Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu GKS-Jagiellonia: Karny zamiast karnych – GieKSa przegrywa w doliczonym czasie dogrywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień na temat wczorajszego spotkania, w ramach rozgrywek Pucharu Polski GKS Katowice – Jagiellonia Białystok. GieKSa przegrała 0:1 (0:0, 0:0).

 

bialystokonline.pl – Męczarnie Jagi w Katowicach. Białostoczanie awansowali po golu w 126. minucie

Jagiellonia w 1/16 finału Pucharu Polski mierzyła się na wyjeździe z GKS-em Katowice. Duma Podlasia przez ponad 120 minut gry biła głową w mur, ale w końcu się udało. Żółto-Czerwoni po bramce Guilherme z rzutu karnego awansowali dalej.

[…] Duma Podlasia, mimo że wcale nie forsowała tempa, od początku rywalizacji miała zdecydowaną przewagę. Żółto-Czerwoni przed zmianą stron wykonali kilka rzutów rożnych, oddali parę strzałów zza pola karnego, posłali kilkanaście wrzutek w szesnastkę, ale na nic się to zdało, bo dobrze w bramce GKS-u spisywał się Baran. Najlepszych sytuacji po strzałach głową nie wykorzystali Poletanović i Runje. Gospodarze? Ci najgroźniejszą okazję mieli w 4. minucie, gdy wprost w Sandomierskiego trafił Śpiączka.

W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił, a mimo to GieKSa mogła wyjść na prowadzenie, bo w 51. minucie fatalny błąd popełnił Sandomierski, który podał piłkę wprost pod nogi najaktywniejszego w ekipie gospodarzy Śpiączki. Ten następnie położył bramkarza Jagi na murawę, zacentrował na środek pola karnego do kolegi, ale Błąd, mając pustą bramkę, przestrzelił.

 

weszlo.com – Dwie godziny bólu. Typowo katowicka porażka GieKSy

Dokładnie dwie godziny potrzebował jeden z trzech najsilniejszych polskich klubów, by wyeliminować z Pucharu Polski ostatnią drużynę I ligi. GKS Katowice, dla którego ten sezon to jedna wielka seria upokorzeń, przez 120 minut dzielnie bronił się przed atakami Jagiellonii i skapitulował dosłownie na ostatniej prostej, w akcji, po której sędzia chciał zakończyć mecz. Mamy naprawdę mieszane uczucia, bo pomimo wyniku 1:0 – nie dostrzegamy w tym meczu żadnych zwycięzców.

[…] Fatalny błąd stoperów oraz Grzegorza Sandomierskiego, przytomne zachowanie Śpiączki i Błąd znalazł się na 9. metrze mając przed sobą trzech obrońców Jagiellonii stojących w bramce. I już. To wszystko. Bramkarz na grzybach, żadnego bezpośredniego towarzystwa. Na upartego – mógł tę piłkę przyjąć, poprawić i dopiero uderzyć. Zdecydował się na woleja, a sami wiecie, jak to decydowanie się na woleja w Polsce wychodzi.

GKS poza tą jedną setką miał jeszcze kilka niezłych okazji po kontrach, ale 3/4 z nich kończyło się złymi decyzjami Śpiączki. Gdy trzeba było przyjąć – uderzał, gdy trzeba było uderzyć – podawał. Gdy trzeba było podać, przyjmował. Mieliśmy wrażenie, że nawet w ślepej uliczce Bartek znalazłby sposób by nieprzepisowo skręcić w lewo, albo chociaż przejechać pieszemu po stopie. Trzeba mu oddać, że trochę się namachał walcząc ze stoperami, ale pod względem podejmowania wyborów – raczej nie powierzylibyśmy Śpiączce organizowania wakacji, bo skończylibyśmy w syberyjskiej tajdze w środku zimy, w klapkach i bez paszportów.

Inny temat, że obciążenie Śpiączki wynikało z niesłychanego wyrafinowania taktycznego GieKSy. Dziś katowiczanie zaproponowali nam dwa rodzaje ataku – wypierdol na Bartka i niech Bartek powalczy. W pierwszym wypadku Śpiączka był skazany na pojedynki główkowe z rosłymi obrońcami Jagi (wszystkie przegrane), w drugim – na ściganie się z przeważającą siłą wroga. No, goli z tego nie było, tyle wam napiszemy.

Trochę ożywienia wniósł Puchacz, pojedyncze niezłe zagrania mieli Łyszczarz z Błądem, ale nawet zbierając to wszystko do kupy – sporo brakuje, by wydukać z siebie choć pół pochwały dla zawodników GKS-u. Można ciepło pomyśleć o ich waleczności i zacięciu, ale nic poza tym. Na komplementy zasłużył wyłącznie Baran, który grał swój własny mecz – dwie półki wyżej, niż jego koledzy z drużyny i półkę wyżej niż wszyscy rywale.

Czy szkoda nam GKS-u? Tak, ale nie z uwagi na dzisiejszy mecz, z uwagi na ich parszywy los, ciągnący się od dekady. Jak nie urok, to przemarsz wojska, jak nie wieczne rozczarowania w I lidze, to bolesne porażki pucharowe. Mamy wrażenie, że kibice z Katowic w komplecie zameldują się w niebie – bo czyścieć przerobili na ziemi już przynajmniej kilkanaście razy.

 

sportowefakty.wp.pl – Puchar Polski: niesamowite rzeczy w Katowicach. Awans Jagiellonii po olbrzymich męczarniach

To były istne katorgi wicelidera Lotto Ekstraklasy zakończone szczęśliwym awansem. Jagiellonia Białystok przez 125 minut szukała sposobu na pokonanie bramkarza GKS-u Katowice Krzysztofa Barana. Udało się z rzutu karnego w doliczonym czasie dogrywki.

[…] Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, choć nie obyło się bez kontrowersji. Dwukrotnie Jakub Wawrzyniak i raz Wojciech Lisowski dotykali piłkę ręką we własnym polu karnym. Sędzia nie reagował, podobnie zresztą jak VAR, co mogło dziwić. Najlepszą okazję goście mieli po rzucie rożnym, ale strzał Ivana Runje przed siebie odbił Krzysztof Baran.

[…] Po przerwie mecz się wyrównał.

[…] Dogrywka długo nie przynosiła emocji, ale warto było czekać do samego końca. W ostatniej akcji meczu, kiedy wszyscy szykowali się na emocje związane z konkursem „jedenastek” Wojciech Lisowski faulował we własnym polu karnym Karola Świderskiego. Początkowo sędzia ukarał napastnika Jagiellonii żółtą kartką za symulowanie, ale analiza VAR wyprowadziła go z błędu.

 

sportslaski.pl – Niesamowite! GieKSa odpada po karnym w doliczonym czasie dogrywki

[…] Na mecz Pucharu Polski do bramki GieKSy wrócił Krzysztof Baran, który świetnie spisał się w poprzedniej rundzie, w starciu z innym przedstawicielem Lotto Ekstraklasy – Pogonią Szczecin. Już na samym początku spotkania bramkarz udowodnił, że jego wysoka forma z „Portowcami” to nie był przypadek – gdyby nie on, Jagiellonia Białystok szybko objęłaby prowadzenie po rzucie rożnym i główce z kilku metrów. Choć goście przed przerwą mieli przewagę, to lepszej okazji strzeleckiej nie mieli, jednak domagali się ich – aż trzykrotnie domagali się podyktowania rzutu karnego za zagranie ręką w polu karnym. Za każdym razem sędzia – i VAR – nie dopatrzył się przewinienia.

A GKS? Porównując do meczu z Wartą Poznań – było lepiej. Na początku spotkania dwukrotnie strzelał Bartosz Śpiączka, ale za każdym razem za słabo, by zaskoczyć Grzegorza Sandomierskiego.

[…] W dogrywce dalej świetnie spisywał się Baran, a w ofensywie wyróżniał się Śpiączka, który znów miał okazję na gola, ale tym razem strzał zablokował dobre znany przy Bukowej Lukas Klemenz. Sporo emocji było w ostatnich fragmentach dogrywki. Najpierw z najbliższej odległości w bramkę nie trafił Taras Romanczuk, a w doliczonym czasie w polu karnym padł Świderski po wślizgu Wojciecha Lisowskiego.

 

sportdziennik.pl – Karny zamiast karnych – GieKSa przegrywa w doliczonym czasie dogrywki

Całą furę szczęścia i… więcej niż zwykle odpowiedzialności mieli GieKSiarze w meczu z Jagiellonią. Starczyło na 125 minut bezbramkowego remisu i porażkę po strzale z „wapna”.

Teoretycznie złudzeń fani katowiccy mieć nie powinni: każdy inny scenariusz, niż wygrana wicelidera ekstraklasy z outsiderem pierwszej ligi byłby ogromną sensacją. A jednak parę tysięcy ludzi – więcej, niż oglądało trzy ostatnie domowe mecze GieKSy – stawiło się w późny środowy wieczór, gdzieś na dnie kibicowskiego serca mając trochę szaloną nadzieję na cud.

I ten cud… mógł się stać. W 51 min Bartosz Śpiączka tak skutecznie nacisnął Grzegorza Sandomierskiego przy próbie wybijania piłki, że… ją przejął. A potem z prawej flanki idealnie dograł na 11. metr do Adriana Błąda. Od czasu, kiedy tenże na boiskach pierwszej ligi strzelał 14 goli, minęło już jednak kilka ładnych lat: w idealnej sytuacji katowiczanin nie trafił w bramkę, w której stał tylko jeden obrońca „Jagi”.

[…] GieKSa – niezależnie od opisanych okazji bramkowych gości – tym razem unikała indywidualnych błędów, zwłaszcza w defensywie. Owszem, białostoczanie przynajmniej trzykrotnie domagali się rzutu karnego po tym, jak piłka trafiała w rękę Jakuba Wawrzyniaka, ale generalnie więcej było w postawie katowickich graczy odpowiedzialności i wzajemnej asekuracji. Po części wynikało to pewnie z faktu, że tym razem w centralnej części linii obronnej miejscowi mieli aż trzech zawodników, skutecznie wspieranych przez Simona Kupca i Adriana Frańczaka.

 

gol24.pl – Gol w 120. minucie i Jagiellonia gra dalej w Pucharze Polski

Będący w poważnym kryzysie GKS Katowice postawił się wicemistrzowi Polski z Białegostoku i przez 120 minut dzielnie bronił się przed zaciekłymi atakami. O porażce katowiczan przesądził jeden błąd.
[…] Trenerzy obu zespołów potraktowali dzisiejsze spotkanie jako możliwość przetestowania graczy, którzy rzadziej grają w rozgrywkach ligowych. Więcej zmian w składzie dokonał trener Mamrot, który na ławce posadził m.in. Łukasza Burligę i Arvydasa Novikovasa. Ciekawostką był z kolei wystawienie na prawej obronie Przemysława Frankowskiego. I to właśnie piłkarze gości zgodnie z przewidywaniami od pierwszej minuty przejęli kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami.
[…] O ile jeszcze w pierwszych trzech kwadransach tempo meczu było na przyzwoitym poziomie, o tyle drugie 45 minut momentami rozczarowywało, nie tylko jeśli chodzi o tempo, ale także liczbę sytuacji podbramkowych. W dalszym ciągu dominowała nie grająca rewelacyjnego meczu Jagiellonia.
[…] Po raz drugi zatem przy odrobinie szczęścia i świetnej postawie Krzysztofa Barana katowiczanom udało się doprowadzić do dogrywki. Pierwsza jej część to kolejny popis umiejętności bramkarskich Barana, który efektownie wybronił uderzenie Romańczuka. Gospodarze odpowiedzieli indywidualną akcją Śpiączki, która jednak nie przyniosła upragnionej bramki. W ostatnich 15 minutach spotkania ciekawiej zrobiło się za sprawą Arkadiusza Woźniaka, który minął Klemenza i dośrodkował w pole karne w kierunku Anona – Hiszpanowi zabrakło centymetrów by wślizgiem pokonać Sandomierskiego.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga