Przyszedł czas na najbardziej obszerny temat, czyli ocenę naszych pomocników. Niektórych zawodników ciężko było przypisać do konkretnej pozycji, ale postaram się podzielić to według tego, gdzie prawdopodobnie grali najwięcej.
Zaczniemy od tyłu, a tam najczęściej zabezpieczał nas Michał Gałecki. Zawodnik bardzo trudny do oceny, ze względu na swoją ,,niewidoczną rolę”. A jednak mimo tego, że czasem można odnieść wrażenie, że nie przekracza nawet połowy boiska, zdołał zdobyć dwa gole. Asystował także przy bramce Jędrycha w Stargardzie. Jest niewątpliwie ważnym elementem w układance trenera Góraka, a jak przyznał niedawno sam trener w jednym z wywiadów, został on sprowadzany raczej z myślą o ławce rezerwowych. Wyszło tak, że spędził na niej mecz tylko raz – w Polkowicach. Dodatkowo dwa razy zabrakło go w kadrze przez uraz, a zmieniony został również tylko dwa razy. Solidność to jego drugie imię, a jak się okazało w Bytowie – potrafi również błysnąć z przodu, choć w całej rundzie zaledwie cztery razy uderzał na bramkę rywala.
Jego zmiennikiem, a przez jakiś czas partnerem na boisku był Jakub Habusta. Czech jak zawodził z początku rundy wiosennej, aż w końcu został zastąpiony obok Rzoncy przez Poczobuta, tak i teraz początek miał bardzo słaby. Pamiętamy przede wszystkim fatalny mecz z Olimpią Elbląg, gdzie najpierw stracił piłkę na środku boiska, a potem spokojnie z poziomu murawy obserwował, jak rywal biegnie z nią na naszą bramkę. Z czasem niby było lepiej… ale zrobił dwa karne dla rywali i przy jednym dodatkowo otrzymał czerwoną kartkę. Oczywiście błędy przy tych sytuacjach popełniała cała drużyna, ale jednak mógł się zachować nieco lepiej. W pierwszym meczu ze Zniczem po niezłym strzale mógł zdobyć kontaktową bramkę, ale świetnie zachował się bramkarz. Oddał jeszcze dwa strzały we wspomnianym meczu z Olimpią, ale o ich jakości szkoda gadać. W lidze przebywał na boisku przez 514 minut.
Jako wciąż cofnięty, ale jednak bardziej ofensywnie nastawiony środkowy pomocnik występował Maciej Stefanowicz. Z Elany Toruń zabrał go ze sobą trener Górak, nazywając go najlepszym pomocnikiem ligi. Wydaje się, że wielu kibiców oczekiwało po nim więcej, ale to chyba dlatego, że spodziewali się po prostu czegoś innego. Widzieliśmy go jako głównego kreatora gry i choć kreatywności czy techniki odmówić mu nie można, to chciałoby się jednak więcej w tej kwestii. Zaskakująco dobrze radził sobie natomiast w destrukcji i czytaniu gry. Jeden z grona kontuzjowanych z początku sezonu, później trochę czekaliśmy na jego dojście do wysokiej formy piłkarskiej. Dwa gole, w tym jeden z karnego, łącznie nie licząc ,,jedenastki” oddał 10 strzałów, ale jakość nie powala – łącznie nazbierał 0,64xG.
W zeszłym sezonie tylko raz pojawił się na boisku w doliczonym czasie gry, w tym ma już łącznie 406 minut. Rola Patryka Grychtolika, bo o nim mowa, powoli rośnie. Wiemy, że mimo młodego wieku znajduje się w radzie drużyny, co przełożyło się na to, że raz otrzymał nawet opaskę kapitańską. Czasami jednak zdarzają się nieco ,,juniorskie” zagrania jak chociażby w Bytowie, ale ciężko, żeby po przejściu z juniorów do seniorów takie błędy się nie zdarzały. Umiał jednak także pomóc w ułożeniu gry w środku pola w trudnym momencie meczu z Pogonią Siedlce. Zawodnik dostaje szanse, stara się wykorzystać każdą z nich i to cieszy. Szkoda, że jego strzał na Garbarni był minimalnie niecelny, a w Stargardzie był na spalonym.
Przejdziemy teraz do skrzydeł. Zaczniemy od Szymona Kiebzaka. Chyba nikt nie spodziewał się tego, jak ważną postacią dla GieKSy będzie ten zawodnik. Pierwszym sygnałem była asysta przy golu Urynowicza z Bytovią. Skończyło się na trzech bramkach i sześciu asystach. Ciekawy przypadek, bo jego asysty są bardziej efektowne niż gole. Pisaliśmy już o Bytovii, a mamy jeszcze w pamięci rajd w meczu z rezerwami Lecha i kapitalne dogranie ,,zewniakiem” do Patryka Szwedzika w meczu z Gryfem. Pozostałe trzy asysty to dośrodkowania ze stałych fragmentów gry, co także trzeba docenić. Brakowało mu czasami chłodnej głowy jak na przykład w meczu ze Skrą po minięciu kilku zawodników.
Po drugiej stronie najczęściej biegał Arkadiusz Woźniak. Jak już wielokrotnie było pisane – zawodnik, który chyba najwięcej miał do udowodnienia. Jak mu wyszło? 5 bramek przez 1515 minut jest jak najbardziej zadowalające. Znów zaczął sezon jako napastnik, ale na szczęście bardzo szybko został przesunięty na bok pomocy. Cieszy również to, że zaczął strzelać w końcu nie tylko głową, ale również nogami. Lubi strzelać w ważnych momentach – z Olimpią dał nam remis, z Legionovią trzy punkty w samej końcówce, z Lechem nieco wcześniej, ale w osłabieniu, z Elaną otworzył wynik i z Bytovią ponownie gol dający zwycięstwo. Właśnie tego oczekuje się od doświadczonych zawodników. Jego pracę w defensywie chyba również każdy widzi. Ale żeby nie było tak słodko – nie może tak często oddawać bezsensownych strzałów. Oddał aż 28 uderzeń, a uzyskał tylko 3,68xG. Aż 13 strzałów dawało szansę na gola poniżej 10%.
Póki co miło pisało się o naszych skrzydłowych… ale trzeba przejść do Łukasza Wrońskiego. To nie jest oczywiście jeszcze czas, by go skreślać, ale wymagana jest znacząca poprawa. Zaczął sezon w wyjściowej jedenastce, od pierwszych minut ze Zniczem było widać, że chce grać i brać na siebie odpowiedzialność, były strzały, ale skuteczność zerowa. Przyszła kontuzja, a zarazem okres dobrej gry GieKSy i część zapomniała, że jest u nas taki zawodnik. Można powiedzieć, że wrócił w dokładnie takiej samej formie, ale ciężko to traktować jako komplement. Nie można powiedzieć, że mu się nie chce, ale wygląda to tak, jakby tak niechlujny był po prostu z natury. Łącznie 11 strzałów i 1,58xG. Gdyby w którymś meczu z Gryfem trafił do bramki zamiast w obramowanie, to już wyglądałoby to nieco lepiej. A tak – czekamy.
Z przedsezonowych zapowiedzi wynikało, że Kacper Tabiś przewidywany jest do rywalizacji na prawej obronie, ale ostatecznie występował tylko na skrzydle. Po jednym sezonie w 1. lidze wrócił na trzeci poziom rozgrywkowy, ale w jego grze nie zmieniło się absolutnie nic, co w jego wieku jest sporym minusem. Jako plusy można zapisać wywalczony karny w meczu ze Skrą, choć faul rywala był zwyczajnie głupi i asystę w Krakowie przy golu Urynowicza. Mógł mieć gola, ale świetnie interweniował bramkarz Gryfa Wejherowo. Niby coś tam się pojawiło w punktacji kanadyjskiej, bo w zeszłym sezonie były same zera, ale nie można mówić, że to była dobra runda, skoro na boisku spędził tylko 334 minuty, a w zeszłym sezonie ligę wyżej było ich ponad 1000 więcej.
Wydaje się, że dopiero piątym wyborem na skrzydło był Mateusz Kompanicki. Przyszedł jako czołowy zawodnik trzeciej ligi, ale w drugiej wydawał się zagubiony, choć ma na koncie bramkę. Nawet ciężko go skojarzyć z jakiejkolwiek akcji poza niewykorzystanymi sytuacjami z Pucharu Polski i z Pruszkowa. Gol w Stargardzie ładny, ale to w sumie tyle. Występował także jako napastnik i trzeba się zastanowić, gdzie ostatecznie powinno być jego miejsce na boisku.
Na dziś został nam Adrian Błąd. Dwie nowe role – jedna kapitana, druga jako ,,dziesiątka” na boisku. Za mało wiemy, by oceniać, jak spełnia się w tej pierwszej, ale do oceny tej drugiej wystarczy oglądać mecze. Sam nie wierzyłem, że ten pomysł się może udać, ale jak się okazało – na szczęście to nie ja jestem trenerem. Oczywiście było sporo niezbyt rozsądnych strat, a liczba 3 goli nie powala, ale spójrzmy, jaki jeszcze miał udział w ofensywie – asysta w Stargardzie, asysta drugiego stopia w Krakowie, asysta drugiego stopnia przeciwko Legionovii, asysta w Polkowicach, asysta przeciwko Pogoni Siedlce, asysta z rzutu rożnego przeciwko Resovii. Pokazał, że potrafi rozprowadzać piłkę. Do najmłodszych już nie należy, ale skoro tyle się przez te pół roku nauczył, to trzeba wierzyć, że może być jeszcze lepiej. Minus podobny jak u Woźniaka – liczba niepotrzebnych strzałów. Nie licząc rzutu karnego w Stargardzie to oddał ich 21, a wynik expected goals słabiutki – zaledwie 2,14. Ponad połowa strzałów została oddana z nieprzygotowanych pozycji.
Na boisku ani razu nie pojawili się Miłosz Poloczek i Dominik Bronisławski (kontuzja).
Najnowsze komentarze