Z lekkim opóźnieniem, ale tradycyjnym „Post scriptum” zamykamy temat meczu z Zagłębiem. Obecnie mamy przerwę reprezentacyjną (życzymy Mateuszowi Kowalczykowi występu z Chorwacją!), a za tydzień w piątek wrócimy na ligowy szlak, rozgrywając mecz z Widzewem Łódź. Wróćmy myślą, mową i uczynkiem do ostatniej soboty i wyjazdu do Lubina.
1. Dla mnie osobiście to był powrót na redakcyjny wyjazd po trzech latach. Ostatni raz miałem przyjemność relacjonować spotkanie GieKSy ze stadionu trzy lata temu, a był to mecz… z Widzewem w Łodzi. Perypetie klubowo-prywatne spowodowały, że zniknąłem z radarów. Z racji potrzeb redakcji, ale też moich chęci i po prostu podjarania się Ekstraklasą, postanowiłem wrócić. Może nie w takim wymiarze, jak wcześniej. Ale tym moim „dzieckiem”, jakim jest GieKSa.pl, trzeba się po prostu w wieku 12,5 lat strony na nowo zająć.
2. W tym czasie redakcja się mocno zrotowała, bo trochę osób odeszło, pojawiły się nowe. W ostatnich dwóch sezonach prym wiedli Patryk i Magda, z którymi to właśnie udałem się na wyjazd. Z Patrykiem byłem na wspomnianym meczu w Łodzi trzy lata temu. Magdę miałem dopiero okazję poznać.
3. Wcześniej w Lubinie byłem dwa razy. W sumie trzy. A w zasadzie to nawet cztery. Dwa razy na meczach ligowych – kiedy to przegrywaliśmy 0:1 – raz po golu Micanskiego, raz Papadopoulosa czy jakoś tak. Ale w czasach trzeciej ligi było też spotkanie z rezerwami, które wygraliśmy 1:0 po bramce Gielzy – jeszcze na starym, olbrzymim stadionie, kiedy to filmowałem chyba z największej wysokości w życiu. No i jeden sparing, na którym byłem z Klaudią i Kingą i dziewczyny bardzo chciały, żebym zrobił PS z tego meczu i napisał, że przed stadionem robiliśmy samochodem bączki (takie kółka). Wówczas powiedziałem, że to zbyt beznadziejne, żeby to umieszczać w tym artykule, niniejszym – po 10 latach – czynię to teraz 😀
4. Jako że do Lubina wyjechaliśmy bardzo wcześnie, mieliśmy sporo czasu, by jeszcze zahaczyć o coś do jedzenia. Wybór padł na Czerwonego Byka, czyli burgerownię w Lubinie. Jak mi Patryk potem mówił, jakiś miejscowy bardzo zachwalał tę knajpę. A według mnie? Burger niezły, ale jak cholera przypominał te Maestro Burgers z McDonalda plus bułka była właśnie taka dmuchana, „makowa”. Lubię Maka (Mateusza też), ale cholera no – od zwykłej knajpy spodziewałbym się czegoś lepszego. Za to frytki z bekonem, które wzięli moi towarzysze, wyglądały obłędnie.
5. Gdy wychodziliśmy z auta do tejże knajpy, przeżyliśmy w Lubinie szok, bo naprawdę zawiało chłodem. Aż się Magda obawiała, że zmarznie i ją zleje deszcz, bo i chmury były niepewne. Na szczęście jednak mikroklimat stadionu był bardziej przyjazny i nic ze złych rzeczy pogodowych się nie wydarzyło.
6. Podjechaliśmy też pod most, na którym na jednych filarach był napis „Zagłębie”, a drugich „Ultras”. Magda bardzo chciała tę przeplatankę uwiecznić na fotografii. A że nadal mieliśmy dobry czas, mogła swoje redakcyjne marzenie spełnić.
7. Na stadionie byliśmy około godzinę przed meczem. Mieliśmy trochę problemów z dojazdem. „Lej”, który został po starym obiekcie Zagłębia, spowodował, że pod kameralny obiekt trzeba dostać się, przejeżdżając przez jakieś stare, zaniedbane parkingi, z pułapkami w postaci betonowych kloców na przesmykach pomiędzy nimi. Mały labirynt. Ale wkrótce dotarliśmy.
8. Choć jak na tyle lat w Ekstraklasie niektóre rzeczy wyglądają tam jak prowizorka, to trzeba przyznać, że są bardzo dobrze oznaczone, a i personel ogarnia. Tak więc budka z akredytacjami była bardzo widoczna, a ich odbiór poszedł bardzo sprawnie. Mogliśmy kierować się na nasze miejsca – Magda na murawę, my z Patrykiem na trybunę prasową.
9. Dziennikarze z Lubina to niezłe żarłoki i cukrożercy. Gdy szukałem toalety, okazało się, że trzeba przejść przez salę konferencyjną i wyjść na drugi korytarz. Kątem oka rzuciłem na tacki z kanapkami, które… były już puste (same okruszki). A gdy robiłem sobie herbatę, nie było cukru. W międzyczasie przyszedł rzecznik i coś tam dokładał.
– Co dobrego pan przyniósł? – zapytałem.
– A nic, nic.
– Bo właśnie cukru chciałem sobie nasypać…
– A właśnie cukier przyniosłem.
Było pewnie ze 20 saszetek. Mogłem sobie pocukrzyć, ale… cdn.
10. Sektor prasowy nawet wygodny, choć standardowy. Troszkę trzeba się wcisnąć, ale nie jest to taka ciasnota, jaką pamiętam z dawnych czasów z Gliwic, Gdyni czy Bełchatowa, gdzie na prasówkach można było uprawiać gimnastykę artystyczną. Umiarkowanie duży blat, więc spokojnie można było pracować.
11. Na trybunach przechadzał się Artur Andruszczak. Chciałem go nawet złapać do wywiadu, ale gdzieś mi umknął (dopiero potem dowiedziałem się, że „Andrut” dopingował w sektorze gości razem z kibicami GieKSy). W każdym razie elegancki, biała koszula (a w sektorze gości dostał żółtą koszulkę). Zupełnie jak na boisku w barwach GieKSy 😀
12. Podczas meczu za nami usiadła grupka wesolutkich, pod wpływem dopingu, jegomości. Nie potrafiliśmy wywnioskować, kim są ci ludzie, bo emocjonowali się zarówno akcjami GKS, jak i Zagłębia, ale wskazanie było chyba jednak na Lubin, bo sprawnie operowali nazwiskami piłkarzy Zagłębia. Potem jeden coś tam mówił, że jest na każdym meczu Lecha. Więc może fani Kolejorza.
13. Moim zadaniem podczas tego meczu było napisanie relacji, spisanie konferencji oraz przed meczem krótkie video ze stadionu. Nie ukrywam, że wszystko sprawiło mi niebywałą radość. W końcu po kilkuset meczach jako redaktor mogłem poczuć w tej roli Ekstraklasę. Piękne uczucie.
14. Sam mecz był naprawdę bardzo ciekawy. Głównie za sprawą GieKSy, ale Zagłębie z rzadka też się odgryzało. Co chwilę zapisywałem coś w relacji, a czasem wręcz nie mogłem nadążyć, bo już rozwijała się kolejna akcja.
15. W przerwie poszedłem na salkę zrobić sobie drugą herbatę. Po saszetkach z cukrem pozostało już tylko wspomnienie.
16. To był sentymentalny mecz dla Adriana Błąda, który przecież 10 lat temu zagrał w Lubinie z GieKSą, jako zawodnik Zagłębia. W końcówce meczu zmienił go wówczas… Arkadiusz Woźniak, który to spotkanie całe przesiedział na ławce. Wówczas w barwach GKS zagrał Alan Czerwiński, obecny i teraz w Lubinie, ale niegrający z powodu kontuzji.
17. Woźniak miał jednak swój znaczący wpływ w to zwycięstwo. Jako rezerwowy wytarł dokładnie mokrą piłkę po koszulką, dzięki czemu jego partner mógł wrzucić futbolówkę w pole karne a la Rory Delap. W konsekwencji tego wrzutu padła jedyna bramka dla gospodarzy.
18. 10 lat temu straciliśmy jedynego gola w 88. minucie, teraz w 87. Nie jest to jeszcze taka powtarzalność, jak gole Polaków w doliczonym czasie gry na Hampden Park, ale całkiem niedaleko. Trzeba ten trend zmienić w przyszłym sezonie. Albo w tym, w Pucharze Polski. Wyobrażacie sobie? Grudzień, śnieżyca, dziesięć stopni mrozu i mecz we wtorek o 20.00 na stadionie Zagłębia. Miodzio!
19. Kibice GieKSy w liczbie tysiąca bardzo dobrze zaprezentowali się na sektorze gości. Głośny, słyszalny doping naprawdę mógł się podobać. Sympatycy Zagłębia byli natomiast jacyś niemrawi. Ale fajną mieli wariację na temat znanej przyśpiewki i trochę to wprowadziło świeżości. Zamiast typowego „Kurwa mać, Zagłębie grać” było „Kurwa jego mać, Zagłębie grać”. Mała rzecz, a jakże wzbogaciła przekaz.
20. Niestety gol w 87. minucie popsuł nam nastroje. Ten mecz trzeba było co najmniej zremisować, ale tak naprawdę należało go wygrać. Braki w wykończeniu akcji zadecydowały o porażce, a Waldemar Fornalik mógł się uśmiechnąć, czym wzburzył kibiców GKS oglądających ten mecz przed telewizorem.
21. Po meczu udałem się na konferencję prasową, zaraz na salkę doszła Magda, Patryk zaś poszedł pod szatnię Zagłębia łapać Arkadiusza Woźniaka. Miał przy tym trochę problemów, bo jakieś historie, że do dyspozycji dziennikarzy są zawsze trzej piłkarze Zagłębia, już ci trzej wyszli, a Patryk chciał Arka i rzecznik mówił, że limit już wyczerpany. No ale nasz redaktor zaczekał i się w końcu doczekał, a rozmowę możecie przeczytać na naszej stronie.
22. Natomiast naczekaliśmy się rekordowo długo na konferencję prasową. Zanim na sali pojawił się trener Rafał Górak, minęło 40 minut. Nie wiemy, co było przyczyną, ale było to bardzo nietypowe. Sama wypowiedź naszego szkoleniowca, a potem trenera Fornalika plus pytania z sali i odpowiedzi były stosunkowo krótkie.
23. Magda dzielnie walczyła ze zdjęciami i losem, który jej nie oszczędzał, jeśli chodzi o sprawy technicznie. Ale czasu było na tyle dużo, że udało się jej „na dwie raty” galerię stworzyć, a wkrótce Patryk wrzucił ją na stronę.
24. Trzeba przyznać, że salka pamięci, jaką jest przy okazji sala konferencyjna, robi wrażenie. Mnóstwo pamiątek, a moją uwagę przykuły akredytacje z pucharowych meczów lubinian sprzed kilku lat – z wyjazdowych meczów ze Sławiją Sofia, Partizanem Belgrad czy SønderjyskE. Nie mogło też zabraknąć biletu ze słynnego meczu z AC Milan. Poza tym masa pucharów, pucharków i puchareczków. Świetna sprawa.
25. Po konferencji jeszcze chwilę pracowaliśmy na sali i powoli trzeba było udać się w drogę powrotną, z opustoszałego już obiektu. Czekała nas trzygodzinna podróż do Katowic.
26. Na powrocie zatrzymaliśmy się w Maku – ale nie niegdysiejszym słynnym w dawnych czasach „przypałowym” Maku w Lubinie, podczas to którego w trzeciej lidze z lubością zatrzymywała się po meczach nasza drużyna wracając z tych wszystkich Świebodzinów, Słubic, Głogowów, Zielonych Gór czy Gorzowów.
27. My wybraliśmy któryś przy autostradzie. I ku naszemu zdziwieniu – był to iście sportowy McDonald. Na parkingu była żużlowa ekipa wyjazdowa ROW Rybnik, która wracała z meczu w Poznaniu, a w „restauracji” piłkarze Pniówka Pawłowice, którzy wracali z meczu z Lechią Zielona Góra (czyli poszli w ślady niegdysiejszych GieKSiarzy). Jakieś inne osoby coś mówiły o wynikach i tabeli.
28. Ogólnie padł im w Maku system, więc mieliśmy trochę problemów z zamówieniami, zżerało promocję, ale miły pan wykorzystał swoje punkty na moją rzecz, więc nie wyszło źle 😉
29. W Katowicach byliśmy późno, bo koło pierwszej. Mimo wyniku był to bardzo udany wyjazd.
robercik
9 września 2024 at 21:10
Zapomniałeś opisać mecz sparingowy przed rundą wiosenną w lutym 2012 roku i wejście na słynne „panie, wpuśc nas pan”:)
Shellu
9 września 2024 at 23:48
Hah, właśnie coś mi dzwoniło, ale nie wiedziałem, w którym kościele. Najlepsze jest to, że nas wpuścił 😀