Piłka nożna Wywiady
Filip Burkhardt: GKS zasłużył na awans, Arka spieprzyła sprawę
Z Filipem Burkhardtem, byłym zawodnikiem GieKSy oraz zapalonym kibicem Arki Gdynia, porozmawialiśmy o końcówce sezonu, zaprzepaszczonych przez gdynian szansach na awans, przyszłości GKS-u w Ekstraklasie i pracy w… Norwegii. Zapraszamy.
GieKSa.pl: Filip, nie sposób zacząć inaczej niż po prostu spytać: co u ciebie słychać?
Filip Burkhardt: Wszystko dobrze. Wykurowałem się z kilku poważnych kontuzji. Wróciłem do Polski i obecnie gram w Gryfie Wejherowo. Robię kilka kursów i trochę rzeczy niezwiązanych z piłką.
Końcówka twojej przygody w GieKSie to kontuzja, a później odejście do Olimpii Elbląg.
Zgadza się, w GKS-ie złapałem kontuzję kolana. Później odszedłem do Olimpii Elbląg, gdzie przytrafiła mi się jeszcze gorsza kontuzja, bo zerwałem Achillesa i kolejne 8 miesięcy się leczyłem. Z Elbląga trafiłem do II ligi do ŁKS-u Łódź, z którym zrobiliśmy awans na zaplecze Ekstraklasy.
No właśnie, kiedy wydawało się, że jeszcze trochę pograsz, to po ŁKS-ie przyszła Bytovia, Radunia i wyjazd do Norwegii.
Powrót do Bytowa i granie w Stężycy były już związane z poważną chorobą mojej córki. Chciałem być blisko domu, stąd gra właśnie w tych dwóch klubach. Wyjazd do Norwegii rozwinął się inaczej, niż planowałem. Miałem jechać zagrać tylko trzynaście meczów, ale zostałem na dłużej.
Grając w Bytowie przyczyniłeś się do spadku GieKSy z pierwszej ligi…
Tak, dołożyłem cegiełkę do spadku, ale dzięki temu mogę mówić, że również dzięki mnie GKS się oczyścił i odbudował. W ogóle moje losy przeplatały się z GieKSą już wcześniej – ostatnio sobie sprawdziłem, że w sezonie 2004/2005, kiedy debiutowałem w Ekstraklasie w barwach Amiki Wronki, swoją pierwszą bramkę w seniorskiej piłce zdobyłem właśnie przeciwko GKS-owi. Wygraliśmy w Katowicach bodajże 4:1.
Ostatnia twoja przygoda, to wyjazd do Norwegii i gra w FK Toten. Skąd pomysł na taką końcówkę kariery?
Kiedy wyjeżdżałem FK Toten grało na trzecim poziomie rozgrywkowym. Trafiłem do Norwegii w sezonie, kiedy szalał COVID, a tam wszelkie restrykcje były bardzo przestrzegane. Grano jedynie pół rundy i właśnie na te pół rundy, a dokładniej na trzynaście spotkań miałem pojechać i pomóc zespołowi.
Okazało się, że zostałeś na dłużej.
Tak. Wykonaliśmy cel, jakim było utrzymanie i postanowiłem zostać. Niestety w kolejnym sezonie spadliśmy do IV ligi. Pograłem jeszcze dwa lata i w styczniu tego roku wróciłem do Polski.
Jak wyglądało życie i organizacja w III-ligowym norweskim klubie?
Jeśli wyjeżdżasz samemu, bez rodziny, to moim zdaniem jest dosyć ciężko. Przez większą część roku jest zimno, nie ma zbyt wielu rzeczy do roboty na świeżym powietrzu, dlatego samemu szybko zaczynasz się nudzić. Mnie z początku bardzo się podobało – wyjazd za granicę, nowi ludzie, nowe otoczenie, nowe realia. Jednak tęsknota za domem z każdym dniem doskwierała.
Można się utrzymać z grania w III lidze?
Nie, na takim poziomie musisz łączyć wszystko z pracą. Klub zapewnia ci mieszkanie i podstawową wypłatę, ale oprócz tego organizuje codzienną pracę. W regionie, w którym byłem, ciężko było o jakąś super pracę, dlatego klub załatwiał pracę głównie w sklepach. Ja natomiast trafiłem do fabryki żywności, gdzie normalnie miałem zmianę na maszynach pakujących żywność w foliowe opakowania. Pracowałem codziennie od 7:00 do 15:00, a później na trening.
Łatwo odnalazłeś się w takiej nowej rzeczywistości? Dopiero do świętowałeś awans z ŁKS-em Łódź.
Mega łatwo, w ogóle mi to nie przeszkadzało. Nie wstydziłem się tego, tylko zasuwałem. To było też nowe doświadczenie dla mnie i czułem sporą odpowiedzialność, ponieważ tylko trzech zawodników dostawało pieniądze również z klubu. Mieliśmy za cel podnoszenie poziomu drużyny, przekazywanie doświadczenia. Reszta chłopaków grała totalnie amatorsko, zdarzało się, że na treningu było 10 osób, bo akurat kilku miało popołudniową zmianę w swoich zakładach pracy.
Wróćmy na nasze podwórko. W sezonie kiedy byłeś w GieKSie nasz zespół zakończył sezon na 4. miejscu z trenerem Brzęczkiem na ławce. Czego twoim zdaniem wtedy brakowało do awansu?
Na pewno umiejętności piłkarskich. Jak ja przychodziłem do klubu, to GieKSa stawała dopiero na nogi, jeśli chodzi o finanse, kontraktowanie lepszych zawodników. Był to moim zdaniem taki czas, kiedy klub się wielu rzeczy uczył i nie był jeszcze gotowy na wejście na ten najwyższy poziom. Co nie zmienia faktu, że atmosfera w zespole była świetna. Do dziś bardzo miło wspominam relacje z Grzegorzem Proksą czy Wojciechem Cyganem. Mogę śmiało powiedzieć, że to dzięki nim moja córka trafiła do szpitala w Katowicach, gdzie uratowano jej życie. Skład mieliśmy faktycznie ciekawy – przecież w tamtym zespole mieliśmy zawodników, którzy później szli wyżej – Rafała Pietrzaka, Alana Czerwinśkiego, Goncerz walił bramkę za bramką, ale koniec końców w starciu z Arką Gdynia i Wisłą Płock byliśmy po prostu piłkarsko za słabi.
Wtedy Arka świętowała, a dziś… Pomyślałbyś cztery kolejki przed końcem obecnego sezonu, że nie będzie Ekstraklasy w Gdyni w przyszłym sezonie?
Myślę, że nikt się tego nie spodziewał w Gdyni. Nikt nie przypuszczał, że Arka roztrwoni taką przewagę, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jakie mecze miała do rozegrania. Myślę, że dla tej końcowej porażki Arki kluczowe były debry z Lechią, gdzie przez minimalizm w konsekwencji zapłaciliśmy brakiem awansu. Byliśmy piłkarsko zdecydowanie lepszym zespołem, mieliśmy sporo świetnych okazji. Porażka dobiła zespół i czuło się, że z Katowicami, zwłaszcza tak nakręconymi, będzie bardzo ciężko.
Jak z perspektywy trybun wyglądał mecz Arki z Motorem?
Szok i niedowierzanie. Nikt nie wierzył, że drużyna aż tak to spieprzy, bo trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Oglądałem ten mecz w gronie kilku kolegów piłkarzy i wszyscy w trakcie spotkania powtarzali: „trzeba dobić, trzeba dobić”. Nie udało się, Arka nie wykorzystała swoich szans i dostała, jak to się teraz mówi: “mokrą szmatą w ryj”.
Arka w I lidze, a GKS w Ekstraklasie. Jak oceniasz szanse tych drużyn w swoich ligach?
Jeżeli chodzi o Arkę, to musi dojść do wielu zmian w dziale sportowym, w działach skautingu. Arka jest takim klubem tutaj w regionie, który musi stawiać na szkolenie, na młodzież i wychowanków. Powinien to być projekt długofalowy, a nie taki, który polega na doraźnym dobieraniu zawodników. Myślę, że prezes ma tego świadomość i w najbliższym czasie otoczy się w klubie ludźmi, którzy też mu dobrze będą podpowiadać w tematach sportowych, bo biznesowego nosa ma bez wątpienia. Moim zdaniem wzorem dla Arki powinno być Zagłębie Lubin, jeśli chodzi o szkolenie młodzieży i organizację pracy akademii. Co do GKS-u to z pewnością bez dwóch zdań zasłużyli na awans, grali świetną piłkę. Widać było, że GieKSa idzie po swoje, że są naładowani, że mają pomysł i wiedzą, co chcą grać. Wydaje mi się jednak, że mimo to w Ekstraklasie bez wzmocnień się nie obejdzie. Przykłady Ruchu i ŁKS-u pokazują, że bez dołożenia kilku przemyślanych wzmocnień może być ciężko. Sam jestem ciekaw, jak to będzie wyglądało, bo kilka miesięcy temu mało kto realnie myślał w Katowicach o Ekstraklasie, a dziś to się spełnia. Życzę trenerowi Górakowi, by dostał duży kredyt zaufania od kibiców i władz klubu.
Na koniec jeszcze pytanie o sprawy prywatne. Jak dzisiaj wygląda sprawa ze zdrowiem Latiki?
Wszystko dobrze, dziękuję bardzo. Za nami szósty rok po operacji w Katowicach. Jest w pełni zdrowa, tańczy, skacze, śpiewa i dziś po poważnej operacji nie ma już śladu. Nic tylko dziękować Bogu, że tak się to wszystko potoczyło i lekarze uratowali jej życie.
Dzięki.
Dzięki i powodzenia w Ekstraklasie Panowie!
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.




Najnowsze komentarze