Dołącz do nas

Felietony

Możecie kupić sympatię kibiców

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Kibice GieKSy po dwóch spotkaniach ligowych podzielili się na dwa obozy. Jedni uważają, że po beznadziejnym meczu z Podbeskidziem, mecz z ŁKS był również słaby i niedający nadziei na lepszą przyszłość. Drudzy doceniają wygraną w Łodzi i – choć gra rzeczywiście do wybitnych nie należała – dostrzegają plusy i szanse na to, że coś z tej drużyny może być.

Mnie na ten moment bliżej do tej drugiej opcji. Oczywiście nie myślę tutaj w kategoriach awansu do ekstraklasy (choć uważam, że taki cel powinien bezwzględnie być), ale widzę pewien zalążek i szansę, żeby narodziła się sensowna drużyna. Po raz kolejny mam tę nadzieję. Chociaż już kilka razy wydawało się nam, że mamy już prawdziwą ekipę, z prawdziwym team spirit. Okazywało się, że ten team spirit był jedynie w kontekście wakacji, imprez czy potencjalnych machlojek związanych z meczami.

Tak jak pisałem ostatnio – większości zawodników, co do których były tak wielkie wątpliwości pozbyto się. Przyszli nowi, wielu, wielu nowych i należy dać im szansę. Z krytyką, ale i zaufaniem. Sam po Podbeskidziu pisałem, że ten kredyt zaufania jest minimalny, ale w Łodzi naprawdę coś drgnęło.

W podstawowym składzie przy Alei Unii wyszli Pawełek, Lisowski, Remisz, Kupec, Piesio, Michalik, Tabiś i Rumin. Ośmiu, powtarzam – OŚMIU nowych. I oni wygrali wyjazdowy mcz w pierwszej lidze – z ekipą, która jak mniemam, będzie punktować. Może nie na miarę awansu, ale solidnie. Fakt, że ośmiu debiutantów (plus jeszcze dwóch z ławki) już w drugiej kolejce dało nam radość ze zwycięstwa, jest już samo w sobie powodem do optymizmu. Jeszcze bez większego zgrania, bez automatyzmów, a jednak solidną grą obronną, w miarę ogarnięciem środka pola i jednym zabójczym atakiem wyszarpali wygraną bojowo nastawionym gospodarzom.

Najważniejsze są wyniki, reszta powinna przyjść z czasem. Jeśli Michalik z Piesiem będą się coraz lepiej rozumieć, Rumin nabierze jeszcze większej pewności, a tyły zabezpieczać będzie Poczobut, możemy mieć nadzieję.

Oczywiście to wszystko za wcześnie, by być tego pewnym. Przerabialiśmy już wiele zaciągów transferowych, które nawet po jednej rundzie wydawały się solidną zmianą na długi czas. Dość powiedzieć, jak wychwalaliśmy Kalinkowskiego i Zejdlera – mówiliśmy, że to nowa jakość w środku pola po Pielorzu i Dudzie. Jak było to mylne, jak bardzo mieliśmy taką quasi-drużynę i quasi-zawodników, że do dzisiaj ciężko uwierzyć, że daliśmy się nabrać. Pamiętacie jaki był płacz, gdy w Bielsku Foszmańczyk odniósł kontuzję i była perspektywa gry przez kilka kolejek bez niego? Ech..

Mecz z ŁKS Łódź wybitny nie był, ale był dwie klasy lepszy niż ten z Podbeskidziem. W zasadzie postawa zawodników w inauguracji powinna być poza skalą. Ale to co w kilku sytuacjach pokazali w Łodzi, podskórnie daję tę nadzieję. Na razie tylko na mecz z Tychami, który będzie kolejną weryfikacją. Każdy mecz będzie weryfikacją i będzie wpływać na nastroje. Nie będziemy sztucznie trąbić, że „mamy drużynę” po dajmy na to trzech wygranych z rzędu. Ale na czymś musimy opierać swoją energię dotyczącą GKS Katowice. I niech to będzie energia nadziei, a nie rezygnacji.

Mam nadzieję, że trener Jacek Paszulewicz wie, co robi. Po wczorajszych słowach w audycji na Weszło FM, można był uznać, że w końcu ktoś ma myśli zbieżne z myślami kibiców. Szkoelniowiec powiedział, żę wiele zmian kadrowych było powiązanych m.in. z tym, że skoro przez dwa lata z tymi samymi zawodnikami ten projekt się nie udał, to zmiany są po prostu konieczne. W domyśle, że rachunek prawdopodobieństwa kolejnej porażki z ówczesną kadrą – wzrósłby niemal do maksimum.

Jest wiele rzeczy do poprawy. Obrona zagrała dobrze, ale trzeba działać na rzecz zmniejszenia sytuacji przeciwnika. Mimo niezłej postawy stoperów i Lisowskiego, do sytuacji strzałowych jednak ŁKS dochodził. Co można w tej sytuacji zrobić? Sprawa wydaje się oczywista, utrzymywać się przy piłce i nie tracić jej nerwowo w środku pola. Jasne jest, że nawet najlepsza obrona, jeśli będzie poddawana próbie co dwie minuty, w końcu popełni błąd. „Im dłużej my przy piłce, tym krócej oni” – jak mawiał śp. Kazimierz Górski.

Jeśli chodzi o ofensywę, to jakoś mam przeczucie, że pójdzie to jednak w dobrym kierunku. Wspomniani Piesio czy Michalik mają na tyle umiejętności, by wprowadzić GieKSę na wysokie miejsce w tabeli. Teraz wszystko zależy od ich motywacji, zgrania i porozumienia.

Pamiętamy też o „starych”. Czekamy, co dalej z Adrianem Błądem. Patrząc pod względem czysto piłkarskim, za te dwa mecze powinien uśiąść na ławce. Mamy jednak nadzieję, że to zawodnik ambitny i na bazie sportowej złości, powalczy z Tychami tak mocno, że zapomnimy o tej nieudanej inauguracji.

No właśnie – mecz z Tychami. Okazja do rewanżu za poprzednie derby trafia się nam po niecałych trzech miesiącach, a w zasadzie dwóch z kawałkiem. To była trauma, po spotkaniu z Ruchem, nasi – w większości byli – zawodnicy zaprezentowali się żenująco. Mamy nadzieję, że nowy narybek naprawi to, co zepsuli poprzednicy. To będzie taki pierwszy mecz z rangą, kibicowski, który warto by było wygrać. Piłkarze GKS muszą sobie zdawać sprawę, że tym meczem mogą kupić sobie sympatię kibiców i zbudować pozytywną otoczkę. Co jeszcze przed chwilą wydawało się niemożliwe.


7 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

7 komentarzy

  1. Avatar photo

    abel

    31 lipca 2018 at 19:36

    To że zgranie szwankuje to można wybaczyć. Przyjdzie z czasem choć nie tylko nas dotyczył problem zmian kadrowych. Niepokojące są niskie walory indywidualne (techniczne) poszczególnych zawodników. Sama walka nie wystarczy i to nie tylko do awansu ale do miejsca w pierwszej 10. Piłkarze LKS przy naszych prezentowali się jak wirtuozi futbolu (nieskuteczni to prawda). Gdyby Gks zagrał otwartą piłkę to by nie wygrał. Wiadomo że jak się postawi autobus na 30 m to w Polsce mało kto sobie z tym poradzi. Choc Lks i tak dochodził do sytuacji strzeleckich i to dość klarownych. Lisowski jest waleczny i nieustępliwy to prawda. gorzej już z ofensywą. Widać też było słabą zwrotność tego zawodnika. Obym się mylił ale jak zagra przeciwko zawodnikowi 160 175 to na starcie będzie go miał za plecami. No ale powiedzmy większym problemem jest druga linia. Zero kreatywności, utrzymania się przy piłce a celne podanie na 5 m jest nieosiągalne. Oj szkoda ze nie mamy takiego zawodnika jak Prokic (niezależnie od tego co o nim sadzicie). On robił różnice i dawał dodatkowe możliwości taktyczne.Rumin zachował się bardzo dobrze przy bramce to prawda ale nie widzę tez u niego predyspozycji do gry kombinacyjnej. Generalnie brakuje kreatywnych zawodników.

  2. Avatar photo

    Solski

    31 lipca 2018 at 21:12

    @abel z tym wystarczeniem do pierwszej 10-tki to trochę przesadziłeś, ale ok. temperatury są wysokie i ciężko jest myśli pozbierać. Moim zdaniem I liga to taki twór, w którym, technika i kreatywność wiele nie daje. Zagłębie miało jakiegoś takiego grajka? Miedź? Nie, tam wygrał kolektyw. W tych drużynach nie było gwiazd. Była walka i zaangażowanie + trochę szczęścia. Jak to powiedział pewien klasyk I liga to styl życia. Coś co wystarcza na I lige nie wystarcza do dobrej gry w ekstraklapie. Tak samo drużyny spadające z ekstraklapy potrzebują czasu aby tę lige zrozumieć. Oby w piatek nie zabrakło naszym walki i zaangażowania

  3. Avatar photo

    carra23

    31 lipca 2018 at 21:51

    A do mie kazdy mecz po 1-0 styknie!!!3 punkty i gro!!!

  4. Avatar photo

    Irishman

    1 sierpnia 2018 at 11:25

    @Abel, można fajnie, merytorycznie, bez złośliwości podyskutować? No można i tego się trzymajmy! 🙂

    Ja się z Tobą całkowicie zgadzam, że gdyby zsumować tylko indywidualne, potencjalne umiejętności poszczególnych zawodników to nasza drużyna nie może się równać z Termalicą, Niecieczą i może jeszcze z kilkoma innymi drużynami. Mało tego, ona byłaby gorsza nawet od tych, które mieliśmy rok i dwa lata temu!
    Ale to, że jeden czy drugi zawodnik ma umiejętności, to nie jest jeszcze nawet połowa sukcesu, bo jeszcze musi mieć siły, a przede wszystkim chęci, aby je wykorzystać! Poza tym w każdej grze zespołowej o sukcesie nie decyduje suma indywidualnych umiejętności poszczególnych zawodników ale siła całego teamu. Nie ma co daleko szukać jakichś przykładów – wystarczy wziąć pod uwagę ostatnie MŚ w Rosji i zastanowić się dlaczego Niemcy, Argentyna, Hiszpania czy Brazylia nie odnieśli sukcesów na miarę umiejętności ich piłkarzy.

    I dlatego ja tak apeluje o danie naszej, nowej drużynie trochę czasu, bo widzę, że ona jako całość ma chęci, ambicje, zaangażowanie, wiarę w sukces! Natomiast może trochę mniejszą jakość poszczególnych piłkarzy można nadrobić grą zespołową, a do tego potrzeba czasu! Poza tym to są ambitni, w większości młodzi albo bardzo młodzi ludzie, którzy chcą coś osiągnąć, chcą się rozwijać. Więc nawet jeszcze teraz czegoś nie potrafią, to za kilka tygodni już się mogą tego nauczyć. Najważniejsze, że chcą. Czy da to awans? Tak, chociaż nie wiem czy już w bieżącym sezonie ale wykluczyć tego nie można. W każdym razie prędzej go zrobimy z takimi jak teraz, którzy chcą się uczyć, chcą coś osiągnąć, niż z tymi, którzy umieli ale nie chciało im się tego pokazywać!
    Pamiętam lata 80-te, po awansie. Wtedy większość drużyn wyglądała przy nas jak „wirtuozi futbolu”. No tylko, że my tych wirtuozów ogrywaliśmy! I tak krok po kroku, aż w 1986 rozgromiliśmy na Stadionie Śląskim wielki Górnik i weszliśmy na salony na długie lata!

    Tak więc, więcej cierpliwości i wiary, bo m7yślę, ze w tą naszą drużynę trzeba wierzyć!

  5. Avatar photo

    Mecza

    1 sierpnia 2018 at 12:48

    @Irish, nie możemy się równać z Termalicą, Niecieczą i kim tam jeszcze:) W podcaście i artykułach wyczuwam przekonanie, że pierwsze mecze pokażą na co kogo stać i jak ta liga może się skończyć, tak jakby nie było wiadomo jaka bardzo to jest nieprzewidywalna liga. Zwycięstwo z Tychami jak i przegrana nie powinna powodować w nas skrajnych emocji. Sosnowiec po przegranej z nami był już pochowany a my w euforii. Nawet nie chodzi o to, że mieliśmy szanse na awans ale wszyscy byli przekonani że GKS będzie przed nimi na koniec sezonu.

  6. Avatar photo

    abel

    1 sierpnia 2018 at 17:19

    xxxx

  7. Avatar photo

    abel

    1 sierpnia 2018 at 17:19

    O znowu moge pisac co za szczescie

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga