Po meczu GieKSy z Bełchatowem – jak i innymi dobrymi meczami w ostatnim czasie – ostrzyliśmy sobie zęby na mecz z również rewelacyjnie spisującą się Sandecją Nowy Sącz. Katowiczanie nie strzelali wcześniej może zbyt wielu bramek, ale raz potrafili ukłuć rywali, sami bramek nie tracąc. Nowosądeczanie również w ostatnich dwóch pojedynkach gola nie stracili.
Trener Jerzy Brzęczek dokonał jednej wymuszonej zmiany – pauzującego za żółte kartki Olivera Prażnovskyego zastąpił wracający po karencji Łukasz Pielorz. W barwach Sandecji mogliśmy oglądać m.in. byłego piłkarza GieKSy – Wojciecha Trochima.
Już w szóstej minucie Sandecja miała pierwszą okazję do zdobycia bramki, ale po dośrodkowaniu Szarka z prawej strony Małkowski strzelił nad poprzeczką. W 12. minucie po długim podaniu Kamińskiego w niezłej sytuacji znalazł się Bębenek, ale za bardzo uwikłał się w dryblingi i ostatecznie trafił wprost w ręce Radlińskiego. W 19. minucie faulowany w polu karnym rywali był Bębenek i sędzia Mariusz Złotek podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Grzegorz Goncerz, ale Radliński wyczuł jego intencje i obronił jedenastkę. W 26. minucie bardzo groźne zaatakowała Sandecja, prawą stroną wszedł w pole karne Dudzic, ale po strzale jednego z jego partnerów świetnie zablokował piłkę Czerwiński. Dwie minuty później Trochim zaatakował prawą stroną, wystawił Małkowskiemu na 16. metr, jednak zawodnik nieczysto trafił w piłkę. W 32. minucie Bębenek świetnie zacentrował w pole karne, ale za bardzo pod piłkę podszedł Frańczak i strzelił obok słupka. Trzy minuty później Bębenek wywalczył rzut wolny, z 25 metrów uderzał Duda – strzał był niezły, ale piłka poszybowała tuż obok okienka bramki gospodarzy.
Po przerwie już w pierwszej akcji bardzo groźnie Kamińskiego przyatakował Trochim. Było duże ryzyko zmiany, ale Kamyk po chwili wrócił na boisko. W 49. minucie fatalną stratę przed polem karnym zaliczył Pielorz, a Flis ratował faulem tuż przed polem karnym. Z wolnego uderzał Trochim, ale kapitalnie obronił Kuchta. Po kilku minutach głową w polu karnym zagrywał Trochim, trafił w rękę Kamińskiego, a sędzia podyktował tym razem jedenastkę dla Sandecji. Skutecznym egzekutorem okazał się wprowadzony po przerwie Arkadiusz Aleksander. Dwie minuty później było jeszcze gorzej. Po bójce czerwoną kartkę ujrzał Czerwiński i musiał opuścić boisko. Kilka minut później źle odgrywał do bramkarza Frańczak, po czym faulował rywala w polu karnym, a Aleksander znów trafił do siatki. Po kolejnych trzech minutach Dudzic zagrał w centrum pola karnego, a tam tylko wystawił nogę Aleksander i skompletował w 11 minut klasycznego hat-tricka. Od tego momentu nie można było liczyć na nic wielkiego. Tak duża strata plus gra w osłabieniu spowodowała stratę nadziei na cokolwiek. W doliczonym czasie gry Aleksander po dośrodkowaniu z prawej strony zdobył czwartego gola.
Do przerwy można było mieć nadzieję na dobry wynik, bo mecz był wyrównany. Rzutu karnego nie wykorzystał Goncerz, a można było przecież prowadzić do przerwy. Po przerwie wszystko się klasycznie rozsypało. Dwa szybkie karne i czerwona kartka spowodowały, że mecz został przegrany w kilka minut. W dziesiątkę GieKSa nie była już w stanie odrabiać strat, a zmiany niewiele wniosły. Czasem tak się układa w piłce, że jedno dwa zdarzenia decydują o losie całego meczu. Tak było i teraz. Pozostaje nam tylko liczyć na dobre występy w kolejnych meczach… A Aleksander – jak Grzegorz Goncerz z Tychami w poprzednim sezonie – zaliczył klasycznego hat-tricka, czym rozłożył GieKSę na łopatki…
Gregi
9 kwietnia 2016 at 18:23
Amen.
lukasz
9 kwietnia 2016 at 20:32
mecz ulozyl sie zle, bo moglo bys w druga strone podobnie ale nie ma co gdybac wynik jest jaki jest, glowy do gory i mobilizacja na kolejny mecz. GKS !!!