Wyjazdy w obecnej rundzie różni od poprzednich to, że w końcu regułą stały się żółte koszulki na każdym z nich, niezależnie od pogody i rangi meczu. To zmiana na plus. Na każdym dotychczasowym prowadzony był dobry doping, między innymi dzięki dobrym liczbom, ale to akurat w naszym przypadku normalna sprawa. Wyjazd do Nowego Sącza był kolejną okazją do podtrzymania dobrej dyspozycji wyjazdowej i wykorzystaliśmy ją całkowicie.
Stadion Sandecji nie jest specjalnie gościnny, przysługująca nam pula wyniosła 216 biletów i dokładnie tylu GieKSiarzy znalazło się w sobotę w sektorze gości. Kilkudziesięciu kibiców zostało pod stadionem. Szacunek dla nich, że mimo pewności co do tego, że nie zostaną wpuszczeni jednak pojechali za swoją drużyną. Jesteśmy zawsze tam! Tym razem nie wspierali nas zgodowicze, ponieważ ich drużyny rozgrywały mecze tego samego dnia.
Podróż minęła spokojnie i dość szybko, a po zjeździe z najdroższej – podobno – dwupasmowej autostrady w Europie mogliśmy za oknami autokarów i aut podziwiać naprawdę malownicze widoki. Góry, jeziora, lasy, zamki…
Od początku meczu piłkarze GieKSy ruszyli do ataku, a my ruszyliśmy z dopingiem. Znów najlepszą pozycją w naszym repertuarze okazała się pieśń „jeden jest tylko klub”. Apogeum dobrej zabawy przypadło mniej więcej w momencie, kiedy do strzału z rzutu karnego szykował się Goncerz. Od chwili, w której bramkarz Sandecji odbił piłkę, wszystko w grze naszego zespołu się posypało, ale dopingi trwał dalej, do samego końca spotkania, mimo niekorzystnego wyniku. Trochę animuszu dodała nam wymiana zdań z miejscowymi, chyba nieco zbyt długa jak na rywala tej rangi kibicowskiej. Po meczu piłkarze podziękowali nam za doping, a my im za walkę.
Osobny akapit obiecałem poświęcić miejscowej ekipie cateringowej. Tu powstaje jednak dylemat, bo co prawda w przerwie zabrakło na stoisku wszystkiego poza napojami i trzeba było czekać na jedzenie aż do drugiej połowy, jednak dziewczęta z obsługi były tak sympatyczne, że żal by było je obsmarowywać…
Wpuszczanie na sektor w Nowym Sączu odbywa się w jeden z najgorszych możliwych sposobów, jedną bram(k)ą przytrzymywaną przez ochroniarza, raz uchylaną, raz przymykaną. Ponadto pani policjantka stojąca na terenie stadionu wraz z ochroną nagrywała dowody osobiste, do czego nie miała prawa – WIĘCEJ TUTAJ
Podsumowując – za nami kolejny solidny wyjazd, z dobrą liczbą i nieustannym dopingiem. W tym sezonie czeka nas już tylko wycieczka do Olsztyna.