Dołącz do nas

Felietony

Psychoterapia tego zespołu potrzebna NA JUŻ!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

To miał być mecz o sześć punktów i rzeczywiście takim był. Z tym że GKS Katowice przystępował do spotkania z lepszej pozycji mentalnej. Nasz zespół był co prawda po dwóch remisach w meczach, w których prowadził – ale to Zagłębie poniosło sromotną klęskę 0:5 w Nowym Sączu. To Zagłębiu zarzucano brak ambicji i zaangażowania. Po Zagłębiu przejechano się w mediach. Nawet prezes Marcin Jaroszewski zarzucił brak ambicji piłkarzom, a jak wiemy – nie ma dla piłkarza większej obrazy niż taki zarzut.

Na lepszy moment GieKSa więc trafić nie mogła. Zagłębie było rozbite, nasz zespół był podrażniony. Dwa remisy w wygranych meczach musiały powodować złość u naszych zawodników. Pojawiały się przewidywania, że GieKSa tu się odkuje i w końcu odniesie zwycięstwo nad ograbionych ze swoich mentalnych atutów przeciwnikiem. Oczywiście obawialiśmy się tego spotkania, bo wiadomo było, że za darmo trzech punktów nie dostaniemy, a Zagłębie to nadal dobra drużyna, z dobrymi zawodnikami. Można było spodziewać się trudnego meczu, ale po cichu liczyliśmy, że dobra gra z poprzednich meczów się powtórzy, nie powtórzą się natomiast fatalne błędy i wyłączenie prądu. Po cichu liczyliśmy, że GieKSa zdominuje rywala na jego terenie. Nawet były trener Zagłębia Artur Derbin rozgłaszał przed meczem, że lepiej GieKSa trafić nie mogła…

I pierwszą połowę mogliśmy oglądać z wielką przyjemnością. GieKSa rządziła na boisku i pokazywała Zagłębiu, na czym polega futbol. Dobrze patrzyło się, jak katowiczanie rozklepują obronę rywala i stwarzają sobie raz po raz dogodne sytuację. No niestety jednak… tradycyjnie fatalnie pudłowaliśmy. Dwóch okazji nie wykorzystał Lebedyński, w tym jednej setki. Dwie bardzo dobre miał Prokić – niecelnie. Foszmańczyk dostaje prezent od bramkarza i ma sto lat na strzał, pozwala sobie wybić piłkę. Jóźwiak przeprowadza kapitalny rajd – również mając czystą pozycję daje się wytrącić rywalowi. No ale są te sytuacje na pęczki. Świetnie gra Kalinkowski, Fosa rozdziela piłki, dostosowuje się do dobrego poziomu rekonwalescent Frańczak… Bramka jest tylko kwestią czasu.

Naprzeciw mamy Zagłębie. Stłamszone, bezradne, w wielkim kryzysie. Kryzys ten od pierwszego gwizdka jeszcze się pogłębił. Nie wychodzą im proste zagrania, notorycznie tracą piłki na własnej połowie, nie wiedzą, co się wokół nich dzieje. Dwudziesta któraś minuta i pierwsze okrzyki z trybun „kurwa mać, Zagłębie grać”. Z każdym zagraniem i z każdą akcją GieKSy frustracja u kibiców narasta, słychać teksty o żenadzie, o wstydzie dla tego klubu, słychać „wypierdalać” krzyczane do niektórych piłkarzy. Zbliża się przerwa, GieKSa totalnie dominuje, brakuje tylko bramki. Jeszcze w doliczonym czasie gry mieliśmy aż dwie sytuacje…

Stop. Przerwa. Schodzących piłkarzy Zagłębia żegna taka kocia muzyka, jakiej nawet na Bukowej chyba nigdy nie widzieliśmy. Schodzi z boiska zespół sfrustrowany, zdołowany, rozbity piłkarsko i mentalnie, zespół, który właśnie osiągnął dno. Na łopatkach. Czekający tylko na wymiar kary. Piłkarskie hospicjum.

Jednak wynik ciągle brzmi 0:0. I tutaj gdzieś pojawia się pierwsza nasza obawa. Nie strzeliliśmy bramki. Mamy doświadczenia z poprzednich meczów, kiedy to GieKSa z niewiadomych przyczyn przestawała grać w piłkę. Nie… To się przecież nie może trzeci raz powtórzyć. Mamy rywali na widelcu, więc trzeba utrzymać po prostu swój styl gry przez kilka minut drugiej połowy i w końcu ta bramka padnie. Jeśli nie zdarzy się katastrofa, wygramy. Grzechem ciężkim byłoby nie wygrać meczu z rywalem, który już nie jest drużyną…

Pierwsza akcja drugiej połowy, mamy piłkę, mamy rzut wolny. Nieudany, ale co tam, gramy swoje. Druga akcja drugiej połowy – Zagłębie robi pierwszą poważną akcję w meczu, dośrodkowanie z lewej strony i gol. Euforia na stadionie – ci którzy wyzywali piłkarzy, teraz padają sobie w ramiona, a my z opadniętymi szczękami nie możemy uwierzyć, w to co się właśnie wydarzyło. Nie mieliśmy prawa stracić tego gola, a już na pewno nie zaraz po przerwie, gdy to nam się gra układa przez cały mecz. Pół biedy jednak, że gola straciliśmy – w końcu cała druga połowa przed nami. Grać swoje i wygrać.

To był dla nas koniec meczu. Nasi zawodnicy w tym momencie opuścili boisko.

Od tego momentu WSZYSCY przestali grać w piłkę. Kalinkowski zaczął grać bardzo nerwowo i notować głupie straty, to samo Abramowicz. Foszmańczyk zaczął psuć każdą akcję. Przebojowy Jóźwiak zniknął i pokazał się tylko raz, aby oddać anemiczny strzał. Lebedyński i Prokić polecieli na inną planetę. Wprowadzenie Goncerza nie zdało się na nic, Gonzo nie zaliczył chyba jednego udanego zagrania. Nasz zespół po prostu przestał istnieć.

Oczywiście, że Zagłębie zaczęło grać trochę lepiej i złapało wiatr w żagle. Ale do jasnej, ciężkiej, pieprzonej cholery my w trzecim meczu z rzędu gramy znakomicie od początku meczu, by po jakimś czasie kompletnie spieprzyć cały włożony wysiłek, tydzień pracy, położyć się na boisku i oddać za darmo punkty rywalom!

To jest po prostu niepojęte – prowadzimy z Chojnicami 2:0 i cudem remisujemy. Gramy z hobbystami z Olsztyna, dla których wycieczka w nasze pole karne to najdalsza podróż w ich życiu i dajemy sobie strzelić dwa gole. W końcu tłamsimy błagających o koniec przygody z piłką graczy z Sosnowca, by ostatecznie dać im spektakularnie zmartwychwstać. Każdy z tych meczów – choć diametralnie inny – ma cechę wspólną. Nasi piłkarze stwarzający wcześniej efektowne, zespołowe lub indywidualne akcje, przestają kopać prosto piłkę, kopią ją za lekko, niedokładnie, nieprecyzyjnie i wywracają się przy próbach. To jest po prostu już zupełnie inny film. A minęło tylko 15 minut czy w poprzednich meczach nawet mniej…

Pisaliśmy o tym, że trzeba doprowadzić do tego, żeby wyrwać przycisk „off”. Niestety – z Zagłębiem to już nie było lekkie naciśnięcie, tylko ktoś po prostu wyrwał kable – i nie było już powrotu.

Ze zdumieniem słucham trenera Brzęczka, który za przyczynę porażki uważa „jedną akcję, pechowy rykoszet” i bramkę, która ustawiła to spotkanie. Naprawdę mamy szczerą nadzieję, że to tylko śpiewka dla mediów. Bo jeśli – nie daj Boże – trener tak naprawdę uważa, to chyba czas zwinąć żagiel z napisem „rejs do ekstraklasy”. Sprowadzanie kwestii tego meczu i naszych problemów do jednej akcji przeciwnika to jakieś totalne nieporozumienie.

W tych trzech meczach powinniśmy mieć siedem punktów minimum. Chojnice rzeczywiście przycisnęły, ale mecze ze Stomilem i Zagłębiem to czyste frajerstwo. Przyznam, że chodząc od 20 lat na GieKSę nie pamiętam, aby zespół w tak krótkim czasie dwukrotnie tak bardzo spartolił mecz. To się po prostu nie mieści w pale – jak mawiał Grzegorz Skwara. Innego cytatu z jego słynnej wypowiedzi lepiej nie przytaczać…

Niestety trener Brzęczek gubi się nie tylko w wypowiedziach. Decyzje kadrowe są mocno dyskusyjne. Usilne wystawianie słabego Wisia, który już zawalił dwa gole. Z Zagłębiem zdjął Lebedyńskiego i Prokića, którzy po przerwie słabo grali, ale jednak mieli szansę jeszcze coś zdziałać – i wprowadzenie Gonza i Cerimagica, którzy nie potrafili zrobić już nic.

Inną sprawą jest skuteczność. Bo kibice mówią na Stomilu i teraz w I połowie, że „tak dobrej, walczącej GieKSy dawno nie widzieli”. Przychylamy się. Tylko dlaczego nie potrafią wcisnąć na 2:0 z leszczami z Olsztyna i choćby na 1:0 z rozbitym Zagłębiem? Pisaliśmy o tych pieprzonych 30 meczach bez trzech goli. Czy naprawdę ten prostokąt jest taki mały? Może potrzebny jest klubowy okulista?

Obrona jako całość – stoi i nic nie robi przez cały mecz (bo przeciwnicy nie atakują), a jak raz trzeba poważniej popracować, to tracimy bramkę. To co było naszym atutem na jesieni, teraz jest piętą achillesową.

Stałe fragmenty gry. Groźne? Jeden z kibiców podliczył – z Chojniczanką 11 rzutów rożnych. Ze Stomilem i Zagłębiem po 13! Co łącznie z autami Abramowicza daje pewnie z 50 takowych! I gdzie te gole do cholery? Rzuty rożne Zagłębie – GKS 1:13. Zagrożenia – w Sosnowcu żadnego.

Niestety po raz kolejny od wielu lat jest to ważny mecz, spotkanie, które może być przełomem, milowym krokiem do lepszego jutra. I my zawsze takie mecze musimy przegrać, a najczęściej we frajerski sposób. Zresztą rok temu w Sosnowcu mogliśmy świetnie się ustawić na zimę i również koncertowo to spieprzyliśmy.

„Ten mecz to esencja kibicowania GieKSie w ostatniej dekadzie. Rozbudzone nadzieje i policzek od życia” – napisał jeden z kibiców. Ciągle od 10 lat to samo, i to samo, i to samo…

Przed rundą pisaliśmy, że będziemy wspierać zespół w trudnych sytuacjach. Ale pisaliśmy też, że będzie krytyka, jeśli na to zasłuży. I tego się trzymamy – i jednego, i drugiego. W najczarniejszych snach jednak nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sprawy. Takiego, że drużyna pokazuje potencjał piłkarski na ekstraklasę, a zawala sukcesywnie mecz za meczem.

Problem jest w głowach i to olbrzymi problem. Naprawdę podchodząc bardzo emocjonalnie do tego meczu, aż ręka chce napisać coś bardziej niecenzuralnego, bo przecież inaczej wręcz się nie da. Ale jeszcze się powstrzymujemy, jeszcze piłka jest w grze, cały czas można ten sezon zakończyć sukcesem. Chyba jedyną drogą do tego jest zbiorowa psychoterapia tego zespołu wraz ze sztabem szkoleniowym. Plus indywidualna każdego z osobna. I to terapia szybka, nastawiona na efekt. Zmniejsza nam się margines błędu, a przed nami kolejne bardzo ciężkie mecze. Przecież oni mają potencjał i umieją grać na wysokim poziomie – co pokazują w każdym meczu. A jeśli tak, to naprawdę chyba tym facetom trzeba pomóc w inny sposób.

Wiadomo oczywiście, że w naszych warunkach kompleksowa psychoterapia nie jest możliwa. Klub jednak MUSI zatrudnić psychologa sportowego, ale nie w formie świeżo upieczonej absolwentki tego kierunku. To musi być ktoś z najwyższej półki. Facet. Psycholog sportowy to jest norma na świecie i dzięki temu sportowcy z potencjałem – ale z jakiegoś powodu zablokowani – odnoszą sukcesy. Zaraz mi jeden z drugim piłkarz powie – „nie jestem psychiczny”, albo „sami musimy rozwiązać swoje problemy, żaden psycholog nie pomoże”. Ogólnie to takie wstydliwe, korzystać z takiej pomocy. A wstydem nie jest mieć problemy, tylko udawać, nawet jeśli są – że się tych problemów nie ma. I partolić, co tylko się da – właśnie z tego powodu, że nie dam sobie pomóc.

Za tydzień Znicz. To co się wydarzyło w pierwszych trzech kolejkach jest już poważnym sygnałem. Brak wygranej w Pruszkowie będzie już katastrofą i awans będzie można zacząć rozpatrywać w kategoriach cudu. Możemy kilkoma meczami (a pamiętajmy też o niedawnych porażkach w Bytowie i Suwałkach) zaprzepaścić cały sezon i wszelkie szanse.

Mimo, że jesteśmy już na końcu tego pomeczowego felietonu nasuwa się ciągle to samo pytanie, co na początku i zaraz po meczu… Jak do diabła można było drugi raz z rzędu nie wygrać meczu, który jest wygrany? Jak można było to tak spieprzyć?…

Weźcie się do cholery ogarnijcie!

17 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

17 komentarzy

  1. Avatar photo

    Lukasz

    18 marca 2017 at 11:53

    Nic dodac, świetny tekst oddający nastroj, mój takze po tym co wczoraj zobaczyłem, z tym psychologiem to kwestia która dawno powinna być poruszona ale faktycznie jak teraz tego się nie ogarnie to eksklasa odplynie nam już za dwie trzy kolejki bezpowrotnie. Trenerze słowo do Pana – mam nadzieję że zauważył Pan że obrońca Wisio nie nadaje się obecnie do grania. Jest Oli jest Garbacik choć myślę że czas dać temu pierwszemu znów pograć w 1 jedenastce…

  2. Avatar photo

    Marc

    18 marca 2017 at 12:45

    Każdy z osobna i wszyscy razem jesteśmy zawiedzeni, sfrustrowani i po prostu wkur*. Pragnę jednak przypomnieć, że w rundzie jesiennej wygraliśmy tylko 1 spotkanie w pierwszych pięciu kolejkach a skończyliśmy na 2 miejscu. Ogromna prośba do całej społeczności. Wytrzymajmy ciśnienie, bo gra o wszystko dopiero się rozpoczęła. Wspierajmy jak nigdy i pokażmy wszystkim, że hasło „Cała GieKSa Razem” to nie pusty slogan. Może warto pomyśleć nad wizytą na treningu większej grupy kibiców z głośnym „Jesteśmy z Wami”?

  3. Avatar photo

    tomek

    18 marca 2017 at 15:13

    Prawda jest taka ze z ta pierdola brzeczkiem o awansie mozemy pomarzyc. Sciąga ciuli typu wisio a konkretnego napastnika brak. Pierdoli co tydzien to samo a prawda jest taka ze pojecia nie ma i swoimi decyzjami powoduje taka sytuacje. Co z tego ze pilka chodzi jak po sznurku jak nie przeklada sie to na bramki. Zaglebie jeden stezal w swiatlo bramki i jeden gol a my

  4. Avatar photo

    Kibol

    18 marca 2017 at 15:37

    Psychoterapia ha ha ha ha do poprawy natychmiast obrona ,kondycja na 90 min nie na 45 ,no i doszło strzały w światło bramki A nie na pałę byle szczelic brak jakiej kolwiek koncentracji jak z głowy tak z nogi no ale jak niektórzy w piłkę nie umieją trafić no to makabra nie wiem co wy trenujecie i gdzie te analizy ludzie opamietajcie się bo to narazie tragedia

  5. Avatar photo

    Marcin

    18 marca 2017 at 20:51

    Ja bym zmienił poprostu taktykę na bardziej ofensywną tzn; 4-3-3 BRAMKA: Abramowicz, OBRONA: Abramowicz, Kamiński, Praznowsky, Czerwiński POMOC: Cerimagić, Foszmańczyk, Zejdler ATAK: Goncerz mimo wszystko, Lebedyński, Prokić i ogień !!! Trener pomyśl o tym bo twoja taktyka jest daremna..

  6. Avatar photo

    Fjodor

    18 marca 2017 at 23:28

    Shellu – ten felieton to aplikacja do pracy w GieKSie? 🙂

    A poważniej pisząc, 100% racji.

  7. Avatar photo

    Fjodor

    18 marca 2017 at 23:33

    Jeszcze raz jednak po głębszym zastanowieniu się. A nie sądzicie, że im po prostu brakuje jednak pary od 60 minuty? Że po prostu odcina sztrom?

  8. Avatar photo

    Shellu

    19 marca 2017 at 00:03

    Fjodor, nie sądzę, żeby to był najlepszy pomysł 😉

  9. Avatar photo

    Scifo

    19 marca 2017 at 00:16

    do: Marcin – Cerimagic i Prokic nie mogą być na placu w tym samym czasie, zapomniałeś o Jóźwiaku.

    Zmiana taktyki, wy..bać trenera, wy..bać Wisio, Goncerz do dupy, sztromu starczo na 45 min…
    Tak to wygląda, ale odpowiedzcie mi skąd wzięła się dobra gra na początku każdego z trzech ostatnich meczy? Punkty są tylko dwa ale tylko tyle tracimy do lidera.
    Drużyna potrzebuje właśnie teraz naszego wsparcia!!! Praca z psychologiem to dobry pomysł, my kibice też możemy być jak psycholog!!!

  10. Avatar photo

    Irishman

    19 marca 2017 at 05:27

    Marcin, Ty serio twierdzisz, że możemy grać jeszcze bardziej ofensywnie? A poza tym w tym ustawienie przegramy wszystkie mecze 0-3.

    Ja też się ciągle bije z myślami czy to kondycji brakuje, czy psychika siada. Mimo wszystko jednak raczej przychylam się, że to to drugie w kompilacji z frajerstwem w grze obronnej i błędami w ustawieniu drużyny oraz obranej taktyce.
    Zauważcie, że na początku kiedy ciśniemy przeciwników, a oni skupiają się na obronie jest OK, a nawet pięknie to wygląda. Problemy zaczynają się, gdy przeciwnicy zmuszenie sytuacją zaczynają nas atakować. Wtedy nieoczekiwanie dla nich samych wchodzą w nas jak w ciepłe masło, a sytuację pogarsza jeszcze to, że nasi zawodnicy nieustannym szturmem są faktycznie lekko zmęczeni. No, a kiedy do tego dodamy jeszcze, że nasz nowy blok defensywny Z Wisiem w składzie (który dopiero łapie formę)jeszcze się zgrywa (bo w sparingach Brzeczek sobie eksperymentował aż miło) to już mamy pełen dramat pt. „Jak można głupio przegrywać awans”.
    No i tutaj faktycznie wchodzi aspekt psychologiczny.
    I mecz – gramy świetnie, Chojniczanka nie istnieje, prowadzimy 2-0! Nagle mimo tego, że zostawiamy serce, płuca i wątrobę na boisku przeciwnicy po głupich błędach łatwo wyrównują i mało nie wygrywają. Leki szok, ale dobra – pierwsze koty za płoty.
    II mecz – to samo co w pierwszym. I tu już nie tylko szok ale już lekki gong w dynię.
    III mecz – w I połowie pełna dominacja. I nagle znowu frajerska bramka. I jak się wtedy czuliście? Bo mnie się wszystkiego odechciało! A jak się musieli czuć zawodnicy, którzy gryzą trawę, a obrona niweczy ich wysiłki w tak głupi sposób???

    Psycholog? Pewnie, przydałby się. Ale w tej sytuacji to nawet jakby to był jakiś laureat Nagrody Nobla, to też niewiele by pomógł. Bo nasi piłkarze to ludzie, a nie cyborgi.

    Chociaż…no nie wiem. Może jakby taki psycholog porozmawiał z trenerami to by coś pomogło?????

  11. Avatar photo

    Lukasz

    19 marca 2017 at 09:15

    Wisio łapie formę??? Psycholog pracuje właśnie z ludźmi a nie cyborgami … Wg mnie kwestia leży w głowie – przez pierwsze 45 minut w trzech meczach jest nieustanny atak w którym 5-6 sytuacji zamienia się tylko w dwa gole z Chojnicami i jedna bramka że Stomilem no i pojawia się niepewność że nic więcej nie wpada. A to że wjeżdżają jak w masło świadczy o tym że są niepewni bojazliwi w obronie tutaj fizyczna forma raczej nie ma nic do rzeczy.

  12. Avatar photo

    kibic

    19 marca 2017 at 10:48

    czytam wasze wypowiedzi i smiech mnie ogarnia,czyste bzdury blad poprostu lezy po winie trenera i jego wizji gry pilka a my nie jestesmy Barcelona kazdy moze to sprawdzic prubuja wymiene pilki miedzy soba 4,5 podan dokladnych i nastepne zepsute i z tego idzie kontra i zagrozenie a natym nie polega gra w 1 lidze niestety,druga zecz transfery oszczednosciowe tak nie da sie awansowac i na konie o grajkach gonzo podpisal nowy lepszy kontrakt i kon iec jego staran Wisio,Sapala niepotrzebni 2 gracz z poza uni poco mogli spokojnie poczekac z nim do lata brak napastnika jest widoczny od pol roku brak wzmocnienia,srodek pomocy katastrofa,kto ma kreowac gre Foszmanczyk ok a jesli mu nie wychodzi kto ma go zastapic nikt b o brak zawodnika,ciagle w klubie sa popelniane te same bledy oco tu chodzi moze komus zalezy aby nie bylo awansu i na koniec krytyka pod adresem naszych rzadzacych kibicow gdzie wasze obuzenie po takim szpilu ze gorolami powinni czekac pod stadionem i pokozac im nasze nie zadowolenie poczac ta druzyna moze by to zmienilo a nie krecic sie przy prezesie i udawac ze nic sie nie stalo czekom na zetelne odpowiedzi a i bym zapomnial zoboczcie zaangazowanie i forma grajkow zagrali 80 procent 1 skladu w rezerwach i tam we 4 lidze tez sa slabi to jak mamy awansowac jesli oni sa slabi we 4 lidze to jest katastrofa

  13. Avatar photo

    Lukasz

    19 marca 2017 at 12:03

    Kibic czy Ty wogole widziałeś te trzy mecze? Piszesz głupoty jakich malo, wiekszosc gołym okiem dostrzega że Pierwsze 40-50 minut w każdym z tych trzech męczy GieKSa przeważa, atakuje kreuje naprawde dużo sytuacji wręcz momentami tlamsi rywala, więc nie pisz że nie potrafią wymienić 3-4 podań albo że są słabi bo problem tkwi w tym że nie potrafią dominować cały mecz i są nieskutecznie a to nieco szerszy problem skoro dotyczy już trzeba meczy. Co do transferów każdy jest mądry jak widać po fakcie – Gonzo wystrzelił wcześniej forma że nikt nie pytał o napastnika potem ściągnęli skutecznego przecież wtedy Mikołaja no i wydawało się że Prokic uzupełni ich ale rzeczywistość okazała się inna. Ale jaki to błąd transferowy ? Pokaż mi zawodnika który, jak tu nieraz widziałem że ktoś pisze, „gwarantuje” gole w lidze. Nie ma takich a na pewno nie w Polsce i nie za kasę jaką dysponuje GieKSa …

  14. Avatar photo

    kibic

    19 marca 2017 at 12:47

    Do Lukasz niestety widzialem wszystkie 3 mecze a na mecz ze stomiem przejechaem 800 km aby go zobaczyc i co zobaczylem niezly jak na 1 lige poczatek,ae to wszystko fatalna obrona jak obroncy moga w tak gupi sposob tracic pilki(D.Abramowicz,Wisio czysta pomylka),brak krycia wsrodku ,zaangazowania,panika,po stracie 2 bramki,czy wedlug ciebie tak ma wygladac gra,bo oczywiscie o 2 polowie z gorolami lepiej wogule nie pisac bo szkoda nerwow,a teraz o transferach to nie chodzi mi o Lebedynskiego czy Proksicza bo to dobre transfery tylko cos sie dzieje z naszym wyszkoleniem ze pilkarze przychodzac do nas sie zacinaja i graja na nizszym poziomie,wystarszy zobaczyc styl gry pilkarzy z 1 skladu we rezerwach oni tam powinni wygrywac po 10 zero a jak jest sam ocen,no i na koniec to nie kibice powinni szukac wzmocniem bo od tego sa skalci co biora zato kase,na polskim rynku nie ma zawodnikow tanich ale sa rynki poludniowe i wschodnie tylko trzeba szukac a nie kombinowac jak trener w meczu z gorolami bo jesli ciebie ta porazka nie boli to juz nie rozumiem,ja uwazam ze to wstyd i hanba i kolejny roz gorole nos upokorzyli i to bez gry,i ostatnie powiedz przy tych transferach kogo mial do dyspozycji trener w ataku gdy sciagnol z boiska 2 napastnikow Gonza(akurat do niego mam pozytywne stosunek choc cos jest nie tak ze od pol roku jest bez formy)nikogo a zamiast naprzyklad transferu Wisia szlo sciagnac napastnika a zostawic Jurkowskiego,ale widac ty patrzyles na inne mecze lub slonecznych okularach ze nie widzisz bledow i braku kondycji i paniki druzyny gdy czas ucieka i trzeba gonic wynik

  15. Avatar photo

    Lukasz

    19 marca 2017 at 14:20

    Problem polega na tym że każdy ma swoją ocenę a właściwie nie problem bo dobrze że komuś zależy i nam kibicom na pewno na dobrej grze. Ale o tym decyduje Brzęczek, nie wiemy jak wyglądał Jurkowski a patrząc na doświadczenie i grę w Austrii można było przypuszczać ze Wisio w walce o awans to wzmocnienie. Kwestie tego że w rezerwach powinni wygrywać po 10 zero to zostawię bo albo nigdy nie grałeś w piłkę albo myślisz że w 3 czy 4 lidze gra się tak latwo. Transfery nie zależą od kibiców i całe szczęście, jeśli wiesz jak pracują Skouci u nas to masz prawo komentować ale jak polega to tylko na zwykłym narzekaniu to oszczędz tego. Wg mnie mamy całkiem niezły personalnie skład a to kto mógłby grać to inna rzecz z tego co kojarzę o co mecz komentarz Twój dotyczy zmian personalnych tylko kurwa na czym Ty to opierasz? A przegrana z gorolami boli każdego kibica, mnie boli w huj strasznie i nie jest to powód żeby się wadzić o takie głupoty więc skoncz wylewać swoją frustracje. A co do 800 km to do Chojnic tyle a nie na do Olsztyna ;]

  16. Avatar photo

    kibic

    19 marca 2017 at 15:53

    jak bys przeczytal uwaznie,to napisalem ze przejechalem 800 km aby byc na szpilu i co rozczarowanie,po 2 sa to moje pierwsze zle wpisy na temat druzyny ,bo liczylem ze druzyna potrzebuje sie rozkrecic,niestety sie pomylilem,wedlug ciebie sklad personalny jest dobry to okpowiedz kto ma zastapic lub wchodzic na zmiany do ataku,kto ma zmienic Fozmanczyka na rozegraniu jesli mu nie wychodzi lub ma slabszy moment,co do Wisio kazdy mogl sie pomylic ale chyba nie trener i widzi na jakiej jest dyspozycji,za niego wolalbym nawet prze zemnie nielubianego Pielorza on nie ucieka od przeciwnika tak jak Wisio,a na koniec nie pisz jakis glupot o graniu i jak chcesz myslec o awansie jesli prawie cala jedenastka z 1 skladu nie umie poradzic sie w rezerwach,wedlug mnie mamy za szeroka kadre lepiej bylo ja zmniejszyc ale wzmocnic konkretniej

  17. Avatar photo

    Michał

    20 marca 2017 at 07:33

    Wszystko pięknie, napisane tak jakbym sam to pisał. Tylko jedno mi się nie podoba i podobać nie będzie. Nigdy nie napisał bym, że dany zespół to „leszcze” ani „hobbyści”. Każdy zespół zasługuje na nawet minimalny respekt. To, że Stomilowcy przędzą jak przędzą, brak kasy, stadion w opłakanym stanie, płace nie na czas… ale to zespół. Jakoś trzymają się w 1 lidze, jakoś grają i jakoś…. WYGRYWAJĄ z naszą GieKSą. Wiem, że pisał pewnie na gorącą tą recenzję, wiem, że czasami puszczają nerwy. Moim rodzinnym miastem jest Olsztyn, moim sercem jest GKS K-CE, mam mnóstwo znajomych Stomilowców( normalnych), nigdy nie padały słowa, że OKS, albo GKS to frajerzy, leszcze itp. Szanujmy się chociaż trochę, a będzie nam lepiej w kibicowaniu i dopingowaniu naszych grajków! Pozdrawiam normalnych, dla których każdy zespół jest czymś więcej niż 11-osobową watahą biegającą po boisku! PS no może oprócz Zagłębia i Ruchu….- ehh taki żarcik 🙂

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plusy i minusy po Rakowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.

Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.

Plusy:

+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.

+ Jędrych i Klemenz 
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.

Minusy:

– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.

– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.

– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.

Podsumowanie:

GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.

To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.

Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga