Dołącz do nas

Felietony

Rzetelnie wykonana robota

Avatar photo

Opublikowany

dnia

GKS Katowice odbił się od dna. Dwie wygrane pozwalają nabrać w końcu optymizmy i wiary w to, że praca trenera Piotra Mandrysza może przynieść efekty. Nie wiemy, czy to odbicie jest stałe czy chwilowe, bo doświadczenia ostatnich lat pokazały przecież, że nawet całe dobre rundy jesienne potrafią zaciemnić obraz. Faktem jest, że GieKSa po wygranej z Rakowem, pokonała u siebie rozpędzoną Chojniczankę w niezłym stylu, to znaczy takim, przy którym goście nie mieli wiele do powiedzenia. Dobrze się stało, zwłaszcza w kontekście nastrojów kibiców. Po bardzo nerwowej atmosferze na początku sezonu teraz jest ten moment, w którym może znów zagościć spokój. Na jak długo? To zależy od piłkarzy.

Wczoraj wiele rzeczy zafunkcjonowało naprawdę nieźle. Zdecydowanie nie było jednego ojca zwycięstwa, bo większość zawodników zagrała – jako zespół – na dobrym poziomie. Z taką postawą na wiosnę byłby pewny awans. Zarówno defensywnie, a mówimy o grze defensywnej całego zespołu, jak i w ofensywie mogliśmy zobaczyć ciekawe akcje. W końcu szaleństwa Prokića były robione z dokładnością i precyzją, dzięki czemu mieliśmy kilka dobrych akcji, a jego dwa zachowania związane z szybkością – w pierwszej i drugiej połowie – robiły różnicę. Obudził się Wojciech Kędziora, którego bardzo krytykowaliśmy w pierwszych spotkaniach. Tym razem był aktywny, dużo przy piłce, wziął sprawy w swoje ręce i nie ograniczał się tylko do czekania na piłkę. Zejdler i Kalinkowski zagrali jak za najlepszych czasów na jesień zeszłego roku, spokojnie, z agresją, ale też pomyślunkiem – po destrukcji przychodził czas na uruchomienie swojej akcji ofensywnej. Środek pola był na tyle zaryglowany, że przeciwnicy nie potrafili się przedrzeć.

Cała linia obrony spisała się też na piątkę. Nawet jeśli niektórym zawodnikom brakuje umiejętności, to tym razem wykrzesali z siebie bardzo wiele. Mączyński już nie był tym Mateuszem z pierwszych meczów, czyli beznadziejnym. Zagrał poprawne, solidne zawody, bez większych błędów. Adrian Frańczak wyrósł na kluczową postać w tym spotkaniu, a jego dwie mięciutkie wrzutki (a przecież znamy go z mocnego kopyta) otwierały partnerom szansę na zdobycie gola – był idealne. Środkowi obrońcy plus bramkarz, także spisali się bez zarzutu.

Swoją drogą tyle pewności, ile zapewnia w tyłach Mateusz Abramowicz każe nam z jednej strony zapytać trenera Mandrysza, dlaczego tak późno, ale też cieszyć się, że… tak szybko dokonał tej zmiany. Abram broni spokojnie, naprawdę potrafi wybronić mecz – wczoraj nie wybronił, ale swoją postawą pomagał drużynie. Z całym szacunkiem do Sebastiana Nowaka, przy udziale tego golkipera nie mogliśmy czuć takiego komfortu. Tu Mateusz jest numerem jeden.

Jest jednak pewien mankament, choć na ten moment jeszcze trochę na wyrost i nie musi ostatecznie wystąpić na dłuższą metę. Wydaje się bowiem, że jedenastka, która wybiegła przeciw Chojniczance, jest zbliżona do optymalnej. Zbliżona, bo przydałoby się jeszcze kilka wzmocnień, na pozycji choćby lewego obrońcy, ofensywnego pomocnika czy napastnika. Nie, broń Boże nie mówimy, że ci co zagrali zawiedli – wręcz przeciwnie. Jednak nie możemy podniecać się tymi dwiema wygranymi i mówić, że mamy kompletną drużynę. To byłby błąd w sztuce trenera, gdyby tak założył. Natomiast nadal ławka nie jest taka, jak byśmy chcieli. Dobrze, że jest Adrian Błąd, który nie zadebiutował, ale powinien być mocnym punktem zespołu. Oktawian Skrzecz jest żywiołowy i jeśli nie z Odrą, to z Zagłębiem Sosnowiec można się go spodziewać od pierwszej minuty, gdyż Paweł Mandrysz będzie na zgrupowaniu reprezentacji.

Nadal nie jest zadowalająca kadra jeśli chodzi o napastników. Wojciech Kędziora pierwszej młodości nie jest i ciężko mu będzie choćby fizycznie. Grzegorz Goncerz już chyba na dobre przestał być typowym napastnikiem, a raczej w środku pola będzie rozgrywał, wspomagając gościa na szpicy – tak jak w innym artykule porównaliśmy go do Wayne’a Rooneya, który kiedyś masowo strzelał bramki, a potem przestał je zdobywać i skupił się na harówce w środku pola. Być może powtórzymy podobny schemat z Gonzem, jednak musi dać od siebie więcej kreatywności, bo wczoraj mimo, że nie zawiódł i nieźle grał bez piłki, to jednak przydałoby się na tej pozycji nieco więcej. Jakub Yunis to niestety nie ta klasa, a dodatkowo zaraz po wejściu tak wycelował wyprostowaną nogą, że gdyby trafił w przeciwnika, to połamałby mu nogi. Chłopie, to nie jest mordobicie, tylko piłka nożna. Cud, że nie dostał czerwonej kartki, bo na nią zasłużył. 

Zachodzi jeszcze jedna obawa, co do składu. Bo o ile dwie wygrane zasiewają w nas nutkę optymizmu, to nie odwołujemy swoich słów z poprzednich meczów, one co najwyżej – działaniami piłkarzy – mogą się zdezaktualizować. Obawiamy się powrotu Tomasza Foszmańczyka do składu. Zawodnika już za poprzedni sezon nie powinno być w klubie i to utrzymujemy. Jak się obecnie okazuje – bez Fosy GieKSa zagrała dwa dobre i zwycięskie spotkania. Akcje były szybkie, kreatywne, środkiem i skrzydłami. Gdy teraz wyobrazimy sobie zwalniającego i czasem pozorującego grę Tomasza, trochę się człowiek wzdryga na myśl, że szkoleniowiec może go wprowadzić do pierwszej jedenastki. Oczywiście to jest tak, że on może wejść i strzelić gola. Ale nie w tym rzecz. Znamy zawodnika bardzo dobrze, sportowo i w kwestii podejścia, i całokształt mówi o tym, żeby jak najdalej trzymać go od pierwszej jedenastki. No ale to mrzonki. Trener bardzo czeka na powrót tego piłkarza i – co niezbyt fortunne – to chyba na razie na nim opierana ma być ofensywa zespołu.

Teraz, żeby nie było tak kolorowo i żeby jeden z drugim zawodnikiem nie obrośli w piórka. W Katowicach znamy te historię kilku dobrych meczów z rzędu, kilku zwycięstw czy wspomnianych całych rund dających nam wielkie nadzieje na awans do ekstraklasy. To było przerabiane i zawsze kończyło się mniej lub bardziej spektakularną klęską. Dlatego nie powiemy w żadnym wypadku, że oto mamy mocną drużynę i jednak powalczymy o awans. Do takiego stwierdzenia przydałoby się jeszcze z 10 zwycięstw. Więc stwierdzenie – „do roboty!” – jest nadal aktualne, z tym, że ta robota została wczoraj wykonana bardzo solidnie.

Wiąże się to też z faktem, że euforia kibiców po wygranej z Rakowem była kompletnie niezrozumiała. Niektóre osoby tak zachłysnęły się jednym zwycięstwem, że zupełnie zmieniły ton dotyczący drużyny i nagle z „frajerów” stali się oni prawie „panami piłkarzami”. I z naszych ust (a raczej palców) wychodziły różne epitety, a sam mecz z Rakowem jeszcze wiele w tym temacie nie zmienił, ale mecz z Chojniczanką – już lekko tak. Wygrana na wyjeździe z beniaminkiem plus triumf z rozpędzoną i bramkostrzelną ekipą z Chojnic to już są w pakiecie wyniki godne uwagi i pochwały. Tym bardziej, jeśli zespół zareagował w ten sposób na kubeł pomyj, który się na nich wylał od nas i kibiców.

W niedzielę mecz z Odrą Opole, kolejnym mocnym rywalem, ale słabszym niż Chojniczanka. To będzie mecz w świetnej atmosferze, po mobilizacji kibiców do powrotu na Blaszok, z żółtymi koszulkami i ogólną przychylnością. Piłkarze dali dobry sygnał dwoma meczami, kibice też są w dobrych nastrojach. Jeśli uda się wygrać z Odrą i będzie to trzecie zwycięstwo z rzędu, będzie można powiedzieć, że obraz początku sezonu się zatarł. Bo on jeszcze się tam gdzieś przewija i trzeba zrobić wszystko, by nie wrócił.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

7 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

7 komentarzy

  1. Avatar photo

    tyta

    24 sierpnia 2017 at 11:45

    … co do Fosy to sądzę, że trener nie taki głupi, ślepy i głuchy, żeby ewentualnie takim zawodnikiem popsuć to co próbuje sklecić. Więc albo Fosa udowodni trenerowi, że dorósł do poziomu budowanej drużyny albo ława lub wpożyczenie do Rozwoju ( w każdym sensie tego słowa)bo rezerw przecie nima… no ale miejmy nadzieje, że z Fosą to faktycznie tylko nietrafione insynuacje.

  2. Avatar photo

    Maks

    24 sierpnia 2017 at 12:59

    Szkoda tych straconych punktów u siebie bo byli by teraz na szpicy tabeli….no ale może jeszcze będą….oby…i tego im życzę…

  3. Avatar photo

    Adaś

    24 sierpnia 2017 at 13:04

    No jeśli kogoś przekonuje Abramowicz to nie mam pytań. Wczoraj w drugiej polowie sam latał po orzedpolu i prowokował niebezpieczeństwi pod nasza bramka.
    W mojej opini mamy solidnych bramkarzy bez rewelacji z całym szacunkiem ale bramkarz Chojnic naszych „zjada na sniadanie”…

  4. Avatar photo

    Maks

    24 sierpnia 2017 at 13:04

    Widzę że szykuje się kolejne wzmocnienie na pozycji obrońcy…niejaki Dalibor Pleva Słowak z Niecieczy….oby trafiony wybór….chyba teraz wiedzą co robią Panowie z zarządu….

  5. Avatar photo

    stefan

    24 sierpnia 2017 at 13:08

    Obraz z początku sezony si ezmieni jak wskoczymy na miejsca gwarantujące awans, teraz nie ma innego wyjcia , wieczne ocieranie si eo wysokie pozycje już nie wystarczy.Trener musi teraz tylko dobrze rotować składem , bo kilku graczy ma chetke na wskoczenie do „11” , a Fosa będzie miał fest ciężko zagrac .

  6. Avatar photo

    Matti

    24 sierpnia 2017 at 13:26

    Nie ma co wybrzydzać Fosa jak i Gonzo mogą ze sobą konkurować i powinno to wyjść na dobre drużynie. Gonzo ma więcej cech waleczności na boisku Fosa zaś napewno lepszy przegląd pola strzał i technikę. Gdyby tak połączyć ich w jedno 🙂 ale spokojnie myśle że i Fosa będzie musiał zapieprzać bo inaczej będzie siedział na ławie a grać będą Gonzo, Zejdler i Kalinkowski.

  7. Avatar photo

    Mecza

    24 sierpnia 2017 at 15:51

    Kadra szeroka i niektórzy wzięli się za siebie i trzymają poziom bo za chwilę mogą wylecieć na dłużej z 11. Jestem ciekawy Błąda, Suka i ten Skrzecz przez tą chwilę pokazał się.

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga