Dołącz do nas

Siatkówka

Siatkarska czapa czyli – Co słychać w sieci? – po porażce w Szopienicach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po pierwszych dwóch wygranych setach wydawało się, że zdobycie trzech punktów w tym meczu jest na wyciągnięcie ręki. Niestety… znów brak stabilności formy oraz lepsza gra rywali przyczyniły się do tego, że ostał nam tylko punkcik. Ponownie prowadząc 7:4 w tie-breaku (straciliśmy potem aż cztery oczka z rzędu), nie potrafiliśmy „zamknąć” tego spotkania, a przy rezultacie 10:10 nasza gra stanęła kompletnie – to kolejne rozczarowujące zakończenie meczu… szkoda…

 

katowickisport.pl –Tie-break w Katowicach pechowy dla gospodarzy

Siatkarze GKS-u Katowice przegrali przed własną publicznością z Olsztynem 2:3. Mecz w Katowicach z GKS-em był dla siatkarzy AZS-u Olsztyn niezwykle ważny w kontekście walki o miejsce w play-off . Gospodarze nie zamierzali do wyniku 2:2 wyrównania i rozstrzygnęli to spotkanie na swoją korzyść w tie-breaku. W związku z tym skład play-off rozstrzygnie się w ostatniej kolejce rundy zasadniczej.  (…)

siatka.org – PL: Tie-break w Katowicach dla olsztynian

Niezwykle ważny był w kontekście walki o miejsce w play-off dla siatkarzy AZS-u Olsztyn mecz w Katowicach z GKS-em. Gospodarze nie zamierzali ułatwiać akademikom zadania i prowadzili 2:0, jednak podopieczni trenera Roberto Santillego doprowadzili do wyrównania i rozstrzygnęli to spotkanie na swoją korzyść w tie-breaku. Wszystko wskazuje na to, że skład play-off rozstrzygnie się w ostatniej kolejce rundy zasadniczej. W spotkanie lepiej weszli siatkarze miejscowej ekipy, którzy po błędzie rywali prowadzili 6:2. Już na początku nie brakowało emocji tych pozaboiskowych. Jedna z tablic świetlnych miała zwarcie i na skutek zadymienia sędzia na chwilę przerwał mecz. Po przymusowej pauzie warunki na parkiecie dyktowali nadal katowiczanie (11:7), którym w powiększeniu przewagi pomagały błędy AZS-u (13:7). Skutecznie po stronie GKS-u grali nie tylko skrzydłowi, ale również środkowi i kiedy kontratak skończył Dominik Witczak, jego zespół prowadził już 16:9. Goście próbowali odrobić część strat blokiem (13:18), a ich dystans zmalał do trzech oczek po dwóch nieskończonych atakach gospodarzy (17:20). W końcówce inicjatywa ponownie leżała po stronie katowiczan (24:20), którzy całą partię zakończyli widowiskowym blokiem Emanuela Kohuta.  (…)

 

siatka.org – Rafał Sobański: Musimy się pilnować i wygrać w Lubinie

(…) W spotkaniu z AZS-em Olsztyn, podobnie jak w poprzednich graliście zrywami. Trudno wam utrzymać stały, dobry poziom gry. – Rafał Sobański:Tak chyba wygląda w sumie cały nasz sezon. Bo gramy połowę meczu dobrze, co przekłada się tak naprawdę na rundy, bo połowę gramy dobrze, a kolejną już źle. Cały czas szukamy przyczyny tych wahań i podejrzewamy, że siedzi to w naszych głowach. Popełniamy jeden błąd i zamiast iść do przodu, to cały czas o nim myślimy, popełniając kolejne. Przeciwnik nam ucieka i nie jesteśmy w stanie go dogonić. Mecz z AZS-em fajnie zaczęliśmy, gramy super dwa sety, zaczynając od dobrej zagrywki i wywieraniu presji na przeciwniku, pomagamy sobie blokiem, a potem obroną i to wszystko się zazębiało. Po przerwie to wszystko tak naprawdę „siadło”. „Siadła” nam zagrywka, bo rywale po wejściu Adriana Buchowskiego zaczęli lepiej przyjmować, regularnie i w miarę dobrze. Dodatkowo zaczęli popełniać mniej błędów, a my chcieliśmy jeszcze bardziej zwiększyć tę presję w polu zagrywki, ale tak naprawdę tylko powielaliśmy swoje błędy.

Próbujecie sobie jakoś z tym radzić, bo takie wahania chyba mocno podcinają skrzydła? – Cały czas nad tym pracujemy, ale raz wychodzi, raz nie. Tak, jak cały ten sezon. Chcemy wygrywać, bo w głowach też powoli zaczyna nam się siedzieć to, że mamy na swoim koncie kilka porażek z rzędu i chcemy coś jeszcze wygrać w tym sezonie. Musimy się odpowiednio nastawić, do Lubina chcemy jechać po punkty. Mam nadzieję, że uda nam się je zdobyć i to najlepiej trzy, żeby nasz plan minimum, którym jest powtórzenie miejsca z poprzedniego sezonu, zrealizować. Pamiętamy, że rywale w tabeli też nas gonią. Do Warty Zawiercie dołączyła teraz Stocznia Szczecin, więc musimy się pilnować i wygrać w Lubinie, żeby miło zakończyć sezon zasadniczy i spełnić nasze minimalne oczekiwania.

Trener Piotr Gruszka postawił na inną pierwszą szóstkę niż w waszym poprzednim meczu w Rzeszowie. – Moja gra od początku spotkania była chyba spowodowana drobnym, a może nawet i nie aż tak drobnym urazem Gonzalo Quirogi. Cały czas poddawany jest badaniom, żeby dokładnie ocenić, co mu jest, a o on też chce się jak najszybciej wyleczyć i wrócić do gry, bo czekają nas jeszcze ważne mecze, a dodatkowo Gonzalo zapewne czeka jeszcze gra w reprezentacji.

Jednak ta inna szóstka w tym spotkaniu wyglądała na taką z większą ilością energii niż ta, która rozpoczęła spotkanie w Rzeszowie. – Na pewno już na początku wyszliśmy z innym nastawieniem mentalnym na ten mecz niż na ten w Rzeszowie. Tam byliśmy trochę przytłoczeni naszymi myślami czy wyjdzie czy nie wyjdzie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy w stanie urwać tam rywalom punkty. Za mocno jednak nam to chyba w głowach siedziało i to nam się nie udało. Tutaj AZS Olsztyn cały czas walczy o szóstkę, my również zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy o te punkty walczyć, ale tak naprawdę podeszliśmy do tego spotkania z odrobinę innym nastawieniem. Chcieliśmy się również trochę tą siatkówką bawić, tak jak na treningach. Nasz szkoleniowiec przez cały tydzień w trakcie treningów rotował składem i pokazał nam, że każdy z nas może oczekiwać szansy na grę. Myślę, że to nastawienie bardzo nam w tym spotkaniu pomogło.

 

polsatsport.pl – PlusLiga: Stracony punkt Indykpolu AZS Olsztyn

(…) Spotkanie rozegrane w hali MOSiR w Szopienicach miało szczególne znaczenie dla ekipy Indykpolu AZS, która przed tą serią gier zajmowała szóste miejsce w tabeli, mając zaledwie punkt przewagi nad siódmą Asseco Resovią. Jak się jednak okazuje, drużyny walczące o play-offy w ostatnich kolejkach wcale nie mają łatwo, tracąc punkty w konfrontacjach z ligowymi średniakami. Tak było w piątek, gdy Stocznia Szczecin niespodziewanie wygrała z Jastrzębskim Węglem 3:2. Podobnie w sobotę – podopieczni trenera Piotra Gruszki wcale nie zamierzali ułatwiać zadania rywalom. Siatkarze GKS pewnie wygrali dwa pierwsze sety 25:20 oraz 25:22, a olsztynianie długo mieli problemy ze skończeniem ataków. W trzecim secie katowiczanie zaczęli jednak popełniać błędy, przegrali 21:25. W czwartym znów górą byli podopieczni trenera Roberto Santilliego (20:25), co oznaczało, że konfrontacja ta rozstrzygnie się w tie-breaku. Decydujący set lepiej rozpoczęli siatkarze GKS (7:4), którzy jednak po czterech kolejnych akcjach przegrywali przy zmianie stron 7:8. Końcówka tej partii należała do gości (11:15).  (…)

sportowefakty.wp.pl – GKS – Indykpol AZS: olsztynianie nie zagrali na piątkę, ale obronili szóstkę

(…) Jednakże gospodarze sobotniego starcia nie zamierzali żyć przeszłością i zaczęli mecz od punktowych bloków Serhija Kapelusa oraz Marcina Komendy (6:2), które zmusiły Roberto Santilliego do szybkiego zareagowania przerwą na żądanie. Przyjezdni starali się odrabiać straty, ale musieli mierzyć się z kapitalnie dysponowanym Dominikiem Witczakiem, który gwarantował swojej ekipie odpowiedni dystans punktowy, do tego blok miejscowych odczytywał sprawnie zamiary Pawła Woickiego. Jeden nieźle spisujący się Tomas Rousseaux to było za mało, by powstrzymać katowiczan przed wygraną. Dwa ważne punkty pod koniec partii zdobył Sobański i mimo okazjonalnych błędów GKS dość pewnie triumfował do 20. Siatkarze Santillego starali się poprawić w kolejnej części meczu. Daniel Pliński dawał nadzieję ekipie znad Kortowa swoimi blokami, ale kiepsko spisywało się przyjęcie gości (6:4), co komplikowało ich sytuację. Do tego bardzo słabo spisywał się Jan Hadrava, podstawowy atakujący Indykpolu AZS-u. Natomiast po drugiej stronie siatki Marcin Komenda mógł grać do Witczaka nawet w ciemno, bo kapitan Ślązaków kończył niemal każdą otrzymaną piłkę (16:9). Wydawało się, że zespół z Warmii pozostanie oszołomiony i bezradny do końca partii, ale przy wyniku 23:16 miejscowi zaczęli się gubić przy serwisie Jakuba Kochanowskiego, a akcje Robberta Andringi i Daniela Plińskiego pomogły przegrywającej ekipie nadgonić wynik. Ostatecznie o punkcie dla GKS-u przesądziły dwie skuteczne próby Witczaka.  (…)

 

czassiatkowki.pl – PlusLiga: Tie-break w Szopienicach. Olsztynianie wracają z dwoma punktami

Spotkanie pomiędzy GKS-em Katowice a Indykpolem AZS-em Olsztyn należało do bardzo emocjonujących. Gospodarze wygrali dwa pierwsze sety, ale po dziesięciominutowej przerwie do gry wrócili przyjezdni, którzy zdołali doprowadzić do tie-breaka. Ostatecznie mecz ten zakończył się wygraną podopiecznych trenera Roberto Santilliego.  (…)  Również początek kolejnej odsłony był wyrównany. Zespoły toczyły zaciętą grę na siatce w efekcie czego na tablicy wyników często pojawiał się remis (3:3, 6:6). Jako pierwsi dwa „oczka” przewagi osiągnęli olsztynianie (9:7), ale gospodarze szybko wyrównali (9:9). Od tego momentu ponownie mogliśmy obserwować grę punt za punkt (13:13). Po kilku akcjach goście po raz kolejny osiągnęli przewagę (16:13), którą utrzymywali (18:15). W decydującą część seta zespoły wkraczały przy stanie 20:17 na korzyść siatkarzy Indykpolu AZS-u Olsztyn. W końcówce prowadzenie gości wzrosło do czterech punktów (22:18). Podopieczni trenera Roberto Santilliego nie stracili koncentracji w efekcie czego wygrali tę odsłonę 25:21.  (…)

indykpolazs.pl – Od 0:2 na 3:2!

(…) Czwartą partię ponownie lepiej rozpoczęli olsztynianie. Po skutecznym ataku Buchowskiego, AZS prowadził 3:1. Teraz to podopieczni trenera Roberto Santilliego dyktowali warunki gry na parkiecie, będąc lepszym w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Raz po raz punkty zdobywali Buchowski i Hadrava. Straty w ekipie „GieKSy” starali się odrabiać Pietraszko oraz Kapelus, lecz nie byli w stanie przedrzeć się przez szczelny blok oraz obroną akademików. Ostatecznie tą odsłonę sobotniego spotkania wygrali olsztynianie 25:20, doprowadzając do tie-breaka. Początek decydującej partii należał do gospodarzy. GKS Katowice wypracowały sobie trzy punkty przewagi (od stanu 4:4 do 7:4). Ten moment był przełomowy – kolejne dwa punkty zdobył Kochanowski, a chwilę później błąd popełnił Kapelus. Przy zmianie stron to gospodarze prowadzili 8:7. Kolejne akcje należały już jednak do akademików, którzy powiększyli przewagę i pewnie wygrali 15:11 oraz całe spotkanie 3:2.  (…)


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga