiej publiczności, a nie zapominajmy, że w mistrzowskim sezonie Rakowa, Bartosz Nowak był najskuteczniejszym strzelcem zespołu w lidze (10 bramek).
Rywal na pewno jest trudniejszy niż Stal Mielec. Gospodarze jutrzejszego meczu mają najlepszą obronę w lidze – stracili tylko jedenaście bramek. Przegrali zaledwie dwa mecze. Dlatego też każdy punkt przy Limanowskiego będzie sukcesem.
Wiadomo, że GKS nie wygra wszystkich meczów, ale bufor bezpieczeństwa na straty punktów jest bardzo istotny, a taki na ten moment mamy. Tak jak wspomniałem, z racji tego, że aż cztery drużyny mają o siedem punktów mniej niż GKS, wielce prawdopodobne jest, że co najmniej taka przewaga po tej kolejce po prostu się utrzyma. GieKSa nie ma więc wiele do stracenia, a do zyskania bardzo dużo. I w związku z tym prawdopodobne jest, że katowiczanie nadal będą grali swoją odważną, ofensywną grę, oczywiście nie zapominając o podstawie – czyli zabezpieczeniu tyłów.
Piłka nożna
Górak: Cierpliwość, przytomność, rozwaga
 
																		Po meczu w Lublinie wypowiedzieli się szkoleniowcy Motoru i GKS Katowice – Mateusz Stolarski i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.
Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty na wyjeździe, a wygraliśmy pierwszy raz w 12. Kolejce, więc moment dla nas bardzo istotny. Z punktu widzenia punktów i tabeli bardzo istotny moment okres przed nami, czyli sam proces treningu i analizy meczu, bo te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy to w kolejnym spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych – i chciałoby się, aby dobrze drużyna funkcjonowała. Często mówiliśmy na konferencjach o dobrej grze, ale punktów nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Dzisiaj bardzo dobre mentalne w całości przełamanie,  bardzo dobre 30 minut. Duża kontrola nad meczem i wydawało się, że jesteśmy na świetnej drodze, ale… jeszcze nie jesteśmy idealni. Niepokoi mnie te czterdzieści bramek, które padło w naszych dwunastu meczach. Mimo że szesnaście strzeliliśmy, a  dwadzieścia cztery straciliśmy i dzisiaj też dwie.
W drugiej połowie byliśmy bardzo skuteczni i wykorzystaliśmy wcale niekiedy niełatwą sprawę, jeśli chodzi o przewagę jednego zawodnika, bo nie zawsze strzela się trzy bramki. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy.
Musimy budować kolejne mecze i punkty tylko w cierpliwej pracy i pokorze w tym co robimy. Nie jesteśmy krezusami ekstraklasy, która przecież idzie do przodu. Poziom rozgrywek, zainteresowanie jest czymś, co bardzo cieszy. My w Katowicach musimy wykonywać rzetelnie swoją robotę i zbierać doświadczenia. Dzisiaj dla nas bardzo ważny mecz, w tamtym sezonie nie udało mi się w naszej rywalizacji wygrać z Motorem, więc bardzo się cieszę, że to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego.
Mateusz Stolarski (trener Motoru Lublin):
Do straty drugiej bramki, szczególnie przez pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali pierwszy raz ze sobą. Wymuszone lub nie straty piłki i błędy techniczne, na które ciężko było zareagować. 0:2 i… zeszło nas całe ciśnienie. Dlatego zagraliśmy najlepsze dwadzieścia pięć minut w całym sezonie. Do bramki na 2:2 i po niej, kiedy złapaliśmy wiatr w żagle i czułem, że będzie to, co mówiłem przed meczem. Potem czerwona kartka. Na drugą połowę chcieliśmy przetrzymać do 70. minuty przy 2:2 i potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. W pierwszej akcji, po pierwszym rzucie wolnym w drugiej połowie nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy dobrze grają głową lub są groźni po SFG – musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Musieliśmy poświęcić do centrum, a on schodził poza światło bramki, bo większe szanse na gola są właśnie ze światła niż na dalszym słupku. Pomyliłem się. Taką bramkę straciliśmy, nie zdołaliśmy w ostatniej strefie wyblokować. Potem miałem poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3:3, bo mieliśmy dobry moment, ale nie strzeliliśmy. A potem co? Masz 2:3 i grasz w „10”, stoisz nisko i próbujesz przegrać jak najmniej lub idziesz po kolejną bramkę. Strzelał je przeciwnik, gratulacje dla GKS i trenera Góraka. Wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki czas, ciężki okres i musimy wszyscy uderzyć się w piersi, wziąć trochę więcej odpowiedzialności za to, co się w ostatnim czasie dzieje, ale pretensje mogę mieć tylko dla siebie.
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu z Motorem
 
																		Mecz z Motorem to już historia. Historia bardzo szczęśliwa dla nas, bo trzybramkowe zwycięstwo na wyjeździe nie zdarza się codziennie. Z początkiem nowego tygodnia wracamy jeszcze raz do piątkowych wydarzeń, ale za chwilę czekają nas kolejne wyzwania. Maraton z trzech meczów w ciągu tygodnia. Pierwszym akordem będzie spotkanie z Koroną Kielce. Wszyscy na Nową Bukową!
1. Wyjazd do Lublina był jednym z najdalszych w tej rundzie. Potem będziemy jeszcze mieli Białystok, a ponadto już niedalekie delegacje – do Łodzi, Niecieczy i Częstochowy.
2. Te piątki nam serwują niezwykle często. Dodatkowo mecz o osiemnastej wymagał wyjechania rano, choć nie jakoś bardzo wcześnie rano. Z Katowic wyjechaliśmy o 11.
3. Pojechaliśmy w czwórkę – ja, Misiek, Kazik i Mariusz, z którym nieraz jeździmy na wyjazdy i świadczymy sobie wzajemnie „samochodowe” przysługi. Przed nami było nieco ponad 4 godziny drogi.
4. Trasa przebiegała sprawnie. Było pochmurno, choć jeszcze nie deszczowo. Na to musieliśmy poczekać.
5. Wkrótce po odbiciu z autostrady udaliśmy się do Maka w Sokołowie Małopolskim. Mieliśmy co prawda w planie posilenie się już w Lublinie, ale chcieliśmy szybciej wziąć coś na ząb, bo Misiek nie jadł śniadania, a skoro tak – wykorzystaliśmy sytuację, by zaspokoić łakomstwo. Symbolicznie.
6. W Lublinie byliśmy około 15.30. Mogliśmy podziwiać tak nieczęste w Polsce trolejbusy. Znamy je doskonale z Tychów, ale naprawdę niewiele jest miejsc, w których one jeżdżą. Z pamięci kojarzę Grudziądz, ale mogę się mylić.
7. Z polecenia pojechaliśmy do „Bistro przy peronie”, czyli jak sama nazwa wskazuje jadłodajni przy dworcu i jednocześnie bardzo niedaleko stadionu. Tutaj czekał nas właściwy posiłek.
8. Chłopaki wzięli różnie – rybę, kurczak, schaboszczak… Ja zdecydowałem się na Zapiekaperon, czy coś takiego. Na zdjęciu ładnie wyglądało, smakowało nieźle, ale bez szału. Natomiast frytki od Miśka choć mrożone, były idealnie zrobione – co rzadko się zdarza w knajpach, więc nie omieszkałem mu kilku zwędzić.
9. Łakomstwo skutkowało tym, że wzięliśmy także zupę. Co prawda w menu było napisane, że szparagowa, ale przytomnie zapytałem pani sprzedającej, czy to rzeczywiście szparagowa czy z fasolki szparagowej. Istotnie to drugie.
10. No i na koniec byliśmy już pełni. Dobrze, że stadion był niedaleko. Wkrótce zaczęliśmy kierować się ku obiektowi Motoru.
 Nie wiem, czy to nasza pamięć zawiodła, ale jakoś chyba w innym miejscu niż ostatnio były do odebrania akredytacje. Dlatego najpierw musieliśmy zaparkować samochód z jednej strony stadionu, potem go obejść (stadion, nie samochód – nie jesteśmy jeszcze tak szaleni, żeby obchodzić samochody) i wrócić do wejścia dla mediów. Przechodząc m.in. obok efektownego muralu.
Nie wiem, czy to nasza pamięć zawiodła, ale jakoś chyba w innym miejscu niż ostatnio były do odebrania akredytacje. Dlatego najpierw musieliśmy zaparkować samochód z jednej strony stadionu, potem go obejść (stadion, nie samochód – nie jesteśmy jeszcze tak szaleni, żeby obchodzić samochody) i wrócić do wejścia dla mediów. Przechodząc m.in. obok efektownego muralu.
11. Zazwyczaj to jest tak, że parkujemy/wjeżdżamy i już z tobołami odbieramy akredytacje. Teraz zrobiliśmy sobie trochę wycieczek. W końcu jednak odebraliśmy wejściówki.
12. Przed stadionem stały gęsiego autokary Motoru i GieKSy. Potem nasz autokar widzieliśmy jeszcze raz, w zupełnie innym miejscu.
13. Wkrótce już znaną drogą udałem się na chwilę na salę konferencyjną, gdzie pogadałem chwilę z miejscowym dziennikarzem. Potwierdzał, że pod Mateuszem Stolarskim jest gorący stołek. Dla obu klubów było to niezwykle ważne spotkanie. Kazik w tym czasie wypuścił drona i zrobił efektowne ujęcia.
14. Po zrobieniu herbaty poszedłem już na prasówkę. Zawsze lubię być zarówno na stadionie, jak i na sektorze prasowym odpowiednio wcześniej. Można się usadowić, zająć dobre miejsce i też obejrzeć jeszcze niezapełniony stadion. Jeszcze przy lekkim świetle dziennym, choć już z jupiterami.
15. Na obiekcie był pewien relikt kilkuletniej przeszłości. Otóż przy wejściu na prasówkę znajdowały się dwie kartki z hasłem do WiFi. Problem jednak polegał na tym, że jedna z nich to była kartka z… finału Pucharu Polski 2021. Ciekawe to, czy tam nikt nigdy z klubu się nie zapuścił, by ją zdjąć? A może to po prostu pamiątka?
16. Miejsca prasowe są kompletnie oddzielone od reszty. Ciekawe jest to miejsce na stadionie Motoru. Posadzka z płyt chodnikowych, ogólnie stan niemal surowy, ale przejścia wygodne. Najbardziej rozśmieszają mnie numerowane krzesełka na kółkach, których jest mniej niż stolików. Tym bardziej, trzeba wcześniej zająć.
17. Ja wybrałem miejsce nieopodal komentatorów Canal Plus, których jeszcze nie było na stanowisku. Dlatego też mogłem podejrzeć i podsłuchać na żywo wywiady z trenerami. Zawsze są one nagrywane ponad godzinę przed meczem i puszczane z odtworzenia we „Wstępie do meczu”. Tutaj już doskonale wiedziałem od razu, jakie mają nastawienie obaj szkoleniowcy.
18. Zasiadłem do swojego stanowiska. Do wyboru są dwa rzędy, jeden ze sztywnymi stolikami, drugi z rozkładanymi. Minus tych pierwszych jest taki, że są w rzędzie dolnym i mają przed sobą szybkę z pleksi. To zawsze daje takie wrażenie odgrodzenia od boiska i pewnej nienaturalności. Zająłem więc miejsce na górze.
19. Blat w porządku, minimalnie pochylony, ale nie na tyle, żeby zsuwały się rzeczy, tak jak na niektórych stadionach. Miejsca wystarczająco, kontakty są, widoczność znakomita. Nie pozostawało nic, jak czekać na rozpoczęcie spotkania.
20. Kibice powoli zaczęli się schodzić, piłkarze mieli rozgrzewkę. Pod jej koniec spiker wyczytywał składy, a w międzyczasie Arkadiusz Najemski, obrońca Motoru, został uhonorowany pamiątkową tablicą za setny mecz w Motorze. Problem w tym, że nic sobie z tego nie robił tenże spiker i czytał dalej zestawienia, więc sporo osób pewnie nie zauważyło, że taka ceremonia ma miejsce.
21. A potem mieliśmy już granie. Powiedziałbym, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy GKS od początku atakował, gdyby to była prawda. Znamy ten schemat choćby z meczów z Legią czy Cracovią. Problem był taki, że przewaga nie była udokumentowana bramką. Tutaj była – i to dwoma trafieniami. Kibice obu drużyn od początku oglądali bardzo ciekawy mecz.
22. Co do pierwszej bramki GKS, to boisko w Lublinie najwyraźniej służy Bojrsze Galanowi. Zawodnik praktycznie nie strzela goli, ale na stadionie Motoru trafił już drugi raz. Tak to bywa w piłce.
23. Adam Zrelak strzelił bramkę ręką. Na szczęście nie swoją, więc to nie była boska ręka Jasia Furtoka. Dopomógł jednak wspomniany Arek Najemski. Tak więc, gratulacje Arek! I jeszcze raz dzięki!
24. Nadal jednak musieliśmy być czujni, bo przecież w poprzednim sezonie też w dziewiątej minucie prowadziliśmy, a to jednak Motor wygrał 3:2. Tu mieliśmy dwubramkowe prowadzenie, ale dalecy byliśmy od przypisywania sobie trzech punktów, bo… to jest GieKSa, która zawsze potrafi spłatać figla.
25. No i spłatała. Łatwo dała sobie wbić dwie bramki, bo już nie było więcej miejsca, żeby się cofnąć na boisku (dalej były już tylko trybuny). Z dobrego prowadzenia zrobił się remis, a w zamieszaniu Motor był bliski trzeciej bramki.
26. Nie jestem w stu procentach przekonany, że to Czubak strzelił pierwszego gola. Sam zawodnik mówił, że raczej nie dotknął piłki. Powtórki są bardzo mylące, bo na niektórych jest wrażenie, że dotknął, na innych całkowicie nie. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze z linijką sprawdzi. Ja bym zaliczył bramkę Wolskiemu.
27. Na szczęście Łabojce przepaliły się styki i sfaulował Zrelaka przy linii autowej. Choć eksperci stwierdzają, że druga żółta kartka nie była potrzebna. Bez przesady. Czyste i zasłużone żółtko. To zawodnik powinien uważać, a nie liczyć na litość sędziego.
28. Swoją drogą zaledwie dwie sekundy były potrzebne, by Marten Kuusk po swoim wejściu odmienił losy meczu. To właśnie po zmianie, w której zastąpił Czerwińskiego, Estończyk wykonywał aut do Słowaka i nastąpił ten faul.
29. Druga połowa to był już koncert GieKSy. Nasze armaty na dobre się odblokowały. Zrelak strzelił już gola nogą, a nie ręką rywala i katowiczanie szybko znów byli na prowadzeniu. To drugie trafienie Słowaka w tym sezonie.
30. A potem show dał Ilja Szkurin. Białorusin strzelił swoje pierwsze dwie bramki w lidze dla GKS, a w sumie ma już trzy trafienia, bo przecież zdobył gola także w Pucharze Polski. Jaka szkoda, że nie wykorzystał tej sytuacji sam na sam, bo drugi hat-trick zawodnika GKS w tym sezonie to byłoby coś.
31. Hat-trick asyst mógł mieć Bartosz Nowak, ale dwie właśnie były prawowite, a trzecia (pierwsza w kolejności) to była ta przy drugim golu GKS w tym meczu. Bramka była samobójcza, więc asysty nie ma.
32. Z czasem nie było już zagrożenia, że GieKSie może coś się stać. Dużo wnieśli zmiennicy, jak wspomniany Ilja, a także Sebastian Milewski czy Marcel Wędrychowski.
33. Tym samym GKS zdobył pięć goli na wyjeździe pierwszy raz od ubiegłorocznego meczu z Puszczą. Kibice natomiast zwracają uwagę, że ostatni mecz z kibicami, w którym zespół zdobył pięć bramek w delegacji to spotkanie sprzed… 20 lat, kiedy GieKSa wygrała w czwartej lidze z Czarnymi Sosnowiec 5:2. Wówczas hat-tricka zaliczył Sebastian Gielza.
34. W końcu mieliśmy odrobinę radości. Po meczu oczywiście nagrałem swoją nagrywkę, a z racji tego, że byliśmy – jak wspomniałem – nieopodal komentatorów, zaprosiłem Tomasza Wieszczyckiego do wywiadu. Były reprezentant Polski zgodził się i przeprowadziliśmy sympatyczną, krótką rozmowę. Wieszczu zapowiedział, że za tydzień będzie na meczu z Koroną.
35. Mecz skomentował także Tomasz Witas, który zadebiutował w tej roli w Canal Plus. Wyszło mu całkiem dobrze, słyszałem jego emocje na żywo, a potem przewijając sobie mecz mogłem stwierdzić, że dał radę. Może to będzie szczęśliwy komentator dla GieKSy?
36. A co do Wieszcza, to trzeba powiedzieć, że w poprzednim sezonie pamiętam, że komentował mecz z Puszczą u siebie (3:1), a w obecnym z Wisłą w Płocku (1:1). Więc też całkiem nieźle.
37. Potem oczywiście udałem się na konferencję prasową. Jak zwykle zadawałem pytania trenerowi Górakowi, ale przy pierwszym z nich tak się zamotałem, że musiałem gdzieś odkręcić, żeby w gruncie rzeczy powiedzieć, o co mi chodzi 😉
38. Mateusz Stolarski natomiast wyglądał jak cień człowieka. Taka piłkarska depresja. Mieliśmy to kiedyś w GieKSie, tak w swoim czasie wyglądał Piotr Mandrysz, a będąc uczciwym, takie wrażenie w pewnym momencie sprawiał także Rafał Górak – w czasach okrzyków o walizkach i fatalnych wyników. Trener też się na szczęście odkręcił z tej sytuacji i to dawna sprawa.
39. Ciężki czas przeżywa jednak trener Motoru. Próbował odpowiadać, ale widać było wielki żal – niewypowiedziany całkowicie żal tak naprawdę do zawodników. Szkoleniowiec chyba też wie, że prezesi różnie lubią reagować. A Zbigniew Jakubas przecież chciał pucharów…
40. GieKSa wygrywając 5:2 wyprzedziła Motor w tabeli. Brawo!
41. Po konferencji zostaliśmy jeszcze jakiś czas na sali. I znów muszę to powiedzieć. My naprawdę po 19 latach w pierwszej lidze mamy dużo pokory, nawet jeśli chodzi o ludzi zajmujących się mediami. Przy jednym stoliku siedzieli sobie ludzie z oficjalnej strony klubu, przy innym my. I u wszystkich pełen spokój, oczywiście że dobre humory, ale nie ma tego cwaniakowania, co w innych klubach, tego śmieszkowania i kumatości, tak żeby cały Lublin słyszał. Lubię to u nas. Nie robimy z siebie nie wiadomo jakich gwiazd. Za dużo wszyscy w Katowicach przeszliśmy.
42. Wkrótce udaliśmy się do samochodu, by wrócić do Katowic. Czekało nas kolejne ponad cztery godziny drogi. Pogoda była kiepska, padało lub siąpiło niemal cały czas.
43. W Brzesku jeszcze wstąpiliśmy na kurczaki z KFC, bo byliśmy po wielu godzinach już głodni – a było już po północy. To była jedyna dostępna strawa o tej porze. Od razu przypomnieliśmy sobie, że już niedługo mecz z Piastem.
44. Dla mnie to był piąty mecz w Lublinie, z czego drugi na nowym stadionie. Bilans jest bardzo zadowalający – zobaczyłem trzy zwycięstwa, jeden remis i jedną porażkę. W tych spotkaniach widziałem także aż jedenaście bramek GieKSy.
45. Na powrocie jeszcze mijaliśmy autokar GieKSy. To zdecydowanie stały fragment gry podczas powrotów z wyjazdów.
46. W Katowicach byliśmy około drugiej w nocy. W końcu, w szóstym meczu w delegacji zdobyliśmy trzy punkty!
47. Do zobaczenia w sobotę na Koronie!
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
 
																		Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.
 
										

 
																																														 
																																																																																																 
																																														 
																																																																																											 
																																														 
																																																																																											










































 
											 
											 
											 
											 
											 
											 
											 
													 
																									 
													 
																									 
													 
																									 
													 
																									
Najnowsze komentarze