Z Kluczborkiem graliśmy dotychczas dwukrotnie przy Bukowej i tak naprawdę były to tak niemrawe mecze, że trudno coś z tego spamiętać.
W sezonie 2009/10 za czasów Adama Nawałki graliśmy z Kluczborkiem przy Bukowej na jesień. Generalnie ta jesień była kapitalna w wykonaniu GKS, byliśmy najskuteczniejszym zespołem na wyjeździe, ale akurat w okresie meczu z Kluczborkiem był kryzys. Kolejkę wcześniej katowiczanie przegrali w Nowym Sączu. Z Kluczborkiem przegraliśmy 0:1, po pięknej bramce chyba zza pola karnego. To co pamiętam, to mega ekspresyjną radość rywali, także po meczu, kiedy śpiewali w szatni. Na szczęście te dwa mecze były wypadkiem przy pracy.
Drugi mecz odbywał się w moje – tfu – imieniny. Wygraliśmy po golu Janusza Dziedzica, po jednym z najnudniejszych meczów, jakie miałem okazję oglądać.
I tyle. Naprawdę te mecze nie zapisały mi się niczym szczególnym. No może poza tym, że w ramach „jaj” dostałem na te imieniny prezent, przyznam jeden z najbardziej obrzydliwych i powiązanych z bezguściem, ale wynikający z dobrego serca 😉
Była to rozpłaszczona metalowa żaba na takim metalowym drucie. Coś w stylu popielniczki przed wejściem na stadion GKS. Fuj! 🙂 Czasem zastanawiam się, czy ona przypadkiem nie jest z azbestu, choć wiem, że to absurdalne, ale takie coś sobie wkręciłem swego czasu :/
Ale dość już absurdu i dzielenia się prywatnością 😉 Trzy punkty z Kluczborkiem!