Dołącz do nas

Siatkówka

Trzeci raz wygrywa GKS po tie-breaku w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Gospodarze do tego meczu przystąpili w takim samym składzie jak w ostatnim spotkaniu ligowym. Natomiast Piotr Gruszka, znów zmienił rozgrywającego i od początku zagrał tym razem Maciej Fijałek.

 

Mecz zaczął się od… zepsutej zagrywki Fijałka, potem Butryn trafił ze skrzydła, Kapelus na kontrze posłał piłkę w aut, a Pietraszko zablokował atak Wiki (2:2). Pierwszy punkt dla gospodarzy po ich własnej akcji zdobył Wika, trafiając piłą w końcowe centymetry boiska, a wyrównał Sobański atakiem po bloku w aut (3:3). Na pewny atak ze środka Kohuta, rywale odpowiedzieli akcją Malinowskiego po naszym bloku (5:4). Z kolei po zbiciu Butryna po rękach przeciwników, Tervaportti przepchnął piłkę na siatce (7:6). Seria błędów własnych z obu stron została przedzielona tylko atakiem Wiki po prostej (9:9). Potem przyjmujący szczecinian trafił z drugiej linii, a Sobański doprowadził do naszego prowadzenia po swoim ataku ze skrzydła oraz asie serwisowym (10:11). Na krótko tylko, bo po akcji Ruciaka oraz bloku Gałązki na Butrynie, to znów gospodarze wyszli na prowadzenie 12:11. Następnie Kapelus przedarł się przez potrójny blok rywali, a Ruciak znów nie do zatrzymania na skrzydle (13:12). Na atak Gałązki po dłuższej wymianie, kiwkę Tervaporttiego oraz zbicie Gawryszewskiego ze środka, odpowiadamy atakiem Sobańskiego na czystej siatce oraz jego kiwką (17:16). Za sprawą Butryna (atak po bloku w aut i na kontrze) po raz drugi wychodzimy na prowadzenie (17:18). Potem Malinowski zablokował atak na kontrze Kapelusa, ale potem nasz przyjmujący trafił po bloku w aut (18:19). Po autowej zagrywce Kohuta, znów pokazał się Serhij popisując się kiwką oraz kończąc przechodzącą piłkę (19:21). Następnie Malinowski trafił po skosie, Sobański z drugiej linii, a Witczak zaserwował w aut (21:22). W kolejnej akcji popisał się Sobański kończąc atak po prostej, by chwilę później Pietraszko zepsuć zagrywkę (22:23). Po time oucie dla Piotra Gruszki, Wika zepsuł serwis, a pierwszą piłkę setową wykorzystał Butryn na kontrze (22:25).

Drugiego seta otworzył Kapelus zbiciem po prostej i po skosie, na które odpowiedział Wika uderzeniem po prostej i Malinowski trafiając w aut (1:3). Następnie Gawryszewski przepchnął piłkę na siatce, Pietraszko trafił mocno ze środka, a Wika przedarł przez nasz blok (4:4). Na atak Sobańskiego po bloku w aut i Kohuta ze środka, rywale odpowiedzieli atakiem Malinowskiego po prostej i Ruciaka po skosie (6:6). W następnym fragmencie mieliśmy serię błędów po obu stronach siatki, przedzieloną tylko blokiem Fijałka oraz zbiciem Kapelusa z przechodzącej piłki (11:11). Po atakach Butryna (przepychanka na siatce oraz po dłuższej wymianie „blok aut”) i bloku Pietraszki na Kluthcie, wyszliśmy na prowadzenie 11:14. Następną dłuższą akcję zakończył atak Wiki, a Butryn trafił po bloku w aut (13:15). Skuteczny atak Wiki i as Gawryszewskiego (piłka przetoczyła się po taśmie) doprowadził do remisu po 15. Następnie Sobański zbiciem po skosie i Butryn (asem i kontrą po skosie) znów wyprowadzili nasz zespół na prowadzenie (15:18). Po time oucie trafił po naszych rękach Kluth, potem Butryn zrobił to samo, a Wika przedarł się przez nasz blok (17:20). W następnej akcji Pietraszko zatrzymał atak Ruciaka, a Malinowski trafił po bloku w aut (18:21). Dobre akcje w wykonaniu Pietraszki (jego kiwka), Sobańskiego (kontra z drugiej linii) i Butryna (kolejna kontra w końcowe centymetry boiska), doprowadziły do stanu 18:24. Przy pierwszej piłce setowej Komenda posłał piłkę w aut po zagrywce, przy drugiej Malinowski wygrał walkę na siatce (20:24). Po przerwie na żądanie dla trenera Piotra Gruszki, trzecią piłkę setową wykorzystał Kapelus atakiem po prostej (20:25).

 

Po dziesięciominutowej przerwie mieliśmy Malinowski show i jego trzy dobre akcje z rzędu plus błąd na zagrywce oraz atak Pietraszki ze środka (3:2). Po akcji Sobański na dłuższej wymianie i bloku Kohuta wyszliśmy na prowadzenie 3:4. Po kilku błędach z obu stron, Ruciak zablokował atak Butryna (6:5). Na ataki Sobańskiego (po bloku w aut), Kapelusa (po skosie) i Pietraszki (gwóźdź ze środka), rywale odpowiedzieli znów trzema akcjami z rzędu w wykonaniu Malinowskiego (9:8). Potem był as Gawryszewskiego, blok Kapelusa na Wice, następnie przyjmujący gospodarzy trafił po skosie, a Pietraszko trafił z przesuniętej krótkiej (12:10). Na as serwisowy Wiki i blok Gałązki na Sobańskim, odpowiadamy mocnym zbiciem Rafała po skosie i wygraną przepychanką na środku Kohuta (14:12). Serię błędów z obu stron przerwał dopiero atak Kapelusa po skosie, potem trafił Wika w ten sam sposób, a Pietraszko był skuteczny na środku (19:15). Potem był as Malinowskiego i atak Butryna po rękach rywali (21:16). Na jeszcze jeden atak Butryna ze skrzydła, Sobańskiego po skosie i oraz Kapelusa, szczecinianie odpowiedzieli akcjami Malinowskiego po naszym bloku oraz w końcowe centymetry boiska (23:19). Po błędzie na zagrywce Krulickiego, Kapelus trafił po bloku w aut (24:20). Drugą piłkę setową wykorzystał Malinowski atakiem po naszym bloku (25:20).

Czwartą partię otwierają dwa bloki, wpierw Gawryszewskiego na Butrynie, a chwilę potem Malinowskiego na Kapelusie (2:0). Pierwszy punkt po własnej akcji wywalczył dla nas Pietraszko wygrywając przepychankę na siatce, a potem Gałązka zdobył dwa oczka z rzędu po naszym słabszym przyjęciu (5:2). Wreszcie po dobrych akcjach Sobańskiego (trafił po prostej), Butryna (blok na Ruciaku) i Pietraszki (jego as), doprowadzamy do remisu po 6. Następnie trafił Malinowski ze skrzydła oraz Sobański po bloku w aut (7:7). Na skuteczny blok Sobańskiego na Malinowskim oraz atak Kapelusa po rękach rywali, gospodarze odpowiedzieli ze sprawą Gawryszewskiego (trafił ze środka oraz kiwnął), co dało wynik 11:9. Potem trzy akcje z rzędu w wykonaniu Kapelusa (atak ze skrzydła oraz dwa bloki) wyprowadziły nas na prowadzenie 11:12. Po time oucie znów Malinowski (atak ze skrzydła oraz as) dał naszym rywalom przewagę (13:12). Kapelus wyrównał atakiem ze skrzydła, a Wika obił nasz blok i trafił asa oraz Gałązka był skuteczny ze środka (16:15). Za sprawą ataku Gawryszewskiego ze środka oraz dwóch akcji Malinowskiego, gospodarze odskakują z wynikiem na 19:15. As Ruciaka utrzymał przewagę, potem Kapelus trafił po bloku w aut, a Kohut zepsuł zagrywkę (22:17). W następnej akcji Kapelus zablokował atak Malinowskiego, potem Komenda posłał asa, a Malinowski zaatakował w aut (22:20). Po time oucie dla trenera gospodarzy Pietraszko zablokował akcję Wiki i jeszcze była nadzieja na odwrócenie losów tej partii. Niestety kolejne trzy punkty padły łupem szczecinian. Wpierw Malinowski trafił po skosie, potem trafił asa i na koniec znów uderzył po skosie na kontrze (25:21).

 

Tie-break zaczął się od autowego ataku Gawryszewskiego oraz uderzenia Wiki po skosie (1:1). W tym momencie Paweł Pietraszko doznał prawdopodobnie kontuzji stawu skokowego i na jego miejsce wszedł Tomasz Kalembka. I od razu nasz środkowy był skuteczny na siatce, a Tervaporttiemu sędziowie odgwizdali błąd podwójnego odbicia, by następnie Butryn zakończył skutecznie dłuższą akcję (1:4). Po time oucie dla gospodarzy Malinowski trafił po skosie, a Wika zablokował atak Kapelusa (3:4). Po ataku Butryna po bloku w aut, trafili Gałązka ze środka oraz Malinowski po naszym bloku (5:5). Potem Kohut trafił ze środka, Gałązka zablokował atak Butryna, a Komenda zbicie Ruciaka i Butryn trafił po bloku w aut (6:8). Po zmianie stron Malinowski uderzył tak samo, następnie gospodarze popełniają błąd dotknięcia siatki, a Kohut posłał asa (7:10). Po time oucie Kohut zaserwował w siatkę, następnie Kapelus trafił po bloku w aut (8:11). Potem były dwa skuteczne bloki po naszej stronie, wpierw Kalembki (na Gawryszewskim), a potem Butryna (8:13). Po ataku Gawryszewskiego ze środka, przerwę na żądanie wykorzystał Piotr Gruszka. Następnie Gawryszewski zablokował atak Kapelusa, Kowalski posłał asa, by chwilę potem zepsuć zagrywkę (11:14). Pierwszą piłkę meczową wybronił Malinowski obijając nasz blok, a przy drugiej posłał asa (13:14) i niepotrzebnie w końcówce zrobiło się nerwowo. Po drugim time oucie dla naszego trenera, wybawił nas z kłopotów… Malinowski serwując w aut (13:15). Uff… w końcu pozytywny wynik dla GieKSy.

 

18 kwietnia (środa) – hala Netto Arena – Widzów 730

Stocznia (Espadon) Szczecin – GKS Katowice 2:3 (22:25, 20:25, 25:20, 25:21, 13:15)

Stocznia: Tervaportti (2), Malinowski (30), Gałązka (9), Gawryszewski (9), Ruciak (5), Wika (15), Mihułka (libero) oraz Kowalski (1), Kluth (1), Menzel, Jaskuła (libero). Trener: Michal Gogol.
GKS: Fijałek (1), Butryn (20), Pietraszko (12), Kohut (6), Kapelus (20), Sobański (18), Mariański (libero) oraz Komenda (2), Witczak, Krulicki, Kalembka (2), Stelmach, Quiroga. Trener: Piotr Gruszka. MVP: Serhij Kapelus.

 

Przebieg meczu:
I: 5:4, 10:9, 15:14, 19:20, 22:25.
II: 4:5, 10:8, 13:15, 17:20, 20:25.
III: 4:5, 10:8, 15:12, 20:15, 25:20.
IV: 5:2, 10:8, 15:13, 20:16, 25:21.
V: 1:3, 5:6, 7:9, 8:12, 13:15.

 



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga