Dołącz do nas

Kibice

Echa Bukowej #65 – Licznik ani drgnie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Wiele lat temu moja siostra kupiła sobie kubek z Kłapouchym – jednym z bohaterów „Kubusia Puchatka” – i napisem „pamiętaj! Depresja kiedyś minie”. Kubek, choć lekko ubity, służy do dziś, a wielu członków naszej rodziny i znajomych uwielbia sączyć z niego napoje. Sam napis traktując z reguły ironicznie. Tak się składa, że zasiadając do pisania relacji kibicowskiej z niezwykle fascynującego pojedynku GieKSy ze Stalą Mielec, akurat do tego kubeczka nalałem sobie herbatę. I tak się zastanawiam: kiedy to minie? Stan bliski depresji towarzyszy większości kibiców GieKSy, a jeśli ktoś nie jeździ na wyjazdy to już w ogóle kojarzy mecze naszego klubu niemal wyłącznie z cierpieniem. Poza Katowicami jednak czasem wygrywamy, tymczasem jeśli chodzi o mecze przy Bukowej to licznik zwycięstw zaciął się dawno temu. 

Jeśli ktoś miałby wątpliwości co do tego, co jest przyczyną tak słabej frekwencji przy Bukowej to z pewnością wystarczyłoby pokazać mu ów licznik. A z frekwencją jest źle, co podkreślam w każdej relacji pomeczowej, przez co robi się to już nudne ale nuda ta jest wprost proporcjonalna do nudy, którą przeżywa się podczas naszych spotkań. Skalę naszej frekwencyjnej degrengolady uświadomiłem sobie ponownie ostatnio gdy trafiłem na zestawienie klubów z województwa śląskiego według frekwencji, opracowywanego przez redakcję strony sportslaski.pl. Obecnie GKS zajmuje tam 9. miejsce. Nie powinno to tak wyglądać, mimo wszystko. O ile nie dziwi fakt, że jesteśmy za drużynami z Ekstraklasy i tymi z I ligi posiadającymi nowe stadiony, o tyle martwi to, że lepszą średnią frekwencję ma nawet Jastrzębie. Zawsze po tego typu wpisach pojawiają się komentarze, czasem długie, osób, które do niedawna chodziły regularnie na Bukową (czasem od lat 80′, 90′) a obecnie nie pojawiają się. Nie zawsze odpisuję, ale zawsze czytam. Ze smutkiem i nie bez dozy zrozumienia… Ostatni mecz tego sezonu jako gospodarz rozegramy za dwa tygodnie, a naszym rywalem będzie Bytovia. W tym dniu odbędą się finały akcji „zagraj na Bukowej” więc można się spodziewać, że uczestnicy wraz z opiekunami zagęszczą nieco trybuny. Zawsze to coś! A sama akcja idzie niesamowicie, kilkaset dzieciaków uczestniczy w treningach w dzielnicach Katowic i miastach ościennych w każdym tygodniu. A już za rok jubileuszowa, dziesiąta edycja. To pocieszające, że w każdych warunkach da się coś konstruktywnego zdziałać! Wierzę, że uda nam się stworzyć taką atmosferę, dla której przynajmniej część z tych dzieciaków będzie chciała wracać na stadion. A po meczu uśmiechniemy się z okazji utrzymania.

Aha, miało być coś o meczu jeszcze. Odbył się, doping był niezły, a po końcowym gwizdku jakoś tak spokojnie, bez wybuchu wściekłości. Nie ma co się oszukiwać, większość z nas tę porażkę miałą wkalkulowaną do swoich wyliczeń. Kibiców Stali pojawiło się kilku, trudno cokolwiek o nich napisać. Na płocie przed sektorem „A” pojawiła się natomiast nasza reprezentacyjna flaga – z okazji święta narodowego. Takie akcenty mnie akurat cieszą. Czołem!

Podsumowanie:
Oprawa: brak
Frekwencja: 1940
Goście: 5
Wydarzenia: brak

23 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

23 komentarze

  1. Avatar photo

    Siwen

    5 maja 2019 at 01:31

    Depresja nie przychodzi z czwartku na piątek i też nie odejdzie po weekendzie. Na depresje „pracuje” się miesiącami, długimi latami, nierzadko nawraca i niestety bywa, ze zostaje już z nami, pod egidą lekarstw, do końca życia. Splot wielu złych czynników, wydarzeń, decyzji (czasem zależnych od nas a czasem zupełnie niezależnych) następujących systematycznie po sobie, doprowadza ostatecznie do momentu, w którym kolejna maleńka kropelka przelewa wielka czarę goryczy i już, gotowe-mamy depresje! Rzeczy które nas od zawsze cieszyły i bawiły już nie cieszą tylko smucą, hobby odkładamy zupełnie na bok, relacje towarzyskie umierają, następuje pustka, totalne wypalenie i emocjonalna ignorancja wszystkiego co się dzieje wkoło nas. Niektórzy są świadomi tego, że zachorowali i zaczynają szukać pomocy, czasem czujna rodzina lub przyjaciele uświadamiają nas, ze wpadliśmy w depresje i za ich namowa udajemy się do lekarza, niestety spora grupa nie dopuszcza do siebie wiadomości o chorobie i konieczności wizyty u psychiatry. Bojąc się łatki świra udaje, że wszystko jest ok, taki chwilowy dół, ucieka od problemu odkładając go w czasie i tym samym pogłębiając…..Paradoks dzisiejszej GieKSy polega na tym, ze tkwi w tej chorobie (od dłuższego czasu) zupełnie świadoma,kopie puszkę w dół drogi, nie chce żadnej pomocy, z kibiców robi świrów, wysyłając ich do psychiatry mówi im, że przecież wszystko jest w porządku a mała chandra zdarza się każdemu!!!

    Zagraj GieKSo jak za dawnych lat!

  2. Avatar photo

    Kibol

    5 maja 2019 at 09:30

    SIWEN PIĘKNIE NAPISANE Ale zawsze nadzieja umiera ostatnia chodz już jesteś na dnie musisz wierzyć że ktoś lub cos cię uratuje i wtedy poczujesz ten sens istnienia

  3. Avatar photo

    GieKSiorz

    5 maja 2019 at 10:08

    Proste jeśli się robi ludzi latami e ciula to tak jest.tyle lat ładnej gadki o awansie, stadionie itd a dalej wielkie gówno.tylk najgorsze jest to że w tym roku może być nawet cofnięcie się,po degradacji z ekstraklasy do 4 ligi wierzyłem że będzie dobrze, ale po tylu latach robienia nas w huja już nie ma sił wierzyć.komus zależy żeby ten klub ośmieszyć, zarżnąć, obrzydzić i to się komuś udaje przy przyzwoleniu nas kibiców.komu ja stawiam na urząd miasta.bylaby chęć to by nasza Gieksa była już dawno w ekstraklasie zobaczcie Gliwice, Częstochowa, Łódź itd , ktoś tam chce i to robi znakomicie,a u nas miasto wojewódzkie bez stadionu i silnej piłki, porażka, mam nadzieję że w końcu się obudzimy my kibice i postawimy ten klub na nogi.BO GIEKSA TO MY!!!

  4. Avatar photo

    pablo eskobar

    5 maja 2019 at 10:52

    Panowie dobrze niebedzie dopoki rzadzacy sie niezmienia jak widac o stadionie cisza druzyna praktycznie w 2 lidze jak spadniemy to wszyscy odejda i znow bodowanie druzyny latami bo to nietakie proste od razu awansowac no chyba ze sie chce a tego napewno niebedzie bo poco aby znow robic nadzieje na lepsze jutro bylo by pisac tak dlugo ale najgorsze w tym wszystkim jest ze wlasnie kibice pozwalaja na to niema nic zero protestow kiedys to by opony chyba palili przed ratuszem szkoda gadac

  5. Avatar photo

    Bbb

    5 maja 2019 at 11:25

    Mnie to zastanawiam dlaczego z tym burdelem nikt nic nie zrobi? Dotychczasowy zarzad musi odejsc bo to sa nie odpowiednie osoby do zarzadzania takim klubem w szczegolnosci dyrektor sportowy razem z janickim!!!!! Moze Jakies transparenty anty zarzadowe moze Jakies demonstracje podstadionem wyrazenie swoje go nie zadowolenia? W innych klubach potrafia sie zebrac I pokazac ze Maja jaja A Nam wiecznie w twarz sie pluje I mowimy ze deszcz pada…

  6. Avatar photo

    thommy

    5 maja 2019 at 11:37

    Ktos wie co sie dzieje z naszym forum? Od kilku dni nie dziala…

  7. Avatar photo

    tombotleg

    5 maja 2019 at 12:09

    Coś w tym jest, lata upokorzeń, porażek, tego normalni ludzie nie są w stanie już znosić są granice, w końcu człowiek łapie się na tym że to ma być rozrywka, miłe spędzenie czasu a nie stres, nerwy, kurwowanie i wieczne bluzgi, przychodzą na to już tylko najtwardsze jednostki..

  8. Avatar photo

    Kamel

    5 maja 2019 at 14:54

    wiyncyj polskich fan,frekfencjo no bloszoku no sicher sie dzwigniye,mysla co ze tokimi „akcentami” 100/spiel es realno juz no kolyjny sezon.

  9. Avatar photo

    Irishman

    5 maja 2019 at 15:51

    Brawo Kłapouchy! Faktycznie depresja kiedyś minie!
    Ale najpierw (i zraz mnie tu ktoś zapewne zj…ie|) może faktycznie trzeba upaść na samo dno?!?!?! Może wtedy NARESZCIE!!! NARESZCIE!!! NARESZCIE!!! nastąpi wietrzenie gabinetów?!?!?! A potem pokoju trenerów i szatni!!! Franek Sput, Jasiu Furtok, Piotr Piekarczyk, Marek Koniarek… a pewnie i ktoś z młodszego pokolenia byłych GieKSiarzy z całą pewnością zaangażowaliby się w plan odbudowy GieKSy piłkarskiej! A może i kibice??? Pamiętam czasy ich zaangażowania się w misję ratowania klubu gdy zaczynaliśmy od IV ligi! Czego im wtedy zabrakło, aby wrócić na należne nam miejsce w ekstraklasie? Wsparcia organizacyjno-finansowego jakie ma dzisiejszy klub!!! TYLKO NAJPIERW TRZEBA POŻEGNAĆ SPADOCHRONIARZY!!!

    • Avatar photo

      Marecki

      5 maja 2019 at 17:37

      Ale to już było…

  10. Avatar photo

    PanGoroli

    5 maja 2019 at 19:11

    Karol, takie pytanie do Ciebie – Ty jesteś Polakiem, czy Ślązakiem? Bo jeśli to pierwsze, to może tak trochę szacunku dla krainy i narodu, który Ciebie (i pewnie Twoich przodków) ugościł. Jeśli jesteś jednak Ślązakiem, to weź się porządnie dupnij w łeb. Ślązak, to ani Polak, ani Niemiec. Ani Hanys też – młodzi, jak nie wiecie, to polscy koloniści tak nazwali naszych przodków, by podkreślać niby niemieckość Ślązaków (że niby Hansy -> Hanysy).
    Obce barwy narodowe na stadionie stolicy naszego kochanego Śląska, to plucie sobie samemu w twarz. Możemy się nawzajem szanować, ale to nie znaczy, że musimy Polakom od razu do rzici włazić. Młodzi, honoru nie macie…

  11. Avatar photo

    Irisjman

    5 maja 2019 at 19:53

    @PanGoroli, to ja proszę o szacunek dla tych Ślązaków, którzy są jednocześnie Polakami, a których przodkowie przelewali krew w powstaniach śląskich o to, aby tu była Polska! Tacy też są i jest ich bardzo wielu!

  12. Avatar photo

    PanGoroli

    5 maja 2019 at 20:21

    @Irishman, mam do Ciebie szacunek, czasem piszesz mądre rzeczy, czasem mniej, no, ale teraz to mnie zaszokowałeś. Polacy, Ślązacy, to odrębne narody. nie będę Ci robić wykładu – proste sprawdzenie w wiki, i będziesz mądrzejszy.
    Piszesz o powstańcach śląskich w trzeciej osobie, a ja mogę niemal w pierwszej. Wszyscy moi dziadkowie walczyli w powstaniach, i wiem z pierwszej ręki, że żadne z tych powstań nie było o to, by Śląsk stał się Polską, lecz o federację z Polską. Z własnym sejmikiem, ekonomią. Dlatego Polska na powstania się wypięła. Dlatego kurwy polskie czyhały nad Brynicą na rannych powstańców śląskich i odsprzedawali ich władzom niemieckim. Nie ma czegoś takiego, jak Ślązak będącym jednocześnie Polakiem. To jest spolonizowany Ślązak, który się pogubił, utracił swoją tożsamość. Ja i moi koledzy od Polaków po pysku w szkołach dostawaliśmy za godanie po śląsku, z goirolami polskimi się praliśmy na koloniach, jak nas od Hanysów wyzywali. Wiesz, Irishman, dużo by opowiadać, łaćznie o polskich obozach koncentracyjnych i obozach pracy dla Ślązaków po wojnie, w których życie straciło dziesiątki tysięcy Ślązaków. Stawianie równości między Ślązakami i ich oprawcami, kolonizatorami, to jest po prostu obelga.

  13. Avatar photo

    Irishman

    5 maja 2019 at 20:50

    Masz swoje relacje, ja swoje. Ja tam nie będę szukał „wyjaśnień” w wiki. Moim guru życiowym był i jest człowiek – Ślązak z dziada pradziada! Jego ojciec i wujek walczyli w powstaniu, nie o „federacją z Polska”. On sam, działał w AK ale niestety gdy dorósł został przymusowo wcielony do Wermachtu. Na szczęście wysłaniu go na zachód. Był saperem ale jak zakładał miny to tak, żeby nie wybuchały, a jak tylko mógł to uciekł i walczył w dywizji generała Maczka. Po wojnie wrócił ale oczywiście musiał ukrywać swoją przeszłość przed zdrajcami z sowieckiej ubecji! Udało się, nie został aresztowany i mógł rozbudowywać Katowice. Budował tu najważniejsze obiekty.
    Czy Polska jako państwo mogła zbrojnie poprzeć powstania? NIE! Sami Polacy to robili!
    Znam też opowieści cioci, której ojciec walczył na wschodzie w Wermachcie, a ona ukrywała się przed gwałcącymi wszystkich, od praktycznie dzieci po starsze panie ruskimi bandziorami, którzy później razem ze swoimi polskimi kolaborantami wysyłali Ślązaków do obozów koncentracyjnych albo na wschód do kopalni uranu. I CO MAM ZA TO CO ROBILI CI BANDYCI (KTÓRYCH POTOMKOWIE POTEM STRZELALI DO GÓRNIKÓW W KOPALNI WUJEK) NIENAWIDZIĆ POLSKI?????

  14. Avatar photo

    Irishman

    5 maja 2019 at 20:54

    A jak już tak piszemy, to jestem bardzo ciekawy Twojego zdania na temat Placu Wilhelma Szewczyka – zaraz po wojnie pracownika Wydziału Informacji i Propagandy Urzędu Wojewódzkiego o którego tak walczy np. RAŚ

  15. Avatar photo

    PanGoroli

    5 maja 2019 at 21:09

    A co do tego placu – wiesz, jeśli ukryta opcja rosyjska, która otwarcie ubliża narodowi śląskiemu nazywając go ukrytą opcją śląską stawia sobie pomniki i nazywa swoimi imionami place, to jest to typowe postępowanie okupacyjne, jakie miało miejsce już w przeszłości.

  16. Avatar photo

    Irishman

    5 maja 2019 at 21:10

    Aha, dodam tylko jeszcze na koniec, że także ta moja ciocia, która ukrywała się przed bandziorami w piwnicach także nie nie nawidzi Polski.

  17. Avatar photo

    Irishman

    5 maja 2019 at 21:16

    OK, zgadzam się, że gadanie o „opcji niemieckiej” byłe po prostu głupie. Ale nie odwracaj kota ogonem – czy Katowice powinny czcić faceta, który pracował w DZIALE PROPAGANDY(!!!) ramię w ramie z ludźmi, którzy wysyłali Ślązaków do obozy koncentracyjnego albo na wschód do morderczej pracy???

  18. Avatar photo

    PanGoroli

    5 maja 2019 at 21:44

    Wiesz, Irish, miałem tu długą wypowiedź i mi 'wyparowała’. Nie wypowiadam się o Szewczyku, bo nie znam szczegółów. Ja wiem tylko jedno – Polacy mają krew Ślązaków na rękach. Są odpowiedzialni za 3 pokolenia polonizacji, dyskryminacji i szykan. Ich zasrany obowiązek moralny, to powiedzieć nam, Ślązakom „PRZEPRASZAMY i prosimy o wybaczenie”. To na początek. To, co się odwala na stadionie GieKSy, łaszenie się Polakom, brak szacunku i godności, to po prostu wstyd i hańba. nie mniejsza, jak hajlujący debile chorzowscy.

  19. Avatar photo

    Irishman

    6 maja 2019 at 07:58

    Nie Polacy ale Ruscy ich polskie-stalinowskie sługusy oraz Niemcy mają krew Ślązaków na rekach. Ja jestem Polakiem i Ślązakiem, a takie Twoje gadanie jest dla mnie i bardzo wielu mi podobnych po prostu obraźliwe!

    EOT z mojej strony! INO GIEKSA!

  20. Avatar photo

    tombotleg

    6 maja 2019 at 16:16

    Tak jest Irish ino GieKSA, flaga Polska repry przy takim dniu obowiązkowa brawo, chociaż w tym temacie nie mamy dylematów albo zostały dawno wyjaśnione.

  21. Avatar photo

    PanGoroli

    7 maja 2019 at 08:22

    Tak, jedźcie se jeszcze do sosnowca i dajcie se z gorolami buzi. Teraz już rozumiem, dlaczego GieKSa jest tak nielubiana wśród Ślązaków… przykre.

  22. Avatar photo

    Mecza

    7 maja 2019 at 19:16

    PanGoroli & Irishman, też was lubię ale trochę nie na temat. Zajrzyjcie do felietonu „Dwie strony medalu w Alfabecie” i poproszę o komentarz. Dawno nie dyskutowaliśmy a James tu pisze najlepsze teksty.

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plusy i minusy po Rakowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.

Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.

Plusy:

+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.

+ Jędrych i Klemenz 
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.

Minusy:

– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.

– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.

– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.

Podsumowanie:

GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.

To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.

Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga