Dołącz do nas

Felietony

Psychoterapia tego zespołu potrzebna NA JUŻ!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

To miał być mecz o sześć punktów i rzeczywiście takim był. Z tym że GKS Katowice przystępował do spotkania z lepszej pozycji mentalnej. Nasz zespół był co prawda po dwóch remisach w meczach, w których prowadził – ale to Zagłębie poniosło sromotną klęskę 0:5 w Nowym Sączu. To Zagłębiu zarzucano brak ambicji i zaangażowania. Po Zagłębiu przejechano się w mediach. Nawet prezes Marcin Jaroszewski zarzucił brak ambicji piłkarzom, a jak wiemy – nie ma dla piłkarza większej obrazy niż taki zarzut.

Na lepszy moment GieKSa więc trafić nie mogła. Zagłębie było rozbite, nasz zespół był podrażniony. Dwa remisy w wygranych meczach musiały powodować złość u naszych zawodników. Pojawiały się przewidywania, że GieKSa tu się odkuje i w końcu odniesie zwycięstwo nad ograbionych ze swoich mentalnych atutów przeciwnikiem. Oczywiście obawialiśmy się tego spotkania, bo wiadomo było, że za darmo trzech punktów nie dostaniemy, a Zagłębie to nadal dobra drużyna, z dobrymi zawodnikami. Można było spodziewać się trudnego meczu, ale po cichu liczyliśmy, że dobra gra z poprzednich meczów się powtórzy, nie powtórzą się natomiast fatalne błędy i wyłączenie prądu. Po cichu liczyliśmy, że GieKSa zdominuje rywala na jego terenie. Nawet były trener Zagłębia Artur Derbin rozgłaszał przed meczem, że lepiej GieKSa trafić nie mogła…

I pierwszą połowę mogliśmy oglądać z wielką przyjemnością. GieKSa rządziła na boisku i pokazywała Zagłębiu, na czym polega futbol. Dobrze patrzyło się, jak katowiczanie rozklepują obronę rywala i stwarzają sobie raz po raz dogodne sytuację. No niestety jednak… tradycyjnie fatalnie pudłowaliśmy. Dwóch okazji nie wykorzystał Lebedyński, w tym jednej setki. Dwie bardzo dobre miał Prokić – niecelnie. Foszmańczyk dostaje prezent od bramkarza i ma sto lat na strzał, pozwala sobie wybić piłkę. Jóźwiak przeprowadza kapitalny rajd – również mając czystą pozycję daje się wytrącić rywalowi. No ale są te sytuacje na pęczki. Świetnie gra Kalinkowski, Fosa rozdziela piłki, dostosowuje się do dobrego poziomu rekonwalescent Frańczak… Bramka jest tylko kwestią czasu.

Naprzeciw mamy Zagłębie. Stłamszone, bezradne, w wielkim kryzysie. Kryzys ten od pierwszego gwizdka jeszcze się pogłębił. Nie wychodzą im proste zagrania, notorycznie tracą piłki na własnej połowie, nie wiedzą, co się wokół nich dzieje. Dwudziesta któraś minuta i pierwsze okrzyki z trybun „kurwa mać, Zagłębie grać”. Z każdym zagraniem i z każdą akcją GieKSy frustracja u kibiców narasta, słychać teksty o żenadzie, o wstydzie dla tego klubu, słychać „wypierdalać” krzyczane do niektórych piłkarzy. Zbliża się przerwa, GieKSa totalnie dominuje, brakuje tylko bramki. Jeszcze w doliczonym czasie gry mieliśmy aż dwie sytuacje…

Stop. Przerwa. Schodzących piłkarzy Zagłębia żegna taka kocia muzyka, jakiej nawet na Bukowej chyba nigdy nie widzieliśmy. Schodzi z boiska zespół sfrustrowany, zdołowany, rozbity piłkarsko i mentalnie, zespół, który właśnie osiągnął dno. Na łopatkach. Czekający tylko na wymiar kary. Piłkarskie hospicjum.

Jednak wynik ciągle brzmi 0:0. I tutaj gdzieś pojawia się pierwsza nasza obawa. Nie strzeliliśmy bramki. Mamy doświadczenia z poprzednich meczów, kiedy to GieKSa z niewiadomych przyczyn przestawała grać w piłkę. Nie… To się przecież nie może trzeci raz powtórzyć. Mamy rywali na widelcu, więc trzeba utrzymać po prostu swój styl gry przez kilka minut drugiej połowy i w końcu ta bramka padnie. Jeśli nie zdarzy się katastrofa, wygramy. Grzechem ciężkim byłoby nie wygrać meczu z rywalem, który już nie jest drużyną…

Pierwsza akcja drugiej połowy, mamy piłkę, mamy rzut wolny. Nieudany, ale co tam, gramy swoje. Druga akcja drugiej połowy – Zagłębie robi pierwszą poważną akcję w meczu, dośrodkowanie z lewej strony i gol. Euforia na stadionie – ci którzy wyzywali piłkarzy, teraz padają sobie w ramiona, a my z opadniętymi szczękami nie możemy uwierzyć, w to co się właśnie wydarzyło. Nie mieliśmy prawa stracić tego gola, a już na pewno nie zaraz po przerwie, gdy to nam się gra układa przez cały mecz. Pół biedy jednak, że gola straciliśmy – w końcu cała druga połowa przed nami. Grać swoje i wygrać.

To był dla nas koniec meczu. Nasi zawodnicy w tym momencie opuścili boisko.

Od tego momentu WSZYSCY przestali grać w piłkę. Kalinkowski zaczął grać bardzo nerwowo i notować głupie straty, to samo Abramowicz. Foszmańczyk zaczął psuć każdą akcję. Przebojowy Jóźwiak zniknął i pokazał się tylko raz, aby oddać anemiczny strzał. Lebedyński i Prokić polecieli na inną planetę. Wprowadzenie Goncerza nie zdało się na nic, Gonzo nie zaliczył chyba jednego udanego zagrania. Nasz zespół po prostu przestał istnieć.

Oczywiście, że Zagłębie zaczęło grać trochę lepiej i złapało wiatr w żagle. Ale do jasnej, ciężkiej, pieprzonej cholery my w trzecim meczu z rzędu gramy znakomicie od początku meczu, by po jakimś czasie kompletnie spieprzyć cały włożony wysiłek, tydzień pracy, położyć się na boisku i oddać za darmo punkty rywalom!

To jest po prostu niepojęte – prowadzimy z Chojnicami 2:0 i cudem remisujemy. Gramy z hobbystami z Olsztyna, dla których wycieczka w nasze pole karne to najdalsza podróż w ich życiu i dajemy sobie strzelić dwa gole. W końcu tłamsimy błagających o koniec przygody z piłką graczy z Sosnowca, by ostatecznie dać im spektakularnie zmartwychwstać. Każdy z tych meczów – choć diametralnie inny – ma cechę wspólną. Nasi piłkarze stwarzający wcześniej efektowne, zespołowe lub indywidualne akcje, przestają kopać prosto piłkę, kopią ją za lekko, niedokładnie, nieprecyzyjnie i wywracają się przy próbach. To jest po prostu już zupełnie inny film. A minęło tylko 15 minut czy w poprzednich meczach nawet mniej…

Pisaliśmy o tym, że trzeba doprowadzić do tego, żeby wyrwać przycisk „off”. Niestety – z Zagłębiem to już nie było lekkie naciśnięcie, tylko ktoś po prostu wyrwał kable – i nie było już powrotu.

Ze zdumieniem słucham trenera Brzęczka, który za przyczynę porażki uważa „jedną akcję, pechowy rykoszet” i bramkę, która ustawiła to spotkanie. Naprawdę mamy szczerą nadzieję, że to tylko śpiewka dla mediów. Bo jeśli – nie daj Boże – trener tak naprawdę uważa, to chyba czas zwinąć żagiel z napisem „rejs do ekstraklasy”. Sprowadzanie kwestii tego meczu i naszych problemów do jednej akcji przeciwnika to jakieś totalne nieporozumienie.

W tych trzech meczach powinniśmy mieć siedem punktów minimum. Chojnice rzeczywiście przycisnęły, ale mecze ze Stomilem i Zagłębiem to czyste frajerstwo. Przyznam, że chodząc od 20 lat na GieKSę nie pamiętam, aby zespół w tak krótkim czasie dwukrotnie tak bardzo spartolił mecz. To się po prostu nie mieści w pale – jak mawiał Grzegorz Skwara. Innego cytatu z jego słynnej wypowiedzi lepiej nie przytaczać…

Niestety trener Brzęczek gubi się nie tylko w wypowiedziach. Decyzje kadrowe są mocno dyskusyjne. Usilne wystawianie słabego Wisia, który już zawalił dwa gole. Z Zagłębiem zdjął Lebedyńskiego i Prokića, którzy po przerwie słabo grali, ale jednak mieli szansę jeszcze coś zdziałać – i wprowadzenie Gonza i Cerimagica, którzy nie potrafili zrobić już nic.

Inną sprawą jest skuteczność. Bo kibice mówią na Stomilu i teraz w I połowie, że „tak dobrej, walczącej GieKSy dawno nie widzieli”. Przychylamy się. Tylko dlaczego nie potrafią wcisnąć na 2:0 z leszczami z Olsztyna i choćby na 1:0 z rozbitym Zagłębiem? Pisaliśmy o tych pieprzonych 30 meczach bez trzech goli. Czy naprawdę ten prostokąt jest taki mały? Może potrzebny jest klubowy okulista?

Obrona jako całość – stoi i nic nie robi przez cały mecz (bo przeciwnicy nie atakują), a jak raz trzeba poważniej popracować, to tracimy bramkę. To co było naszym atutem na jesieni, teraz jest piętą achillesową.

Stałe fragmenty gry. Groźne? Jeden z kibiców podliczył – z Chojniczanką 11 rzutów rożnych. Ze Stomilem i Zagłębiem po 13! Co łącznie z autami Abramowicza daje pewnie z 50 takowych! I gdzie te gole do cholery? Rzuty rożne Zagłębie – GKS 1:13. Zagrożenia – w Sosnowcu żadnego.

Niestety po raz kolejny od wielu lat jest to ważny mecz, spotkanie, które może być przełomem, milowym krokiem do lepszego jutra. I my zawsze takie mecze musimy przegrać, a najczęściej we frajerski sposób. Zresztą rok temu w Sosnowcu mogliśmy świetnie się ustawić na zimę i również koncertowo to spieprzyliśmy.

„Ten mecz to esencja kibicowania GieKSie w ostatniej dekadzie. Rozbudzone nadzieje i policzek od życia” – napisał jeden z kibiców. Ciągle od 10 lat to samo, i to samo, i to samo…

Przed rundą pisaliśmy, że będziemy wspierać zespół w trudnych sytuacjach. Ale pisaliśmy też, że będzie krytyka, jeśli na to zasłuży. I tego się trzymamy – i jednego, i drugiego. W najczarniejszych snach jednak nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy. Takiego, że drużyna pokazuje potencjał piłkarski na ekstraklasę, a zawala sukcesywnie mecz za meczem.

Problem jest w głowach i to olbrzymi problem. Naprawdę podchodząc bardzo emocjonalnie do tego meczu, aż ręka chce napisać coś bardziej niecenzuralnego, bo przecież inaczej wręcz się nie da. Ale jeszcze się powstrzymujemy, jeszcze piłka jest w grze, cały czas można ten sezon zakończyć sukcesem. Chyba jedyną drogą do tego jest zbiorowa psychoterapia tego zespołu wraz ze sztabem szkoleniowym. Plus indywidualna każdego z osobna. I to terapia szybka, nastawiona na efekt. Zmniejsza nam się margines błędu, a przed nami kolejne bardzo ciężkie mecze. Przecież oni mają potencjał i umieją grać na wysokim poziomie – co pokazują w każdym meczu. A jeśli tak, to naprawdę chyba tym facetom trzeba pomóc w inny sposób.

Wiadomo oczywiście, że w naszych warunkach kompleksowa psychoterapia nie jest możliwa. Klub jednak MUSI zatrudnić psychologa sportowego, ale nie w formie świeżo upieczonej absolwentki tego kierunku. To musi być ktoś z najwyższej półki. Facet. Psycholog sportowy to jest norma na świecie i dzięki temu sportowcy z potencjałem – ale z jakiegoś powodu zablokowani – odnoszą sukcesy. Zaraz mi jeden z drugim piłkarz powie – „nie jestem psychiczny”, albo „sami musimy rozwiązać swoje problemy, żaden psycholog nie pomoże”. Ogólnie to takie wstydliwe, korzystać z takiej pomocy. A wstydem nie jest mieć problemy, tylko udawać, nawet jeśli są – że się tych problemów nie ma. I partolić, co tylko się da – właśnie z tego powodu, że nie dam sobie pomóc.

Za tydzień Znicz. To co się wydarzyło w pierwszych trzech kolejkach jest już poważnym sygnałem. Brak wygranej w Pruszkowie będzie już katastrofą i awans będzie można zacząć rozpatrywać w kategoriach cudu. Możemy kilkoma meczami (a pamiętajmy też o niedawnych porażkach w Bytowie i Suwałkach) zaprzepaścić cały sezon i wszelkie szanse.

Mimo, że jesteśmy już na końcu tego pomeczowego felietonu nasuwa się ciągle to samo pytanie, co na początku i zaraz po meczu… Jak do diabła można było drugi raz z rzędu nie wygrać meczu, który jest wygrany? Jak można było to tak spieprzyć?…

Weźcie się do cholery ogarnijcie!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


17 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

17 komentarzy

  1. Avatar photo

    Lukasz

    18 marca 2017 at 11:53

    Nic dodac, świetny tekst oddający nastroj, mój takze po tym co wczoraj zobaczyłem, z tym psychologiem to kwestia która dawno powinna być poruszona ale faktycznie jak teraz tego się nie ogarnie to eksklasa odplynie nam już za dwie trzy kolejki bezpowrotnie. Trenerze słowo do Pana – mam nadzieję że zauważył Pan że obrońca Wisio nie nadaje się obecnie do grania. Jest Oli jest Garbacik choć myślę że czas dać temu pierwszemu znów pograć w 1 jedenastce…

  2. Avatar photo

    Marc

    18 marca 2017 at 12:45

    Każdy z osobna i wszyscy razem jesteśmy zawiedzeni, sfrustrowani i po prostu wkur*. Pragnę jednak przypomnieć, że w rundzie jesiennej wygraliśmy tylko 1 spotkanie w pierwszych pięciu kolejkach a skończyliśmy na 2 miejscu. Ogromna prośba do całej społeczności. Wytrzymajmy ciśnienie, bo gra o wszystko dopiero się rozpoczęła. Wspierajmy jak nigdy i pokażmy wszystkim, że hasło „Cała GieKSa Razem” to nie pusty slogan. Może warto pomyśleć nad wizytą na treningu większej grupy kibiców z głośnym „Jesteśmy z Wami”?

  3. Avatar photo

    tomek

    18 marca 2017 at 15:13

    Prawda jest taka ze z ta pierdola brzeczkiem o awansie mozemy pomarzyc. Sciąga ciuli typu wisio a konkretnego napastnika brak. Pierdoli co tydzien to samo a prawda jest taka ze pojecia nie ma i swoimi decyzjami powoduje taka sytuacje. Co z tego ze pilka chodzi jak po sznurku jak nie przeklada sie to na bramki. Zaglebie jeden stezal w swiatlo bramki i jeden gol a my

  4. Avatar photo

    Kibol

    18 marca 2017 at 15:37

    Psychoterapia ha ha ha ha do poprawy natychmiast obrona ,kondycja na 90 min nie na 45 ,no i doszło strzały w światło bramki A nie na pałę byle szczelic brak jakiej kolwiek koncentracji jak z głowy tak z nogi no ale jak niektórzy w piłkę nie umieją trafić no to makabra nie wiem co wy trenujecie i gdzie te analizy ludzie opamietajcie się bo to narazie tragedia

  5. Avatar photo

    Marcin

    18 marca 2017 at 20:51

    Ja bym zmienił poprostu taktykę na bardziej ofensywną tzn; 4-3-3 BRAMKA: Abramowicz, OBRONA: Abramowicz, Kamiński, Praznowsky, Czerwiński POMOC: Cerimagić, Foszmańczyk, Zejdler ATAK: Goncerz mimo wszystko, Lebedyński, Prokić i ogień !!! Trener pomyśl o tym bo twoja taktyka jest daremna..

  6. Avatar photo

    Fjodor

    18 marca 2017 at 23:28

    Shellu – ten felieton to aplikacja do pracy w GieKSie? 🙂

    A poważniej pisząc, 100% racji.

  7. Avatar photo

    Fjodor

    18 marca 2017 at 23:33

    Jeszcze raz jednak po głębszym zastanowieniu się. A nie sądzicie, że im po prostu brakuje jednak pary od 60 minuty? Że po prostu odcina sztrom?

  8. Avatar photo

    Shellu

    19 marca 2017 at 00:03

    Fjodor, nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł 😉

  9. Avatar photo

    Scifo

    19 marca 2017 at 00:16

    do: Marcin – Cerimagic i Prokic nie mogą być na placu w tym samym czasie, zapomniałeś o Jóźwiaku.

    Zmiana taktyki, wy..bać trenera, wy..bać Wisio, Goncerz do dupy, sztromu starczo na 45 min…
    Tak to wygląda, ale odpowiedzcie mi skąd wzięła się dobra gra na początku każdego z trzech ostatnich meczy? Punkty są tylko dwa ale tylko tyle tracimy do lidera.
    Drużyna potrzebuje właśnie teraz naszego wsparcia!!! Praca z psychologiem to dobry pomysł, my kibice też możemy być jak psycholog!!!

  10. Avatar photo

    Irishman

    19 marca 2017 at 05:27

    Marcin, Ty serio twierdzisz, że możemy grać jeszcze bardziej ofensywnie? A poza tym w tym ustawienie przegramy wszystkie mecze 0-3.

    Ja też się ciągle bije z myślami czy to kondycji brakuje, czy psychika siada. Mimo wszystko jednak raczej przychylam się, że to to drugie w kompilacji z frajerstwem w grze obronnej i błędami w ustawieniu drużyny oraz obranej taktyce.
    Zauważcie, że na początku kiedy ciśniemy przeciwników, a oni skupiają się na obronie jest OK, a nawet pięknie to wygląda. Problemy zaczynają się, gdy przeciwnicy zmuszenie sytuacją zaczynają nas atakować. Wtedy nieoczekiwanie dla nich samych wchodzą w nas jak w ciepłe masło, a sytuację pogarsza jeszcze to, że nasi zawodnicy nieustannym szturmem są faktycznie lekko zmęczeni. No, a kiedy do tego dodamy jeszcze, że nasz nowy blok defensywny Z Wisiem w składzie (który dopiero łapie formę)jeszcze się zgrywa (bo w sparingach Brzeczek sobie eksperymentował aż miło) to już mamy pełen dramat pt. „Jak można głupio przegrywać awans”.
    No i tutaj faktycznie wchodzi aspekt psychologiczny.
    I mecz – gramy świetnie, Chojniczanka nie istnieje, prowadzimy 2-0! Nagle mimo tego, że zostawiamy serce, płuca i wątrobę na boisku przeciwnicy po głupich błędach łatwo wyrównują i mało nie wygrywają. Leki szok, ale dobra – pierwsze koty za płoty.
    II mecz – to samo co w pierwszym. I tu już nie tylko szok ale już lekki gong w dynię.
    III mecz – w I połowie pełna dominacja. I nagle znowu frajerska bramka. I jak się wtedy czuliście? Bo mnie się wszystkiego odechciało! A jak się musieli czuć zawodnicy, którzy gryzą trawę, a obrona niweczy ich wysiłki w tak głupi sposób???

    Psycholog? Pewnie, przydałby się. Ale w tej sytuacji to nawet jakby to był jakiś laureat Nagrody Nobla, to też niewiele by pomógł. Bo nasi piłkarze to ludzie, a nie cyborgi.

    Chociaż…no nie wiem. Może jakby taki psycholog porozmawiał z trenerami to by coś pomogło?????

  11. Avatar photo

    Lukasz

    19 marca 2017 at 09:15

    Wisio łapie formę??? Psycholog pracuje właśnie z ludźmi a nie cyborgami … Wg mnie kwestia leży w głowie – przez pierwsze 45 minut w trzech meczach jest nieustanny atak w którym 5-6 sytuacji zamienia się tylko w dwa gole z Chojnicami i jedna bramka że Stomilem no i pojawia się niepewność że nic więcej nie wpada. A to że wjeżdżają jak w masło świadczy o tym że są niepewni bojazliwi w obronie tutaj fizyczna forma raczej nie ma nic do rzeczy.

  12. Avatar photo

    kibic

    19 marca 2017 at 10:48

    czytam wasze wypowiedzi i smiech mnie ogarnia,czyste bzdury blad poprostu lezy po winie trenera i jego wizji gry pilka a my nie jestesmy Barcelona kazdy moze to sprawdzic prubuja wymiene pilki miedzy soba 4,5 podan dokladnych i nastepne zepsute i z tego idzie kontra i zagrozenie a natym nie polega gra w 1 lidze niestety,druga zecz transfery oszczednosciowe tak nie da sie awansowac i na konie o grajkach gonzo podpisal nowy lepszy kontrakt i kon iec jego staran Wisio,Sapala niepotrzebni 2 gracz z poza uni poco mogli spokojnie poczekac z nim do lata brak napastnika jest widoczny od pol roku brak wzmocnienia,srodek pomocy katastrofa,kto ma kreowac gre Foszmanczyk ok a jesli mu nie wychodzi kto ma go zastapic nikt b o brak zawodnika,ciagle w klubie sa popelniane te same bledy oco tu chodzi moze komus zalezy aby nie bylo awansu i na koniec krytyka pod adresem naszych rzadzacych kibicow gdzie wasze obuzenie po takim szpilu ze gorolami powinni czekac pod stadionem i pokozac im nasze nie zadowolenie poczac ta druzyna moze by to zmienilo a nie krecic sie przy prezesie i udawac ze nic sie nie stalo czekom na zetelne odpowiedzi a i bym zapomnial zoboczcie zaangazowanie i forma grajkow zagrali 80 procent 1 skladu w rezerwach i tam we 4 lidze tez sa slabi to jak mamy awansowac jesli oni sa slabi we 4 lidze to jest katastrofa

  13. Avatar photo

    Lukasz

    19 marca 2017 at 12:03

    Kibic czy Ty wogole widziałeś te trzy mecze? Piszesz głupoty jakich malo, wiekszosc gołym okiem dostrzega że Pierwsze 40-50 minut w każdym z tych trzech męczy GieKSa przeważa, atakuje kreuje naprawde dużo sytuacji wręcz momentami tlamsi rywala, więc nie pisz że nie potrafią wymienić 3-4 podań albo że są słabi bo problem tkwi w tym że nie potrafią dominować cały mecz i są nieskutecznie a to nieco szerszy problem skoro dotyczy już trzeba meczy. Co do transferów każdy jest mądry jak widać po fakcie – Gonzo wystrzelił wcześniej forma że nikt nie pytał o napastnika potem ściągnęli skutecznego przecież wtedy Mikołaja no i wydawało się że Prokic uzupełni ich ale rzeczywistość okazała się inna. Ale jaki to błąd transferowy ? Pokaż mi zawodnika który, jak tu nieraz widziałem że ktoś pisze, „gwarantuje” gole w lidze. Nie ma takich a na pewno nie w Polsce i nie za kasę jaką dysponuje GieKSa …

  14. Avatar photo

    kibic

    19 marca 2017 at 12:47

    Do Lukasz niestety widzialem wszystkie 3 mecze a na mecz ze stomiem przejechaem 800 km aby go zobaczyc i co zobaczylem niezly jak na 1 lige poczatek,ae to wszystko fatalna obrona jak obroncy moga w tak gupi sposob tracic pilki(D.Abramowicz,Wisio czysta pomylka),brak krycia wsrodku ,zaangazowania,panika,po stracie 2 bramki,czy wedlug ciebie tak ma wygladac gra,bo oczywiscie o 2 polowie z gorolami lepiej wogule nie pisac bo szkoda nerwow,a teraz o transferach to nie chodzi mi o Lebedynskiego czy Proksicza bo to dobre transfery tylko cos sie dzieje z naszym wyszkoleniem ze pilkarze przychodzac do nas sie zacinaja i graja na nizszym poziomie,wystarszy zobaczyc styl gry pilkarzy z 1 skladu we rezerwach oni tam powinni wygrywac po 10 zero a jak jest sam ocen,no i na koniec to nie kibice powinni szukac wzmocniem bo od tego sa skalci co biora zato kase,na polskim rynku nie ma zawodnikow tanich ale sa rynki poludniowe i wschodnie tylko trzeba szukac a nie kombinowac jak trener w meczu z gorolami bo jesli ciebie ta porazka nie boli to juz nie rozumiem,ja uwazam ze to wstyd i hanba i kolejny roz gorole nos upokorzyli i to bez gry,i ostatnie powiedz przy tych transferach kogo mial do dyspozycji trener w ataku gdy sciagnol z boiska 2 napastnikow Gonza(akurat do niego mam pozytywne stosunek choc cos jest nie tak ze od pol roku jest bez formy)nikogo a zamiast naprzyklad transferu Wisia szlo sciagnac napastnika a zostawic Jurkowskiego,ale widac ty patrzyles na inne mecze lub slonecznych okularach ze nie widzisz bledow i braku kondycji i paniki druzyny gdy czas ucieka i trzeba gonic wynik

  15. Avatar photo

    Lukasz

    19 marca 2017 at 14:20

    Problem polega na tym że każdy ma swoją ocenę a właściwie nie problem bo dobrze że komuś zależy i nam kibicom na pewno na dobrej grze. Ale o tym decyduje Brzęczek, nie wiemy jak wyglądał Jurkowski a patrząc na doświadczenie i grę w Austrii można było przypuszczać ze Wisio w walce o awans to wzmocnienie. Kwestie tego że w rezerwach powinni wygrywać po 10 zero to zostawię bo albo nigdy nie grałeś w piłkę albo myślisz że w 3 czy 4 lidze gra się tak latwo. Transfery nie zależą od kibiców i całe szczęście, jeśli wiesz jak pracują Skouci u nas to masz prawo komentować ale jak polega to tylko na zwykłym narzekaniu to oszczędz tego. Wg mnie mamy całkiem niezły personalnie skład a to kto mógłby grać to inna rzecz z tego co kojarzę o co mecz komentarz Twój dotyczy zmian personalnych tylko kurwa na czym Ty to opierasz? A przegrana z gorolami boli każdego kibica, mnie boli w huj strasznie i nie jest to powód żeby się wadzić o takie głupoty więc skoncz wylewać swoją frustracje. A co do 800 km to do Chojnic tyle a nie na do Olsztyna ;]

  16. Avatar photo

    kibic

    19 marca 2017 at 15:53

    jak bys przeczytal uwaznie,to napisalem ze przejechalem 800 km aby byc na szpilu i co rozczarowanie,po 2 sa to moje pierwsze zle wpisy na temat druzyny ,bo liczylem ze druzyna potrzebuje sie rozkrecic,niestety sie pomylilem,wedlug ciebie sklad personalny jest dobry to okpowiedz kto ma zastapic lub wchodzic na zmiany do ataku,kto ma zmienic Fozmanczyka na rozegraniu jesli mu nie wychodzi lub ma slabszy moment,co do Wisio kazdy mogl sie pomylic ale chyba nie trener i widzi na jakiej jest dyspozycji,za niego wolalbym nawet prze zemnie nielubianego Pielorza on nie ucieka od przeciwnika tak jak Wisio,a na koniec nie pisz jakis glupot o graniu i jak chcesz myslec o awansie jesli prawie cala jedenastka z 1 skladu nie umie poradzic sie w rezerwach,wedlug mnie mamy za szeroka kadre lepiej bylo ja zmniejszyc ale wzmocnic konkretniej

  17. Avatar photo

    Michał

    20 marca 2017 at 07:33

    Wszystko pięknie, napisane tak jakbym sam to pisał. Tylko jedno mi się nie podoba i podobać nie będzie. Nigdy nie napisał bym, że dany zespół to „leszcze” ani „hobbyści”. Każdy zespół zasługuje na nawet minimalny respekt. To, że Stomilowcy przędzą jak przędzą, brak kasy, stadion w opłakanym stanie, płace nie na czas… ale to zespół. Jakoś trzymają się w 1 lidze, jakoś grają i jakoś…. WYGRYWAJĄ z naszą GieKSą. Wiem, że pisał pewnie na gorącą tą recenzję, wiem, że czasami puszczają nerwy. Moim rodzinnym miastem jest Olsztyn, moim sercem jest GKS K-CE, mam mnóstwo znajomych Stomilowców( normalnych), nigdy nie padały słowa, że OKS, albo GKS to frajerzy, leszcze itp. Szanujmy się chociaż trochę, a będzie nam lepiej w kibicowaniu i dopingowaniu naszych grajków! Pozdrawiam normalnych, dla których każdy zespół jest czymś więcej niż 11-osobową watahą biegającą po boisku! PS no może oprócz Zagłębia i Ruchu….- ehh taki żarcik 🙂

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Zagłębie Lubin kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Kibice Zagłębia Lubin są starym wyjadaczem polskich trybun. Miło niewielkiej miejscowości dorobili się sporej rzeszy fanów, którzy świętowali: dwukrotnie Mistrzostwo Polski, inne miejsca na podium, grę w finale Pucharu Polski oraz w europejskich pucharach. Najbardziej pamiętany mecz na arenie międzynarodowej to zdecydowanie przyjazd AC Milan w 1995 roku. Lubinianie, jako nieliczni z polskich ekip, zobaczyli słynne San Siro na meczu swojej drużyny.

Ich pojawienie się na trybunach miało miejsce w latach 70,, a w latach 80. fani Zagłębia zaczęli tworzyć młyn oraz regularnie jeździć na wyjazdy. Zgoda z Arką Gdynia zapoczątkowana w 1983 roku trwa do dzisiaj, co z perspektywy stażu i odległości jest ewenementem. Arkowcy za każdym razem jadąc w stronę Dolnego Śląska, a zwłaszcza podejmując znienawidzony Śląsk Wrocław lub Miedź Legnica, mogą liczyć na wsparcie lubinian.

Podobnie w przypadku Odry Opole z którą się wspólnie trzymają od 1994 roku. Ta zgoda niedawno miała zachwianie poprzez romans OKS-u z Ruchem Chorzów, ale wszystko się utrzymało i trwają dalej ze sobą. Podobnie było między Odrą i Polonią Bytom, czyli ekipą która od 2016 roku ma układ chuligański z Zagłębiem. To właśnie fani z Opola byli łącznikiem tej relacji i zapoczątkowali ich dobre kontakty.

Ostatnią zgodą Zagłębia jest Zawisza Bydgoszcz. Sztama, która trwa bardzo długo, bo od 1989 roku. Również jedna ze starszych na kibicowskiej mapie Polski. Oba kluby w 2014 roku rozegrały finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. Powinno to było być świętem, ale konflikt Zawiszy z pseudowłaścicielem oraz tym samym bojkot, doprowadził do solidarności fanów z Lubina, którzy także nie pojechali na swój mecz.

Nasza pierwsza wizyta w Lubinie miała miejsce jesienią 1985 roku. Zagłębie, jako beniaminek, zainaugurował ligę na świeżo wybudowanym stadionie, który zgromadził 28000 widzów. Na wyjazd wybrało się 40 trójkolorowych fanów, którzy w pierwszym kontakcie z fanami Zagłębia tak się polubili, że została przybita… zgoda. Nasza sztama przetrwała do finału Pucharu Polski w 1986 z Górnikiem Zabrze. KSG również miało sztamę z Zagłębiem, a Miedzowi postanowili zasiąść i wspierać Górnik, co zakończyło nasze relacje.

Jesienią 1986 roku podejmowaliśmy u siebie Zagłębie. Blaszok został świeżo oddany do użytku.

Od pierwszej wizyty w Lubinie nasza rywalizacja trwała już na dobre przez następne kilkanaście lat. Podczas kolejnego wyjazdu do Lubina jesienią 1989 roku nasi kibice natrafili na… Miedź walczącą z jednym z fan clubów Zagłębia. Dołączyli „do zabawy” i wspomogli legniczan. Od tego momentu zawiązany został układ, który po kolejnych butelkach alkoholu został w szybkim tempie przekształcony w zgodę. Zgoda upadła ostatecznie na finale Pucharu Polski w 1992 roku.

W lipcu 1991 roku został rozegrany między nami Superpuchar Polski we Włocławku. Zagłębie jako mistrz kraju podejmowało GieKSę, która zdobyła Puchar Polski. Obok 40 fanatyków GieKSy na daleki wyjazd do Włocławka wybrało się z nami także… 5 kibiców Ruchu. W Toruniu na peronie stali kibice Apatora, którzy zabrali Niebeskich (mieli już wtedy zgodę) na piwo. GieKSiarze zostali na peronie, a po chwili przyjechał pociąg, z którego wybiegło Zagłębie z Zawiszą. Nasza ekipa początkowo ewakuowała się do tunelu prowadzącego na miasto, ale kiedy dobiegł Apator z Ruchem, to… tak nietypowa koalicja przegoniła parę „ZZ”. Po całym zdarzeniu skład Apator-GKS-Ruch pojechał wspólnie na stadion i oglądał pierwszy Superpuchar Polski dla GKS Katowice.

W sierpniu 1991 graliśmy na wyjeździe, na który wybrało się 50 GieKSiarzy.

Jesienią 1992 roku graliśmy na Bukowej. Zawitała delegacja Zagłębia.

Wiosną 1993 roku do Lubina pojechało 50 GieKSiarzy z flagami. Podczas przesiadki w Legnicy, podbiła 15 osobowa delegacja Miedzi, która chciała odnowienia, zgody jednak z naszej strony zapadła stanowcza odmowa. GKS wygrał 1:0.

Jesienią 1993 roku podejmowaliśmy Zagłębie. Goście zawitali w 20 głów. GieKSa wygrała 1:0.

W marcu 1994 do Lubina wybrało się 23 fanatyków GieKSy. Piłkarze wywieźli zwycięstwo 2:1.

W sezonie 1994/1995 pierwszy mecz graliśmy na Bukowej. Goście zawitali w 52 osoby, dobrze obwieszając sektor gości. GieKSa pewnie zwyciężyła 3:1.

Wiosną 1995 do Lubina pojechaliśmy rekordowym składem liczącym 70 głów. Na dworcu w Legnicy ponownie pojawiła się delegacja Miedzi Legnica (w 4 osoby), chcąc odnowienia sztamy i gwarantując, że dadzą nam wsparcie 30 osób na meczu w Lubinie, ale ponownie spotkali się z odmową.

W sezon 1995/1996 roku goście zawitali na Bukową w 50 osób. Była z nimi Odra Opole, z którą wtedy świeżo utworzyli zgodę, krojąc na trasie flagę „Skinhead” Wisłoki Dębica. Na stadionie GieKSy euforia, bo wróciła nasza legenda Jan Furtok. GKS wygrał 1:0.

W czerwcu 1996 roku do Lubina wybierało się 40 GieKSiarzy. Podczas jazdy dostaliśmy cynk, że Śląsk czeka w 200 osób we Wrocławiu, więc pojechaliśmy przez Poznań, kończąc podróż w Rawiczu. Na mecz nie mieliśmy już szansy zdążyć, więc ekipa ruszyła w drogę powrotną. 5 naszych partyzantów, z flagą Żory w plecaku, nie dało jednak za wygraną i różnymi środkami transportu dojechało do Legnicy. Tam policja zapakowała ich do suki i zawiozła prosto na stadion Zagłębia. Skromna delegacja, po przegranym 0:1 meczu, próbowała wrócić z naszą drużyną, tłumacząc jakie już mieli przeboje i co może się wydarzyć, ale nie dostali zgody z klubu. Policja ponownie ich wywiozła na peron do Legnicy, a tam nasi zaliczyli starcie z Miedzią. Wybronili flagę, a później pociągiem udali się do Środy Śląskiej, gdzie do rana… spali na peronie, czekając na pociąg do Wrocławia, który już szczęśliwie dotarli do Katowic.

Ledwo sezon się nie skończył, a w lipcu 1996 roku ponownie trzeba było jechać do Lubina. Na wyjazd wybrało się 30 GieKSiarzy, którzy w Opolu stoczyli walkę z Odrą. Na stadionie Zagłębia, mimo tysięcznej widowni, wrażenie zrobiło świeżo uszyte potężne płótno „Hooligans Zagłębie”. Potem stało się ono znakiem firmowym lubinian. Na boisku skończyło się nietypowym remisem 4:4.

Wiosną 1997 roku podejmowaliśmy Zagłębie, a goście zawitali w 37 osób. Dwie osoby od nich na własną rękę podróżowały na Bukową… tramwajem, a zainteresowanie współpasażerów (kibiców GieKSy) wzbudził nabity plecak. Jak się okazało – miał w środku sporych rozmiarów flagę „Viking”. W kronice kibiców z Lubina można przeczytać ciekawą anegdotę związaną ze stratą tego płótna. Na kolejny mecz przyjechało 4 partyzantów z Zagłębia, którzy wmieszali się w kibiców GieKSy na Blaszoku i chcieli – w ramach rewanżu – zdobyć jakąś naszą flagę. W trakcie obcinki podeszły do nich dwie osoby i spytały się skąd są. Lubinianie pewni tego, jak skończy się sytuacja, unieśli się honorem i przyznali się, że są z Zagłębia. To natomiast zdziwiło pytających, bo okazało się, że byli to przedstawiciele…. Zagłębia Sosnowiec, którzy z tym samym zamiarem weszli na naszą trybunę. Owa czwórka z Lubina po meczu zaczęła gonić jedno nasze auto z flagą, ale nie znając górnośląskich uliczek, szybko straciła cel. Piłkarze przegrali 0:2.

Sezon 1997/1998 na mecz rozgrywany w Katowicach Zagłębie mocno się zmobilizowało i przyjechało w 80 osób, co było ich najlepszą liczbą na Bukowej. Blaszok naprzeciwko sektora gości wywiesił zdobycz i prowokacyjnie zaśpiewał „Wikingi! Wikingi!”. Na boisku skończyło się nudnym 0:0.

 

W czerwcu 1998 roku jechaliśmy do Lubina na ostatni wyjazd sezonu. Mimo wynajęcia pociągu specjalnego, ostatecznie wybrało się tylko… 58 fanatyków. GieKSiarze zostali nagrodzeni bramką Mariusza Muszalika w doliczonym czasie gry na 2:2, co mocno pomogło nam się utrzymać w lidze.

 

W sezonie 1998/1999 piłkarsko niestety było fatalnie. W Lubinie miejscowe Zagłębie nas nie oszczędziło i wygrało 4:0. Do Lubina dotarło 10 Szaleńców z Bukowej. Na powrocie we Wrocławiu miejscowy Śląsk zaatakował pociąg 100-osobową bandą z ciężkim arsenałem. Psy wysypały się pierwsze i dostały ciężkie lanie, a jeden funkcjonariusz… postrzelił chuligana Śląska w nogę.

 

Na ostatnim meczu sezonu było coś, co wisiało od dawna w powietrzu – spadek. Zagłębie Lubin przyjechało w 80 osób. My pożegnaliśmy się godnie i spaliliśmy płótno Viking, które zostało skrojone 2 lata wcześniej. Na murawie remis 2:2.

Po rocznej banici w sezonie 2000/2001 wróciliśmy do Ekstraklasy. Do Lubina wypadł nam wyjazd w październiku, na który wybrało się 83 GieKSiarzy. Po drodze ustawił się Ruch Chorzów, który na Batorym obrzucił nasz pociąg kamieniami, ale po zaciągnięciu hamulca ręcznego szybko rozgoniliśmy Niebieskich. GKS przegrał 0:1.

W maju 2001 roku podejmowaliśmy Lubinian w maju i doznaliśmy szoku, bo Zagłębie nie pojawiło się na trybunach (pierwszy raz w historii naszej kibicowskiej rywalizacji). Piłkarze przegrali 0:2.

Ledwo liga się nie zaczęła w sezonie 2001/2002 i ponownie podejmowaliśmy Zagłębie na Bukowej – tym razem w sierpniu. Goście zawitali w 45 osób. Były próby dogadania walki, ale ostatecznie do niczego nie doszło. GieKSa wygrała 1:0.

W sezonie 01/02 liga była podzielona na grupę A i B, a później wyłaniano zespoły grające w grupie mistrzowskiej i spadkowej. Na rewanż do Lubina pojechaliśmy w październiku. Skład liczył 58 głów i był nastawiony na harce, które miały odbyć się w maju. Była próba wyjechania bez obstawy, ale mundurowi byli niestety czujni. Na murawie padł wynik 2:2. Finalnie GKS wszedł do ligi mistrzowskiej, a Zagłębie musiało bić się o utrzymanie.

W sezonie 2002/2003 zaczęło się fatalnie. Dwa dni przed wyjazdem w Pucharze Polski, w którym trafiliśmy na Zagłębie, dowiedzieliśmy się, że Pisak (ważna osoba na naszych trybunach) zginął i 24 fanatyków, którzy pojechali na mec,z nie prowadziło dopingu. Zawisła jedynie zwykła czarna flaga na znak żałoby. Piłkarze zostali zdeklasowani 1:4 i odpadli z dalszej rywalizacji.

Po trzech dniach zagraliśmy z Zagłębiem…. ponownie. Tym razem mecz ligowy na Bukowej. Po awanturze z Widzewem Łódź (na starcie ligi) PZPN zamknął nam Blaszok na całą rundę jesienną. Na nieczynnej trybunie nasi kibice symbolicznie odpalili krzyż z rac oraz uszyli czarną flagę „Pisak”. Zagłębie przyjechało w 60 osób bez obstawy. Przed meczem w Bytomiu wysypali się na zbierających się Polonistów, których szybko obili. Podczas meczu uszanowali naszą żałobę i zasiadając na 6 sektorze nie prowadzili dopingu. Po meczu Polonia próbowała zrewanżować się w Bytomiu, ale policja ograniczyła konfrontację. GieKSa wygrała 1:0.

W kwietniu 2003 roku pojechaliśmy do Lubina w 72 osoby. Na meczu spokój – gospodarze wystawili skromny młyn. GKS przegrał 0:2. Po sezonie lubinianie grali baraż o utrzymanie, ale polegli z Górnikiem Łęczna.

W sezonie 2004/2005 Zagłębie wróciło po rocznej nieobecności do Ekstraklasy. W październiku graliśmy w Lubinie, gdzie pociągiem wybrało się 30 GieKSiarzy. We Wrocławiu policja poinformowała nas, że wobec braku identyfikatorów nikt nie wejdzie na stadion. Na stadonie jedna nasza fanka weszła do klatki i wywiesiła transparent o chipach (z którymi musieliśmy się użerać od poprzedniego sezonu), a część zajęła miejsca incognito na trybunach gospodarzy. Pozostałe osoby, mając już zapoczątkowane kontakty z Dynamem Drezno, pojechały do wschodnich Niemiec. GKS przegrał aż 0:7, co było najwyższą porażką w historii występów w Ekstraklasie, a nasz piłkarski los stawał się coraz bardziej przesądzony.

W maju 2005 roku walczyliśmy do ostatniej kolejki, ale tylko matematyka pozwalała nam wierzyć. Na Blaszok przyszła garstka najwierniejszych fanatyków, którzy byli świadkiem wywieszenia nowej, wówczas najdłuższej flagi w Polsce, która miała aż 72 metry: Nasze miasto – Nasza krew – Nasze życie – GKS Katowice. Goście zjawili się w 50 osób. GKS wygrał 2:0 i nadzieja na utrzymanie wciąż tliła, ale ostatecznie spadliśmy, a rywalizację zaczęliśmy od czwartego poziomu rozgrywkowego.

W 2006 roku, po awansie na trzeci poziom, zagraliśmy z Zagłębiem II Lubin. Kibiców gości nie mieliśmy prawa się spodziewać, ale moda na GKS była tak duża, że Blaszok wypełnił się szczelnie. Wygraliśmy 3:0.

Jeszcze w tym samym roku w listopadzie zagraliśmy rewanżowe spotkanie w Lubinie. HZL miało wówczas z bandą Psycho Fans układ chuligański. Ekipa 250 osób, w tym 30 Banik Ostrava, jechała w chuligańskim nastawieniu, ale ostatecznie na środowym wyjeździe wiało nudą.

W sezonie 2008/2009 spotkaliśmy się już z pierwszą drużyną Zagłębia, bo Miedziowi spadli z Ekstraklasy. Tak jak w 2002 roku, tak niestety 6 lat później, historia zatoczyła koło. Podczas wyjazdu na Koronę Kielce zginął nasz kibic z Witosa – Dura i to właśnie mecz z Zagłębiem był tym, na którym Blaszok miał żałobę. Na płocie zawisł transparent „Niech te race oświetlą Ci drogę – Dura – Do raju który będzie Twym domem” oraz zapłonęły race w kształcie krzyża. Fani z Lubina, po ogromnej mobilizacji, przyjechali w rekordowe 250 osób i nie prowadzili dopingu przez pierwsze 15 minut (z szacunku do naszej żałoby). Na boisku skończyło się 2:2, ale nasze relacje z piłkarzami były tak fatalne, że Blaszok ubliżał im przez większość spotkania.

W kwietniu 2009 roku pojechaliśmy pierwszy raz na nowy stadion Zagłębia. Niestety termin nam nie sprzyjał, bo graliśmy w środę, ale nie przeszkodziło zrobić to wtedy naszej najlepszej liczby w Lubinie – 274 osób.

Od tamtego czasu nie zmieniło się u nas wiele i utknęliśmy na dobre w pierwszej lidze. Zagłębie zdążyło wejść do Ekstraklasy i wrócić do nas w 2014 roku. Ze względu na zakazy jakie łapaliśmy w tamtych czasach wyjazd do Lubina był wyjazdem rundy, więc ciśnienie i chęć pokazania się była ogromna. Nasz najlepszy wyjazd w historii stał się faktem – pojechało nas równe 1000 osób! Piłkarze polegli 0:1.

Wiosną 2015 roku podejmowaliśmy rozpędzone Zagłębie, które przyjechało w 440 osób, będąc wspierane przez Falubaz Zielona Góra i Zawiszę Bydgoszcz. Blaszok zaprezentował w kierunku piłkarzy transparent: „Te barwy od lat z ambicją kojarzone – przez was grajki wszystko zniszczone”. Jakby tego było – na murawie dostaliśmy aż 0:5! Gole strzelali wtedy nam m.in. Adrian Błąd czy Arkadiusz Woźniak.

Po 10 letniej nieobecności w Lubinie, nikogo nie trzeba było specjalnie namawiać nam wyjazd. Pojechaliśmy w 1005 głów, bijąc swój rekord wyjazdowy sprzed 10 lat. W tej liczbie znalazła się delegacja 26 kibiców Górnika Zabrze i 12 Banika Ostrava.

W marcu 2025 roku zakończyła się przepiękna historia dla wielu pokoleń fanatyków GieKSy. Blaszok po 40 latach zakończył swoją misję. Tym razem zjawiło się 409 kibiców Zagłębia, którzy wykorzystali całą przyznaną pulę i przeszli do historii jako ostatnia kibicowska ekipa zasiadająca jako goście na legendarnej Bukowej.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Czuć to było z boiska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Raków Częstochowa odbyła się konferencja prasowa, podczas której wypowiedzieli się trenerzy Rafał Górak i Marek Papszun. Poniżej główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji.

Marek Papszun (trener Rakowa Częstochowa):
Zależało nam, żeby dobrze zacząć i wejść w sezon i to zrobiliśmy. Z wymagającym przeciwnikiem. W zeszłym sezonie dwa trudne spotkania, na starej Bukowej – nie byliśmy lepsi, ale wygraliśmy, a potem przegraliśmy u siebie, choć nasza gra była już lepsza. Więc te mecze z GKS były trudne. Dzisiaj też było trudno, ale pokazaliśmy już na starcie dojrzałość i dyscyplinę taktyczną. Momentami nawet taki performance. Jestem zadowolony i z optymizmem patrzymy w przyszłość. Teraz regeneracja, jutro jeszcze mamy sparing dosłownie dla kilku zawodników, których mamy w kadrze i tych z akademii. I szykujemy się do meczu pucharowego z Żiliną.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Trudno zacząć od porażki, to nigdy nie jest fajna sprawa. Natomiast trzeba sobie bezapelacyjnie i szczerze powiedzieć, że trafiliśmy na mocny zespół, na pragmatyczną piłkę i ta gra Rakowa, która mi zawsze tak imponuje – dziś ją było czuć z boiska. Przyjmujemy z szacunkiem tę grę, teraz musimy wyciągnąć wnioski, a także doprowadzać do tego, żeby zespół był lepszy z każdym dniem. Musimy kalkulować, że jak trafimy na takiego przeciwnika, to może on postawić takie warunki, że będzie trudno stwarzać sytuację jakąś lawinową ilością lub tak przejąć inicjatywę, żeby to potem udokumentować golami. Był to trudny i wymagający mecz, natomiast sama pierwsza połowa była stabilna i graliśmy dobrze, mając na uwagę przeciwnika i trochę jestem niezadowolony z wejścia w drugą połowę, kiedy pierwsze dziesięć minut było najsłabsze w naszym wykonaniu w meczu i przeciwnik to wykorzystał, zdobywając bramkę. Nie chcemy robić z tego problemu, natomiast w każdym meczu chcemy zdobywać punkty. Teraz musimy się przygotować do następnego spotkania, które rozegramy tutaj w następny poniedziałek.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: z Lubina zaczyna wiać chłodem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zarówno GieKSa, jak i Zagłębie rozpoczęły sezon od porażki 0:1. Pierwszej zdobyczy punktowej oba zespoły poszukają w poniedziałkowy wieczór na Nowej Bukowej. Z jakim nastawieniem na ten mecz przyjadą Miedziowi? Czy istnieją przesłanki, że w tym sezonie zaprezentują się lepiej  niż w poprzednim, kiedy długo bronili się przed spadkiem? O nastroje na Dolnym Śląsku zapytaliśmy Pawła Junorego, redaktora serwisu mkszaglebie.pl i współprowadzącego podkast MKSTalk.

Co słychać u „ciepłowodnych”? Ta woda nie wydaje wam się coraz zimniejsza?
Być może tak jest, bo w ostatnim czasie komfort pewnych osób systematycznie się pogarsza. Powiedziałbym nawet, że z Lubina zaczyna wiać chłodem, który zaczynają odczuwać zarówno zarządzający klubem, jak i kibice. Od kilku lat można zaobserwować proces zwijania Zagłębia z Ekstraklasy i obawiam się, że w tym sezonie będzie on kontynuowany. Gdy kilka lat temu Miedziowi regularnie zajmowali bezpieczne miejsca w środku ligowej tabeli, łatka „ciepłowodnych” jak najbardziej do nas pasowała. Teraz z pewnością jest chłodniej, ale mogę też odpowiedzieć przewrotnie, że jeśli nic się nie zmieni, to niektórym może zrobić się gorąco.

Niedawno słuchałem waszego podcastu i przyznam, że trudno było dostrzec jakiekolwiek pokłady optymizmu przed rozpoczynającym się sezonem. Taki stan oddaje ogólne nastroje panujące wśród kibiców w Lubinie?
Nie śmiałbym stawiać się w roli głosu wszystkich kibiców, bo nawet w naszej redakcji opinie są podzielone. Mimo to rzuca się w oczy ponury nastrój wśród sympatyków Zagłębia, który nie jest spowodowany tylko wynikami. W ostatnim czasie nabraliśmy więcej odporności na kiepskie wyniki sportowe, choć zdaję sobie sprawę, że wy w Katowicach moglibyście odbić piłeczkę, że postawa naszych piłkarzy to nic w porównaniu z wieloletnią banicją na zapleczu Ekstraklasy. Mimo wszystko w Lubinie nie dzieje się dobrze, a naszym większym zmartwieniem jest sposób zarządzania klubem, na który jak nigdzie indziej ma wpływ polityka. Po latach względnej stabilizacji dominuje poczucie tymczasowości i nikt nie jest zaskoczony, gdy między jednymi a drugimi wyborami dochodzi do kolejnej zmiany prezesa. Taki stan rzeczy nie pomaga w budowie silnej drużyny, dlatego nie może dziwić, że krytyka jest powszechna. Trudno znaleźć powody do optymizmu.

W ubiegłym sezonie zajęliście ostatnie bezpieczne miejsce w tabeli. Jak oceniasz szanse Zagłębia na uniknięcie scenariusza gorączkowej walki o utrzymanie?
Na finiszu poprzednich rozgrywek mieliśmy realne obawy o utrzymanie, a obecnie nastroje są jeszcze gorsze. Pozostaje mieć nadzieję, że zadziała „logika Ekstraklasy”, czyli skoro większość ekspertów stawia nas w gronie potencjalnych spadkowiczów, to na przekór temu będziemy punktować. W tej chwili trudno wyrokować, czy tak będzie, bo pierwszy mecz z Widzewem nie dał zbyt wielu odpowiedzi na pytania o formę piłkarzy. Sam mam obawy, czy zdołamy się utrzymać i wydaje mi się, że wielu kibicom udzielił się stan pewnego zobojętnienia na słabe wyniki sportowe i coraz bardziej realną wizję spadku, która jeśli się zrealizuje, nie będzie dla wielu zaskoczeniem. Niedawno z niezadowoleniem przyjmowaliśmy ósme miejsce w Ekstraklasie, dziś taki scenariusz bralibyśmy w ciemno.

Manewr z zatrudnieniem Leszka Ojrzyńskiego w roli „strażaka” okazał się skuteczny w poprzednim sezonie. Jak oceniasz jego możliwości w kontekście budowania trwałych fundamentów pod drużynę w obecnych rozgrywkach?
Trener Ojrzyński odegrał kluczową rolę w utrzymaniu Zagłębia, bo dzięki niemu uszczelniliśmy defensywę i przestaliśmy tracić głupie bramki, co pozwoliło nam odbić się od dna. Wspominając nasz ostatni pojedynek na Bukowej, jeszcze pod wodzą Marcina Włodarskiego, Zagłębie grało na zaciągniętym hamulcu ręcznym. Mieliśmy grać ofensywnie, tymczasem zupełnie nie było tego widać na boisku. Nowy trener podszedł do sprawy pragmatycznie – dopasował styl do zawodników, wykorzystując ich potencjał. To wystarczyło do spokojnego utrzymania, bo mimo że zajęliśmy ostatnią bezpieczną pozycję, to pewni swego byliśmy już na cztery kolejki przed końcem sezonu. Osobiście liczę, że metody pracy Leszka Ojrzyńskiego okażą się skuteczne także i w tym sezonie, choć dostrzegam, że drużyna nie została wzmocniona w stopniu, jakiego oczekiwałby trener. Z drugiej strony zatrudniono nowe osoby w sztabie, na co wcześniej nie dostał zgody Marcin Włodarski. Znamy historię trenera Ojrzyńskiego w poprzednich klubach, gdzie po skutecznym utrzymaniu dość szybko tracił pracę. Mam nadzieję, że u nas będzie inaczej, bo mimo wszystko Miedziowi mają większy potencjał. Liczę, że trener odklei łatkę zadaniowca i dokończy sezon na ławce Zagłębia.

Wiele dobrego mówi się o Zagłębiu w kontekście szkolenia młodzieży, a drużyna w dużym stopniu opiera się na wychowankach. Szlifowanie spójnego modelu gry od juniora do pierwszej drużyny, ofensywny styl, budowanie akcji od tyłu – na ile Leszek Ojrzyński będzie w stanie realizować tę filozofię?
Należy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy taka filozofia była rzeczywiście realizowana, czy też mówienie o niej było zwyczajnym zagraniem „pod publiczkę”. Tuż przed zwolnieniem Marcina Włodarskiego, który był znany z pracy z młodzieżą, klub ogłosił strategię, że zespoły juniorskie przechodzą na system gry tożsamy z założeniami pierwszej drużyny. Nie minęło wiele czasu, gdy doszło do zmiany zarówno trenera, jak i systemu gry. Dziś nie dostrzegam wspólnego mianownika pomiędzy pierwszym zespołem a drużynami juniorów, tym bardziej, że za nami jeden z najgorszych sezonów w wykonaniu zarówno rezerw, które spadły, jak i juniorów w rozgrywkach CLJ. Mamy nowego dyrektora akademii, który będzie próbował poukładać te sprawy. Mam nadzieję, że mu się uda i nie skończy się tylko na ambitnych deklaracjach.

W naszym ostatnim meczu przy Bukowej szerokim echem odbił się fakt, że na boisko wybiegło aż dwudziestu Polaków. Tymczasem letnie transfery Zagłębia wskazują, że w tym sezonie nie będzie to regułą.
Rzeczywiście, latem do Lubina trafili między innymi obrońcy Roman Jakuba i Luka Lučić, a także napastnik Michális Kossídis. Do tego dochodzą sprowadzeni w zimie Szwed Ludvig Fritzson i Bośniak Josip Ćorluka. Nie liczę tu Jasia Burića, który jest już chyba bardziej polski niż bośniacki. Nie uważam takich ruchów za problem, a wręcz przeciwnie. W pewnym momencie Zagłębie stało się zakładnikiem popularnego bon motu o stawianiu na „młodych polskich Polaków z Polski”. Rynek transferowy działa jednak inaczej i należy szukać dobrych zawodników na miarę swoich możliwości zarówno w kraju, jak i za granicą. Trudno dziś znaleźć zdolnego polskiego zawodnika za relatywnie niewielkie pieniądze. Na tle całej ligi Zagłębie nie jest już potentatem finansowym. Dlatego należy stawiać na szkolenie młodzieży, a poszczególne pozycje uzupełniać graczami z zewnątrz, niezależnie od narodowości. Nie spodziewam się, że w poniedziałek zobaczymy w wyjściowym składzie Zagłębia aż tylu Polaków co ostatnio.

Na pewno nie zobaczymy za to Dawida Kurminowskiego i Tomasza Pieńki, którzy w tym okienku opuścili Lubin. Jak poważne są to osłabienia?
Obaj, będąc w formie, dodawali wiele jakości, nie tylko w kontekście Zagłębia, ale i całej ligi. Jeśli Tomasz Pieńko odnajdzie się w Rakowie, to może zostać klasowym piłkarzem i pokonywać kolejne szczeble kariery, bo nie ukrywajmy – trochę zasiedział się w Lubinie. Mam nadzieję, że nadal będzie się rozwijał i budował swoją wartość. Z kolei Dawid Kurminowski, gdy przezwycięży problemy natury osobistej, z którymi się zmaga, będzie jednym z wiodących napastników w lidze i Lechia będzie miała z niego wiele pożytku.

W mediach społecznościowych pojawiło się wideo, w którym na nasz mecz zaprasza nie kto inny, jak Adrian Błąd i Arkadiusz Woźniak. Lata mijają, a Wąski wciąż ma miejsce w waszej kadrze. Jakie są dziś jego zadania?
Nie wiem, czy zagra w poniedziałek, ale raczej znajdzie się w kadrze meczowej. Kibice GieKSy nie śledzili pewnie przygotowań Zagłębia do sezonu, więc na pewno zdziwi ich fakt, że w większości gier kontrolnych Arek występował jako stoper, momentami wręcz dyrygując poczynaniami defensywy. Jednak ważniejszą rolę Wąski odgrywa w szatni, będąc dużym wsparciem dla każdego trenera – od Stokowca, przez Fornalika i Włodarskiego, na Ojrzyńskim kończąc. Podobnie jak Jasmin Burić, Arek Woźniak jest powoli przygotowywany do nowej roli w strukturach akademii i jestem ciekaw, jak w tej roli się odnajdzie. Trzymam za niego kciuki, bo ma na swoim koncie kilkaset meczów w barwach Miedziowych i jest bardzo związany z regionem. Mecz z GKS-em na pewno będzie dla niego szczególnym wydarzeniem, bo po odejściu z Zagłębia odbudował się u was mentalnie i z pewnością zostawił po sobie dobre wspomnienia w Katowicach.

W tym okienku GKS rywalizował z Zagłębiem o pozyskanie z Puszczy Michálisa Kossídisa. Co twoim zdaniem zadecydowało, że ostatecznie wybrał Lubin?
Więcej na ten temat mógłby powiedzieć mój redakcyjny kolega Filip Trokielewicz, który toczył medialną wojenkę z działaczami Zagłębia po podaniu informacji o testach medycznych Kossídisa w Lubinie, którą klub w nieelegancki sposób dementował. Faktem jest, że oba nasze kluby były nim zainteresowane. Nie wiem, czym ostatecznie Zagłębie przekonało Greka, być może były to indywidualne warunki kontraktu, a być może większe szanse na grę w podstawowym składzie, bo na dziś Kossídis nie ma rywala do gry. Napiera na niego Marcel Reguła, nasz młody talent, który nie jest jednak nominalnym napastnikiem. Mam nadzieję, że ta rywalizacja wpłynie pozytywnie na postawę tak jednego, jak i drugiego. Niemniej warto pochwalić Zagłębie za sprowadzenie tego napastnika.

Nasze kibicowskie forum obiegła też plotka o zainteresowaniu GieKSy Bartoszem Białkiem, który jest wychowankiem Zagłębia. Jak oceniasz jego potencjał?
Trudno dzisiaj ocenić, na ile te poważne kontuzje, które ma za sobą, zahamowały jego rozwój. Odchodził z Zagłębia jako wielki talent. W przypadku takich zawodników śp. Franz Smuda lubił powtarzać, że „mają gola”, bo Białek potrafił zarówno odnaleźć się w polu karnym, jak i samemu wypracować sobie sytuację bramkową. Gdyby nie przeszkodziły mu kwestie zdrowotne, to jest to napastnik na miarę najlepszych klubów w Ekstraklasie. Trzymam kciuki, by odbudował się w SV Darmstadt.

Długo nie mogliśmy się pogodzić z porażką w Lubinie, bo w naszej opinii zaprezentowaliśmy się lepiej. Udało się wziąć rewanż w Katowicach, choć nie było to wielkie widowisko z obu stron. Jak wspominasz naszą rywalizację z ubiegłego sezonu?
Rzeczywiście, jesienią w Lubinie to GKS grał w piłkę, ale Zagłębie wyciągnęło asa w postaci Huberta Adamczyka, który w jednym z pierwszych kontaktów z piłką trafił do siatki. Co ciekawe, w kolejnych meczach piłkarz ten praktycznie nie podnosił się z ławki i zostało tak do dzisiaj. Poza kilkoma incydentami gra głównie w rezerwach. Wiosną natomiast oglądałem nasz pojedynek z trybun przy Bukowej. Był to dla nas mecz o dużym ciężarze gatunkowym, który piłkarze bardzo chcieli wygrać, bo na szali leżała posada trenera. Czasem mówi się, że zawodnicy graja przeciwko trenerowi, jednak nie w tym przypadku. Było widać ich złość po porażce w Katowicach. Mieliśmy swoje sytuacje, jednak zabrakło skuteczności. Podobnego scenariusza spodziewam się w poniedziałek. Mecz będzie wyrównany i zadecyduje konsekwencja w grze obronnej. Nie jest tajemnicą, że Leszek Ojrzyński stosuje taktykę późnego Piotra Stokowca, czyli na zero z tyłu, a z przodu może coś wpadnie. Ponadto, poniedziałkowe mecze w Ekstraklasie rzadko dostarczają wielu emocji, ale kto wie, może na przekór wszystkiemu w Katowicach będą fajerwerki.

Ostateczne rozstrzygnięcia w Ekstraklasie spowodowały, że w tym sezonie Zagłębie nie będzie „zapieprzać do Niepołomic”. Tymczasem w ten weekend będzie to robił autor tych pamiętnych słów.
Nigdy nie byłem ulubieńcem Piotra Stokowca w czasach naszej współpracy w Lubinie. Jak widać, los bywa przewrotny i w tej kolejce do Niepołomic „zapieprza” nie Zagłębie, ale Pogoń Grodzisk z Piotrem Stokowcem na ławce trenerskiej. Takie są czasem koleje losu…

Pokusisz się o wytypowanie wyniku?
Obstawiam skromne 1:0 dla Zagłębia po stałym fragmencie w 89. minucie.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga