Dołącz do nas

Siatkówka

Siatkarska krótka przesunięta – Przeciętny występ siatkarzy GieKSy z Politechniką

Avatar photo

Opublikowany

dnia

STATYSTYKI MECZOWE GKS-u

Czas trwania spotkania – Mecz GKS-u z Politechniką trwał 99 minut, z czego I set 24 min. – II set 24 min. – III set 25 min. – IV set 26 min.
Punkty zdobyte z błędów przeciwnika – GKS 18

Ilość zdobytych punktów – GKS 61: Van Walle 14, Sobański 14, Kapelus 10, Krulicki 8, Butryn 6, Pietraszko 5, Kalembka 3, Falaschi 1.
Ilość zdobytych punktów w fazie zagrywki – GKS 22: Sobański 9, Krulicki 5, Pietraszko 3, Van Walle 3, Butryn 1, Falaschi 1.
Bilans punktów zdobytych do straconych – GKS 17: Sobański 8, Van Walle 7, Krulicki 4, Kapelus 2, Pietraszko 2, Fijałek -1, Stelmach -1, Stańczak -1, Butryn -3.

Ilość zagrywek – GKS 80: Sobański 20, Kapelus 13, Pietraszko 11, Krulicki 8, Falaschi 8, Van Walle 7, Butryn 4, Kalembka 4, Fijałek 4, Stelmach 1.
Ilość błędów na zagrywce – GKS 18: Kapelus 4, Krulicki 3, Butryn 3, Kalembka 2, Pietraszko 2, Sobański 2, Falaschi 1, Van Walle 1.
Ilość asów serwisowych – GKS 5:  Sobański 4, Pietraszko 1.

Ilość przyjęć – GKS 81: Sobański 42, Stańczak 17, Kapelus 14, Stelmach 3, Krulicki 2, Kalembka 2, Pietraszko 1.
Ilość błędów w przyjęciu – GKS 4: Kapelus 1, Stelmach 1, Sobański 1, Stańczak 1.
Procent przyjęcia dokładnego (perfekcyjne oraz dobre) – GKS 51%: Pietraszko 100%, Kapelus 57%, Stańczak 53%, Krulicki 50%, Sobański 50%, Stelmach 33%, Kalembka 0%.
Procent przyjęcia perfekcyjnego – GKS 27%: Krulicki 50%, Kapelus 36%, Sobański 29%, Stańczak 24%, Kalembka 0%, Pietraszko 0%, Stelmach 0%.

Ilość ataków – GKS 99: Kapelus 21, Butryn 20, Van Walle 19, Sobański 19, Pietraszko 7, Krulicki 6, Kalembka 5, Fijałek 1, Stelmach 1.
Ilość błędów w ataku – GKS 10: Van Walle 3, Kapelus 2, Sobański 2, Butryn 1, Kalembka 1, Fijałek 1.
Ilość ataków zablokowanych – GKS 12: Butryn 5, Van Walle 3, Krulicki 1, Kapelus 1, Pietraszko 1, Sobański 1.
Ilość zdobytych punktów w ataku – GKS 44: Van Walle 11, Kapelus 9, Sobański 8, Butryn 6, Krulicki 4, Kalembka 3, Pietraszko 3.
Procent punktów w stosunku do wszystkich ataków – GKS 44%: Krulicki 67%, Kalembka 60%, Van Walle 58%, Kapelus 43%, Pietraszko 43%, Sobański 42%, Butryn 30%, Fijałek 0%, Stelmach 0%.

Ilość bloków punktowych – GKS 12: Krulicki 4, Van Walle 3, Sobański 2, Falaschi 1, Kapelus 1, Pietraszko 1.

 

Zawodnicy GKS-u dobrze weszli w mecz prowadząc nawet przez pięć akcji (4:5), ale im dalej w las… Od momentu wyjścia na prowadzenie gospodarzy, tak naprawdę już nie nawiązaliśmy walki w tym secie. Mieliśmy duże problemy w ataku oraz w ogóle nie funkcjonowała gra blok-obrona. Swoje zrobiła też słaba zagrywka. Politechnika systematycznie powiększała swą przewagę, od 8:6, poprzez 14:11, dalej 16:12, 18:13 i 23:17, aż do końca 25:18. Skuteczność w ataku procentowo wyszło bardzo słabo w naszym wykonaniu – GKS miał 32%, a Inżynierowie 68% – choć punktowo aż tak źle znów nie było, bo „tylko” 10:13 dla Politechniki. GieKSa miała tylko 2 asy serwisowe, a gospodarze za to 2 bloki, a więc na remis i obie ekipy słabo w tych elementach. Błędy własne, tym daliśmy sporą pożywkę miejscowym – GKS aż 10, przy 6 miejscowych. Przyjęcie dość wyrównane po obu stronach – dokładne na poziomie 48% do 50%, a perfekcyjne na poziomie 30% do 21%. Nie było u nas gracza, który by wziął na swe barki zdobywanie punktów. Zaciął się Butryn, który na 12 ataków skończył zaledwie 3, czyli 25%.

Drugiego seta bardzo źle zaczęliśmy, bo od wyniku 3:0 dla warszawian i gra wciąż pozostawiała wiele do życzenia. Owszem zdarzały się pojedyncze dobre akcje, ale częściej zdarzały się krótkie przestoje w grze (było takich aż 5), które Politechnika wykorzystywała natychmiast i powoli powiększała swą przewagę, niż jakaś seria na naszą korzyść (taka była tylko jedna w tym secie i to tylko trzypunktowa!). Jak w takich okolicznościach liczyć na wyrównaną grę, że o odrabianiu strat nie wspomnę. Tak po prawdzie mówiąc kolokwialnie, przez taką grę dość szybko było „posprzątane” – 13:6, 17:9 i 20:11. Skuteczność w ataku o dziwo procentowo lepsza u nas – GKS miał 53%, a Politechnika 48% – ale w punktach przegraliśmy minimalnie 10:11. Mało było kontr, to i taki potem wynik wychodzi. Politechnika miała po 4 asy i bloki, a GKS tylko 3 bloki, więc tu widać nasze straty. Błędy własne tym razem mniej, ale i tak dołożyliśmy dwa oczka rywalom – GKS miał ich 6 przy 4 Inżynierów. Przyjęcie u nas spadło i to mocno – dokładne na poziomie 38% do 50%, a perfekcyjne na poziomie 19% do 21%. Punktowanie znów rozłożyło się na całą drużynę, ale było z tego zaledwie 13 oczek.

 

Po dziesięciominutowej przerwie znów źle zaczęliśmy (4:1) i wydawało się, że może to być ostatnia partia w tym meczu. Na szczęście dość szybko sytuacja się poprawiła i wyjściu na prowadzenie 6:8 oraz chwilowej wyrównanej grze, wykorzystaliśmy duży przestój w grze gospodarzy. Wszystko zaczęło się od stanu 11:10 dla warszawian, gdy siatkarze Politechniki wpadli w jakąś czarną dziurę i następny punkt po własnej skutecznej akcji zdobyli dopiero przy wyniku… 14:21 dla naszego zespołu! W tym okresie Inżynierowie popełnili tylko 3 błędy własne, więc tak dobry wynik dla GieKSy wziął się ze znacznie lepszej gry w wykonaniu naszej drużyny i stąd też tak wysoka wygrana w tym secie. Skuteczność w ataku procentowo znacznie lepsza po naszej stronie – GKS 46%, a Politechnika 33% – ale nie dało to jakiejś znaczącej przewagi, bo wyliczono tylko 11:9 dla GKS-u. Różnicę zrobiliśmy w grze na siatce – w asach i blokach było 10:3 dla GieKSy. Błędy własne prawie na remis – GKS miał 5, a gospodarze 4. Przyjęcie znacznie lepsze w naszej drużynie – dokładne na poziomie 53% do 33%, a perfekcyjne na poziomie 33% do 14%. W ataku najlepiej zaprezentował się Sobański, zdobywca 7 oczek, przy 57% skuteczności.

Niestety w czwartej partii wróciliśmy do gry z dwóch pierwszych setów. Już od początku byliśmy na minusie (6:2) i znów trudno myśleć o odrabianiu strat, gdy nie ma prawie wcale serii punktowych (tym razem były tylko dwie i tylko dwupunktowe) na naszą korzyść. Do tego doszła spora liczba błędów własnych i taki potem jest tego efekt końcowy. Skuteczność w ataku była wysoka po obu stronach – GKS 52%, a Politechnika aż 64% – ale ponownie w punktach nie miało to wielkiego przełożenia, bo tylko 13:14. W asach i blokach też przeciętnie i bez większej różnicy – 2:3 dla gospodarzy. Błędy własne, tu było za dużo, bo aż 8 po stronie GKS-u, przy tylko 4 Inżynierów. Przyjęcie bardzo dobre z obu stron – dokładne na poziomie 64% do 62%, a perfekcyjne na poziomie 27% do 38%. W ataku całą grę trzymał nam Van Walle, który na 9 akcji skończył ich aż 7 (czyli 78% – rewelacja) i do tego dołożył 2 bloki punktowe. Zabrakło wsparcia przyjmujących, że o środkowych nie wspomnę.

 

Ogólnie zagraliśmy bardzo przeciętne zawody, z jednym bardzo dobrym setem i tyle. To była już trzecia porażka w lidze z warszawianami i teraz aby wywalczyć sobie to 9 miejsce, musimy dziś w Spodku pokonać Politechnikę 3:0 lub 3:1 i jeszcze wygrać takiego dodatkowego „złotego” seta (taki ponadplanowy tie-break). Swoją drogą to jest trochę głupi regulamin, bo (już pomijam spotkania o niższe lokaty) w walce o medale mistrzostw Polski, można przegrać ostatnie spotkanie i wygrać całą rywalizację, jeszcze w trakcie trwania tego meczu! Toż to absurd kompletny. Istotą play-offu jest przecież wygrywanie i zwycięzcą powinna być drużyna wygrywająca ostatni mecz, a takie dwumecze to są dobre w europejskich pucharach. Miejmy nadzieję, że ktoś pójdzie po rozum do głowy i przywróci klasyczny play-off. Teraz końcowe liczby meczu w Warszawie. Skuteczność w ataku dobra po obu stronach – GKS miał 44%, a Politechnika 52% – w punktach wyszło 44:47. W asach lepszy GKS 5:4, a w blokach remis po 12. Łącznie punktacja po skończeniu własnych akcji to 61:63 dla Inżynierów, a więc nie było jakiejś sporej różnicy. Błędy własne – GKS aż 29 w tym 18 w zagrywce, przy tylko 18 Politechniki – widać jak na dłoni, że tu mecz został przegrany. Przyjęcie lepsze po naszej stronie – dokładne na poziomie 51% do 47%, a perfekcyjne na poziomie 27% do 23% – ale nie miało to kompletnie żadnego przełożenia na wynik. Najrówniej grającym siatkarzem w naszym zespole był bez wątpienia Rafał Sobański, który zdobył 14 punktów, na 19 ataków skończył tylko 8 (42% skuteczności, szkoda, że wciąż tak przeciętna) oraz miał 4 asy serwisowe i 2 bloki punktowe. Za trzecią partię należy też pochwalić Gerta Van Walle, co nie robiliśmy zbyt często w tym sezonie, łącznie na 19 ataków skończył 11 piłek (58%) i dorzucił 3 bloki.

Zamykamy temat meczu w Warszawie i szykujemy się na pożegnanie sezonu w Spodku!

 

ŁĄCZNE STATYSTYKI MECZOWE GKS-u – po 31 meczach  (123 sety)

Czas trwania spotkań – Mecze GKS-u z trwały 3177 minut, z czego I set 816 min. – II set 812 min. – III set 833 min. – IV set 492 min. – V set 224 min.
Punkty zdobyte z błędów przeciwnika – GKS 796: zagrywka 487, atak 200, siatka + inne 109.
Punkty oddane przez błędy własne – GKS 818: zagrywka 501, atak 231, siatka 29, inne 57.

Ilość zdobytych punktów – GKS 1900: Butryn 466, Kapelus 375, Sobański 266, Kalembka 201, Krulicki 191, Van Walle 170, Błoński 91, Pietraszko 69, Falaschi 47, Fijałek 13, Stelmach 11.
Ilość zdobytych punktów w fazie zagrywki – GKS 639: Butryn 155, Kapelus 96, Kalembka 85, Sobański 85, Krulicki 72, Van Walle 45, Błoński 36, Pietraszko 27, Falaschi 22, Fijałek 9, Stelmach 7.
Ilość punktów zdobytych po przyjęciu zagrywki – GKS 1261: Butryn 311, Kapelus 279, Sobański 181, Van Walle 125, Krulicki 119, Kalembka 116, Błoński 55, Pietraszko 42, Falaschi 25, Fijałek 4, Stelmach 4.
Bilans punktów zdobytych do straconych – GKS 755: Butryn 240, Kapelus 189, Krulicki 109, Van Walle 86, Kalembka 71, Sobański 61, Pietraszko 17, Falaschi 16, Błoński 9, Stelmach 3, Fijałek -4, Mariański -16, Stańczak -26.

Ilość zagrywek – GKS 2703: Kalembka 399, Kapelus 368, Krulicki 360, Sobański 352, Butryn 346, Falaschi 315, Van Walle 169, Pietraszko 158, Błoński 136, Fijałek 76, Stelmach 24.
Ilość błędów na zagrywce – GKS 501: Kalembka 93, Sobański 75, Butryn 74, Krulicki 54, Pietraszko 45, Kapelus 44, Błoński 38, Van Walle 32, Falaschi 27, Fijałek 15, Stelmach 4.
Ilość asów serwisowych – GKS 164: Butryn 35, Kalembka 28, Sobański 26, Kapelus 22, Pietraszko 12, Krulicki 11, Van Walle 11, Błoński 9, Falaschi 7, Fijałek 2, Stelmach 1.

Ilość przyjęć – GKS 2273: Sobański 740, Kapelus 616, Stańczak 324, Mariański 257, Błoński 244, Stelmach 32, Kalembka 19, Krulicki 16, Falaschi 10, Pietraszko 8, Butryn 5, Fijałek 2.
Ilość błędów w przyjęciu – GKS 145: Sobański 47, Kapelus 36, Stańczak 26, Mariański 16, Błoński 11, Falaschi 3, Krulicki 2, Stelmach 2, Kalembka 1, Butryn 1.
Przyjęcie negatywne – GKS 580: Sobański 210, Kapelus 150, Stańczak 79, Błoński 62, Mariański 54, Stelmach 9, Falaschi 5, Krulicki 5, Kalembka 3, Butryn 1, Pietraszko 1, Fijałek 1.
Przyjęcie perfekcyjne – GKS 462: Sobański 162, Kapelus 105, Mariański 75, Stańczak 70, Błoński 39, Kalembka 4, Krulicki 4, Stelmach 3.
Procent przyjęcia perfekcyjnego – GKS 20%: Mariański 29%, Krulicki 25%, Sobański 22%, Stańczak 22%, Kalembka 21%, Kapelus 17%, Błoński 16%, Stelmach 9%, Butryn 0%, Falaschi 0%, Pietraszko 0%, Fijałek 0%.

Ilość ataków – GKS 3183: Butryn 806, Kapelus 761, Sobański 533, Van Walle 331, Kalembka 229, Krulicki 214, Błoński 185, Pietraszko 65, Falaschi 40, Stelmach 14, Fijałek 5.
Ilość błędów w ataku – GKS 231: Butryn 70, Kapelus 46, Sobański 37, Kalembka 22, Van Walle 22, Błoński 16, Krulicki 12, Pietraszko 5, Fijałek 1.
Ilość ataków zablokowanych – GKS 268: Butryn 81, Kapelus 60, Sobański 46, Van Walle 30, Błoński 17, Kalembka 14, Krulicki 14, Stelmach 2, Pietraszko 2, Fijałek 1, Falaschi 1.
Ilość zdobytych punktów w ataku – GKS 1440: Butryn 383, Kapelus 322, Sobański 211, Van Walle 146, Krulicki 118, Kalembka 115, Błoński 75, Pietraszko 44, Falaschi 19, Stelmach 5, Fijałek 2.
Procent punktów w stosunku do wszystkich ataków – GKS 45%: Pietraszko 68%, Krulicki 55%, Kalembka 50%, Falaschi 48%, Butryn 48%, Van Walle 44%, Kapelus 42%, Błoński 41%, Sobański 40%, Fijałek 40%, Stelmach 36%.

Ilość bloków punktowych – GKS 296: Krulicki 62, Kalembka 58, Butryn 48, Kapelus 31, Sobański 29, Falaschi 21, Pietraszko 13, Van Walle 13, Fijałek 9, Błoński 7, Stelmach 5.
Ilość błędów dotknięcia siatki – GKS 29: Sobański 6, Krulicki 6, Kalembka 5, Błoński 4, Butryn 3, Pietraszko 2, Falaschi 1, Van Walle 1, Stelmach 1.
MVP – GKS 13: Butryn 4, Kapelus 4, Sobański 2, Błoński 1, Kalembka 1, Falaschi 1.

 

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Lechią

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz w Gdańsku to już historia. Przegraliśmy sromotnie i nie ma co do tego wracać, chyba że w celach „wyciągania wniosków”. Miejmy nadzieję, że drużyna to zrobi. Jak wyglądał wyjazd okiem redakcji, przeczytacie w poniższym artykule. A w piątek – Cracovia!

1. Jako że jest to jeden z najdłuższych wyjazdów w sezonie, postanowiliśmy się wybrać wcześnie rano. O godzinie 9 wyruszyliśmy w składzie Shellu, Misiek i Mariusz na północ, gdzie 9 godzin później miał zacząć się mecz.

2. W sumie o mało, abyśmy nie pojechali, bo Patryk zamówił auto, ale… na dzień meczu z Wisłą Płock. Na szczęście Mariusz jechał, bo inaczej by nici były a nie mecz.

3. Droga przebiegała szybko i sprawnie. Po drodze zatrzymaliśmy się na lunch na stacyjnym Subwayu, korzystając z promocji. W dzisiejszej drożyźnie cena 9 zł za małą kanapkę rzeczywiście brzmi jak okazja.

4. W Gdańsku byliśmy około godziny 15:00. Wstąpiliśmy na chwilę do centrum handlowego, a potem udaliśmy się na jedzenie do „Zagrody u kozy” czy jakoś tak. Wzięliśmy pljeskavicę i cevapcici, więc mieliśmy Jugo Grill w Gdańsku. Ja miałem cevapcici i było za mało mięsa. Natomiast było to smaczne, ale Jugo Grill jest dużo lepszy.

5. Przejeżdżaliśmy też obok gdańskich ikon, czyli Stoczni Gdańskiej, długiego, ale jednak nie tak długiego jak myślałem Falowca czy efektownego i estetycznego budynku Urzędu Marszałkowskiego.

6. Czas nas bardzo gonił, więc udaliśmy się na plażę dosłownie na 10 minut w Jelitkowie. Jak na piątek i taką średnią pogodę nawet było sporo ludzi uprawiających plażing. Powdychaliśmy przez chwilę jodowe powietrze, dotknęliśmy morskiej wody i skierowaliśmy się znów do samochodu. Stadion był tuż tuż.

7. Na uwagę zasługują przystanki w pobliżu stadionu, które są stylizowane właśnie na elewację tego obiektu pamiętającego mecze polskiego Euro.

8. Nie wpuszczono nas na jeden z parkingów, więc musieliśmy trochę potem drałować. W każdym razie miejsce parkingowe znaleźliśmy i udaliśmy się na obiekt.

9. Sam stadion – kolos. Ja go widziałem dotychczas tylko z zewnątrz, gdy rok temu odbywałem swoją pielgrzymkę dziękczynno-błagalną właśnie spod Polsat Plus Areny na stadion Arki Gdynia. Sentyment pozostał, nawet przez chwilę jechaliśmy drogą, której chodnikiem szedłem o gdańskim poranku na początku tamtej trasy.

10. Odbiór akredytacji odbył się szybko i sprawnie. Misiek poszedł na foto, a my z Mariuszem udaliśmy się na górę. Niestety schodami, bo winda była zepsuta. Wejście na trzecie piętro dało trochę w kość. Ja po mojej kontuzji wytraciłem formę, więc czas ją znowu zacząć budować.

11. Weszliśmy na sektor prasowy i oczom naszym ukazał się stadion od wewnątrz. Tak jak piszę – ja go miałem okazję zobaczyć po raz pierwszy, gdyż na meczu pierwszoligowym przegranym 1:5 nie byłem, a w zeszłym sezonie wyeliminowała mnie choroba.

12. Powiem tak – nie rozumiem zachwytów. Kibice, którzy byli na tym obiekcie, mówią, że jest piękny, a niektórzy nawet, że najładniejszy w Polsce. Mnie się nie podoba kolorystyka. Od zawsze – jak patrzyłem w telewizji czy na zdjęciach. Nie wiem czemu dali taki brzydko-żółtawy kolor. Jakby ten stadion był biało-zielony, to byłby wypas.

13. Ogólnie wydaje mi się taki jakiś ponury. I to zamknięcie. Chyba przyzwyczaiłem się do otwartych przestrzeni. I prześwitów. Czy to na Widzewie, Pogoni czy po prostu u nas, na GieKSie. To zamknięcie tego kolosa robi takie klaustrofobiczne wrażenie.

14. Widok oczywiście kozaczek. Trybuny wysoko, widać całe boisko. I trybuna prasowa umiejscowiona jest na tym drugim piętrze stadionu, jak rozumiem wyłączonym ze sprzedaży, bo nie było na nim w ogóle kibiców. Oddzielenie od kibiców zawsze ułatwia pracę, w przeciwieństwie do obiektów, gdzie tego podziału nie ma i sympatycy klubów nieraz zajmują miejsca prasowe lub po prostu… zasłaniają.

15. Stadion jest olbrzymi i kojarzy się trochę z obiektem Śląska Wrocław. Wiadomo – wybudowane na Euro 2012. Ale duże. Za duże. Przy super meczach się zapełniają, jak choćby na derbach Trójmiasta. Ale poza tym nawet gdy jest kilkanaście tysięcy kibiców, to świecą pustkami. Nie wygląda to dobrze. Ale cóż – Lechia ma taki potężny obiekt i nic z tym nie zrobi. Musiałaby wygrać ligę i grać w Lidze Mistrzów.

16. Stanowiska dla prasy też bez zastrzeżeń. Dobre blaty, szerokie i kontakty w dużej liczbie. Jedynym mankamentem są krzesełka – luźne krzesła, a nie siedziska zamontowane na stałe. Problem w tym, że są one bardzo niskie, a wajcha do regulacji jest atrapą wajchy do regulacji. Nie działa. W żadnym krzesełku.

17. Trzeba było więc lekko zapuszczać żurawia. Tym bardziej, że komentatorzy Canal Plus relacjonowali na stojąco. A Michał Żyro podrygiwał sobie. Widać, że młody komentator Canal Plus cieszy się z tej roboty.

18. Kibice Lechii i GKS mają neutralne stosunki, więc tym razem nie było żadnych „pozdrowień”, a jedynie doping dla swoich drużyn. Zresztą dla sympatyków Lechii należy się dozgonny szacun za uszanowanie braku dopingu w pierwszych dziewięciu minutach meczu w Katowicach, gdy czciliśmy pamięć Jana Furtoka. Nadal też z Lechią łączy nas… Arka. W rundzie jesiennej znów oba kluby dały się gdynianom we znaki.

19. Pierwsza połowa była beznadziejna w naszym wykonaniu. Zero strzałów, zero zagrożenia, dopiero w końcówce jakieś kopnięcie w stronę bramki.

20. Dawidowi Kudle stadion Lechii nie służy. Dwa lata temu puścił tu pięć bramek, w poprzednim sezonie zawalił bramkę przy strzale Chłania, a teraz popełnił jeszcze większy babol – dając się przekozłować piłce. Przeklęty obiekt dla naszego golkipera.

21. Bartłomiej Kłudka to piłkarz Lechii, który w tym sezonie zdobył z GKS już cztery punkty. Mimo wszystko wziął mały rewanż na katowiczanach, po w drugiej kolejce jego Zagłębie Lubin wypuściło z rąk wygraną w Katowicach. Piłkarz przeszedł do Lechii, której co ciekawe strzelił gola… niecały miesiąc temu jeszcze jako piłkarz Miedziowych.

22. W przerwie można było się posilić dość ciekawym napojem gazowanym z 20% mojito. Bezalkoholowym oczywiście. Ale całkiem smaczne to.

23. W drugiej połowie GKS atakował, ale nic nie był w stanie zdziałać w ofensywie. Najgroźniej uderzał Bartosz Nowak z dystansu. Ale to za mało.

24. Na niemal kwadrans zadymione zostało boisko po użyciu rac przez kibiców Lechii, a potem GKS. Właśnie ten zamknięty stadion nie daje ujścia dymowi z wiatrem, więc trzeba czekać, aż uniesie się on do góry. Swoją drogą bardzo ciekawe było to, gdy z boku wydawało się, że boisko jest całe zadymione, a w C+ z kamery za bramką było bardzo dobrze widoczne. Czary jakieś.

25. Gdy wydawało się, że bijący głową w mur GKS przegra 0:1, kontrę wyprowadzili gospodarze, Camilo Mena wyprzedził Mateusza Kowalczyka i nie dał szans Kudle. Chwilę potem sędzia zakończył spotkanie.

26. Po meczu udaliśmy się na konferencję prasową. I tutaj podobnie jak na Górniku – akurat sala konferencyjna nie przystoi takiemu stadionowi. Wygląda jak jakieś duże pomieszczenie na starych obiektach. Tu trzeba by wprowadzić sporo nowoczesności.

27. Pierwszy raz widziałem taką salę, która jest szersza niż dłuższa i tak są poustawiane siedzenia. Jako więc, że siedziałem mocno na skrzydle, trener musiał zeskanować przestrzeń, by mnie znaleźć, gdy zadawałem pytanie.

28. Opisywałem to już w felietonie, gdy wychodząc ze stadionu mijaliśmy Camilo Menę, któremu podziękowałem za gola w niegdysiejszym meczu z Arką Gdynia. Szedł najwyraźniej z mamą, po miała ona koszulkę „Mena’s mom”. Sympatycznie.

29. Ogólnie to mieliśmy po tej wtopie 1:5 dobry czas z Lechią. Wygraliśmy przecież kolejne trzy spotkania. Ten rywal nam leżał. Ale na ten moment to się skończyło.

30. Udaliśmy się do samochodu. Chłopaki wracali do Katowic, ja natomiast miałem w planie zostać w Gdańsku. Zawieźli mnie pod kwaterę na Oliwie, a tam – po przywitaniu z miejscowym kotem – zakwaterowałem się na swojej miejscówce.

31. Plan był taki, żeby rano pojechać pociągiem do Płocka, by udać się na przeszpiegi naszych najbliższych rywali – Wisły Płock i Cracovii.

32. Wszystko świetnie układało się aż do momentu, gdy w sobotę wyszedłem z pizzerii w Płocku i zaczął padać deszcz. Wtedy moim największym problemem był brak parasola.

33. Nie spodziewałem się, że po przybyciu na stadion okaże się, że mecz został odwołany. Pusty przelot – mój trzeci w życiu, w takich okolicznościach. Pierwszy był w 2012, gdy Stadion Narodowy przed meczem z Anglią zamienił się w słynny Basen Narodowy.

34. Druga taka sytuacja była, gdy z Kosikiem wybrałem się na mecz St Johnstone z Glasgow Rangers w szkockim Perth. Wtedy spotkanie zostało odwołane, bo jedno z pól karnych było zmrożone po ujemnej temperaturze z nocy. Brytole…

35. Podobna sytuacja była też w 2006 roku w IV lidze, ale tu już nie zagrały czynniki pogodowe. Przyjechałem do klubu i już mieliśmy jechać na wyjazdowy mecz ze Źródłem Kromołów, ale w ostatniej chwili gospodarze się wystraszyli najazdu kibiców z Katowic i oddali mecz walkowerem. Pamiętam, że wówczas w takim razie poszedłem na swój jedyny mecz na stadionie MK Katowice – wygrany ze Slavią Ruda Śląska 3:0.

36. Wracając do Płocka. Jak niepyszny wróciłem do hotelu i miało to swoje plusy, bo podczas całego wyjazdu nie czułem się najlepiej (pogranicze infekcji), więc mogłem trochę dychnąć.

37. Cracovię i Wisłę i tak zobaczę w akcji – bo to nasze najbliższe trzy mecze.

38. Tylko trzy punkty z Pasami!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga