Siatkówka
Siatkarska czapa czyli – Co słychać w sieci?

Sensacja na Podpromiu! Taki tytuł powtarzany był najczęściej po wygranej GKS-u. Zwycięstwo GieKSy nad wicemistrzem Polski odbiło się szerokim echem w mediach. Zapraszamy na najciekawsze fragmenty.
katowickisport.pl – Ważna wygrana. Asseco Resovia pokonana przez GKS Katowice!
Pierwsza partia ułożyła się po myśli gospodarzy, którzy mocną zagrywką wypracowali sobie czteropunktową przewagę. Siatkarze GieKSy mieli problemy z przeczytaniem gry rywali i mimo prób, nie zdołali odwrócić losów seta. Zupełnie inaczej wyglądały kolejne odsłony. Katowiczanie od pierwszych piłek drugiego seta nawiązali z wicemistrzem Polski wyrównaną walkę. Dobrze w ofensywie prezentował się zwłaszcza Karol Butryn, którego niemal każdy atak kończył się punktem dla GieKSy. Ponadto czujnie na siatce grali środkowi – Tomasz Kalembka i Bartłomiej Krulicki, którzy potrafili zatrzymać ataki rywali, ale także grali wyblokiem, co pozwalało wyprowadzać kontry. Dobre rozegranie Marco Falaschiego dawało naszym atakującym duży komfort w ofensywie, co przełożyło się na wygranego seta. (…)
siatka.org – PlusLiga: Sensacja na Podpromiu, beniaminek triumfuje
Do sensacji doszło w meczu Asseco Resovii Rzeszów z GKS-em Katowice. Beniaminek pokonał w hali Podpromie Asseco Resovię Rzeszów po pięciosetowym boju. Podopieczni Piotra Gruszki nie zrazili się gładką porażką w pierwszym secie, wygrywając po walce dwa następne. Wicemistrzowie Polski doprowadzili do tie-breaka, ale w nim lepsi okazali się katowiczanie, sprawiając tym samym sensację. (…)
Już na początku kolejnej odsłony dał o sobie znać dobry serwis katowiczan (6:4), a kiedy starcie na siatce wygrał Serhiy Kapelus (8:5), o czas poprosił trener Andrzej Kowal. Cały czas jednak jego podopieczni tracili do rywali trzy oczka (10:13). Dopiero udany kontratak Frederica Wintersa zbliżył rzeszowską drużyną na dwa punkty (16:18), a dwa asy serwisowe Rossarda wyrównały stan na tablicy wyników (18:18). Również kolejną akcję zapisali na swoim koncie gospodarze, wysuwając się na minimalne prowadzenie (19:18). W końcówce punktową zagrywkę popisał się Paweł Pietraszko (22:20) i chociaż wicemistrzom Polski udało się jeszcze doprowadzić do remisu po 23, to dwie kolejne akcje, a co za tym idzie cały set, padły łupem GKS-u Katowice (25:23). (…)
siatka.org – Piotr Gruszka: Musimy zachować pokorę
(…) – Widzę, jak chłopaki pracują na to, żeby mieć uśmiech na twarzy. Dziś w naszej grze zarówno uśmiechu, jak i agresji było bardzo dużo. Jeżeli będziemy wierzyć w zwycięstwo, nawet z zespołami, które są od nas oczywiście teoretycznie lepsze, to zawsze jest szansa, żeby z nimi walczyć. Nie tylko o jakieś punkty, ale także o zwycięstwo. Nie możemy przyjeżdżać po seta czy dwa, tylko musimy przyjeżdżać po zwycięstwo, wtedy ta szala tych korzyści i dobrej gry, która dziś była po naszej stronie, może być zawsze po naszej stronie – podkreślał szkoleniowiec GKS-u, którego zespół nie ugiął się pod presją gry z wicemistrzem Polski. Po wygranej w Rzeszowie GKS Katowice wskoczył na 9. miejsce w tabeli i ma na swoim koncie 11 oczek. – Ten mecz nie zmienia niczego, nad czym pracujemy. Ja jestem od tego, żeby ten zespół prowadzić i będę starał się robić jak najlepiej – zapewnił Piotr Gruszka. – Mnie sport nauczył pokory i to zwycięstwo nie zrobi z nas nagle postrachu ligi, ale na pewno da nam wiarę, że to, co robimy na treningach i to jak ciężko pracujemy, przełoży się na naszą dobrą grę, nawet z takimi zespołami jak Resovia – dodał były reprezentant Polski, przestrzegając jednocześnie przed zbytnią pewnością siebie. – Musimy zachować pokorę i od poniedziałku skupiamy się już na kolejnym przeciwniku. Mamy spotkanie ze Espadonem Szczecin, które będzie ważne, tak jak zresztą każdy mecz w tym sezonie. Jesteśmy beniaminkiem ligi, więc będziemy się bić o kolejne punkty, kolejne zwycięstwa i wierzę, że w tym sezonie będzie jeszcze wiele radości na naszych twarzach – zakończył Gruszka. O tym, jaki wpływ na postawę GKS-u Katowice będzie miało zwycięstwo w Rzeszowie, wszyscy przekonają się w sobotę, kiedy po przeciwnych stronach siatki staną dwaj beniaminkowie tegorocznego sezonu.
polsatsport.pl – Sensacja na Podpromiu! Beniaminek ograł Resovię
Do sensacyjnego rozstrzygnięcia doszło w sobotnim meczu ósmej kolejki PlusLigi. Siatkarze Asseco Resovii przegrali z beniaminkiem ekstraklasy – GKS Katowice 2:3. Wicemistrzowie Polski ponieśli już trzecią porażkę w obecnym sezonie. Siatkarze Asseco Resovii rozpoczęli sezon od czterech zwycięstw, w kolejnych spotkaniach było już jednak nieco gorzej. Przegrali 0:3 z Cuprum Lubin i 1:3 z Jastrzębskim Węglem, punktując jedynie w starciu z nie najlepiej ostatnio dysponowaną ekipą Cerrad Czarnych Radom (3:0). Mimo słabszego okresu, podopieczni trenera Andrzeja Kowala byli zdecydowanymi faworytami w konfrontacji z beniaminkiem z Katowic. W pierwszym secie nic nie wskazywało na niespodziankę. Gospodarze pewnie wygrali 25:17, a rywale popełniali sporo błędów własnych. Łatwe zwycięstwo w premierowej odsłonie wyraźnie uśpiło gospodarzy, którzy oddali inicjatywę rywalom i przegrali dwie kolejne partie, obie wynikiem 23:25. Wiodącą rolę w ekipie gości odgrywał atakujący Karol Butrym, który był nie tylko skuteczny w ataku, ale i potrafił zaskoczyć rywali zagrywką. W czwartej partii stojący pod ścianą gospodarze zdołali doprowadzić do tie-breaka (25:22). Piąty set od mocnego uderzenia rozpoczęli jednak podopieczni trenera Piotra Gruszki (2:5). Gospodarze zdołali odrobić straty (7:7), ale końcówka należała do siatkarzy ze Śląska. Piłkę meczową wywalczył Butrym (11:14), a skuteczny blok Bartłomieja Krulickiego w kolejnej akcji zakończył to spotkanie. (…)
eurosport.onet.pl – PlusLiga: beniaminek pokonał Asseco Resovię Rzeszów w jej twierdzy. Andrzej Kowal oddał się do dyspozycji zarządu
Do wielkiej niespodzianki doszło w meczu 8. kolejki PlusLigi. Asseco Resovia Rzeszów przegrała we własnej hali z beniaminkiem GKS Katowice 2:3 (25:17, 23:25, 23:25, 25:22, 11:15). Po spotkaniu trener Pasów Andrzej Kowal oddał się do dyspozycji zarządu. To trzecia porażka wicemistrzów Polski w ostatnich czterech meczach ligowych. W rozmowie trener Andrzej Kowal poinformował, że oddaje się do dyspozycji zarządu. – Trudno powiedzieć czy to kryzys, ale po prostu gramy słabo i nie ma co się oszukiwać. W ub. sezonie była zupełnie inna sytuacja, bo wypadli nam wówczas podstawowi zawodnicy. Teraz mamy kompletny skład i duży potencjał, zdecydowanie wyższy niż GKS Katowice, z którym przegrywamy 2-3. Mogę tylko przeprosić kibiców za taki mecz i oddaję się do dyspozycji zarządu; zobaczymy co zdecydują – stwierdził Kowal. (…)
sport.pl – Sensacja na Podpromiu! Beniaminek z Katowic lepszy od Asseco Resovii
(…) Ci, którzy myśleli, że rzeszowianie szybko wrócą do gry z pierwszego seta, gorzko się rozczarowali. Było wprost przeciwnie, bo problemów po stronie Asseco Resovii cały czas przybywało. Oprócz skuteczności w ataku zaczęło zawodzić także przyjęcie po stronie gospodarzy. Zapłacił za to John Gordon Perrin, którego w trzecim secie zmienił Frederic Winters. Na niewiele się to jednak zdało. Po skutecznym ataku Butryma na prawym skrzydle goście znowu prowadzili czterema punktami (16:12). Wypracowanej przewagi nie stracili już do końca seta. Ostatni punkt zdobył skuteczny Butrym (25:23) i niespodzianka stała się już faktem. GKS po trzeciej partii wiedział, że wywiezie z Rzeszowa przynajmniej jeden punkt. W hali Podpromie rozległy się gwizdy, jakich nie było tu słychać od dawna. W czwartym secie Asseco Resovia podkręciła nieco tempo. Kiedy po skutecznych serwisach Marco Ivovicia rzeszowianie wyszli na sześciopunktowe prowadzenie (16:10), wydawało się, że losy tej partii są już rozstrzygnięte. Nic bardziej mylnego. Siatkarze Andrzeja Kowala znowu zaczęli popełniać banalne błędy i za chwilę było już 16:16! W samej końcówce tym razem to wicemistrzowie zachowali jednak trochę więcej zimnej krwi. Punkt na wagę piątego seta zdobył blokiem Piotr Nowakowski. (…)
sportowefakty.wp.pl – Asseco Resovia – GKS Katowice: uśpieni wicemistrzowie polegli z beniaminkiem!
Mało kto spodziewał się takiego scenariusza wydarzeń w rzeszowskiej hali Podpromie. W 8 kolejce PlusLigi uśpiona Asseco Resovia uległa beniaminkowi ligi – GKS-owi Katowice 2:3. Spodziewana gorsza dyspozycja Asseco Resovii Rzeszów w tegorocznym sezonie przyszła wcześniej niż się spodziewano. Choć wszyscy zakładali zwycięstwo Pasów za komplet punktów w sobotę doszło do podziału punktów. Beniaminek mimo gorszego startu spotkania nie spuścił głowy i bez litości wypunktował utytułowaną rzeszowska drużynę. (…)
Tie-break zdecydowanie lepiej rozpoczęli Ślązacy (5:2). Siatkarze prowadzeni przez Piotra Gruszkę przede wszystkim efektownie prezentowali się w obronie. Podczas gdy rzeszowianie zbijali piłkę z całej siły, bardzo rzadko wchodziła na czysto w pole rywala. Podłamani obrotem wydarzeń gospodarze fatalnie zaprezentowali się w końcówce meczu. Przyjezdni prowadząc wymiany prawym skrzydłem pokonali krajowych wicemistrzów 15:11. Ostatni punkt to potrójny blok na francuskim atakującym Asseco Resovii.
sportowefakty.wp.pl – Euforia w GKS-ie Katowice! „Nasi chłopcy pokazali wielką siatkówkę”
(…) Ten rezultat dał ogromną radość przyjezdnym. – Jesteśmy pod dużym wrażeniem, bo nie spodziewaliśmy się tego zwycięstwa. Nie jechaliśmy do Rzeszowa jako faworyci, bądźmy szczerzy. Sprawiliśmy niesamowitą niespodziankę. Jak rozmawialiśmy z kibicami, to oni też są w szoku. Myśleli, że to będzie mecz do jednej bramki, taki jak zagraliśmy z ZAKSĄ, czyli 3:0 i do domu – przyznaje Dariusz Łyczko, menadżer katowiczan. (…) – Okazało się, że mecz od samego początku był bardzo wyrównany i była walka. Chłopcy poczuli krew i zrobili swoje. Bardzo się z tego cieszymy. Niektórzy żartują, że nie spodziewali się, że Resovia nam się tak mocno postawi. To są oczywiście żarty, ale bez wątpienia jest to niesamowity sukces – mówi menadżer klubu z Katowic. (…) – Karol zagrał bardzo dobry mecz. W jednym z setów miał prawie stuprocentową skuteczność w ataku. Później było troszeczkę gorzej, ale chwilę odpoczął i odbudował się. Zrobił świetną robotę. Wszyscy zagrali bardzo dobrze. W tym spotkaniu nie było czegoś takiego, że ktoś przysypia i nie „idzie”. Nasi chłopcy pokazali wielką siatkówkę – oznajmia Dariusz Łyczko. Po rywalizacji w Rzeszowie GieKSa otrzymała już pierwsze podziękowania. – Mamy już gratulacje od znajomych z Kędzierzyna-Koźla. ZAKSA cieszy się, że wygraliśmy z Resovią, bo to trochę ustawia całą tabelę. To też jest ważne. Nasz wynik jest sensacyjny. Wszyscy niesamowicie się cieszymy – kończy menadżer GKS-u Katowice.
sportowefakty.wp.pl – Wspaniały czas Serhija Kapelusa. Wygrana w Rzeszowie i 2000 punktów w PlusLidze
(…) Według naszych nieoficjalnych danych przed rozpoczęciem sobotniego pojedynku na Podpromiu Serhij Kapelus miał na koncie 1991 punktów w PlusLidze. W rywalizacji z Asseco Resovią Rzeszów Ukrainiec zdobył dla swojej drużyny 13 „oczek”. W sumie ma ich na koncie 2004. 34-latek jest trzecim najlepiej punktującym obcokrajowcem w historii rozgrywek zawodowych w Polsce. Więcej punktów od niego mają jedynie Michał Łasko i Olieg Achrem. (…) Dla Kapelusa aktualny sezon jest ósmym w zawodowych rozgrywkach w Polsce. Jego pierwszym klubem w PlusLidze była JW Construction OSRAM AZS Politechnika Warszawska. Następnie przeniósł się on do Pamapola Wieltoń Wieluń, a potem do ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Po pobycie na Opolszczyźnie na jeden sezon wrócił on do ligi ukraińskiej, reprezentując Lokomotiw Charków. Na polskie parkiety powrócił podpisując kontrakt z BBTS-em Bielsko-Biała. Od trwającego sezonu Kapelus reprezentuje GKS Katowice. (…)
siatkowka24.com – Sensacja! Górnicy przeszli się po pasach, tych rzeszowskich!
(…) Sza, cicho sza czas na ciszę.. na Podpromiu!
Zrobili to Dawid uciszył Goliata, podopieczni trenera, Piotra Gruszki, pokazali jego charakter, który wszyscy znaliśmy z boiska. Pokazując pazur uśpionym srebrnym medalistom już w drugiej odsłonie. Pasy chciały uśpić rywala, ale przy okazji uśpiły i siebie. Z piłki na piłkę katowiczanie „rozkręcali się” Działały wszystkie elementy sztuki siatkarskiej, na czele z serwisem. Katowice potrafiły także wykorzystać błędy faworyta. Umiejętnie też wytrzymali „ciśnienie” (23:25). Po 10 minutowej przerwie zrobiło się jeszcze ciekawie. Dlaczego? Podopieczni popularnego „Gruchy” uwierzyli bowiem, że można, że nie taki diabeł straszny, jak go wcześniej malowano. Ślązacy grali konsekwentnie, spokojnie, swoim rytmem. Potrafili przetrwać nawet serię, Thibault Rossard. Doping fanów Sovii też nie pomagał. Mało tego z czasem wspomniane wsparcie kibiców zamieniło się słusznie w ich gwizdy (!). Oj, gwizdy na Podpromiu, ktoś pamięta, kiedy to ostatnio było?! No właśnie… Karol Butryna, dokończył co zaczął. Sprawiając już mega sensację! (…)
assecoresovia.pl – Asseco Resovia przegrywa po tie-breaku
(…) Mocny atak Marko Ivovica rozpoczął czwartą partię (1:0). W kolejnych akcjach, na parkiecie trwała wyrówna walka punkt za punkt (4:4). Szczelne bloki rzeszowian pozwoliły odskoczyć podopiecznym trenera Andrzeja Kowala na pięciopunktowe prowadzenie (15:10). Rywale nie pozostawali jednak dłużni, a własne błędy miejscowych sprawiły, że na tablicy wyników ponownie widniał remis, po 16. As serwisowy Dawida Dryji oraz udany blok po stronie Resovii, dał gospodarzom zwycięstwo w czwartej partii (25:22). Mocne ataki Rossarda i Butryna otworzyły tie-breaka (2:4). Efektowny blok w wykonaniu Bartłomieja Lemańskiego dał remis, po 7. Po zmianie stron, w dalszym ciągu trwała wyrównana walka, a sytuacja na parkiecie zmieniała się jak w kalejdoskopie (10:12). Potrójny blok GKS-u sprawił, zakończył piątą partię i dał zwycięstwo przyjezdnym w całym spotkaniu (11:15). (…)
I na koniec mała ciekawostka z mediów zagranicznych. Nawet ceniony portal siatkarski WorldofVolley odnotował zwycięstwo GKS-u w Rzeszowie. Tytułując swojego newsa tak:
worldofvolley.com – Shock Plusliga’s newcomer defeat Resovia!
GKS Katowice are celebrating big victory against big rival Asseco Resovia on the away side! (…) We have to single out one name – Karol Butryn. This guy destroyed Resovia with 26 points! Marco Falaschi also had a big influence as he played on a high level, delivering really good balls for his teammates. Two more players from this team had double digits, Kapelus 13 and Kalembka 11. (…)
I wszystko ładnie i pięknie za dostrzeżenie naszego zwycięstwa, tylko takie małe ale… Portal ten naszą drużynę nazywa: GKS KATOWICE KS SPODEK KATOWICE 🙂 Tylko pogratulować inwencji twórczej!
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Felietony
Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.
I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…
Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.
Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…
Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.
Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.
Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…
Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.
Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.
I na tym mógłbym zakończyć…
Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.
W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.
Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.
Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”. Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.
Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.
Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.
I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.
Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.
I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.
Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.
GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.
I teraz po 11 kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.
W dupach się poprzewracało od dobrobytu.
Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?
Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…
Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.
Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.
Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.
Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.
Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.
Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.
Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.
Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.
I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.
Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.
To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.
Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.
Najnowsze komentarze