Jesteśmy już po Gali Złotych Buków. Piękne święto GieKSy, ukoronowanie całego roku ciężkich zmagań. Napisalibyśmy, że piłkarskich, ale przecież poprzedni rok obfitował także w kilka innych spraw, jak awans siatkarzy do Plus Ligi, pozyskanie sponsora strategicznego itd. Atmosfera jest bardzo dobra, ale pamiętajmy, że mamy środek sezonu i po chwili odpoczynku będzie czas na ciężką pracę.
Dzisiaj robimy sobie przerwę w opisywaniu formacji. Wracając jednak do tematu pierwszej drużyny GKS Katowice – zasłużyła ona jako całość na pochwałę i słowa uznania za piłkarską jesień i za osiągnięty bardzo dobry wynik. To szanujemy, cieszymy się i napawa nas to optymizmem.
Jest jednak i ciemna strona męskiej piłki w klubie GKS Katowice. O ile bowiem krótką ławkę pierwszego zespołu można uznać za mankament, nad którym trzeba w zimie pracować, to postawa drugiej drużyny, na wyrost zwanej „rezerwami” wołała podczas jesieni o pomstę do nieba. GKS II Katowice w czwartej lidze skompromitował się doszczętnie. Ostatni miejsce, dziewięć punktów – 2 zwycięstwa, 3 remisy, 12 porażek. Katowiczanie są na dobrej drodze, by z hukiem zlecieć do okręgówki. Nie zmienia tego obrazu nawet stosunkowo udany start w Pucharze Polski.
Trudno doprawdy powiedzieć, co się dzieje z zespołem prowadzonym przez Adriana Napierałę. Na ile wyniki są spowodowane właśnie kiepskim (?) trenerem – tego nie oceniamy, bo nie wiemy, jaki Napa ma warsztat – a na ile beznadziejnymi piłkarzami, którzy kopią się po czołach. Przypomnijmy, że gdy GKS Katowice jako pierwsza drużyna startował w czwartej lidze w sezonie 2005/06 nie przegrał ani jednego meczu, zaledwie trzy zremisował, a wygrywający drugą grupę BKS Bielsko-Biała cały rok grał z poczuciem bezsensu, bo i tak było wiadomo, że baraże z GieKSą przegra. Wtedy mieliśmy drużynę czwartoligową – złożoną w dużej mierze z no-name’ów, która poradziła sobie fantastycznie, gromiąc coraz to kolejnych rywali. Oczywiście byli piłkarze doświadczeni jak Hubert Jaromin czy Robert Sierka, jednak tamten skład był niewiadomą przed pierwszym meczem ze Źródłem Kromołów.
Tym razem to jest jakaś pomyłka. Powiedzielibyśmy, że mamy jakichś patałachów nieumiejących grać w piłkę nawet w czwartej lidze i na tym byśmy poprzestali. Problem w tym, że to nie tylko chodzi o tzw. „zaplecze pierwszej drużyny”, młodych chłopaków marzących o przedostaniu się kiedyś do podstawowego składu ekipy pierwszoligowej. Oni mogą być po prostu słabi i pewnego poziomu nie przeskoczyć. Oczywiście to jest wielki minus, bo nie mamy tego zaplecza dla pierwszej drużyny i zamiast szukać wśród „rezerw” trzeba szukać wzmocnień poza klubem. W takim składzie zespół przegrał na przykład z przedostatnim KS Panki – zespołem, który we wcześniejszej kolejce dostał łomot 0:9.
Problem jest taki, że wielokrotnie w meczach czwartoligowych, także tych kompromitująco przegranych, grali zawodnicy z kadry pierwszego zespołu i nawet z palcem – za przeproszeniem w poważaniu – sama ich obecność powinna powodować lepsze wyniki. Nie wliczamy bramkarzy – Macieja Wierzbickiego czy Kamila Główki, bo oni mając słabych obrońców wiele nie mogą zdziałać.
Osobnym tematem jest Adrian Jurkowski. Jego poziom w poprzednim sezonie był zatrważająco słaby i został zdegradowany do rezerw na stałe. Nawet gdy GieKSa w pierwszej lidze miała problemy kadrowe, z zawodnika nie korzystał trener Jerzy Brzęczek. Można więc powiedzieć, że Adrian jest zawodnikiem szerokiej kadry drugiego zespołu, a nie pierwszego. Niestety w związku z wynikami w czwartej lidze potwierdza się, że nie jest to zawodnik wielce przydatny.
W trakcie rundy z GieKSy odszedł na wypożyczenie do Ruchu Zdzieszowice Wojciech Kochański. Natomiast tacy piłkarze jak Oskar Stanik i Przemysław Sawicki mieli być wielkimi talentami, ale w tej rundzie nie powąchali murawy w pierwszym zespole (Stanik jedynie 12 minut w Radomiu). Piłkarze, o których niektórzy niepoprawni optymiści mówili, że będą objawieniem w GieKSie cieniują w rezerwach i grają „pierwsze skrzypce” w tym, że zespół jest na ostatnim miejscu. To znaczy mając już ten smak gry w pierwszej lidze, powinni dominować, dawać przykład i grać tak, aby zdobywać punkty. Sawicki doprowadził do wyrównania w ostatnim meczu ze Slavią w doliczonym czasie gry i dzięki Bogu – bo możecie powyżej zobaczyć, kto grał w tym meczu i Przemysław uchronił zespół przed kolejną kompromitacją.
A jak było z innymi? Popatrzmy na kilka przykładów:
– RKS Grodziec (1:4 u siebie) – Garbacik, Szołtys (gol), Wołkowicz
– GKS II Tychy (0:3 wyjazd) – Szołtys
– Nadwiślan Góra (0:1 u siebie) – Garbacik, Duda, Wołkowicz, Szołtys, Sobków
– Ruch Radzionków (1:2 wyjazd) – Czewiński, Zejdler, Szołtys
– Gwarek Tarnowskie Góry (0:1 u siebie) – Prażnovsky, Duda, Wołkowicz, Mandrysz, Bębenek, Szołtys
– Sarmacja Będzin (1:5 na wyjeździe) – Bębenek, Sobków
– Ruch II Chorzów (1:6 na wyjeździe) – Duda, Szołtys, Prokić, Sobków (gol)
– Przemsza Siewierz (1:3 u siebie) – Wołkowicz (gol)
– Górnik Piaski (2:4 na wyjeździe) – Sobków (gol)
– Warta Zawiercie (1:2 u siebie) – Duda, Pielorz, Wołkowicz, Szołtys, Prokić (gol), Sobków
– Slavia Ruda Śląska (1:1 u siebie) – Garbacik, Kalinkowski, Frańczak, Prokić, Sokbów, Wołkowicz.
Patrząc na powyższe zestawienie włos się jeży na głowie. Wysokie porażki na wyjazdach, przegrane z „gamoniami” (określenie zapożyczone z Krzysztofa Markowskiego) na własnym boisku. Z udziałem niejednokrotnie takich zawodników jak Sławomir Duda, Krzysztof Wołkowicz czy Eryk Sobków. Regularnie grał Paweł Szołtys, do niedawna przecież nasz sztandarowy młodzieżowiec. Najbardziej razi taki mecz, w którym GieKSa dostała po dupie od pracujących na co dzień na poczcie lub studiujących młodych chłopaków z innych klubów, grając naprawdę silnym liczebnie zaciągiem z pierwszego zespołu. Najbardziej w tym kontekście rzucają się w oczy klęski z Gwarkiem Tarnowskie Góry, Nadwiślanem Góra, Wartą Zawiercie czy druzgocąca – z rezerwami Ruchu Chorzów, które kolejkę wcześniej zostały rozgromione przez Tychy aż 8:0!!!
Tak naprawdę to jest skandal, że mając takie wzmocnienia z pierwszego zespołu druga drużyna osiąga takie wyniki. To jest absolutnie niedopuszczalne i mamy szczerą nadzieję, że fakt, iż w rundzie jesiennej nie było o tym głośno, to w zimie sztab szkoleniowy i zarząd GieKSy zrobią rewolucję, bo to dalej tak wyglądać nie może. Trudno mówić o ściąganiu zawodników stricte pod rezerwy, bo priorytety klub ma inne. Ale czas chyba wpłynąć na zawodników pierwszego zespołu, dać im do zrozumienia, że grając w czwartej lidze, nawet jeśli na pipidówce, to jednak reprezentują barwy GKS Katowice i nie jest to miejsce do – za przeproszeniem – opierdalania się. Nawet jeśli poddajemy w wątpliwość umiejętności niektórych zawodników, to są to wątpliwości dotyczące pierwszej ligi. W czwartej to powinni być „panowie piłkarze”, pokazujący młodym przeciwnikom na czym polega technika i taktyka. Przecież trudno uwierzyć, że Wołki, Dudy i Sobkowy są aż tak słabi, że przerasta ich poziom czwartoligowy.
Za to też biorą pieniądze i jeśli ktoś jest leserem, należy to tępić. Nawet jeśli ktoś w rezerwach nie chce dać z siebie 100%, to niech da przynajmniej 70%, to i tak powinno wystarczyć. A jeśli nie, to niech po prostu powie, że gra w piłkę to dla niego za wysokie progi.
Jesteśmy na półmetku sezonu, GieKSa zmierza ku ekstraklasie, ale także ku okręgówce. Trudno sobie wyobrazić, żeby piłkarze, którzy na co dzień będą w tej ekstraklasie grać, na zsyłkę będą lecieć do szóstej ligi. To się nie mieści w głowie, więc dla przyzwoitości trzeba zrobić wszystko, aby przynajmniej się w obecnej klasie rozgrywkowej utrzymać.
W Jagiellonii wiedzieli jak zareagować po kompromitacji drugiej drużyny z Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie 0:6. Tam również był spory zaciąg z pierwszego zespołu. Trenera Michała Probierza ta porażka rozwścieczyła, ale postanowił ukarać piłkarzy w taki sposób, aby było to z korzyścią dla klubu – czyli rozesłał zawodników do pracy trenerskiej z grupami młodzieżowymi, aby przypomnieć im, jaką drogę musieli pokonać, aby znaleźć się w tym miejscu, gdzie są. Może i u nas czas zastanowić się nad konsekwencjami kompromitacji w czwartej lidze?
Piłkarze macierzyści rezerw są słabi, zsyłani z pierwszego zespołu nie angażują się, trenerzy nie ogarniają (a wydawało się, że Napa będzie miał twardą rękę).
Wydaje się, że problemy z ambicją w GieKSie – jeśli chodzi o pierwszy zespół – mamy za sobą. To już nie są czasy hamulcowych lub innych jawnie przechodzących obok gry. Pierwszy zespół stara się i walczy. Niestety gdy niektórzy trafiają do rezerw traktują do jako karę za grzechy. A przecież to ma im pomóc utrzymać rytm meczowy. Czas z tym skończyć i miejmy nadzieję, że klub odpowiednio się tym tematem zajmie.
Tomiko76
8 grudnia 2016 at 19:40
Artykuł trafił w sedno sprawy, myślę że warto zapytać o to pion sportowy naszego klubu. Gdzie jest ta Gieksa grająca w rezerwach.
Irishman
9 grudnia 2016 at 13:25
Jestem jak najbardziej za przyznanie rezerwom „anty-buka” i to za cały rok. Bo przecież także na wiosnę, w słabszej wtedy lidze specjalnie nie błyszczeli – o ile pamietam przegrali np. z drużyną, która… pierwsze punkty zdobyła właśnie z nimi.