Dołącz do nas

Wywiady

Goncerz: Musimy wybiegać i wymęczyć

Avatar photo

Opublikowany

dnia

felieton miniW czwartek przed meczem z Miedzią Legnica przeprowadziliśmy dłuższą rozmowę z Grzegorzem Goncerzem. Zawodnik niedawno nabawił się niegroźnego urazu, ale już wkrótce będzie do dyspozycji trenera Kazimierza Moskala. Z Gonzem rozmawiał Błażej.

GieKSa.Pl Grzegorz jak tam Twoje zdrowie, bo wiemy, że miałeś kontuzje. Wracasz już do kadry meczowej?

Do kadry jeszcze nie wracam, dziś ( tj. czwartek 27.03) mam trening biegowy. Trener Moskal nie ryzykuje zdrowiem zawodnika. Czekają mnie treningi wzmacniające do końca tygodnia. A od poniedziałku zajęcia z drużyną w pełnym treningu i mam nadzieję, że będzie dobrze.

Wróćmy do początku rozgrywek: 1 punkt w 3 meczach, trener Moskal podkreślał, że to nie jest wynik, którego oczekiwaliśmy. Z czego wynika taki dorobek w Twoim odczuciu? Wiemy, że ciężko to porównywać, ale w poprzednim sezonie ze słabszą kadrą mieliśmy lepszy start.

Na pewno dorobek punktowy zdecydowanie nas nie zadowala. Nie potrafię powiedzieć, czemu tak wyszło. Patrząc na te 3 pierwsze mecze trzeba sobie powiedzieć jasno, zagraliśmy 2 dobre spotkania i jeden fatalny. O ile takie spotkania, jak ten z Bełchatowem, czy ten w Sączu dawały wcześniej punkty o tyle teraz jest ciężej. Mamy tylko jeden punkt, my z tego powodu też nie jesteśmy zadowoleni. Nie wydaje mi się, żeby poprzednia runda była dla nas szczytem możliwości. Jestem przekonany widząc chłopaków na treningach, że umiejętności są. Musimy to tylko przełożyć na ligę i punkty. Musimy zrobić wszystko by dobra gra miała przełożenie na punkty czy to zdobywane w Katowicach czy na wyjazdach. To jest dla nas najważniejsze.

Trener Moskal wspominał po Okocimskim, że nie poznawał swoich zawodników, nawiązywał do presji. Też tak to odczułeś? Ta presja dała znać o sobie w niektórych fragmentach?

Po części tak. W tym klubie presja jest zawsze, czy walczymy o utrzymanie czy też walczymy o ekstraklasę, gdzie widzą nas już kibice. Presja jest jednak pozytywna, bo trzeba się z tym zmierzyć. Musimy mieć świadomość, że drużyny będą przyjeżdżały do nas z respektem, to już nie są te mecze, gdzie mieliśmy falstart i drużyny, które przyjeżdżały grały o 3 punkty i mówiły, że GieKSa w kryzysie. Teraz jesteśmy na fali wznoszącej, drużyny przeciwne wiedzą, że ciężko będzie wywalczyć choćby punkt. Bolączką niestety jest u nas atak pozycyjny, ale to kuleje w całej polskiej piłce. W takich meczach musimy być bezwzględni i wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję. Patrząc przez pryzmat meczu z Okocimskim, myślę, że rzut karny rozwiązałby worek z bramkami. Potem gra się nie układała, była szarpana, brakło gdzieś pewności i wydarzyła się tragedia.

Odejdźmy trochę od teraźniejszości, debiutowałeś w GieKSie w sezonie 2008/09, piłkarsko to już jest spory czas, który spędziłeś w jednym klubie.

Z drobną przerwą na powrót do Chorzowa, można powiedzieć, że zadomowiłem się w Katowicach. Szczerze mówiąc, GieKSa dała mi piłkarsko najwięcej, wiele klubowi zawdzięczam i życzyłbym sobie, by awansował do ekstraklasy. Widzimy jak ta ekstraklasa jest opakowana i każdy z nas: zawodnicy, trenerzy, ludzie związani z klubem o niej marzą. Tym bardziej nas bolą takie rzeczy, gdy słyszymy o sprzedawaniu meczów, przykładaniu się o obowiązków, odpuszczaniu czegoś. My tym wszystkim żyjemy, a takie rzeczy aż szkoda komentować. Z jednej strony jesteśmy niezadowoleni z wyników, a z drugiej kolejną „szpile” wkładają nam ludzie, którzy powinni nas wspierać najbardziej. My możemy odpowiadać tylko na boisku a wiadomo, że z tym może być różnie. To jest sport.

W okresie, w którym jesteś mamy Moskala, a był Górak, Stawowy, Fornalak, Nawałka.  W którymś momencie większej stabilizacji zabrakło? Liczba trenerów jest jednak duża na te wszystkie lata. Można było coś zrobić więcej?

Wydaje mi się, że GKS był do tej pory postrzegany przez zawodników, trenerów, jako dobra trampolina do rozwoju. Byli młodzi zawodnicy, starsi, którzy mają coś do udowodnienia, trenerzy młodego pokolenia. GieKSa to fajny klub, tutaj czuć atmosferę piłki, głód sukcesu.  Doping, oprawa, kibice to działa na wszystkich. Każdy trener, zawodnik, który zrobił coś ponad stan był zabierany do innego klubu, innego „świata”. Wspomnijmy trenera Nawałkę, który z nami zrobił wynik ponad stan, wycisnął z nas absolutne maximum. Gdybyśmy mieli lepszą sytuację finansową w tamtym okresie to ta ciągłość pracy na pewno byłaby bardziej odczuwalna. Klub nie mógł utrzymać poziomu finansowego, którego życzył sobie trener Nawałka. To wszystko się rozpadło i pozostały zgliszcza. Mamy dziś kolejny przykład na to, co powoduje odejście jednego wartościowego człowieka z klubu. Widzimy, w jakiej sytuacji znajduje się teraz Górnik Zabrze.

Śledząc Twoje losy w klubie można powiedzieć, że ciągle grałeś o awans, utrzymanie, awans, rozpad klubu, ratunek miasta, znowu gra o awans. Nudy w klubie nie ma. Zastanawiałeś się kiedyś tak sam do siebie „Gdzie ja trafiłem? I co mnie jeszcze czeka?”

Zgadzam się, nudy nie ma i zawsze musi się coś dziać. Czy to nasze wyniki są słabe, czy też kłopoty finansowe. Gdy były wyniki nie było finansów. Myślę, że taka specyfika tego klubu. Była szansa na awans z Nawałką, ale pamiętajmy to była tylko jedna runda, którą zagraliśmy. Nie wiemy, co byłoby dalej. Każda drużyna ma swój limit, Nawałka wycisnął z nas wszystko. Potrzebne były wzmocnienia, ale wszystko ułożyło się nie tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Sam trener powiedział nam, że „lekarstwo ma swój termin ważności”, i to, czym nas wtedy karmił też powoli się kończyło. Nawałka miał fantastyczne pomysły, żyje piłką 24 godziny na dobę. Niestety nie miał już pomysłu na funkcjonowanie klubu w strukturze, która wtedy była.

Nawałkę wspominasz dobrze, a jak z innymi trenerami wspominasz współpracę? Różnie bywało, bo miałeś kontuzję, byłeś też pomijany w składzie.

Z trenerem, Fornalakiem trenowałem krótko, bo doszło do zwolnienia, nie mogę zbyt wiele o nim powiedzieć, jeśli chodzi o warsztat, ale jestem mu wdzięczny, że przyjął mnie do drużyny, wyciągnął do mnie pomocną rękę. Kolejny był trener Stawowy, wiem, jakie reakcję wywołuje jego osoba wśród kibiców, ale ja go wspominam fantastycznie. Nauczył nas wielu rzeczy, starał się wprowadzić swoją szkołę, graliśmy przede wszystkim piłką w tamtym okresie. Mi ta krakowska filozofia się podobała. Oczywiście to wszystko musi być poparte wynikiem a niestety tutaj tego nie było. My o tym głośno nie mówiliśmy, ale w tamtym okresie zaczęły się problemy z zarządem, problemy Pana Króla. Staraliśmy się od tego odciąć, kibice jednak nie znają całej prawdy, dlaczego to nie funkcjonowało tak dobrze jakbyśmy sobie tego życzyli. Niewątpliwie kondycja finansowa z tamtego okresu miała duży wpływ na to.

Chciałbym się chwilę zatrzymać przy trenerze Góraku. Obecnie zawodnicy podkreślają, iż grają ci, którzy są w formie i to cechuje trenera Moskala, że nie ma pewniaków do składu. Z trenerem Górakiem mam wrażenie było inaczej. W większości meczów grał stały skład, Ty również nie dostawałeś szans.

Wiosna za trenera Góraka, mimo iż drużyna funkcjonowała dobrze a wynik punktowy był przyzwoity to jest to moja największa porażka i z tym się nie będę krył. Bardzo mnie to bolało, że nie mogłem pomóc, że nie mogę w tym uczestniczyć. Trener mnie nie widział wcale albo widział mnie w bardzo małym stopniu. Nie jestem osobą, która by płakała i chodziła po dziennikarzach z żalami. Gdy u innych trenerów grałem to nie pytałem ich, dlaczego gram. Uznałem, więc, że skoro nie gram to również nie będę pytać. Trzeba było pracować na treningach i to właśnie robiłem. Szansy większej jednak nie otrzymałem, sporadycznie grałem, ale myślę, że to wykorzystałem. Gdzieś jednak do tej koncepcji trenera Góraka jednak nie pasowałem. Trener nigdy mi tego nie powiedział. Ja koncentrowałem się na swojej pracy, te emocje we mnie się zbierały. Cieszę się, że przyszedł trener Moskal i mogę znowu cieszyć się piłką. Każde wyjście na trening mnie cieszy. Wtedy zjadłem dużo nerwów, ale teraz patrzę optymistycznie w przyszłość. Tamta sytuacja na pewno mnie wzmocniła, mało, co może mnie zaskoczyć. Sięgnąłem wtedy dna, piłkarskiego, emocjonalnego. Zostałem zapomniany. Mozolnie odbudowuje swoją pozycję w klubie, jestem mocniejszy wyciągam wnioski i cóż gramy dalej.

Pojawiły się wtedy myśli o odejściu?

Na pewno były różne warianty rozpatrywane. Rynek jednak wszystko weryfikuje. Gdyby w lecie spytać ludzi związanymi z klubem, kto chce zostawić Goncerza to był to prezes Cygan. Ofert nie było za wiele dlatego też jestem prezesowi wdzięczny, że widział mnie w Katowicach, wyciągnął do mnie rękę. Szkoda byłoby jednak odchodzić w takim momencie, odszedłbym niespełniony. Mamy swoje ambicje i cele, które w nas siedzą. Chciałbym osiągnąć wynik, na jaki ten klub zasługuje. Jeśli miałbym odejść to właśnie w takim momencie, w którym wszyscy będą nas szanowali a drużyna będzie miała swój styl. W czerwcu takiej sytuacji nie było, byłem załamany i sfrustrowany. Szanuje prezesa za decyzję o postawieniu na mnie.

Grzegorz w przeciągu tych 5 lat zauważyłeś jak zmienił się Twój styl grania? Kiedyś boczna linia i gra 1 na 1. Od trenera Stawowego jesteśmy na różnych pozycjach z nowymi zadaniami.

Rzeczywiście tak jest. Doświadczam na własnej skórze jak się piłka zmienia. Kiedyś sztywne 4-4-2 i skrzydła szeroko, które grały przy linii. Od Stawowego rzeczywiście zaszły zmiany. Skrzydłowi schodzą do środka robiąc miejsce obrońcom. Wszystko idzie do przodu a ja muszę się do wszystkiego dopasować. To nie jest koncert życzeń, nie mogę mówić, że gram tylko w jeden sposób. Granie w środku pola gdzie jestem ustawiany również sprawia mi radość, mam częsty kontakt z piłką, jestem pod grą. Mam dużą swobodę teraz. Ja się zmieniam, ale jeśli trener powie, że mam grać 1 na 1 to tak zrobię. Nigdy nie miałem problemów z trenerami i wykonywaniem ich poleceń.

Wspomnieliśmy o zmianach w piłce, ale jedno się nie zmienia stałe fragmenty gry. W opinii wielu kibiców GieKSie brakuje dośrodkowań bezpośrednich. Duża część jest wykonywana na krótkie podanie. Z czego to wynika?

Trener Moskal przykłada do tego dużą wagę, dużo ich ćwiczymy. To, że tak je rozgrywamy poparte jest jego wieloletnim doświadczeniem. Można powiedzieć, że w ofensywie to jeszcze nie przynosi takiego efektu, na treningach to wychodzi naprawdę nieźle. W meczu potrzeba trochę więcej spokoju i lepszego wykończenia. Trzeba podkreślić defensywne wykonanie stałych fragmentów gry, pierwsza bramka z Bełchatowem padła po naszej kontrze po rzucie rożnym rywala.

Zauważyliśmy, że przy defensywnym rogu ustawiamy 3 zawodników do kontry. To nowość trenera Moskala?

Zgadza się, trener ogląda spotkania, podąża za nowymi trendami i powiedział nam, że ryzykujemy i ustawiamy się na kontrze. Chcemy wykorzystać moment, w którym przeciwnicy nie mają ustawionej obrony. Ostatnio się to udało, wyszła nam fantastyczna kontra. Widać, że te drobne rzeczy przynoszą efekty. To na pewno zasługa trenera. Kiedyś robiło się wszystko by nie stracić bramki. Trener patrzy szerzej, chce wykorzystać moment i strzelić bramkę.

Grzegorz jesteś aktywny na twitterze, po meczu z Okocimskim wpisałeś, że bardzo przeżywacie tą porażkę i jest ciężko. Powiedz zderzyłeś się trochę z taką bezpośredniością w kontaktach przy tej formie wpisów?

Nigdy się tego nie bałem, nigdy nie bałem się spotkań z kibicami czy też dyskusji. Każdy chce wygrywać, ale nie zapominajmy, że to tylko sport. Rzeczywiście niektórych wpisów nie ma sensu komentować np., gdy pytano mnie o bukmacherkę. My mamy obiecaną premię za awans, za zwycięstwo. Wiemy, o co gramy i chcemy wygrywać. Czasem jednak się nie da. Wierzę jednak, że sięgając dna można się od niego odbić i wierzę, że tak będzie. Mecz z Bełchatowem pokazał, że można się odbić. Musimy mieć wielką wiarę w zwycięstwo. Potrzebujemy również pomocy kibiców, bo to wszystko musi razem współgrać.

W wielu klubach w Polsce jest tak, że warunki są złe to drużyna gra dobrze, są warunki to nie ma wyników. Z czego Twoim zdaniem to wynika, dlaczego tak trudno to spiąć razem?

Sukces ma wielu ojców a porażka jest sierotą. My przegrywając jesteśmy sami, gdy wygrywamy to wygrywa całe miasto. Tak to odbieram. Zauważyłem np. wpis, że piłkarze zaprzepaścili w 180 minut przygotowania kibiców.  Musimy działać wspólnie, gdy my przegrywamy, przegrywają również kibice. Kibice muszą nas wspierać. My też gramy dla kogoś. Gdyby nie te trybuny to podejrzewam, że niewielu piłkarzy chciałoby przyjść do GKS, synergia musi być zachowana. Porażki się zdarzają, nie jesteśmy w stanie wygrywać wszystkiego niczym Bayern Monachium. Musimy te mecze wybiegać, wymęczyć.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    johann

    1 kwietnia 2014 at 20:47

    „teraz jesteśmy na fali wznoszącej” – super, Kamiński gola!

  2. Avatar photo

    Igor

    3 kwietnia 2014 at 22:22

    Zamiast tyle gadać i siedzieć na twitterze, mógłby lepiej więcej potrenować, bo o to chyba chodzi, jak się jest zawodowym piłkarzem. Na razie wymęczyli 1 punkt na 12…

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga