Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Zagłębiem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Z lekkim opóźnieniem, ale tradycyjnym „Post scriptum” zamykamy temat meczu z Zagłębiem. Obecnie mamy przerwę reprezentacyjną (życzymy Mateuszowi Kowalczykowi występu z Chorwacją!), a za tydzień w piątek wrócimy na ligowy szlak, rozgrywając mecz z Widzewem Łódź. Wróćmy myślą, mową i uczynkiem do ostatniej soboty i wyjazdu do Lubina.

1. Dla mnie osobiście to był powrót na redakcyjny wyjazd po trzech latach. Ostatni raz miałem przyjemność relacjonować spotkanie GieKSy ze stadionu trzy lata temu, a był to mecz… z Widzewem w Łodzi. Perypetie klubowo-prywatne spowodowały, że zniknąłem z radarów. Z racji potrzeb redakcji, ale też moich chęci i po prostu podjarania się Ekstraklasą, postanowiłem wrócić. Może nie w takim wymiarze, jak wcześniej. Ale tym moim „dzieckiem”, jakim jest GieKSa.pl, trzeba się po prostu w wieku 12,5 lat strony na nowo zająć.

2. W tym czasie redakcja się mocno zrotowała, bo trochę osób odeszło, pojawiły się nowe. W ostatnich dwóch sezonach prym wiedli Patryk i Magda, z którymi to właśnie udałem się na wyjazd. Z Patrykiem byłem na wspomnianym meczu w Łodzi trzy lata temu. Magdę miałem dopiero okazję poznać.

3. Wcześniej w Lubinie byłem dwa razy. W sumie trzy. A w zasadzie to nawet cztery. Dwa razy na meczach ligowych – kiedy to przegrywaliśmy 0:1 – raz po golu Micanskiego, raz Papadopoulosa czy jakoś tak. Ale w czasach trzeciej ligi było też spotkanie z rezerwami, które wygraliśmy 1:0 po bramce Gielzy – jeszcze na starym, olbrzymim stadionie, kiedy to filmowałem chyba z największej wysokości w życiu. No i jeden sparing, na którym byłem z Klaudią i Kingą i dziewczyny bardzo chciały, żebym zrobił PS z tego meczu i napisał, że przed stadionem robiliśmy samochodem bączki (takie kółka). Wówczas powiedziałem, że to zbyt beznadziejne, żeby to umieszczać w tym artykule, niniejszym – po 10 latach – czynię to teraz 😀

4. Jako że do Lubina wyjechaliśmy bardzo wcześnie, mieliśmy sporo czasu, by jeszcze zahaczyć o coś do jedzenia. Wybór padł na Czerwonego Byka, czyli burgerownię w Lubinie. Jak mi Patryk potem mówił, jakiś miejscowy bardzo zachwalał tę knajpę. A według mnie? Burger niezły, ale jak cholera przypominał te Maestro Burgers z McDonalda plus bułka była właśnie taka dmuchana, „makowa”. Lubię Maka (Mateusza też), ale cholera no – od zwykłej knajpy spodziewałbym się czegoś lepszego. Za to frytki z bekonem, które wzięli moi towarzysze, wyglądały obłędnie.

5. Gdy wychodziliśmy z auta do tejże knajpy, przeżyliśmy w Lubinie szok, bo naprawdę zawiało chłodem. Aż się Magda obawiała, że zmarznie i ją zleje deszcz, bo i chmury były niepewne. Na szczęście jednak mikroklimat stadionu był bardziej przyjazny i nic ze złych rzeczy pogodowych się nie wydarzyło.

6. Podjechaliśmy też pod most, na którym na jednych filarach był napis „Zagłębie”, a drugich „Ultras”. Magda bardzo chciała tę przeplatankę uwiecznić na fotografii. A że nadal mieliśmy dobry czas, mogła swoje redakcyjne marzenie spełnić.

7. Na stadionie byliśmy około godzinę przed meczem. Mieliśmy trochę problemów z dojazdem. „Lej”, który został po starym obiekcie Zagłębia, spowodował, że pod kameralny obiekt trzeba dostać się, przejeżdżając przez jakieś stare, zaniedbane parkingi, z pułapkami w postaci betonowych kloców na przesmykach pomiędzy nimi. Mały labirynt. Ale wkrótce dotarliśmy.

8. Choć jak na tyle lat w Ekstraklasie niektóre rzeczy wyglądają tam jak prowizorka, to trzeba przyznać, że są bardzo dobrze oznaczone, a i personel ogarnia. Tak więc budka z akredytacjami była bardzo widoczna, a ich odbiór poszedł bardzo sprawnie. Mogliśmy kierować się na nasze miejsca – Magda na murawę, my z Patrykiem na trybunę prasową.

9. Dziennikarze z Lubina to niezłe żarłoki i cukrożercy. Gdy szukałem toalety, okazało się, że trzeba przejść przez salę konferencyjną i wyjść na drugi korytarz. Kątem oka rzuciłem na tacki z kanapkami, które… były już puste (same okruszki). A gdy robiłem sobie herbatę, nie było cukru. W międzyczasie przyszedł rzecznik i coś tam dokładał.

– Co dobrego pan przyniósł? – zapytałem.
– A nic, nic.
– Bo właśnie cukru chciałem sobie nasypać…
– A właśnie cukier przyniosłem.

Było pewnie ze 20 saszetek. Mogłem sobie pocukrzyć, ale… cdn.

10. Sektor prasowy nawet wygodny, choć standardowy. Troszkę trzeba się wcisnąć, ale nie jest to taka ciasnota, jaką pamiętam z dawnych czasów z Gliwic, Gdyni czy Bełchatowa, gdzie na prasówkach można było uprawiać gimnastykę artystyczną. Umiarkowanie duży blat, więc spokojnie można było pracować.

11. Na trybunach przechadzał się Artur Andruszczak. Chciałem go nawet złapać do wywiadu, ale gdzieś mi umknął (dopiero potem dowiedziałem się, że „Andrut” dopingował w sektorze gości razem z kibicami GieKSy). W każdym razie elegancki, biała koszula (a w sektorze gości dostał żółtą koszulkę). Zupełnie jak na boisku w barwach GieKSy 😀

12. Podczas meczu za nami usiadła grupka wesolutkich, pod wpływem dopingu, jegomości. Nie potrafiliśmy wywnioskować, kim są ci ludzie, bo emocjonowali się zarówno akcjami GKS, jak i Zagłębia, ale wskazanie było chyba jednak na Lubin, bo sprawnie operowali nazwiskami piłkarzy Zagłębia. Potem jeden coś tam mówił, że jest na każdym meczu Lecha. Więc może fani Kolejorza.

13. Moim zadaniem podczas tego meczu było napisanie relacji, spisanie konferencji oraz przed meczem krótkie video ze stadionu. Nie ukrywam, że wszystko sprawiło mi niebywałą radość. W końcu po kilkuset meczach jako redaktor mogłem poczuć w tej roli Ekstraklasę. Piękne uczucie.

14. Sam mecz był naprawdę bardzo ciekawy. Głównie za sprawą GieKSy, ale Zagłębie z rzadka też się odgryzało. Co chwilę zapisywałem coś w relacji, a czasem wręcz nie mogłem nadążyć, bo już rozwijała się kolejna akcja.

15. W przerwie poszedłem na salkę zrobić sobie drugą herbatę. Po saszetkach z cukrem pozostało już tylko wspomnienie.

16. To był sentymentalny mecz dla Adriana Błąda, który przecież 10 lat temu zagrał w Lubinie z GieKSą, jako zawodnik Zagłębia. W końcówce meczu zmienił go wówczas… Arkadiusz Woźniak, który to spotkanie całe przesiedział na ławce. Wówczas w barwach GKS zagrał Alan Czerwiński, obecny i teraz w Lubinie, ale niegrający z powodu kontuzji.

17. Woźniak miał jednak swój znaczący wpływ w to zwycięstwo. Jako rezerwowy wytarł dokładnie mokrą piłkę po koszulką, dzięki czemu jego partner mógł wrzucić futbolówkę w pole karne a la Rory Delap. W konsekwencji tego wrzutu padła jedyna bramka dla gospodarzy.

18. 10 lat temu straciliśmy jedynego gola w 88. minucie, teraz w 87. Nie jest to jeszcze taka powtarzalność, jak gole Polaków w doliczonym czasie gry na Hampden Park, ale całkiem niedaleko. Trzeba ten trend zmienić w przyszłym sezonie. Albo w tym, w Pucharze Polski. Wyobrażacie sobie? Grudzień, śnieżyca, dziesięć stopni mrozu i mecz we wtorek o 20.00 na stadionie Zagłębia. Miodzio!

19. Kibice GieKSy w liczbie tysiąca bardzo dobrze zaprezentowali się na sektorze gości. Głośny, słyszalny doping naprawdę mógł się podobać. Sympatycy Zagłębia byli natomiast jacyś niemrawi. Ale fajną mieli wariację na temat znanej przyśpiewki i trochę to wprowadziło świeżości. Zamiast typowego „Kurwa mać, Zagłębie grać” było „Kurwa jego mać, Zagłębie grać”. Mała rzecz, a jakże wzbogaciła przekaz.

20. Niestety gol w 87. minucie popsuł nam nastroje. Ten mecz trzeba było co najmniej zremisować, ale tak naprawdę należało go wygrać. Braki w wykończeniu akcji zadecydowały o porażce, a Waldemar Fornalik mógł się uśmiechnąć, czym wzburzył kibiców GKS oglądających ten mecz przed telewizorem.

21. Po meczu udałem się na konferencję prasową, zaraz na salkę doszła Magda, Patryk zaś poszedł pod szatnię Zagłębia łapać Arkadiusza Woźniaka. Miał przy tym trochę problemów, bo jakieś historie, że do dyspozycji dziennikarzy są zawsze trzej piłkarze Zagłębia, już ci trzej wyszli, a Patryk chciał Arka i rzecznik mówił, że limit już wyczerpany. No ale nasz redaktor zaczekał i się w końcu doczekał, a rozmowę możecie przeczytać na naszej stronie.

22. Natomiast naczekaliśmy się rekordowo długo na konferencję prasową. Zanim na sali pojawił się trener Rafał Górak, minęło 40 minut. Nie wiemy, co było przyczyną, ale było to bardzo nietypowe. Sama wypowiedź naszego szkoleniowca, a potem trenera Fornalika plus pytania z sali i odpowiedzi były stosunkowo krótkie.

23. Magda dzielnie walczyła ze zdjęciami i losem, który jej nie oszczędzał, jeśli chodzi o sprawy technicznie. Ale czasu było na tyle dużo, że udało się jej „na dwie raty” galerię stworzyć, a wkrótce Patryk wrzucił ją na stronę.

24. Trzeba przyznać, że salka pamięci, jaką jest przy okazji sala konferencyjna, robi wrażenie. Mnóstwo pamiątek, a moją uwagę przykuły akredytacje z pucharowych meczów lubinian sprzed kilku lat – z wyjazdowych meczów ze Sławiją Sofia, Partizanem Belgrad czy SønderjyskE. Nie mogło też zabraknąć biletu ze słynnego meczu z AC Milan. Poza tym masa pucharów, pucharków i puchareczków. Świetna sprawa.

25. Po konferencji jeszcze chwilę pracowaliśmy na sali i powoli trzeba było udać się w drogę powrotną, z opustoszałego już obiektu. Czekała nas trzygodzinna podróż do Katowic.

26. Na powrocie zatrzymaliśmy się w Maku – ale nie niegdysiejszym słynnym w dawnych czasach „przypałowym” Maku w Lubinie, podczas to którego w trzeciej lidze z lubością zatrzymywała się po meczach nasza drużyna wracając z tych wszystkich Świebodzinów, Słubic, Głogowów, Zielonych Gór czy Gorzowów.

27. My wybraliśmy któryś przy autostradzie. I ku naszemu zdziwieniu – był to iście sportowy McDonald. Na parkingu była żużlowa ekipa wyjazdowa ROW Rybnik, która wracała z meczu w Poznaniu, a w „restauracji” piłkarze Pniówka Pawłowice, którzy wracali z meczu z Lechią Zielona Góra (czyli poszli w ślady niegdysiejszych GieKSiarzy). Jakieś inne osoby coś mówiły o wynikach i tabeli.

28. Ogólnie padł im w Maku system, więc mieliśmy trochę problemów z zamówieniami, zżerało promocję, ale miły pan wykorzystał swoje punkty na moją rzecz, więc nie wyszło źle 😉

29. W Katowicach byliśmy późno, bo koło pierwszej. Mimo wyniku był to bardzo udany wyjazd.

 

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

2 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

2 komentarze

  1. Avatar photo

    robercik

    9 września 2024 at 21:10

    Zapomniałeś opisać mecz sparingowy przed rundą wiosenną w lutym 2012 roku i wejście na słynne „panie, wpuśc nas pan”:)

    • Avatar photo

      Shellu

      9 września 2024 at 23:48

      Hah, właśnie coś mi dzwoniło, ale nie wiedziałem, w którym kościele. Najlepsze jest to, że nas wpuścił 😀

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Seba Bergier RTS…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wszystko zaczęło się od żółtej kartki we Wrocławiu. Kompletnie niepotrzebnej, głupiej, eliminującej z prestiżowego starcia z Legią. Szkoda było, bo przecież Sebastian Bergier to był ważny zawodnik i nasz najskuteczniejszy strzelec. Ale trudno – absencje kartkowe przecież się zdarzają. Liczyliśmy, że napastnik wróci na kolejny mecz i dogra normalnie do końca sezonu.

Niestety próżno było go szukać w składzie na kolejne spotkanie z Koroną. I z Cracovią też. Trener Rafał Górak przed meczem z Pasami mówił:

– Ręka jest złamana. Kość śródręcza piąta jest złamana. Wydawało nam się w pierwszej fazie, że jeśli to złamanie nie będzie zbyt poważne, będzie można zastosować opatrunek miękki i będzie mógł grać, jednak lekarze zadecydowali, że przez pierwsze dziesięć dni musi w twardym opakowaniu gipsowym tę rękę przypilnować, by ta kontuzja się nie rozeszła. Stąd absencja, Sebastian nie trenuje z nami, postanowiliśmy dać odpocząć tej ręce do końca tego tygodnia i zobaczymy – jeśli prześwietlenie wykaże i lekarze pozwolą, by mógł wrócić do treningów, to od przyszłego mikorcyklu, do meczu z Lechem będziemy z Sebastianem. Na dzień dzisiejszy go nie ma.

Na konferencji po meczu z zespołem z Cracovią mówił:

– Stan ręki i ten złamanej kości śródręcza będzie diagnozowany. Najprawdopodobniej we wtorek będziemy wiedzieli, czy z miękkim opatrunkiem będzie mógł ewentualnie grać. Natomiast biorę po uwagę, że z Lechem może nie wystąpić.

Kibice zastanawiali się, czekali na informację na temat stanu zdrowia Sebastiana. To się doczekali…

Dziś jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że Sebastian dogadał się z Widzewem. Wiemy, że negocjacje z danym klubem to nie jest kwestia jednego dnia czy jednego telefonu. A już finalizacja rozmów to czas intensywny. Trudno więc nie odnieść wrażenia, że w momencie, kiedy nam wszystkim wydawało się, że Sebastian robi wszystko, by dojść do siebie na końcówkę sezonu – on po prostu myślą, mową i uczynkiem był gdzie indziej. Konkretnie w Sercu Łodzi.

Nigdy nie byłem dobry w sprawy organizacyjne, logistyczne, formalne, więc nie będę wnikał w kwestie, czy istnieje klauzula minut do rozegrania zawartych w obecnym kontrakcie z GKS i potencjalnych konsekwencji wypełnienia lub nie tego limitu. Kibice o tym piszą i mówią, nie znam historii, więc nie będę się wypowiadał. Czy Sebastian taką klauzulę miał… wiedzą zainteresowani. W każdym razie piłkarzowi kontrakt się nie przedłuża w żaden sposób i odchodzi do Widzewa na zasadzie wolnego transferu.

Niesmak wywołuje nie to, że zawodnik przechodzi do Widzewa. Ma do tego prawo, ktoś mu zaproponował lepszy kontrakt, ktoś podpowiedział, że Widzew ma większe sportowe ambicje. Nie oszukujmy się, większość piłkarzy to najemnicy i jeśli mają lepszą ofertę – skorzystają z niej. Ideowców jest stosunkowo niewiele.

Natomiast sposób rozwiązania tej sprawy jest mocno średni. Najpierw ta żółta kartka, teraz ta „kontuzja”… Nawet jeśli jest ona prawdziwa, to po prostu powoduje domysły i niepotrzebne plotki. Można było po prostu oficjalnie powiedzieć, że prowadzi się rozmowy z Widzewem. Też by była pewnie z wielu stron krytyka, ale byłoby to bardziej transparentne.

A tak mamy historię zawodnika, który leczy kontuzje i próbuje dojść do siebie na mecz z Lechem, a tu nagle okazuje się, że przeszedł do innego klubu.

Nie jest to oczywiście na tyle poważna sprawa, by teraz Sebastiana traktować jako persona non grata (nomen omen) czy obrzucać go wyzwiskami. Liczy się punkt wyjścia, a punkt wyjścia jest taki, że jest to najemnik i prędzej czy później mogło do czegoś takiego dojść. Czepiam się tylko tych okoliczności, jakich się to działo.

Trudno. Zawodnik dał GieKSie, co miał dać, czyli sporo bramek. Nie jest to napastnik wybitny i sam wieszczyłem, że w tym sezonie w ekstraklasie sobie nie poradzi. Dlatego liczba bramek, które strzelił i tym samym punktów dla GKS jest naprawdę imponująca, jak na tego piłkarza. Dał więcej niż powinien. Więc jeśli chce skorzystać z okazji, to nie można mieć do niego pretensji.

Mieliśmy kiedyś historię z Tomkiem Hołotą, który „pitnął” z GKS tuż przed którymś meczem, chyba z Luboniem w Pucharze Polski. Wtedy niesmak też był ogromny. Zawodnik dogadał się wówczas z Polonią Warszawa. Po kryjomu. Czy tutaj w klubie wiedzieli, że Sebastian prowadzi zaawansowane rozmowy w trakcie „kontuzji” – nie wiem. Jeśli tak, to przynajmniej w klubie jest jasno.

Całość sprawia, że choć Sebastianowi można podziękować za wkład w GKS w pierwszej lidze i teraz w ekstraklasie, to ta sytuacja nie będzie powodować, że sympatycy GKS będą skandować jego nazwisko, kiedy przyjedzie z Widzewem na Nową Bukową. Trochę szkoda sobie tak psuć reputację, ale jak widać dla zawodnika nie było to specjalnie ważne.

Piłkarz strzelił 29 bramek dla GKS, grając przez 2,5 sezonu, co jest naprawdę dobrym rezultatem. Walnie przyczynił się do awansu i powrotu GKS do elity. Nawet jeśli drugich tylu dobrych okazji nie wykorzystał, to jest to duży wkład. Choć jakby je wykorzystał, to by nie poszedł do Widzewa, tylko gdzieś wyżej.

Szkoda. Ale mimo wszystko powodzenia w nowym klubie.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Wczoraj dostałem SMS-a, że podpisał kontrakt

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do przeczytania zapisu tekstowego konferencji prasowej przed meczem z Lechem Poznań, w której udział wzięli trener Rafał Górak i obrońca Grzegorz Rogala. Szkoleniowiec poruszył między innymi kwestię Mateusza Kowalczyka, odejścia Sebastiana Bergiera, a także nietypowego planu na występ Grzegorza Rogali.

Michał Kajzerek: Dzień dobry, witam wszystkich. Bilety na ten mecz ciągle dostępne, trzeba na bieżąco obserwować system biletowy, bo tam wpadają wejściówki zwalniane z karnetów. 24 godziny przed meczem pojawi się pula zwolniona z rezerwacji. Ponadto przy okazji meczu będzie można zapisać się do bazy dawców szpiku kości, jest to akcja „GieKSiarz do szpiku kości” organizowana przez Stowarzyszenie Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Szybka informacja – został uwzględniony nasz wniosek o odwołanie od drugiej żółtej kartki Oskara Repki z meczu z Koroną Kielce.

Prosimy o ocenę rywala.
Rafał Górak: 
Dzień dobry. Ocena rywala może być tylko i wyłącznie znakomita, wiadomo jaki jest cel w Poznaniu. Zdajemy sobie sprawę z ilości determinacji i tej ogromnej chęci, która w piłkarzach Lecha będzie. Musimy być gotowi na poprzeczkę zawieszoną naprawdę wysoko, ale grając na swoim boisku, na żółtej Nowej Bukowej, mam nadzieję, że stworzymy znakomite widowisko i będzie o czym rozmawiać po meczu.

Wracasz do sprawności. Jak minęły ostatnie tygodnie?
Grzegorz Rogala: 
Dzień dobry. Od trzech tygodni jestem w pełnym mikrocyklu z drużyną i jestem gotowy do rywalizacji na pełnych obrotach.

Czujecie, że w jakiś sposób uczestniczycie w tej walce o Mistrzostwo Polski? Dużo od was zależy.
Górak: 
Pośrednio tak, ale dla nas najbardziej istotną sprawą jest to, aby wykorzystać czas pierwszego sezonu po tak długim czasie w Ekstraklasie. Chodzi o to, jak my sobie damy radę i jak my się zaprezentujemy. Nas powinno interesować pokazanie się i stworzenie jak najlepszego widowiska, w Częstochowie podołaliśmy zadaniu. Trzeba być skoncentrowanym.

Ogłoszono transfer Bergiera, który pewnie już nie zagra. Jak z pozostałymi napastnikami?
Wiadomo – ręka jest złamana i równolegle mamy decyzję Sebastiana. Adam Zrelak, jestem pewien, że będzie do mojej dyspozycji, na pewno nie na 90 minut, ale już jest. Szymczak grać nie będzie mógł (warunki wypożyczenia – przyp. red.), a plan D w głowie jest i ten plan jest przygotowany. Zawodnicy wiedzą, w jaki sposób zagramy.

Pan rozmawiał z Sebastianem, by został?
Ja nie jestem od przekonywania, zawodnicy powinni to czuć. GKS Katowice złożył ofertę na pozostanie, on jej nie przyjął, a propozycja złożona Klubowi nie została przyjęta. Sebastianowi możemy tylko dziękować za bramki i wkład. Życzymy powodzenia, nie mam z tym problemów.

Zgodziliście się na warunki wypożyczenia Szymczaka. Pan jest zwolennikiem tego typu zapisów?
Jeżeli klub wypożycza zawodnika, który potem do danego klubu wraca, to ja to rozumiem i akceptuję. Gorzej, jeżeli kontrakt miałby się kończyć – to byłoby trudne do akceptacji.

Ostatni raz zagrałeś we wrześniu. Jak to jest być tak długo poza meczami?
Rogala:
Nie jest to miłe uczucie, ale cały proces przebiegł bardzo profesjonalnie. Nie jest to nic przyjemnego, ale ja się cieszę z tego, że wracam. Dzisiaj jestem do dyspozycji.

Masz jakieś obawy?
Na treningu jestem na pełnych obrotach i nie mam żadnego strachu czy bojaźni przed odnowieniem urazu. Jeśli w treningu jest dobrze, to w meczu też musi.

Lech przyjedzie tu wygrać. Czy to ułatwienie, że wiecie, czego oczekiwać?
Górak:
Ułatwienie, to taka gra w otwarte karty. Dzisiaj wszyscy, którzy GKS oglądają, wiedzą, że również będziemy dążyć do wygranej. Będziemy musieli realizować zadania w defensywie, by powstrzymać kapitalnych zawodników. Poprzeczkę postaramy się zawiesić wysoko.

Wiadomo, że klub dostaje pieniądze zależne od miejsca, zawodnicy też?
Każdego trzeba byłoby pytać, jak kontrakt został spisany. Nie ma co dywagować o pieniądzach, nas to nie powinno interesować. Pieniądze powinny być na końcu, ja tak piłkę traktowałem. Ja potrzebuję wygrać mecz, trening, sezon – cały czas wygrywać.

Było spotkanie z nowym prezesem?
Znaliśmy prezesa, ale jako członka rady nadzorczej. Spotkanie było, prezes przywitał się z nami, poinformował o swoich zadaniach. Wydaje mi się, że po sezonie będzie moment, by zjeść wspólnie duży obiad. Teraz trzeba grać.

Co z chłopakami, którzy są wypożyczeni?
Przede wszystkim te rozmowy muszą być prowadzone równolegle z ich klubami, szczególnie jeśli chodzi o Filipa i Dawida. Lech ma swoje sprawy, Raków również, także czekamy na zakończenie rozgrywek. My naszą kadrę już dzisiaj budujemy, rozmawiając z zawodnikami i agencjami. Tu się dzieje wiele rzeczy. Jaśniejsza jest sytuacja odnośnie Mateusza Kowalczyka – mamy prawo pierwokupu. Jeszcze spotkania nie miałem, ta decyzja jest przygotowywana. Jedno jest najważniejsze: Mateusz Kowalczyk chce grać w GKS-ie Katowice.

Dwa ostatnie mecze Lecha były odmienne – inne taktyki i rywale.
W meczu z Puszczą Lech oddał osiem strzałów, Puszcza dziewięć – jakość, ogromna jakość piłkarzy. Bramka Lecha w meczu z Legią to niesamowita klasa strzelca, musimy bardzo uważać w defensywie. W Lechu widać dużo zespołowości, Antek świetnie tę grę układa.

Wobec nieobecności napastników to może trener ma plan, byś to ty „biegał do przodu”?
Rogala:
Tego na dzień dzisiejszy nie wiem (uśmiech), ale dam na pewno z siebie 100 procent. Zaczynałem od tyłu karierę i szedłem trochę do przodu, ale nie aż tak daleko.

Czyli plan trenera tego nie obejmuje?
Górak: 
Obejmuje, obejmuje jak najbardziej (śmiech)! To na ostatnie minuty, z tą szybkością wszystkiego należy się spodziewać.

Sytuacja z Kowalczykiem jest rozwojowa. Jaki jest jego wkład w drużynę, dlaczego jest taki dobry i dlaczego po odejściu Kozubala nie było to tak bolesne?
Model gry GieKSy jest stworzony pod zawodników grających na pozycji 8, bo naprawdę ci ludzie mają tam dużo rzeczy do zrobienia. Szukam zawodników intensywnych, inteligentnych, którzy czują boisko. Znałem Mateusza wcześniej, wiedzieliśmy, że wyjeżdża bardzo utalentowany chłopak i poprzeczkę będzie miał wysoko. Byłem ciekaw, jak sobie poradzi w takim klubie. Ja takim zwolennikiem szybkich wyjazdu nie jestem, to był dla niego trudny okres. Kiedy odchodził Antek, to mieliśmy 2-3 pomysły na zapełnienie tej luki, tu się to równoważyło z kwestią przepisu o młodzieżowcu. Zawodnik dostał szansę na mocną rywalizację, a tymi łokciami szybko się zaczął przebijać. Te nabijane minuty odbudowywały jego pewność siebie i zaczął wyglądać jako ten fajny ligowiec, który z ŁKS-u wyjechał. To daje obraz tego, że ci ludzie niepotrzebnie tak szybko wyjeżdżają. Życzę im cierpliwości i by wyjechali po 150 meczach w Ekstraklasie podbijać Europę. Pieniądze są ważne, ale ja powtarzam: na nie przyjdzie czas. Świetny postęp i kapitalna droga, ale wszystko przed nim. Ma deficyty i powinien pracować nad sobą, zdobywać doświadczenie.

Kiedy trener dowiedział się o rozmowach Bergiera z Widzewem?
Wczoraj (14 maja – przyp. red.) o godzinie 8:00 dostałem od Sebastiana SMS-a o tym, że podpisał kontrakt z Widzewem Łódź. Od wczoraj od godziny 8:00 o tym wiem, że rozmawiał z Widzewem.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kolejna domowa wygrana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej galerii z Bukowej. GieKSa wygrała z Cracovią 2:1 po bramkach Kuuska i Repki. Zdjęcia zrobiła dla Was Madziara. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga