Siatkówka
Siatkarska krótka przesunięta – [31] – Wygrana GKS-u w meczu o… poprawę nastrojów

STATYSTYKI MECZOWE GKS-u
Czas trwania spotkania – Mecz GKS-u ze Stocznią trwał 122 minuty, z czego I set 25 min. – II set 25 min. – III set 23 min. – IV set 26 min. – V set 23 min.
Punkty zdobyte z błędów przeciwnika – GKS 25: zagrywka 17, atak 5, siatka 1, inne 2.
Punkty oddane przez błędy własne – GKS 33: zagrywka 22, atak 10, siatka 0, inne 1.
Ilość zdobytych punktów – GKS 81: Butryn 20, Kapelus 20, Sobański 18, Pietraszko 12, Kohut 6, Komenda 2, Kalembka 2, Fijałek 1,
Ilość zdobytych punktów w fazie zagrywki – GKS 25: Butryn 11, Pietraszko 4, Kapelus 3, Sobański 3, Kohut 2, Komenda 1, Kalembka 1,
Ilość punktów zdobytych po przyjęciu zagrywki – GKS 56: Kapelus 17, Sobański 15, Butryn 9, Pietraszko 8, Kohut 4, Komenda 1, Kalembka 1, Fijałek 1,
Bilans punktów zdobytych do straconych – GKS 30: Kapelus 10, Butryn 8, Pietraszko 8, Sobański 7, Kalembka 2, Komenda 1, Krulicki -1, Witczak -1, Mariański -1, Quiroga -1, Fijałek -2,
Ilość zagrywek – GKS 106: Kapelus 16, Fijałek 16, Pietraszko 15, Komenda 14, Butryn 14, Kohut 14, Sobański 14, Krulicki 1, Witczak 1, Kalembka 1,
Ilość błędów na zagrywce – GKS 22: Kohut 5, Butryn 4, Pietraszko 3, Sobański 3, Kapelus 2, Fijałek 2, Krulicki 1, Witczak 1, Komenda 1,
Ilość asów serwisowych – GKS 5: Komenda 1, Butryn 1, Pietraszko 1, Kohut 1, Sobański 1,
Ilość przyjęć – GKS 88: Sobański 42, Kapelus 28, Mariański 13, Kohut 2, Butryn 1, Pietraszko 1, Quiroga 1,
Ilość błędów w przyjęciu – GKS 10: Sobański 4, Kapelus 3, Kohut 1, Mariański 1, Quiroga 1,
Procent przyjęcia dokładnego (perfekcyjne oraz dobre) – GKS 36%: Pietraszko 100%, Kohut 50%, Mariański 38%, Sobański 38%, Kapelus 32%, Butryn 0%, Quiroga 0%,
Procent przyjęcia perfekcyjnego – GKS 17%: Pietraszko 100%, Kohut 50%, Mariański 31%, Sobański 17%, Kapelus 7%, Butryn 0%, Quiroga 0%,
Ilość ataków – GKS 123: Butryn 46, Kapelus 30, Sobański 29, Pietraszko 11, Kohut 4, Kalembka 1, Fijałek 1, Stelmach 1,
Ilość błędów w ataku – GKS 10: Butryn 4, Kapelus 2, Sobański 2, Pietraszko 1, Fijałek 1,
Ilość ataków zablokowanych – GKS 9: Butryn 4, Kapelus 3, Sobański 2,
Ilość zdobytych punktów w ataku – GKS 61: Kapelus 17, Butryn 16, Sobański 16, Pietraszko 7, Kohut 4, Kalembka 1,
Procent punktów w stosunku do wszystkich ataków – GKS 50%: Kalembka 100%, Kohut 100%, Pietraszko 64%, Kapelus 57%, Sobański 55%, Butryn 35%, Fijałek 0%, Stelmach 0%,
Ilość bloków punktowych – GKS 15: Pietraszko 4, Butryn 3, Kapelus 3, Komenda 1, Kalembka 1, Fijałek 1, Kohut 1, Sobański 1,
Ilość błędów dotknięcia siatki – GKS 0:
W pierwszym secie trwała wyrównana gra od początku do samego końca. Z jedną przerwą (przy stanie 10:11) to gospodarze wciąż prowadzili z jednym punktem przewagi, aż do wyniku 17:16. Wtedy to GKS wyszedł na prowadzenie (17:18), by za chwilę odskoczyć na dwa oczka przewagi (19:21). W nerwowej końcówce lepiej zagraliśmy w ataku od rywali i stąd wzięło się zwycięstwo w tym secie 22:25. Skuteczność w ataku – GKS miał 55% przy 42% Stoczni – w punktach wyszło 16:11. W asach i blokach był remis 2:2. Błędy własne – GieKSa miała 9 przy 7 szczecinian. Przyjęcie troszkę lepsze po stronie rywali – dokładne na poziomie 56% do 58%, a perfekcyjne na poziomie 31% do 42%. Najlepiej punktującym był Rafał Sobański, który zdobył 7 oczek (przy 86% skuteczności!).
W drugiej partii gra falowała po obu stronach siatki. Zaczęło się od prowadzenia GKS-u 2:4, potem to gospodarze wyszli na prowadzenie – 10:8. Następnie to znów GieKSa zbudowała przewagę – 11:14, by za chwilę ją stracić (15:15) i znów odzyskać (15:18). Od tego momentu kontrolowaliśmy już przebieg tej partii i dość pewnie zamknęliśmy tego seta wynikiem 20:25. Skuteczność w ataku – GKS miał 57% przy 42% Stoczni – w punktach podliczono 16:11, a więc podobnie jak we wcześniejszym secie zdecydowała lepsza skuteczność w ataku. W asach i blokach wygraliśmy 4:1. Błędy własne – GieKSa miała 8 przy 5 szczecinian, więc tylko do tego elementu można się przyczepić. Przyjęcie tym razem o wiele lepsze po stronie przeciwników – dokładne na poziomie 33% do 60%, a perfekcyjne na poziomie 11% do 45%. W tym secie grę w ataku trzymał Butryn zdobywca 7 oczek (przy 55% skuteczności).
Trzeciego seta zaczęliśmy źle, przegrywając 3:1, by na chwilę wyjść na prowadzenie 4:5. Potem to gospodarze przejmowali inicjatywę i powoli acz systematycznie powiększali swoją przewagę. Zaczęło się od wyniku 10:8 i 13:10, poprzez 17:13 oraz 20:15 i tak już zostało do samego końca. No ale jeśli zdobywa się tylko 2 oczka na breake point’cie (czyli w fazie własnej zagrywki), to trudno myśleć o odrabianiu strat punktowych. Skuteczność w ataku – GKS miał 48% przy 39% Stoczni – w punktacji wyliczono 15:11, a mimo tego set został przegrany! W asach i blokach przegraliśmy 2:5. Resztę zrobiły błędy własne – GieKSa miała 9 przy tylko 3 szczecinian! Przyjęcie się bardziej wyrównało – dokładne na poziomie 55% do 53%, a perfekcyjne na poziomie 27% do 40%. Tym razem w ataku najlepiej zaprezentował się Kapelus zdobywając 5 oczek (przy 67% skuteczności).
Rollercoaster w kolejnej partii trwał w najlepsze. Zaczęliśmy źle przegrywając 5:2, potem gra się wyrównała i wyszliśmy nawet na chwilę na prowadzenie 11:12. Gospodarze szybko znów wyszli na prowadzenie (15:13), a nasz przestój w grze wykorzystali do maksimum prowadząc już 19:15. W samej końcówce udało się jeszcze zniwelować straty do stanu 22:21, ale trzy ostatnie punkty padły łupem zespołu znad morza. Skuteczność w ataku – GKS miał 40% przy 48% Stoczni – co dało punktację 8:13, czyli pierwszy raz w tym meczu na korzyść rywali. W asach i blokach wygraliśmy 8:6, to bardzo wysoki wynik jak na jeden set. Błędy własne – GieKSa miała 6 przy 5 szczecinian. Przyjęcie bardzo słabe po naszej stronie – dokładne na poziomie 14% do 56%, a perfekcyjne na poziomie 5% do 19%. I znów Kapelus ratował sytuację w ataku – zdobył 6 oczek (przy 67% skuteczności).
Tie-break zaczęliśmy bardzo dobrze, bo od prowadzenia 1:4, które jednak bardzo szybko straciliśmy (5:5). Chwilę potem znów byliśmy z przodu (6:8 i 7:10), by po dobrym fragmencie gry prowadzić już bezpiecznie 8:13. „Bezpiecznie” – przynajmniej tak się wydawało, bo nasi siatkarze od tego momentu stanęli kompletnie, nie zdobywając już do samego końca meczu ani jednego punktu po własnej skończonej akcji!!! Niepotrzebna nerwówka zakończyła się dwiema zepsutymi zagrywkami przez przeciwników i w taki oto dziwny sposób udało się w końcu wygrać to spotkanie 13:15. Skuteczność w ataku – GKS miał 40% przy 39% Stoczni – w punktacji podliczono 6:7. W asach i blokach przegraliśmy 4:5. Błędy własne – GieKSa miała 1!!! (z zagrywki) przy 5 szczecinian. Tym razem to Butryn trzymał atak – zdobył 4 oczka (przy 60% skuteczności).
Ogólnie zagraliśmy lepiej niż we wcześniejszych meczach, choć oczywiście trzeba wziąć poprawkę na klasę przeciwnika. Powinniśmy zamknąć ten mecz w trzech setach będąc lepszym zespołem w ataku, ale błędy własne plus niemożność zdobywania punktów przy własnej zagrywce (w trzecim secie), spowodowały grę na pięć partii. Zabrakło też znów stabilności dyspozycji w przegranych setach (to największa bolączka tego sezonu) i o mały włos, a ponownie przegralibyśmy to spotkanie w samej końcówce tie-breaka na własne życzenie. Skuteczność w ataku – GKS miał 50% przy 42% Stoczni – w punktach podliczono 61:53. W asach serwisowych przegraliśmy 5:10, by okazać się lepszym w blokach punktowych 15:9. Łącznie po skończeniu własnych akcji wynik był następujący – 81:72. Błędy własne – GieKSa miała aż 33 (w tym 22 na zagrywce) przy 25 szczecinian. Przyjęcie lepsze po stronie rywali – dokładne na poziomie 36% do 57%, a perfekcyjne na poziomie 17% do 35%. Wyjątkowo w tym meczu cała piątka graczy z wyjściowego składu dobrze punktowała, choć na różnym procencie skuteczności. Butryn zdobył 20 oczek, przy 35% skuteczności, a Kohut tylko 6 oczek, ale przy 100% skuteczności. MVP spotkania został uznany Serhij Kapelus zdobywca 20 punktów (17 atakiem i 3 blokiem) przy 57% skuteczności. 28 razy przyjmował piłkę robiąc to na 32% (dokładnego) i 7% (perfekcyjnego) skuteczności przyjęcia. Szkoda tylko, że tak rzadko Ukrainiec prezentował taką dyspozycję w trakcie tego sezonu. Przed nami już tylko mecz rewanżowy w Szopienicach i sezon 2017/18 dla siatkarskiej GieKSy będzie zamknięty.
ŁĄCZNE STATYSTYKI MECZOWE GKS-u – po 31 meczach (119 setów)
Bilans meczów łącznie – 13:18 – Bilans punktów – 38:55 – Bilans setów – 52:67 – Bilans małych punktów – 2584:2681
Bilans meczów „u siebie” – 5:10 – Bilans punktów – 16:29 – Bilans setów – 22:34 – Bilans małych punktów – 1207:1273
Bilans meczów „na wyjeździe” – 8:8 – Bilans punktów – 22:26 – Bilans setów 30:33 – Bilans małych punktów – 1377:1408
Rozegrane mecze – 31: Komenda, Butryn, Kapelus, 30: Quiroga, Pietraszko, Kohut, Mariański, 29: Witczak, 25: Fijałek, 24: Sobański, 20: Stelmach, 19: Krulicki, 18: Stańczak, 17: Kalembka,
Rozegrane sety – 111: Butryn, 110: Komenda, 107: Quiroga, 105: Kohut, 104: Pietraszko, 103: Mariański, 98: Kapelus, 68: Sobański, 66: Witczak, Fijałek, 57: Stańczak, 34: Stelmach, 33: Krulicki, 32: Kalembka,
Widzów na meczach GKS-u – „u siebie” / „na wyjeździe” – 20.960:23.930
Czas trwania spotkań – Mecze GKS-u trwały 2961 minut, z czego I set 759 min. – II set 777 min. – III set 783 min. – IV set 509 min. – V set 133 min.
Punkty zdobyte z błędów przeciwnika – GKS 767: zagrywka 460, atak 226, siatka 38, inne 43.
Punkty oddane przez błędy własne – GKS 806: zagrywka 523, atak 212, siatka 28, inne 43.
Ilość zdobytych punktów – GKS 1817: Butryn 422, Quiroga 333, Pietraszko 234, Kapelus 233, Kohut 215, Sobański 126, Witczak 108, Komenda 60, Krulicki 35, Kalembka 33, Fijałek 12, Stelmach 6.
Ilość zdobytych punktów w fazie zagrywki – GKS 607: Butryn 140, Quiroga 98, Pietraszko 89, Kohut 75, Kapelus 68, Komenda 45, Sobański 35, Witczak 26, Krulicki 12, Fijałek 7, Kalembka 7, Stelmach 5,
Ilość punktów zdobytych po przyjęciu zagrywki – GKS 1210: Butryn 282, Quiroga 235, Kapelus 165, Pietraszko 145, Kohut 140, Sobański 91, Witczak 82, Kalembka 26, Krulicki 23, Komenda 15, Fijałek 5, Stelmach 1.
Bilans punktów zdobytych do straconych – GKS 672: Butryn 202, Quiroga 142, Kohut 117, Pietraszko 115, Kapelus 68, Witczak 41, Krulicki 18, Sobański 12, Kalembka 7, Komenda 2, Stelmach 0, Stańczak -7, Fijałek -12, Mariański -33.
Ilość zagrywek – GKS 2587: Quiroga 394, Pietraszko 373, Butryn 349, Kohut 322, Kapelus 315, Komenda 296, Sobański 156, Witczak 125, Fijałek 102, Kalembka 75, Krulicki 71, Stelmach 9.
Ilość błędów na zagrywce – GKS 523: Pietraszko 89, Butryn 82, Kohut 80, Quiroga 58, Kapelus 56, Komenda 50, Sobański 28, Witczak 23, Fijałek 21, Kalembka 20, Krulicki 13, Stelmach 3.
Ilość asów serwisowych – GKS 167: Pietraszko 34, Quiroga 33, Butryn 30, Kohut 19, Komenda 14, Kapelus 11, Witczak 9, Fijałek 6, Sobański 5, Krulicki 4, Stelmach 1, Kalembka 1,
Ilość przyjęć – GKS 2217: Quiroga 682, Kapelus 563, Mariański 472, Sobański 314, Stańczak 99, Pietraszko 20, Kohut 20, Stelmach 16, Kalembka 6, Krulicki 6, Komenda 6, Witczak 5, Butryn 5, Fijałek 3,
Ilość błędów w przyjęciu – GKS 176: Quiroga 45, Kapelus 41, Sobański 34, Mariański 33, Stańczak 7, Pietraszko 3, Krulicki 3, Komenda 3, Stelmach 3, Fijałek 1, Kalembka 1, Witczak 1, Kohut 1,
Przyjęcie negatywne – GKS 476: Quiroga 140, Kapelus 131, Mariański 90, Sobański 77, Stańczak 21, Stelmach 6, Pietraszko 3, Kohut 3, Komenda 1, Kalembka 1, Krulicki 1. Witczak 1, Butryn 1,
Przyjęcie perfekcyjne – GKS 541: Quiroga 178, Mariański 141, Kapelus 120, Sobański 65, Stańczak 21, Kohut 4, Pietraszko 4, Stelmach 2, Kalembka 2, Witczak 2, Krulicki 1, Butryn 1.
Procent przyjęcia perfekcyjnego – GKS 24%: Witczak 40%, Kalembka 33%, Mariański 30%, Quiroga 26%, Kapelus 21%, Sobański 21%, Stańczak 21%, Butryn 20%, Kohut 20%, Pietraszko 20%, Krulicki 17%, Stelmach 13%, Komenda 0%, Fijałek 0%,
Ilość ataków – GKS 3036: Butryn 808, Quiroga 654, Kapelus 472, Kohut 260, Witczak 223, Sobański 246, Pietraszko 242, Kalembka 42, Krulicki 40, Komenda 32, Stelmach 9, Fijałek 8,
Ilość błędów w ataku – GKS 212: Butryn 74, Quiroga 49, Sobański 27, Kapelus 23, Witczak 16, Pietraszko 10, Kohut 6, Komenda 3, Kalembka 2, Krulicki 1, Fijałek 1,
Ilość ataków zablokowanych – GKS 234: Butryn 64, Kapelus 45, Quiroga 39, Witczak 27, Sobański 25, Pietraszko 17, Kohut 11, Kalembka 3, Komenda 2, Fijałek 1,
Ilość zdobytych punktów w ataku – GKS 1429: Butryn 366, Quiroga 283, Kapelus 201, Kohut 155, Pietraszko 151, Sobański 110, Witczak 95, Kalembka 26, Krulicki 21, Komenda 13, Fijałek 4, Stelmach 4,
Procent punktów w stosunku do wszystkich ataków – GKS 47%: Pietraszko 62%, Kalembka 62%, Kohut 60%, Krulicki 53%, Fijałek 50%, Butryn 45%, Sobański 45%, Stelmach 44%, Witczak 43%, Quiroga 43%, Kapelus 43%, Komenda 41%,
Ilość bloków punktowych – GKS 221: Pietraszko 49, Kohut 41, Komenda 33, Butryn 26, Kapelus 21, Quiroga 17, Sobański 11, Krulicki 10, Kalembka 6, Witczak 4, Fijałek 2, Stelmach 1,
Ilość błędów dotknięcia siatki – GKS 28: Kohut 6, Butryn 5, Komenda 5, Quiroga 4, Pietraszko 2, Sobański 2, Kapelus 1, Kalembka 1, Fijałek 1, Witczak 1,
MVP – GKS 13: Komenda 5, Butryn 3, Quiroga 1, Mariański 1, Fijałek 1, Sobański 1, Kapelus 1,
Najlepsi siatkarze w przegranych meczach – GKS 17: Butryn 7, Kapelus 2, Quiroga 2, Sobański 2, Witczak 1, Pietraszko 1, Stańczak 1, Komenda 1, (oprócz meczu z ZAKSĄ)
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Felietony
Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.
I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…
Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.
Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…
Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.
Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.
Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…
Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.
Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.
I na tym mógłbym zakończyć…
Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.
W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.
Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.
Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”. Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.
Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.
Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.
I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.
Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.
I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.
Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.
GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.
I teraz po 11 kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.
W dupach się poprzewracało od dobrobytu.
Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?
Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…
Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.
Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.
Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.
Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.
Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.
Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.
Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.
Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.
I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.
Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.
To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.
Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.
Najnowsze komentarze