Felietony
„Szanuj kibica swego, bo możesz nie mieć żadnego”
Skończyła się nasza męczarnia. Problem w tym, że przed nami nie przerwa zimowa, a zaledwie letnia. A to oznacza, że już za niespełna dwa miesiące wrócimy – niestety – do rozgrywek ligowych.
Nie ma co mówić, wielu kibicom – w tym mnie – te mecze zbrzydły. Najzwyczajniej w świecie zbrzydły. I powiem tak – rok temu przy starcie sezonu zastanawiałem się, czy nie rzucić tym udzielaniem się w GieKSiarskich mediach w diabły. Po poprzedniej rundzie wiosennej czułem się oszukany, ale to jeszcze pół biedy. Czułem, że to moje działanie nie ma wielkiego sensu, bo mamy w składzie nadal zawodników, którzy i rok temu zrobili wszystko, żeby nie awansować. Łudziłem się, że po pewnych zmianach kadrowych (choć rdzeń piłkarskiego nowotworu w szatni został) jesteśmy w stanie cokolwiek zdziałać.
Jutro dowiemy się, kto w GieKSie zostanie, a z kim się pożegnamy. Nie ukrywamy, że tak naprawdę na noszenie barw GKS Katowice nie zasługuje prawie nikt z tego zespołu, niestety jednak z kilkoma piłkarzami będziemy musieli się znów użerać. Na szczęście już na Twitterze pożegnał się Foszmańczyk. Choć znając cynizm naszych zawodników, nie zdziwilibyśmy się, jakby to był żart.
Problem jest taki, że na ten moment nie dostaliśmy absolutnie żadnego sygnału z klubu, że poza kwestią sportową (czyli jakość piłkarska zawodników) istnieje jakikolwiek problem pozasportowy (zaangażowanie, gierki pozaboiskowe). Żaden z piłkarzy, trener, dyrektor i prezes nie zająknęli się, że powtarzająca się sytuacja sprzed roku to jakaś reguła, a nie kwestia przypadku. Że awans został przegrany poza boiskiem, a nie na nim. Z drugiej strony mamy 95% kibiców, którzy mecze GieKSy oglądają od lat dziesięciu, dwudziestu czy trzydziestu, którzy doskonale potrafią odróżnić walkę i zaangażowanie od przechodzenia obok meczu i całego sezonu – i doskonale widzieli, co się wydarzyło.
Na ten moment, wszyscy w klubie robią z nas idiotów.
Mało tego. Tak naprawdę po raz kolejny okazuje się, że to kibice są winni. Niby między słowami, a w innych miejscach bardziej oficjalnie. Tymczasem nie ma w Polsce drugiej tak bardzo wyrozumiałej ekipy kibicowskiej ekipy, jak GKS Katowice. W Warszawie wystarczy kilka słabszych meczów, żeby kibice pojawili się na treningu i dali oklep. W Poznaniu kilka słabych meczów w grupie mistrzowskiej i mamy przerwany mecz. Przykłady można mnożyć.
Ilość frustracji, którą przeżywają kibice GKS Katowice to jest bicie światowych rekordów. Jaki bowiem klub z tak wielkimi aspiracjami co sezon, dodatkowo mający wszelkie dane sportowe by osiągnąć sukces zalicza:
a) jedenasty sezon w lidze bez awansu
b) dwie porażki ze znienawidzonym derbowo rywalem, z czego drugi mecz z większością nastolatków w jego składzie, którego leją wszyscy jak leci i z hukiem spada z ostatniego miejsca.
c) dwie klęski z innym derbowym rywalem
d) mając autostradę i mecze z dołem tabeli przegrywa prawie wszystko
e) daje się dogonić innemu znienawidzonemu rywalowi, podczas gdy ten w połowie rundy ma sześć punktów straty i jeden mecz więcej rozegrany.
I w trakcie tej całej błazenady mamy bardzo dobry liczebnie wyjazd do Olsztyna, wsparcie z Podbeskidziem, a po klęsce z Ruchem ani słowa, ani transparentu, tylko normalny doping. Zresztą to samo było rok temu, kiedy GKS zawalał awans z Sandecją i Górnikiem i piłkarze nie słyszeli, że mają spadać, tylko ciągle mobilizujące „chcemy awansu”. Już wtedy pisaliśmy, że nie zasłużyli na takie wsparcie, a jednak je dostali. I teraz je dostali po raz kolejny.
I w tym momencie na białym koniu wjeżdża prezes Janicki, który mówi:
„Uważam, że brakuje nam wzajemnego szacunku. Choćby szacunku kibiców wobec zawodników oraz na poziomie wewnętrznym, w klubie. To problem, który zdiagnozowałem, i na pewno będę chciał z nim walczyć. Uważam, że minimum szacunku się należy. Nie wyobrażam sobie bowiem, żeby zawodnik GKS-u Katowice był obrażany, nazywany zerem, wkładem do koszulki… To być może spotka się z negatywnym odbiorem części tutejszej społeczności czy kibiców, ale ja się z tym liczę. To są moi pracownicy i na pewno będę o nich dbał”.
Powiem szczerze, że gdy przeczytałem tę wypowiedź, naprawdę się załamałem. Dla mnie wypowiedź prezesa jest bezczelna, bo tyle ile kibice wkładają serca raz w działanie, a dwa w to, żeby jednak to minimum szacunku do piłkarzy utrzymać, również ociera się o jakąś abstrakcję. I mówi to prezes klubu, którego zawodnicy choćby w jednym procencie nie robią nic, by pokazać, że ten szacunek do kibiców mają. Mamy olewanie meczów, zwłaszcza najważniejszych meczów derbowych, mamy jakieś gesty Klemenza do publiczności, dzisiaj mieliśmy wypowiedź Abramowicza, który powiedział, że „jadą na zasłużony odpoczynek”. Rok temu mieliśmy taneczne kółko w Grudziądzu. A po meczu z Ruchem na jesieni, gdy wszyscy byliśmy czerwoni z nerwów i rozpaczy, a w Chorzowie była feta, nasi zawodnicy zaopatrywali się na stacji w alkohol na imprezkę i wpieprzali hot-dogi.
Więc chłopie, o jakim szacunku Ty mówisz? Do tych ludzi, którzy raz po raz kpią sobie ze swoich PRACODAWCÓW?
Niestety, to tylko pokazuje, że prezes również mocno odlatuje i pojawia się znak zapytania, czy z taką mentalnością sternika GKS jesteśmy w stanie gdziekolwiek zajść. Dodam, że prezes już jesienią posądzał mnie o to, że w jakimś minimalnym procencie, ale jednak – moje teksty mogą mieć wpływ na drużynę. Okej, załagodziłem wtedy swój ton. Nawet jeśli posądził mnie również o to, że cieszę się z porażek…
Dużo na ten moment do nauczenia się ma trener Paszulewicz, bo jeżeli on nie potrafi zrozumieć, dlaczego dzisiaj mieliśmy pusty Blaszok, to naprawdę, ale nadal nie rozumie specyfiki tego klubu. Tak naprawdę wychodzi na to, że nie rozumie tej specyfiki żaden trener czy prezes oraz wielu zawodników. Jest natomiast w kadrze kilka osób z grona wspomnianego „piłkarskiego nowotworu”, które jednak nauczyły się tym środowisku funkcjonować tak, aby wyłapać dla siebie jak najwięcej. Problem w tym, że zarażają oni chorobowymi komórkami tych, którzy przychodzą do klubu i niektórzy w rekordowym tempie również zaczynają prezentować katowicką mentalność, ale tę „szatnianą”.
Uważam że jeżeli nie wyleci prawie cała kadra, to wiele się nie zmieni. I nie chcę już słuchać tekstów typu „nie można wymienić całej kadry, bo trzeba ją jakoś zastąpić”. Jakby to ode mnie zależało, zostawiłbym może dwóch zawodników. A niestety ci, którzy mają szanse teoretycznie zostać, to są zawodnicy, którzy zawalili dwa awanse. I nie obchodzi mnie, czy ktoś zagrał dobrą czy słabą rundę, bo już dawno ustaliliśmy, że kwestia formy jest w dużej mierze kontrolowana. I jakby awans był na „niebezpiecznie” bliskim dystansie, to tym „najlepszym” by ta forma nagle siadła, odnieśliby kontuzję lub zarobili głupią żółtą czy czerwoną kartkę. Byli przecież tacy, co to wykluczyli się ze spotkania z Ruchem.
Boję się, że kilku zawodników zostanie. Przede wszystkim oczywiście mający ważny kontrakt Mateusz Kamiński. Tak, to jeden z tych zawodników, który mógłby zagrać rundę na miarę Sergio Ramosa, a i tak uważam, że klub powinien się z nim pilnie pożegnać. Kamiński już rok temu był, a teraz jest jeszcze większym symbolem sportowo-moralnego upadku GKS Katowice. Powiedziałbym, że bardziej nawet moralnego niż sportowego. Jeśli ktoś uważa, że Kamiński powinien w GKS Katowice zostać, to powiem to, co znakomicie sformułował nasz nowy kolega redakcyjny Mayek – taki ktoś po prostu zasługuje na takie wyniki, jakie serwuje mu GKS Katowice.
Rok temu pisałem w felietonie przed jeszcze tanecznym popisem w Grudziądzu:
„Przeraziło mnie ze strony kibiców zdejmowanie odpowiedzialności z piłkarzy i właśnie zrzucanie jej tylko na trenera. Przeraziło mnie to, że wiele osób wymieniając tych kopaczy, którzy powinni zostać w klubie, wymieniło ich naprawdę sporo, na przykład siedmiu z podstawowej jedenastki. Ktoś inny napisał, że powinni mieć szansę odkupienia swoich win…
Powiem tak – wiadomo, że wietrzenia szatni nie będzie. Większość zostanie. I po prostu mam spory ból i dylemat, bo dla mnie oni są po prostu skreśleni. Przeraża mnie, że kibice wygłaszając takie twierdzenia i obwiniając głównie trenera, sankcjonują wszystko to, co robili piłkarze na boisku! Czyli grę bez ambicji, tragiczny poziom czysto techniczny, bardzo słabą psychikę (czasem jedna dobra akcja rywala potrafiła zmienić obraz gry). Kibice przyjmują tych piłkarzy, mimo że prawie każdy przyczynił się do zniszczenia naszych marzeń w sposób bezczelny, a swoją postawą działał na szkodę klubu. Dla mnie to postawa nie do przyjęcia. Brak instynktu samozachowawczego kibiców. Przygotowywanie pola pod kolejną druzgocącą klęskę i wielkie rozczarowanie”.
Niestety moje słowa okazały się prorocze. Zostały te wszystkie Kalinkowskie, Zejdlery, Foszmańczyk, Kamiński, Goncerz. I mieliśmy totalne deja vu, czyli wzbudzone nadzieje i znów strzał w pysk. I ja się w pewnym momencie dałem znów na to nabrać. Znów zaufałem tej zdradzającej dziewczynie, a ona z uśmiechem na ustach zrobiła to jeszcze bardziej cynicznie niż wcześniej. A przecież trzeba było zaufać doświadczeniu z końcówki zeszłego roku i po prostu się nie nastawiać, że może być inaczej.
Co do dzisiejszego meczu z Łęczną, to dodam jeszcze, że to zadowolenie trenera plus wypowiedź Abramowicza przypomina też co do joty zeszłoroczny Grudziądz. Bo oprócz tańca był jeszcze tweet Goncerza „Moje pierwsze zwycięstwo w Grudziądzu”, a trener Jojko dziękował zawodnikom za walkę i zaangażowanie.
I znów powtórzę, to co kilka akapitów wcześniej – ludzie w Katowicach czerwoni ze złości, a w klubie zadowolenie z dobrego meczu i dobrze zapowiadających się wakacji. Przegraliśmy awans, ale jak to powiedział Abramowicz w wywiadzie „taka jest piłka, taki jest sport, widzimy się w następnym sezonie”.
Jak tutaj k… ma być dobrze, jak mamy taki psychiatryk na Bukowej?
Czekamy na jutrzejsze decyzje. Sprawa jest jasna, trzeba wyciąć piłkarski nowotwór z wielkim marginesem. Ten nowotwór dotyczy albo tych, których podejrzewamy o wałki, ale także tych, którzy są po prostu bardzo słabi, ale się zasiedzieli od lat. Jeśli w klubie zostanie któryś z zawodników: Nowak (pamiętamy Kluczbork), Frańczak, Kamiński, Midzierski, Kalinkowski, Mandrysz, Zejdler, to będzie można ogłosić koniec sezonu 2018/19 już przed jego rozpoczęciem. Choć ja uważam, że większość niewymienionych tu zawodników, również powinna opuścić klub, ale ci wymienieni to absolutna konieczność. Nie mam zaufania praktycznie do nikogo, na ten moment również ze struktur klubu. Zbyt dużo się podziało. Jeszcze mam cień nadziei, że Bartnik z Paszulewiczem to ogarną, ale to takie marzenie ściętej głowy, bo też wątpię, czy pan Tadeusz będzie miał na tyle cojones, żeby walnąć pięścią w stół, bo dotychczas jego wypowiedzi – zarówno po jesieni, jak i ostatniej konferencji – były mocno poddające w wątpliwość jego możliwości zdecydowanego działania.
Boję się, że te rewolucyjne zmiany, o których tak wszyscy pięknie mówią, w pierwszej kolejności dotkną zawodników tak naprawdę mało kluczowych jak Mokwa. A ostatnie się kilka osób z rdzenia. To będzie oznaczało także dla naszej redakcji zapewne jakieś modyfikacje. Bo opisywanie ustawionych meczów merytorycznie, ocenianie zawodników „jak grali” naprawdę mija się wtedy z celem i jest robieniem z siebie samych i kibiców durniów.
Kibice mają dość tej spleśniałej szatni. I jeśli znaczące kroki ku wyczyszczeniu szatni, ale tak NAPRAWDĘ nie zostaną poczynione, to w przyszłym sezonie mogą być naprawdę pustki na stadionie, a pusty Blaszok będzie regułą, a nie wyjątkiem.
I pamiętajcie panowie trenerzy i działacze, że jeśli zarzucacie kibicom brak szacunku po tym, co oni pokazali wspierając drużynę w ostatnich dwóch sezonach – sami pokazujecie brak szacunku do tych kibiców. I ten brak szacunku pokażecie również, jeśli utrzymacie w kadrze tych, co nigdy nie powinni w niej mieć miejsca.
Jest takie powiedzenie: „Szanuj kibica swego, bo możesz nie mieć żadnego”.
Lepiej pamiętajcie o tym, bo znów będzie płacz i dymisje w środku rundy jesiennej.
Piłka nożna
Górak: Cierpliwość, przytomność, rozwaga
Po meczu w Lublinie wypowiedzieli się szkoleniowcy Motoru i GKS Katowice – Mateusz Stolarski i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.
Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty na wyjeździe, a wygraliśmy pierwszy raz w 12. Kolejce, więc moment dla nas bardzo istotny. Z punktu widzenia punktów i tabeli bardzo istotny moment okres przed nami, czyli sam proces treningu i analizy meczu, bo te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy to w kolejnym spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych – i chciałoby się, aby dobrze drużyna funkcjonowała. Często mówiliśmy na konferencjach o dobrej grze, ale punktów nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Dzisiaj bardzo dobre mentalne w całości przełamanie, bardzo dobre 30 minut. Duża kontrola nad meczem i wydawało się, że jesteśmy na świetnej drodze, ale… jeszcze nie jesteśmy idealni. Niepokoi mnie te czterdzieści bramek, które padło w naszych dwunastu meczach. Mimo że szesnaście strzeliliśmy, a dwadzieścia cztery straciliśmy i dzisiaj też dwie.
W drugiej połowie byliśmy bardzo skuteczni i wykorzystaliśmy wcale niekiedy niełatwą sprawę, jeśli chodzi o przewagę jednego zawodnika, bo nie zawsze strzela się trzy bramki. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy.
Musimy budować kolejne mecze i punkty tylko w cierpliwej pracy i pokorze w tym co robimy. Nie jesteśmy krezusami ekstraklasy, która przecież idzie do przodu. Poziom rozgrywek, zainteresowanie jest czymś, co bardzo cieszy. My w Katowicach musimy wykonywać rzetelnie swoją robotę i zbierać doświadczenia. Dzisiaj dla nas bardzo ważny mecz, w tamtym sezonie nie udało mi się w naszej rywalizacji wygrać z Motorem, więc bardzo się cieszę, że to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego.
Mateusz Stolarski (trener Motoru Lublin):
Do straty drugiej bramki, szczególnie przez pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali pierwszy raz ze sobą. Wymuszone lub nie straty piłki i błędy techniczne, na które ciężko było zareagować. 0:2 i… zeszło nas całe ciśnienie. Dlatego zagraliśmy najlepsze dwadzieścia pięć minut w całym sezonie. Do bramki na 2:2 i po niej, kiedy złapaliśmy wiatr w żagle i czułem, że będzie to, co mówiłem przed meczem. Potem czerwona kartka. Na drugą połowę chcieliśmy przetrzymać do 70. minuty przy 2:2 i potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. W pierwszej akcji, po pierwszym rzucie wolnym w drugiej połowie nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy dobrze grają głową lub są groźni po SFG – musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Musieliśmy poświęcić do centrum, a on schodził poza światło bramki, bo większe szanse na gola są właśnie ze światła niż na dalszym słupku. Pomyliłem się. Taką bramkę straciliśmy, nie zdołaliśmy w ostatniej strefie wyblokować. Potem miałem poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3:3, bo mieliśmy dobry moment, ale nie strzeliliśmy. A potem co? Masz 2:3 i grasz w „10”, stoisz nisko i próbujesz przegrać jak najmniej lub idziesz po kolejną bramkę. Strzelał je przeciwnik, gratulacje dla GKS i trenera Góraka. Wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki czas, ciężki okres i musimy wszyscy uderzyć się w piersi, wziąć trochę więcej odpowiedzialności za to, co się w ostatnim czasie dzieje, ale pretensje mogę mieć tylko dla siebie.
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu z Motorem
Mecz z Motorem to już historia. Historia bardzo szczęśliwa dla nas, bo trzybramkowe zwycięstwo na wyjeździe nie zdarza się codziennie. Z początkiem nowego tygodnia wracamy jeszcze raz do piątkowych wydarzeń, ale za chwilę czekają nas kolejne wyzwania. Maraton z trzech meczów w ciągu tygodnia. Pierwszym akordem będzie spotkanie z Koroną Kielce. Wszyscy na Nową Bukową!
1. Wyjazd do Lublina był jednym z najdalszych w tej rundzie. Potem będziemy jeszcze mieli Białystok, a ponadto już niedalekie delegacje – do Łodzi, Niecieczy i Częstochowy.
2. Te piątki nam serwują niezwykle często. Dodatkowo mecz o osiemnastej wymagał wyjechania rano, choć nie jakoś bardzo wcześnie rano. Z Katowic wyjechaliśmy o 11.
3. Pojechaliśmy w czwórkę – ja, Misiek, Kazik i Mariusz, z którym nieraz jeździmy na wyjazdy i świadczymy sobie wzajemnie „samochodowe” przysługi. Przed nami było nieco ponad 4 godziny drogi.
4. Trasa przebiegała sprawnie. Było pochmurno, choć jeszcze nie deszczowo. Na to musieliśmy poczekać.
5. Wkrótce po odbiciu z autostrady udaliśmy się do Maka w Sokołowie Małopolskim. Mieliśmy co prawda w planie posilenie się już w Lublinie, ale chcieliśmy szybciej wziąć coś na ząb, bo Misiek nie jadł śniadania, a skoro tak – wykorzystaliśmy sytuację, by zaspokoić łakomstwo. Symbolicznie.
6. W Lublinie byliśmy około 15.30. Mogliśmy podziwiać tak nieczęste w Polsce trolejbusy. Znamy je doskonale z Tychów, ale naprawdę niewiele jest miejsc, w których one jeżdżą. Z pamięci kojarzę Grudziądz, ale mogę się mylić.
7. Z polecenia pojechaliśmy do „Bistro przy peronie”, czyli jak sama nazwa wskazuje jadłodajni przy dworcu i jednocześnie bardzo niedaleko stadionu. Tutaj czekał nas właściwy posiłek.
8. Chłopaki wzięli różnie – rybę, kurczak, schaboszczak… Ja zdecydowałem się na Zapiekaperon, czy coś takiego. Na zdjęciu ładnie wyglądało, smakowało nieźle, ale bez szału. Natomiast frytki od Miśka choć mrożone, były idealnie zrobione – co rzadko się zdarza w knajpach, więc nie omieszkałem mu kilku zwędzić.
9. Łakomstwo skutkowało tym, że wzięliśmy także zupę. Co prawda w menu było napisane, że szparagowa, ale przytomnie zapytałem pani sprzedającej, czy to rzeczywiście szparagowa czy z fasolki szparagowej. Istotnie to drugie.
10. No i na koniec byliśmy już pełni. Dobrze, że stadion był niedaleko. Wkrótce zaczęliśmy kierować się ku obiektowi Motoru.
Nie wiem, czy to nasza pamięć zawiodła, ale jakoś chyba w innym miejscu niż ostatnio były do odebrania akredytacje. Dlatego najpierw musieliśmy zaparkować samochód z jednej strony stadionu, potem go obejść (stadion, nie samochód – nie jesteśmy jeszcze tak szaleni, żeby obchodzić samochody) i wrócić do wejścia dla mediów. Przechodząc m.in. obok efektownego muralu.
11. Zazwyczaj to jest tak, że parkujemy/wjeżdżamy i już z tobołami odbieramy akredytacje. Teraz zrobiliśmy sobie trochę wycieczek. W końcu jednak odebraliśmy wejściówki.
12. Przed stadionem stały gęsiego autokary Motoru i GieKSy. Potem nasz autokar widzieliśmy jeszcze raz, w zupełnie innym miejscu.
13. Wkrótce już znaną drogą udałem się na chwilę na salę konferencyjną, gdzie pogadałem chwilę z miejscowym dziennikarzem. Potwierdzał, że pod Mateuszem Stolarskim jest gorący stołek. Dla obu klubów było to niezwykle ważne spotkanie. Kazik w tym czasie wypuścił drona i zrobił efektowne ujęcia.
14. Po zrobieniu herbaty poszedłem już na prasówkę. Zawsze lubię być zarówno na stadionie, jak i na sektorze prasowym odpowiednio wcześniej. Można się usadowić, zająć dobre miejsce i też obejrzeć jeszcze niezapełniony stadion. Jeszcze przy lekkim świetle dziennym, choć już z jupiterami.
15. Na obiekcie był pewien relikt kilkuletniej przeszłości. Otóż przy wejściu na prasówkę znajdowały się dwie kartki z hasłem do WiFi. Problem jednak polegał na tym, że jedna z nich to była kartka z… finału Pucharu Polski 2021. Ciekawe to, czy tam nikt nigdy z klubu się nie zapuścił, by ją zdjąć? A może to po prostu pamiątka?
16. Miejsca prasowe są kompletnie oddzielone od reszty. Ciekawe jest to miejsce na stadionie Motoru. Posadzka z płyt chodnikowych, ogólnie stan niemal surowy, ale przejścia wygodne. Najbardziej rozśmieszają mnie numerowane krzesełka na kółkach, których jest mniej niż stolików. Tym bardziej, trzeba wcześniej zająć.
17. Ja wybrałem miejsce nieopodal komentatorów Canal Plus, których jeszcze nie było na stanowisku. Dlatego też mogłem podejrzeć i podsłuchać na żywo wywiady z trenerami. Zawsze są one nagrywane ponad godzinę przed meczem i puszczane z odtworzenia we „Wstępie do meczu”. Tutaj już doskonale wiedziałem od razu, jakie mają nastawienie obaj szkoleniowcy.
18. Zasiadłem do swojego stanowiska. Do wyboru są dwa rzędy, jeden ze sztywnymi stolikami, drugi z rozkładanymi. Minus tych pierwszych jest taki, że są w rzędzie dolnym i mają przed sobą szybkę z pleksi. To zawsze daje takie wrażenie odgrodzenia od boiska i pewnej nienaturalności. Zająłem więc miejsce na górze.
19. Blat w porządku, minimalnie pochylony, ale nie na tyle, żeby zsuwały się rzeczy, tak jak na niektórych stadionach. Miejsca wystarczająco, kontakty są, widoczność znakomita. Nie pozostawało nic, jak czekać na rozpoczęcie spotkania.
20. Kibice powoli zaczęli się schodzić, piłkarze mieli rozgrzewkę. Pod jej koniec spiker wyczytywał składy, a w międzyczasie Arkadiusz Najemski, obrońca Motoru, został uhonorowany pamiątkową tablicą za setny mecz w Motorze. Problem w tym, że nic sobie z tego nie robił tenże spiker i czytał dalej zestawienia, więc sporo osób pewnie nie zauważyło, że taka ceremonia ma miejsce.
21. A potem mieliśmy już granie. Powiedziałbym, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy GKS od początku atakował, gdyby to była prawda. Znamy ten schemat choćby z meczów z Legią czy Cracovią. Problem był taki, że przewaga nie była udokumentowana bramką. Tutaj była – i to dwoma trafieniami. Kibice obu drużyn od początku oglądali bardzo ciekawy mecz.
22. Co do pierwszej bramki GKS, to boisko w Lublinie najwyraźniej służy Bojrsze Galanowi. Zawodnik praktycznie nie strzela goli, ale na stadionie Motoru trafił już drugi raz. Tak to bywa w piłce.
23. Adam Zrelak strzelił bramkę ręką. Na szczęście nie swoją, więc to nie była boska ręka Jasia Furtoka. Dopomógł jednak wspomniany Arek Najemski. Tak więc, gratulacje Arek! I jeszcze raz dzięki!
24. Nadal jednak musieliśmy być czujni, bo przecież w poprzednim sezonie też w dziewiątej minucie prowadziliśmy, a to jednak Motor wygrał 3:2. Tu mieliśmy dwubramkowe prowadzenie, ale dalecy byliśmy od przypisywania sobie trzech punktów, bo… to jest GieKSa, która zawsze potrafi spłatać figla.
25. No i spłatała. Łatwo dała sobie wbić dwie bramki, bo już nie było więcej miejsca, żeby się cofnąć na boisku (dalej były już tylko trybuny). Z dobrego prowadzenia zrobił się remis, a w zamieszaniu Motor był bliski trzeciej bramki.
26. Nie jestem w stu procentach przekonany, że to Czubak strzelił pierwszego gola. Sam zawodnik mówił, że raczej nie dotknął piłki. Powtórki są bardzo mylące, bo na niektórych jest wrażenie, że dotknął, na innych całkowicie nie. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze z linijką sprawdzi. Ja bym zaliczył bramkę Wolskiemu.
27. Na szczęście Łabojce przepaliły się styki i sfaulował Zrelaka przy linii autowej. Choć eksperci stwierdzają, że druga żółta kartka nie była potrzebna. Bez przesady. Czyste i zasłużone żółtko. To zawodnik powinien uważać, a nie liczyć na litość sędziego.
28. Swoją drogą zaledwie dwie sekundy były potrzebne, by Marten Kuusk po swoim wejściu odmienił losy meczu. To właśnie po zmianie, w której zastąpił Czerwińskiego, Estończyk wykonywał aut do Słowaka i nastąpił ten faul.
29. Druga połowa to był już koncert GieKSy. Nasze armaty na dobre się odblokowały. Zrelak strzelił już gola nogą, a nie ręką rywala i katowiczanie szybko znów byli na prowadzeniu. To drugie trafienie Słowaka w tym sezonie.
30. A potem show dał Ilja Szkurin. Białorusin strzelił swoje pierwsze dwie bramki w lidze dla GKS, a w sumie ma już trzy trafienia, bo przecież zdobył gola także w Pucharze Polski. Jaka szkoda, że nie wykorzystał tej sytuacji sam na sam, bo drugi hat-trick zawodnika GKS w tym sezonie to byłoby coś.
31. Hat-trick asyst mógł mieć Bartosz Nowak, ale dwie właśnie były prawowite, a trzecia (pierwsza w kolejności) to była ta przy drugim golu GKS w tym meczu. Bramka była samobójcza, więc asysty nie ma.
32. Z czasem nie było już zagrożenia, że GieKSie może coś się stać. Dużo wnieśli zmiennicy, jak wspomniany Ilja, a także Sebastian Milewski czy Marcel Wędrychowski.
33. Tym samym GKS zdobył pięć goli na wyjeździe pierwszy raz od ubiegłorocznego meczu z Puszczą. Kibice natomiast zwracają uwagę, że ostatni mecz z kibicami, w którym zespół zdobył pięć bramek w delegacji to spotkanie sprzed… 20 lat, kiedy GieKSa wygrała w czwartej lidze z Czarnymi Sosnowiec 5:2. Wówczas hat-tricka zaliczył Sebastian Gielza.
34. W końcu mieliśmy odrobinę radości. Po meczu oczywiście nagrałem swoją nagrywkę, a z racji tego, że byliśmy – jak wspomniałem – nieopodal komentatorów, zaprosiłem Tomasza Wieszczyckiego do wywiadu. Były reprezentant Polski zgodził się i przeprowadziliśmy sympatyczną, krótką rozmowę. Wieszczu zapowiedział, że za tydzień będzie na meczu z Koroną.
35. Mecz skomentował także Tomasz Witas, który zadebiutował w tej roli w Canal Plus. Wyszło mu całkiem dobrze, słyszałem jego emocje na żywo, a potem przewijając sobie mecz mogłem stwierdzić, że dał radę. Może to będzie szczęśliwy komentator dla GieKSy?
36. A co do Wieszcza, to trzeba powiedzieć, że w poprzednim sezonie pamiętam, że komentował mecz z Puszczą u siebie (3:1), a w obecnym z Wisłą w Płocku (1:1). Więc też całkiem nieźle.
37. Potem oczywiście udałem się na konferencję prasową. Jak zwykle zadawałem pytania trenerowi Górakowi, ale przy pierwszym z nich tak się zamotałem, że musiałem gdzieś odkręcić, żeby w gruncie rzeczy powiedzieć, o co mi chodzi 😉
38. Mateusz Stolarski natomiast wyglądał jak cień człowieka. Taka piłkarska depresja. Mieliśmy to kiedyś w GieKSie, tak w swoim czasie wyglądał Piotr Mandrysz, a będąc uczciwym, takie wrażenie w pewnym momencie sprawiał także Rafał Górak – w czasach okrzyków o walizkach i fatalnych wyników. Trener też się na szczęście odkręcił z tej sytuacji i to dawna sprawa.
39. Ciężki czas przeżywa jednak trener Motoru. Próbował odpowiadać, ale widać było wielki żal – niewypowiedziany całkowicie żal tak naprawdę do zawodników. Szkoleniowiec chyba też wie, że prezesi różnie lubią reagować. A Zbigniew Jakubas przecież chciał pucharów…
40. GieKSa wygrywając 5:2 wyprzedziła Motor w tabeli. Brawo!
41. Po konferencji zostaliśmy jeszcze jakiś czas na sali. I znów muszę to powiedzieć. My naprawdę po 19 latach w pierwszej lidze mamy dużo pokory, nawet jeśli chodzi o ludzi zajmujących się mediami. Przy jednym stoliku siedzieli sobie ludzie z oficjalnej strony klubu, przy innym my. I u wszystkich pełen spokój, oczywiście że dobre humory, ale nie ma tego cwaniakowania, co w innych klubach, tego śmieszkowania i kumatości, tak żeby cały Lublin słyszał. Lubię to u nas. Nie robimy z siebie nie wiadomo jakich gwiazd. Za dużo wszyscy w Katowicach przeszliśmy.
42. Wkrótce udaliśmy się do samochodu, by wrócić do Katowic. Czekało nas kolejne ponad cztery godziny drogi. Pogoda była kiepska, padało lub siąpiło niemal cały czas.
43. W Brzesku jeszcze wstąpiliśmy na kurczaki z KFC, bo byliśmy po wielu godzinach już głodni – a było już po północy. To była jedyna dostępna strawa o tej porze. Od razu przypomnieliśmy sobie, że już niedługo mecz z Piastem.
44. Dla mnie to był piąty mecz w Lublinie, z czego drugi na nowym stadionie. Bilans jest bardzo zadowalający – zobaczyłem trzy zwycięstwa, jeden remis i jedną porażkę. W tych spotkaniach widziałem także aż jedenaście bramek GieKSy.
45. Na powrocie jeszcze mijaliśmy autokar GieKSy. To zdecydowanie stały fragment gry podczas powrotów z wyjazdów.
46. W Katowicach byliśmy około drugiej w nocy. W końcu, w szóstym meczu w delegacji zdobyliśmy trzy punkty!
47. Do zobaczenia w sobotę na Koronie!
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: trzymałem kciuki za Rafała Góraka
Nie ma czasu na chwilę oddechu – zwycięstwo z Koroną za nami, a naszą uwagę kierujemy w stronę Łodzi, gdzie czeka już pucharowy rywal. Jak na Łódź przystało, forma Łódzkiego Klubu Sportowego faluje raz w górę, raz w dół. Jak będzie jutro? Między innymi o to zapytaliśmy Jakuba Olkiewicza, „największego” optymistę wśród fanów z białej części tego miasta, znanego zarówno z kibicowskich wojaży za ŁKS-em, jak i pracy dziennikarskiej, obecnie na horyzontalnym portalu leszekmilewski.pl i kanale Tetrycy. [fot. Wojciech Pakulski (ŁKS Łódź)]
Twoim znakiem rozpoznawczym jest fakt, że gdy inni widzą szklankę do połowy pełną, ty pytasz: jaka szklanka? Rozczarowania to chleb powszedni kibica, a ostatnio w naszym futbolowym uniwersum więcej jest rozczarowanych niż zadowolonych. Dlaczego, może oprócz Górnika i Wisły Kraków, reszta ma mniejsze lub większe powody do narzekania?
To jest pytanie, które dość dobrze obrazuje, czym tak naprawdę jest piłka nożna, bo żywot kibica składa się jednak w porażającej większości z chwil cierpienia, rozczarowania i oczekiwania na to, co się na pewno nie wydarzy. Jest to też odprysk dyskusji o tym, jak się rozwija Ekstraklasa, bo rozwija się w szalonym tempie: budżety rosną, kwoty transferowe są rekordowe, ale to też oznacza, że rozczarowania będą coraz większe. Mistrz jest tylko jeden, mimo że kandydatów jest już pewnie z siedmiu, więc i rozczarowanych będzie więcej. Co ciekawe, to samo przenosi się na pierwszą ligę, bo przypominam sobie wyścig ŁKS-u o awans w czasach pierwszego powrotu po bankructwie, gdzie jedynymi logicznymi rywalami byli Stal Mielec, Sandecja i Raków, który wtedy ostatecznie awansował. Trudno oceniać, że Sandecja, która nie zwiększyła drastycznie budżetu w porównaniu do lat ubiegłych, była szczególnie rozczarowana brakiem awansu, gdy do Ekstraklasy wszedł Raków i ŁKS. Podejrzewam, że w tym sezonie rozczarowana rekordowymi wydatkami i rekordowo niską pozycją będzie połowa pierwszej ligi, a tych, którzy nie są rozczarowani, policzymy na palcach jednej ręki.
A z czego ty będziesz zadowolony w tym sezonie w kontekście ŁKS-u?
Ja będę zadowolony, jeśli do końca będziemy o coś walczyć. Doprecyzuję, że to coś to nie jest utrzymanie, bo już nie raz los potrafił ze mnie zadrwić na różne sposoby. Cel minimum to baraże. Nie jest tajemnicą, że nie jestem człowiekiem, który zawsze mierzy wysoko, ale nie chciałbym, żebyśmy na 34. kolejkę ligową jechali z przekonaniem, że nic nas już nie czeka, tylko żywili nadzieję, że przy korzystnym wyniku na naszym stadionie i na kilku innych uda się na to szóste miejsce wskoczyć i potem jeszcze sprawić niespodziankę w barażach. Niestety udało mi się przywyknąć do sezonów ŁKS-u w pierwszej lidze, gdy od około 30. kolejki już tylko ślizgamy się do końca sezonu. Piłka nożna dlatego nas w sobie rozkochała, bo gwarantuje potężne emocje i potężne huśtawki nastrojów, rollercoastery, gdzie na przestrzeni kilkunastu minut wędrujesz z piekła do nieba, a trudno się wędruje, jeśli na miesiąc przed końcem ligi grasz mecze bez żadnej stawki.
Jeden z naszych kibiców ukuł stwierdzenie o klątwie miejsc 8-12, która dręczyła GieKSę w 1. lidze. Nie boisz się, że ŁKS przejmie tę pałeczkę?
Tak, trochę się tego boję. Jestem oczywiście pesymistą i czarnowidzem, ale bywam też realistą i staram się rzetelnie oceniać sytuację. Dlatego w sezonach, gdy ŁKS-owi idzie nieźle, a zapowiedzi są wysokie, to staram się je tonować, bo nigdy aż tak dobrze nie jest. Na przykład przed obecnym sezonem, gdy niektórzy rozpędzali się i widzieli ŁKS w pierwszej dwójce, ja tonowałem nastroje, że nie posiadamy ani kadry, ani budżetu na poziomie Wisły, Śląska czy Wieczystej, ani też pierwszoligowego doświadczenia i ciągłości pracy, którą kilka innych klubów ma. Teraz z kolei nie wpadam w totalne czarnowidztwo, że za moment przywita nas strefa spadkowa, bo zwyczajnie jest to zbyt silna drużyna. Dlatego wydaje mi się, że cel, który wyznaczyłem, czyli to, żebyśmy do końca bili się o szóste miejsce, jest dosyć realny. Być może nawet jest to opcja dla minimalistów, bo siła kadry, budżet ŁKS-u i – jak podejrzewam – zimowe transfery, będą nas raczej pchały w kierunku tych miejsc 4-6. Tabela jest dosyć ciasna i wszystko zmierza do tego, że ŁKS będzie o coś walczył do ostatniej kolejki i to oznacza, że ja będę umiarkowanie zadowolony z tego sezonu, bo oczekuję emocji i chcę, żeby ta 34. kolejka i mecz u siebie z Górnikiem Łęczna miał stawkę.
1:3 w Siedlcach w zimny październikowy wieczór – gorzej być nie może czy „potrzymaj mi piwo”?
To jest ten moment, na który staram się patrzeć realistycznie i z pewnym dystansem. Tak samo jak nie rozpaczałem całkowicie po 0:5 z Wisłą Kraków, bo wiedziałem, że Wisła w tym sezonie będzie cholernie mocna. Kiedy utrzymała Rodado, to byłem pewny, że jest to sygnał, że pójdzie po awans dosyć pewnym krokiem. Tak samo nie skakałem z radości po niektórych zwycięstwach ŁKS-u, a raczej mówiłem, że musimy się w tej lidze najpierw rozejrzeć. Trener Szymon Grabowski, który po pierwsze sam jest nowy w ŁKS-ie, a po drugie ma praktycznie zupełnie nowy skład, potrzebuje dużo czasu, żeby faktycznie dostarczyć nam docelowy produkt. Po fatalnym meczu w Grodzisku Mazowieckim, który przegraliśmy 0:3, wielu domagało się zwolnienia Szymona Grabowskiego. Ja tonowałem nastroje, bo wydawało mi się, że może nastąpić odbicie. Po następnych dwóch meczach, gdzie wygraliśmy z GKS-em Tychy i w świetnym stylu przełamaliśmy się na wyjeździe ze Stalą Rzeszów, niektórzy znowu mówili, że wszystko zaskoczyło i teraz już będzie dobrze. Spokojnie, to jest pierwsza liga – tutaj dopiero po dłuższej serii można stwierdzić, że jest dobrze. Staram się trzymać zdrowy dystans i ani nie zwalniać Szymona Grabowskiego po każdym przegranym meczu, ani też nie wynosić pod niebiosa tej drużyny po każdym meczu, który wygra. Pierwsza połowa w Siedlcach daje nadzieję, że powoli wiemy co, jak i kim chcemy grać. Teraz pytanie, czy będziemy w stanie taką jakość dostarczać regularnie.
To ciekawe, co mówisz o trenerze, bo wasi sąsiedzi z drugiej strony Łodzi nie są tak wyrozumiali…
Wydaje mi się, że pod tym względem Widzew jest mniej w tym miejscu, w którym my byliśmy w ubiegłym sezonie, czyli oficjalnie na transparencie piszesz, że to jest sezon przejściowy, że spokojnie, będzie zaufanie, ale gdzieś w głębi duszy właściciel, a za nim też najbardziej znaczący działacze wiedzą, że nakłady finansowe były przeogromne i musi zaskoczyć od razu. A to, co mówisz mediom, że będziesz trzymał ciśnienie to jedna sprawa, możesz udawać najbardziej cierpliwego mnicha świata, na koniec liczysz, ile wydajesz na tych zawodników i mówisz sobie: dobra, spróbujmy z innym trenerem, innym dyrektorem, innym prezesem. I nie dziwi mnie to, bo każdy właściciel musi sam przejść tą ścieżką, żeby przekonać się, że to tak nie działa, że wystarczy wrzucić te wszystkie grzyby do wody i nagle powstaje fantastyczna pieczarkowa. Trzeba dorzucić jeszcze trochę cierpliwości i właściwych ludzi. Trzymam kciuki, żeby w ŁKS-ie tej cierpliwości było więcej, zwłaszcza że byłem bardzo rozczarowany ubiegłym sezonem.
Jednym spośród tych, którzy będą decydować o ewentualnej zmianie trenera, będzie Marcin Janicki, w Katowicach wspominany raczej dobrze, choć czarną kartą w jego CV jest nasz spadek do 2. ligi po golu bramkarza Bytovii w 97. minucie decydującego meczu. Jak oceniasz jego pracę w Łodzi?
Na razie staram się nie oceniać, bo jest zdecydowanie za wcześnie na to, by oceniać pracę wszystkich nowych działaczy, a trochę ich przybyło w Łodzi. Pewne, że piłkarze nie ułatwiają chłopakom roboty – poziom sportowy nie do końca idzie w parze z akcjami marketingowymi czy tymi związanymi z ticketingiem, bo to ma ręce i nogi, natomiast nie ma głowy, bo głową jest wynik piłkarski, dlatego tym ludziom trudniej jest działać. Marcin Janicki to człowiek, którego bardzo cenię i wiązałem z nim duże nadzieje, kiedy przychodził do ŁKS-u. Czekam na efekty jego pracy i czekam dość spokojnie, bo zdaję sobie sprawę, że jest bardzo dużo rzeczy do zrobienia. Jest mnóstwo nowych dyrektorów, a ja czekam, żeby teraz ci dyrektorzy pozatrudniali odpowiednich wykonawców i żeby ci wykonawcy wprowadzili klub na zdecydowanie wyższy poziom organizacyjny. Marcin Janicki to gość, który zna się na robocie i trzymam kciuki, żeby po pierwsze dostał tyle czasu, ile potrzebuje, a po drugie, żeby piłkarze mu za bardzo nie bruździli swoją postawą na boisku.
Masz szczególne wspomnienia z meczów z GieKSą?
Zawsze będę darzył sentymentem stary sektor gości przy Bukowej. To nieprawdopodobne, jak przyjemnie się dopingowało zza bramki jeszcze na starym stadionie, ściana za plecami robiła fantastyczny klimat, do tego mecze – choć z tradycyjną wymianą uprzejmości – odbywały się jednak z dużym szacunkiem z obu stron. To był też jeden z moich pierwszych wyjazdów, a na pewno pierwszy samochodowy, na którym byłem kierowcą. To mógł być sezon 2009/10.
Pamiętam ten mecz. Wygraliśmy 4:1, ŁKS dostał dwie czerwone kartki, a pierwszego gola zdobył Krzysztof Kaliciak strzałem praktycznie z połowy boiska.
Przypominam sobie, że po tym meczu ówczesny prezes ŁKS-u chyba wysyłał Bogusława Wyparłę do okulisty, żeby sprawdził wzrok, bo coraz więcej miał takich pomyłek. Natomiast muszę przyznać, że wtedy wynik nie za bardzo mnie interesował. My byliśmy wtedy w sektorze gości w ok. 1000 osób, był naprawdę świetny doping. I mimo że to były moje początki na wyjazdowym szlaku, to pomyślałem wtedy, że na tym szlaku zadomowię się na dobre. Zawsze wspominam GKS z dużą sympatią, bo tamten sektor gości był godny – to jest naprawdę dobre słowo, bo zapewniał godność wyjazdowiczom, nie jak wiele innych sektorów, w których miałem okazję zasiąść pozniej. No i na pewno też ciepło wspominam… Choć to akurat złe słowo – bardziej pasowałoby zimno, więc zimno wspominam mecz, gdy graliśmy z wami jakoś w końcówce października i było okrutnie zimno. Zasiedliśmy na tym tymczasowym sektorze gości. Pamiętam, że doszło między nami do krótkiej wymiany ognia podczas oprawy pirotechnicznej, dlatego z sektora byliśmy wypuszczani pojedynczo i zajęło to długi czas. Stałem więc w trampkach na mrozie myśląc, co ja mam w głowie, że ciągle chce mi się jeździć. Dzisiaj oczywiście wspominam to już ze śmiechem.
Przy okazji naszego meczu z Widzewem Michał Nibarski podzielił się ze mną anegdotą z czasów waszej rywalizacji w 3. lidze, gdy próbowali przeszkodzić w waszym awansie wymuszając porażkę Widzewa z Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie. Pamiętasz tamte czasy?
Jest pewna przyśpiewka, która towarzyszyła mi przez większość młodzieńczych lat: róg róg róg – gol gol gol!, która królowała na początku XX wieku, a potem była trochę zapomniana. Pamiętam, że w tamtym meczu część kibiców Widzewa skandowała ją przy rzutach rożnych Drwęcy, no i od tej pory na ŁKS też ta przyśpiewka wróciła i jest dość często proponowana przez gniazdowych. Pamiętamy to Widzewiakom, ale znam też takich, którzy wypominają to części swoich kibiców uważając, że zwyczajnie nie powinno tak być, że kibicujesz rywalowi, nawet jeśli ten rywal może zaszkodzić twojemu lokalnemu, derbowemu przeciwnikowi. Dlatego tutaj sytuacja była dość niejednoznaczna i nie chciałbym przesadnie krytykować wszystkich Widzewiaków, bo sam nie wiem, jak bym się zachował w odwrotnej sytuacji. Temat na pewno ciekawy i nieco absurdalny, że dwie potężne marki, które rywalizują gdzieś na czwartym poziomie rozgrywkowym, zostały pogodzone przez zespół Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie.
Na Łódź padł już blady strach przed najbliższym meczem, gdy patrzycie na rozpędzającą się maszynę Rafała Góraka?
Nie ukrywam, że trzymałem kciuki za trenera Góraka. Wydaje mi się, że to topowy fachowiec i było mi przykro, że radzi sobie odrobinę słabiej w tym sezonie. Byłem oczarowany tym, jak GieKSa radziła sobie jako beniaminek. Nie skłamię, jeśli powiem, że wiele osób z pewną zazdrością wypowiadało się o tym, co GieKSa robi w swoim pierwszym sezonie, tym bardziej pamiętając, jak wyglądał nasz pierwszy sezon po awansie do Ekstrakasy, zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem. Dlatego cieszę się, że GieKSa się odkręciła, tym bardziej, że ważną postacią u was jest Mateusz Kowalczyk, czyli wychowanek Szkoły Gortata, były uczeń – gość, któremu oczywiście kibicuję.
Wisła Kraków udowodniła, że w Pucharze niemożliwe nie istnieje. To co, może i ŁKS tą drogą trafi do Europy?
Mógłbym odpowiedzieć, że po tym, co zobaczyliśmy w ostatnich meczach ligowych, to pozostało nam skupić się na Pucharze Polski, ale mówiąc serio trzymam kciuki, żeby ŁKS jeszcze coś pokazał w lidze. Na pewno to, czego bym nie chciał, to żebyśmy ten mecz odpuścili, a trochę się tego boję, chyba jak każdy kibic. Jak ostatecznie się to zakończy? Nie wiem, bo trener Grabowski jest w pierwszej kolejności rozliczany z wyczynów w lidze i to dla nas kluczowa sprawa. Ja liczę przede wszystkim na to, że ktokolwiek wyjdzie na murawę, to po prostu pokaże, że ambitnie walczy o miejsce w składzie, a Puchar traktuje tak samo poważnie jak ligę. Sam jestem ciekaw, jak ŁKS do tego podejdzie i chciałbym, aby to podejście było poważne, bo Puchar Polski nie zasługuje na to, jak czasem traktują go kluby.
W pierwszej rundzie dopiero po dogrywce pokonaliście Chrobrego Głogów, a jedną z bramek zdobył Serhij Krykun. Odpracował już bramkę, którą strzelił wam w finale baraży jeszcze jako zawodnik Górnika Łęczna?
Chyba tak. Wiadomo, że tamta historia zatrzymała nas w rozwoju na długie lata. Bez tamtej porażki barażowej ŁKS zupełnie inaczej wyglądałby zarówno dzisiaj, jak i wtedy, po awansie do Ekstraklasy. Jeśli prześledzić nasze losy, to tak naprawdę awansowaliśmy w najbardziej niefortunnych momentach, jakie można sobie wyobrazić, bo za pierwszym razem ten awans robiliśmy wraz z Rakowem, więc drugi spośród beniaminków był bardzo mocny. W dodatku był to sezon reorganizacji, gdy przy dwóch beniaminkach z ligi spadały trzy zespoły. Natomiast kiedy Stal Mielec robiła awans, to już w zdecydowanie bardziej sprzyjających okolicznościach, gdy spadał tylko jeden zespół, w dodatku trafiło się bardzo słabe Podbeskidzie. Takie jest przynajmniej moje wrażenie. Dlatego tym bardziej żal, że kiedy trzeba było awansować po barażu z Górnikiem Łęczna, to tę szansę wypuściliśmy z rąk. Fakt – awansowaliśmy później, ale znowu stało się to w takim zestawieniu, że trudno było nawiązać walkę o utrzymanie, biorąc pod uwagę ograniczenia finansowe, jakie wówczas miał ŁKS. Zadra może już nie tkwi w sercu, ale na pewno Serhij musi się mocno starać, żeby nie przypominać mi o tych słabszych momentach, które ŁKS miał, a on odegrał w tym kluczową rolę.
Czy wśród łódzkich kibiców czuć specjalną mobilizację przed naszym meczem?
Niestety, decydujący jest tutaj termin, który jest wybitnie niesprzyjający. Podejrzewam, że tego nie przeskoczymy i frekwencja nie będzie szalona. Z drugiej strony wydaje mi się, że ci, którzy mają przyjść, to i tak się na tym stadionie zjawią. Martwi mnie jedynie, że przy innych wynikach osiąganych w lidze, zupełnie inaczej również wyglądałby ten mecz pucharowy, bo to zniechęcenie jest jednak mocno wyczuwalne, zwłaszcza u mniej zaangażowanych kibiców. Każdy kolejny miesiąc rozczarowań, a tych mamy już za sobą kilka, a nawet kilkanaście, utrudnia nam działania czysto kibicowskie. Najlepszy dowód to moment, gdy mieliśmy mecz pucharowy z Chrobnym Głogów, a chwilę wcześniej wyjazd, kiedy wracaliśmy na szlak po zakazie, to bilety na wyjazd rozchodziły się w szybszym tempie niż na mecz u siebie. To dobitnie podkreśla, jakie nastroje panują wśród kibiców mniej zaangażowanych, a jakie wśród fanatyków. Więc fanatyków spodziewam się ujrzeć tylu co zwykle, zwłaszcza, że sam będę wśród nich razem z synami, żoną i tatą, natomiast sądzę, że mimo wszystko nie będzie to mecz o rekordowej frekwencji.
Jaki scenariusz przewidujesz we wtorkowe popołudnie przy Alei Unii Lubelskiej 2?
Zupełnie szczerze wydaje mi się, że ŁKS nie jest skazany na porażkę w tym meczu dlatego, że kluby Ekstraklasy o podobnych ambicjach i podobnych celach jak GieKSa, czyli spokojne utrzymanie i niewiele więcej, to raczej ten Puchar Polski mają wpisany jako obowiązek do odbębnienia, a nie szansę na świetną przygodę. Dlatego po losowaniu nawet się ucieszyłem, że skoro mieliśmy trafić na kogoś z Ekstraklasy, to nie jest to ekipa, która zaplanowała sobie w budżecie grę w europejskich pucharach w przyszłym roku i wręcz liczy na to, że przez Puchar Polski uda się pójść drogą na skróty. Myślę, że np. Pogoń i Widzew właśnie w Pucharze Polski upatrują największą szansę na to, żeby w tych pucharach zagrać wcześniej. Dlatego ucieszyłem się, że to GKS, gdzie myślę że nikt nie będzie rozdzierał szat, jeśli okaże się, że to w Łodzi się wasza pucharowa przygoda skończy. A moim zdaniem ŁKS ma sporo jakości piłkarskiej, zwłaszcza po dołączeniu Bastiena Tomy, więc sądzę, że jeśli poważnie potraktuje ten mecz i zagra z takim zaangażowaniem jak w Rzeszowie i będzie miał przy tym odrobinę szczęścia, to nie jest skazany na porażkę. Ale czy powiedziałbym, że wierzę głęboko w to, że Łódzki Klub Sportowy jutro postawi kolejny krok na długiej ścieżce do Stadionu Narodowego? Raczej nie.
Ile jest kilometrów z Łodzi do Skierniewic?
To jest mniej więcej w połowie drogi do Warszawy, więc pewnie będzie jakieś 70-80. Mniej więcej podobna droga z Katowic jak do Łodzi. Odwiedziliśmy z Leszkiem Milewskim Skierniewice, gdy robiliśmy reportaż o ich szalonych pucharowych przygodach. Być może nie będzie to dla was wielkie pocieszenie, ale stoicie w dosyć długim rzędzie drużyn, które były murowanym faworytem, a ostatecznie w Skierniewicach poniosły klęskę. Widziałem gablotę Unii, gdzie obok wszystkich trofeów z niższych lig jest też bardzo dużo gadżetów – koszulek i proporczyków z licznych meczów Pucharu Polski. Więc nie macie powodów do odczuwania zbyt dużego wstydu, bo Unia niejednego zaskoczyła w tych rozgrywkach.
Kto i ile jutro wygra?
Nie lubię tego pytania, bo zawsze muszę się mocno gryźć w język, żeby nie wyjść na totalnego czarnowidza. Uwzględniając to, jak Puchar Polski jest traktowany przez ekipy o pozycji zbliżonej do GKS-u, liczę na walkę, która zakończy się jednobramkowym zwycięstwem jednej z drużyn. A której? Mam nadzieję, że los będzie sprzyjał gospodarzom. Ale czy załamię się totalnie, jeśli okaże się, że to GKS Katowice będzie o krok bliżej Narodowego? No, niestety – aby mnie złamać, trzeba zdecydowanie więcej porażek Łódzkiego Klubu Sportowego.













































Mariusz
3 czerwca 2018 at 20:37
Jak zwykle świetny artykuł. Shellu jesteś głosem rozsądku w tym szambie.
Paszulewicz niech się weźmie za szatnie a nie opowiada bzdury, jak to się ciężko gra przy pustych trybunach! Jeżeli trener nie rozumie frustracji kibiców, którzy drugi raz z rzędu zostali zrobieni w wała to powinien odejść.
Prezes Janicki wypowiada się o szacunku do siebie i wszystkich pracowników klubu. Oburza się na nazywanie pseudokopaczy ”wkładami do koszulek”!
Jak inaczej można nazwać ludzi, którzy nie mają ambicji i oddają bez walki mecz z odwiecznym rywalem, który spadł z ligi.
Bartolo
3 czerwca 2018 at 21:08
Za te słowa, to Janicki powinien dostać ostro po mordzie,śmierdzący h.j
Katowiczanin
3 czerwca 2018 at 21:10
Do jednego z wkładów który się tu wypisał, za nim został (słusznie) usunięty:
Jestem z klubem od dekad. Marazmu, stagnacji i żałości, przekrętów z królem i innymi frajerami widziałem w chuj, a jestem z klubem dalej na każdym meczu. Przez cały ten czas dawałem z siebie wszystko na każdym meczu, zdzierając gardło przez 90 minut na Bukowej i obcych stadionach, tracąc głos na kilka dni co szpil, a ty ile z siebie dałeś?
Można przegrać mecz, czy sezon, ale po ambitnej walce do samego końca, dając z siebie wszystko, tak jak my dajemy z siebie wszystko na blaszoku, a nie przechodząc wielokrotnie obok meczu, śmiejąc się do tego w ryj za to, że stworzyliśmy wam miejsca pracy ratując ten klub i płacąc wam z naszych katowickich podatków przez cały ten czas. Pieśń jest dalej aktualna, tylko wy, wkłady będąc debilami nie potraficie zrozumieć, że nie do was się ona odnosi.
Oczekiwaliście pozytywnego dopingu i go dostaliście. Nie daliście nic w zamian. Scenariusz pozytywny mamy więc sprawdzony, teraz będzie tylko gorzej.
Oleg
3 czerwca 2018 at 21:35
Shellu jak zwykle piszesz prawdę. I nareszcie zaczynasz dostrzegać że ten klub nie gnije tylko od strony boiska ale i gabinetów. A w pracy robi się tyle ile wystarczy szefowi. Niestety Janicki to ta sama klika i towarzystwo wspólnej arogancji co P.Cygan (mimo całej sympatii i szacunku do Pana Wojciecha). Nawet gorzej, bo gorol z Poznania, który ma Nas tak naprawdę w rzici. Jemu niestety również „szef” na to pozwala. Jeśli nie kibice, My, którzy ratowaliśmy ten klub wielokrotnie, nie zdecydowane działania, protest a nawet strajk wobec tego co się dzieje, podejrzewam, że nic i nikt nie jest w stanie owej kliki rozwalić, co zwiastuje kolejne stracone lata…
Oleg
3 czerwca 2018 at 21:36
*adoracji (arogancji również)
fan
3 czerwca 2018 at 21:41
Chodzę na GKS od lat osiemdziesiątych. Prawda jest taka, że tak słabego GKSu jak w ostatnich latach nie pamiętam. Budujecie kadrę na awans ile lat ? Jeżeli nie potraficie zatrudnić odpowiednich ludzi prezesów, dyrektorów sportowych,trenerów i w końcu wykonawców – piłkarzy to mamy duży problem. Panie Prezydencie Krupa ma Pan władzę, zatrudnij Pan odpowiednich ludzi !!!
GieKSiorz
3 czerwca 2018 at 21:53
Jo powiem tak,Gieksa zawsze w moim sercu ale nie ta dzisiuejszo zarządzano przez goroli bez ambicji,pilkarzyn bez honoru itd.2 sezon tak potraktować kibicow to jest dno!!!Panie prezesie Janicki o co pretensje do kibicow?!robicie nos w ciula kolejny roz,jeszcze my sa najgorsi,zoboczcie u siebie co wy robicie,Panie trenerze będą puste trybuny bo ludzie maja dość tych upokorzen drugi roz z rzedu,porazek w derbach ze smrodami co im cisna po 6-0 a my z nimi w rzić,byly szpile co ludzie przyłazili ale zescie ti zdupcyli,jo i dużo moich znajomych nie będzie lazic na szpile w następnym sezonie,bo ten rak toczy naszo Gieksa a ludzie co nia zadza nic nie widza.karnetu już nie kupia,nie dom się nabrać zescie nos tak upokorzyli to h… wam w dupa.mi jest wstyd i czuja się upokorzony,ida za Gieksa i jest w moim sercu ale ta z lot 80-90 co chopcy mieli ambicja i honor!!!zegnam
GieKSiorz
3 czerwca 2018 at 22:15
Chopy mom pomysl,zrobmy tako inicjatywa lazemy tłumnie na mecze naszych Kobitek w Ekstarlidze,puste trybuny na meczach wkladow bez ambicji!!!
Irishman
3 czerwca 2018 at 22:37
Jeszcze poczekajmy do jutra.
Ale jeśli jutro znowu winowajcy naszego upodlenia ostaną się na kolejne lata, to będzie oznaczało, że dla nas kibiców jest ZERO(!!!) szacunku w GieKSie! I w takim przypadku pozostaje nam już tylko BOJKOT meczów i manifestacje pod UM, bo z Janickim nie będzie sensu rozmawiać!
Hmh
3 czerwca 2018 at 22:44
Po odejściu wkładów niech klub opublikuje dane z ich GPSów które w tym sezonie mieli na plecach. Przynajmniej część.
Tomi
3 czerwca 2018 at 22:56
Panowie wszyscy się znamy na piłce oczywiście piszę to z przekąsem .Trener robi robotę ale potrzebuje piłkarzy transfer najlepszy od lat Pan Bartek Poczotuk zobaczcie jak facet gra jak od pierwszego meczu w Gieksie walka zaangażowanie pasja chęć woła walki ten facet wystarczy na cały skład
Irishman
3 czerwca 2018 at 22:59
Nie znam drugiego, tak upodlającego nas sezonu w historii GKS Katowice!
Tylko dwa razy w historii zdarzyło się, że przegraliśmy dwa razy w sezonie z chorzowskim!
1. Sezon 1998/1999.
Spadliśmy ale wtedy wywalczyliśmy 1 punkt w derbach z Górnikiem i po 4 z Odrą W. i Ruchem Radzionków!
2.Sezon 1966/1967
I wtedy dostaliśmy także łomot w derbach z Górnikiem. i Polonią B., wygrywając tylko raz z Szombierkami.
Ale wtedy zlaliśmy resztę Polski i zrealizowaliśmy nasz podstawowy cel, jakim było utrzymanie!
Obecnie nie tylko mamy wstyd po derbach z chorzowskimi ale także Tychami!
Irishman
3 czerwca 2018 at 23:00
Ale to kibice powinni okazywać szacunek zawodnikom!
PANIE JANICKI, PYTAM SIĘ ZA CO?!?!?!?!?!?!?!?!?!?
Fridek76
3 czerwca 2018 at 23:37
Lepiej bym tego nie napisał. Brawo
mekail
3 czerwca 2018 at 23:51
Dlatego właśnie, żeby się więcej nie frustrować przez „Panów piłkarzy” w koszulach GKS Katowice proponuję sympatie skierować na hokej w Satelicie, a na fussball jeździć do Zabrza i/lub Ostrawy.
Rafał
4 czerwca 2018 at 00:23
Zmienić trenera, chłopaków do drużyny znaleść w śród kibiców i odpowiedniego trenera i efekt był by lepszy niż przy tych pseudo piłkarzy za 3gr. i trenera który nieumi ustawić drużyny ani zmotywować. Nowy trener i chłopaków z podwórka którzy walczą i dają serducho w ten klub.
jarek
4 czerwca 2018 at 00:29
Trener żenada , O Abramowiczu nie wspomne.
Najgorszy mój sezon od 30 lat.
Sk
4 czerwca 2018 at 00:54
Nowak midzierski kaminski foszmanczyk zejdler kalinkowski WYPIERDALAC!!!
kejta
4 czerwca 2018 at 05:41
4 czerwiec wklady do koszulek WYPIERDOLAC z GieKSy !!!
Kato
4 czerwca 2018 at 08:12
SZACUNEK DLA KIBICÓW!
Derby grać dla Kibiców!
Gra bez walki to gańba!
Paweł
4 czerwca 2018 at 09:37
Foszmańczyk, Nowak, Kamiński – hamulcowi z ubiegłego sezonu.
Goncerza już nie wspomnę.
Frańczak, Kalinkowski, Mokwa, Volas, Wierzbicki.
WSZYSCY WYPIERDALAĆ!!!!
Zejder do rezerw!
Budować drużynę wokół piłkarzy pokroju Poczobuta. To jemu należy się opaska kapitana.
gosc
4 czerwca 2018 at 09:37
Panowie zastanowcie sie komu a moze jakiemu klubowi najbardziej zalezy zeby GIEKSA nie awansowała bo moga potracic i tak juz ostatnich sponsorów jakich maja a i kibicowsko by na tym tracili Moze warto sie zastanowic czy czasem nasi pilkarze nie byli zastraszani bo jest mi to bardzo podejzane ze ostatnie mecze ze słabymi druzynami juz drugi sezon z rzedu przegrywamy bo moze to te k…y pilkarzy zastraszaja po nich wszystkiego sie mozna spodziewac bo to k…y i szmaty To jest takie moje przemyslenie byc moze sie myle ale wszystko mozliwe
Paweł
4 czerwca 2018 at 09:41
Zapomniałem jeszcze o tak ”ważnym” pseudokopaczu, jak Midzierski. Szrot niechciany w Legnicy u Nas został wybrany kapitanem. Cień piłkarza. Drewno bojące się własnego cienia. Kpina i plucie kibicom w twarz.
Midzierski WYPIERDALAJ!
Paweł
4 czerwca 2018 at 09:53
Najśmieszniejsze jest to koło wzajemnej adoracji – Prezydent Krupa, Prezes Janicki oraz człowiek widmo – Bartnik. Brakuje tylko zaproszenia na śniadanie u Krupy i wzajemnego lizania się po kroczach. Czemu Prezydent nie zaprosił ”wkładów do koszulek”????
Byli już u Krupy hokeiści, choć hali z prawdziwego zdarzenia w Katowicach brak, siatkarze też nie mają swojego adresu. W ubiegły poniedziałek piłkarki. To wszystko to nic innego tylko zagrywki polityczne przed zbliżającymi się wyborami.
Wszyscy chcieli awansu a tak na prawdę interes się kręci. Władze chcą mieć pełny stadion i ułożonych kibiców, którzy ”będą szanowali piłkarzy”. Tylko, ze na szacunek trzeba zasłużyć tego pan Prezes Janicki chyba nie zrozumiał.
Tak, jak trener Paszulewicz do dziś nie zrozumiał czym była porażka z Ruchem. Dla nich to zwykłe mecze. Dlatego trudno o jakiś optymizm.
PołudnioweK-ce
4 czerwca 2018 at 12:55
Dobrze że już mamy to za sobą.Najgorszy sezon jaki pamiętam a wiele ich było.Wiadomo były spadki itd. i nawet nie ten kolejny brak awansu frustruje ale te 4 porażki z tychami i chorzowem..tego sie nie da zapomnieć..zwłaszcza ta na cichej.Teraz nowy sezon dajmy Paszulowi wolną ręke niech się wykaże a na koniec roku go rozliczymy.A i należy chyba wspomnieć o prezesie.Chyba będe oryginalny bo wcale mnie nie dziwią jego słowa broniące piłkarzy przed nami.Panowie przyjelibyscie się do firmy gdzie jej szef na pierwszym spotkaniu powiedziałby Wam że jak coś pójdzie nie tak to możecie dostać po pysku itd. i że to popiera??Przecież to jest oczywiste że tego zrobić nie może z kilku przyczyn a zwłaszcza z takiej że za chwile takowe rozmowy kwalifikacyjne będzie przeprowadzał..oby było ich wiele chyba wszyscy tego chcemy..
gosc
4 czerwca 2018 at 14:04
ja panowie bym jeszcze zrobił jedno na miejscu zarzadu i kibiców panowie wariograf i po koleji kazdego z tych grajków a ktory sie nie zgodzi wynocha i ogłosic to w mediach zeby go juz nikt nie zatrudnił
misiek
4 czerwca 2018 at 14:41
Ja mam inne odczucie. Oczywiście, mecze z ruchem przegrane fatalnie… totalny brak zrozumienia przez większość piłkarzy jak wazne to mecze dla nas…
Jednak w zakresie awansu to aby myśleć o awansie to należy wydać kasę i zatrudnić najlepszych… a my od lat kogo mamy za piłkarzy? Tych co to byli niechciani w innych klubach?
Czy w tym sezonie byliśmy przed sezonem w gronie faworytów? NIE NIE NIE. To były nasze marzenia… Może jestem naiwny ale uważam że nie było tu sprzedawania, po prostu jakich kopaczy (właśnie kopaczy a nie piłkarzy) zatrudniono… takie wyniki. Taka Miedź miała skład wiele silniejszy i nie tylko Miedź.
Jeśli kogoś wywalają z klubu za brak zaangażowania to po co on do GIEKSY? Odpowiedź prosta, bo na innego Klubu nie było stać…
Dopóki nie będziemy mieli sponsora z prawdziwego zdarzenia i piłkarzy z prawdziwego zdarzenia to będziemy się kisić w tej lidze i oglądać kopaczy na boisku…
Krzysztof
4 czerwca 2018 at 14:59
Ludzie czy wy nierozumiecie że tu chodzi o kase,jakby awansowali to wszystkich prawie wszystkich grajków trzeba wymienić,a kto przyjdzie messi ,neymar?Stadion też pozostawia wiele do życzenia,dlatego kazano im nie awansować.
Robson
4 czerwca 2018 at 21:33
Ja widzę że Janicki nie rozumie co to jest Śląski charakter i jakim klubem kieruje 🙁 Niech już się synek poda do dymisji i wraca do Poznania tam na pewno go przyjmą z otwartymi rękami 🙁
Robson
4 czerwca 2018 at 21:54
A za Paszodupka zatrudnić właśnie Dawida Plizgę (którego tak gnoił) jako grającego trenera niech zbiera chłopków z 1,2 3 ligi ze szkółek piłkarskich Śląskich klubów itd.. Niech grają GieKSiarze rozumiejący znaczenia derbów a prezesem niech będzie Jasiu,{iotrek Piekarczyk,Piotrek Świerczewski, Kaziu Węgrzyn jakiś symbol GieKSy albo jak potrzebujemy dobrego Menadżera niech to będzie GieKSiarz który udowodnił że potrafi jak np Michał Marcinkowski który od bajtla chodzi na bukową a z Tauzena jako prezes zrobił najpiękniejsze osiedle w kraju! lub ktoś inny ale GieKSiarz !!!
Pamiętacie jak było jak ratowaliśmy klub ? Rządzili GieKSiarze jak umieli grali GieKSiarze i był pełny stadion i awans za awansem !
Robson
4 czerwca 2018 at 21:56
I Shellu jeszcze raz wielki SZACUN za to że piszesz to co wszyscy czujemy !
PołudnioweK-ce
5 czerwca 2018 at 00:55
Robson..Plizga jako trener??..może i jest Gieksiarzem z Tauzena zaczynajacym swoją przygode z piłką w stadionie Ślaskim..ale prosze Cie nie kazdy się do wszystkiego nadaje delikatnie napisze.A co do naszych wspomnianych byłych legend/piłkarzy to prawdopodobieństwo że tu wrócą w jakiejkolwiek formie jest mniej więcej takie same jak powrót Nawałki..innymi klockami już się bawią
Robson
5 czerwca 2018 at 11:48
Chodziło mi o to że ze swoim GieKSiarskim sercem był by z niego na pewno lepszy pożytek niż z Paszulewicza. A podstawa to GieKSiarz trener ktoś kto u nas kiedyś grał rozumie klimaty i znaczenie derbów. Dlaczego Darek Dudek trenuje Zagłębie a nie nas ? Dlaczego prezesina się nie stara właśnie o takich ludzi ? Bo sam jest gorolem i nigdy tego nie zrozumie 🙁
PołudnioweK-ce
5 czerwca 2018 at 23:51
Mam wątpliwości czy metodą na sukces jest koniecznosc zatrudnienia człowieka który czuje i utożsamia się z klubem..gdzie jest ruch i niedawny ich trener legenda Warzycha..wszyscy wiemy..my też mieliśmy Jasia Furtoka, Grzesia Prokse (znamy ich kolor serca i krwi) w klubie..nic to nie dało niestety.Wątpie a nawet nie wierze że Darek Dudek poradziłby sobie z ekipą i marazmem jaki u nas panował/panuje.Wstrzelił się w punkt, miał dużo szczęścia, źle jemu osobiscie nie życze ale mam przeczucie że długo tam nie będzie pracował
PołudnioweK-ce
6 czerwca 2018 at 00:06
Nam potrzeba ludzi którzy chcą osiągnąć sukces mają parcie do przodu i mają jaja, nie pekają przed presją..myśle że z dwie z tych cech ma nasz obecny trener..ludzie dla których awans z GieKSą do ekstraklasy będzie nie szczytem lub zakończeniem a jedynie jedną z pozytywnych kart sportowej kariery