Dołącz do nas

Felietony

Alarm! Nie mamy ławki – czas na wzmocnienia

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Dwa tysiące w drodze. Tyle kilometrów przebyli w ciągu 8 dni piłkarze i kibice GKS Katowice. Dwa dalekie wyjazdy na drugi koniec Polski – Bytów i Suwałki. Efekt? Zero punktów. Katowiczanie w dwóch spotkaniach podwoili swoją liczbę porażek i nie utrzymali tej euforii wśród kibiców (oczywiście tych, którzy chodzą na mecze). Przegrać zawsze można – nawet dwa mecze z rzędu. Wydawało nam się, że uda się dociągnąć dobrą formę do końca roku, by spokojnie przezimować nawet na pierwszym miejscu. Te dwie przegrane – i ich okoliczności – powodują jednak, że skłaniamy się do kilku refleksji.

Mecz w Bytowie zostawiamy. Tam GKS grał w składzie zbliżonym do optymalnego, miał szanse po stałych fragmentach, ale z akcji nie potrafił nic zdziałać – zdarza się. O porażce w Suwałkach zadecydowały zupełnie inne czynniki. Nasza defensywa w tym meczu posypała się jak domek z kart. Niestety sprawdziło się też to, że gdy tracimy bramkę to już jest ciężko, a gdy straty wynoszą więcej niż dwa – na punkty nie ma co liczyć.

Na początek jedziemy z naszymi ulubionymi porównaniami z zespołem trenera Kazimierza Moskala z sezonu 2013/14. Po osiemnastu kolejkach Moskal miał na koncie 32 punkty, Brzęczek – 32. Bilans zwycięstw, remisów i porażek – identyczny 9-5-4. Bilans bramowy: Moskal 25-20, Brzęczek 21-12. Można więc powiedzieć, że oprócz dużo lepszej obecnie obrony jest bardzo podobnie. Zaskakujące, że ekipa Moskala strzeliła tylko 4 bramki więcej, wydawałoby się, że wówczas w czubie tabeli byliśmy dzięki świetnej ofensywie. Oczywiście inaczej rozkładało się to w omawianym sezonie niż teraz, łącznie z tym, że GKS prowadził w pierwszych kilku kolejkach Rafał Górak. Teraz nie zaliczyliśmy wpadek 0:5 czy 0:3. Wtedy też fantastycznie graliśmy u siebie (bilans 8-2-0), a wszystko co dobre traciliśmy na wyjazdach, gdzie wygraliśmy zaledwie raz. Historię Kazimierza Moskala warto pamiętać i przytaczać. Jak bowiem mawiał klasyk – „ten kto nie pamięta swojej historii, skazany jest na jej ponowne przeżycie”. To uwaga do prezesa Wojciecha Cygana, który miejmy nadzieję z tamtej lekcji już dawno wyciągnął wnioski.

Trudno nie odnieść wrażenia, że w Suwałkach jedną z głównych przyczyn porażki były osłabienia kadrowe. Wiemy, że ze względu na kontuzję wypadł Paweł Mandrysz. Z powodu kartek natomiast pauzowali Bartłomiej Kalinkowski i Damian Garbacik. To wystarczyło. Ze względu na wzmocnienia nasza gra w tym sezonie poszła jakościowo o klasę do góry. Niestety po powrocie do składu zawodników grających w pierwszej jedenastce przed ostatnim zaciągiem transfrowym, wczorajsza gra poszła o klasę w dół – a stricte wróciliśmy do „dziwnych” zachowań zawodników skutkujących utratą głupich bramek. To znów powodowało, że i w grze ofesnywnej pojawiał się chaos i nie byliśmy więcej już w stanie zrobić, a druga bramka padła tak późno, że nie mieliśmy szans na odrobienie strat.

Trzeba mieć w życiu trochę piłkarskiego szczęścia. I takie mieli w rundzie jesiennej Oliver Prażnovsky i Dawid Abramowicz. Ten drugi kilka razy popełnił błędy techniczne lub w ustawieniu przez co rywale mogli nam zagrozić. Bramki jednak po błędach Dawida nie padały, a czasem nawet udało się gdzieś te pomyłki naprawić zanim rywal doszedł do strzału. Oli miał furę szczęścia w dotychczasowych rozgrywkach, bo kilka razy popełniał takie byki, że rywale wychodzili sam na sam lub wdzierali się w pole karne. I tu również Mateusz Abramowicz nie musiał wyciągać piłki z siatki. Coś musiało być w powietrzu, że jednak tym zawodnikom uchodziło to notorycznie płazem. Jednak to piłkarskie szczęście idealnie wpisywało się w bardzo dobrze grającą formacje obronną i grę defensywną całego zespołu.

Możemy mówić o pechu, ale możemy też mówić o personaliach. Trener Jerzy Brzęczek zdecydował się na kilka dość karkołomnych rozwiązań. No i tak – trzeba było wypełnić lukę po Kalinkowskim, więc musiał wystąpić ktoś z pary Sławomir Duda – Łukasz Pielorz. Padło na tego pierwszego. Trzeba było wystawić młodzieżowca z pary Paweł Szołtys – Eryk Sobków. Szkoleniowiec wybrał Pawła. I tak naprawdę na tym roszady mogłyby się zakończyć. Trener najwyraźniej jednak chciał wzmocnić ofensywne skrzydła, ale jak się okazało – było to z niekorzyścią dla gry defensywnej. Do przodu poszedł bowiem Alan Czerwiński, a na prawej obronie zagrał Łukasz Pielorz.

I ostatecznie w tym spotkaniu zawalili defensywnie i nowi, i starzy zawodnicy. Nie będziemy tutaj obarczać Pielorza i Dudy, że byli jedynymi odpowiedzialnymi za porażkę, ale współodpowiedzialni byli – jak najbardziej. Pierwsza bramka padła po błędzie Prażnovkyego – kiepskim ustawieniu do piłki i nieprzecięiu prostopadłego podania, a wręcz po lekkiej asyście do rywala. Drugi gol to zupełne zagubienie Pielorza (grał dość nerwowo w tym spotkaniu) i pozostawienie rywala na wolnym polu na skrzydle. Łukasz nie przeciął piłki, którą przeciąć powinien i katowiczanie stracili gola już w 47. minucie. Akcja ta była o tyle istotna, że w pierwszej połowie to GieKSa dominowała i powinna była prowadzić. Mieliśmy apetyty na podobną grę po przerwie i przynajmniej jedną bramkę. Tymczasem przeciętne do tego momentu Wigry zaskoczyły nas strasznie i obraz gry po przerwie zupełnie nie przypominał tego z pierwszych 45 minut.

Trzeci gol trzeba potraktować osobno z jeszcze jedną sytuacją. Były to powiem dwie bliźniacze akcje, po których trener powinien albo zastosować suszarkę u swoich zawodników, albo bardziej zadbać o asekurację u swoich podopiecznych. Nie da się ukryć, że wrzuty z autu Abramowicza są naszą mocną stroną i GKS zdobywał nawet po nich bramki. Ale jest druga strona medalu, ta ciemniejsza, która uwidoczniła się w Suwałkach. W piłce bardzo ważna jest asekuracja pozwalająca naprawić błąd popełniony przez kolegę. Niestety wybitnie „zadżumieni” (jak mawiał Tomasz Sokołowski) okazali się najpierw Duda, a potem Szołtys. Obaj zachowali się fatalnie po wybiciu piłki z pola karnego Wigier, obaj stali (no może Sławek bardziej bezcelowo biegł) i dali się w koszmarny sposób wymanewrować nadbiegającym rywalom po czym szły zabójcze kontry – najpierw bramkowa, a potem ze stuprocentową sytuacją. Na domiar złego przy golu oglądaliśmy także u innych zawodników to, co widzieliśmy często w poprzednich sezonach, czyli olewkę sytuacji. Mowa głównie o Łukaszu Zejdlerze, który wyłożył się na kanapie, otworzył popcorn i colę i oglądał film długometrażowy pt. „Jak minąć bramkarza GKS Katowice i strzelić gola dla Wigier”.

Ogólnie Wigry wychodziły z szybkimi kontrami, stwarzały sobie przewagę liczebną. Nawet Mateusz Kamiński w tym meczu obniżył loty. Oczywiście co do Pielorza, Dudy czy Szołtysa można zrzucić winę na brak ogrania, rytmu meczowego itd. Ale to odpowiedzialność trenera, który tych zawodników wystawia. Szołtysa naprawdę ratuje to, że po tym jego statycznym zachowaniu nie padła bramka, bo mielibyśmy każdego z tych trzech zawodników z bezpośrednią winą po utracie bramki. Ten mecz pokazał, że po prostu wrzucenie „starych” do składu i to jeszcze hurtem zwiększa prawdopodobieństwo dziwnych zachowań, utraty bramek i przegrania meczu. Naprawdę mając w środku pomocy Kalinkowskiego i Zejdlera aż takie byki im się nie zdarzały. Oliemu i Dawidowi w obronie już tak, ale też nie były to zachowania typu, że przeciwnik wychodził dwóch na jednego. Po prostu powrót do niektórych zawodników oznaczał w tym meczu powrót do poziomu sprzed iluś tam miesięcy. Żeby być sprawiedliwym – oddajmy Szołtysowi, że w ofensywie zaliczył kilka fajnych zagrań, no i przede wszystkim strzelił piękną bramkę. Jeśli chodzi o grę w ataku, dał pewien sygnał trenerowi, że nie chce się jeszcze poddawać.

Słówko o Tomaszu Foszmańczyku. Zawodnik zagrał w końcu w środku i to była zupełnie inna jakość Fosy. Reżyserował, rozdzielał, rozpoczynał akcję. Potrafił zaatakować ze strzałem z drugiej linii. Jeśli chodzi o reżyserowanie naprawdę to był dobry mecz tego zawodnika. Co szwankowało? Skuteczność – ale to wiemy nie od dziś. Tomasz miał kilka sytuacji, a jedną kapitalną, której nie wykorzystał. Musimy się chyba przyzwyczaić, że pomocnik będzie dla nas strzelał gole, ale też zmarnuje po drodze kilka sytuacji. Fosa? Tylko w środku!

Ze dwa miesiące temu napisałem, że mam pewną obawę o to, że w pewnym momencie jak nam sypnie kartkami czy kontuzjami to nasza świetna gra może się posypać. Już wtedy było widać, że pierwsza jedenastka gra bardzo dobrze, ale rezerwowi niewiele wnoszą do gry. Im bliżej było końca piłkarskiego roku 2016 marzyłem tylko o tym, żeby dociągnąć te nasze wygrane 1:0 do końca, żeby grać w optymalnym składzie. Nie da się wygrać ligi samą defensywą, nie jesteśmy AIK Sztokholm, który kiedyś zdobył mistrzostwo zdobywając… najmniej bramek w lidze. To był ewenement na skalę światową, ale nie do powtórzenia. Mimo to ze średnią nieco ponad 1 na mecz udawało się w większości spotkań inkasować trzy punkty. Dociągnąć tę grę defensywną do końca roku, a potem wzmocnienia, wzmocnienia i jeszcze raz wzmocnienia do ofensywy. Zarówno obecni zawodnicy, jak i rezerwowi (olbrzymi zawód: Andreja Prokić!) nie dają z przodu tego, czego oczekujemy, mamy problemy w ataku i na bokach pomocy, które nie spełniają swojej roli.

Niestety – na sam, samiutki koniec przyszła zadyszka i dwie porażki, a przed nami jeszcze jeden bardzo ciężki mecz. Spotkanie w Suwałkach ostatecznie udowodniło, że mamy pierwszy skład do walki o ekstraklasę, ale na tym koniec. GKS Katowice nie ma ławki rezerwowych i jeżeli nie dokonamy kilku wzmocnień zimą, o ekstraklasie będzie można zapomnieć. Potrzeba nam co najmniej 15 równorzędnych zawodników z pola. Na tę chwilę jedna kontuzja czy pauza za kartki powoduje duży problem w składzie, a 2-3 absencje prawdziwy kataklizm.

Jeśli w porę nie ogarniemy tego tematu, w marcu może być problem. Moskal wygrał na wiosnę tylko dwa spotkania, a w zasadzie to… piłkarze Moskala, bo trener już nie miał większego wpływu na zespół. Wydaje się, że obecna ekipa piłkarzy GieKSy jest nastawiona na walkę o awans, widać że im zależy, co do ambicji nie możemy mieć żadnych wątpliwości (jesteśmy pewni, że akcje typu „film Zejdlera” to jednorazowy przypadek i zapomnienie się zawodnika). Na razie nie są to jednak mocarze psychiki i w Suwałkach widać było, że po tych kuriozalnych utratach bramek pojawiała się niepewność, nerwowość, asekuracja. To akurat kwestia normalna w sporcie, ale należy kreować rzeczywistość tak, aby tych powodów do nerwowości nie było. Bo czym innym jest strata bramek po kapitalnych akcjach rywali, kiedy zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, a czym innym tak fatalne błędy w obronie, że kolegom na boisku ręce opadają i które siłą rzeczy osłabiają chwilowo morale zespołu. Trzeba o to dbać i te kuriozalne sytuacje eliminować – a do tego niezbędne są wzmocnienia.

Nie ma tragedii, nadal jesteśmy w czubie, nadal się liczymy. Mogliśmy w tych dwóch meczach odskoczyć od rywali – nie udało się, trudno. Ważne, że jesteśmy w grze. Naszym pechem było to, że gdy wygrywaliśmy, to przeciwnicy w lidze również triumfowali, szczęściem – że gdy my tracimy punkty, inni również. Wychodzi więc na zero.

Teraz przed nami ostatni mecz w tym roku – z Chrobrym Głogów. To spotkanie trzeba już bezwzględnie i absolutnie wygrać, żeby jednak zakończyć bardzo udaną jesień pozytywnym akcentem. Katowiczan stać na to i mamy nadzieję, że tak się stanie. Tu już GieKSa musi iść na maksa wypruć sobie żyły, aby te trzy punkty zdobyć. Potem będzie czas na odpoczynek i regenerację. A my w dobrych humorach i z wielką nadzieją będziemy czekać na decydujące mecze w rundzie wiosennej.


22 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

22 komentarze

  1. Avatar photo

    grillmaster

    20 listopada 2016 at 20:03

    Paweł Mandrysz nie Piotr.

  2. Avatar photo

    kejta

    20 listopada 2016 at 20:54

    Miejmy nadzieje ze chojniczanka odpusci awans na wiosne i to my awansujemy razem z sosnowcem

  3. Avatar photo

    ula

    20 listopada 2016 at 21:22

    Do kejta:O jakim ty odpuszczeniu chojniczanki mowisz,oni wlasnie pokazuja,ze stac ich na awans,nawet majac Budzilka w skladzie

  4. Avatar photo

    kibic bce

    20 listopada 2016 at 22:47

    To ja teraz sie spytam Shellu gdzie jest do ch…, drugi trener drugiego skladu co on tam robii? K… siedzi i co 5 czy 10 kasa ma sie zgadzac na koncie? Drugi sklad wogole nie ma wynikow! Za co ja sie pytam. On jest od tego zeby robic robote dla pierwszego skladu i Brzeczka. Trener pierwszego skladu powinien zagladac na treningi drugiego albo tez prowadzic z nimi zajecia. Wyprowadzcie mnie z bledu moze ja zle mysle. Jak nie to wywalic osoby odpowiedzialne za skauting jesli u nas jest i trenerow mlodszych rocznikow jak nie potrafia trenowac narybek dla Gieksy.
    Za nim mnie z… nie jestem zadnym ekspertem. Tak na zdrowy chopski rozum.
    Pozdrawiam. Ligi sie nie wygra jak pisze Shelku 12chopami

  5. Avatar photo

    tomek

    21 listopada 2016 at 07:23

    Oczywiście ze brak jakiejkolwiek presji na drugi zespol jest demoralizujący. No ale w GKS tak zawsze bylo ze nikogo to nie interesowalo. Trzeba sie pozbyc dudów pielorzy wolkowiczow bebenkow i w ich miejsce sprowadzic wartosciowych ludzi. Problemem nie jest tylko brak lawki ale i braki w I zespole. Abramowicz totalna pomylka moze i dobry ale do pilki recznej. Prokic przypadek beznadziejny. Garbacik nic szczegolnego. No i Goncerz ktory nic soba od dawien dawna nie prezentuje. To nie jest przypadek ze go nikt nie chcial w ekstraklasie nawet wtedy gdy byl krolem strzelcow.Niestety ale jak ma byc awans to trzeba zainwestować w trzech ludzi z papierami do gry.

  6. Avatar photo

    ula

    21 listopada 2016 at 08:55

    Do tomek:widze ze znow dostaje sie Dawidowi,czlowieku daj mu spokoj,napisz cos na temat praznovsky’ego,ktory juz naprawde gra fatalnie,ze nawet Kaminskiemu nie wyszedl ten mecz z Wigrami i sa na to dowody

  7. Avatar photo

    maxiu

    21 listopada 2016 at 18:58

    ula@ Jestes dziewczyna Abramowicza?? Tomek ma racje nic Abramowicz nie pokazuje i mam nadzieje ze po wyleczeniu kontuzji przez Franczaka sasiadzie na dłuzej na ławce bo na nasze nieszczecie nie mamy zmiennika dla bardzo przecietnego w/w!!!

    Ps:
    Widzę ula ze jestes zmienna uczuciowo,wczesniej broniłas Dudę do bólu teraz Abramowicz!! Ty lubisz przecietniaków TAK????

  8. Avatar photo

    ula

    21 listopada 2016 at 19:20

    Wez ty zejdz k…. ze mnie,nie jestem zadna dziewczyna Abramowicza,ani jego siostra itp,a co do bronienia obu to mam prawo do tego czy ci sie to podoba czy nie,a tak naprawde nic ci do tego

  9. Avatar photo

    tomek

    22 listopada 2016 at 07:18

    Ula niezależnie od powodów twojej miłości do Abramowicza prawda jest taka że jest to słaby zawodnik. Kamiński gra w miarę równo i ma papiery na granie. Oliver przy Abramowiczu to piłkarz świetnie wyszkolony. Prawda ma słabszą rundę ale mimo tego jest piłkarzem o dwie klasy lepszym niż Abramowicz. Oliver bez formy jest wstawiany do składu a co będzie gdy Abramowicz utraci formę. Bo z jego wypowiedzi wynika że u niego to jest runda życia. Niezależnie od tego jak bardzo go bedziesz bronić jest to słaby piłkarz i każdy ci to potwierdzi.

  10. Avatar photo

    ula

    22 listopada 2016 at 10:36

    Oczywiscie,grajac w poprzepdnich klubach,nie bylo rozowo,ale to wcale nie oznacza,ze jest slaby,ja dalej twierdze,ze jest najlepszy

  11. Avatar photo

    tomek

    22 listopada 2016 at 13:42

    Ula brak mi słów. Najlepszy bo ty tak twierdzisz. Ile ty masz dziewczynko lat bo wyglada to tak jakbys byla slepo zakochana. Zapytaj innych kibiców czy też uważają że jest najlepszy bo z tego co mi wiadomo opinia jest zupełnie odwrotna. wszyscy sie myla Ula ma racje bo kocha

  12. Avatar photo

    ula

    22 listopada 2016 at 14:42

    To nie jest tylko moja opinia,jestem pewna,ze jeszcze pokaze,co potrafi.

  13. Avatar photo

    tomek

    22 listopada 2016 at 15:50

    Powiadasz ula że pokaże co potrafi. Daj mu Panie Boże ku chwale GKS. Niestety jednak problem polega na tym, że jest on bardzo słabo wyszkolony technicznie i ma słabe predyspozycje taktyczno ruchowe. On jest tak sztywny jakby kija połknął a tego nie zmieni. W mojej ocenie pierwsza liga to za wysokie progi dla niego a w ekstraklasie to by piłki nie kopnął. Ambicja to za mało

  14. Avatar photo

    ula

    22 listopada 2016 at 16:18

    Poczekamy zobaczymy,sztywniaku!!!

  15. Avatar photo

    1964

    22 listopada 2016 at 16:51

    ULA!Zobacz jak krył Abramowicz przy drugiej bramce!oceniasz chłopa po obejrzeniu skrótu.I tu twój pech byłem na meczu i widziałem co tworzył.Zresztą jak reszta defensywy.pisanie o nim że jest najlepszy to strzał w kolano!każde dośrodkowanie tego chłopa jest niedokładne.aut w tym jest świetny!wręcz najlepszy!

  16. Avatar photo

    ula

    22 listopada 2016 at 17:22

    Skad wiesz,ze ogladalam skrot,a moze bylam na meczu,nigdy nie mow ze ja tylko i wylacznie skroty ogladam,nigdy nie widziales mnie na oczy,wiec nie oceniaj tak od razu!!!Nigdy nie badz taki pewny bo cie ta pewnosc zgubi

  17. Avatar photo

    1964

    22 listopada 2016 at 18:28

    Wiem jesteś paprykarzem

  18. Avatar photo

    ula

    22 listopada 2016 at 18:35

    Mowisz o sobie okreslajac siebie w ten sposob

  19. Avatar photo

    1964

    22 listopada 2016 at 19:04

    co zdziwiona?tyle w temacie!

  20. Avatar photo

    tomek

    23 listopada 2016 at 07:04

    Pani Ulu zachowuje sie Pani jak uparta nastolatka. Specjalnie dla Pani zatem :Dawid Abramowicz piłkarz z potencjałem na Barcelone

  21. Avatar photo

    maxiu

    23 listopada 2016 at 22:36

    Abramowicz kandydat do złotej piłki!!Do tego Mister roku 2016!! Wszystko dla ciebie ULU!!!!!Kochamy tego wirtuoza piłki!! Lepiej Ci??

  22. Avatar photo

    T

    24 listopada 2016 at 13:03

    Ja bym wyrzucil cala druzyne oprocz Dudy i Abramowicza. Na nich trzeba budowac nowa GieKSe na lata w 1 lidze 😉

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Cierpliwość, przytomność, rozwaga

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu w Lublinie wypowiedzieli się szkoleniowcy Motoru i GKS Katowice – Mateusz Stolarski i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty na wyjeździe, a wygraliśmy pierwszy raz w 12. Kolejce, więc moment dla nas bardzo istotny. Z punktu widzenia punktów i tabeli bardzo istotny moment okres przed nami, czyli sam proces treningu i analizy meczu, bo te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy to w kolejnym spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych – i chciałoby się, aby dobrze drużyna funkcjonowała. Często mówiliśmy na konferencjach o dobrej grze, ale punktów nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Dzisiaj bardzo dobre mentalne w całości przełamanie,  bardzo dobre 30 minut. Duża kontrola nad meczem i wydawało się, że jesteśmy na świetnej drodze, ale… jeszcze nie jesteśmy idealni. Niepokoi mnie te czterdzieści bramek, które padło w naszych dwunastu meczach. Mimo że szesnaście strzeliliśmy, a  dwadzieścia cztery straciliśmy i dzisiaj też dwie.

W drugiej połowie byliśmy bardzo skuteczni i wykorzystaliśmy wcale niekiedy niełatwą sprawę, jeśli chodzi o przewagę jednego zawodnika, bo nie zawsze strzela się trzy bramki. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy.

Musimy budować kolejne mecze i punkty tylko w cierpliwej pracy i pokorze w tym co robimy. Nie jesteśmy krezusami ekstraklasy, która przecież idzie do przodu. Poziom rozgrywek, zainteresowanie jest czymś, co bardzo cieszy. My w Katowicach musimy wykonywać rzetelnie swoją robotę i zbierać doświadczenia. Dzisiaj dla nas bardzo ważny mecz, w tamtym sezonie nie udało mi się w naszej rywalizacji wygrać z Motorem, więc bardzo się cieszę, że to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego.

Mateusz Stolarski (trener Motoru Lublin):
Do straty drugiej bramki, szczególnie przez pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali pierwszy raz ze sobą. Wymuszone lub nie straty piłki i błędy techniczne, na które ciężko było zareagować. 0:2 i… zeszło nas całe ciśnienie. Dlatego zagraliśmy najlepsze dwadzieścia pięć minut w całym sezonie. Do bramki na 2:2 i po niej, kiedy złapaliśmy wiatr w żagle i czułem, że będzie to, co mówiłem przed meczem. Potem czerwona kartka. Na drugą połowę chcieliśmy przetrzymać do 70. minuty przy 2:2 i potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. W pierwszej akcji, po pierwszym rzucie wolnym w drugiej połowie nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy dobrze grają głową lub są groźni po SFG – musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Musieliśmy poświęcić do centrum, a on schodził poza światło bramki, bo większe szanse na gola są właśnie ze światła niż na dalszym słupku. Pomyliłem się. Taką bramkę straciliśmy, nie zdołaliśmy w ostatniej strefie wyblokować. Potem miałem poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3:3, bo mieliśmy dobry moment, ale nie strzeliliśmy. A potem co? Masz 2:3 i grasz w „10”, stoisz nisko i próbujesz przegrać jak najmniej lub idziesz po kolejną bramkę. Strzelał je przeciwnik, gratulacje dla GKS i trenera Góraka. Wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki czas, ciężki okres i musimy wszyscy uderzyć się w piersi, wziąć trochę więcej odpowiedzialności za to, co się w ostatnim czasie dzieje, ale pretensje mogę mieć tylko dla siebie.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Motorem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz z Motorem to już historia. Historia bardzo szczęśliwa dla nas, bo trzybramkowe zwycięstwo na wyjeździe nie zdarza się codziennie. Z początkiem nowego tygodnia wracamy jeszcze raz do piątkowych wydarzeń, ale za chwilę czekają nas kolejne wyzwania. Maraton z trzech meczów w ciągu tygodnia. Pierwszym akordem będzie spotkanie z Koroną Kielce. Wszyscy na Nową Bukową!

1. Wyjazd do Lublina był jednym z najdalszych w tej rundzie. Potem będziemy jeszcze mieli Białystok, a ponadto już niedalekie delegacje – do Łodzi, Niecieczy i Częstochowy.

2. Te piątki nam serwują niezwykle często. Dodatkowo mecz o osiemnastej wymagał wyjechania rano, choć nie jakoś bardzo wcześnie rano. Z Katowic wyjechaliśmy o 11.

3. Pojechaliśmy w czwórkę – ja, Misiek, Kazik i Mariusz, z którym nieraz jeździmy na wyjazdy i świadczymy sobie wzajemnie „samochodowe” przysługi. Przed nami było nieco ponad 4 godziny drogi.

4. Trasa przebiegała sprawnie. Było pochmurno, choć jeszcze nie deszczowo. Na to musieliśmy poczekać.

5. Wkrótce po odbiciu z autostrady udaliśmy się do Maka w Sokołowie Małopolskim. Mieliśmy co prawda w planie posilenie się już w Lublinie, ale chcieliśmy szybciej wziąć coś na ząb, bo Misiek nie jadł śniadania, a skoro tak – wykorzystaliśmy sytuację, by zaspokoić łakomstwo. Symbolicznie.

6. W Lublinie byliśmy około 15.30. Mogliśmy podziwiać tak nieczęste w Polsce trolejbusy. Znamy je doskonale z Tychów, ale naprawdę niewiele jest miejsc, w których one jeżdżą. Z pamięci kojarzę Grudziądz, ale mogę się mylić.

7. Z polecenia pojechaliśmy do „Bistro przy peronie”, czyli jak sama nazwa wskazuje jadłodajni przy dworcu i jednocześnie bardzo niedaleko stadionu. Tutaj czekał nas właściwy posiłek.

8. Chłopaki wzięli różnie – rybę, kurczak, schaboszczak… Ja zdecydowałem się na Zapiekaperon, czy coś takiego. Na zdjęciu ładnie wyglądało, smakowało nieźle, ale bez szału. Natomiast frytki od Miśka choć mrożone, były idealnie zrobione – co rzadko się zdarza w knajpach, więc nie omieszkałem mu kilku zwędzić.

9. Łakomstwo skutkowało tym, że wzięliśmy także zupę. Co prawda w menu było napisane, że szparagowa, ale przytomnie zapytałem pani sprzedającej, czy to rzeczywiście szparagowa czy z fasolki szparagowej. Istotnie to drugie.

10. No i na koniec byliśmy już pełni. Dobrze, że stadion był niedaleko. Wkrótce zaczęliśmy kierować się ku obiektowi Motoru.

Nie wiem, czy to nasza pamięć zawiodła, ale jakoś chyba w innym miejscu niż ostatnio były do odebrania akredytacje. Dlatego najpierw musieliśmy zaparkować samochód z jednej strony stadionu, potem go obejść (stadion, nie samochód – nie jesteśmy jeszcze tak szaleni, żeby obchodzić samochody) i wrócić do wejścia dla mediów. Przechodząc m.in. obok efektownego muralu.

11. Zazwyczaj to jest tak, że parkujemy/wjeżdżamy i już z tobołami odbieramy akredytacje. Teraz zrobiliśmy sobie trochę wycieczek. W końcu jednak odebraliśmy wejściówki.

12. Przed stadionem stały gęsiego autokary Motoru i GieKSy. Potem nasz autokar widzieliśmy jeszcze raz, w zupełnie innym miejscu.

13. Wkrótce już znaną drogą udałem się na chwilę na salę konferencyjną, gdzie pogadałem chwilę z miejscowym dziennikarzem. Potwierdzał, że pod Mateuszem Stolarskim jest gorący stołek. Dla obu klubów było to niezwykle ważne spotkanie. Kazik w tym czasie wypuścił drona i zrobił efektowne ujęcia.

14. Po zrobieniu herbaty poszedłem już na prasówkę. Zawsze lubię być zarówno na stadionie, jak i na sektorze prasowym odpowiednio wcześniej. Można się usadowić, zająć dobre miejsce i też obejrzeć jeszcze niezapełniony stadion. Jeszcze przy lekkim świetle dziennym, choć już z jupiterami.

15. Na obiekcie był pewien relikt kilkuletniej przeszłości. Otóż przy wejściu na prasówkę znajdowały się dwie kartki z hasłem do WiFi. Problem jednak polegał na tym, że jedna z nich to była kartka z… finału Pucharu Polski 2021. Ciekawe to, czy tam nikt nigdy z klubu się nie zapuścił, by ją zdjąć? A może to po prostu pamiątka?


16. Miejsca prasowe są kompletnie oddzielone od reszty. Ciekawe jest to miejsce na stadionie Motoru. Posadzka z płyt chodnikowych, ogólnie stan niemal surowy, ale przejścia wygodne. Najbardziej rozśmieszają mnie numerowane krzesełka na kółkach, których jest mniej niż stolików. Tym bardziej, trzeba wcześniej zająć.

17. Ja wybrałem miejsce nieopodal komentatorów Canal Plus, których jeszcze nie było na stanowisku. Dlatego też mogłem podejrzeć i podsłuchać na żywo wywiady z trenerami. Zawsze są one nagrywane ponad godzinę przed meczem i puszczane z odtworzenia we „Wstępie do meczu”. Tutaj już doskonale wiedziałem od razu, jakie mają nastawienie obaj szkoleniowcy.

18. Zasiadłem do swojego stanowiska. Do wyboru są dwa rzędy, jeden ze sztywnymi stolikami, drugi z rozkładanymi. Minus tych pierwszych jest taki, że są w rzędzie dolnym i mają przed sobą szybkę z pleksi. To zawsze daje takie wrażenie odgrodzenia od boiska i pewnej nienaturalności. Zająłem więc miejsce na górze.

19. Blat w porządku, minimalnie pochylony, ale nie na tyle, żeby zsuwały się rzeczy, tak jak na niektórych stadionach. Miejsca wystarczająco, kontakty są, widoczność znakomita. Nie pozostawało nic, jak czekać na rozpoczęcie spotkania.

20. Kibice powoli zaczęli się schodzić, piłkarze mieli rozgrzewkę. Pod jej koniec spiker wyczytywał składy, a w międzyczasie Arkadiusz Najemski, obrońca Motoru, został uhonorowany pamiątkową tablicą za setny mecz w Motorze. Problem w tym, że nic sobie z tego nie robił tenże spiker i czytał dalej zestawienia, więc sporo osób pewnie nie zauważyło, że taka ceremonia ma miejsce.

21. A potem mieliśmy już granie. Powiedziałbym, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy GKS od początku atakował, gdyby to była prawda. Znamy ten schemat choćby z meczów z Legią czy Cracovią. Problem był taki, że przewaga nie była udokumentowana bramką. Tutaj była – i to dwoma trafieniami. Kibice obu drużyn od początku oglądali bardzo ciekawy mecz.

22. Co do pierwszej bramki GKS, to boisko w Lublinie najwyraźniej służy Bojrsze Galanowi. Zawodnik praktycznie nie strzela goli, ale na stadionie Motoru trafił już drugi raz. Tak to bywa w piłce.

23. Adam Zrelak strzelił bramkę ręką. Na szczęście nie swoją, więc to nie była boska ręka Jasia Furtoka. Dopomógł jednak wspomniany Arek Najemski. Tak więc, gratulacje Arek! I jeszcze raz dzięki!

24. Nadal jednak musieliśmy być czujni, bo przecież w poprzednim sezonie też w dziewiątej minucie prowadziliśmy, a to jednak Motor wygrał 3:2. Tu mieliśmy dwubramkowe prowadzenie, ale dalecy byliśmy od przypisywania sobie trzech punktów, bo… to jest GieKSa, która zawsze potrafi spłatać figla.

25. No i spłatała. Łatwo dała sobie wbić dwie bramki, bo już nie było więcej miejsca, żeby się cofnąć na boisku (dalej były już tylko trybuny). Z dobrego prowadzenia zrobił się remis, a w zamieszaniu Motor był bliski trzeciej bramki.

26. Nie jestem w stu procentach przekonany, że to Czubak strzelił pierwszego gola. Sam zawodnik mówił, że raczej nie dotknął piłki. Powtórki są bardzo mylące, bo na niektórych jest wrażenie, że dotknął, na innych całkowicie nie. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze z linijką sprawdzi. Ja bym zaliczył bramkę Wolskiemu.

27. Na szczęście Łabojce przepaliły się styki i sfaulował Zrelaka przy linii autowej. Choć eksperci stwierdzają, że druga żółta kartka nie była potrzebna. Bez przesady. Czyste i zasłużone żółtko. To zawodnik powinien uważać, a nie liczyć na litość sędziego.

28. Swoją drogą zaledwie dwie sekundy były potrzebne, by Marten Kuusk po swoim wejściu odmienił losy meczu. To właśnie po zmianie, w której zastąpił Czerwińskiego, Estończyk wykonywał aut do Słowaka i nastąpił ten faul.

29. Druga połowa to był już koncert GieKSy. Nasze armaty na dobre się odblokowały. Zrelak strzelił już gola nogą, a nie ręką rywala i katowiczanie szybko znów byli na prowadzeniu. To drugie trafienie Słowaka w tym sezonie.

30. A potem show dał Ilja Szkurin. Białorusin strzelił swoje pierwsze dwie bramki w lidze dla GKS, a w sumie ma już trzy trafienia, bo przecież zdobył gola także w Pucharze Polski. Jaka szkoda, że nie wykorzystał tej sytuacji sam na sam, bo drugi hat-trick zawodnika GKS w tym sezonie to byłoby coś.

31. Hat-trick asyst mógł mieć Bartosz Nowak, ale dwie właśnie były prawowite, a trzecia (pierwsza w kolejności) to była ta przy drugim golu GKS w tym meczu. Bramka była samobójcza, więc asysty nie ma.

32. Z czasem nie było już zagrożenia, że GieKSie może coś się stać. Dużo wnieśli zmiennicy, jak wspomniany Ilja, a także Sebastian Milewski czy Marcel Wędrychowski.

33. Tym samym GKS zdobył pięć goli na wyjeździe pierwszy raz od ubiegłorocznego meczu z Puszczą. Kibice natomiast zwracają uwagę, że ostatni mecz z kibicami, w którym zespół zdobył pięć bramek w delegacji to spotkanie sprzed… 20 lat, kiedy GieKSa wygrała w czwartej lidze z Czarnymi Sosnowiec 5:2. Wówczas hat-tricka zaliczył Sebastian Gielza.

34. W końcu mieliśmy odrobinę radości. Po meczu oczywiście nagrałem swoją nagrywkę, a z racji tego, że byliśmy – jak wspomniałem – nieopodal komentatorów, zaprosiłem Tomasza Wieszczyckiego do wywiadu. Były reprezentant Polski zgodził się i przeprowadziliśmy sympatyczną, krótką rozmowę. Wieszczu zapowiedział, że za tydzień będzie na meczu z Koroną.

35. Mecz skomentował także Tomasz Witas, który zadebiutował w tej roli w Canal Plus. Wyszło mu całkiem dobrze, słyszałem jego emocje na żywo, a potem przewijając sobie mecz mogłem stwierdzić, że dał radę. Może to będzie szczęśliwy komentator dla GieKSy?

36. A co do Wieszcza, to trzeba powiedzieć, że w poprzednim sezonie pamiętam, że komentował mecz z Puszczą u siebie (3:1), a w obecnym z Wisłą w Płocku (1:1). Więc też całkiem nieźle.

37. Potem oczywiście udałem się na konferencję prasową. Jak zwykle zadawałem pytania trenerowi Górakowi, ale przy pierwszym z nich tak się zamotałem, że musiałem gdzieś odkręcić, żeby w gruncie rzeczy powiedzieć, o co mi chodzi 😉

38. Mateusz Stolarski natomiast wyglądał jak cień człowieka. Taka piłkarska depresja. Mieliśmy to kiedyś w GieKSie, tak w swoim czasie wyglądał Piotr Mandrysz, a będąc uczciwym, takie wrażenie w pewnym momencie sprawiał także Rafał Górak – w czasach okrzyków o walizkach i fatalnych wyników. Trener też się na szczęście odkręcił z tej sytuacji i to dawna sprawa.

39. Ciężki czas przeżywa jednak trener Motoru. Próbował odpowiadać, ale widać było wielki żal – niewypowiedziany całkowicie żal tak naprawdę do zawodników. Szkoleniowiec chyba też wie, że prezesi różnie lubią reagować. A Zbigniew Jakubas przecież chciał pucharów…

40. GieKSa wygrywając 5:2 wyprzedziła Motor w tabeli. Brawo!

41. Po konferencji zostaliśmy jeszcze jakiś czas na sali. I znów muszę to powiedzieć. My naprawdę po 19 latach w pierwszej lidze mamy dużo pokory, nawet jeśli chodzi o ludzi zajmujących się mediami. Przy jednym stoliku siedzieli sobie ludzie z oficjalnej strony klubu, przy innym my. I u wszystkich pełen spokój, oczywiście że dobre humory, ale nie ma tego cwaniakowania, co w innych klubach, tego śmieszkowania i kumatości, tak żeby cały Lublin słyszał. Lubię to u nas. Nie robimy z siebie nie wiadomo jakich gwiazd. Za dużo wszyscy w Katowicach przeszliśmy.

42. Wkrótce udaliśmy się do samochodu, by wrócić do Katowic. Czekało nas kolejne ponad cztery godziny drogi. Pogoda była kiepska, padało lub siąpiło niemal cały czas.

43. W Brzesku jeszcze wstąpiliśmy na kurczaki z KFC, bo byliśmy po wielu godzinach już głodni – a było już po północy. To była jedyna dostępna strawa o tej porze. Od razu przypomnieliśmy sobie, że już niedługo mecz z Piastem.

44. Dla mnie to był piąty mecz w Lublinie, z czego drugi na nowym stadionie. Bilans jest bardzo zadowalający – zobaczyłem trzy zwycięstwa, jeden remis i jedną porażkę. W tych spotkaniach widziałem także aż jedenaście bramek GieKSy.

45. Na powrocie jeszcze mijaliśmy autokar GieKSy. To zdecydowanie stały fragment gry podczas powrotów z wyjazdów.

46. W Katowicach byliśmy około drugiej w nocy. W końcu, w szóstym meczu w delegacji zdobyliśmy trzy punkty!

47. Do zobaczenia w sobotę na Koronie!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga