Piłka nożna
Odpadamy z Pucharu Polski

W pierwszej rundzie Pucharu Polski drużyna GKS Katowice spotkała się z Radomiakiem Radom. Nasi rywale w poprzednim etapie pokonali Stal Stalowa Wola aż 4:0. Dla GieKSy było to spotkanie, które inaugurowało sezon 2016/17. Dużą niewiadomą pozostawała forma naszego zespołu. W okresie przygotowawczym rozegraliśmy cztery spotkania – dwa wygraliśmy i dwa przegraliśmy. Nasi rywale, poza spotkaniem w Pucharze Polski, rozegrali pięć spotkań kontrolnych, z których tylko jedno zakończyło się zwycięstwem Radomiaka.
Trener Jerzy Brzęczek zapowiadał przed meczem, że przyjechaliśmy do Radomia po awans, dlatego spodziewaliśmy się najsilniejszego składu i nasze domysły okazały się słuszne. W wyjściowej jedenastce znalazło się aż sześciu debiutantów w trójkolorowych barwach: Sebastian Nowak, Dawid Abramowicz, Damian Garbacik, Bartłomiej Kalinkowski, Andreja Prokić, Eryk Sobków. Oprócz tego skład uzupełnili Maciej Bębenek, Krzysztof Wołkowicz, Oliver Praznovsky, Łukasz Pielorz i Mateusz Kamiński. Eksperymentalne zestawienie składu spowodowane było przez przymusową pauzą Grzegorza Goncerza oraz Alana Czerwińskiego za kartki z poprzedniej edycji Pucharu Polski oraz kontuzje Adriana Frańczaka, Tomasza Foszmańczyka i Pawła Szołtysa. Na prawej obronie mogliśmy zobaczyć Mateusza Kamińskiego, który w sparingu z Podbeskidziem Bielsko-Biała był już testowany na tej pozycji.
Spotkanie rozpoczęło się bardzo źle dla naszej drużyny. Jeden z napastników Radomiaka Radom nawinął w polu karnym Garbacika, który wykonując wślizg zahaczył ręką o piłkę. Sędzia bez wahania podyktował rzut karny dla gospodarzy, który pewnie wykorzystał Leandro i już w szóstej minucie przegrywaliśmy 0:1. Potem spotkanie się wyrównało, a nawet nasza drużyna uzyskała lekką przewagę. Swoją próbę z dystansu miał Sobków, który niestety uderzył niecelnie z dystansu, a mógł podawać do dobrze wychodzącego Prokicia. Potem próbował jeszcze z dystansu Wołkowicz, ale strzał był zbyt lekki. Gospodarze nastawiali się na kontry, ale niezbyt wiele z nich wynikało.
Do drugiej części spotkania przystąpiliśmy z jedną zmianą – za Kalinkowskiego pojawił się Sławomir Duda. W 53 minucie Wołkowicz ładnie znalazł Bębenka, ten pociągnął kilkanaście metrów i świetnie znalazł Sobkowa, ale ten z najbliższej odległości nie trafił w piłkę. W tej sytuacji znalazł się jeszcze Prokić, ale niestety się poślizgnął. Kilka minut później bardzo ładnie z rzutu wolnego uderzali radomianie, ale Nowak sparował piłkę na poprzeczkę i rzut rożny. W 66 minucie na boisko wszedł Łukasz Zejdler za Prokicia. Trzy minuty później strzelec bramki Leandro dostał drugą żółtą kartkę za próbę wymuszenia faulu i graliśmy z przewagą jednego zawodnika. W 73 minucie błąd w szeregach naszej obrony i w dobrej sytuacji znalazł się niedawno wprowadzony Stąporski, ale Nowak bardzo dobrze interweniował w sytuacji sam na sam. Pięć minut później Kamiński ładnie zachował się w polu karnym rywali i dograł do Sobkowa, ale ten uderzył minimalnie niecelnie. Chwilę później grający na prawej obronie Kamiński opuściło boisko, a w jego miejsce pojawił się Oskar Stanik. Nasi zawodnicy cały czas próbowali atakować, ale nie wiele wynikało z tego klarownych sytuacji. Najlepszą okazję w drugiej minucie doliczonego czas gry miał Duda, który bardzo ładnie uderzył piętką po podaniu Sobkowa, ale niestety bramkarz Radomiaka wykazał się świetnym refleksem.
GKS Katowice przegrał spotkanie 0:1 i odpadł z Pucharu polski. Nasi zawodnicy, mocno osłabieni z powodu kontuzji i kartek, nie byli w stanie stworzyć sobie wielu sytuacji bramkowych. Szkoda, że spotkanie rozpoczęło się od rzutu karnego, bo ustawił on cały mecz. Nie może jednak drużyna, posiadająca ekstraklasowe aspiracje, przegrywać z drugoligowcem, gdy przez ponad dwadzieścia minut grała z przewagą jednego zawodnika.
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Daro
22 lipca 2016 at 20:31
Nowa hołota grajków nieudaczników, prędzej będzie nowy stadion niż GieKSa w ekstraklasie
Jooo
22 lipca 2016 at 20:34
Myślałem że będzie dobrze ale transfery naprawdę średnie i powiem że będziemy walczyć o życie w 1 lidze żeby niespasc bo awansu z tym prezesem i jego pacholami nie bedzie . Trener bez finezji tak samo wtedy jak był piłkarzem pozdro
1964
22 lipca 2016 at 20:40
Utrzymanie albo śmierć!
fanclub dortmund
22 lipca 2016 at 20:41
drogi Gieksiarzu o psuedonimie Tyta…..jestes mi w inny piwo…niestety…aletrzeba patrzec bardziej realnie…bo znowu twardo spadamy na dupe
kibic67
22 lipca 2016 at 20:44
całe szczęście że następny mecz z klubem z ostrawy .może przeciętny gracz rezerw nie będzie ratunkiem naszego klubu . wstyd .
CIErPLIWY
22 lipca 2016 at 20:47
Ja bym ich jeszcze nie skreślał.
PaderewaTerrorizen
22 lipca 2016 at 20:47
zobaczycie bedziemy kontraktować nowego trenera a tamten powie że nic z nich nie skleci 🙂 i tak w kółeczko 🙂 tak jak chciołech rzygać się chce jak juz tego słucham !
ak47
22 lipca 2016 at 20:49
Miasto dało 2 sezony na ekstraklase. Ciekawe co będzie za rok? pewnie stadiona nie wybudują i skończy się ten cały sen o bogactwach. Węglokoks podobno chce w HC inwestować a nie w ten piłkarski marazm. Wyrobiona marka i to fest
Boss
22 lipca 2016 at 20:58
Mówiłem ze te wzmocnienia to szrot i tyle, to robiono z nich gwiazdy. Miejmy nadzieje ze po prostu olali pp zeby w lidze błyszczeć ????
Boss
22 lipca 2016 at 21:03
Jak można pisać ze gol ustawił mecz ?! Widział ktoś czy słyszał zeby w Anglii jakiś trener sie tak tłumaczył po porażce ? Skoro gol pada na początku meczu i ustawia szpil to po chuj grać dalej, jak lepiej zejść do szatni i siły oszczędzać ? Absurd ! Jak gol pada w 6min to jeszcze są 84 min na zwycięstwo! Gra sie do końca zawsze, takie tłumaczenie to skandal, ci ludzie za to kase biora
Mecza
22 lipca 2016 at 21:03
Optymalnie. Pierwszy pretekst do wytłumaczenia słabych wyników w lidze wykluczony. Graliśmy zbyt długo w pucharze Polski i ciężko było to pogodzić.
kibic67
22 lipca 2016 at 21:04
myślę że w niedziele przetestują następnych zawodników i to będzie strzał w 10 .chciał bym się poczuć dumny z naszego klubu jak dawniej .
kibic bce
22 lipca 2016 at 21:07
Strach pomyslec co bedzie w lidze!!!
A Banik w niedziele?
Dobrze ze to mecz przyjazni ale ma nadzieje ze naszych grajkow zweryfikuja bardzo szybko.
Na piwo i tak pojde z chlopakami z Bazalu.
pawelas197
22 lipca 2016 at 22:52
masakra jak tak bedzie z suwalkami to mamy problemix
Berol
22 lipca 2016 at 23:15
jestem wkurzony moi jak zwykle przegrali kur… ile jeszcze lat wstydu i masochizmu ile….. znów łeb w dół jak zawsze ile musze znosic podsmiechujki gosci którzy chuja znaja sie nas piłce ale maja polewe z mego klubu ile jeszcze lat wstydu i upokorzen …… ja pierdole…….
janmir
22 lipca 2016 at 23:27
Brzęczek OUT! Z tym chopem nic nie osiągniemy
Muflon
22 lipca 2016 at 23:46
Powiem tak! Postaram się być mega kulturalny. Kto przy zdrowych zmysłach wymienia pół składu (nie wnikam czy słusznie bo pewnie słusznie) i rozgrywa przed sezonem 4 sparingi? Tych springów powinno być 3 razy tyle….. Nie ma ch… żeby to zagrało…. GieKSa zaskoczy dopiero w połowie sezonu ale to już będzie musztarda po obiedzie….
Kris
23 lipca 2016 at 01:09
Wszystko ma swoje miejsce i czas, ludzie cierpliwosci ja też bym chciał i pragnę EX. ale to trzeba zgrać i się ograć.Takie kluby jak Arka i tymbardziej Wisła ile lat potrzebowały żeby to wszystko zatrybiło 3-4lata.Logicznie myśląc nie wierze by przy TAKICH ZMIANACH KADROWYCH nagle nam się to udało.Prędzej czy póżniej będziemy se tam pykać i jechać z GOROLAMI.
banik12
23 lipca 2016 at 08:34
bagno i tyle,pp im nie pasuje bo trzeba by było więcej meczów rozegrać a te kaleki ledwie roz na tydzień 90min pospacerują po boisku.Brzęczek miej honor i wy……..j