GKS przykro to pisać, ale planowo przegrał z Cracovią. Tylko niepoprawni optymiści uznawali za realne, że może się przydarzyć niespodzianka. Cracovia grając spokojnie i na luzie pewnie awansowała do kolejnej rundy.
Plusy:
+ Oliver Praznovsky – Słowak w debiucie zaprezentował się z bardzo solidnej strony. Jest o klasę lepszy niż nasi dotychczasowi stoperzy. Destrukcja, ale i wyprowadzanie gry było na wysokim poziomie.
+ Cień nadziei – to był plus dla tych, którzy nie wierzyli w sukces, a jednak po golu na 1:2 stał się on na chwilę możliwy.
Minusy:
– Różnica klas – z czym do ludzi, jeśli chodzi o ekstraklasę… Cracovia pokazała na czym polega futbol. My o takim spokoju w grze nie możemy nawet śnić.
– Kamyk zapuścił korzenie – Wcześnie Jurkowski, teraz Kamiński lubują się w niewyskakiwaniu do pojedynków główkowych. Przez to tracimy bramki.
– Nadzieja i… strata gola – dwa razy wydawało się, że mamy szansę dogonić rywali. Było coraz bliżej gola, gdy sami go tracilismy.
– Bębenek dalej wali po bramkach od rugby – bez komentarza. To jest naprawdę żenujące, nawet dziecko by lepiej dośrodkowało.
– Brak czystych sytuacji – te Frańczaka i Iwana były niezłe, ale wynikały w sporej mierze z przypadku.
– Brak umiejętności Trochima – walczy za dwóch, ale w ważnych momentach trzeba było zagrać spokojną piłkę, a przyjmował ją na 10 metrów w górę czy generalnie podejmował złe decyzje.
– Bojaźń trenera – trzeba było dużo wcześniej wprowadzić Burego i zagrać odważniej. A my ciągle schowani i schowani. Zwłaszcza przy tych rogach dla przeciwników. Czemu nie zostawimy dwóch z przodu? Przecież i tak tracimy bramki.
– Smutna rzeczywistość – na dzień dzisiejszy jesteśmy średniakiem pierwszej ligi i wychodzi na to, że możemy walczyć co najwyżej o zaszczytną górną połówkę tabeli.