Dołącz do nas

Kibice

Echa Bukowej #65 – Licznik ani drgnie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Wiele lat temu moja siostra kupiła sobie kubek z Kłapouchym – jednym z bohaterów „Kubusia Puchatka” – i napisem „pamiętaj! Depresja kiedyś minie”. Kubek, choć lekko ubity, służy do dziś, a wielu członków naszej rodziny i znajomych uwielbia sączyć z niego napoje. Sam napis traktując z reguły ironicznie. Tak się składa, że zasiadając do pisania relacji kibicowskiej z niezwykle fascynującego pojedynku GieKSy ze Stalą Mielec, akurat do tego kubeczka nalałem sobie herbatę. I tak się zastanawiam: kiedy to minie? Stan bliski depresji towarzyszy większości kibiców GieKSy, a jeśli ktoś nie jeździ na wyjazdy to już w ogóle kojarzy mecze naszego klubu niemal wyłącznie z cierpieniem. Poza Katowicami jednak czasem wygrywamy, tymczasem jeśli chodzi o mecze przy Bukowej to licznik zwycięstw zaciął się dawno temu. 

Jeśli ktoś miałby wątpliwości co do tego, co jest przyczyną tak słabej frekwencji przy Bukowej to z pewnością wystarczyłoby pokazać mu ów licznik. A z frekwencją jest źle, co podkreślam w każdej relacji pomeczowej, przez co robi się to już nudne ale nuda ta jest wprost proporcjonalna do nudy, którą przeżywa się podczas naszych spotkań. Skalę naszej frekwencyjnej degrengolady uświadomiłem sobie ponownie ostatnio gdy trafiłem na zestawienie klubów z województwa śląskiego według frekwencji, opracowywanego przez redakcję strony sportslaski.pl. Obecnie GKS zajmuje tam 9. miejsce. Nie powinno to tak wyglądać, mimo wszystko. O ile nie dziwi fakt, że jesteśmy za drużynami z Ekstraklasy i tymi z I ligi posiadającymi nowe stadiony, o tyle martwi to, że lepszą średnią frekwencję ma nawet Jastrzębie. Zawsze po tego typu wpisach pojawiają się komentarze, czasem długie, osób, które do niedawna chodziły regularnie na Bukową (czasem od lat 80′, 90′) a obecnie nie pojawiają się. Nie zawsze odpisuję, ale zawsze czytam. Ze smutkiem i nie bez dozy zrozumienia… Ostatni mecz tego sezonu jako gospodarz rozegramy za dwa tygodnie, a naszym rywalem będzie Bytovia. W tym dniu odbędą się finały akcji „zagraj na Bukowej” więc można się spodziewać, że uczestnicy wraz z opiekunami zagęszczą nieco trybuny. Zawsze to coś! A sama akcja idzie niesamowicie, kilkaset dzieciaków uczestniczy w treningach w dzielnicach Katowic i miastach ościennych w każdym tygodniu. A już za rok jubileuszowa, dziesiąta edycja. To pocieszające, że w każdych warunkach da się coś konstruktywnego zdziałać! Wierzę, że uda nam się stworzyć taką atmosferę, dla której przynajmniej część z tych dzieciaków będzie chciała wracać na stadion. A po meczu uśmiechniemy się z okazji utrzymania.

Aha, miało być coś o meczu jeszcze. Odbył się, doping był niezły, a po końcowym gwizdku jakoś tak spokojnie, bez wybuchu wściekłości. Nie ma co się oszukiwać, większość z nas tę porażkę miałą wkalkulowaną do swoich wyliczeń. Kibiców Stali pojawiło się kilku, trudno cokolwiek o nich napisać. Na płocie przed sektorem „A” pojawiła się natomiast nasza reprezentacyjna flaga – z okazji święta narodowego. Takie akcenty mnie akurat cieszą. Czołem!

Podsumowanie:
Oprawa: brak
Frekwencja: 1940
Goście: 5
Wydarzenia: brak


23 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

23 komentarze

  1. Avatar photo

    Siwen

    5 maja 2019 at 01:31

    Depresja nie przychodzi z czwartku na piątek i też nie odejdzie po weekendzie. Na depresje „pracuje” się miesiącami, długimi latami, nierzadko nawraca i niestety bywa, ze zostaje już z nami, pod egidą lekarstw, do końca życia. Splot wielu złych czynników, wydarzeń, decyzji (czasem zależnych od nas a czasem zupełnie niezależnych) następujących systematycznie po sobie, doprowadza ostatecznie do momentu, w którym kolejna maleńka kropelka przelewa wielka czarę goryczy i już, gotowe-mamy depresje! Rzeczy które nas od zawsze cieszyły i bawiły już nie cieszą tylko smucą, hobby odkładamy zupełnie na bok, relacje towarzyskie umierają, następuje pustka, totalne wypalenie i emocjonalna ignorancja wszystkiego co się dzieje wkoło nas. Niektórzy są świadomi tego, że zachorowali i zaczynają szukać pomocy, czasem czujna rodzina lub przyjaciele uświadamiają nas, ze wpadliśmy w depresje i za ich namowa udajemy się do lekarza, niestety spora grupa nie dopuszcza do siebie wiadomości o chorobie i konieczności wizyty u psychiatry. Bojąc się łatki świra udaje, że wszystko jest ok, taki chwilowy dół, ucieka od problemu odkładając go w czasie i tym samym pogłębiając…..Paradoks dzisiejszej GieKSy polega na tym, ze tkwi w tej chorobie (od dłuższego czasu) zupełnie świadoma,kopie puszkę w dół drogi, nie chce żadnej pomocy, z kibiców robi świrów, wysyłając ich do psychiatry mówi im, że przecież wszystko jest w porządku a mała chandra zdarza się każdemu!!!

    Zagraj GieKSo jak za dawnych lat!

  2. Avatar photo

    Kibol

    5 maja 2019 at 09:30

    SIWEN PIĘKNIE NAPISANE Ale zawsze nadzieja umiera ostatnia chodz już jesteś na dnie musisz wierzyć że ktoś lub cos cię uratuje i wtedy poczujesz ten sens istnienia

  3. Avatar photo

    GieKSiorz

    5 maja 2019 at 10:08

    Proste jeśli się robi ludzi latami e ciula to tak jest.tyle lat ładnej gadki o awansie, stadionie itd a dalej wielkie gówno.tylk najgorsze jest to że w tym roku może być nawet cofnięcie się,po degradacji z ekstraklasy do 4 ligi wierzyłem że będzie dobrze, ale po tylu latach robienia nas w huja już nie ma sił wierzyć.komus zależy żeby ten klub ośmieszyć, zarżnąć, obrzydzić i to się komuś udaje przy przyzwoleniu nas kibiców.komu ja stawiam na urząd miasta.bylaby chęć to by nasza Gieksa była już dawno w ekstraklasie zobaczcie Gliwice, Częstochowa, Łódź itd , ktoś tam chce i to robi znakomicie,a u nas miasto wojewódzkie bez stadionu i silnej piłki, porażka, mam nadzieję że w końcu się obudzimy my kibice i postawimy ten klub na nogi.BO GIEKSA TO MY!!!

  4. Avatar photo

    pablo eskobar

    5 maja 2019 at 10:52

    Panowie dobrze niebedzie dopoki rzadzacy sie niezmienia jak widac o stadionie cisza druzyna praktycznie w 2 lidze jak spadniemy to wszyscy odejda i znow bodowanie druzyny latami bo to nietakie proste od razu awansowac no chyba ze sie chce a tego napewno niebedzie bo poco aby znow robic nadzieje na lepsze jutro bylo by pisac tak dlugo ale najgorsze w tym wszystkim jest ze wlasnie kibice pozwalaja na to niema nic zero protestow kiedys to by opony chyba palili przed ratuszem szkoda gadac

  5. Avatar photo

    Bbb

    5 maja 2019 at 11:25

    Mnie to zastanawiam dlaczego z tym burdelem nikt nic nie zrobi? Dotychczasowy zarzad musi odejsc bo to sa nie odpowiednie osoby do zarzadzania takim klubem w szczegolnosci dyrektor sportowy razem z janickim!!!!! Moze Jakies transparenty anty zarzadowe moze Jakies demonstracje podstadionem wyrazenie swoje go nie zadowolenia? W innych klubach potrafia sie zebrac I pokazac ze Maja jaja A Nam wiecznie w twarz sie pluje I mowimy ze deszcz pada…

  6. Avatar photo

    thommy

    5 maja 2019 at 11:37

    Ktos wie co sie dzieje z naszym forum? Od kilku dni nie dziala…

  7. Avatar photo

    tombotleg

    5 maja 2019 at 12:09

    Coś w tym jest, lata upokorzeń, porażek, tego normalni ludzie nie są w stanie już znosić są granice, w końcu człowiek łapie się na tym że to ma być rozrywka, miłe spędzenie czasu a nie stres, nerwy, kurwowanie i wieczne bluzgi, przychodzą na to już tylko najtwardsze jednostki..

  8. Avatar photo

    Kamel

    5 maja 2019 at 14:54

    wiyncyj polskich fan,frekfencjo no bloszoku no sicher sie dzwigniye,mysla co ze tokimi „akcentami” 100/spiel es realno juz no kolyjny sezon.

  9. Avatar photo

    Irishman

    5 maja 2019 at 15:51

    Brawo Kłapouchy! Faktycznie depresja kiedyś minie!
    Ale najpierw (i zraz mnie tu ktoś zapewne zj…ie|) może faktycznie trzeba upaść na samo dno?!?!?! Może wtedy NARESZCIE!!! NARESZCIE!!! NARESZCIE!!! nastąpi wietrzenie gabinetów?!?!?! A potem pokoju trenerów i szatni!!! Franek Sput, Jasiu Furtok, Piotr Piekarczyk, Marek Koniarek… a pewnie i ktoś z młodszego pokolenia byłych GieKSiarzy z całą pewnością zaangażowaliby się w plan odbudowy GieKSy piłkarskiej! A może i kibice??? Pamiętam czasy ich zaangażowania się w misję ratowania klubu gdy zaczynaliśmy od IV ligi! Czego im wtedy zabrakło, aby wrócić na należne nam miejsce w ekstraklasie? Wsparcia organizacyjno-finansowego jakie ma dzisiejszy klub!!! TYLKO NAJPIERW TRZEBA POŻEGNAĆ SPADOCHRONIARZY!!!

    • Avatar photo

      Marecki

      5 maja 2019 at 17:37

      Ale to już było…

  10. Avatar photo

    PanGoroli

    5 maja 2019 at 19:11

    Karol, takie pytanie do Ciebie – Ty jesteś Polakiem, czy Ślązakiem? Bo jeśli to pierwsze, to może tak trochę szacunku dla krainy i narodu, który Ciebie (i pewnie Twoich przodków) ugościł. Jeśli jesteś jednak Ślązakiem, to weź się porządnie dupnij w łeb. Ślązak, to ani Polak, ani Niemiec. Ani Hanys też – młodzi, jak nie wiecie, to polscy koloniści tak nazwali naszych przodków, by podkreślać niby niemieckość Ślązaków (że niby Hansy -> Hanysy).
    Obce barwy narodowe na stadionie stolicy naszego kochanego Śląska, to plucie sobie samemu w twarz. Możemy się nawzajem szanować, ale to nie znaczy, że musimy Polakom od razu do rzici włazić. Młodzi, honoru nie macie…

  11. Avatar photo

    Irisjman

    5 maja 2019 at 19:53

    @PanGoroli, to ja proszę o szacunek dla tych Ślązaków, którzy są jednocześnie Polakami, a których przodkowie przelewali krew w powstaniach śląskich o to, aby tu była Polska! Tacy też są i jest ich bardzo wielu!

  12. Avatar photo

    PanGoroli

    5 maja 2019 at 20:21

    @Irishman, mam do Ciebie szacunek, czasem piszesz mądre rzeczy, czasem mniej, no, ale teraz to mnie zaszokowałeś. Polacy, Ślązacy, to odrębne narody. nie będę Ci robić wykładu – proste sprawdzenie w wiki, i będziesz mądrzejszy.
    Piszesz o powstańcach śląskich w trzeciej osobie, a ja mogę niemal w pierwszej. Wszyscy moi dziadkowie walczyli w powstaniach, i wiem z pierwszej ręki, że żadne z tych powstań nie było o to, by Śląsk stał się Polską, lecz o federację z Polską. Z własnym sejmikiem, ekonomią. Dlatego Polska na powstania się wypięła. Dlatego kurwy polskie czyhały nad Brynicą na rannych powstańców śląskich i odsprzedawali ich władzom niemieckim. Nie ma czegoś takiego, jak Ślązak będącym jednocześnie Polakiem. To jest spolonizowany Ślązak, który się pogubił, utracił swoją tożsamość. Ja i moi koledzy od Polaków po pysku w szkołach dostawaliśmy za godanie po śląsku, z goirolami polskimi się praliśmy na koloniach, jak nas od Hanysów wyzywali. Wiesz, Irishman, dużo by opowiadać, łaćznie o polskich obozach koncentracyjnych i obozach pracy dla Ślązaków po wojnie, w których życie straciło dziesiątki tysięcy Ślązaków. Stawianie równości między Ślązakami i ich oprawcami, kolonizatorami, to jest po prostu obelga.

  13. Avatar photo

    Irishman

    5 maja 2019 at 20:50

    Masz swoje relacje, ja swoje. Ja tam nie będę szukał „wyjaśnień” w wiki. Moim guru życiowym był i jest człowiek – Ślązak z dziada pradziada! Jego ojciec i wujek walczyli w powstaniu, nie o „federacją z Polska”. On sam, działał w AK ale niestety gdy dorósł został przymusowo wcielony do Wermachtu. Na szczęście wysłaniu go na zachód. Był saperem ale jak zakładał miny to tak, żeby nie wybuchały, a jak tylko mógł to uciekł i walczył w dywizji generała Maczka. Po wojnie wrócił ale oczywiście musiał ukrywać swoją przeszłość przed zdrajcami z sowieckiej ubecji! Udało się, nie został aresztowany i mógł rozbudowywać Katowice. Budował tu najważniejsze obiekty.
    Czy Polska jako państwo mogła zbrojnie poprzeć powstania? NIE! Sami Polacy to robili!
    Znam też opowieści cioci, której ojciec walczył na wschodzie w Wermachcie, a ona ukrywała się przed gwałcącymi wszystkich, od praktycznie dzieci po starsze panie ruskimi bandziorami, którzy później razem ze swoimi polskimi kolaborantami wysyłali Ślązaków do obozów koncentracyjnych albo na wschód do kopalni uranu. I CO MAM ZA TO CO ROBILI CI BANDYCI (KTÓRYCH POTOMKOWIE POTEM STRZELALI DO GÓRNIKÓW W KOPALNI WUJEK) NIENAWIDZIĆ POLSKI?????

  14. Avatar photo

    Irishman

    5 maja 2019 at 20:54

    A jak już tak piszemy, to jestem bardzo ciekawy Twojego zdania na temat Placu Wilhelma Szewczyka – zaraz po wojnie pracownika Wydziału Informacji i Propagandy Urzędu Wojewódzkiego o którego tak walczy np. RAŚ

  15. Avatar photo

    PanGoroli

    5 maja 2019 at 21:09

    A co do tego placu – wiesz, jeśli ukryta opcja rosyjska, która otwarcie ubliża narodowi śląskiemu nazywając go ukrytą opcją śląską stawia sobie pomniki i nazywa swoimi imionami place, to jest to typowe postępowanie okupacyjne, jakie miało miejsce już w przeszłości.

  16. Avatar photo

    Irishman

    5 maja 2019 at 21:10

    Aha, dodam tylko jeszcze na koniec, że także ta moja ciocia, która ukrywała się przed bandziorami w piwnicach także nie nie nawidzi Polski.

  17. Avatar photo

    Irishman

    5 maja 2019 at 21:16

    OK, zgadzam się, że gadanie o „opcji niemieckiej” byłe po prostu głupie. Ale nie odwracaj kota ogonem – czy Katowice powinny czcić faceta, który pracował w DZIALE PROPAGANDY(!!!) ramię w ramie z ludźmi, którzy wysyłali Ślązaków do obozy koncentracyjnego albo na wschód do morderczej pracy???

  18. Avatar photo

    PanGoroli

    5 maja 2019 at 21:44

    Wiesz, Irish, miałem tu długą wypowiedź i mi 'wyparowała’. Nie wypowiadam się o Szewczyku, bo nie znam szczegółów. Ja wiem tylko jedno – Polacy mają krew Ślązaków na rękach. Są odpowiedzialni za 3 pokolenia polonizacji, dyskryminacji i szykan. Ich zasrany obowiązek moralny, to powiedzieć nam, Ślązakom „PRZEPRASZAMY i prosimy o wybaczenie”. To na początek. To, co się odwala na stadionie GieKSy, łaszenie się Polakom, brak szacunku i godności, to po prostu wstyd i hańba. nie mniejsza, jak hajlujący debile chorzowscy.

  19. Avatar photo

    Irishman

    6 maja 2019 at 07:58

    Nie Polacy ale Ruscy ich polskie-stalinowskie sługusy oraz Niemcy mają krew Ślązaków na rekach. Ja jestem Polakiem i Ślązakiem, a takie Twoje gadanie jest dla mnie i bardzo wielu mi podobnych po prostu obraźliwe!

    EOT z mojej strony! INO GIEKSA!

  20. Avatar photo

    tombotleg

    6 maja 2019 at 16:16

    Tak jest Irish ino GieKSA, flaga Polska repry przy takim dniu obowiązkowa brawo, chociaż w tym temacie nie mamy dylematów albo zostały dawno wyjaśnione.

  21. Avatar photo

    PanGoroli

    7 maja 2019 at 08:22

    Tak, jedźcie se jeszcze do sosnowca i dajcie se z gorolami buzi. Teraz już rozumiem, dlaczego GieKSa jest tak nielubiana wśród Ślązaków… przykre.

  22. Avatar photo

    Mecza

    7 maja 2019 at 19:16

    PanGoroli & Irishman, też was lubię ale trochę nie na temat. Zajrzyjcie do felietonu „Dwie strony medalu w Alfabecie” i poproszę o komentarz. Dawno nie dyskutowaliśmy a James tu pisze najlepsze teksty.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga