Piłka nożna
Trenerze pobudka – czas na zmiany, czas na Prokica w ataku
Nie ma, co ukrywać i owijać w bawełnę – trzeba stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie szczerze „Jest źle, jeśli chodzi o GieKSę”. Wszystko to, co się dzieje ostatnio w klubie strasznie ciężko ogarnąć, szczególnie w sytuacji gdzie niemalże rok temu nasza drużyna powoli docierała się jeśli chodzi o grę, powoli osiągała wyniki na jakie liczyliśmy. Nieco ponad rok po super meczu w Bielsku z drużyny zostały zgliszcza a sytuacja organizacyjna w klubie jest daleka od tej do jakiej przywykliśmy w ostatnim czasie.
3 kolejki – jeden punkt. Takiego początku rozgrywek chyba nikt się nie spodziewał. Oczywiście można było zakładać, że będzie ciężko, że drużyna nie jest w komplecie, że sparingi były słabe, że nie strzelamy bramek – ale chyba nikt z nas kibiców nie spodziewał się, że drużyna zacznie gorzej niż w poprzednich sezonach. Kadrę mamy, jaką mamy – śmiem twierdzić, że to, co najlepsze na rynku transferowym pierwszej ligi już przespaliśmy, dobrzy jak na warunki I ligi gracze znaleźli inne kluby. Znalezienie teraz zawodnika, który zbawi nas zespół będzie niczym wygranie losu na loterii. Nie wyobrażam sobie jednak byśmy nawet w tym składzie personalnym, co mamy, z doświadczonym trenerem u sterów poddali się po trzech kolejkach. Obowiązkiem wszystkich jest walczyć do końca bo od strony piłkarskiej trzeba ratować w tej rundzie, co się da a potem się zobaczy. By to zrobić potrzebne są zmiany w kadrze. Tak więc pobudka trenerze, czas na zmiany.
Pierwszym do zmiany jest Sebastian Nowak- czas w końcu postawić na Mateusza Abramowicza. Nowak z całym szacunkiem do niego, niczego w trzech meczach nam nie wybronił. Jedna spektakularna interwencja to za mało by dać nam punkty w trudnych sytuacjach. Pora by do bramki wrócił Mateusz Abramowicz, który wiele razy ratował nasz zespół w zeszłym sezonie. Jak to mówił nasz były trener Artur Skowronek – „W tej lidze punkty daje bramkarz i napastnik”. Pora by Mateusz znowu pokazał swoją klasę.
Następna do zmiany jest obrona – O ile środkowi obrońcy jeszcze się obronią swoją grą ( stosunkowo popełniają najmniej błędów) o tyle boczni kompletnie zawodzą. Zachodzimy w głowę jak to jest możliwe, że Mokwa zalicza taki zjazd w dół. Jak z taką grą można było zagrać tyle spotkań w ekstraklasie. Tutaj sytuacji nie ułatwia fakt, że brakuje zmienników. Do obrony wejść może Frańczak, który formą ostatnio nie grzeszy. Jednak zmiany są potrzebne, więc dobrze by było by Adrian dostał swoją szansę na boku obrony. Szczególnie, że do zmiany jest również styl grania bocznych obrońców. Mokwa i Mączyński póki co niewiele dają zespołowi w ofensywie. Drużyna przyzwyczajona do rajdów Czerwińskiego i podłączającego się często Dawida Abramowicza ma spory problem w utrzymaniu piłki gdy nie robią tego Mokwa z Mączyńskim. A gdy do tego dodamy stosunkowo słabe rozegranie piłki tych graczy to nie dziwi nas fakt, że to Puszcza miała 55% posiadania piłki w meczu z naszym zespołem.
Ciekawym, ale mało realnym pomysłem byłaby możliwość grania 3 stoperów w obronie, wspieranych przez bocznych obrońców. W ten sposób do obrony wróciłbym Klemenz, który kompletnie nie jest przygotowany do gry na środku pomocy. Problem jest jednak taki, że nikt takiego ustawienia nawet nie próbował testować.
Kolejna zmiana musi nastąpić w pomocy i związana jest ona z osobą Łukasza Zejdlera. Chłopakowi, który pokazał, że kapitalnie panuje nad piłką i potrafi ją rozdzielać grając do przodu ktoś zablokował „głowę”. Zejdler od pół roku gra tylko do boku, wolno, schematycznie. Czas aby trener popracował nad tym zawodnikiem by Zejdler znów był Zejdlerem, którego wszyscy chwaliliśmy.
I najważniejsze – zmiana na którą wszyscy kibice czekają najbardziej. Andreja Prokic w ataku. Czas przestać się oszukiwać, że Wojciech Kędziora nagle wyskoczy z formą, że Plizga złapie wiatr w żagle i będzie mógł grać również jako napastnik. 3 mecze Yunisa pokazały, że fajnie się zastawia, ale nic więcej z jego gry nie mamy. Goncerz pokazał spryt pod bramką oraz to, że wobec słabszej formy Foszmańczyka czy też jego kontuzji może zagrać na 10stce. Podstawą jest jednak wystawienie Prokica na szpicy. Czas przestać marnować siły Serba na skrzydle, czas skończyć z tym by grał on również w obronie. Czas przestać się oszukiwać, że to my prowadzimy grę i Prokic ciężko ma w ataku pozycyjnym. W ciągu trzech ligowych spotkań w każdym z nich przeciwnik przeważał jeśli chodzi o posiadanie piłki, prowadzenie gry. Wszystkie bramki, jakie strzeliliśmy były efektem kontry, ba wszystkie okazje, jakie mieliśmy były efektem kontry czy też szybkiego ataku. Skoro sam trener Mandrysz przyznaje, że Prokic w tym czuje się najlepiej to najwyższy czas z tego skorzystać. Miejsce Prokica jest w ataku.
Czas zmian powinien dotknąć również styl grania. Trzeba sobie jasno powiedzieć. Obecna kadra i poziom umiejętności graczy nie gwarantuje nam utrzymywania się przy piłce i bawienia się w Barcelonę. Im szybciej zapomnimy o takiej grze tym szybciej zaczniemy wygrywać. Przy defensywnej taktyce i wykorzystaniu szybkiego ataku będziemy cierpieć, będziemy mieć mniej okazji, ale paradoksalnie zwiększą się nasze szanse na wygraną. Przy dobrej defensywie takiej jak w Legnicy jesteśmy w stanie zagrać na zero z tyłu i wygrać mecz jedną akcją. Przy takich wygranych o stylu nikt nie będzie pamiętać. Ratujmy, co się do z tej rundy a o pięknym stylu póki, co zapomnijmy.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.





Mecza
15 sierpnia 2017 at 13:14
Mądrze napisane. Najlepsze zdanie „Obecna kadra i poziom umiejętności graczy nie gwarantuje nam utrzymywania się przy piłce” W poprzednim sezonie było identycznie ale stwarzaliśmy pozory bo boczni obrońcy grali wysoko i z rozegraniem było łatwiej ale za to obrony nie było wcale. Mandrysz to widział. Kadrę mamy słabą, słabszą nie w zeszłym sezonie. Zgadzam się że Abramowicz powinien bronić, w nim jest przyszłość a co może dać nam Nowak? Powinien siedzieć na ławce i awaryjnie być wystawianym. Klemenz jest środkowym obrońcą, koniec kropka. Z trójki Miedzierski, Kamiński, Klemenz jeden powinien siedzieć na ławce. Patrząc na Mokwe i Mączyńskiego, tęsknię za Pielorzem i Abramowiczem. Prokic tylko atak. Chciałbym w Częstochowie zobaczyć taki skład (zakładając że wszyscy zdrowi) Abramowicz-Frańczak, Midzierski, Kamiński, Zejdler – Mandrysz, Kalinkowski, Skrzecz, Słomka – Prokić. Ta liga jest mega słaba piłkarsko i młodzi nie będą odbiegać poziomem bo on jest równy zero. Skoro nasze najlepsze klubu kończą grę w europie w lipcu, co można sądzić o 1lidze? Co może dać piłkarz który nie łapie się do zespołu z dołu ekstraklasy i ma 30+ a my go bierzemy. Jak będzie jazda na tyłku przez 90minut to jest szansa na punkty. Dodatkowo zapunktujemy w projunior. Skrzecz i Słomka chyba nie zostali wypożyczeni aby przecierać bród z krzesełek.
Matti
16 sierpnia 2017 at 07:16
Popieram przedmówce dajmy szansę tym młodym bo napewno nie będą odbiegać od formy Plizgi i Kędziory. Co do tych dwóch to poszedłbym dalej i rozwiązał z nimi kontrakty bo to co oni robią na boisku to kpina. Nie mają umiejętnosci nawet na II ligę. Boczni obrońcy masakra! nie umieją kryć nie mówiąc już o ofensywie. I nasza największa bolączka środek pomocy tam mamy najwięcej strat i błędów. No i zgdazam się Prokić do napadu bo na skrzydle jest mało efektywny i widać że sie tam męczy. Ale poszedłbym dalej i zagrałbym 4-4-2. Myśle że na oboku obrony Kamiński również by sobie poradził i napewno nie zagrałbym gorzej od Mokwy ma warunki jest w miarę szybki i przynajmniej w defensywie dobry. Więc mój typ Abramowicz – Frańczak, Midzierski, Klemenz, Kamiński, Zejdler, Foszmańczyk, Mandrysz, Skrzecz, Yunis, Prokić
Irishman
16 sierpnia 2017 at 07:34
Błażej powtórzę to co napisałem na forum:
Piszecie ciągle, że Prokić ma grać w ataku. Ja też tak uważam. Tylko, że my mamy napastników, choć oczywiście żaden z nich się nie sprawdził póki co. A kto ma grać na lewym skrzydle??? A jak ma tam grać młody Mandrysz, to po pierwsze szkoda go, bo sobie z prawej strony znakomicie radzi, a po drugie kto ma grać na prawym skrzydle?
Irishman
16 sierpnia 2017 at 07:38
Słomka? Hmmm… może to jest jakiś pomysł? Tylko serio szkoda zabierać Mandrysza z prawej pomocy skoro sobie tak dobrze radzi.
No mamy efekt planu B Motały czyli „przykrótkiej kołdry”. No ale może faktycznie czas w takim razie na młodzież – Kuliński, Skrzecz, Słomka???
Marcin
16 sierpnia 2017 at 09:31
A może Frańczak nie wiem czy trener o nim zapomniał?
Mecza
16 sierpnia 2017 at 10:21
@Matti, też pomyślałem o rozwiązaniu kontraktu z nimi. Każdy jeden małolat który będzie tylko biegał i walczył więcej nam da niż oni.
fjodor
16 sierpnia 2017 at 10:27
No nie wiem, w kilku szpilach Kamyk grał na boku obrony i nie wyglądało to najlepiej. Ale chyba prawdą jest, że gorzej niż Mokwa nie zagra.
fjodor
16 sierpnia 2017 at 10:28
PS. Klemenz chyba też grywał na prawej, jeśli się mylę, to mnie poprawcie.
bce
16 sierpnia 2017 at 22:07
Pany możemy grać samymi małolatami i to da więcej niż zgraja emerytów. Zostawić ino Kamyka, Gonza i Prokicia żeby mądrze nimi dyrygowali a bedzie coś z tego.
Rafał
17 sierpnia 2017 at 22:17
Pewnie mecz z Rakowem i tak przegrają 2-1 i potem cały sztab szkoleniowy powinien podać się do dymisji, tak nieudolnego sztabu trenerskiego to chyba jeszcze nie było. Skoro trener mówi że on ponosi odpowiedzialność za styl i to co jest na boisku to nie wiem czemu obecny trener jest na swoim stanowisku do tej pory ile meczów musza przegrać by góra coś zrobiła!!!!!