Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Plusy i minusy po Lechu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po remisie w Płocku przyszedł czas na starcie z rywalem z najwyższej półki. Lech Poznań przyjechał na Bukową w trybie „ekonomicznym” – nie zachwycał, ale potrafił wykorzystać jedną sytuację i zgarnąć pełną pulę.

GieKSa miała swoje momenty – poprzeczkę Galana, lepsze fragmenty w drugiej połowie – ale znów zabrakło tego, co najważniejsze – konkretu pod bramką. Zapraszamy na plusy i minusy po meczu z Lechem.

Plusy:

+ Fragmenty dobrej gry
Pierwsze pół godziny to uporządkowana i odważna gra GieKSy. Potrafiliśmy wychodzić spod pressingu Lecha, utrzymywać się przy piłce i szukać kombinacyjnej gry. Widać było, że zespół ma plan – choć brakło konkretów w finalizacji.

+ Borja Galan
Hiszpan zagrał jeden z lepszych meczów w ostatnim czasie. Walczył, miał kilka groźnych prób, trafił w poprzeczkę i był jedynym zawodnikiem, który realnie zagrażał bramce Mrozka. Gdyby miał odrobinę więcej szczęścia (lub lepiej nastawiony celownik), to skończyłby z golem.

+ Klemenz i Milewski w defensywie
Klemenz uratował nas w kilku sytuacjach – wślizg w polu karnym, blok w ostatniej chwili, asekuracja partnerów. Milewski z kolei zaliczył kluczową interwencję w końcówce, gdy powstrzymał Agnero wychodzącego sam na sam.

+ Marcel Wędrychowski
Kolejna dobra zmiana skrzydłowego. Dał energię, szybkość i kilka ciekawych wejść na obieg. W końcówce napędzał akcje, walczył o każdy centymetr boiska. Warto, żeby dostawał więcej minut.

Minusy:

– Bramka do szatni
To już nasza tradycja. Kolejny mecz, kolejny gol stracony tuż przed przerwą. Nieudana interwencja Kowalczyka, brak asekuracji i chwila nieuwagi wystarczyły, by Lech zadał decydujący cios.

– Wytrącenie z rytmu po oprawie
Po przerwie spowodowanej oprawą coś w zespole pękło, coraz więcej było niepewności i prostych strat. Brakowało lidera, który pociągnąłby drużynę.

– Nieskuteczność
Mimo kilku naprawdę niezłych okazji zabrakło chłodnej głowy. Galan, Szkurin, Nowak – każdy miał co najmniej jeden dogodny moment, ale nie zamienił go na gola.

Podsumowanie:

Przegraliśmy mecz, który mogliśmy spokojnie zremisować, a nawet… wygrać. Były momenty kontroli i dominacji, ale zabrakło jakości i zimnej krwi. Lech zagrał jak doświadczony bokser – jednym ciosem załatwił sprawę i – mniej lub bardziej spokojnie – dowiózł wynik. Mamy potencjał na więcej niż miejsce, w którym się znajdujemy, bo fragmentami gra wygląda dobrze. Trzeba jednak w końcu przełożyć to na punkty. Oby już w Lublinie!

GieKSiarz

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


3 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

3 komentarze

  1. Avatar photo

    Tomek

    7 października 2025 at 08:49

    W mojej ocenie już należy rozglądać się za solidnymi wzmocnieniami zimą bo inaczej spadek pewny. Należy też dokonać zmiany trenera bo Górak nie ma wyników i mieć ich nie będzie przynajmniej na miarę utrzymania. Transfery których dokonał bardzo źle o nim świadczą. Za dobre wrażenie punktów nie ma. Jeszcze dwie kolejki bez pkt i zacznie się robić bardzo nerwowo. Zespól zaliczył totalny regres w porównaniu do poprzedniego sezonu i nie jest to kwestia odejścia dwóch zawodników. Cała liga się wzmocniła i będzie bardzo ciężko o pkt. Pan Górak od początku sezonu opowiada jakieś dyrdymały o dobrych momentach, które rzekomo dają nadzieję. Skoro przez 11 kolejek nic nie osiągnął to cudu nagle nie będzie a rywale odjadą. Szukać już wzmocnień i sensownego trenera

  2. Avatar photo

    Pawel

    7 października 2025 at 10:57

    Myślę że nie tylko to wina trenera a całego zarządu z prezesem na czele
    Transfery nie wypał , nabrali szrot którego nikt nie chciał , zakontraktowanie rosołku woła o pomstę a kwintesencja zabawy w Menager soccer był pan piłkarzyk który wolał paść kozy w Azerbejdżanie niż grać u nas co tylko świadczy o poważaniu sztabu z Katowic , poprostu płacimy frycowe jako że jesteśmy spółką miejską każdy stołek trzeba obsadzić i nie ma znaczenia że ekstraklasa to poziom wyżej , że tu liczą się znajomości, pieniądze i dobry deal a nie podejście na poziomie Sarmacji Będzin … szkoda tylko poprzedniego sezonu

  3. Avatar photo

    Tomek

    7 października 2025 at 12:58

    Do zarządzania czymkolwiek należy podchodzić racjonalnie a nie sentymentalnie. Oczywiście że prywatny właściciel już by wyciągnął stosowne wnioski i Górak opowiadałby bajki w elanie toruń albo w czymś podobnym. Pan Górak już 11 kolejek stara się rzekomo coś poprawić tylko bezskutecznie. Skąd zatem czerpać optymizm że nagle mu się uda. Ok zarząd pewnie bez winy nie jest ale bez pozytywnej opinii trenera by tego szrotu nie ściągnął. Wystarczyło ściągnąć trzech jakościowych zawodników a póki co żaden ściągnięty swej jakości nie potwierdził. Obrona złożona z wiekowych i mało zwrotnych zawodników nie rokuje i w każdym meczu będą bramki tracic bo ewidentnie odstają od poziomu ligi. Kudła to atrapa bramkarza strączek wiele lepszy nie jest. Bosch miała być wielka gwiazda póki co nic nie pokazał. Markovic też bez szału ale być może z niego coś jednak będzie. Wędrychowski ma potencjał ale Górak go nie wykorzystuje prawie wcale. Cała reszta nie godna uwagi. Transfer laste minute Szkuryna też jak dotąd jakości z przodu nie dał. Tyle pomyłek w jednym okienku transferowym to jakiś dramat. Ktoś za to odpowiada ?

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Lech Poznań kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Lech Poznań to marka znana nie tylko w Polsce, ale także na arenie międzynarodowej, na której godnie reprezentuje rodzimą scenę kibicowską. 

Fani Lecha są bardzo starą bandą z ogromnymi tradycjami kibicowskimi – pojawili się w latach 70. Kiedy na początku 1980 roku powstawały w innych miastach pierwsze kluby kibica, to Pyry na finał Pucharu Polski do Częstochowy pojechały w… 6000 osób. Grali tam ze znienawidzoną Legią Warszawa, a skala awantury przerosła wszystkich. Skończyło się na co najmniej kilkudziesięciu osobach w szpitalu, w tym kilku w ciężkim stanie. Do dzisiaj niektórzy mówią, że były tam wtedy ofiary śmiertelne, ale zostało to zatuszowane przez władze.

Kibice Lecha w połowie lat 90. zbudowali potężną chuligańską bandę (Brygada Banici), na czele której stał Uszol. Razem z Arką Gdynia i Cracovią tworzyli Wielką Triadę, która była najsilniejszą koalicją polskich trybun w latach 90., co udowadniali na meczach reprezentacji.

W naszej historii mieliśmy epizd krótkotrwałej „zgody”. W 1985 roku zagraliśmy swój pierwszy finał Pucharu Polski – z Widzewem Łódź na stadionie Legii Warszawa. Wspierały nas wtedy: Avia Świdnik, Arka Gdynia, Broń Radom, GKS Jastrzębie, GKS Tychy, Górnik Zabrze, Hutnik Kraków, Korona Kielce, ŁKS Łódź, Polonia Warszawa, Stal Mielec, Śląsk Wrocław oraz… Lech Poznań. Była to istna mieszanka wybuchowa. Takie były wtedy realia – przyjechała ekipa, rozwieszała flagę na znak wsparcia i… była sztama. O ile lata 90. były szalone, to te dekadę wcześniej już totalnie odrealnione (szczególnie patrząc z dzisiejszej perspektywy). Nasza liczba tego dnia to 900 osób, z czego samej GieKSy 700. Resztę stanowiły ekipy, które na stadionie CWKS-u „określały” się po czyjej stronie stoją. Fani Lecha wywiesili flagę „KKS” oraz inne barwówki. Koniec sztamy nastąpił w 1987 roku. Pojechaliśmy na Olimpię Poznań w 40 osób. Naszą delegację, jeszcze jako zgodę, odbierali fani Lecha, ale nie podobało im się, że mamy równolegle sztamę ze Śląskiem Wrocław. Nasi kibice dostali ultimatum. Po końcowym gwizdku i odprowadzeniu na peron GieKSiarze przekazali, że wybierają WKS.

Odnośnie do samej Olimpii i Warty – były to kluby, które były odskocznią dla chuliganów Lecha. W połowie lat 90. na puste stadiony zjeżdżały się kibicowskie bandy i Kolejorz miał wiele okazji, by się na kogoś ustawić. Nie inaczej było w późniejszych latach z Amicą Wronki. Wielkopolska w latach 90. to był region, w którym chuligani Lecha działali na potęgę – regularnie atakowali, próbowali cokolwiek wykręcić i sporo ekip wracało obitych lub nawet skrojonych z płótna. Stadion Lecha na początku lat 90. to był dla wielu innych ekip  w Polsce „Zachód”. Kiedy na większości stadionów wisiały jeszcze zwykłe barwówki, to na płocie Lecha mogliśmy oglądać długie płótna z napisami, np. „Forever Lech” czy „Forza Poznań”. Innym standardem był doping na dwie trybuny – zarzucenie „Kto wygra mecz!?” było nowością. Wiele lat później, bo w 2010 roku Kolejorz grał z Manchesterem City na wyjeździe, a skakanie z trzymaniem się za bary tyłem do murawy zrobiło w Anglii taką furorę, że zostało nazwane „Let’s go the Poznań”.

Obecne zgody Lecha to: KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (1992 rok), Arka i Cracovia (1996) oraz ŁKS Łódź (2017). Prywatnie mają kontakty z chuliganami Spartaka Moskwa.

Nasza rywalizacja jest bardzo bogata. Pierwsze odnotowane wojaże do Poznania zaczynają się wiosną 1988 roku, kiedy pojechaliśmy w 30 fanatyków, a na boisku padł remis 2:2.

Swoje chuligańskie wybryki ekipa Lecha zaprezentowała już w 1990 roku. W Poznaniu było 1:1.

Jesienią 1991 roku pokonaliśmy Lecha 3:1.

Wiosną 1992 do Wielkopolski wybrało się 40 fanatyków GieKSy. Musieliśmy się pogodzić z porażką po bramce Andrzeja Juskowiaka, który otwierał sobie bramę do Europy. W tamtych latach transfery do zagranicznych klubów nie były na porządku dziennym. Młyn Kolejorza, jak na tamte lata, robił duże wrażenie. Powstały pierwsze edycje flag „Forza Lech” czy „Pyrlandia”, które obecnie są znakiem firmowym Kolejorza. Kawał historii polskich trybun.

Jesienią 1992 roku zagraliśmy na Bukowej. Lech okazał się lepszy i wygrał 3:1.

Wiosną 1993 pojechaliśmy do Poznania w 26 osób. GKS wygrał 2:1, a debiutujący Marian Janoszka w doliczonym czasie dał nam trzy punkty. Strzelił oczywiście „główką”. Wśród nas znalazło się 4 przedstawicieli FC Gniezno, którzy w młodym wieku zakochali się w GieKSie i zaczęli regularnie jeździć na mecze do Katowic. Jeden z chłopaków uwielbiał Janusza Jojko, więc postanowił zobaczyć go na żywo i zabrał kolegę. Na meczu z Benficą Lizbona zadebiutowała ich flaga w centralnym miejscu Blaszoka. Klub docenił ich poświęcenie oraz przejechane kilometry i… pozwolił im po meczu spać w pokoju sędziowskim, żeby mogli wrócić do Wielkopolski wypoczęci.

Wspomniany mecz w Poznaniu z 1993 roku to także ważny moment w ruchu kibicowskim GieKSy. W drodze powrotnej nasza ekipa skroiła okazałą flagę „Ostrów Wielkopolski”. Następne domowe spotkanie z Szombierkami Bytom było oficjalnym debiutem sektora „D”. W 50 osób zasiadła na nim grupa chuligańska, która wywiesiła zdobycz z Wielkopolski. Ekipa wyjazdowa prowadziła stamtąd doping, a zasiadanie na „D” było kontynuowane na kolejnych spotkaniach. Aby móc tam wejść, trzeba było jeździć po Polsce za GieKSą.

Jesienią 1993 roku graliśmy ponownie w Poznaniu i na ten wyjazd wybrało się 40 GieKSiarzy. Na murawie 1:1.

Wiosną 1994 w Katowicach podejmowaliśmy Mistrza Polski, który uległ GieKSie 1:2. Z Poznania zawitało 20 fanatyków.

W sezonie 1994/1995 roku zaczęliśmy od wyjazdu do Poznania w listopadzie. Mecz wypadł w środę i ostatecznie zameldowało się na nim 8 fanatyków.

W maju 1995 roku mieliśmy bardzo ważne spotkanie w Poznaniu – półfinał Pucharu Polski. W środę wybrało się 140 GieKSiarzy, co było wtedy naszą najlepszą liczbą na Bułgarskiej. Na boisku padł remis 1:1, ale piłkarze wygrali 4:2 serię rzutów karnych i zameldowali się w finale. W nim przegraliśmy z Legią, ale doszło wtedy do jednej z największych awantur w historii polskiego ruchu kibicowskiego.

Pod koniec maja graliśmy już normalny mecz ligowy na Bukowej. W środę o 18:00 pojawiło się tylko 1500 widzów, z czego 15 stanowili kibice Lecha. GieKSa wygrała 3:1.

Jesień 1995 do Wielkopolski wyruszyło 90 GieKSiarzy, ale po różnych przebojach z dojazdem i mundurowymi, ostatecznie dotarło tylko… 5. Na stadionie pojawiło się wtedy łącznie… 800 osót. To były czasy, kiedy Lech popadł we frekwencyjny kryzys. Gospodarze wygrali 4:1.

W 1996 roku Kolejorz zawitał do Katowic w 45 osób. Nie będą tego dnia kibice Lecha dobrze wspominać. Najpierw do pociągu, którym jechali na nasz stadion, wpadła banda Ruchu Chorzów ze sprzętem. Kilka osób wyłapało ciężkie lanie, była szyta jedna głowa. W trakcie meczu jeden nasz partyzant dołem sektora zakradł się i skroił słynną flagę FC Gniezno, która nie tylko jeździła za Lechem po Polsce, ale także reprezentowała ich na meczach kadry. Policja złapała delikwenta, flagę przekazała ochronie, która zaniosła ją do sektora KKS. Pyry honorowo ją odrzuciły. Nasze relacje zaczynały się zaostrzać. Na murawie 1:1.

Jesienią 1996 roku graliśmy w Poznaniu. Ciśnienie wśród chuliganów GieKSy było ogromne. Skład podzielił się na dwie grupy. Pierwsza o 2:00 w nocy i bez obstawy wyruszyła pociągiem do Leszna. Po drodze trwały „żniwa” na napotkanych kibicach Kolejorza. Łącznie, po dojechaniu ekipy autokarowej, było nas 180 osób, co było wtedy naszym rekordem w Poznaniu. Na murawie 0:0, ale GieKSiarze wracali zadowoleni z Poznania.

W styczniu miała miejsce 3. edycja Spodek Cup pod nazwą „EB Sport Cup”, na której pierwszy raz wystąpił Lech Poznań. 60 chuliganów Lecha, przez wypełnioną po brzegi halę oraz spóźniony przyjazd, było trzymanych pod Spodkiem przez psy. Dopiero kiedy Górnik Zabrze i Ruch Chorzów opuścili halę, to wpuszczono poznaniaków. Mogli oni śledzić poczynania swojego zespołu, który siegnął po puchar, pokonując nas w finale 6:3. My, obok Ruchu, wystawiliśmy największy młyn na turnieju – liczący 2000 szalikowców. Byliśmy także świeżo po przybiciu sztamy z Banikiem Ostrava.

W maju 1997 podejmowaliśmy Kolejorza. Od rana na dworcu czekał komitet powitalny i każdy fan Lecha, który przyjeżdżał na własną rękę, został zlany. Główna grupa Lecha, licząca tego dnia 65 osób (w tym Cracovia), także została obita. Po meczu nasza banda zebrała się w 60 osób i pojechała do Chorzowa, gdzie na pożegnanie wpadła do pociągu i znów obiła cały skład Kolejorza. Tego dnia miał miejsce jeden wielki triumf chuliganów GieKSy.

Także na tym meczu nasz klub postanowił wprowadzić identyfikatory, a dla „zachęty” wręczano koszulki z napisem „Wzorowy kibic GKS-u Katowice”. GieKSiarze, który szli na Blaszok, markerem lub czarną taśmą zasłaniali napis „wzorowy”. Piłkarze ulegli 0:1.

Po tym meczu była jeszcze dogrywka we Wronkach. W czerwcu w środę jechaliśmy na Amikę w liczbie 22 fanatyków. W Rawiczu ustawił się Kolejorz w 10 osób, ale poniósł porażkę. Na powrocie, kiedy mieliśmy przesiadkę w Poznaniu, ponownie uderzył Lech, ale policja uniemożliwiła starcie. Na pożegnanie straciliśmy 3 szyby w pociągu.

Sezon 1997/1998 był kolejnym, w którym rosła nasza kosa, a chuligani Lecha szukali zemsty. Na początek znowu działo się we Wronkach. W środę 15 października autokarem pojechało 50 GieKSiarzy. Wszelki sprzęt został zarekwirowany przez policję. Po meczu za Poznaniem na jednym zajeździe podjechało mnóstwo samochodów Kolejorza, jeden zajechał nam drogę, więc nasz skład się wysypał. Po pierwszym starciu Pyry sięgnęły po sprzęt. Część osób od nas załapała się na porządne lanie, a reszta zabunkrowała się w autokarze, który został „przewietrzony” z wszystkich stron. Poszły wszystkie szyby, kilka osób musiało skorzystać z pomocy medycznej. Chuligani Lecha na pożegnanie wrzucili przez dziurawe okna… bulwy ziemniaków. Po czasie zjechało się mnóstwo psów. Akcja na plus dla Lecha.

W listopadzie 1997 graliśmy w Poznaniu. W naszych szeregach była duża mobilizacja i pojechało nas rekordowe 200 osób. W Opolu zbierała się Odra w 40 osób, ale została szybko obita i rozgoniona. Na meczu nic się nie wydarzyło, choć policja była mocno podkręcona i ładowała kolegia oraz zawijała za byle przewinienie. Powrót był spokojny. Nasi piłkarze wygrali 1:0.

Zimą 1998 roku ponownie rozegrano turniej w Spodku, który media nazwały „Terror Cup”. To, że nie padła trup tego dnia, jest największym osiągnięciem organizatorów. Na hali mieliśmy jedną wielką awanturę, mnóstwo osób w szpitalu i areszcie. GieKSa wystawiła 1500 szalikowców, ze wsparciem 30 osób z Banika. Kolejorz zawitał bandą 120 chuliganów (w tym 12 Arka Gdynia i 8 KSZO Ostrowiec), jednak policja widząc, co się wyprawia, zablokowała im możliwość wejścia do Spodka. Tym razem GieKSa wygrała turniej, ale największym szokiem było to, że ostatecznie dokończono rozgrywki.

Wiosną 1998 roku podejmowaliśmy Lecha. Nasi ponownie na dworcu wystawili komitet powitalny, ale Pyry miały obstawę mundurowych i do niczego nie doszło. Kilku kibiców Cracovii przyjechało na własną rękę, ale zostali skasowani. Kolejorz zawitał w 77 osób, w tym 11 Craxa i 1 Arkowiec. Na meczu się nic nie działo. Kolejorz wygrał 1:0.

W sezonie 1998/1999 na sierpniowy wyjazd wybrało się 74 fanatyków GieKSy, w tym 9 Banik Ostrava. Lech wygrał 3:1.

Wiosną 1999 roku przegraliśmy 1:2 z Kolejorzem i zbliżaliśmy się do spadku. Lech przyjechał w rekordowe 190 osób i pierwszy raz zasiadł na Trybunie Północnej, która docelowo stała się sektorem dla gości. W tym dniu była z nimi delegacja Ruchu Chorzów.

Niedługo po naszym meczu Kolejorz grał w Chorzowie, gdzie wówczas przodująca ekipa na Lechu – Brygada Banici – zasiadła na środku stadionu obok młynu Ruchu. Kolejorz dał także wsparcie Niebieskim w prestiżowym meczu z Interem Mediolan na Stadionie Śląskim.

Układ KKS – HKS nie przetrwał próby czasu, a dziś trwa nienawiść na linii Poznań – Chorzów.

Spadek był nieunikniony i w 1999 roku opuściliśmy szeregi Ekstraklasy. Gdy po roku wróciliśmy do elity, to minęliśmy się z Lechem, który zaliczył relegację. Kolejorz popadł wtedy w tak mocny kryzys wyjazdowy, że – dziś się wydaje to niewiarygodne – w 2000 roku notował skromne delegacje (lub dosłownie zera) w sektorach gości.

Po dwóch latach męczarni Lech awansował do Ekstraklasy. Ale zanim to poczynił, to stworzył modę, jakiej wtedy jeszcze w Polsce nie było. Frekwencja i młyn nabity to jedno, ale Lech po prostu zaczął wyznaczać standardy. Na przykład podzielili cały stadionu na dwa kolory na meczu z Petrochemią Płock czy wprowadzili napisy ze styropianów, które potem zgapiała cała Polska.

W seoznie 2002/2003 spotkaliśmy się czterokrotnie. W marcu 2002 roku zagraliśmy w nieistniejącym już Pucharze Ligi. Z Poznania zawitało 100 kibiców Lecha, którzy racami zaznaczyli swoją obecność. W przerwie próbowaliśmy ataku na Lecha, ale psy były czujne i nic z tego nie wyszło. Po meczu w Jaworznie zostało obite Zagłębie Sosnowiec, które czekało na naszych kibiców. GKS wygrał 1:0.

W kwietniu na rewanżowym spotkaniu we wtorek zawitało 104 GieKSiarzy, w tym 4 Banik Ostrava z flagą „Apple Commando”. GieKSa wygrała 3:1 i awansowała dalej.

Jesienią 2002 roku graliśmy w piątek na Bułgarskiej. Pojechało 154 fanatyków, w tym 5 Banik Ostrava. Po meczu za Poznaniem został zaciągnięty hamulec ręczny i wysypał się Lech z Cracovią. Doszło tylko do „piąch” przez okna, bo policja zastawiła wszystkie drzwi. Następnie, już nad ranem, gdy wszyscy spali, niespodziewanie wpadła ze sprzętem… Polonia Bytom. Nasi w drzwiach bronili się plecakami i pasami, a kiedy wszyscy się obudzili i ocknęli, to przeprowadzili szturm. Polonia musiała uciekać, a zjeżdżająca się policja waliła ostrą amunicją w niebo. Zatrzymano 6 kibiców Polonii, a kilku naszych musiało leczyć rany w szpitalu. Wracając do murawy – GKS wygrał 1:0 w Poznaniu.

ACD Systems Digital Imaging

Wiosną 2003 żyliśmy marzeniami, że europejskie puchary są w naszym zasięgu. W marcu zawitał Lech w liczbie 620 osób, co na tamte czasy było kosmosem. A podział trybuny pelerynami na dwa kolory (i do tego racowisko) było czymś zupełnie nowym. Net F@ns GieKSa także nie próżnowała i zaprezentowała kilka razy pokaz pirotechniki. GKS wygrał 1:0 po niezwykłym golu Leo.

W sezonie 2003/2004 znowu zagraliśmy ze sobą czterokrotnie… We wrześniu wygraliśmy 2:1, ale z Katowic nie było nikogo przez zamknięty sektor gości w Poznaniu.

W kwietniu 2004 roku graliśmy z Lechem półfinał Pucharu Polski, który Kolejorz wygrał 2:1, a towarzyszyło mu 67 fanatyków z Wielkopolski.

 

Tego samego dnia zdoszło do walki PNG i YF ’98 po 20 osób do 21. roku życia, którą ostatecznie wygrał Lech. W trakcie bójki stara ekipa Kolejorza chciała ogłosić remis, ale młoda ekipa PNG chciała walczyć do końca. Zapłaciła brakiem doświadczenia i musiała uznać wyższość chuliganów Lecha.

W rewanżu na środowy pojedynek pojechało 68 GieKSiarzy, w tym 4 Dynamo Drezno, z którymi mieliśmy dobre relacje. Kolejorz wygrał 4:2 i awansował do finału rozgrywek.

W tym samym miesiącu graliśmy też w lidze. Piłkarze zawodzili regularnie i Blaszok zaprezentował im transparent nawiązujący do powrotu z Łęcznej, kiedy wyłapali klapsy. Po 8 minutach GKS przegrywał 0:2, a młyn opustoszał. Ostatecznie przegraliśmy 1:2. Z Poznania zawitało 100 fanatyków, którzy odpalili race w asyście herbu Lecha.

W sezonie 2004/2005 do Katowic zawitało 180 fanatyków Lecha, którzy wyjątkowo zasiedli w sektorze 1. Powodem była kara, którą dostaliśmy za wbiegnięcie na murawę po meczu z Legią Warszawa (w poprzednim sezonie). Blaszok został zamknięty, a młyn przenióśł się na Trybunę Północną. GKS dostał w łeb 0:3.

W kwietniu 2005 roku również przegraliśmy, ale tym razem 1:3. Do Poznania zawitało 70 GieKSiarzy. Po tym sezonie spadliśmy i na powrót do elity czekaliśmy 19 lat.

W listopadzie 2024 roku, jako beniaminek Ekstraklasy, pojechaliśmy w 1705 osób do Poznania. W tej liczbie było wsparcie od naszych przyjaciół – 1 Banik Ostrava, 114 Górnik Zabrze i 45 JKS Jarosław. Była to jedna z naszych najlepszych liczb w historii na wyjeździe. Pyry wygrały 2:0.

Wiosną 2025 Lech grał o mistrza, a my mieliśmy już pewne utrzymanie. Zagraliśmy na nowym stadionie i po raz pierwszy stworzyliśmy kartoniadę na dwie trybuny („GieKSa Gol”). Na murawie padł remis 2:2, ale Pyry ostatecznie zdobyły Mistrzostwo Polski, pokonując w ostatniej kolejce Piasta Gliwice. Do Katowic zawitało 1250 kibiców Kolejorza, co było ich najlepszą liczbą u nas w historii.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Gdybym miał tylko cierpieć, nie byłym sobą

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Lech Poznań wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Nils Frederiksen. Poniżej spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Nils Frederiksen (trener Lecha Poznań): 
Zwycięstwo jest zawsze ważne i cieszy szczególnie, zwłaszcza jeśli udajemy się na przerwę reprezentacyjną. Czasem wygrywamy w sposób przekonujący, ale dzisiaj tak nie było. Graliśmy z dobrym przeciwnikiem, który jest jakościowy. Szczególnie dobrze wyglądali w pressingu, co powodowało nasze problemy, ale w końcówce rywale ryzykowali, co poskutkowało kilkoma naszymi szansami, które mogliśmy wykorzystać i zamknąć mecz. Ogólnie oceniam mecz jako bardzo wyrównany. My byliśmy dzisiaj bardziej skuteczni i efektywni od przeciwnika i dlatego wygraliśmy.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Trudno pogodzić się z taką porażką, po takim spotkaniu, szczególnie z Mistrzem Polski. Ciężko nam z tym, zwłaszcza po takim meczu. Przez większość meczu kontrolowaliśmy grę, byliśmy zespołem, który swoim pomysłem i grą pressingiem powodował, że Lech miał ogromne problemy, aby z tego pressingu wyjść. Stworzyliśmy na tyle sytuacji, że powinniśmy zdobyć choć jedną bramkę, to jest jednak sól piłki i rzecz najważniejsza. Z drugiej strony należy oddać zawodnikom, że grali bardzo dobrze, jestem pełen – może nie podziwu – ale zadowolenia z tego, jak realizowaliśmy pomysł na mecz i w jaki sposób, chcieliśmy z Lechem wygrać. Trzeba przyjąć tę porażkę, trzeba dalej ciągle i konsekwentnie pracować z zespołem, bo dzisiaj każdy z tych nowych zawodników wygląda coraz lepiej i ta nasza zespołowość, która jest tak istotna w GKS Katowice, zazębi się na tyle, że punkty zaczną do nas przybywać. Gdybym miał tylko cierpieć, to nie byłbym sobą. Widzę bardzo dużo dobrych i optymistycznych rzeczy i nie zamierzam spuszczać głowy i być tylko i wyłącznie smutnym. Nie jest to łatwe grać dobry mecz i przegrywać z zespołem, który jest Mistrzem Polski. Trzeba to wziąć na klatę i pracować dalej.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Tomasiak show i klęska z Górnikiem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Liderki z Łęcznej, przy nieocenionym udziale Pauliny Tomasiak, pokonały Mistrzynie Polski w Katowicach, umacniając się na czele tabeli.

W 3. minucie groźnie w walce o górną piłkę głowami zderzyły się Oliwia Grzegorczyk z Pauliną Tomasiak. Nasza obrończyni dość szybko się pozbierała, jednak zawodniczka przyjezdnych wymagała interwencji zespołu medycznego i dłuższej przerwy. W 10. minucie mocno zaznaczyła swój powrót na murawę, z ostrego kąta trafiając w poprzeczkę bramki strzeżonej przez Kingę Seweryn. W 16. minucie po przechwycie Kalaberovej i błędzie w ocenie sytuacji przez Kimberly Sanford okazję miała Klaudia Maciązka. W sytuacji 1 na 1 trafiła wprost w bramkarkę, będąc wcześniej jednak na pozycji spalonej. W 18. minucie Oliwia Grzegorczyk dała się wkręcić w ziemię Tomasiak – jej strzał obroniła Kinga Seweryn, jednak przy dobitce Weroniki Kłody była już bez szans. Dobra kontra Hmirovej w 25. minucie zakończyła się zwolnieniem akcji przez Brzęczek, wyczekaniem na obieg od linii i… podaniem wprost do rywalki. Nasza skrzydłowa w 30. minucie nie trafiła także na pustą bramkę po wrzutce Klaudii Maciążki, faktem łagodzącym może być konieczność uderzenia „szczupakiem”. Odpowiedziały Górniczki strzałem Weroniki Kłody w poprzeczkę Kingi Seweryn, wcześniej bramkarka musiała popracować na przedpolu przy wrzutce. W 35. minucie powinno być już 0:2 po strzale w słupek Kurkutović, która skorzystała na katastrofalnym nieporozumieniu Hmirovej z Cyraniak przy próbie wybicia. W 40. minucie kilka rzutów rożnych miały Trójkolorowe, Piątek była w stanie zachować czyste konto z niemałą pomocą szczęścia. Już w doliczonym czasie gry dobrze w polu karnym odnalazła się Hmirova, ale jej koleżanki nie nadążyły jednak za jej pomysłem. Odpowiedzieć mogła bezlitośnie Oliwia Rapacka, ale mając przed sobą pustą bramkę, nie trafiła w piłkę.

W 53. minucie Victoria Kalaberova dobrze wyprowadziła naszą akcję, ostatecznie niecelnie finalizując dośrodkowanie Hmirovej. Po drugiej stronie odpowiedziała strzałem z dystansu, kolejny już raz w meczu, Weronika Kłoda. W 60. minucie Paulina Tomasiak, mimo interwencji ze strony Marcjanny Zawadzkiej, wykorzystała złe ustawienie naszej defensywy mocnym strzałem w boczną siatkę. Trójkolorowe miały dobrą okazję na bramkę kontaktową kilka minut później po misternie przygotowanym rzucie wolnym, jednak przy ustawieniu się przy murze sędzia dopatrzyła się pozycji spalonej. Wynik podwyższyła Julia Piętakiewicz, wykorzystując nasz zupełny brak uwagi po zablokowaniu strzału Anny Rędzi. Szybko mogła nadejść odpowiedź, gdy po strzale Kozarzewskiej wyplutą piłkę przejęła Jaszek, nie była jednak w stanie trafić do siatki. W 78. minucie Jagoda Cyraniak skopiowała akcję Tomasiak z początku spotkania, trafiając w poprzeczkę. W 92. minucie dwójkową akcję Maciążki z Posiewką finalizowała Santa Vuskane, ale jej finezyjne uderzenie zostało zablokowane. Katastrofalną próbę główki Kozarzewskiej w asystę przekuła doskonałym rajdem Anna Rędzia, a Julia Piętakiewicz z najbliższej odległości ustaliła wynik na 0:4.

GieKSa zasłużenie i wysoko przegrała z Górniczkami i tym samym mocno oddaliła się od obrony mistrzowskiego tytułu.

GKS Katowice – Górnik Łęczna 0:4 (0:1)
Bramki: Kłoda (19), Tomasiak (60), Piętakiewicz (73, 90).
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Grzegorczyk (46. Kozarzewska)  – Włodarczyk (67. Malesa), Kalaberova (85. Posiewka), Hmirova, Cyraniak – Maciążka, Nieciąg (85. Vuskane), Brzęczek (67. Jaszek).
Górnik Łęczna: Piątek – Kazanowska, Lefeld (69. Piętakiewicz), Sanford, Kaczor (82. Hrelja), Ratajczyk, Głąb, Rapacka (51. Rędzia), Kurkutović, Kłoda (82. Hałatek), Tomasiak (82. Drąg).
Kartki: Grzegorczyk, Nowak – Tomasiak.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga