Dołącz do nas

Piłka nożna

[POMECZOWO] Brawo! Tak się buduje charakter drużyny!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

No to się porobiło… GieKSa wygrywa dwa mecze z rzędu, kibice w euforii, nie mogą się doczekać kolejnego ligowego spotkania. Przyjeżdża Wisła Puławy i wracają nam obrazki, które bardzo dobrze znamy, czyli jest nadzieja, jest optymizm, bach, bach i zostajemy sprowadzeni na ziemię. Taki moment nadszedł, gdy Wisła strzeliła gola. Nie – to nie był moment zwątpienia, ale jednak nie tak miał wyglądać początek meczu…

Chyba nikt się nie spodziewał (no może poza osobami, które oglądały skróty meczów Wisły), że puławianie tak odważnie zagrają od początku i przede wszystkim mają bardzo groźne, szybkie i sensowne kontry. Nasz zespół się trochę w tej rzeczywistości pogubił i byliśmy poddenerwowani, traciliśmy piłkę, nie najlepiej się ustawialiśmy w defensywie. Na szczęście był Mateusz Kamiński – ostoja linii obronnej i całego zespołu. Jak profesor przerywał, czyścił, blokował. Naprawdę ze 2-3 razy wystawiał nogę i przecinał kluczowe podania rywali – praktycznie wyprowadzające sam na sam. Gdyby nie to, straty mogły być już nie do odrobienia.

Dwie wygrane z rzędu. Poprawić tego dorobku nie mogliśmy od trzech lat. Ostatnim trenerem, który wygrał trzy kolejne mecze był Kazimierz Moskal. Były to spotkania z Olimpią, Niecieczą i Stomilem, ten ostatni wygrany w dramatycznych okolicznościach w doliczonym czasie gry (dwa gole wówczas strzelił uwaga! Grzegorz Goncerz!). Wcześniej trener Moskal miał taką serię… miesiąc przed tymi pojedynkami. Wówczas to w tryptyku na Bukowej w pokonanym polu zostali ROW, Arka i Dolcan.

No właśnie, trzy lata minęły i nie mogliśmy powtórzyć tej serii. GieKSa nie miała wczoraj większego pomysłu w ofensywie, ale od około 25. minuty zaczęło to wyglądać lepiej. Przede wszystkim rozhulał się na prawej stronie Alan Czerwiński, który kilka razy wjechał w pole karne. Widać, że piłka się go słucha, ma chłopak duże zdolności ofensywne. To mówiliśmy od dawna, ale w tym sezonie pokazuje to w pełni. Nadal jednak pozostawaliśmy bez gola.

Po przerwie nic nie zapowiadało, że wszystko się odmieni. To nadal nie było to w ofensywie. Coś próbował Lebedyński, gra nie układała się Goncerzowi, od początku spotkania nic nie wychodziło Mandryszowi, który tracił piłkę za piłką. Nie minął jednak kwadrans i w dość nieoczekiwanym momencie GieKSa zdobyła gola. Fantastycznie zastawił się Lebedyński, podał do niepilnowanego Gonza, a ten mocnym strzałem zdobył swoją 51. bramkę dla GKS. Zachowanie Lebedyńskiego było bardzo podobne do tego w Bielsku, gdzie wypuścił Mandrysza na jeszcze lepszą pozycję. GieKSa uchwyciła wiatr w żagle i niesiona dopingiem fanatycznej publiczności poszła ze zdwojoną siłą do przodu. Kolejna akcja – Lebedyński do Prokića, gooooll… nie, tylko słupek. Za chwilę jednak dalsza część akcji i po próbie zagrania Mandrysza była ręka i rzut karny. Gonzo podszedł do piłki i trafia z jedenastu metrów do siatki! 3 minuty, które wstrząsnęły Puławami!

Gonzo tym samym wyprzedził w klasyfikacji strzelców wszechczasów GieKSy Krzysztofa Walczaka i Marka Koniarka. Sam w wywiadzie pomeczowym stwierdził, że nie będzie się teraz lansował po mieście, że wyprzedził Koniara i nie będzie oczekiwał czerwonego dywanu 😉 No tak, przecież ma jeszcze dużo do zrobienia, a podium (Zygmunt Szmidt – 60 bramek) w sezonie czeka 😉

GieKSa dowiozła zwycięstwo do końca. I to są trzy punkty, które należy cenić być może bardziej niż inne w tym sezonie, może nawet bardziej niż te z Podbeskidziem (no dobra, bez przesady). GKS mógł ten mecz przegrać. Rywale od początku grali świetnie i prowadzili, a mogli wyżej. Do tego gra nam się nie układała. Mimo to udało się poprzestać na jednej stracie bramki, a do tego w końcu zapakować piłkę do siatki – i to dwa razy w trzy minuty. Do tego sprzyjało nam szczęście w końcówce i piłka trafiła w poprzeczkę naszej bramki, zamiast do niej.

Katowiczanie mimo słabszej postawy niż w Bielsku pokazali charakter, nieustępliwość i odwrócili losy spotkania. Kapitalnie, że taki mecz przydarzył się w takim momencie. Jak napisał jeden z kibiców na forum, piłkarze mają po tym spotkaniu dwa bardzo ważne wnioski. Po pierwsze, że nie są jeszcze na tyle wielcy, żeby każdą drużynę – niby słabszą – pokonać na Bukowej bez problemu. Że mogą sobie przyjechać takie Puławy i hulać na naszym boisku. A drugi wniosek jest taki, że są już na tyle wielcy, by w tak trudnym meczu, z dobrym przeciwnikiem, odwrócić losy spotkania i w ciągu 3 minut zupełnie zmienić sytuację.

Przypomina mi się taki mecz za Moskala z Puszczą Niepołomice u siebie. Między dwoma seriami z trzema zwycięstwami była seria trzech remisów i Puszcza była dokładnie drugim spotkaniem w tej serii. Pamiętam jak dziś – po remisie w Stróżach wszyscy mówili, że przyjeżdża wioska, że powinniśmy wygrać 3:0, 4:0. Zawsze mnie irytowały takie teksty, bo już i wcześniej te „wioski” lały nas na Bukowej. I to się po części potwierdziło. Puszcza do 80. minuty prowadziła, ale wyrównał Janusz Gancarczyk. Wystarczyło nam to tylko do remisu. Wczorajszy mecz był bardzo podobny, bardzo podobne okoliczności. Ale różnica między „wtedy”, a „teraz” jest taka, że wczorajsze spotkanie wygraliśmy. Nie powtórzyliśmy Puszczy, ani Okocimskiego, choć moje obawy z „Pre scriptum” okazały się słusznie. GieKSa wyszła z tego obronną ręką.

Nie ma co, takie mecze budują charakter. Na ten moment lepiej, że wygraliśmy tak, a nie spokojnie 3:0. Na takie spotkania też przyjdzie czas, choć zawsze będzie trzeba od początku będzie być skoncentrowanym i bez lekceważenia podchodzić do rywala. A ponadto powiedzmy sobie szczerze – Wisła przegrywać w takich rozmiarach akurat nie będzie.

Kiedy ostatni raz wygraliśmy mecz, w którym przegrywaliśmy? Dokładnie rok temu – w Bełchatowie – ze stanu 0:1 doprowadziliśmy na 2:1 i to grając w dziesiątkę. A przy Bukowej? 10 maja 2014 w meczu GieKSy z Chojniczanką, również z 0:1 na 2:1. Czyli ponad 2 lata temu.

Cztery wygrane z rzędu… No tu już musimy się cofnąć do czasów Wojciecha Stawowego i sezonu 2010/11. GieKSa wygrała wówczas w Ostrowcu Świętokrzyskim, u siebie z Flotą, w Szczecinie (pamiętne 4:3) i Ząbkach. Z tym że seria ta nie miała aż takiego wydźwięku, gdyż pierwsze trzy spotkania grane były jesienią, a spotkanie z Dolcanem było inauguracją wiosny.

Takie spotkania ja wczoraj kształtują charakter, a dla kibiców są spektakularne. Zresztą po utracie gola przez GieKSę nie było nawet jednego słowa na ten temat. Blaszok dalej ciągnął doping i wspierał naszą ekipę. W końcu w drugiej połowie mógł – jak i cały stadion – eksplodować z radości. Brawo piłkarze! Brawo kibice! Cała GieKSa razem!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

5 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

5 komentarzy

  1. Avatar photo

    tyta

    10 września 2016 at 15:46

    … czy ktoś wie po co na B1 był Zibi? Czy mu popierdzieliły się Wisły P.i zmiast do Lubina to przyjechał do Katowic 🙂 A może miał inny cel tylko jaki ?

  2. Avatar photo

    Mecza

    10 września 2016 at 16:25

    Nie szukaj sensacji, jako Prezes PZPN jest jego obowiązkiem a myślę że bardziej chce niż musi spotykać się prezesami innych klubów ex, 1 ligi aby ciągnąć ten wózek w dobrą stronę. Najlepiej się spotkać na meczu niż w tygodniu. Inna sprawa, że na jesień wybory i trzeba „bywać” chociaż wg mnie nie ma lepszego i długo nie będzie od Bońka.

  3. Avatar photo

    1964

    10 września 2016 at 18:47

    Odpowiedź jest prosta!Zaczął się turniej GieKSa cup,a patronatem tego turnieju jest PZPN.Stąd obecność prezesa!

  4. Avatar photo

    tonikrosssss

    11 września 2016 at 01:04

    Podobno Boniek chce odkupić Gieksę.

  5. Avatar photo

    kibic bce

    11 września 2016 at 11:17

    To chyba dobrze ze Rudy sie pojawil od tego jest prezes.
    Na 2lidze tez powinien sie pojawic.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Górak: Chcę wiedzieć, z kim jestem na piłkarskiej wojnie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Zagłębie Lubin wypowiedzieli się trenerzy obu zespołów: Rafał Górak i Marcin Włodarski.

Marcin Włodarski (trener Zagłębia Lubin):
Chcieliśmy ten mecz rozwiązać inaczej niż poprzednie. Zamknęliśmy się i czekaliśmy na ataki szybkie i przechodziliśmy do ataku pozycyjnego. Mieliśmy swoje sytuacje, jak w każdym meczu. Wydawało się że mecz zmierza ku 0:0, bądź naszej jednej akcji, bo groźnie atakowaliśmy, to po jednej z nielicznych akcji GKS zdobył bramkę i cieszy się z trzech punktów. W końcówce mieliśmy sytuacje, gdzie Aleks Ławniczak miał dwa razy strzelić do bramki po stałych fragmentach.

Musimy poprawić skuteczność, bo jak przeglądamy te mecze i analizujemy, to dochodzimy do sytuacji. Gorzej jest, jak nie dochodzisz do sytuacji. Przy poprawie skuteczności i przy takiej grze w obronie, jak dzisiaj momentami była, upatruję szansy na utrzymanie.

Dzisiaj bez celnego strzału, ale mówimy o stworzonych sytuacjach, a te były. I to naprawdę: Fritzson miał z głowy bardzo dobrą okazję w pierwszej połowie, Szmyt sam na sam, ale nie trafił w bramkę, także Pieńko w końcówce uderzenie z głowy. Tak wyglądają czasem mecze, jeśli chcesz się zamknąć, nie stwarzasz dużo sytuacji, musisz wykorzystać, które masz.

Dawno nie wygraliśmy, nie mamy pewności siebie i dlatego prowadziliśmy zamkniętą grę. Oczywiście obawiam się o swoją pozycję, zawsze tak jest jak przegrywasz mecze, w takim żyjemy świecie.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
To, co człowiek ma w sercu, jest mocniejsze niż głęboka analiza i dzielenie się wartościami stricte piłkarskimi, bo chyba rozumiecie, że jest to moment wyjątkowy. To był bardzo trudny mecz ligowy i takiego się spodziewaliśmy i być może to był kluczowy moment w rozgrywkach, bo to dla nas 31.,32. i 33 punkt – jakże ważny dla nas w budowaniu tabeli i w tych meczach, które są przed nami. Proces, aby ekstraklasa, była w Katowicach dłużej trwa. Mecz miał ciężar gatunkowy, jeśli chodzi o tabelę, do tego wiadomo – żegnamy się jeśli chodzi o mecze mistrzowskie i może dobrze, że tylko mecze, bo gdyby to się przecinało całkowicie i przeprowadzalibyśmy się od jutra i już tu nie wracali, to by było bardziej smutne. Cieszymy się, że jest nowy stadion, który będzie naszym nowym domem, jest to dla nas ogromna radość, ale tak bardzo życzyłbym sobie, żeby tu się nigdy temu obiektowi nie stało nic złego, żeby był pielęgnowany, bo to kawał pięknej historii, można się tutaj było dużo nauczyć, dowiedzieć, bo w końcu dziś dowiedzieliśmy się co Materazzi powiedział Zidaneowi, w czasie owego zajścia. Gramy dalej, sezon trwa, jest to moment bardzo emocjonalny.

Nie widziałem podobieństw do pierwszego meczu z Radomiakiem. Zdawałem sobie sprawę z kwestii wewnętrznej chłopaków, bo znam ich jak własną kieszeń i ten element lekkiego poddenerwowania był, bo chcieli z siebie zrzucić to piętno ostatniego meczu, że musi on być wygrany za wszelką cenę. Tego nie chcieliśmy. Chcieliśmy grać na swoich zasadach, momenty były lepsze i słabsze, mecz nie był kapitalny może do oglądania, ale walor emocjonalny był duży. To było widać. Na pewno stać nas na płynniejszą grę.

Tak bardzo nie tyle nie lubię słowa wyrachowanie, co uciekam od niego, bo my nie chcieliśmy grać wyrachowanie z Zagłębiem. Wiedzieliśmy, że tam się pali, że jest mało punktów i każdy chce je zdobywać. Spodziewaliśmy się z analizy innego zachowania Zagłębia. Byliśmy pewni, że nas zaatakują, będą grać wysokim pressingiem, a oni się wycofali oddali nam piłkę i czekali. To zawsze niebezpieczne w fazach przejścia. To był równy mecz drużyn walczących o coś. I chwała nam za to, że trzy punkty zostały w Katowicach.

Przedmeczowa zmiana Bergiera na Szymczaka wynikała z higieny szatni, zależy mi na tym, żeby wszyscy w różnych okolicznościach ten wózek ciągnęli, chcę wiedzieć, z kim na tej wojnie piłkarskiej jestem. Czy Sebastian jest na tyle twardy i jak zareaguje, czy jest takim facetem, jak go postrzegam, czy wyjdzie słabo. A tu nie – jest to wygrany sposób, by szatnią zarządzać, bo potrzebuję dwudziestu paru ludzi walczących i rywalizujących i z każdym o swojej decyzji będę rozmawiał. Tak czułem i dlatego to zmiana.

Co do Adriana, na Bukowej przez te 6 lat dojrzeliśmy, ja stałem się zupełnie innym trenerem, a Adrian piłkarzem i człowiekiem. Wiele przeszliśmy razem i nie zawsze było radośnie. Ogromna dojrzałość i odpowiedzialność, Adrian robi kapitalną robotę w szatni, a młodzi mogą czerpać z jego zaangażowania. I taka droga – nawet w kierunku końca kariery – jest kapitalna i niech tylko dalej tak gra.

Kontynuuj czytanie

Kibice Piłka nożna Stadion

Nowa Bukowa – od piątku otwarta sprzedaż

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W minioną niedzielę piłkarze i kibice GKS Katowice pożegnali się z Bukową. Następne domowe spotkanie – derby z Górnikiem Zabrze – rozegramy już na nowym stadionie. W piątek 14 marca ruszy otwarta sprzedaż na Nową Bukową.

Na razie swoje miejsca na nowym obiekcie mogą wybrać kibice, którzy posiadają aktualny karnet na mecze przy Bukowej. Od piątku 14 marca od godziny 10:00 w systemie biletowym ruszy otwarta sprzedaż. Na początek dostępne będą pakiety/mini-karnety na wszystkie mecze do końca tego sezonu. GieKSa na Nowej Bukowej rozegra pięć spotkań, a naszymi rywali będą: Górnik Zabrze, Puszcza Niepołomice, Legia Warszawa, Cracovia i Lech Poznań. Ta faza sprzedaży potrwa do 24 marca (tutaj szczegółowo przedstawiono harmonogram), ale patrząc na zainteresowanie wśród kibiców i liczbę dostępnych miejsc, powinna zakończyć się wcześniej. Wszystkim, którzy mają zamiar wybrać się na Nową Bukową, rekomendujemy zakup karnetów zaraz po rozpoczęciu otwartej sprzedaży. 

Pakiety na wszystkie spotkania kosztują od 110 złotych (Blaszok, czyli Trybuna Południowa), przez 176 złotych (Trybuna Wschodnia – tzw. Prosta) po 242 złotych (Trybuna Zachodnia – tzw. Główna VIP). Sektor rodzinny umiejscowiony będzie na sektorze 16 Trybuny Wschodniej – karnety kosztują tutaj 350 złotych. Warto zaznaczyć, że dostępne są także karnety ulgowe w cenie 90 złotych na cały stadion. Szczegółowe informacje znajdziecie na stronie klubu.

Uwaga! Przepisanie karnetu z Bukowej na Nową Bukową nie następuje automatycznie. Jeśli ktoś nie dokona tej operacji do momentu ewentualnego wyprzedania wszystkich dostępnych miejsc na obiekcie, straci możliwość obejrzenia meczów GKS Katowice. Aktualni karnetowicze mają gwarancję dostępności miejsc na Nowej Bukowej tylko do piątku 14 marca do godziny 10:00! Karnet przepiszesz (oraz wybierzesz sobie miejsce na stadionie) w kilka minut w systemie biletowym klubu.

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kunszt Trybuny Centralnej

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dokonało się.

Na Bukowej już nie zagramy. Piękne to było za pożegnanie. Choć oficjalna informacja została ogłoszona raptem kilka dni temu, to sposób w jaki się wszystko odbyło sprawił, że można było się wzruszyć. Na meczu pojawiły się osobistości z lat minionych, Janusz Jojko z Piotrem Piekarczykiem rozdawali autografy. Swoją obecnością zaszczycił nas także Adam Nawałka, który przecież nie pracując zbyt długo w naszym klubie wyrobił sobie taką markę, że za chwilę był selekcjonerem reprezentacji. I zaskarbił sobie sympatię kibiców.

Sympatycy GKS skumulowali swoje oprawy. Były więc i na Blaszoku i na Sektorze Rodzinnym. Te balony, które poszły w niebo, gdy wybiła dziewiąta minuta meczu, dziewiątego marca, Zawodnikowi z numerem dziewięć, w Jego urodziny, cały stadion skandował imię i nazwisko. Kibice nie zapominają o swoich legendach. Jan Furtok zapewne gdzieś tam spoglądał na boisko i choć jedyna bramka w meczu nie była aż tak podobna do gola strzelonego San Marino, jak Arka Jędrycha z Lechią, ale… nadal była podobna. Znów mocne wstrzelenie z prawej strony i finalizacja z bliska. Wspomniany Sektor Rodzinny i dzieciaki w dużej ilości dali popis. Były także flagi i zimne ognie. I doping przez cały mecz.

A na Blaszoku – działa się magia. Przed meczem zastanawiano się, jaka była najlepsza oprawa w historii tej trybuny. I myślę sobie, że najlepsza miała może miejsce właśnie wczoraj. To dopiero było zawieszenie w czasoprzestrzeni – nawiązując do jednej z prezentacji Trybuny Centralnej, bo przecież oficjalnie tak owa nazywała się kiedyś. Nie pamiętam, żebym był tak zachwycony przekazem oprawy. Różne były symboliki, takie czy inne. Jednak to, co było wczoraj to był kunszt.

Przyznam, że wielokrotne przypominanie od zawsze, że na Bukowej grali i przegrali „Zidane, Lizarazu i Dugarry” już nieraz bokiem wychodziło. Są takie sytuacje, że coś się tak przejada, że trudno silić się na jakąś oryginalność. Pojawia się pewnego rodzaju grafomania. Oczywiście to bardzo ważny moment w historii klubu i największy sukces na europejskiej arenie, ale ileż można?… Tymczasem sposób, w jaki kreatywnie zostało to rozwiązane, był mistrzowski. Zostało tu ujęte wszystko, historia, symbolika, podsumowanie, odniesienie do światowej piłki i duża doza humoru.

To jest piękno piłki. Że nasza poczciwa Bukowa jest miejscem z bezpośrednim powiązaniem do najważniejszych wydarzeń w światowej historii naszej ukochanej dyscypliny. To naprawdę niesamowite, że taki Zizou jechał sobie autokarem ulicą Złotą, mówił do swoich kompanów „patrzcie, ale fajne wesołe miasteczko”, potem skręcał w lewo, wjeżdżał przez bramę. Chodził sobie po parkingu za Trybuną Główną, szedł korytarzem z szatni na boisko, w końcu biegał po trawie i oglądał ten nasz Blaszok. Cztery lata później jego wizerunek widniał na Łuku Triumfalnym i Francuzi chcieli z niego zrobić prezydenta. To były TYLKO cztery lata. Od meczów z Bordeaux do starcia z Materazzim minęło 12 lat. A od tegoż finału i ostatniego spotkania Zizou w karierze – 19 lat. Dziewiętnaście i cztery. Niebywałe. To tak jakby jakiś piłkarz Gryfa Wejherowo, które dostało w czapkę przy Bukowej – dajmy na to Maksymilian Hebel – rok temu został Mistrzem Świata i zwierzchnikiem sił zbrojnych w Polsce.

Nie jest przesądzone, że Materazzi naprawdę nie uderzył w najbardziej czuły punkt Zinedina, którym właśnie zapewne jest porażka Francuza na Bukowej. To, że Zizou doskonale o tym pamięta, pokazaliśmy, gdy spotkaliśmy się z nim dwanaście lat temu 😉 Szczegóły poniżej 😉

Zizou na Bukowej!

Nie dało się symbolicznie lepiej pokazać, jaka historia się tworzyła na tym stadionie. Oprawa doskonała, wybitna.

Bardzo pragnęliśmy, żeby i na boisku to domknięcie wspaniałej historii było zwycięskie. Długo zanosiło się na to, że może to być rysa na tym dniu. Co prawda trener mówił na konferencji, że ważne było, aby zdjąć brzemię odpowiedzialności z piłkarzy, że właśnie muszą, bo to ostatni mecz. Kibice jednak rozpatrują to inaczej. Kibic to kibic. Patrzeliśmy na to, że jednak przyjeżdża jedna z najsłabszych ekip w lidze, przy której pojawia się pytanie – jak nie z nimi, to z kim? To nie oznaczało oczywiście, że należy dopisać sobie trzy punkty z urzędu. Natomiast są w tej lidze drużyny lepsze i słabsze. Zagłębie należy do tych słabszych. Wiadomo, że nie stałaby się żadna tragedia w tabeli, gdyby GieKSa tego meczu nie wygrała. Tragedia nie, ale mogłoby to wprowadzić pewną nerwowość. A smak zwycięstwa w takich okolicznościach jest przecież podwójny.

GKS Katowice jednak ten mecz wygrał. I to wcale nie jest takie oczywiste. W przeszłości multum tego typu spotkań nasz zespół po prostu przegrał. Jakaś młócka, krwawiące oczy i długo wynik 0:0. W końcówce rywale wyczuwają swoją szansę, bach, bach, strzelają dwie bramki i wywożą komplet. Tak było choćby w feralnym „kluczborkowym” sezonie, w którym zanim podziały się te straszne rzeczy w końcówce rozgrywek, GKS przegrał kilka meczów właśnie tracąc bramki w końcowych fazach wyrównanych, ale bardzo słabych spotkań.

Przed meczem rozmawiałem z komentatorem Canal Plus Marcinem Rosłoniem i mówił, że to tak bywa często w piłce, że jest pompa i otoczka, a potem piłkarsko wychodzi słabo. Przypomniałem sobie, jak Piotr Lech kiedyś w przerwie meczu z KSZO został czymś tam uhonorowany i po przerwie golkiper zawalił dwa gole, m.in. wpadając z piłką trzymaną w rękach do bramki.

Teraz było inaczej, choć długo się na to nie zanosiło. Ale teraz to jest inny zespół niż te, które przez kilkanaście lat nie potrafiły dźwigać ciężaru. Zespół ten miał przepchnąć ten mecz nawet kolanem, to przepchnął – i to dosłownie, bo taki to był gol Sebastiana Bergiera. Zwycięstwo ze wszech miar ważne, bo przecież istnieje slogan w piłce, że sztuką jest wygrać mecz, w którym nie idzie. GieKSie nie szło kompletnie i to goście mieli więcej sytuacji, na szczęście strzelali – jak mówił Laguna – Panu Bogu w okno. Jedna akcja – pięknie wypatrzył Alan Czerwiński Adriana Błąda, ten podał do Sebastiana, który wprawił stadion w euforię. Sam Adrian Błąd też coś spiął klamrą – przecież on strzelił gola dla Zagłębia w wygranym 5:0 meczu na Bukowej dziesięć lat temu. Wówczas podbiegł do kibiców świętować z nimi bramkę. A teraz – vis a vis tych samych kibiców, pogrążył Miedziowych, którzy będą musieli się twardo bronić przed spadkiem.

A kibice Zagłębia mieli się z pyszna, bo dopiero co śpiewali „coście tak cicho”. Teraz to oni byli odbiorcami tej przyśpiewki.

Po dwóch porażkach – po bardzo dobrym meczu w Lublinie i średnim w Białymstoku – GieKSa zgarnęła bardzo ważne trzy punkty. Tak jak pisałem w poprzednich felietonach – trzeba było się liczyć z przegranymi w tamtych meczach, choć nie musiały one nastąpić. Tutaj trzeba było bezwzględnie wygrać. Dopisane trzy punkty sprawiają, że nasza sytuacja w tabeli jest już totalnie komfortowa. Jedenaście punktów przewagi nad strefą spadkową na dziesięć kolejek przed końcem to potężny kapitał. Trzeba grać swoje i trzymać rękę na pulsie, ale teraz już tylko jakaś kompletna katastrofa spowodowałaby, że GKS znalazłby się pod kreską.

Tak, przegraliśmy te dwa wyjazdowe mecze, ale bilans na wiosnę to 3-1-2. Czyli nadal naprawdę niezły. Lepszy niż nasza średnia punktowa z całego sezonu, bo gdybyśmy mieli taką średnią jak na wiosnę – mielibyśmy czterdzieści oczek już teraz i bylibyśmy zaraz za podium. To przeczy jakimś dziwnym teoriom, że GKS zanotował regres. Fajnie, że GKS potrafi grać efektownie i miło dla oka. To daje wielką nadzieję i optymizm. I to powoduje też, że gdy potem zdarza się słaby – umówmy się – mecz z Zagłębiem, to jest jednak pewna iskra, która powoduje, że zespół się nie poddaje, nie kładzie, tylko skonstruuje tę jedną akcję, która da zwycięstwo.

To było piękne pożegnanie – tak jak w listopadzie Jana Furtoka, tak teraz naszego ukochanego stadionu. Tak to jest z przeprowadzkami. Zostawia się w jakimś miejscu kawał życia i kawał wspomnień. Grunt, żeby przeważały te dobre i żeby dobrymi były też te ostatnie. Wszyscy pożegnali ten stadion godnie.

Wiadomo, że na temat Bukowej wypowiadają się byli piłkarze czy trenerzy GKS. Ja natomiast chciałbym przytoczyć wypowiedzi naszych rywali z różnych okresów i to rywali z drużyn, z którymi GieKSa zawsze miała kosę, a sami ci zawodnicy przeżywali naprawdę ciężkie chwile pry Bukowej. Marcin Baszczyński, który komentował mecz w Canal Plus powiedział:

„Łezka się kręci, ja mam wspomnienia takiej kultury wychowania, śląskiego, mocnego wychowania – jako sąsiad zza miedzy przeszedłem tu swoją lekcję w meczach derbowych”.

W Lidze Minus wypowiedział się o Bukowej Wojciech Kowalczyk, były napastnik Legii Warszawa.

„Niekoniecznie dobrze ten stadion wspominam, bo zawsze nas lali. Wygrałem tam jeden mecz, w sezonie, w którym wyjeżdżałem do Betisu, a tak – zawsze porażka. Cisnęli nas. Ale pojechało tam też Bordeaux z Zidanem, Lizarazu, też dostali w „pyndzel”, więc nie ma się co wstydzić, że ktoś kiedyś przegrał przy Bukowej. A atmosferka na stadionie była świetna”.

Kowal przytoczył też jedną z piosenek, której „nigdy nie zapomni”, a która była kierowana pod jego adresem. Nie nadaje się do cytowania – poszukajcie w magazynie 😉

Zamykamy ten rozdział.

Bukowo – dziękujemy!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga