Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Pikuta: Propozycja od Proksy byłaby ukoronowaniem mojej ciężkiej pracy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W dniu wczorajszym przedstawiłem wam sylwetkę Bogdana Piktury w cyklu „Kto o nich pamięta?” Jako, iż udało nam się dotrzeć do Pana Bogdana i powspominać starsze dawne czasy oraz jego teraźniejszą pracę to zapraszamy was

GieKSa.pl: Panie Bogdanie zacznijmy od końca, czym się teraz zajmuje były napastnik, GieKSy?

Bogdan Pikuta: Od 2008 roku udzielam się w pracy z dziećmi, młodzieżą, seniorami. Wcześniej byłem w Irlandii gdzie oprócz pracy na kontrakcie w jednostce energetycznej w miejscowości(Kilrush ) Ze środków unijnych tworzyła się elektrownia i tam pracowałem. Jednocześnie grałem w piłkę i pomagałem miejscowemu klubowi, mogłem pogodzić pracę z piłką gdyż to ciągle była moja pasja. Pomagałem tam piłkarsko i szkoleniowo, co przełożyło się na sukcesy tego klubu (największe w 30-letniej historii klubu). Awansowaliśmy do I dywizji, jako beniaminek byliśmy bliscy awansu do irlandzkiej Premier League, zdobyliśmy Puchar Hrabstwa, Puchar Irlandii na szczeblu Hrabstwa, zostałem również królem strzelców. Po powrocie zająłem się pracą z dziećmi i młodzieżą. W Czeladzi gdzie obecnie mieszkam otworzyłem akademię dla dzieciaków. Jako, iż człowiek potrzebuje nowych wyzwań, przeszedłem do akademii piłkarskiej Silent w Dąbrowie Górniczej. Mogłem się rozwijać i poznawać nowe metody pracy i ludzi. Od dwóch lat tutaj jestem i czekają nas kolejne zmiany gdyż w planach jest połączenie akademii z dwoma klubami ( MUKP Dąbrowa Górnicza, Unia Strzemieszyce). W Unii są jeszcze seniorzy i tam też jestem w sztabie szkoleniowym godząc funkcję drugiego trenera i czynnego zawodnika. Mimo wieku gra nadal sprawia mi dużo przyjemności, cały czas jestem aktywny.

Cały czas jest Pan przy piłce, na stronie akademii zauważyłem, że jest Pan odpowiedzialny za skauting. Czy to dotyczy skautów młodych piłkarzy czy może seniorów również?

Również młodych, ale moja praca z młodzieżą odbywa się na sportowych zasadach. Wiem, jakie panują niekiedy relacje między managerami a młodymi zawodnikami. Podchodzą oni pod nich, zza plecami przychodzą do nich i ich rodziców by zmienili barwy klubowe. Ja cenię sobie to, że młodzież jest do mnie w jakiś sposób przywiązana i ceni sobie moje metody pracy. Długi czas już pracuje w tym środowisku, więc mam pogląd na drużyny, zawodników, wyobrażenie o potencjale. Moja praca polega na analizie ich gry, analizie ich potencjału. Jeśli ktoś wpadnie mi w oko to staram się rozmawiać z trenerem i w następnej kolejności rodzicami danego zawodnika. Jeśli z ich strony nie widzę zainteresowania to nie naciskam, zostawiamy sobie kontakt i być może w przyszłości wracamy do tematu. Znam wielu trenerów, mam dobre kontakty z nimi. Nie mam problemów z rozmowami o zawodnikach. Cieszy mnie również fakt, iż nie prowadząc szerokiego skautingu młodzi zawodnicy sami chcą przychodzić do mnie. Sukcesy z młodzieżą, jakie osiągnąłem w ostatnim czasie świadczą o tym, że na bazie dobrego treningu można je w sposób naturalny osiągnąć.

Czy w swojej aktualnej pracy współpracuje Pan również z GieKSą?

Z wieloma trenerami współpracuję, utrzymuję kontakt. Również w GieKSie miałem małe epizody. Mój syn grał w młodszych rocznikach GieKSy (94 rocznik). W tamtym okresie pomagałem niezobowiązująco trenerowi, który wtedy prowadził tą drużynę. Nie lubię stać z boku, gdy jest coś w czymś mogłem pomóc i taka była też prośba ze strony trenera. Prowadząc w zeszłym sezonie beniaminka A-klasy miałem w drużynie kilku chłopaków z tego rocznika. Aktualnie do mojej drużyny dołączyli Bąk, Śmigiel, Jeleń oraz mój syn. Ci zawodnicy są właśnie z Gieksy rocznika 94. Interesuje się tym, co się dzieje w klubie, bardzo się cieszę na każde zaproszenie do meczu oldboyów czy też na mecze ku pamięci śp. Adama Ledwonia.

Wspomniał Pan o wyzwaniach, których szuka Pan w swoim życiu, czy takim wyzwaniem mogłaby dla Pana być propozycja ze strony dyrektora sportowego Grzegorza Proksy, który szuka ludzi do skautingu i organizacji klubu w pionie sportowym?

Tych propozycji w pracy trenerskiej i młodzieżą trochę jest, z czego bardzo się cieszę. Czuję się w tym bardzo dobrze, sprawdziłem się w wielu kategoriach, może mniej się widzę w najmłodszych rocznikach. Najlepiej czuje się w pracy ze starszymi rocznikami czy też nawet juniorami. Tutaj jest wiele czynników, które decydują o tym, żeby Ci chłopcy sportowo się dobrze prezentowali. Sprawdziłem się również w warunkach „bojowych” prowadząc seniorską ekipę beniaminka w Sosnowiecki Podokręgu i nie było to łatwe biorąc pod uwagę pracę zawodników na różne zmiany. Efekt był fantastyczny. Co prawda 2 punktów brakło nam do awansu, ale mam satysfakcję, że moi podopieczni sportowo się spełnili i wspólnie osiągnęliśmy coś, czego nikt się nie spodziewał. Ewentualna propozycja współpracy od Grzegorza Proksy byłaby dla mnie niejako nagrodą za poświęcenie się pasji, którą przez lata wykonuję. Zaistnieć dziś na szczeblu centralnym do tego jeszcze w GKS-ie Katowice gdzie cały czas jest presja awansu, ciśnienie na wynik i zrobienie kroku na przód to dla mnie kolejne mega wyzwanie, ale zdecydowanie poważniejsze niż te dotychczasowe. Dla mnie taka propozycja na pewno byłaby fajna. Wiem, że w klubie wszyscy czekają na awans i ten klub musi być w ekstraklasie, ten klub pasuje do niej, bo ma w niej kawał historii.

Wróćmy do wspomnień związanych z Pana grą w GieKSie. Przychodził Pan do, GieKSy jako młody chłopak, ale pierwszy epizod był krótki, dlaczego się nie udało?

Do GieKSy przychodziłem w okresie przygotowawczym letnim, między sezonami i niestety spotkała mnie przykra sytuacja, gdyż doznałem kontuzji. Był to uraz pięty, pauzowałem 2 tygodnie i w tym czasie pod wodzą Trenera Piekarczyka pierwsza jedenastka się wykrystalizowała i mocno skonsolidowała. Trener stworzył bardzo mocny team, który był dobrze zorganizowany. To były czasy gdzie GieKSa miała bodaj 33 mecze bez porażki i to też o czymś świadczy. Wejść wtedy do podstawowego składu to była bardzo trudna sprawa, szczególnie po kontuzji i przy takich zawodnikach jak Kucz, Janoszka, Wolny. Ja się cieszyłem, że jestem w tej drużynie, ale miałem ambicje by grać w niej, jako podstawowy zawodnik. Fajnie, że wygrywaliśmy, ale brakowało mi boiskowej adrenaliny. W momencie, kiedy nie mogłem grać zacząłem szukać klubu gdzie będę mógł liczyć na regularne występy. Przeszedłem, więc do Stali Stalowa Wola, drużyna broniła się przed spadkiem. Wiedziałem jednak, że tam będę mieć szansę na rozwój a ten zapewniały mi regularne występy. Decyzja była według mnie w 100% trafiona, ponieważ tam strzelałem bramki a drużyna utrzymała się w ekstraklasie. Stalowa Wola była krokiem w tył, ale dzięki grze w tej drużynie zrobiłem na nowy sezon dwa kroki do przodu gdyż zgłosił się Widzew, z którym w drugim sezonie zdobyłem mistrzostwo.

Epizod w Stali Stalowa Wola na pewno zapadł w pamięci GieKSie gdyż na wiosnę strzelił Pan 2 bramki na Bukowej, dzięki czemu Stal uzyskała remis 2:2.

Teraz patrzę na tamte czasy z innej perspektywy. Wtedy, jako młody chłopak miałem pretensje do trenera Piekarczyka, że mi nie dawał dużo grać, że nie mogłem się wstrzelić w podstawową 11stkę. Wraz ze zbiegiem czasu a teraz jeszcze bardziej, gdy trochę poznałem, na czym polega praca trenera zrozumiałem tamte decyzje. Drużyna szła jak ,, burza,, więc, po co było cokolwiek zmieniać w jej podstawowym składzie. Nie można rezygnować z czegoś, co przynosiło korzyści drużynie a GieKSa wtedy walczyła o mistrzostwo. Pamiętam ten mecz z GieKSą. To była końcówka sezonu, w którym Katowice walczyły z Legią o mistrzostwo. Zremisowaliśmy ten mecz 2:2 a trzeba pamiętać, że po 10 minutach Stal przegrywała 0:2. Mecz był dynamiczny, myślałem, że czeka nas sromotna porażka. Strzeliłem jednak bramkę kontaktową a potem mieliśmy dużo szczęścia, bo GieKSa nie wykorzystała masy okazji łącznie z taką gdzie piłka leciała wzdłuż linii bramkowej. Artur Sejud zagrał wtedy mecz życia a do tego moja bramka na 2:2 potwierdziła teorię, iż niewykorzystane sytuacje się mszczą. W tym meczu przypomniałem o swojej osobie, może nie za dobrze przypomniałem się kibicom, bo zabrałem GieKSie punkty. Być może tamten mecz sprawił, że kogoś w klubie zabolało, że się tak szybko pozbyto Pikuty z klubu w pierwszym moim okresie. Z perspektywy czasu nie mam jednak do nikogo pretensji. Teraz wiem, że sportowa złość, ambicja piłkarska trochę zaburzały mi myślenie o swej pozycji w zespole w tamtych czasach.

GieKSa miała wtedy bardzo dobry skład ze Świerczewskim, Ledwoniem, Kucz, Janoszka, Wolny, Węgrzyn. Proszę powiedzieć jak się wchodzi do takiej drużyny gdzie grają tacy zawodnicy?

Mnie w tamtym okresie było o tyle łatwo, że GieKSa nie była bardzo doświadczoną drużyną, byli w kadrze gracze młodzi i byli starsi. Można powiedzieć, że była to idealnie dobrana mieszanka, którą zbudował trener Piekarczyk. Uzupełnialiśmy się znakomicie, nikt nikomu nie robił pod górkę. Mnie młodemu zawodnikowi nie było trudno wejść do szatni czy w tą drużynę gdyż miałem dookoła siebie równie młodych kolegów jak np. Szala, Karwan,Szczygieł,Kucz,Wolny,Ledwoń. Młodzi mieli jednak, kogo podpatrywać gdyż w drużynie byli doświadczeni gracze jak Jojko, Strojek, Świerczewski. Trzeba przyznać, że oni do nas podchodzili bardzo normalnie. Te relacje stworzyły bardzo dobry ‘team spirit”. Wiadomo jak jest atmosfera to są wyniki, jak są wyniki to jest atmosfera. Wtedy to się fajnie nakręcało.

93 rok to również spotkania w Pucharze Zdobywców Pucharów z Benficą. Pan w tych meczach nie grał, ale był Pan w kadrze. Jak Pan to wspomina?

Niedane mi było wejść na boisko w tych meczach, ale cieszę się, że miałem możliwość być z drużyną w tamtym okresie. Ten mecz na trwałe wpisał się w annały Gieksy, jako wspaniała karta historii. Dla mnie była to ogromna nagroda, że mogłem tam być, że mogłem być na Estadio Da Luz. Dla nas to było coś innego niż mecze ligowe, adrenalina meczów pucharowych była nieco inna. Do tej pory pamiętam, co się działo przed tymi meczami, jak żyliśmy tym, że gramy z Benficą, że gramy w Katowicach przy pełnej publiczności, w Lizbonie. Dla nas to była nowość, a dla młodych była to –jak wcześniej wspomniałem – również nagroda za pracę, jaką wykonali przez wszystkie treningi. Mój ojciec prowadził kronikę, moich występów, więc mam, co wspominać a teraz również i mój syn do tego zagląda.

Tamte mecze to również wspomnienie tego, że był wyrównany wynik i do tego doszła nieuznana bramka Kucza bezpośrednio z rogu w Lizbonie

Mieliśmy również poprzeczkę Ecika Janoszki z wolnego, mieliśmy kilka sytuacji Darka Wolnego. Widzieliśmy frustrację przeciwników na boisku, spodziewali się łatwego pojedynku a tutaj był wyrównany mecz. Trafili na drużynę, w której był duch drużyny, GieKSa potrafiła walczyć, świetnie broniła dzięki Piekarczykowi, który kładł na to duży nacisk. Obrona była wielkim monolitem nawet dla Benfiki. W rewanżu mieliśmy też trochę pecha, bo przy wrzutce poślizgnął się chyba Rzeźniczek i Benfica strzeliła gola. W rewanżu GieKSa zagrała jeszcze lepszy mecz niż na wyjeździe.

Wróćmy trochę do rzeczywistości przed nami mecz z GKS Tychy, który prowadzi Hajto. Z nim związana jest jedna z historii, którą opisałem w cyklu na stronie. Pamięta Pan kontrowersje przy bramce w meczu z Górnikiem?

Pamiętam. Ten mecz również mam nagrany i odtworzony dzięki ojcu, który wszystko nagrywał. Pamiętam tą sytuacje, wrzucał Wojciechowski, Adamus zostawił mi piłkę, po dobitce uderzyłem piłkę, która trafiła w Hajtę i ten mecz wygraliśmy 1:0. Pamiętam, że były kontrowersje przy tej bramce. Hajto mocno protestował, że piłka odbiła się od siatki, jednak na słupku stał, Agafon i piłka odbiła się od niego a nie od bocznej siatki bramki. Piłka dla mnie była sytuacyjna, chciałem trafić w bramkę i wpadło. Po meczu doszło do zgrzytów, Górnik miał pretensje, ale taka jest piłka raz się wygrywa, raz przegrywa, suma szczęścia zawsze wyjdzie na zero.

Śledzi Pan mecze GieKSy?

Na meczach bywam rzadko, bo dublują się terminy z moimi meczami. Ale widzę po moich zawodnikach, wychowankach GieKSy jak oni to przeżywają. Po swoich meczach w Uni Strzemieszyce,w szatni zawsze sprawdzają jak grała GieKSa. Często kontaktują się z Wołkowiczem gdyż on z tego rocznika znalazł się w kadrze GieKSy. Rozmawiamy o tych meczach, analizujemy tabelę i prognozujemy. Pamiętajmy, że to są wychowankowie Gieksy!!! Mam duży szacunek do nich, bo nadal Gieksa jest dla nich częścią życia. Szkoda, że niedane im było zaistnieć w kadrze seniorskiej na dłużej, ale fajnie, że mam ich pod swoimi skrzydłami. Cieszę się również z tego, że trochę zdrowia w Gieksie (w sumie dwa lata) zostawiłem i tutaj jest to taka naturalna kontynuacja mojej obecności w klubie.

Chciałby Pan coś przekazać dla kibiców?

Życzę kibicom ekstraklasy, nic więcej nie trzeba mówić. Sportowy Śląsk potrzebuje GieKSy w ekstraklasie by mieć silny elektorat w najwyższej klasie rozgrywkowej. Życzę kibicom by mieli, co wspominać, gdy będą walczyć o tą ekstraklasę, bo te mecze decydujące to najwspanialsze chwile i wspomnienia. Niech im zawodnicy dadzą możliwość wspominania czegoś wspaniałego.

foto: http://wikigornik.pl

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


4 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

4 komentarze

  1. Avatar photo

    jarek

    4 czerwca 2015 at 11:11

    Pamiętam tamten mecz ze Stalą. Faktycznie głupia porażka ze słabą wtedy Stalą spowodawałą ,ze zabrakło tych punktów. Gdyby wtedy Gieksa wygrałą z dużym prawdopodobięństwem zostałą by Mistrzem.

  2. Avatar photo

    Daniel

    4 czerwca 2015 at 14:40

    też pamiętam ten mecz… gdyby nie ten remis to mielibyśmy mistrzostwo… Pamiętam, że po ostatnim gwizdku sędziego kibice z głównej na stojąco oklaskiwali schodzących do szatni zawodników Stali.

  3. Avatar photo

    eee

    4 czerwca 2015 at 20:26

    przecież nie było innej opcji .Pomyślcie jak to było. Karty zostały rozdane

  4. Avatar photo

    Irishman

    4 czerwca 2015 at 22:51

    Właśnie za to ceniłem trenera Piekarczyka, który – tak jak mówił Bogdan Pikuta – świetnie potrafił pookładać drużynę w defensywie. A to przecież podstawa! Bez tego, mając nawet świetnych napastników można oczywiście rozgrywać emocjonujące mecze, z dużą ilością bramek, czasem wygrywać. Ale na koniec sezonu brakuje tych głupio straconych punktów przez frajersko stracone bramki. Najlepszym przykładem niech będzie bieżący sezon. Gonzo zostanie pewnie królem strzelców, ALE CO Z TEGO?

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Ilja Szkurin w GieKSie!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ilja Szkurin został nowym zawodnikiem GKS Katowice. Napastnik będzie występować w klubie przez trzy kolejne sezony, a umowa zawiera opcję przedłużenia kontraktu. 26-letni Białorusin reprezentował do tej pory Legię Warszawa. 

Szkurin w przeszłości występował między innymi w CSKA Moskwa, Dynamo Kijów, Hapolel Petah Tikawa. Udane występy w tym ostatnim klubie zaowocowały transferem do Stali Mielec. W sezonie 2023/24 zdobył 16 bramek i został wicekrólem strzelców Ekstraklasy. W trakcie kolejnej kampanii, w lutym bieżącego roku, został kupiony przez Legię Warszawa. W ostatnim sezonie Ekstraklasy Szkurin wystąpił w 33 spotkaniach (20 w Stali Mielec i 13 w Legii Warszawa) i strzelił 7 bramek (odpowiednio: 5 i 2). Do tego dołożył dwa trafienia w Pucharze Polski dla Legii, w tym jedno w finale. W trwającym sezonie wystąpił w 9 meczach (3 Ekstraklasa, 4 Liga Europy, 1 Liga Konferencji i 1 Superpuchar Polski), w których zdobył jedną bramkę – w finale Superpucharu Polski, dając tym samym Legii kolejne trofeum. 

Życzymy powodzenia w naszych barwach!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga