Po bramkarzach, obrońcach i pomocnikach przychodzi czas na analizę napastników, a w zasadzie – jednego napastnika. Grzegorz Goncerz rządził w tym sezonie nie tylko w GieKSie, ale i całej lidze.
Trzeba jednak przyznać, że przez długi czas wiosna nie była udana dla zawodnika. Po czternastu bramkach na jesieni liczyliśmy w pewnym momencie na dużo więcej, choć byli i tacy, którzy wieszczyli, że po znakomitej rundzie, w kolejnej Gonzo strzeli na przykład dwie bramki i… przez długi czas właśnie tak to wyglądało. To nie był już ten snajper, ale niepokojące było także to, że piłkarz nie dochodzi do wielu sytuacji strzałowych.
Pierwszego gola na wiosnę Goncerz zdobył już w drugim meczu – z Flotą Świnoujście. Potem mieliśmy prawdziwą posuchę. Zawodnik walczył – jak zawsze – ale to nawet pod tym kątem nie było to co na jesieni. W kilku spotkaniach piłkarz był po prostu bardzo niewidoczny.
Coś drgnęło w meczu z Pogonią Siedlce. Tam po kapitalnym strzale Bętkowskiego w poprzeczkę Goncerz jak rasowy snajper dobił piłkę. W drugiej połowie do siatki trafił po raz drugi i był to strzał bardzo brzemienny w skutkach. Bramka nie została uznana z powodu spalonego, ale po bardzo dobrym dośrodkowaniu Czerwińskiego Goncerz na wślizgu trafił w piłkę i nabawił się kontuzji. Przez to nie mógł zagrać w meczu z Zagłębiem Lubin.
Akurat tak się złożyło, że od przejęcia drużyny przez trenera Piotra Piekarczyka coś się w zawodniku obudziło. Wszedł jako rekonwalescent w drugiej połowie meczu w Głogowie i swoją niesamowitą walką i aktywnością rozruszał przeciętnie grającą ofensywę. Co prawda najbardziej błyszczał w tym meczu Pietrzak, ale to właśnie obecność Gonza była kluczem do tego, aby odmienić obraz gry. Zawodnik nadal goli nie strzelał, ale grał coraz lepiej – z wyłączeniem fatalnego meczu w Ząbkach.
Jednak końcówka sezonu była jego. Naprawdę zdumiewające, co się stało. Gonzo strzelił dwie bramki z Sandecją i w wywiadzie pomeczowym stwierdził, że gdy strzeli hat-tricka to będzie chciał wziąć piłkę. Nieprawdopodobne jest to, że zrealizował to już w następnym meczu. I to jakim – bardzo ważnym dla kibiców GKS. Klasyczny hat-trick i to po bramkach typowych dla rasowych napastników – nawet karne, które jakiś czas temu były bolączką, ten zawodnik wykonuje perfekcyjnie. Piłkarz zbliżył się do tytułu króla strzelców i tutaj w pomeczowych wywiadach trochę popłynął, mówiąc, że rywale mogą w ostatniej kolejce strzelić 5 goli.
Tak się nie stało. Grzegorz Goncerz z 21 golami został królem strzelców, w związku z czym otrzymał od naszej redakcji okolicznościową koronę 🙂
21 goli to wyczyn od wielu, wielu lat niespotykany, a najbliżej takowego był Marek Kubisz w sezonie 1999/2000. Popularny Gazza zdobył wówczas 20 goli w drugiej lidze, ale teraz Goncerz przebił to osiągnięcie.
Ten zawodnik zawsze miał duży potencjał, choć swego czasu grywał na prawej pomocy, jak choćby u trenera Adama Nawałki. Pamiętamy wspaniały mecz z ŁKS i dwie bramki, pamiętamy gola z Widzewem czy Podbeskidziem bezpośrednio z rzutu rożnego.
Niestety był to piłkarz trapiony przez kontuzje i naprawdę wiele czasu przez to stracił. U trenera Góraka Gonzo nie był ulubieńcem. Myliłby się jednak ten, kto powiedziałby, że Gonzo odpalił w tym sezonie. Przecież w końcówce poprzedniego sezonu zaczął strzelać jak na zawołanie. Już wtedy można było przewidywać, że znów będzie strzelać. Mało kto się spodziewał, że będzie to aż w takiej ilości. Cztery dublety i jeden hat-trick – klasa sama w sobie.
Jako że nie jest to artykuł o Goncerzu, a podsumowanie formacji napastników, dodajmy więc z kronikarskiego obowiązku, że gdy Goncerz nie grał, na pozycji napastnika wystąpił w Głogowie Przemysław Pitry. Najbardziej logiczne będzie ten fakt po prostu przemilczeć. Podobnie jak cały mecz Pawła Szołtysa z Zagłębiem Lubin. Owszem zawodnik został rzucony na głęboką wodę, ale nie dał zespołowi absolutnie nic – podobnie zresztą jak w innych swoich wejściach z ławki rezerwowych (choć głównie wchodził na pomoc). Jest to zawodnik młody, dlatego wierzymy, że na niego przyjdzie jeszcze czas.
Strach pomyśleć, co by się stało, gdybyśmy w tym sezonie nie mieli Goncerza. Całkiem realne jest, że bylibyśmy zamieszani w walkę o utrzymanie. Jakoś argumenty o tym, że „wtedy strzelali by inni” są mało przekonujące, bo niby dlaczego mieliby strzelać? Powiedzmy to sobie jasno – mega skuteczność Goncerza dała nam masę punktów, ale jednocześnie tylko 8. miejsce. Dlatego – co tu dużo gadać – za taki sezon, uczestnictwo w słabej drużynie i tyle goli powoduje, że można mu zbudować nieformalny pomnik za ten sezon.
Był jeszcze taki piłkarz, jak Rafał Kujawa, który gdzieś tam coś pograł w Niecieczy, ale właśnie tam nie wykorzystał stuprocentowej sytuacji i to był początek jego końca w GKS. Jego udział w rundzie wiosennej był zerowy.
I tylko żal, że trener nie zdjął go z boiska w końcówce meczu z Arką. Zasłużył na standing ovation jak mało kto!
Grześ
21 czerwca 2015 at 15:39
Teraz zadanie dla prezesa zatrzymać Gonza na przyszły sezon.
Po tym będzie wiadomo, czy klubem zarządza gość z łapanki, czy facet z jajami.