Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Defensywna aberracja futbolu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Wczorajszy mecz to było kuriozum. Może nie tak, jak niegdysiejszy mecz, który oglądałem w TV pomiędzy Barceloną i Betisem, w którym Blaugrana wygrała 5:1, będąc drużyną zdecydowanie… gorszą. Tutaj nie można powiedzieć, że Cracovia była gorsza, ba – była zdecydowanie lepsza. Efektywniejsza w swych działaniach na boisku, bo przecież gdzie indziej. Ale… niesmak, a wręcz potężny niesmak pozostał.

Zaczęło się od tego, że po powrocie z wyjazdu na Nową Bukową wszystko wyglądało po staremu. Od początku meczu GKS narzuca swoje warunki gry, jest szybki, dynamiczny, agresywny. Stwarza sytuacje, ma wiele stałych fragmentów. W pewnym momencie Bartosz Nowak wykonywał cztery (!) razy z rzędu rzut rożny. Nie przypominam sobie w piłce takiej sytuacji – trzy i owszem się zdarzały, ale cztery?… Ewenement. I tak jak mówił Filip Surma w transmisji – Bartek chciał trafić w ten swój punkt w polu karnym i cały czas próbował. A Michał Trela twierdził, że gol dla GKS wisi w powietrzu.

Każdy, kto ogląda mecze GKS w tym sezonie jednak zna takie scenariusze i nie są one wcale takie… dobre. Zanim jednak przejdziemy do spraw defensywnych to powiedzmy sobie, że to jest trochę mydlenie oczu z tymi sytuacjami bramkowymi. Owszem, katowiczanie oddali kilka strzałów, nawet celnych, golkiper gości dobrze bronił, ale nie łapaliśmy się za głowy po niewykorzystanych stuprocentowych sytuacjach. Z naporu GieKSiarzy mogła paść bramka i w poprzednich meczach u siebie padały. To jest właśnie ta aferka, o której pisałem, gąszcz nóg i ewentualnie pojawia się sytuacja bramkowa. Ale setek tu nie było.

No i poszło po schemacie. Cracovia wyprowadziła jedną z pierwszych (bo drugą) groźną akcję i od razu strzeliła gola. Dokładnie taki sam schemat przerabialiśmy z Widzewem, dokładnie tak samo było z Radomiakiem. Czyli GKS dominuje i atakuje, a rywal – z pewną przesadą – raz sobie wyjdzie z połowy i pyk – brameczka. Na Legii może aż tak nie było, bo gospodarze też mieli swoje sytuacje, ale tam katowiczanie naprawdę świetnie grali w ofensywie od początku meczu. A i tak sami dostali gonga.

Problem jest taki, że jedna taka bramka może się wydarzyć i można wtedy powiedzieć – zdarza się. W 2008 roku na Euro Austria cisnęła Polaków niemiłosiernie, Artur Boruc wyczyniał cuda w bramce w sytuacjach sam na sam, a jednak to nasza reprezentacja zdobyła gola. Takich przykładów w piłce trochę jest. Nie jest to częsta sytuacja, ale co kilkadziesiąt meczów się zdarza. Stracić jednak w takich okolicznościach DWA gole do przerwy – to już jest sprawa iście kuriozalna.

No i oczywiście GKS nie byłby sobą, gdyby tych goli nie tracił w skandaliczny sposób. Już nie mówię nawet o tym odkryciu się skutkującym „lotniskiem” dla przeciwników. To może nie wyglądało tak, jak mecz sprzed niemal dwóch lat, kiedy Tottenham grał w dziewiątkę przeciw Chelsea, trener ustawił linię obrony bardzo wysoko i The Blues wychodzili co chwilę dwoma, trzema zawodnikami sam na sam. Ale mimo wszystko ten mecz mi się jakoś przypomniał.

I tu dochodzimy do sedna. Gra obronna. Niestety w tym sezonie, jak i w końcówce poprzedniego, to jest absolutny dramat i zaprzeczenie ekstraklasowego poziomu. To co wyprawiają nasi obrońcy, ale też cała drużyna w fazie defensywnej, nie mieści się w głowie. To jest taki schemat, że można zastanowić się – po co atakować, wypruwać sobie żyły w ofensywie, skoro rywal zrobi jeden-dwa wypady i strzeli bramki, a w najlepszym wypadku stworzy sobie bardzo groźne sytuacje. Taka trochę jest GieKSa w tym sezonie. Bo normalnie w piłce to jest tak, że przeciwnik atakuje, stwarza lepsze czy gorsze sytuacje, czasem strzeli gola lub nie. W przypadku katowiczan każdy atak w miarę sensownego rywala, to potężne ryzyko utraty bramki. My po prostu bronić nie potrafimy. Nie wiem, czy nigdy nie umieliśmy czy po prostu zapomnieliśmy.

Rok temu czepiałem się tych indywidualnych błędów, które zdarzały się choćby temu wychwalanemu pod niebiosa Oskarowi Repce. Z tym że poza tymi kiksami, nieumiejętnością wybicia piłki, cała obrona spisywała się przyzwoicie. Teraz mamy zarówno indywidualne absurdalne zachowania, jak i całość defensywnej gry zespołu jest po prostu beznadziejna.

Zostawmy kunszt piłkarzy Cracovii i Mateusza Klicha, bo to jest jedna sprawa. Solidna defensywa powinna takim bramkom zapobiec. Przy pierwszym golu Alan Czerwiński dał się minąć jak dziecko, Dawid Kudła wybrał się na grzyby (podobno zaczyna się sezon), ale zanotował pusty przelot i odsłonił całą bramkę. Sam gol samobójczy to już przypadek, ale gdyby Dawid został w bramce, pewnie tego trafienia by nie było. Drugi gol to już kompletna aberracja gry w piłkę. Najpierw obciął się naprawdę dobrze do tej pory grający Milewski, ale równie wielkim problemem było to, że po pierwszym strzale i kapitalnej interwencji Kudły, nasi zawodnicy stanęli jak kołki, tak jakby pogodzili się już z utratą bramki. Zero ruchu – byli jak słupy soli. Uśmiechnięty Henriksson tylko na to czekał i sam pewnie był zszokowany jak bardzo mu rywale nie przeszkadzali. Ludzie – gra się do gwizdka czy przerwy w grze. Przy trafieniu Stojilkovića już po prostu byliśmy typowo słabsi od przeciwnika, który znalazł lukę – ale i tutaj nawet Arek Jędrych dał się w beznadziejny sposób ograć.

Cracovia naprawdę nie miała wielu sytuacji i nie cisnęła w tym meczu ani trochę. Wystarczyło kilka wypadów, gdzie swoją jakością plus skandaliczną grą GKS w defensywie, doprowadzili do tych bramek. A przecież mogło być z tych nielicznych akcji ofensywnych jeszcze więcej – gdy Milewski (powtórzę – od początku meczu grający bardzo dobrze), obciął się w drugiej połowie i Minczew wyszedł sam na sam z Kudłą. Czy w doliczonym czasie gry przed przerwą, gdy rywale wyszli 2 na 1 obrońcę i prawie było 0:3.

Wygląda to źle, bardzo źle. GKS potrafi gole strzelać, co pokazał już kilka razy w tym sezonie. Ale strzela, gdy gra w piłkę – jak z Arką czy Radomiakiem. Bo jak nie gra, to ma zero z przodu – jak z Rakowem, Górnikiem czy Lechią. Co z tego jednak, że strzelimy jakieś bramki, jeśli tak łatwo je tracimy. Nie zawsze będziemy wygrywać 3:2.

W ostatnich 14 meczach GKS nie potrafił zachować czystego konta. W tym czasie stracił 30 (słownie: trzydzieści!) bramek. To ponad dwa gole stracone na mecz. Czyli to oznacza, że średnio w tych czternastu meczach potrzebowaliśmy aż dwóch goli do remisu i aż trzech goli do zwycięstwa. I rzeczywiście – strzelając trzy gole wygrywaliśmy. Jedynym wyjątkiem, w którym dwa trafienia dały wygraną, a ta średnia była zaburzona – to starcie z maja z… Cracovią.

W tych czternastu meczach: pięć razy straciliśmy trzy gole, sześć razy – dwa gole, trzy razy – jednego gola. Czyli w 11 na 14 ostatnich meczów traciliśmy co najmniej dwa gole. W tym sezonie w dziewięciu kolejach trzy razy przegraliśmy 0:3. Jak mawiał klasyk – to się w pale nie mieści.

Oczywiście po raz ósmy z rzędu straciliśmy bramkę w czasie 40+ lub 85+… Naprawdę to już się robi nudne. Już nawet nie chce mi się tego liczyć. W GieKSę wierzę, ale nie wiem czy wierzę w to, że nadejdzie kiedyś mecz, w którym GKS nie straci gola do szatni czy prawie do szatni.

Naprawdę, gdyby GKS był po prostu słaby jak barszcz, to jeszcze bym to przełknął i jakoś się z tym pogodził. Jednak widzę duży potencjał w tej drużynie – choć bardziej w ofensywie. Mamy zawodników, którzy jak złapią wiatr w żagle, to potrafią kreować sytuacje i strzelać bramki. Ale to wszystko traci sens, gdy przeciwnik zdecyduje się wyściubić nos z własnej połowy. I tutaj na pewno jest to kamyk do ogródka trenera i sztabu, bo zamiast być lepiej, to jest coraz gorzej. Fakt, że kontuzja Aleksandra Paluszka pokrzyżowała plany bardzo mocno. Ale nie wzmocniliśmy formacji obronnej w okienku transferowym i naprawdę – nie ma większych możliwości roszad. Alan Czerwiński w tym sezonie gra po prostu bardzo słabo. Arek Jędrych też nie jest wybitną ostoją. Do tego szkoleniowiec podejmuje dziwne decyzje o wystawianiu na środku Grzegorza Rogali, jeszcze dziwniej to argumentując, że zawodnik rozegrał dobry mecz w Gdańsku. Trenerze, proszę…

Zakładając jednak, że Rogala jest rozpatrywany jako środkowy, to nadal mamy z nim i Czerwiński, Jędrychem, Kuuskiem i Klemenzem pięciu do grania. Zestaw niepowalający na kolana absolutnie. A jeszcze serce nam podeszło do gardła – mimo wszystko – gdy kapitan był opatrywany na początku meczu. Przyjdą też drobne urazy czy kartki. Naprawdę źle to wygląda w tej formacji. Więc tak – sama formacja jako taka jest naszym olbrzymim problemem, podobnie jak gra defensywna całego zespołu. Ale to od obrony się wszystko zaczyna i tu nie mamy wiele możliwości manewru.

Na koniec jeszcze jedna sprawa. Z trenerem się często nie zgadzam i krytykuję jego wybory. Szkoleniowiec podkreśla nieraz, że kibic patrzy pod kątem efektu, emocji, bramek, zwycięstw, a trenerzy rozpatrują te kwestie bardziej analitycznie, mają swoje programy, które dają im liczby, kto, jak i ile. I to oczywiście jest prawda. Ja od zawsze wiem (niekoniecznie mówię), że taktyka w piłce mnie po prostu nie interesuje. Każdy w piłce znajduje coś dla siebie – ja jestem dobry w historii, wynikach, fascynuje mnie śledzenie różnych historii drużyn w czasie. I oczywiście emocje, emocje, emocje – to jest numer jeden. Gdyby interesowała mnie taktyka, czyli naprawdę dość zaawansowana wiedza na ten temat, zostałbym domorosłym analitykiem albo trenerem właśnie. Jako kibic jednak wyrażam swoje zdanie na temat końcowego efektu, jaki widzę na boisku. I można wtedy mówić o założeniach czy liczbach, ale co z tego, jak dostajemy potem w trąbę raz, drugi, trzeci 0:3, a w niektórych meczach zawodnicy wyglądają tak, jakby nie wiedzieli, po co wyszli na boisko.

Chcę jednak powiedzieć, że mimo tych „niezgód” z trenerem wszelkie pomysły o jego zwolnieniu w tym momencie to też jest kuriozum – tym razem kibicowskie. Ludzie – puknijcie się w głowę, bo przecież już to przerabialiśmy. Już zwalnialiśmy Góraka w pierwszej lidze, już było „pakuj walizki”, bo wuefista, bo nie może się nauczyć pierwszej ligi, bo trzyma się uparcie swoich schematów, bo piłka go przerasta. Czy mam przypomnieć, że ten człowiek ostatecznie tę pierwszą ligę po prostu przeszedł spektakularnie, jak w grze komputerowej?

Poprzedni sezon – pierwszy sezon w ekstraklasie to było marzenie. GieKSa pod wodzą Rafała Góraka zdobyła niemal pół setki punktów, nie będąc ani przez moment zagrożona spadkiem, zapewniając sobie utrzymanie już w kwietniu. Czy naprawdę dziewięć kolejek wystarcza do tego, żeby znów wchodzić w ten stary schemat? Przypominam, że GKS nadal (stan na sobotę rano) jeszcze nie jest w strefie spadkowej. Że jeszcze nie ma żadnej punktowej tragedii. Uczmy się na błędach.

Poza tym to jest nieludzkie, żeby przy pierwszym małym kryzysie od dwóch lat od razu eliminować człowieka, który cały ten projekt pod tytułem „ekstraklasa” zbudował z totalnych zgliszczy. Trener buduje i dajmy mu z tej trudnej sytuacji wyjść. To naprawdę nie jest ten moment i jeśli ktoś myśli o zwolnieniu, to niczym się nie różni od tych wszystkich prezesów-wariatów, którzy trenerów zmieniają jak rękawiczki.

Jest dramatycznie w obronie i to jest zadanie numer jeden dla trenera. Niech ogarnia – z tym materiałem ludzkim, który ma. Wyjścia innego nie mamy. Pozostaje wierzyć i wspierać ten zespół, nawet jeśli doprowadza do wielkiej irytacji.

Zwycięstwa przyjdą. Tylko zachowajmy spokój. Krytyka – tak. Ostra krytyka- jeszcze bardziej tak. Decyzje pod wpływem emocji – absolutnie nie!

Czekamy na wtorek i trzymamy kciuki za drużynę!


2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    Boelk

    20 września 2025 at 17:40

    poczatek tego felietonu naprawde dobry i trafny ale pozniej tos pan panie redaktorze naprawde poplynal …ten chlop nadaje sie do zwoolnienia od co najmniej 4 lat awans byl zarzadzony przez miasto na otwarcie stadionu ,te chlopaki graja sami i awans to najmniejsza zasluga tego buraka a zgranie i checi druzyny plus zielone swiatlo z miasta poprzedni sezon druzyna grala bo trener nie przeszkadzal odszedl Oskar i widac jakie specjalista poczynil wzmocnienia takze blagam nie bron tego patalacha bo to nieudacznik jakich malo a czym dluzej bedziemy czekac z wymiana trenera tym szanse na utrzymanie beda mniejsze a tak jak piszesz i pelna racja ze druzyne stac na poprawne wyniki i utrzymanie sie z tym skladem…a propos widzac po analizie ze koncowka poprzedniego sezonu to juz problemy defensywy i naturalnie bramkarza a my oddajemy solidnego obronce do sasiada zza miedzy….to tez decyzja treneiro a sciagniecie szrotu w postaci rosolka i buksy to pewnie pomysl Jacka Plachty zeby sie posmaic troche w przerwach miedzy tercjami…a jak juz porownania z panem Jackiem to tylko popatrzec co potrafi stworzyc dobry trener…..grajac w kurniku ..cztery lata z rzedu sukcesy radosci i pelna duma z sekcji hokeja…a my sie podniecamy ze burak wprowadza pilkarzy po 21 latach do extraklasy????? to byl plan minimum i obowiazek dzieki za felieton bo zawsze warto rozmawiac i wysluchac zdania

  2. Avatar photo

    Irishman

    22 września 2025 at 03:35

    Mamy w drużynie trzech stoperów, z czego ostatnio grał jeden. Można mieć czasem jakieś tam zastrzeżenia do Kuuska, albo Klemenza ale gorzej jak Czerwiński na prawej stronie by nie zagrali. Poza tym, jeśli mamy całą serię rzutów różnych i nic z tego nie wynika to zastanówmy się dlaczego? Zastanówmy się kto ma o te górne piłki, poza Jędrychem powalczyć? Trzeba uspokoić sytuację, zresetować system, powracając do „ustawień fabrycznych” – Klemenz, Jędrych, Kuusk. Inaczej szarpanie się w ofensywie nic nie da. Teraz, gdy widmo spadku zaczyna nam zaglądać w oczy, to nie czas na eksperymenty.
    Zgadzam się Shellu, że błędem byłoby teraz zwalniane trenera, który przecież w okienku transferowym ułożył pod siebie ten skład. Ale fakt, że kiedyś jego upór przyniósł nam awans, nie jest dziś żadnym argumentem. Bo dziś prowadzi nas to do zagłady. Jak już ma sięgnąć do przeszłości, to sięgam raczej do tego czasu, gdy w spadliśmy na dno I-ligowej tabeli. I wtedy trener, był w stanie się ogarnąć. Odszedł wtedy od tego „radosnego futbolu” i zaczęliśmy się powoli wygrzebywać z tej sytuacji. Teraz będzie trudniej, bo to ekstraklasa, a nie I liga, ale im dłużej będziemy zwekać, tym sytuacja będzie sie stawać coraz bardziej beznadzieja.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga