Piłka nożna Prasówka
GKS Katowice stracił prowadzenie w doliczonym czasie
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego meczu GKS Katowice – Widzew Łódź 2:2 (2:1).
gol24.pl – Cztery gole w meczu GKS Katowice – Widzew Łódź. Gościom remis uratował Jakub Łukowski w doliczonym czasie
Emocje do samego końca. GKS Katowice mimo odwrócenia wyniku przed przerwą ostatecznie zremisował z Widzewem Łódź 2:2. Goście drugą bramkę na wagę punktu zdobyli w doliczonym czasie za sprawą wprowadzonego Jakuba Łukowskiego.. Widowisko przy Bukowej śledziło 6756 widzów. Z powodu zakazu zabrakło gości.
To był ciekawy, dynamiczny mecz. Strzelanie rozpoczął i skończył Widzew. W 13 minucie po dograniu Hilarego Gonga z prawej flanki do siatki trafił Imad Rondić. Dla Bośniaka to trzeci goli w sezonie. Tyle samo ma też w zespole Fran Alvarez i jeszcze ktoś o czym za chwilę.
Gra toczyła się przy nieustannych opadach deszczu. GieKSa odpowiedziała Widzewowi tuż przed przerwą. W kapitalnym stylu; dwie bramki pozwolił jej odwróć wynik.
Najpierw Bukową rozbudził Oskar Repka, wykorzystując szansę po wznowieniu z autu. Potem gości dobił Marcin Wasielewski. Piłka po jego strzale odbiła się od jednego z rywali i z tego powodu zmyliła interweniującego Rafała Gikiewicza.
Gdy wydawało się, że Widzew nie wywiezie ani punktu, wtedy czyli w doliczonym czasie wynik na 2:2 ustalił niezawodny Jakub Łukowski.
katowickisport.pl – GKS Katowice stracił prowadzenie w doliczonym czasie. Tylko remis z Widzewem
[…] W pierwszych minutach Widzew bardzo wysoko podszedł do zawodników gospodarzy, którzy wykorzystywali takie ustawienie Widzewa i rzucali niebezpieczne piłki za plecy obrońców. Tak właśnie katowiczanie stworzyli sobie dwie groźne okazje. Widzew uspokoił w kolejnej fazie meczu sytuację na boisku i to on kontrolował wydarzenia na boisku.
Łodzianie zachowywali bardzo dużą kulturę gry i naprawdę przyjemnie patrzyło się na to, jak łodzianie rozgrywają piłkę. Dobra gra podopiecznych Daniela Myśliwca przełożyła się na bramkę. Piłkę na prawej flance otrzymał Hilary Gong, rozejrzał się i dograł do czyhającego w polu karnym Imada Rondicia. Nigeryjczyk miał trochę szczęścia, bo po jego zagraniu był jeszcze rykoszet, ale znakomicie zachował się przede wszystkim Bośniak, który poszedł do końca na piłkę, uprzedził Kudłę i wpakował futbolówkę do siatki.
Niewiele wskazywało na to, że GKS może odrobić straty w pierwszej połowie. Katowiczanie jednak fantastycznie zareagowali na stratę bramki i jeszcze przed przerwą wyszli na prowadzenie. Najpierw zamieszanie w polu karnym po wrzucie z autu wykorzystał Oskar Repka, a kilka minut później szczęście miał Wasielewski, którego strzał odbił się od Żyry i zmylił Rafała Gikiewicza. Między pierwszym, a drugim golem dla GKS-u piękny strzał oddał Sebastian Kerk, ale kapitalna interwencją popisał się Kudła.
W drugiej połowie gra Widzewa nie wyglądała już tak dobrze. Łodzianie mieli problem z przejęciem inicjatywy. Swoje okazje mimo to mieli Sypek i Shehu. Strzał pierwszego obronił Kudła, a próba Shehu po rzucie rożnym okazała się minimalnie niecelna i wylądowała na górnej siatce.
GKS Katowice kontrolował spotkanie w drugiej połowie. Widzew miał ogromne problemy z tworzeniem sytuacji, ale kolejny raz w tym sezonie błysnął Jakub Łukowski. Pomocnik po wejściu z ławki nie miał zbyt wiele okazji do pokazania się, ale w doliczonym czasie gry zrobił to, co umie najlepiej. Łukowski pięknie przymierzył zza pola karnego i dał Widzewowi remis. Tuż po wznowieniu gry przez GKS, Widzew miał od razu kolejną sytuację, ale Said Hamulić trafił tylko w boczną siatkę. Wydaje się jednak, że należał się łodzianom rzut rożny. Więcej bramek przy Bukowej nie padło. Widzew podzielił się punktami z GKS-em Katowice.
widzewtomy.net – GKS Katowice – Widzew Łódź 2:2 (2:1)
Trzecia wyjazdowa porażka z rzędu w wykonaniu drużyny Widzewa była o włos, ale w doliczonym czasie gry gola na wagę remisu zdobył rezerwowy Jakub Łukowski. Łodzianie wywalczyli punkt w deszczowych Katowicach. Nieskory do głębokich zmian w składzie Daniel Myśliwiec zaszokował przed meczem, wymieniając w wyjściowej jedenastce aż pięciu zawodników!
[…] W pierwszych fragmentach widzewiacy zepchnęli rywali do obrony, a skorzystać mógł na tym Shehu, który uderzył płasko w kierunku długiego rogu. Niestety, niecelnie. Natychmiast odpowiedzieli gospodarze, bramkę opuścił Rafał Gikiewicz, brakowało jedynie precyzyjnego posłania piłki do siatki, lecz ani Bartoszowi Nowakowi, ani Grzegorzowi Rogale nie udało się znaleźć właściwego momentu. Za chwilę „Gieksa” znów groźnie zaatakowała, ale górę wzięło poświęcenie łodzian w defensywie, a konkretnie dobra interwencja Samuela Kozlovskyego.
Po mocnym początku z obu stron, tempo zawodów spadło, więc czerwono-biało-czerwoni postanowili znów podnieść widzom ciśnienie. I to w sposób najlepszy z możliwych, bo otwierając wynik. Na prawą flankę zagrał Kerk, piłkę dośrodkował Gong, a ta odbiła się od nóg Lukasa Klemenza, zmieniając nieco parabolę lotu. Skorzystał z tego Imad Rondić, który uprzedził Dawida Kudłę i z kilku metrów trafił na 1:0! W 24. minucie prowadzenie mogło zostać podwyższone. Wrzutka Kozlovskyego nieco zaskakująco spadła na nogę Gonga, a ten źle przyjął piłkę. Próbowali w tej akcji jeszcze Rondić i Fran Alvarez, ale Kudła i jego koledzy z pola byli czujni, blokując uderzenia.
Katowiczanie dążyli do wyrównania i trzeba im oddać, że potrafili być niebezpieczni. Zwłaszcza w 30. minucie, gdy Paweł Raczkowski podyktował kontrowersyjny rzut wolny tuż przed polem karnym. Na szczęście ani przy bezpośrednim strzale, ani przy sytuacyjnych dobitkach, GKS-owi nie udało się wykorzystać szansy. Inaczej było osiem minut później. W wydawałoby się błahej sytuacji, bo przy wyrzucie z autu, pojedynki powietrzne przegrali Kastrati, a później Mateusz Żyro, a piłka trafiła do Oskara Repki. Wystarczyło huknąć z bliska, by doprowadzić do remisu i tak się właśnie stało!
To był jednak dopiero początek problemów RTS. Cztery minuty później na solową akcję w polu karnym zdecydował się Marcin Wasielewski, który ograł Gonga na tzw. zamach, a po strzale pomógł mu delikatny rykoszet od próbującego blokować Żyry i było 2:1 dla „Gieksy„! Jedyna szansa na poprawę wyniku przed końcem pierwszej połowy to uderzenie Shehu, któremu znów zabrakło nieco celności. Po chwili Raczkowski na kwadrans wysłał oba zespoły do szatni.
Po przerwie pierwsza groźniej zaatakowała drużyna z Bukowej. Po błędzie Ibizy w wyprowadzeniu piłki nad poprzeczką uderzył Sebastian Bergier. Trzeciego gola mogła przynieść jej również dobrze wyprowadzona kontra, lecz Rogala spudłował przy finalizacji akcji. Sygnał do ataku ze strony Widzewa dał w końcu mało widoczny dotąd Jakub Sypek. Pomocnik chciał wykorzystać mokrą od intensywnego deszczu murawę i strzelił płasko, ale Kudła nie dał się zaskoczyć.
[…] Bardzo niewiele, pod drugą z bramek pomylił się też Nowak. Byliśmy też świadkami zamieszania po nieudanym chwycie piłki przez Gikiewicza, ale zakończył je gwizdek arbitra, sygnalizujący przewinienie.
Czas upływał, a rezultat sprzed przerwy pozostawał taki sam. Zmieniła się natomiast aura. I to na gorsze, bo zgodnie z czarnymi prognozami deszcz przeszedł w istną ulewę.
[…] Szans na „zamknięcie” starcia szukali natomiast gospodarze. Jedną z nich miał wprowadzony z ławki Borja Galan, lecz po początkowym małym kiksie Gikiewicz opanował sytuację. Do piątkowych zawodów doliczono cztery minuty, w trakcie których miejscowym humory popsuł Łukowski. To właśnie on najlepiej zachował się w polu karnym i posłał mocny strzał poza zasięgiem Kudły, doprowadzając do remisu! Niedługo później mecz dobiegł końca.
expressilustrowany.pl – GKS Katowice – Widzew Łódź 2:2. Cztery gole na Górnym Śląsku. Punkt gości w ulewnym deszczu
W spotkaniu ósmej kolejki piłkarskiej ekstraklasy Widzew zremisował na Górnym Śląsku z GKS Katowice 2:2 (1:2). Ten mecz rozgrywany był w strugach ulewnego deszczu. Prawda jest taka, że łodzianie już do przerwy powinni sobie zapewnić komplet punktów. Nie potrafili jednak tego uczynić, więc gospodarze odrobili straty z nawiązką. Na szczęście tuż przed końcem meczu wyrównał Łukowski. Trzeci remis podopiecznych trenera Daniela Myśliwca w tym sezonie z jednej strony pozostawia więc uczucie niedosytu, ale z drugiej trzeba się z niego cieszyć.
lodz.pl – Wyjazdowa bessa trwa. Widzew Łódź podzielił się punktami z GKS Katowice
Widzew Łódź w tym sezonie nie radzi sobie najlepiej na wyjazdach. Tym razem było podobnie. Mimo dobrego meczu RTS zremisował 2:2 z GKS Katowice. Widzew zaczął bardzo energetycznie. Wysoki pressing i bardzo ofensywna gra zepchnęła GKS do głębokiej defensywy. Z niej gospodarze wyrywali się szybkimi kontratakami. Dużo miejsca mieli po prawej stronie, gdzie grali Lirim Kastrati i Hilary Gong. Obaj dobrze sprawdzali się w ataku, ale zdecydowanie słabiej w destrukcji. Odważna gra łodzian przyniosła efekt. W 13. minucie Gong dośrodkował, piłka odbiła się od jednego z obrońców i dopadł do niej Imad Rondić, który wepchnął ją do siatki. RTS przeważał, ale nie przynosiło to kolejnych bramek. Te z kolei strzelać zaczęli katowiczanie. W 38. minucie wyrównał Oskar Repka, a cztery minuty później swój zespół na prowadzenie wyprowadził Marcin Wasielewski. Oba gole padły po błędach w defensywie zespołu Daniela Myśliwca. Taki wynik utrzymał się do końca pierwszej połowy
Widzew na drugą połowę wyszedł z wolą szybkiego odrobienia start. Huraganowe ataki kosztowały wiele sił, ale nie przyniosły bramkowego rezultatu. Wtedy do głosu doszli gospodarze. GKS był blisko strzelenia trzeciej bramki, ale na przeszkodzie stawały słupek i Rafał Gikiewicz. Widzew gra do końca i kolejny raz to pokazał. Po zamieszaniu w polu karnym Jakub Łukowski wyrównał na 2:2, kilka minut później sędzia zakończył spotkanie.
dziennikzachodni.pl – Kibice GKS-u mokrzy i dumni. Ich zespół zremisował z Widzewem, ale pokazał wielkie serce do walki
Jeśli lubicie moknąć i marznąć w tłumie i jednocześnie przeżywać mocne piłkarskie emocje to piątkowy mecz GKS-u Katowice z Widzewem stanowił idealną ofertę. Alerty o możliwych ulewach i podtopieniach towarzyszyły kibicom na Bukowej, których jednak rozgrzewała nadzieja na drugie domowe zwycięstwo zespołu Rafała Góraka. Skończyło się remisem, jednak GieKSa po raz kolejny pokazała wielki charakter.
Jeśli są momenty zmieniające wszystko, to za taki trzeba uznać awans GKS-u Katowice do Ekstraklasy. Nagle Bukowa zaczęła zapełniać się kibicami, a ich wiara i doping słynną presję przekierowały na zespoły przyjeżdżające na Bukową.
Nie inaczej było w piątkowy wieczór. Alerty ostrzegające o potopie nie odstraszył fanów ekipy Rafała Góraka, którzy zresztą panowali na swoim obiekcie bezdyskusyjnie, bo Widzew musi się obywać bez wyjazdowego wsparcia po żenującej gonitwie po dachach Cracovii. Kilku kibiców Katowic postanowiło zresztą skorzystać z okazji i zajęło miejsca w sektorze dedykowanym gościom, ale ponieważ nad nim nie ma zadaszenia dość szybko ewakuowali się na macierzysty Blaszok.
Doping dla GieKSy niósł i podniósł piłkarzy, gdy ci przegrywali 0:1. Piorunująca końcówka pierwszej połowy zamieniła się w żółtą falę euforii.
Ta energia płynęła z trybun aż do końca meczu. Nie zgasła nawet wtedy, gdy Widzew w ataku rozpaczy doprowadził do remisu.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.




Najnowsze komentarze