Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.
I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…
Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.
Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…
Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.
Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.
Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…
Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.
Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.
I na tym mógłbym zakończyć…
Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.
W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.
Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.
Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”. Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.
Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.
Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.
I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.
Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.
I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.
Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.
GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.
I teraz po 11 kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.
W dupach się poprzewracało od dobrobytu.
Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?
Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…
Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.
Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.
Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.
Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.
Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.
Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.
Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.
Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.
I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.
Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.
To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.
Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.
kris
27 marca 2019 at 12:38
Potrzeba czasu na budowanie solidnej marki. Mlodzi zawodnicy z sercem do gry i szkolenie mlodziezy to podstawa sukcesu a nie przeplacone gwiazdki, ktore nie maja sily na pelen sezon.
Konkretne lodowisko trzeba wybudowac a nie grac w kurniku z aspiracjami na mistrza.
Oberschlesien
27 marca 2019 at 14:29
za hokeistow przynajmniej nie trzeba sie wstydzic ,walczyli,grali ile mogli ,przegrali bo okazalo sie ze mecze w pucharze inter,i nadrabianie potem ligowych zaleglosci to jednak za duzo….przespali troche 3 pierwsze mecze ,no i bylo juz za pozno …co by nie bylo craxa wygrala wczoraj zasluzenie ,i tylko bramkarz zagral genialnie….jak wspomina Kris,trzeba sprobowac utrzymac druzyne ,przede wszytskim zbudowac lodowisko tz trybunami na 4-5 tys ,trzeba szkolicmlodziez bo przespalismy ostatnie lata i teraz tylko dzieki tauronowi udalo sie taki sklad zebrac…no i walczyc o zmiane idiotycznych przepisow ze do play off mozna dokupywac cala druzyne…craxa utarla nam tym nosa ,ale przepis jest idiotyczny,mozna dobrac 2 max 3 zawodnikowale nie 8 czy 10…zalowacszansy trzeba ,ale mozemy byc dumni z hokeistow ,w przeciwienstwie do….kopaczy
kris
27 marca 2019 at 15:44
Walki nie mozna im odmowic ale hokeisci z tej polki za taka kase powinni miec kondyche na caly szpil a nie 40 minut. Trzeba wzmocnic obrone i w sezonie zasadniczym ogrywac dwoch bramkarzy a nie tylko jednego.
Lodowisko na min. 5000 to podstawa dobrze funkcjonujacego klubu tym bardziej ze GieKSa ma kibicow.
Pozdro GieKSiorze!
Irishman
27 marca 2019 at 18:40
Niestety wielosekcyjny GKS Katowice robiony tak „na szybko”, obecnie pod wodzą prezesa Janickiego stoi na skraju totalnej plajty!
Ale też nie można się bardzo temu dziwić. No bo bądźmy szczerzy jakie „korzenie” mają siatkarze czy nawet hokeiści? Siatkarze, to przemalowana na złoto-zielono-czarne barwy sekcja siatkarska Czarnych Katowice, występująca w ekstraklasie tylko dzięki potężnemu zastrzykowi gotówki z miasta. Hokeiści, owszem, jak najbardziej maja tradycje! Ale klub, który miał jakiś związek z tymi tradycjami (OCZYWISCIE POZA WIERNYMI PO GRÓB KIBICAMI) skończył się dawno temu….. Ten obecny otrzymał licencje i został stworzony na szybko, za pieniądze także miasta oraz firmy Tauron. No i niestety okazało się, że to jednak za mało, aby rywalizować z Krakowem (a może i Tychami), które w hokej inwestują od lat!
Jedyna sekcja, która oparła się (choć z trudem) wichrom historii to piłkarze. Tylko, że oni stoją pod wodza tandemu Janicki-Bartnik na krawędzi i jeśli ją przekroczą to już nie będzie co z GieKSy zbierać….. 🙁 🙁 🙁
Scifo
27 marca 2019 at 20:06
Wiecie co mnie martwi? Że nie potrafimy cieszyć się tym, co mamy. Zawsze jest ktoś lepszy, bogatszy albo sprytniejszy… Porażka jest wpisana w sport, nie można wszystkiego wygrywać, ale nie przekreślajcie tak łatwo całej drużyny dlatego że ktoś okazał się lepszy. W zeszlym roku wyeliminowaliśmy Cracovię, teraz oni nas. Nic nie jest pewne, układ sił zmienia się w zależności od tego kto ma kasę, tetaz 5 drużyn mogło walczyć o tytuł. Jastrzębie zawiodło, ale różnicę nie są niewielkie i wystarczy zakontraktować kilku zawodników aby coś ugrać. Jak do tego dodać nasze kontuzję pod koniec sezonu zasadniczego + kryzys w PO, to trzeba na to spojrzeć nieco inaczej.
Dziekuję za to, co dotychczas i trzymam kciuki za naszych w walce o 3 miejsce.
kris
27 marca 2019 at 20:38
Scifo,druzyna dostarczyla nam sporo pozytywnych emocji ale bilismy sie o najwyzsze cele. Trzeba wyciagnac wnioski ze slabej gry w obronie i braku sil na pelne 3 tercje praktycznie od momentu wyjazdu trenera na swieta do Kanady.
Najeazniejsza rzecza jest nowe, pojemniejsze lodowisko dla klubu.
Matti
28 marca 2019 at 08:53
Nie zgodzę sie z osobą, która pisała ten felieton ok może i hokeiści nie zagrają w finale o złoto i nie zdobędą mistrzostwa Polski ale należy zwrócić uwagę na styl w jakim się pożegnali! Może faktycznie mecze z Unią nie były najlepsze i było widać że czegoś brakuje ale to też jest sztuka w sporcie grać źle a wygrać!!!! Wtedy wychodzi charakter drużyny! Przypomnę że w tych play-off mieliśmy 3 razy nóż na gardle raz w Oświęciumiu a dwa razy z Cracovią mimo tego wygraliśmy walczyliśmy i jestem przekonany że gdybyśmy wygrali z Cracivią po dogrywce to u nas w siódnym meczu również byśmy wygrali. Ale to jest sport myśle że trzeba wyciągnąć wnioski dokonać korekt w składzie szczególnie wziąć pod uwagę osoby, które faktycznie troszkę zawiodły np. Strzyżowski i wzmocnić się przed nowym sezonem. Teraz trzeba walczyć o brąz bo nie zapominajmy że to też podium.
olo
28 marca 2019 at 14:58
Patrząc na oczekiwania faktycznie obiektywnie przerżnęliśmy wszystko co się dało. Pytanie na teraz. Nastawienie psychiczne do playoff zawodników, kondycja zawodników, bramkarz – czy nie odstawał od pozostałych pod względem umiejętności. No i wycieczka trenera.
kris
28 marca 2019 at 15:30
Olo, kazdy ma prawo spedzic swieta z rodzina. Pytanie raczej co tam robi drugi trener skoro nie potrafi zmotywowac druzyny i ustawic ich odpowiednio do meczy?
Tychy maja trzon druzyny niezmienny od lat a zdobyli mistrzostwo tylko 2 razy.
Zwocnimy obrone, dwoch ogranych rownorzednych bramkarzy i bedzie dobrze.
raf
29 marca 2019 at 19:35
redakcja nie ponosi odpowiedzialności…
raf
29 marca 2019 at 19:40
Bardzo ciekawie przeczytac opinię z drugiej strony. W mojej opinii autor tekstu nie doszacował wkładu Koprivy w nasze zwycięstwo. Poza meczem nr 5, uważam że to właśnie nasz bramkarz zdecydował. A cała seria była bardzo wyrównana. Życzę wam utrzymania finansowania (choć wkurza że za publiczne pieniądze). Jednak w polskim hokeju jest taki deficyt jakości i normalności, że trzymam kciuki żebyście prezentowali poziom conajmniej z tego sezonu. pozdrowienia z Krakowa
yoo
29 marca 2019 at 19:45
Dochodzę do wniosku, że nas wszystkich zaskoczyła w tym sezonie ta liga. Myśleliśmy że wygramy w cuglach, w końcu hajs się zgadza, lider po zasadniczym, dodatkowo gdzie jak nie w PLH – w końcu ta liga jest bananowa. W tamtym roku zrobiliśmy wynik ponad stan co spotęgowała to uczucie / nie każdy zauważył ten „ponad”.
Liga się wyrównała, coraz więcej w niej $, coraz więcej drużyn które trzymają poziom, w końcu coraz więcej autorskich projektów takich jak Toruń czy Stocznia, które mają swój wynik „ponadstan”. W przyszłym sezonie będzie jeszcze trudniej, Unia i ZS już szykują wzmocnienia.
Dla jasności nie uważam, że nie byliśmy faworytem, że nie powinniśmy walczyć o złoto, bardziej chodzi mi o to że nie było opcji byśmy przejechali się po przeciwniku, patrząc realnie te mecze powinny być na styku, a w wielu detalach nasi przeciwnicy po prostu byli lepsi.
Nasze błędy, które z mojej perspektywy były kluczowe i zdecydowały o przegranej:
– źle postawione akcenty w drużynie / stracony balans pomiędzy atakiem a obroną + brak drugiego bramkarza (Kevin miał dołek przez połowę PO, taki Kowalówka nam jest potrzebny)
– odpuszczony Puchar Polski, zarówno przez trenerów jak i zawodników, rozluźnienie przed najważniejszym momentem sezonu słabo to wyszło
– brak doświadczenia oraz rozeznania w polskich realiach Coolena, widzieliście małą grę Rohaczka w wywiadach ale też podczas meczu (przy pudle Fraszki na 2:0 od razu wzięty czas)
– „fiński” problem, największy zjazd formy zanotowała trójka Jesse, Niko, Lakko (Rothla niby lepiej grał ale też grał dużo gorzej niż w Belfaście), nie wiem co robili, czy mieli wspólne zajęcia w podgrupach ? Sytuacja podobna jak Themarem w tamtym sezonie, być może jest to większy problem obcokrajowców nie radzących sobie w przerwie w rozgrywkach w Kato ?
Co dalej ?
Wydaje się że priorytetem jest nowy dyrektor sportowy który zajmie się systemowo tematem: szkolenie / trener / selekcja / trening. Jeśli nie pasować mu będzie Coolen to zmiana, ale nie wydaje mi się że może zostać / nie on jest głównym problemem.
Na koniec prywata, dla mnie był to najlepszy sezon jako kibica GKS od pamiętnych pucharów w 1994 roku. Belfast to piękna karta w historii i łzy szczęści których nigdy nie zapomnę. Nie umniejszajmy tego sukcesu (Ritten to nie były ogórki, Belfast nie grał na pół gwizdka – w przyszłym sezonie LM).
Podziękujmy hokeistom za to podczas meczów o braż, bo nie wiadomo kiedy równie duży sukces (mam obawy co do UM …)
Adi
29 marca 2019 at 20:06
Do roberto: byłem wtedy na trybunach na każdym meczu. Wtedy można było dziękować za walkę, bo ciężko było oczekiwać czegokolwiek więcej, w odróżnieniu od sytuacji, jaką mamy teraz. Chociaż w sumie nie wiem po co odpisuję na tak żenujący komentarz.
Irishman
30 marca 2019 at 09:24
@Adi, kiedyś się tam z Tobą totalnie nie zgadzałem. Po czasie bardzo cenie Twoje teksty, Twoje tezy – poparte dobrym przygotowaniem merytorycznym, statystykami itp.
Natomiast naprawdę nie ma sensu odpowiadać komuś, kogo jedynym celem jest obrzucenie kogoś personalnie gównem. Bo tu co najwyżej można odpowiedzieć tym samym, ale wtedy zrobiłby się totalny kibel.
pzdr
kris
30 marca 2019 at 13:48
Co cie nie zabije to cie wzmocni. Naszym hokeistom zabraklo po prostu kondycji. Trzeba czesciej dawac szanse mlodym.
W sumie podobny felieton mozna by napisac o naszych kibicach tak spragnionych sukcesow, ze co sezon pompuja balonik czy to w pilce czy tez w hokeju. Faworyci czesto tylko na papierze zawodza bo to jest sport i kazdy gra sezon by wygrac.
Trzeba troche pokory a nie rozdawac medale po kilku meczach. Nie udalo sie zdobyc to o co gralismy, trudno. Trzeba wyciagnac wnioski i sprobowac w nastepnym sezonie.
Emocje byly i mam nadzieje, ze jeszcze bede w tych ostatnich meczach.
Pozdrowienia GieKSiorze!
lwyszo
31 marca 2019 at 11:31
Prawda jest taka, że pewni zawodnicy malo profesjonalnie podeszli do paly-off. Kiedys jak zawodnicy umieli pic to i umieli grac niestety w tych czasach ani jedno ani drugie nie idzie ze soba w parze. Profesjonalizmu brak niestety bo przygotowanie motoryczne w tej fazie sezonu to nie tylko kwestia treningu samego w sobie ale indywidualnego podejscia.