Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Lista hańby – aktualizacja po tarnobrzeskiej żenadzie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Kiedyś to były Słubice.
Potem Słubice i Zdzieszowice.
Do Słubic i Zdzieszowic doszły Niepołomice.
Słubice, Zdzieszowice i Niepołomice zaprosiły Luboń.
Słubice, Zdzieszowice, Niepołomice, Luboń, Głogów.
Słubice, Zdzieszowice, Niepołomice, Luboń, Głogów, Radom.
Słubice, Zdzieszowice, Niepołomice, Luboń, Głogów, Radom, Tarnobrzeg.

To są miasta, z których pochodzą kluby, które eliminowały GKS Katowice z Pucharu Polski już w pierwszym dla naszego klubu meczu w tych rozgrywkach.

To są kluby z niższych lig (poza Głogowem), do których przyjechał „wielki” GKS Katowice, co częstokroć było nie lada atrakcją dla miejscowych kibiców na co dzień oglądających jako rywali swojego zespołu drużyny pokroju LZS Kozia Wólka czy Matołki Pacanów.

Ten „wielki” GKS Katowice rzeczywiście dostarczył miejscowym rozrywki. Oglądali oni bowiem kabaret w wykonaniu zespołu gości, a ostatecznie cieszyli się euforycznie ze zwycięstwa i możliwości pojedynku z zespołem z ekstraklasy.

Powyższa lista to istna lista hańby naszego klubu w Pucharze Polski. Ewenement na skalę światową, jeśli wzięlibyśmy pod uwagę ilość porażek w przedbiegach z zespołami z niższych klas.

Bilans GKS w ostatnich 9 występach w Pucharze Polski to:

4 zwycięstwa, 9 porażek, bramki: 13-18.

Wygrane były tylko z Wigrami (dwa razy), Rozwojem i Podbeskidziem. Tylko trzy razy w tym czasie przyjechała do nas ekstraklasa: Podbeskidzie, Zawisza i Cracovia. Tylko dwa razy GKS przeszedł pierwszą rundę, siedem razy odpadł. Gdy pomyślimy sobie, że taki Rozwój w tym okresie dwa razy grał z Legią Warszawa, a z czołowymi drużynami ekstraklasy mierzyło się mnóstwo małych klubów, to można powiedzieć, że… ech, w sumie to odechciewa się gadać.

Można sobie zadać pytanie, które zadajemy od wielu lat – dlaczego w naszym klubie nikt nie traktuje Pucharu Polski poważnie? Dlaczego dziesiątki piłkarzy, kilku trenerów i działacze nie robią wszystkiego, by przynajmniej uniknąć kompromitacji w postaci odpadnięcia z teoretycznie słabszą – bo występującą w niższej lidze – drużyną. Dlaczego tak po prostu to trofeum – które kiedyś było chlubą naszego klubu – teraz po prostu wszyscy mają tak totalnie i to rok w rok w dupie?…

Z jednej strony trudno było (jak pisaliśmy w czwartek) przemóc się, by z zaciekawieniem podejść do nowego sezonu. Trudno było przemóc się, by kibicować w dużej części tym partaczom z poprzedniego sezonu. W głębi serca jednak liczyliśmy na nowych, że na świeżości, jeszcze nieprzesiąknięci katowickim marazmem, wykrzesają z siebie przynajmniej tyle, by pokonać Siarkę Tarnobrzeg. Jak się okazało i to było niemożliwe do spełnienia.

Niestety zarówno u starych, jak i u nowych nie widzieliśmy czegoś takiego, jak przemożna chęć wygrania tego meczu. Było dobrze nam znane pykanie sobie, że a nuż się uda, a jak się nie uda, to trudno, nic wielkiego przecież się nie stanie, to tylko jedna porażka. Nie mieliśmy przez to wielu sytuacji bramkowych, w końcówce zupełnie nie było koncepcji, pojawiło się coraz więcej głupich strat, a taki Fosa czy Plizga nie spieszyli się za bardzo ze wznawianiem gry nawet w 92. minucie meczu.

Możemy mówić, że przecież jednak sytuacje były, że jeżeli Prokić wykorzystałby swoją setkę, to wszystko ułożyłoby się inaczej. Ale nie wykorzystał. Tak samo jak w swojej żenującej postawie wiosną piłkarze nie wykorzystywali pojedynczych – mimo wszystko nadarzających się – stuprocentowych okazji. Partactwo Andreji jest dokładnym powtórzeniem tego, co oglądaliśmy na wiosnę. Czyli tragedii z jedną sytuacją, dzięki której po meczu można mydlić sobie oczy zdaniem „co by było, gdyby…”.

W okresie przygotowawczym GKS strzelił jednego gola w sześciu meczach – to właśnie w pierwszym z tych sześciu – z Odrą Opole. Czyli teraz mamy już sześć meczów z rzędu bez zdobytej bramki. Pamiętacie coś takiego? Za Roberta Moskala GieKSa przerżnęła sześć ostatnich meczów w lidze do zera. Tylko wtedy w składzie mieliśmy takich „wirtuozów” jak Remigiusz Malicki czy Michał Nowak. Pewnie nasi obecni „piłkarze” obraziliby się, gdybyśmy ich umiejętności przyrównali do ww. no-nameów.

Sześć meczów bez gola. GKS Katowice walczy o ekstraklasę. Jeden gol w siedmiu meczach. Czyli w sezonie GKS strzeli może 4 bramki. Bilans doprawdy imponujący.

Rok temu pisaliśmy, że przerażało nas to, iż wracając z Radomia nie czuliśmy wielkiego zdenerwowania. Raczej obojętność. Dzisiaj ta obojętność była już do kwadratu. Jesteśmy już tak przywykli do klęsk serwowanych nam przez piłkarzy, że wracamy tak, jakby się nic nie stało. Jesteśmy trochę jak kobieta doświadczająca przemocy od męża, która jest już w takiej sytuacji, że kolejne akty przyjmuje już niby na znieczuleniu, zamraża się, nie czuje (bo jakoś musi się obronić przed systematyczną traumą)… A w środku tak cholernie boli, z bezradności, z poczucia oszukania…

Wydawało się, że zespół swoją postawą na wiosnę osiągnął apogeum żenady i teraz może być już tylko lepiej. Niestety mamy kontynuację tego dramatu. Piłkarze i trener się zmienili, jednak nie wszyscy. Naczelny pozorant Fosa odstawił tę samą tragedię, co wiosną i naprawdę pozostawienie tego zawodnika w klubie jest olbrzymim błędem. To nie jest ambitny piłkarz. I będzie wspomniane pozoranctwo swoją postawą boiskową zaszczepiać nowym, którzy będą go naśladować, jako lidera (pożal się Boże…) zespołu.

W czwartek pisaliśmy, że nowi będą mieli u nas nieco łagodniej, bo jeszcze nic nie zdążyli spieprzyć. Niestety, to już jest nieaktualne. Zaliczyli kompromitację w Pucharze Polski i wykopali nasz zespół z rozgrywek. OK, to jeden mecz i dla nich wiele jeszcze może się dobrego wydarzyć. Ale wejście w GieKSę mają fatalne i muszą startować nie od zera tylko od minus kilku punktów.

Puchar Polski jak zawsze przegraliśmy w przedbiegach. Pozostaje tylko liga i 34 mecze. Trudno na ten moment mieć jakiekolwiek racjonalne przesłanki, że katowiczanie mogą powalczyć o awans. Zobaczymy, czy są w stanie się trochę dotrzeć przez kilka kolejek, ale startując z pułapu impotencji strzeleckiej ciężko będzie dojść do zadowalającego momentu. A nawet jeśli to się stanie za jakiś czas, możemy mieć sporą stratę.

Za tydzień pierwszy mecz z Pogonią Siedlce. Z rywalem słabym, z którym zagramy u siebie. Znamy jednak już te historie i nieraz tacy przeciwnicy wygrywali na Bukowej. A i często inauguracja kończyła się klapą.

Na razie przeżywamy i jesteśmy głęboko zniesmaczeni i zażenowani kupą, którą na dzień dobry zaprezentowali piłkarze w tym sezonie. Szczerze mówiąc, na myśl o tym, że w porównaniu z wiosną nic się nie zmieni, można mieć odruch wymiotny.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

15 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

15 komentarzy

  1. Avatar photo

    a

    23 lipca 2017 at 13:16

    Super artykuł szkoda tylko ze prawdziwy i nie ma jakichkolwiek oznak na zmianę. Ile jeszcze sezonów Gieksa bedzie tkwić w tej 1 lidze ile można dostwac w pysk od kopaczy bez ambicji no ile?

  2. Avatar photo

    Paweł

    23 lipca 2017 at 13:31

    Bardzo dobre podsumowanie. Co do Foszmanczyka to juz się wypowiadzialem na jego temat. Razem z Plizga stworzą mocny duet hamulcowych. Dobrze, że na inaugurację gramy ze Siedlcami. To rywal w zasiegu.

  3. Avatar photo

    Max von Ogon

    23 lipca 2017 at 16:28

    Być może trzeba pöjść drogą Görnika i postawić na wychowankøw. Po co ściągać piłkarskie zera ktørych nikt nie chce. Po ch… nam jednosezowi kopacze ktøry chce przeżyć kolejny sezon bez wysiłku….

  4. Avatar photo

    Michałio

    23 lipca 2017 at 17:47

    Widzicie panowie padalec Brzeczek z lechem umioł wgrać,to nie jego wina była ze awansu było brak,to naszemu szrotowi sie nie chce, mają wyjebane na nos i klub,kasa jest to po co lotać.Cza im wpierdol spuścić może to pomoże, bo Mandrysz są z nimi se nie do rady

  5. Avatar photo

    Irishman

    23 lipca 2017 at 18:09

    „Można sobie zadać pytanie, które zadajemy od wielu lat – dlaczego w naszym klubie nikt nie traktuje Pucharu Polski poważnie?”

    Bo, EKSTRAKLASA ALBO ŚMIERĆ! I to jest jedyny możliwy sposób, w jaki ta drużyna może zadośćuczynić nam ten pucharowy wstyd, a piłkarze, którzy tu już byli na wiosnę mogą odpokutować tą żenadę, którą odpierdzielili!

    Ale też już znowu nie piszmy infantylnych głupot, że ta porażka w PP oznacza, że cały sezon będzie do bani! Niestety czy nam się to podoba czy nie ten mecz okazał się próbą generalną! I ZOSTAŁ OBLANY!!! Nie ma tu jeszcze poważnych konsekwencji ale za tydzień już nie będzie „zmiłuj się”.

    Tak więc proponuje powstrzymać emocje i poczekać do ligi!

  6. Avatar photo

    lukasz

    23 lipca 2017 at 18:28

    Irishman próba generalna?? Kurwa ile tych prób ile męczy przrrznelismy które miały być tymi o wszystko. Nie pisz tu o powstrzymywaniu emocji bo te piłkarskie podroby na to nie zasługują, nie pokazali NIC co mogłoby działać na ich korzyść. NIC. I nie piszę tu o meczach z Bytowiami Siedlcami czy innymi. Bron Boże nie obrażając ich bo prezentują poziom wyższy niż te marionetki mieniące się piłkarzami.

  7. Avatar photo

    tomassi

    23 lipca 2017 at 18:52

    dwa razy pisze i nic
    nie można wyświetlić
    już i tu pisiory jebane rządzą??

  8. Avatar photo

    Marcin

    23 lipca 2017 at 19:32

    Jeśli chodzi o mecz,to chyba tylko cud uratuje nas przed kompromitacją w lidze.Szkoda też naszej młodzieży przecież mieliśmy tyle grup młodzieżowych a gdzie efekty?
    Może to wina poszczególnych trenerów,którzy nie potrafią właściwie pokierować tymi chłopakami?Nawałka w swoim czasie potrafił.Jeszcze do tomassi-daj spokój z Pisem,chyba że kombinowanie i oszukiwanie są Ci bliskie tak jak było jeszcze niedawno przez ostatnich 8 lat.Miejmy nadzieję że piłkarze grający u nas mają ambicję i w lidze pokażą że zależy im na naszym klubie i wszyscy razem będziemy przeżywać wielkie chwile i zarazem mecze na B1.

  9. Avatar photo

    tomassi

    23 lipca 2017 at 21:33

    Marcin jak masz dowody to do prokuratury(haha)ziobro
    spoko sad to osądzi(hahahaha)ziobro dobierze odowiedniego

  10. Avatar photo

    supporterwnc

    24 lipca 2017 at 06:05

    Tak, tak…Przez 8 ostatnich lat, polki i polacy…CHWDPiS

  11. Avatar photo

    Irishman

    24 lipca 2017 at 09:00

    Łukasz, ch… mnie obchodzi ile dotąd było tych przerżniętych sezonów, TERAZ MA SIĘ UDAĆ I TYLE!
    A niestety jak teraz będziemy sobie nadal chcieli ulżyć i odreagować za poprzedni sezon i będziemy teraz „karać” drużynę, trenera i w ogóle cały klub za niego, to w tym bieżącym także nigdzie nie dojdziemy!

  12. Avatar photo

    T

    24 lipca 2017 at 09:40

    Wszyscy zadają sobie pytanie: Czy GieKSa strzeli w tym sezonie gola?! Panowie, jakiś czas temu pisałem o braku nadziei, argumentując to między innymi brakiem realnych wzmocnień. Teraz już bardziej mi wierzycie? Sparingi sparingami, ale fakt że od kilkuset minut GKS nie potrafi zdobyć gola nie jest przypadkowy. Atak, był najsłabszym punktem w zeszłym sezonie, a zarząd uznał że nagle Ci sami zawodnicy zaczną brylować pod bramką? Głupota, sabotaż awansu (znowu!), albo jedno i drugie. Nie ważne. Ważne jest to, że w tym sezonie nie mamy co celować w awans, a tylko awans dałby jakiekolwiek szanse na wskrzeszenie tego trupa jakim, nie ma co się oszukiwać, jest GKS Katowice obecnie.

  13. Avatar photo

    Waldek

    25 lipca 2017 at 09:25

    Moze byc gorzej, mogą spaść! Bedzie walka o utrzymanie albo bez walki?

  14. Avatar photo

    tyyyybeeeekk

    25 lipca 2017 at 18:24

    Ale wy kurwa spinacie dupy! Będzie dobrze! Mamy Mandrysza więc mamy też awans! To jest ten sezon!

  15. Avatar photo

    Stixi

    26 lipca 2017 at 04:18

    Dopóki niy bydzie wychowanków jak kiedyś,co za swój klub oddadzą serce to niy bydzie sukcesu.Od poru lot w Gieksie ino same najemniki.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga