Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Echa meczu z Sandecją w mediach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W drugiej kolejce 1 ligi, GKS Katowice pewnie pokonał u siebie Sandecję Nowy Sącz 2-0 (1-0).
Tak o tym meczu piszą media.

slask.sport.pl: Skuteczna w ataku i pewna w obronie. GieKSa zagrała jak kandydat do awansu

Piłkarze GKS-u Katowice zagrali, jak przystało na jednego z faworytów pierwszej ligi, i pewnie pokonali na Bukowej Sandecję Nowy Sącz.

Pojedynek z Sandecją miał być dla GKS-u szansą na rehabilitację za porażkę w pierwszej kolejce w Świnoujściu. W spotkaniu z Flotą katowiczanie nie zaprezentowali się bowiem jak drużyna, która ma nadawać ton pierwszoligowym rozgrywkom.

O tym, że GieKSa chce jak najszybciej zmazać tamtą plamę, świadczyła już pierwsza akcja meczu. Gola powinien po niej zdobyć Przemysław Pitry, ale – zupełnie nie w swoim stylu – zmarnował dobrą okazję. Impet ataków GieKSy wydawał się tak duży, że zdobycie bramki miało być tylko kwestią czasu. Tak się jednak nie stało. Sandecja opanowała sytuację na boisku i spotkanie na wiele minut się wyrównało.

Przełomem okazała się szybka kontra wyprowadzona pod koniec pierwszej połowy. Bramkarz Sandecji Marcin Cabaj sfaulował we własnym polu karnym szarżującego Janusza Gancarczyka i sędzia podyktował „jedenastkę”. Tyle że karny to jeszcze nie gol. Świetnie o tym wiedzą w Katowicach, bo GKS miał latem spore problemy z wykorzystywaniem karnych w meczach sparingowych. Egzamin ze skuteczności w meczu ligowym wypadł już bezbłędnie. Pewnym egzekutorem karnego okazał się Gancarczyk. Jeśli goście marzyli o wywiezieniu z Katowic choćby punktu, to już na początku drugiej połowy mogli o tym zapomnieć. Wszystko za sprawą drugiej bramki dla GieKSy, którą strzałem z bliska zdobył Michał Zieliński. Nowy środkowy napastnik katowickiego zespołu zaczął w ten sposób spłacać olbrzymi kredyt zaufania, jakim obdarzono go na Bukowej. Aby jego transfer został uznany za udany, Zieliński musi jednak w tej rundzie zdobyć jeszcze przynajmniej kilka goli. Pod koniec meczu okazało się, że w dobrej formie są nie tylko ofensywni gracze z Katowic, ale także bramkarz Łukasz Budziłek. Piłkarze Sandecji oddali kilka groźnych strzałów, ale golkiper GieKSy udanymi interwencjami odebrał im nadzieję na zdobycie choćby honorowego trafienia.

ekstraklasa.net: Rehabilitacja GieKSy, kolejna dwubramkowa porażka Sandecji

Kibice GKS-u Katowice odetchnęli z ulgą. Ich zespół pewnie odprawił Sandecję Nowy Sącz, czym udowodnił, że porażka na inaugurację z Flotą Świnoujście była jedynie wypadkiem przy pracy.

gkskatowice.eu: Sandecja rozbita przy Bukowej!

Lepszej inauguracji rozgrywek pierwszej ligi na własnym stadionie kibice nie mogli sobie wymarzyć. Katowiczanie pewnie pokonali Sandecję Nowy Sącz 2:0 i poprawili fanom humory po wpadce w Świnoujściu.

Starcie ekip, które przegrały swoje mecze w pierwszej kolejce przypominało z początku szachy. Żadna z drużyn nie chciała stracić bramki, przez co ostrożnie podeszła do przeciwnika i niewiele się działo. Pierwszą dogodną sytuację katowiczanie stworzyli sobie jednak w 5. minucie, ale po dokładnym dośrodkowaniu Bartłomieja Chwalibogowskiego w piłkę nieczysto trafił w polu karnym Przemysław Pitry.

Zachęcona coraz częściej zazębiającymi się akcjami GieKSa ruszyła do ataku. Bramkę rywali bombardowali raz po raz wspomniany Pitry oraz Michał Zieliński. Piłka jednak mijała bramkę Sandecji jak zaczarowana. Goście próbowali odpowiedzieć kontrami konstruowanymi głównie skrzydłami, ale ich próby były nieudolne. Wydawało się, że bramka dla katowiczan jest tylko kwestią czasu. I tak też się stało. Co prawda przy pierwszym golu Zielińskiego w 29. minucie sędzia dopatrzył się spalonego. – Nie ma znaczenia czy była bramka czy nie. Sędzia odgwizdał spalonego i nie ma co dłużej dywagować na ten temat – uciął spekulacje trener Rafał Górak.

Niespełna dziesięć minut później było już 1:0. W polu karnym Janusza Gancarczyka sfaulował bramkarz Marcin Cabaj, a sam poszkodowany pewnie umieścił piłkę w siatce przy prawym słupku, myląc przy okazji winowajcę.

Po przerwie obraz gry nie zmienił się. GKS dalej atakował, a sądeczanie musieli ratować się faulami bądź przecinaniem składnych akcji gospodarzy w polu karnym. Na niewiele się to zdało i nic nie wskazywało, żeby któryś z ataków przyjezdnych zakończył się zagrożeniem dla bramki Łukasza Budziłka. Dziesięć minut po wznowieniu gry w drugiej połowie GieKSiarze dobili rywali. Wspaniale zachował się w polu karnym Michał Zieliński, który po strąceniu głową piłki przez Pitrego bez zastanowienia kropnął futbolówkę w kierunku bramki Sandecji. Ta odbiła się jeszcze od obrońców i wpadła w okienko bramki.

– Chcemy u siebie grać tak, żeby kibice wychodzili z Bukowej zawsze zadowoleni, dlatego musieliśmy wygrać za wszelką cenę.

Krok po kroku GKS staje się silniejszy i to nasze wspólne dzieło. Przegraliśmy wyjazdowy, pierwszy mecz więc musieliśmy przed własną publiką pokazać się z jak najlepszej strony – podkreślał trener Górak.

Drugi gol podciął skrzydła gościom. GKS niczym husaria ruszył na rywali, raz po raz powodując zagrożenie w polu karnym.

Ładnymi akcjami popisywał się Tomasz Wróbel, który dokładnie dogrywał do swoich kolegów, a ci sprawdzali umiejętności Marcina Cabaja. W końcówce Sandecja próbowała jeszcze uratować swój honor, zdobywając gola kontaktowego, ale Łukasz Budziłek między słupkami był dzisiaj nie do pokonania i to katowiczanie mogli cieszyć się z pierwszego kompletu punktów w tym sezonie. – Najważniejsze, że wygraliśmy i pokazaliśmy, że jesteśmy zespołem nie tylko na boisku, ale i poza nim.

Cieszymy się z wygranej i jest to dla nas ważne, że udało nam się zrewanżować fanom za porażkę z Flotą – stwierdził Budziłek.

sportowefakty.pl: Niechlubna passa GieKSy zażegnana

GKS Katowice zasłużenie pokonał na własnym stadionie Sandecję Nowy Sącz i odkuł się za inauguracyjną porażkę w Świnoujściu. Drużynie z Bukowej udało się też zażegnać pewną niechlubną serię.

GKS Katowice i Sandecja Nowy Sącz sezon zainaugurowali od porażek. Śląska drużyna przegrała na Wyspie Uznam z Flotą, zaś nowosądeczanie ulegli na własnym terenie Okocimskiemu Brzesko. W sobotni wieczór cieszyć się ze zmazania inauguracyjnej plamy mogli się piłkarze Rafała Góraka.

Mecz dla GieKSy mógł rozpocząć się jak marzenie. Już w pierwszej akcji tego spotkania bowiem Bartłomiej Chwalibogowski wyłożył piłkę jak na tacy Przemysławowi Pitremu, który w czystej sytuacji uderzając z pola karnego… nie trafił w futbolówkę.

Potem na boisku było już tylko gorzej. Pierwszy kwadrans w wykonaniu obu drużyn na kolana rzucić nie mógł, ale w drugim katowiczanie wzięli się do roboty. Na efekty tego nie trzeba było długo czekać. Dobre okazje strzeleckie mieli Michał Zieliński i Janusz Gancarczyk, ale w dogodnych sytuacjach nie trafiali do siatki.

W późniejszych fragmentach spotkania obaj gracze jednak za nieskuteczność się zrehabilitowali. Sygnał do ataku dał w 28. minucie gry Zieliński, który po wybiciu piłki na uwolnienie zgubił jednego z obrońców i w sytuacji sam na sam z Marcin Cabaj silnym strzałem pod poprzeczkę posłał piłkę do siatki. Arbiter jednak dopatrzył się w tej sytuacji spalonego i bramki nie uznał. Była to decyzja co najmniej kontrowersyjna.

To co nie udało się „Zielowi” niespełna dziesięć minut później powiodło się z kolei Gancarczykowi, który po szybkiej kontrze stanął oko w oko z bramkarzem Sandecji i dał się powalić w polu karnym gości. Tym razem sędzia bez wahania wskazał na „wapno”, a jedenastkę na bramkę zamienił silnym strzałem w prawy róg sam poszkodowany.

Trafienia „Garniolowi” pozazdrościł Zieliński i krótko po przerwie także wpisał się na listę strzelców. Po dograniu piłki z lewego skrzydła i rykoszecie piłka wpadła pod nogi Pitrego, który intuicyjnie zgrał do partnera z linii ofensywnej, a ten półwolejem umieścił piłkę w lewym rogu nowosądeckiej bramki.

Tuż przed końcem meczu okazję na ustrzelenie dubletu miał jeszcze Gancarczyk, ale w dobrej sytuacji zamiast uderzać próbował dogrywać piłkę do nabiegającego na długim słupku Arkadiusza Kowalczyka, a szyki katowiczanom pomieszał jeden z obrońców przejmując futbolówkę.

O postawie Sandecji w tym meczu niewiele można powiedzieć dobrego. Za cenzurkę nowosądeckiej drużynie posłużyć może fakt, że po raz pierwszy goście bramce Łukasza Budziłka realnie zagrozili w samej końcówce, kiedy z dystansu potężnie przymierzył Jozef Certik. Golkiper katowiczan efektowną robinsonadą przeniósł jednak piłkę nad poprzeczką bramki gospodarzy.

gieksiarze.pl: GKS Katowice – Sandecja Nowy Sącz 2:0

GKS Katowice pokonał na bukowej Sandecję Nowy Sącz 2:0. Pierwszą bramkę strzelił Janusz Gancarczyk z rzutu karnego w 38 minucie.. Wcześniej był faulowany w polu karnym przez Cabaja. Piłke na 11 mertrze najpierw ustawił Sławomir Duda jednak ostatecznie srzelał sam poszkodowany Gancarczyk. W drugiej połowie prowadzenie podwyższył Michał Zieliński – była 55 minuta spotkania, piłke w polu karnym przejął Przemysław Pitry i odegrał do Zielińskiego, ten z bliska pokonał bramkarza gości.

sportslaski.pl: GKS Katowice – Sandecja 2-0. Wyspiarska plama zmazana!

GKS Katowice zmazał plamę ze Świnoujścia i po dobrym w swoim wykonaniu spotkaniu pokonał Sandecję Nowy Sącz. Dobre zawody w barwach drużyny z Bukowej rozegrali Janusz Gancarczyk i Michał Zieliński.

Wydarzenie
Na niespełna dziesięć minut przed przerwą Sandecja wykonywała rzut rożny, po której GKS Katowice wyprowadził zabójczą kontrę. Z piłką prawym skrzydłem urwał się Janusz Gancarczyk, który zamiast dogrywać do wychodzących z akcją partnerów wpadł z piłką w pole karne gości i dał się sfaulować Marcinowi Cabajowi. Sędzia bez chwili zawahania wskazał na „wapno”, a rzut karny na bramkę pewnym strzałem zamienił sam poszkodowany.

Bohater
Grzechem byłoby po tym meczu wskazać jednego bohatera. GKS mógł się podobać jako zespół i miał na boisku indywidualności. Dobre zawody rozegrał wspomniany wcześniej Gancarczyk, aktywni byli też Przemysław Pitry, Bartłomiej Chwalibogowski, Michał Zieliński i wprowadzony na boisko po przerwie Rafał Figiel. Widać, że forma katowiczan idzie w górę.

Rozczarowanie
Słaba postawa Sandecji. Nowosądecka drużyna przez cały mecz nie była w stanie stworzyć klarownej sytuacji pod bramką Łukasza Budziłka. Brakowało zaangażowania, waleczności i ambicji, które wcześniej ten zespół charakteryzowały. Mnożyły się z kolei błędy indywidualne. Na tle dobrze zorganizowanego GKS-u nowosądeczanie wyglądali bardzo mizernie.

Co ciekawego
– Trener Rafał Górak zdecydował się na dokonanie dwóch zmian w wyjściowym zestawieniu w porównaniu z meczem w Świnoujściu.

W miejsce Dominika Sadzawickiego zagrał Alan Czerwiński, zaś Krzysztofa Wołkowicza zastąpił Sławomir Duda.

– W Katowicach pojawiło się ok. 150 kibiców gości, wspieranych przez fanów zaprzyjaźnionego GKS-u Tychy.

– GieKSa wynik meczu mogła otworzyć już w pierwszej akcji spotkania. Po dograniu Chwalibogowskiego ustawiony na 9. metrze od bramki Sandecji Pitry nie trafił jednak w futbolówkę…

– Pierwszy kwadrans meczu był wyrównany i… słaby. Bramkarze wtenczas byli bezrobotni, a gra toczyła się głównie w środku pola.

– Jako pierwszy w tym meczu do siatki trafił Zieliński, który po niespełna pół godziny gry urwał się obrońcom i w sytuacji sam na sam pokonał bramkarza gości. Sędzia dopatrzył się jednak – dość kontrowersyjnego – ofsajdu napastnika katowiczan.

– Ostatni kwadrans gry przed przerwą należał bezspornie do GieKSy. Dobre okazje na podwyższenie wyniku mieli Pitry i Gancarczyk, ale piłka nieznacznie chybiała celu.

– Krótko po przerwie swego dopiął „Zielu”, który po dograniu piłki z lewego skrzydła i sprytnym zgraniu Pitrego silnym strzałem z półwoleja skierował piłkę w lewy róg bramki Cabaja.

– Po nieco ponad godzinie gry z boiska z urazem zszedł kapitan katowiczan Adrian Napierała. W jego miejsce trener Górak wprowadził jednak nie innego defensora, a… ofensywnie usposobionego Figla. Na środek defensywy cofnął się w związku z tym Kamil Cholerzyński.

– W końcówce meczu kunsztem bramkarskim wykazać musiał się Budziłek, który efektowną paradą wybronił atomowe uderzenie Jozefa Certika z dystansu.

– W odpowiedzi z piłką w pole karne nowosądeczan wpadł Gancarczyk, ale zamiast strzelać dogrywał wzdłuż linii do nabiegającego Arkadiusza Kowalczyka. Piłkę przejął jeden z obrońców Sandecji…

– Ostatnie minuty fragmenty gry przebiegały pod dyktando gospodarzy. Katowiczanie wymienili wtenczas kilkadziesiąt podań, niejednokrotnie ośmieszając piłkarzy z Nowego Sącza. Po długiej wymianie z piłką w pole karne Sandy wpadł Kowalczyk, ale żaden z partnerów nie poszedł mu w sukurs i dobrze wyglądająca akcja spaliła na panewce.

sandecja.com.pl: GKS Katowice – Sandecja 2-0 (1-0)

GKS Katowice zasłużenie pokonał na własnym stadionie Sandecję Nowy Sącz i odkuł się za inauguracyjną porażkę w Świnoujściu. Drużynie z Bukowej udało się też zażegnać pewną niechlubną serię.
GKS Katowice i Sandecja Nowy Sącz sezon zainaugurowali od porażek. Śląska drużyna przegrała na Wyspie Uznam z Flotą, zaś nowosądeczanie ulegli na własnym terenie Okocimskiemu Brzesko. W sobotni wieczór cieszyć się ze zmazania inauguracyjnej plamy mogli się piłkarze Rafała Góraka.

Mecz dla GieKSy mógł rozpocząć się jak marzenie. Już w pierwszej akcji tego spotkania bowiem Bartłomiej Chwalibogowski wyłożył piłkę jak na tacy Przemysławowi Pitremu, który w czystej sytuacji uderzając z pola karnego… nie trafił w futbolówkę.

Potem na boisku było już tylko gorzej. Pierwszy kwadrans w wykonaniu obu drużyn na kolana rzucić nie mógł, ale w drugim katowiczanie wzięli się do roboty. Na efekty tego nie trzeba było długo czekać. Dobre okazje strzeleckie mieli Michał Zieliński i Janusz Gancarczyk, ale w dogodnych sytuacjach nie trafiali do siatki.

W późniejszych fragmentach spotkania obaj gracze jednak za nieskuteczność się zrehabilitowali. Sygnał do ataku dał w 28. minucie gry Zieliński, który po wybiciu piłki na uwolnienie zgubił jednego z obrońców i w sytuacji sam na sam z Marcin Cabaj silnym strzałem pod poprzeczkę posłał piłkę do siatki. Arbiter jednak dopatrzył się w tej sytuacji spalonego i bramki nie uznał. Była to decyzja co najmniej kontrowersyjna.

To co nie udało się „Zielowi” niespełna dziesięć minut później powiodło się z kolei Gancarczykowi, który po szybkiej kontrze stanął oko w oko z bramkarzem Sandecji i dał się powalić w polu karnym gości. Tym razem sędzia bez wahania wskazał na „wapno”, a jedenastkę na bramkę zamienił silnym strzałem w prawy róg sam poszkodowany.

Trafienia „Garniolowi” pozazdrościł Zieliński i krótko po przerwie także wpisał się na listę strzelców. Po dograniu piłki z lewego skrzydła i rykoszecie piłka wpadła pod nogi Pitrego, który intuicyjnie zgrał do partnera z linii ofensywnej, a ten półwolejem umieścił piłkę w lewym rogu nowosądeckiej bramki.

Tuż przed końcem meczu okazję na ustrzelenie dubletu miał jeszcze Gancarczyk, ale w dobrej sytuacji zamiast uderzać próbował dogrywać piłkę do nabiegającego na długim słupku Arkadiusza Kowalczyka, a szyki katowiczanom pomieszał jeden z obrońców przejmując futbolówkę.

O postawie Sandecji w tym meczu niewiele można powiedzieć dobrego. Za cenzurkę nowosądeckiej drużynie posłużyć może fakt, że po raz pierwszy goście bramce Łukasza Budziłka realnie zagrozili w samej końcówce, kiedy z dystansu potężnie przymierzył Jozef Certik. Golkiper katowiczan efektowną robinsonadą przeniósł jednak piłkę nad poprzeczką bramki gospodarzy.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga