Dołącz do nas

Wywiady

Brzęczek: Jestem wściekły, ale graliśmy bardzo dobrze

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po meczu Stomil Olsztyn – GKS Katowice rozmawialiśmy z trenerem Jerzym Brzęczkiem. Szkoleniowiec szczegółowo opowiedział nam o meczu i dał odpowiedź na kilka nurtujących pytań.

Dzisiaj w Olsztynie mieliśmy dość szalony mecz.

Na pewno dla publiczności było to bardzo dobre widowisko. Jestem wściekły, że mając taką przewagę w drugiej połowie, grając bardzo dobrze i stwarzając sytuacje, brakuje nam tego ostatniego, dokładnego podania, kiedy wjeżdżaliśmy w boczne sektory, jak i skuteczności. Jestem wściekły też o sytuację, po której dostaliśmy czerwoną kartkę po naszym rzucie rożnym. To są takie rzeczy, które nie powinny się zdarzyć, bo powodują chaos. Z drugiej strony grając jednego zawodnika mniej mieliśmy bardzo dobrą sytuację na sam koniec. Mogliśmy wyjechać z trzema punktami. Reasumując – był to szalony mecz, dobra gra od 20. minuty meczu aż do końca. Pozostaje niedosyt, że wracamy do Katowic z jednym punktem.

To co cieszy po dzisiejszym meczu to środek pola. Zejdler z Kalinkowskim nie grali bowiem w tym zestawieniu, a w naszej opinii spisali się bardzo dobrze.

Cała drużyna zagrała bardzo dobrze od wspomnianej 20. minuty. Z duetu Zejdler-Kalinkowski jestem zadowolony, zwłaszcza Łukasz ostatnio pokazuje, że pasuje do naszej gry. Także Kali zagrał pierwszy raz dłużej, ale w końcówce zabrakło mu trochę sił, stąd zmiana. Myślę, że rywalizacja w środku pola wyjdzie nam na dobre. No ale musimy być przede wszystkim skuteczniejsi.

A nie brakuje nam rywalizacji w ataku?

Tak jest w piłce nożnej, że karnych nie strzelają wielcy piłkarze. Ja wiem, ile Grzegorz pracuje na treningu, na meczu. Wszyscy mu wyliczają tę 50. bramkę. Ja jestem przekonany, że to ważne trafienie zaliczy w środowym spotkaniu. Nie uważam, że rywalizacja w ataku jest za mała. Ale nie ukrywam też, że do końca okienka transferowego pozostało kilka dni, jesteśmy w pewnych tematach i niewykluczone, że ktoś nas zasili.

Wspomniał pan o czerwonej kartce – zamieszany w tę sytuację był Alan Czerwiński, ale i przy pierwszym golu podał piłkę do przeciwnika i był karny. Dodatkowo taka przykra sprawa, że Alan po tej sytuacji zmienia buty.

Na razie nie będę tego oceniał. Musimy do tego podejść spokojnie. Pierwsze kilka minut było bardzo nerwowe, w szczególności Alan sam sobie utrudniał sytuację. Przyjmował piłkę w miejscu, odwrócony twarzą do naszej bramki. To powodowało tylko jedną możliwość – zagranie piłki do tyłu. Później to skorygował. Są takie momenty, że jak popełnimy błąd, to jesteśmy za to ukarani. My do końca nie umiemy tak wykorzystać sytuacji – jak w ostatnich sekundach, kiedy piłka spada nam pod nogi, a nie kierujemy jej do bramki.

Trzy dni do meczu z Zagłębiem, bardzo ważnego dla kibiców. Ale chyba nie będzie wielkich zmian pod kątem piłkarskim czy mentalnym.

Dla nas wszystkich wszystkie mecze są ważne, bo za każdy przyznawane są trzy punkty. Gramy jednak na własnym stadionie. Przegraliśmy z Wigrami, które są czarnym koniem tych rozgrywek. Właśnie bramka z Wigrami to też był taki błąd, który wykorzystał przeciwnik. Mecze derbowe rządzą się własnymi prawami, myślę że Zagłębie ma bardzo dobrą drużynę, ale my również gramy coraz lepiej i wierzę głęboko, że wygramy.

Kiedy Jose Mourinho przychodził do Realu na pierwszy trening bramkarski wysłał Sergio Ramosa. Kto dzisiaj stanąłby w bramce, gdyby trzecia zmiana została wykorzystana.

Postawilibyśmy chyba na najwyższego. Szczęście, że nie dokonaliśmy trzeciej zmiany. Minutę później mogłoby już być zupełnie inaczej, bo tę trzecią zmianę mieliśmy już przygotowaną.

W niektórych sytuacjach szczęście nam nie dopisywało, ale akurat bramka była szczęśliwa.

Tak, przy bramce szczęście nam dopisało. W lepszych, dogodniejszych sytuacjach nie trafialiśmy. Ale ogólnie jestem zadowolony z postępu, jakiego dokonaliśmy w ostatnich dniach.

Trzecią zmiana miał być Mandrysz czy jeszcze ten zawodnik nie jest gotowy do gry?

Chcieliśmy wprowadzić Wołka, ze względu na wzrost i walkę o górne piłki, bo Wołek zdecydowanie lepiej prezentuje się w powietrzu niż Mandi.


7 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

7 komentarzy

  1. Avatar photo

    kibic

    21 sierpnia 2016 at 01:01

    Czlowieku podaj sie do dymisj dopuki da sie jeszcze sezon uratowac,dosc twych idiotycznych komentarzy

  2. Avatar photo

    Irishman

    21 sierpnia 2016 at 10:07

    Zmiana trenera byłaby dość ryzykowna. Wydaje mi się, że ten sezon jest do uratowania albo z Brzęczkiem albo wcale.

    Z drugiej strony, gdy Moskal zmieniał Góraka mieliśmy spora stratę do czołówki, a udało się to nadrobić. Ale wtedy mieliśmy w kadrze ze 4 niezłych piłkarzy, którzy gdy im się chciało potrafili zrobić różnice na boisku.

    Podobnie, gdy kiedyś drużynę przejął Nawałka, też nadrobił dużą stratę punktowa, co wielu wydawało się niemożliwe.

  3. Avatar photo

    Włodek

    21 sierpnia 2016 at 14:47

    Brzeczek wypierdalaj i zabieraj cygana ze soba .
    po 4 szpilach mamy 5 punktow . 2 mecze u siebie z tuzami czyli Wigry Barcelona i Real Chojnice tak ??? Zero bramek z akcji – prócz tych podarowanowanych od bramkarzy (3). Kurwa człowieku to ma byc na awans -Bo zgodnie z klamstawmi Cygana ten sezon jest ostatnim w 1 lidze . Ze na stomilu pikarzyką sie zachciało biegac – przypadek -albo ratowali ci dupe i tyle.

  4. Avatar photo

    Roberto

    21 sierpnia 2016 at 17:15

    Włodek@ Skończ pi…c!! Swoje mądrości piszesz na trzeźwo???Nie podoba się to wypad na Roosevelta tam jest super trener super prezes i rewelacja drużyna!!! Co ci więcej potrzeba!!!

  5. Avatar photo

    Włodek

    21 sierpnia 2016 at 18:03

    roberto@ co Ty z UM jestes -ja swego czasu ogladałem piłke na bukowej -kazdy biegał nie ino od swieta , a 3 tys ludzi przychodziło we srode np na mecz ze stal stalowa wola – teraz bedzie dobrze jak 3 tysie przyjdzie na mecz sezonu- Tego chcesz ??? a do Twojej wiadomosci na roo juz byłem karnet mam jednak na B1 – blaszok sektor A .

  6. Avatar photo

    Roberto

    21 sierpnia 2016 at 18:14

    Włodek@ Ja też mam karnet zresztą zawsze miałem.To ze jest tak mało ludzi na meczu to nie jest tylko wina piłkarzy choć na pewno najwieksza!! Ale jak słyszę takie biadolenie na każdym kroku to mnie mdli!! Przypomnę ci tylko dwa nazwiska Brosz kiedyś trener znienawidzony przez kibiców Piasta którego po nieudanym sezonie chciano wywieźć na taczkach. Pozostał na następny sezon i zrobił awans!!! Drugi to Kasperczyk trener Podbeskidzia dokładnie taka sama historia w jednym sezonie ledwo utrzymał bielsko w I lidze a w następnym awans!!!! Więc może z tymi dymisjami trenera i prezesa to wyluzujmy!!!

  7. Avatar photo

    MARCIN

    21 sierpnia 2016 at 19:40

    Nie no bez przesady Brzęczek ostatnio zrobił niezły wynik w porównaniu z innymi czyli 4 miejsce mając kopaczy a nie porządnych piłkarzy także szacun dla niego ! Teraz też praktycznie cała załoga jest nowa i się zgrywają, jak ich dobrze poustawia to będzie się działo! TRENERZE musisz więcej ryzykować np. z młodzieżą oni też potrafią grać. Przykład łebka z Podbeskidzia 16 lat i gra w podstawowym składzie..

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga