Dołącz do nas

Piłka nożna

(In)Statystycznie po sezonie – statystyki drużynowe część pierwsza

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Kilka tygodni temu zakończyliśmy sezon Fortuna 1 ligi. Wszyscy dobrze wiemy, jak zakończył się on dla GKS-u Katowice i najchętniej byśmy do niego nie wracali. Trzeba jednak to zrobić, ponieważ firma Instat opublikowała raport zbiorczy za rozgrywki 18/19. Ostatnio o raporcie Instat pisaliśmy po rundzie jesiennej (można sobie przypomnieć TUTAJ), później pojawił się jeszcze raport, który zawierał dodatkowo dane z czterech meczów rundy rewanżowej, które zostały rozegrane jeszcze przed przerwą zimową i to do niego będziemy porównywać całosezonowe wyniki GieKSy. Dziś zajmiemy się liczbami dotyczącymi postawy całej drużyny.

Choć na wiosnę strzelaliśmy znacznie więcej, niż w pierwszej części sezonu, to niewiele poprawiło to naszą pozycję w lidze. Rundę jesienną zakończyliśmy bowiem na miejscu 16 pod względem zdobytych goli, a za cały sezon jesteśmy zaledwie pozycję wyżej – o 4 bramki wyprzedziliśmy Wartę Poznań, do której traciliśmy 2 gole. Przede wszystkim zdecydowanie więcej strzelaliśmy w drugim kwadransie meczu – na jesień między 15 a 30 minutą zdobyliśmy tylko jedną bramkę, a wiosną strzeliliśmy wtedy 5 goli. Poprawiliśmy się także w ostatnich minutach, ponieważ w rundzie jesiennej w ostatnich 15 minutach meczu zdobyliśmy tylko 2 bramki, a w rundzie wiosennej, która była zdecydowanie krótsza – 3. Żadna inna drużyna nie zdobyła większego procenta swoich bramek w pierwszej połowie od GieKSy. Aż 62% naszych goli padło przed przerwą. Pozostałe drużyny, które ponad połowę swoich bramek strzeliły w pierwszych 45 minutach to ŁKS, Chojniczanka i Puszcza. Wszystkie inne drużyny częściej zdobywały bramki po zmianie stron. Minimalnie zbliżyliśmy się do średniej liczby zdobytych goli – po jesieni mieliśmy na swoim koncie 16 bramek przy ligowej średniej 25, a na koniec sezonu 34 przy średniej 42.

Lekko poprawiliśmy także swoją pozycję pod względem straconych goli. Po jesieni byliśmy 6 drużyną z największą liczbą straconych bramek, a na koniec sezonu 8. Nie widać jednak większych różnic w rozkładzie straconych goli na kwadranse. Można jedynie zauważyć, że byliśmy jedną z najnudniejszych drużyn, jeśli chodzi o pierwszy kwadrans drugiej połowy – przez cały sezon zdobyliśmy wówczas tylko 3 bramki i straciliśmy 4 z 45 łącznie. Średnia w tym okresie dla całej ligi wynosi 7 goli. Sezon zakończyliśmy z bilansem goli równym -11, na co wpływ miały przede wszystkim drugie połowy. Tylko u Termaliki można zobaczyć większą różnicę goli w pierwszej i drugiej połowie – z +6 na -8, a jedynie Garbarnia traciła bramki w drugiej połowie częściej od nas, jednak oni jeszcze gorszy bilans mają w pierwszych połowach i byli zdecydowanie poza konkurencją, jeśli chodzi o stracone bramki. W pierwszych 45 minutach wyszliśmy na +1 (poprawa o 3 w stosunku do jesieni), jednak w drugich połowach uzyskaliśmy rezultat -12 (pogorszenie o 1). Żadna drużyna nie miała gorszego w ostatnich 15 minutach meczu – straciliśmy wówczas 8 bramek więcej, niż zdobyliśmy.

W rundzie wiosennej traciliśmy gole z większych odległości niż w rundzie jesiennej. Samą wiosną pozwoliliśmy rywalom na 4 gole zza pola karnego, podczas gdy w pierwsze części sezonu w ten sposób straciliśmy tylko 2 bramki. Średnia odległość, z której padały bramki dla rywali wzrosła z 7,8m do 8,6m (powyżej średniej ligowej). O ile w teorii mógłby to być dobry znak, to ciężko tak o tym mówić w przypadku tak dużej liczby straconych bramek. Także gole dla GieKSy padały z większych odległości, mimo iż same proporcje pomiędzy bramkami po strzałach z pola karnego i spoza niego poprawiły się na korzyść goli z 16-stki. Na jesień średnia odległość do bramki rywala wynosiła zaledwie 7,2m, mimo że aż 5 z 14 goli padło po strzałach zza pola karnego. Sezon zakończyliśmy ze średnią 8,3m, a 9 goli zdobyliśmy z dystansu.

Runda rewanżowa wydłużyła nasz średni czas akcji bramkowej o 3 sekundy (z 6,7 do 9,7), jednak wciąż daleko nam było pod tym względem do czołowych drużyn – najdłuższe akcje bramkowe przeprowadzała Stal Mielec, która przed zdobyciem gola rozgrywała piłkę średnio przez 22,7s, a tuż za nią znalazły się ŁKS i Raków. Średnia ligowa wyniosła natomiast 12,1s. Poprawiła się także średnia liczba podań przy bramkach – z 2,5 do 3,4. Ponownie na czele znalazła się Stal z przewagą aż 1,3 podania nad ŁKS-em. W całym sezonie sędziowie podyktowali 4 rzuty karne na naszą korzyść i 3 dla rywala, co w obu przypadkach jest wynikiem poniżej średniej wynoszącej 6. Własne karne wykorzystaliśmy ze skutecznością 50% – słabiej jedynie Garbarnia, która wykorzystała zaledwie 2 z 6 jedenastek, z kolei nasi rywale ani razu się nie pomylili. Warto tu zwrócić uwagę na Wigry Suwałki, przeciwko którym zostało podyktowanych aż 11 karnych i każdy został zamieniony na gola. Karny więcej został podyktowany przeciwko Odrze, jednak 2 z nich nie zostały wykorzystane. Najczęściej z 11 metrów strzelał ŁKS – wykorzystali 9 z 10 prób.

Wiosną zdobyliśmy więcej goli z gry, niż jesienią, która była aż o 8 spotkań dłuższa. Jesienią było ich 11, a wiosną 13. Procenty goli z ataku pozycyjnego i z kontrataku praktycznie się nie zmieniły – po rundzie jesiennej było to odpowiednio 64% i 36%, a za cały sezon 63% i 37%. Jedynymi drużynami, które częściej strzelały po kontrach niż po atakach pozycyjnych były Wigry i Podbeskidzie. Zdecydowaną poprawę widać w bramkach po akcjach środkiem pola – przez całą rundę jesienną w ten sposób zdobyliśmy tylko jednego gola, a wiosną udało się to 4 razy, co pozwoliło na wzrost z 9% do 21%.

Jeśli chodzi o gole po stałych fragmentach gry, to tak jak byliśmy drugą najgorszą drużyną pod tym względem przed przerwą zimową, tak to samo miejsce zajmujemy za cały sezon. Widać jednak lekką poprawę, ponieważ w 21 meczach w 2018 roku zdobyliśmy tyle samo goli co w 13 spotkaniach w 2019, a mianowicie po 5. Co ciekawe, gole te identycznie się rozkładają na dane rodzaje SFG – 2 po rzucie rożnym i po jednym z rozegranego rzutu wolnego, ze strzału bezpośredniego i z rzutu karnego. Warto tu zwrócić uwagę na Stomil, który przez całą jesień ani jednego stałego fragmentu gry nie zamienił na bramkę, a wiosną zdobył tak 11 goli, w tym aż 6 po rozegranych rzutach wolnych. To one dały Olsztynianom utrzymanie. Tylko u Odry gole po SFG stanowiły niższy procent wszystkich goli niż u GieKSy – u nich 23%, u nas 29% (tyle samo Stomil, lecz jak już wyjaśniliśmy, jest to wina rundy jesiennej).

Jak to wygląda, jeśli chodzi o gole stracone? W golach straconych z gry jesteśmy jedną bramkę obok średniej – wynosi ona 26, my takich bramek straciliśmy 25. W porównaniu do średniej ligowej gorzej radziliśmy sobie z kontrami, a nieco lepiej z atakami pozycyjnymi. Nie było jednak drużyny, która traciłaby więcej goli po atakach środkiem w porównaniu do ataku skrzydłami. W ten sposób straciliśmy 44% goli z gry (średnia ligowa to zaledwie 31%), po atakach lewym skrzydłem 20%, a prawym 36%. Ogólny bilans goli z gry nie wygląda źle – straciliśmy tylko jeden więcej, niż zdobyliśmy.

Słabo broniliśmy się przy stałych fragmentach gry. Zajęliśmy pod tym względem 5 miejsce od końca. Szczególnie słabo wyglądało to w przypadku rozgrywanych rzutów wolnych – w ten sposób straciliśmy aż 7 bramek (w tym 4 w rundzie wiosennej) przy średniej ligowej 3,9. Nic dziwnego, że właśnie w ten sposób został przypieczętowany nasz spadek… Trzeba także zwrócić uwagę na gole stracone po wyrzutach z autu . Rywale pokonali nas w ten sposób 3 razy, tylko Termalica wypada pod tym względem równie źle. Podsumowując stałe fragmenty gry – zdobyliśmy po nich 10 goli, a straciliśmy 2 razy więcej.

Raport po jesieni
Raport po całym sezonie


2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    Shellu

    10 czerwca 2019 at 22:03

    To z tego wychodzi że Dudek w drugiej rundzie po swoich transferach i w tym bałaganie zrobił 6 miejsce w tabeli a wiec nie takie złe !!!!!

  2. Avatar photo

    Koszu

    10 czerwca 2019 at 22:09

    Ja bym Dudka zostawił!!!

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga