Dołącz do nas

Felietony

Dzień sądu ostatecznego

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Już dwa lata temu chciałem zatytułować swój felieton przed ostatnim meczem ligowym „Finał”. GieKSa miała walczyć w ostatniej kolejce o awans do ekstraklasy. Awans, który spokojnie dało się przyklepać dużo wcześniej, ale z powodu kiepskich wyników w decydujących momentach był on odsuwany, odsuwany, potem stał się już tylko mrzonką. Ostatecznie do tego finału nie doszło, bo choć matematycznie jeszcze szanse były, to niemożliwe było splecenie się tysiąca konfiguracji mogących dać upragnioną promocję. Więc żaden to był finał, tylko pogrzeb żenująco zepsutego sezonu.

To był mecz ostatniej kolejki. Z Bytovią Bytów. Przy Bukowej.

Teraz nazwy „finał” w tytule nie ma. Z prostego powodu. Już wiele kolejek temu trener Dariusz Dudek „ukradł” mi to słowo i posługiwał się nim na kilku konferencjach prasowych. Ale o ile „siedem finałów”, o których mówił wcześniej, było trochę na wyrost, to sobotnie spotkanie absolutnie do tego słowa pasuje. Bo to właśnie ten jeden mecz może uratować sezon. I jednocześnie całkowicie go przekreślić.

Mobilizacja jest wielka, wśród kibiców, ale i klub się mocno zaangażował w promowanie meczu, z krótkimi wypowiedziami, zaproszeniami na mecz na czele. Kibice w Katowicach zdają sobie sprawę z powagi sytuacji. Porażka bowiem zrzuca nas brutalnie do drugiej ligi. To jest mecz, w którym nie musimy oglądać się na inne stadiony – wszystko zależy od naszego zespołu.

I właśnie wśród sympatyków GKS panują bardzo różne opinie. Jedni bardziej się boją spadku i przegranej, inni mniej. Ale to, co zauważyłem, to fakt, że teraz nie przewija się zbyt wiele wypowiedzi w stylu „na pewno wygramy”, „leszcze z Bytovii – utrzymanie pewne”, „jak nie z Bytovią, to z kim”. Wypowiedzi, które pojawiały się od kilku lat regularnie, nawet jak GieKSa regularnie dostawała w czapę. Kibice – sorry – są mega odporni na wiedzę i doświadczenie i w sumie lekko mnie żenowało, że po kilku latach dostawania w czajnik od Kolejarzy, Okocimskich czy Turów Turek, ludziom się nadal wydaje, że GKS w starciu z takimi ekipami jest zdecydowanym faworytem. Niestety. Już od kilku lat katowiczanie pokazali, że można sobie na Bukową przyjechać jak po swoje i nie wysilając się zbytnio – zgarnąć trzy punkty. Z marki tego klubu na boisku nie pozostało już nic. A jednak teraz – w obliczu naprawdę wielkiego zagrożenia – tych pustych słów sympatyków GieKSy o pewnym zwycięstwie – nie ma. Strach zajrzał głęboko w oczy, pewność siebie zniknęła. Pojawiła się wątpliwość.

Zwycięstwo nie jest pewne, ale jednak jest darem niebios, że w tak ważnym meczu gramy z Bytovią Bytów. To daje wiarę, że GKS nie przegra. Wiarę większą w porównaniu z każdym innym zespołem. Bardziej bałbym się, gdybyśmy grali z Garbarnią. A już zupełnie miałbym niepokój, gdyby to Wigry były naszym rywalem. Nie mówiąc o Stomilu czy Chrobrym. Wówczas już można by było zwijać żagle.

A tak jest Bytovia. Ekipa, która w ostatnich 24 meczach ligowych wygrała tylko raz! A w ogóle wygrać nie potrafiła przez 21 spotkań. To jest w ogóle jakiś ewenement, że ta drużyna z takimi wynikami ma jeszcze jakiekolwiek szanse na utrzymanie. Ale uwaga – drużyna ta wygrała w tym sezonie cztery mecze na wyjeździe. I jeszcze większa uwaga! Kuriozalne jest to, że były to pierwsze cztery wyjazdowe mecze w sezonie. A ostatnie siedem wyjazdów Bytovia przegrała. Doprawdy przedziwna statystyka. I patrząc na cały sezon poza jego początkiem trzeba sobie powiedzieć jasno: w meczu, w którym z tak słabą ekipą wystarczy remis, porażka będzie oznaczać, że mamy na boisku do czynienia z jeszcze większymi frajerami w naszych koszulkach, niż nam się wcześniej wydawało.

Tak, nie będę tutaj się silił na słowa mobilizacji, zrobili to już za mnie inni. Ja mobilizowałem wielokrotnie w sezonach, w których GieKSa udawała, że walczyła o awans, by potem spektakularnie oddać ten awans za 30 srebrników. Więc tym razem nie mam ochoty na to. Utrzymanie ligi jest obowiązkiem, choćby nikt na mecz nie przyszedł, a stadion zabiliby dechami. Jest jedyną szansą, by ta drużyna nie zapisała kolejnego rozdziału w księdze hańby klubu GKS Katowice.

Tylko teraz uwaga. Przytoczę kilka przykładów, że niemożliwe nie istnieje.

Sezon 2012/13. Polonia Bytom na wiosnę przystępuje do meczu z GieKSą z bilansem 1-4-19 (!) i pięcioma porażkami z rzędu. GKS w fatalnym stylu remisuje w Bytomiu.

Sezon 2013/14. Okocimski Brzesko do meczu z GKS przystępuje po 8 meczach bez zwycięstwa. Wygrywa na Bukowej. Potem do końca sezonu nie wygrywa żadnego z 14 meczów. Bilans ostatnich 23 meczów sezonu ekipy z Brzeska to: 1-7-15. Jedyna wygrana na Bukowej.

Sezon 2014/15. Widzew Łódź przystępuje do meczu z GieKSą po dziewięciu porażkach z rzędu. GKS nie potrafi tego wygrać. W fatalnym stylu remisuje w Łodzi.

Sezon 2016/17. Na trzy kolejki przed końcem na Bukową przyjeżdża MKS Kluczbork, który już jest zdegradowany i w całym sezonie nie wygrał jednego (!) meczu na wyjeździe. GKS z prowadzenia 2:0 schodzi na 2:3. Po bramce z połowy boiska w doliczonym czasie gry.

Sezon 2017/18. Ruch Chorzów do meczu z GKS przystępuje po 10 meczach bez wygranej, w tym dwóch, w których tracił po 6 bramek. GKS wygrywając może spuścić Ruch do drugiej ligi. W fatalnym stylu katowiczanie przegrywają i dają możliwość fety na Cichej.

Przykładów jak widać jest sporo. Zremisowane mecze z Polonią i Widzewem w tym kontekście należy traktować jako sromotną na tamten czas porażkę. Problem jest taki, że taka sytuacja powtarza nam się regularnie. Czyli jest ekipa, która od każdego zbiera oklep, gra kompromitująco słabo i nie ma po prostu bata, żeby z GieKSą osiągnęła dobry wynik. Ale wtedy na białych koniach wjeżdża jedenastu rycerzy z herbem GieKSy i hersztem na ławce i pokazują, że naprawdę niemożliwe nie istnieje.

Warto o tym pamiętać w kontekście dzisiejszego meczu. Że nasi zawodnicy przekręcili się wiele razy i ryzyko powtórki niestety istnieje.

Dlatego tak ważne jest, żeby zawodnicy i trener podeszli poważnie do tego meczu. Ponownie napiszę – nie będę się tutaj rozczulał nad zaufaniem do drużyny, bo go już od dłuższego czasu nie mam. Liczę jedynie na przebłysk profesjonalizmu, że jednak ta ilość wyjazdowych zwycięstw w tej rundzie przełoży się na w końcu drugą wygraną u siebie. Że nie zakończymy sezonu z kompromitującym jednym zwycięstwem na siedemnaście meczów.

Oczywiście utrzymanie się nie będzie „sukcesem”, jak to stara się przedstawić trener Dudek. To jest obowiązek i naprawdę wielką żenadę odstawia szkoleniowiec takimi słowami. Wydaje się, że GKS to jednak zrobi, pytanie w jakim stylu, ale zrobi. Najważniejsze dla nas jest to, że nie trzeba tego meczu wygrać. Ale dobrze by było jednak nie walczyć o remis, tylko o zwycięstwo. Z naszymi gagatkami gra na remis może się skończyć perspektywą wycieczki do Stargardu Szczecińskiego.

Ku sentymentowi Poczobuta, w którego wierzą jedynie prawdziwi kibice.

Dzisiaj sądny dzień. Obyśmy nie musieli odprawiać pogrzebu. Niech się zakończy dobrze i wszyscy rozejdziemy się do domów na wakacje z poczuciem jednej wielkiej, pierdolonej ulgi.

I mam nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy robić bohaterów z ludzi, którzy omal przez swoją głupotę nie zatopili (miejmy nadzieję!) GieKSy.

Z dyletantami numer jeden tego klubu, czyli prezesem i dyrektorem sportowym na czele.

PS Na koniec wpis jednego z kibiców GieKSy na temat tego meczu:

„Ja tam jestem jakoś dziwnie spokojny, może to skutek leków, które mi lekarz przepisał”.

I tego się trzymajmy!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

6 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

6 komentarzy

  1. Avatar photo

    Kejta

    18 maja 2019 at 05:27

    Te miernoty to przejebia mowie wam. Jak zawsze mam dobre podejscie do kazdego meczu tak teraz czuje ze kopacze zafunduja nam 2lige
    Tyle razy dostalismy od nich w ryj ale teraz dostaniemy siekiera w tyl glowy…

  2. Avatar photo

    KaTe

    18 maja 2019 at 11:53

    Grunt, żeby pamiętać (niezależnie od wyniku), że pan Bartnik po szpilu powinien wsiąść do swojego nowego złotego merca o rejestracji SMY… i SMYknąć na północ, dając już spokój Gieksie!

  3. Avatar photo

    Pyjter

    18 maja 2019 at 14:52

    Panowie piłkarze,koncentracja pełne 90 minut!Grajcie ofensywnie z głową,zero minimalizmu!Niby taka Bytovia ale oni będą grać o pełną pulę do samego końca!Wielka mobilizacja żeby nie zakończyła się wielką stypą i wqurwieniem wszystkich.Do boju GieKSa!

  4. Avatar photo

    PanGoroli

    18 maja 2019 at 16:10

    Ostatnio czytałem, o ponoć powszechnej patologii w polskich klubach. Jakiś menago chce wcisnąć jakieś drewno, albo emeryta, za grube pieniądze. Sportowy, zwłaszcza, jeśli ma do dyspozycji kasę budżetową, czyli niczyją, przyklepują kontrakt, a menago odpala sportowemu dolę. Kto wie, czy potem sportowy nie odpala preziowi. nie wiem, czy to ma miejsce w GieKSie, ale jest zastanawiające – klub z takim budżetem, dysponuje drużyną amatorów, o bardz\o niskim poziomie indywidualnym każdego zawodnika. Czyli wygląda na to, że zostali oni przepłaceni. Prezes jednak zamiast wywalić tak nieudolnego i niegospodarnego sportowego, to trzyma go nadal. Sportowy se kupuje nowego mercka, wszyscy się poklepują, że jest fajnie, a klub stacza się na dno. niemcy na to mówią 'polnische wirtschaft’, polska gospodarka…

  5. Avatar photo

    kibic

    18 maja 2019 at 17:07

    Mimo wszystko życzę utrzymania.

  6. Avatar photo

    lelel

    18 maja 2019 at 19:33

    buhhahahahahahahahaha

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga