Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu z Jagiellonią
Rywalizacja z Jagiellonią za nami. Od niedzieli minęło już sporo czasu, materiały pomeczowe są na naszej stronie, czas więc zamknąć temat starcia z Mistrzem Polski. Wracamy więc myślą, mową i uczynkiem do Białegostoku jeszcze raz i myślimy już tylko o kolejnym starciu – z Zagłębiem Lubin.
1. To był drugi z rzędu daleki wyjazd – dla piłkarzy, kibiców i naszej redakcji. Po poniedziałkowej wizycie w Lublinie, teraz los znów pokierował nas na wschód – do Białegostoku.
2. Z Katowic wyjechaliśmy o godzinie dziesiątej, by na spokojnie – z zapasem dojechać na miejsce – i mieć jeszcze czas na zjedzenie normalnego obiadu, a nie czegoś na szybko w jakimś fast foodzie.
3. Droga przebiegała bez problemu. Tak jak w większości wyjazdów ekstraklasy, wszystko odbywa się na autostradach czy drogach szybkiego ruchu. Coś więc, co kiedyś zajmowałoby wiele, wiele godzin, teraz jest skrócone w naprawdę wielkim wymiarze.
4. Jako że pierwszy mecz w tym dniu odbywał się o 12:15, spokojnie można go było w drodze obejrzeć. Puszcza po raz pierwszy zagrała w ekstraklasie w Niepołomicach i… przegrała. Nie obyło się bez wielkiej kontrowersji sędziowskiej, jak ostatnio ma to miejsce co chwila. Gospodarzom należał się rzut karny i sędzia go podyktował, ale VAR cofnął jego decyzję.
5. Pozostaje się cieszyć, że póki co żaden sędzia przez swoją nieudolność nie skrzywdził naszego zespołu. W zasadzie do pracy arbitrów prawie w ogóle nie mamy o co się przyczepić. Chociaż, gdybyśmy się uparli…
6. Przez Warszawę przejeżdżaliśmy dosłownie dwie godziny przed meczem Legii ze Śląskiem Wrocław. Oj wrocławianie mają ciężary. Utrzymanie to już kwestia cudu. By zdobyć mityczne 38 punktów gwarantujące utrzymanie, podopieczni Alana Simundzy musieliby zanotować bilanse 8-0-3, 7-3-1. Nawet sześć wygranych przy żadnej porażce da już maksymalnie 37 oczek na koniec. To może wystarczyć do utrzymania, ale… nie musi.
7. Ogólnie wesołym automobilem jechaliśmy do Białegostoku w 5 osób: ja i Patryk na prasówkę, Magda, Werka i Kazik na foto. Mecz z Mistrzem Polski mieliśmy więc obsadzony więcej niż godnie. Dziękujemy Jagiellonii za przyznanie pięciu akredytacji! To zawsze daje nam duże pole manewru przy pracy.
8. W stolicy Podlasia byliśmy na trzy godziny przed meczem. To był zdecydowanie odpowiedni czas, by udać się na solidną strawę. Miejsce mieliśmy już obcykane mniej więcej od Warszawy. Wybór padł na Gospodę Podlaską na samym Rynku.
9. A Rynek taki rozległy, przestronny, ładny, z dookolnymi kamienicami. Przez chwilę podziwialiśmy do przestronne miejsce. I choć tu było rozlegle, można powiedzieć, że starówka miała swój klimat i fajne były te ulice i uliczki. Natomiast cały Białystok był bardzo hm… przewiewny, wyglądał jak miasto sypialnia i zasadniczo bardzo przypominał Tychy.
10. W Gospodzie zasiedliśmy i zamówiliśmy swoje dania – każdy co innego na drugie, a cztery osoby dodatkowo rosół – w końcu niedziela. Rosół dostaliśmy od razu i pierwszy głód został zaspokojony. Na drugie danie musieliśmy trochę poczekać.
11. No i czekaliśmy, czekaliśmy i nie mogliśmy się doczekać. Od zamówienia mijało już prawie 50 minut i lekko się niecierpliwiliśmy. Dobrze, że mieliśmy taki zapas, ale był on też po to, by odpowiednio wcześniej być na stadionie. Minimum przyzwoitości dla nas to obecność na obiekcie godzinę przed meczem. Ale najlepiej, gdy jest to półtorej. Mamy wtedy czas, żeby się rozłożyć i już coś wrzucić do neta.
12. Wracając jednak do jedzenia. Byliśmy ukontentowani. Tak – to słowo idealnie oddaje nasz stan. Było smacznie i syto. Mielone na patyczkach – palce lizać. Do o nie tej standardowy zestaw surówek, tylko normalna kapucha kiszona. Ponadto był burger, pierogi po bolońsku, czyli tradycyjne podlaskie danie, kotlet szefowej czy coś takiego, no i jakieś prażonki czy coś w ten deseń. Jakieś mięcho od Kazika 😉
13. Pojedli. Pani zapytała nas czy „dla nas to smakowało”, więc powiedzieliśmy, że „dla nas smakowało”. I zadowoleni udali się w drogę na stadion. Na rynku już kręciło się kilku kibiców Jagiellonii.
14. W kasie odebraliśmy akredytacje meczowe. Tutaj też się rozdzieliliśmy – z Patrykiem poszliśmy na prasę, dziewczyny i Kazik na murawę cykać fotki. Kazik standardowo uruchomił swojego drona i zrobił kilka efektownych ujęć stadionu z lotu ptaka.
15. Rzadko się zdarza, by przeszukiwali nas przy wejściu na prasę. Tym razem tak było, więc musieliśmy pokazać swoje sprzęty. Poszliśmy dalej.
16. Był mały problem z dotarciem do odpowiednich drzwi, trzeba było zejść w dół po jakichś schodkach z takiego podwyższenia. W końcu jednak doszliśmy, trochę na skraju obiektu, do wejścia dla mediów.
17. Trochę pokręciliśmy się po holu, zajrzeliśmy do sali konferencyjnej – to zawsze ważny aspekt, by wiedzieć, gdzie jest, by potem nie musieć szukać, i udaliśmy się windą na sektor prasowy. Tym razem nie trzeba było – tak jak w Lublinie – wystukać magicznych kodów (teraz już wiemy, że było to 2020), tylko po prostu wciskało się dwójkę i jechało na odpowiednie piętro.
18. W końcu byliśmy na trybunach stadionu Jagiellonii. Dla mnie był to pierwszy raz, czyli kolejny stadion do kolekcji. Tym samym skompletowałem swoją obecność na stadionach wszystkich obecnych ekstraklasowiczów, przy czym nie byłem jeszcze na nowych stadionach dwóch klubów – Pogoni i Lechii. W Szczecinie i Gdańsku miałem przyjemność być na starych obiektach, gdy grała tam GieKSa, a na Pogoni także podczas jednego meczu reprezentacji (porażka z Kamerunem 0:3).
19. Jeśli chodzi o ekstraklasę, pierwszą i drugą ligę łącznie, nie byłem jeszcze na pięciu obiektach. Z pierwszej ligi nie odwiedziłem tylko stadionu w Kołobrzegu, a w drugiej lidze – obiektów Pogoni Grodzisk Mazowiecki, Świtu Szczecin, KKS Kalisz i Skry Częstochowa. Czyli 49/54 zaliczone. Nie spieszy mi się do kompletu. Chyba, że w Pucharze Polski.
20. Gdy pojawiliśmy się na prasówce, kibice GKS już niemal szczelnie wypełniali sektor gości. Przy wyjściu piłkarzy na murawę ryknęli bardzo głośno, akustyka była ekstra i naprawdę była to zapowiedź dobrego, głośnego dopingu. Tym bardziej, że sympatycy Jagiellonii również przy wybiegnięciu piłkarzy Adriana Siemieńca pokazali swoje wokalne możliwości.
21. Stanowiska do pracy był solidne. Dość duży blat, pleksi między stanowiskami i dużo miejsc. Nie było więc ciśnięcia się, tylko z luzem, komfortowo, sporo miejsca. Do tego dziurka w blacie, przez którą można przeciągnąć zasilacz do laptopa. To są drobiazgi, które naprawdę cieszą.
22. Kibice Jagielloni zaintonowali hymn z okazji 1 marca, czyli Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Kibice GKS akurat śpiewali którąś swoją pieśń, ale gdy tylko zorientowali się, że odśpiewywany jest Mazurek Dąbrowskiego, dołączyli do niego.
23. Gospodarze oprócz meczów ligowych grali wcześniej w pucharach europejskich i w Pucharze Polski. Dokładniej dwa mecze z Poniewieżem, Bodo i Ajaxem, potem była FC Kopenhaga, Petrocub, Molde, Celje, Mlada Boleslav, Olimpija Lubljana i dwa razy Backa Topola. Plus Chojniczanka, Olimpia Grudziądz i Legia. To siedemnaście meczów, czyli cała dodatkowa runda!
24. A za chwilę przyjdzie kolejny dwumecz – z Cercle Brugge. Jaga ma okazję napisać piękną historię w Lidze Konferencji. Czy dorównają Lechowi, który dotarł do ćwierćfinału? Jest na to duża szansa.
25. Na boisko w Białymstoku wrócił Lukas Klemenz, który kilka lat temu reprezentował barwy Jagiellonii. Strzelił nawet jedną bramkę – w Płocku.
26. Kibice Jagi mają kosę z Szymonem Marciniakiem. Powyzywali więc „najlepszego sędziego świata” i wywiesili okolicznościowy transparent, dotyczący właśnie Szymona, a także Piotra Lasyka, który sędziował mecz Jagi z Legią w Pucharze Polski. Trudno się dziwić – Jaga została skrzywdzona.
27. Gdy na boisko wszedł Filip Szymczak mogliśmy sobie przypomnieć mecz sprzed trzech lat, kiedy to w barwach Kolejorza zawodnik strzelił na tym stadionie zwycięskiego gola w doliczonym czasie gry.
28. Wyskoczyliśmy z radości, gdy Borja Galan trafił w 88. minucie do siatki. Szkoda, że Oskar Repka faulował Abramowicza. Nie jest powiedziane, że golkiper by ten strzał obronił, bo naprawdę był bardzo dobry.
29. Tym samym Jagiellonia zrewanżowała się GieKSie za jesienną porażkę w Katowicach. W dwumeczu jednak to GKS Katowice okazał się lepszy w lidze od Mistrza Polski. Zawsze to coś!
30. To była dopiero druga sytuacja w tym sezonie, że GKS przegrał dwa mecze z rzędu. Wcześniej tylko po Legii przegraliśmy z Koroną u siebie. Wtedy był to szok, bo z kielczanami przegrać nie mieliśmy prawa. W sumie teraz z Motorem też nie, ale jednak przeciwnik był silniejszy niż Korona wtedy. Co by nie mówić, nie możemy wybrzydzać.
31. Już w przerwie zawitałem na VIP-a, ponieważ panowie ochroniarze nie sprawiali problemu, żeby tam przejść. Być może nawet ludzie z prasy mogli tam wchodzić. Skorzystałem z okazji – i po meczu również – by się posilić. Co by nie mówić, jedzonko było znakomite, a makaron wyborny. I takie mini pizze. Pycha.
32. Po meczu spiker zapraszał osoby, które były na VIP, że mogą przejść na super VIP. Że będą tam atrakcje różne i… dyskoteka. Pierwszy raz się spotkałem, żeby na stadionie po meczu była organizowana dyskoteka 😉
33. Ogólnie ten VIP była odmiana po prasówce, gdzie do wyboru była tylko kawa i zielona herbata. Zielonej raczej nie tykam, bo mam przeboje po niej. No ale to są szczegóły. Była woda, więc człowiek nie musiał cierpieć z pragnienia 😉
34. Na konferencję trochę poczekaliśmy, Adrian Siemieniec łączył się z płyty boiska z TVP. Takie uroki ekstraklasy.
35. Najpierw jednak był trener Rafał Górak. Na koniec szkoleniowcowi łamał się już głos, więc bez pytań jego część konferencji została zakończona. A zakończył ją jakiś miejscowy dziennikarz, szeryf, który rządzi wszystkimi i w zasadzie pozjadał wszystkie rozumy.
36. To jest naprawdę pewne uniwersum tych konferencji prasowych na każdym niemal stadionie. Wygląda to tak, że jest grupa dziennikarzy, którzy dyskutują o wszystkim i o niczym – i zazwyczaj jest jeden lub dwóch gwiazdorów – którzy, z takim pseudoznawstwem, bezczelną pewnością i generalnie kreacją, która pokazuje, że jest to jakieś siedlisko zadufanych narcyzów, starają się najwyraźniej podbudować swoją samoocenę.
37. Adrian Siemieniec z klasą przywitał się z każdą osobą obecną na sali. Nasza fotografka Magda, podobnie jak przy Goncalo Feio, była kompletnie zaskoczona i zszokowana, gdy trener puknął ją po ramieniu, żeby się przywitać.
38. Ciekawa była wypowiedź trenera o amplitudach temperatur. Rzeczywiście sporo osób narzekało, że Jaga grała o 21.00 w czwartek przy minus dwunastu stopniach z Backą Topola. No ale to UEFA ustala terminy. A potem było plus dziesięć z Cracovią. Naprawdę jeśli amplituda wyniosła 22 stopnie, to może to wpłynąć na organizm. Choć chyba jeszcze gorzej by było, gdyby było odwrotnie.
39. Rany, tam był anioł na tej konfie. Muszę tam wrócić.
40. Ciekawa była sytuacja za… szybą. Dokładnie za szybą sali konferencyjnej na zewnątrz, stali kibice GieKSy, którzy wyszli z sektora gości. Niebywała sytuacja, bo przecież kibice wiedząc o tym, gdzie są, potencjalnie mogą zakłócać konferencję prasową na przykład pukając w tę szybę lub głośno śpiewając.
41. Po konferencji jeszcze chwilę zostaliśmy, by obrabiać materiały. Szybko na stronie pojawiła się konferencja prasowa (a od razu była w LIVE – zachęcamy do śledzenia) oraz pierwsza galeria. W sumie mieliśmy trzy fotoreportaże z meczu.
42. Ze stadionu wyjechaliśmy około 21.00. Czekała nas znów droga przez całą Polskę do domu. Na rozmowach mniej lub bardziej poważnych spędziliśmy ten czas. Przy okazji pozdrawiamy Choroszcz! Mieszkańcy tej miejscowości będą mieli darmowe autobusy po Cercle.
43. Na powrocie już zahaczyliśmy o kurczaki w KFC, bo już trochę czasu minęło od wizyty w Gospodzie Podlaskiej.
44. W Katowicach byliśmy trochę przed trzecią. Tym samym zakończyliśmy dwa dalekie wyjazdy w ciągu tygodnia – Lublin i Białystok. Kolejna delegacja będzie do Łodzi. Ale to za półtora tygodnia.
45. Do boju w meczu z Zagłębiem Lubin. Czas na rewanż!
46. Co prawda tak naprawdę nie ma żadnej pompy na pożegnanie Bukowej i przywitanie Nowej Bukowej, a Marcin Krupa coś pokrętnie mówi o jakimś rocznym cyklu wydarzeń otwierających stadion… Podskórnie więc można wyczuć, że może być tak, że na Bukowej jeszcze pogramy. Oby tylko nie wyszło to wszystko pokracznie…
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.




































Najnowsze komentarze