Dołącz do nas

Piłka nożna SK 1964

Skrobacz: klub powinien walczyć o awans a nie o utrzymanie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Kolejną osobą, która podzieliła się swoimi typami w Plebiscycie Złote Buki jest trener Jarosław Skrobacz. Przy okazji przeprowadziliśmy wywiad z trenerem podsumowujący jego pobyt w GieKSie.

 

Po przygodzie w Odrze Wodzisław podpisał Pan umowę z GieKSą. Wiedząc teraz jak potoczyły się losy klubu jakie były problemy organizacyjne podjął by Pan tą samą decyzje?

Jak najbardziej. Te problemy, które były w GieKSie to tak szczerze mówiąc były niczym w porównaniu do tego co przeżyłem wcześniej w Wodzisławiu Śląskim. Jedynie w ostatnim okresie były problemy z wypłatami,  wcześniej było wszystko dograne między innymi faktem tego jest świetnie zorganizowany obóz na Węgrzech, transfery oraz terminowe płatności. W Wodzisławiu w pewnym okresie brakowało nawet na wodę mineralną , a chłopcy nie dostawali wypłat przez rok czasu pomimo tego, że zarabiali po  2 tys. zł.

Nie bez znaczenia jest też fakt, że w Katowicach poznałem wspaniałych ludzi, bezgranicznie oddanych temu klubowi, którego miejsce jest w Ekstraklasie.

Wróciłby Pan do Odry, gdyby była taka propozycja?

Tak naprawdę to nawet nie znam tych ludzi, którzy teraz tam pracują,  którzy zarządzają klubem . Z nikim nie rozmawiałem,  na dzień dzisiejszy takiego tematu nie ma.

A do GieKSy w roli I szkoleniowca?

Jeśli będzie taki temat to będziemy się nad tym zastanawiać.  Ja ten klub wspominam bardzo dobrze i bardzo dobrze go poznałem, życzę mu jak najlepiej.  Na pewno miejsce GieKsy nie jest zadowalające, ciągnie się to już od kilku lat, ten klub powinien walczyć o awans a nie o utrzymanie.

Która runda  Pana zdaniem była lepsza w wykonaniu GieKSy wiosenna czy jesienna?

Wiosenna runda nie byłaby zła gdyby nie nieszczęśliwa końcówka. Porażka z Wartą Poznań po której opadła  pewność siebie wśród zawodników,  zainicjowała nerwowość pod koniec rundy, ale po za tymi ostatnimi spotkaniami runda była przyzwoita, przede wszystkim była stabilna. Stać nas było na rozegranie bardzo dobrych meczy.  W tej rundzie były bardzo duże wahania formy . Takiemu zespołowi jak GKS nie przystoi przegrywać z osłabionym ŁKS-em, Okocimskim Brzesko czy nawet nie potrafić  nawiązać walki z Niecieczą czy Miedzią Legnica. Ta liczba przegranych meczy u siebie rzutuje negatywnie na tą rundę.

W porównaniu, w którym przeprowadziliśmy na naszej stronie widać że mimo bardzo wyrównanej zdobyczy punktowej w tych rundach, były one odmienne. To znaczy wiosną nasza siła tkwiła w defensywie a jesienią w ofensywie. Skąd taka różnica?

Nie zapominajmy że w rundzie jesiennej rozegraliśmy 11 spotkań u siebie, a tylko 6 na wyjeździe. Już ten fakt wskazuje że w większości spotkań to my mieliśmy prowadzić grę i atakować. O ile udało nam się strzelić sporo bramek, to równie dużo traciliśmy.

Gra defensywna to nie tylko postawa obrońców i bramkarza, a my jako zespół nie wyglądaliśmy w tym elemencie za dobrze, cała gra defensywna na pewno nie wyglądała tak jak sobie tego życzyliśmy. Być może wpływ na taką postawę miała duża rotacja w składzie, momenty lekceważenia przeciwnika czy też dekoncentracji. W całej rundzie było mnóstwo wzlotów i upadków, dobre mecze przeplataliśmy złymi. Myślę że nad tym trzeba pracować. Zespół musi nauczyć się wygrywać nawet wtedy kiedy „nie idzie”. Odwracając sytuację – co nam po dobrych meczach, kiedy kończymy je porażką.

Czego brakuje zespołowi do ustabilizowania formy?

Po przyjściu do Katowic została ściągnięta spora liczba zawodników którzy nie spełnili oczekiwań, na tej grupie zawodników pierwotnie  zamierzaliśmy budować zespół co niestety nie przyniosło efektów. Z tej grupy pozostał tylko kontuzjowany Belliancin i Farkas więc znowu przyszedł czas na budowę drużyny  z nowych zawodników. Byli oczywiście również zawodnicy, którzy spisywali się bardzo dobrze czyli Zachara czy Chmiel lecz Ci musieli odejść do macierzystych klubów. Więc pozostaliśmy praktycznie w tym samym miejscu.

Czyli główny problem GieKSy tkwił w polityce transferowej?

Czas pokazał, że polityka transferowa klubu nie była najlepsza. W ostatnim okresie strzałem w „10” okazało się przyjście Grzegorza Fonfary, który rozegrał bardzo dobrą rundę, a dodatkowo jest bardzo pozytywną postacią poza boiskiem. Również częstsze stawianie na młodych zawodników jak Arek Kowalczyk, Bartek Sobotka, Alan Czerwiński czy Krzysiek Wołkowicz  przynosi  bardzo dobre efekty. Odbudował się Mateusz Kamiński, dobrze wyglądał Denis Rakels, a rewelacyjnie wręcz Przemek Pitry. Są jeszcze doświadczeni Kowalczyk, Chwalibogowski i Napierała. Jeśli do tej grupy zawodników uda się sprowadzić dwóch, trzech piłkarzy którzy na konkretnych pozycjach ewidentnie wzmocnią zespół to będziemy mogli myśleć o grze o coś więcej niż byt w środku I-ligowej tabeli.

Pierwsza kategoria w plebiscycie złote buki: Piłkarz roku.

Jestem przekonany, że głosy w 100% będą oddane na Przemka Pitrego, ta ostatnia runda o tym zadecydowała. Pitry był w wyśmienitej formie, strzelił bardzo dużo bramek i na pewno bez Przemka GieKSa tych punktów uzbierałaby mniej.

Skąd taka zwyżka formy u tego zawodnika?

Przemek to piłkarz o bardzo dużym potencjale oraz doświadczeniu. Jeśli złapie dobrą formę potrafi w pierwszej lidze indywidualnym akcjami zdziałać wiele. Myślę że w jego przypadku nie bez znaczenia jest też fakt, że gra w klubie blisko swojego miejsca zamieszkania, że na co dzień przebywa z rodziną bo te wartości są dla niego bardzo ważne.

Następna kategoria to: Odkrycie roku.

Z tego grona na nagrodę zasługuje najbardziej Arek Kowalczyk. Mimo, że on nie jest odkryciem, tylko potwierdził to, że stać go na dobrą grę. Otrzymał szansę którą w pełni wykorzystał. Życzę mu by swoje umiejętności pokazywał w każdym meczu.

Co Pan sądzi  o katowickiej młodzieży, jest jakaś perełka?

Osobiście wielki talent widzę w osobie Mateusza Mazurka, który mimo swojego młodego wieku, wykazuje się niebywałą  mądrością i  inteligencją boiskową na pozycji środkowego, defensywnego pomocnika . Jeśli będzie miał możliwość grania przy np. Grzesiu Fonfarze, który będzie mu na boisku pomagał i podpowiadał – ma szansę na spory rozwój umiejętności.

Czerwiński i Wołkowicz są za to bardzo wydolni, wybiegani jeśli do tego dojdzie właśnie ta mądrość  i  poprawa gry taktycznej to dzięki ciężkiej pracy i wierze w to co robią mogą stać się dobrymi zawodnikami.

Bramka roku.

Zdecydowanie bramka Grzegorza Fonfary w meczu z Niecieczą . Przegrywaliśmy mecz, nic nie wskazywało na to że odwrócimy  przebieg spotkania. Grzesiu podjął decyzje, ryzyko i z bardzo trudnej pozycji strzelił gola dzięki czemu dał nadzieje zespołowi. Szacunek za decyzje i jakość.

Mecz roku.

Każdy z wytypowanych meczów był ważny. Ciężko wybrać, który z nich zasługuje na miano meczu roku. Jednak ze względu na walkę i wiarę to pojedynek z Cracovią można uznać za najlepsze spotkanie. Goniliśmy wyniki, wszystko wskazywało na to, że jesteśmy skazani na pożarcie, a jednak odnieśliśmy korzystny rezultat.

Ostatnia kategoria: wydarzenie roku.

Postawiłbym na hokej. Nie tylko awans jest wielkim wydarzeniem, ale również to co się dzieje teraz po wejściu do ekstraklasy hokejowej. Gratulacje  dla trenera, zawodników i wszystkich działaczy sekcji hokeja ponieważ nikt się nie spodziewał, że tak dobrze będą się prezentować w lidze.

Więcej typów znajdziecie na stronie oficjalnej www.gkskatowice.eu, a z imprezą Złotych Buków będziecie mogli się zapoznać na witrynie zlotebuki.pl.

 



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga