Dołącz do nas

Piłka nożna

Mur beton w środku, posucha na skrzydłach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W naszym co-rundowym podsumowaniu formacji przyszedł czas na linię pomocy. To tu teoretycznie podczas meczów dzieje się najwięcej, bo w tej strefie akcje rywala nabierają realnych kształtów i można je skasować już na środku boiska, w końcu tutaj najczęściej nasza drużyna zaczyna swoje ofensywne akcje. Jak zawsze w pomocy jest najwięcej rotacji w zależności od dobrych/słabych występów zawodników i potrzeba danego meczu.

Defensywni pomocnicy
Można chyba powiedzieć, że w tym temacie dokonaliśmy prawdziwej rewolucji w tej rundzie i wielka zasługa Jerzego Brzęczka, że poukładał to tak, jak poukładał. Ale po kolei. W poprzednich sezonach różnie bywało z defensywnymi pomocnikami. W ostatnich rozgrywkach mieliśmy Łukasza Pielorza, Sławomira Dudę i Povilasa Leimonasa, z czego dwóch ostatnich wymiennie grających. Nie mogliśmy być zachwyceni – piłkarze popełniali wiele błędów, a najlepszy z tej trójki, czyli Pielorz też nie grał na bardzo wysokim poziomie. Na początku sezonu wydawało się, że dalej możemy się z tym środkiem „męczyć”. W Radomiu zadebiutował Bartłomiej Kalinkowski i było to słabe wejście, okraszone żółtą kartką i zejściem z boiska w przerwie. Partnerował mu Pielorz. W pierwszej kolejce z Wigrami kombinowaliśmy ze środkiem – Pielorzowi miał pomagać Foszmańczyk, ale skończyło się to katastrofą. Łukasz zagrał fatalne zawody, po jego błędzie padła bramka, prokurował groźne okazje dla przeciwnika. W Głogowie wróciliśmy do starego schematu z Pielorzem i Dudą i tym razem było przyzwoicie. Kiepsko za to ich gra wyglądała z Chojniczanką, a już fatalnie w wykonaniu Łukasza. Drugi mecz z rzędu na Bukowej zagrał bardzo złe zawody i szkoleniowiec powoli zaczął się zastanawiać nad przydatnością zawodnika w pierwszej jedenastce.

Trener szukał, szukał i… znalazł. Pisaliśmy o przełomie w postaci meczu czwartej kolejki w Olsztynie. Ten przełom miał również swój początek w decyzji o wystawieniu Bartłomieja Kalinkowskiego z Łukaszem Zejdlerem, dotychczas grającym na skrzydle. Obaj spisali się ze Stomilem bardzo dobrze, to było podniesienie jakości gry defensywnych pomocników o dwa stopnie w górę. Z Zagłębiem Sosnowiec obaj spisali się na tyle dobrze, że goście nie mieli zbyt wielu okazji na zdobycie bramki. Potem katowiczanie wygrali ze Zniczem, a Kali z Łukaszem na dobre zadomowili się w pierwszej jedenastce. Środek pola zaczął wyglądać dobrze i pewnie. Kalinkowski może nie grał zbyt efektownie, ale skutecznie w destrukcji, Zejdler dokładał jeszcze do tego ciekawe rozegranie w ofensywie. Świetny mecz rozegrali w Bielsku, a Zejdlera po spotkaniu określiliśmy mianem profesora. Piłkarze nie zaliczali praktycznie słabych występów, a w Legnicy Zejdler znów był najlepszy na boisku. Niestety zabrakło go z powodu kartek w meczu ze Stalą i od razu ucierpiała na tym jakość naszej gry. Nawet Kali zagrał słabiej, nie czując się przy Sławku Dudzie tak pewnie, jak przy Łukaszu. Słabszy mecz duetu Kalinkowski-Zejdler przydarzył się w Tychach, a Bartek zaliczył stratę, po której padł gol. W końcu jakiś błąd musiał im się przydarzyć, grunt, że wcześniej rozegrali masę dobrych spotkań. Zawodnicy na jakiś czas troszkę spuścili z tonu, nie grali już tak dobrze jak wcześniej. Faktem jest, że GKS nadal bramek nie tracił, ale rywale raz na jakiś czas potrafili przedrzeć się przez środek boiska. Nadal jednak nie można było powiedzieć, że Kalinkowski i Zejdler grali źle. To nadal był poziom wyższy niż defensywnych pomocników w poprzednich sezonach. W końcu w Kluczborku wrócili na właściwe tory i zagrali bardzo dobrze spotkanie, a Łukasz okrasił je golem z rzutu wolnego. Świetnie obaj spisali się iw kolejnym spotkaniu z Olimpią Grudziądz. Końcówka była już dużo słabsza. W Bytowie zagrali słabo, w Suwałkach pauzował Bartłomiej, ale zarówno Zejdler, jak i zastępujący Duda rozegrali bardzo złe zawody. Na mecz z Chrobrym wrócił Kali i mimo że GKS wygrał, to jednak Chrobry zbyt często przedostawał się pod naszą bramkę, ale na pewno nie był to taki zły mecz, jak dwa poprzednie.

Boczni pomocnicy
Tutaj niestety od początku sezonu mieliśmy dużo więcej problemów i na dobrą sprawę zupełnie nie zostały one rozwiązane.

Do GieKSy zostali ściągnięci Andreja Prokić i Paweł Mandrysz, dwóch szybkich zawodników mogących grać na skrzydle. Mieliśmy także Macieja Bębenka, który jednak w poprzednim sezonie pokazywał głównie swoją nieprzydatność do zespołu. W Radomiu Mandrysz nie mógł jeszcze zagrać, ale oglądaliśmy Prokića, który niczym się nie wyróżnił, grając słabo. Z drugiej strony wspomniany Bębenek również niewiele wniósł.

Udział Macieja w tej rundzie był niewielki. W pierwszej kolejce z Wigrami zagrał fatalnie. Potem wystąpił od 60. minuty w spotkaniu ze Stomilem i też nic nie pokazał, poza złym rozgrywaniem piłki z rzutu rożnego z Czerwińskim, po którym poszła kontra, której efektem była czerwona kartka dla Sebastiana Nowaka. Z Zagłębiem Sosnowiec zagrał bardzo przeciętnie, a potem na chwilę jeszcze widzieliśmy go w meczu ze Stalą Mielec i zapisał się jedynie żółtą kartką zaraz po wejściu na boisko. Potem Maciej już nie grał, m.in. ze względu na kontuzję.

Andreja po spotkaniu w Radomiu, w meczu ligowym z Wigrami pojawił się na boisku kwadrans po przerwie. To również był bardzo słaby mecz i o ile wówczas myśleliśmy, że to złe miłego początki, to teraz z perspektywy czasu okazuje się, że była to zapowiedź bardzo słabej rundy Serba. Praktycznie w każdej kolejce – niezależnie czy zaczynał od początku czy wchodził z ławki – mogliśmy mieć sporo pretensji za to, że nie wnosi nic pozytywnego do zespołu. Z czasem oczywiście irytowało to coraz bardziej, bo czas mijał, a progresu nie było. W końcu nieco lepiej było od meczu ze Zniczem. I gdy wydawało się, że jest to idealny zawodnik na grę z kontry, przy naszym prowadzeniu w Bielsku, Andreja jedną z takich kontr tak klasycznie zepsuł, że pamiętamy to do dziś. Ale wyglądało to coraz lepiej, z Wisłą Puławy trafił w słupek. Od tego czasu zaczął się festiwal także niewykorzystanych okazji piłkarza. Z Miedzią nie wykorzystał setki, a potem i forma poszła znów w dół. Ze Stalą i Tychami znów było bardzo źle. Za to w meczu z Pogonią pojawił się na 20 minut na boisku i zdążył zmarnować dwie znakomite sytuacje. Z Sandecją również jako zmiennik miał bardzo dobrą okazję. Z Górnikiem natomiast wchodząc na ostatnie 6 minut z jednej strony rozruszał zespół, z drugiej w kluczowej kontrze 2 na 1 nie zdecydował się na otwierające podanie do Foszmańczyka. Po tym meczu zawodnik na kilka minut zniknął ze składu, to znaczy nie pojawiał się na boisko nawet z ławki. Wchodził jako rezerwowy w Bytowie i Suwałkach, a w tym drugim meczu nie wykorzystał kolejnej stuprocentowej sytuacji.

Z Wigrami wystartował Paweł Mandrysz, którego pamiętaliśmy z kapitalnej akcji z Banikiem Ostrawa. Początków w GieKSie Paweł łatwych nie miał. Na początku generalnie zderzył się z pierwszoligową rzeczywistości i być może to co było dla niego łatwe w drugiej lidze, w pierwszej nie mogło się już tak szybko powieść. Zwłaszcza widoczne było to w starciu z Zagłębiem Sosnowiec, kiedy to pojawił się na boisku po przerwie i wniósł dużo ożywienia, ale ilość niewykorzystanych sytuacji była zatrważająca. Mimo wszystko z każdym meczem było ciut lepiej. W Bielsku grał dobrze, ale znów nie wykorzystał dwustuprocentowej sytuacji. W meczu z Wisłą wróciła irytacja związana z brakami technicznymi – czy w kwestii wyszkolenia czy stresu, tego nie wiemy. Generalnie znów przez kilka kolejek było przeciętnie lub słabo, zawodnik raczej wchodził z ławki niż grał w pierwszym składzie. W końcu udało mu się trafić do siatki w meczu z Pogonią Siedlce i był to gol zwycięski. To jednak jeszcze nie pozwoliło mu być pewnym pierwszej jedenastki. Za to w Kluczborku rozegrał bardzo dobry mecz i również zdobył bramkę. Niestety w meczu w Bytowie doznał poważniejszej kontuzji i na tym skończył się jego udział w meczach w tym roku.

W początkowej fazie sezonu na skrzydle oglądaliśmy także Łukasza Zejdlera. W Głogowie zagrał 30 minut i strzelił piękną bramkę (Złoty Buk za Gola Roku) z 40 metrów. Z Chojniczanką jego gra nie była już tak dobra, no a potem – jak pisaliśmy – zawędrował do środka i był to strzał w dziesiątkę.

Od początku sezonu widzieliśmy jaki potencjał tkwi w Tomaszu Foszmańczyku. Problem w tym, że widać to było na początku gdy grał w środku boiska. Z braku klasowych bocznych pomocników trener przez większość rundy wystawiał właśnie Tomka na skrzydle, przez co traciliśmy walory ofensywne tego zawodnika. Na dobre na skrzydle zaczął grać po powrocie do składu po kontuzji z meczu z Podbeskidzie. W spotkaniu ze Stalą było nieźle, ale bez rewelacji. Z Tychami i Pogonią było już słabo, z Sandecją pomagał zawodnikom ze środka. Ewidentne było to, że Fosę ciągnie do środka boiska i to tam czuje się najlepiej, trudno sobie przypomnieć wiele jego akcji skrzydłami – to pozostawiał Alanowi Czerwińskiemu. Generalnie podczas swoich meczów na skrzydle Fosa tracił 50% swojej wartości. W ostatnim meczu z Chrobrym strzelił gola z karnego.

Mało w tej rundzie oglądaliśmy Krzysztofa Wołkowicza. Zaczął z Wigrami, potem pojawił się dopiero w ósmej kolejce. Wchodził z ławki w najlepszym razie na półgodziny, ale jego występy były anonimowe. Nieoczekiwanie dla wszystkich po trzech meczach bez gry, w Kluczborku wyszedł w podstawowym składzie i trzeba przyznać, że rozegrał dobry mecz. Potem jednak znów wchodził na ogony i to nie w każdym meczu.

W Suwałkach na prawej pomocy zagrał wyjątkowo Alan Czerwiński, ale nie był to dobry mecz tego zawodnika.

Na lewej pomocy szkoleniowiec dwukrotnie postawił na Dawida Abramowicza, wówczas w obronie zastępował go Damian Garbacik. Tak było w meczu z Górnikiem oraz od pewnego momentu w Bytowie. Niestety piłkarz nie wykazał się zbyt dużymi umiejętnościami ofensywnymi. Gdy rywale zakładali na nim pressing, ciężko mu było z niego wyjść, co było widoczne zwłaszcza w Bytowie, gdzie jedyny raz został zdjęty z boiska (kwadrans przed końcem).

No i z Wigrami obejrzeliśmy Pawła Szołtysa, który strzelił bramkę i nawet nieźle zagrał, a potem wystąpił z Chrobrym.

Ofensywna pomoc
Ten aspekt gry naszego zespołu można podzielić na dwa etapy – przed przyjściem Mikołaja Lebedyńskiego i po jego pojawieniu się w naszym zespole.

W Radomiu nie było jeszcze Tomasza Foszmanczyka, dlatego oglądaliśmy Krzysztofa Wołkowicza i był to słaby mecz. Z Wigrami w środku grali zarówno Fosa, jak i Grzegorz Goncerz. Pozytywnie zaczęło być od meczu z Chrobrym, kiedy Tomasz zaczął się rozkręcać, a z Chojniczanką był najlepszym zawodnikiem GieKSy, strzelił też swojego pierwszego gola. Kolejne trafienie zaliczył w udanym meczu ze Zniczem, a spotkanie z Podbeskidziem to już był jego popis. Na nieszczęście w meczu, w którym był najlepszym zawodnikiem i również trafił do siatki, odniósł kontuzję, która wyeliminowała go na kilka spotkań. To jak pisaliśmy zbiegło się z obecnością zarówno Lebedyńskiego, jak i Goncerza w składzie, wobec czego Tomasz musiał powędrować na skrzydło. Na środek od początku meczu wrócił w Kluczborku i od razu było widać większą jakość. W Suwałkach natomiast spisał się również dobrze, ale GKS przegrał. To co było mankamentem zawodnika – zarówno na środku i na skrzydle – to bardzo duża liczba niewykorzystanych sytuacji. Czasem można odnieść wrażenie, że Fosa nie do końca przykłada się do strzału lub nie jest skoncentrowany, bo nieraz piłka była dobra, a szybowała wysoko nad bramką. Nie zmienia to faktu, że dobre kilka goli strzelił i był jedną z najbardziej pozytywnych postaci w tej rundzie, a jeśli chodzi o ofensywę – chyba najlepszym.

Wspomnieliśmy o przyjściu Mikołaja. Najczęściej było tak, że trener chciał mieć i jego i Goncerza w podstawowym składzie, wobec czego trzeba było ich sensownie poustawiać. Często nie do końca było wiadomo, który gra bardziej napastnika, czy czasem grają na dwóch, który się cofa. Po czasie było jednak widać, że tym bardziej wysuniętym częściej jest Lebedyński, a nieco cofnięty Goncerz ma odpowiadać za rozgrywanie. Chociaż pamiętajmy też, że na początku grał Eryk Sobków w ataku i tu również podział ról musiał być zaznaczony. W duecie z Lebedyńskim w meczu z Wisłą Gonzo grał bardzo słabo, aż w końcu zwariował i szybko strzelił dwa gole, a wraz z tym jego gra poszła mocno w górę. Początkowo to był taki pomocniko-napastnik i w kilku meczach z rzędu strzelał gole, ale potem się zaciął. Niestety z każdym meczem było słabo – coraz mniej sytuacji, brak otwierających podań, błędy techniczne – i tak naprawdę od pewnego momentu kibice zastanwiali się, kiedy trener posadzi kapitana na ławce. Traciliśmy dobrego zawodnika na środku i potencjał Fosy na skrzydle. Szkoleniowiec jednak decydował, że Gonzo będzie grał i tak dograł praktycznie do końca rundy.

Podsumowanie
W pomocy mamy na pewno trzech zawodników, którzy podnieśli nam jakość gry w porównaniu do poprzedniego sezonu. Niewątpliwie Łukasz Zejdler i Bartłomiej Kalinkowski to takie drugie (po Mateuszu Abramowiczu) odkrycie roku. Ta dwójka zaryglowała nam środek pola, nawet gdy grali słabsze mecze, to nie schodzili poniżej pewnego poziomu, a tych dobrych spotkań było więcej. Ta dwójka to nowa jakość, główna przyczyna tego, że gra GieKSy się po prostu kręci jak należy.

Tomasz Foszmańczyk jako człowiek odpowiedzialny za ofensywę pokazuje swoje doświadczenie – także ekstraklasowe – i duży spokój w grze. Potrafi wypatrzyć, celnie podać, rozprowadzić bardzo dobrą okazję. W końcu strzelić gola, choć po drodze zmarnuje kilka okazji. Warunek? Piłkarz musi grać na środku. Na boku nie ma z niego tak dużej pociechy.

Problemem właśnie są boki pomocy. Z nominalnych zawodników jedynie Paweł Mandrysz coś pokazał, ale jedynie „jako-tako”. Potencjał chłopak ma, to widać i na nim można opierać przyszłość. Strzelił dwa gole, potrafił dobrze się ustawić, ale sporo pracy przed nim. Trochę taktycznej, przede wszystkim technicznej. I musi popracować nad schłodzeniem głowy, żeby bardziej rozważnie postępować na boisku (choć i tak w porównaniu z Alexem Januszkiewiczem to ta rozwaga jest wielka). Miejmy nadzieję, że na wiosnę nie będą go trapić kontuzję.

Ponadto jednak posucha na bokach. Prokić, Wołkowicz, Bębenek, Szołtys… Trudno jak na razie się spodziewać, że może być z tymi zawodnikami dobrze. Ciągle wierzymy w Prokića, bo przecież druga tak fatalna runda mu się nie może przydarzyć, a przecież chłopak umie grać w piłkę. Może wiosna będzie należeć do niego. Co nie zmienia faktu, że przynajmniej jeden zawodnik na skrzydło by nam się przydał.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Pewne utrzymanie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GKS Katowice utrzymał się w Ekstraklasie.

To, co od dłuższego czasu było „pewne” (dla jednych już po Górniku, dla innych po Puszczy, a dla każdego po Wrocławiu) dziś zostało formalnie potwierdzone. Po stracie punktów przez Puszczę Niepołomice w meczu z Pogonią Szczecin (4:5) GieKSa oficjalnie utrzymała się w Ekstraklasie.

Po wielkosoboniej wygranej we Wrocławiu Śląsk stracił szansę na dogonienie nas w tabeli. W miniony wtorek Stal Mielec, po remisie z Górnikiem Zabrze, także przestała nam „zagrażać”. Dziś do tej dwójki dołączyła Puszcza Niepołomice, która nie może nas już wyprzedzić w tabeli.

Przypomnijmy, że nasza drużyna ani razu w tym sezonie nie znajdowała się na miejscu spadkowym, a matematyczne utrzymanie na początku 30. kolejki to duże osiągnięcie, które potwierdza tylko, jak świetny sezon rozgrywa GieKSa.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Świąteczna wygrana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W wielkanocną sobotę GieKSa na wyjeździe pokonała Śląsk Wrocław 2:0. Zdjęcia zrobiła dla Was Madziara. 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Świętowanie mistrzostwa jednak w Katowicach?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa nie potrafiła przez 90 minut pokonać bramkarki rywalek, a po naszej stronie pojawiło się zbyt wiele błędów indywidualnych. Tym samym celebracja mistrzostwa musi jeszcze poczekać, a szansa na takową fetę będzie już za tydzień przy Bukowej.

Klaudia Słowińska w Łęcznej doczekała się powrotu na pozycję skrzydłowej. Świetną akcję ujrzeliśmy już w pierwszej minucie – Katarzyna Nowak odważnie wyprowadziła na skrzydło, a centrę Julii Włodarczyk przecięła Natalia Piątek. W 7. minucie Jagoda Cyraniak powstrzymała nacierającą Klaudię Lefeld po dużym błędzie Klaudii Słowińskiej. Odpowiedziała Kozak sytuacyjnym strzelam z dystansu, mocno niecelnie. Blisko zdobycia pierwszej bramki z dystansu była Włodarczyk, golkiperka wzniosła się na wyżyny umiejętności. Na kilkanaście następnych minut walka skupiła się w środku pola, obejrzeliśmy po jednym bardzo nieudanym strzale z obu stron. W 26. minucie Katja Skupień dograła do Pauliny Tomasiak, zupełnie niepilnowanej w polu bramkowym. Ta zgrała piłkę do Julii Piętakiewicz, a Kinga Seweryn była bez szans. Blisko było odpowiedzi po trąceniu piłki w powietrzu Cyraniak, Kinga Kozak nie zdołała wepchnąć piłki obok bramkarki. W 33. minucie Piątek znów uratowała swoją drużynę, ściągając piłkę z nogi rozpędzonej Vuskane, której podawała Kinga Kozak. Po rzucie różnym główkowała Słowińska, wysoko nad bramką. Na zakończenie pierwszej części Julia Piętakiewicz huknęła w samo okienko, Kinga Seweryn udowodniła swoją klasę, broniąc strzał.

W 47. minucie strzał oddała Gabriela Grzybowska, trafiając w wybiegającą Vuskane. Łęczna wyprowadziła kontratak, a centrę Piętakiewicz wybiła Marlena Hajduk na rzut rożny. W 54. minucie Seweryn na przedpolu uratowała swój zespół, nie dając szans Skupień na sfinalizowanie akcji. GieKSa w zasadzie nie miała pomysłu na konstrukcję ataków, nawet kontry kończyły się niecelnymi podaniami. W 58. minucie Kaczor odnalazła długim podaniem Włodarczyk, a Klaudia Słowińska po zgraniu uderzyła w golkiperkę. Pięć minut później Anita Turkiewicz zdołała powstrzymać pędzącą Skupień, nadrabiając dystans. W 69. minucie Katja Skupień padła w szesnastce Kingi Seweryn, arbiter od razu pokazała kartkę za próbę wymuszenia. Minutę później Kinga Kozak miała dobrą okazję po wrzutce Marleny Hajduk, trafiła wprost w bramkarkę. W 79. minucie Jagoda Cyraniak bez zdecydowania podała do Kingi Seweryn, a nasze rywalki skrzętnie tę okazje wykorzystały – pusta bramka i 0:2.

Mistrzostwo Polski musi poczekać. Może się ziścić już jutro, jeśli Czarni przegrają w Szczecinie. W innym wypadku poczekać będziemy musieli do soboty 3 maja. Wtedy o 10:45 na Bukowej zagramy z Pogonią Tczew. Wstęp darmowy – zapraszamy do świętowania mistrzowskiego tytułu z uKOCHanymi. 

Łęczna, 26.04.2025
Górnik Łęczna – GKS Katowice 2:0 (1:0)
Bramki: Piętakiewicz (26), Tomasiak (79).
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Hajduk, Cyraniak (80. Bednarz) – Włodarczyk, Grzybowska, Kaczor (61. Nieciąg), Turkiewicz – Kozak, Vuskane (61. Langosz), Słowińska.
AP Orlen Gdańsk: Piątek – Skupień (84. Ostrowska), Kazanowska, Piętakiewicz (65. Sikora), Lefeld, Ratajczyk, Zawadzka, Głąb, Kłoda, Kirsch-Downs, Tomasiak.
Żółte kartki: Skupień, Głąb – Nowak, Grzybowska, Słowińska, Włodarczyk.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga