Dołącz do nas

Felietony

Gorzkie słowo na niedzielę, czyli o pielęgnacji tego, co złe

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Jedna trzecia ligowego sezonu za nami. Za nami również maraton meczów przy Bukowej. W związku z ich nagromadzeniem, chwilowo wstrzymaliśmy się z felietonami, bo działo się na tyle dużo, że po prostu nie było nawet sensownego czasu i miejsca, żeby taki tekst gdzieś wcisnąć. Teraz mamy chwilę oddechu i chyba nadchodzi czas pierwszych gruntownych podsumowań tego, co się wydarzyło. A wydarzyło się naprawdę sporo. Niestety z wielką niekorzyścią dla nas wszystkich.

Oczywiście źle było już przed wspomnianym maratonem. GieKSa w Głogowie poniosła czwartą porażkę z rzędu i tak naprawdę z trenerem Paszulewiczem pożegnać się należało dużo wcześniej. Tak się nie stało, przystąpił jako pierwszy szkoleniowiec do meczu z Odrą Opole. Do meczu, który miał być początkiem wygrzebywania się z dołu tabeli. Trzy mecze ligowe u siebie z przeciętnymi przeciwnikami miało być ku temu okazją, choć wiele osób nie przypisywało nam kompletów punktów przed żadnych z tych meczów.

Po pierwszej połowie spotkania z Odrą wydawało się, że jest jakaś szansa. Niestety w ciągu czterech minut została ona zaprzepaszczona i GKS nie wygrał wygranego meczu. Potem mieliśmy kompletnie oddany bez walki i jakiegokolwiek pomysłu mecz z Puszczą okraszony pomeczowymi dyrdymałami trenera Dziółki, bo z Paszulewiczem pożegnano się po Odrze. Kolejny mecz i chwila tak potrzebnej euforii wlanej w kibicowskie serca – wygrana w karnych z Pogonią Szczecin, awans do kolejnej rundy i wylosowanie Jagiellonii Białystok. Euforia ta trwała krótko, bo na Bukową przyjechała najgorsza punktowo drużyna w tabeli, tracąca średnio dwa gole na mecz Nieciecza. I ta Nieciecza przełamała się – a jakże – w meczu z GKS Katowice.

Dwa punkty w trzech meczach u siebie. Bez zwycięstwa w siedmiu meczach ligowych. Bariera dziesięciu zdobytych punktów i bramek jest po dwunastu kolejkach nieosiągalna.

GieKSa notuje najgorszy start sezonu od czasu awansu z trzeciej ligi. Gdy dodamy do tego, że pierwsze pięć kolejek pod względem jakości całościowo było bardzo przyzwoite, a drużyna zmierzała w dobrym kierunku, daje to obraz tego, jak szybko wszystko zostało zniszczone – ale zniszczone tak, że na ten moment wygląda na nieodwracalne.

Zaczęło się niewinnie, gdy pojechaliśmy na stadion lidera z Częstochowy, a trener Paszulewicz dokonał kuriozalnych zmian w składzie. Potem to kuriozum powtarzał w kolejnych meczach. Odstawiał tych, którzy grali dobrze, niektórych odstawił zupełnie na boczny tor – przykład Rumina. Zawodnicy nie wiedzieli, co jest grane, pewnie patrzyli po sobie i zastanawiali się, czy przypadkiem trener ma wszystkie klepki na właściwym miejscu. Mówimy głównie o młodych zawodnikach, bo to oni zaliczali niezłe mecze, jak wspomniany Rumin, Tabiś czy Łyszczarz, by potem nie znajdować się w jedenastce i czasem w ogóle nie pojawiać się na boisku. Trener tłumaczył to pokrętnie kwestiami fizycznymi, ale na Boga – jeśli ktoś na początku sezonu nie jest w stanie zagrać trzech meczów w ciągu ośmiu dni, to po prostu niech zmieni dyscyplinę. Na przykład na szachy, bo nawet i rekreacyjny spacer mógłby być obciążeniem dla wyeksploatowanego organizmu. Trudno uwierzyć, że to było jedyną przyczyną.

Trener, który podobno słynął z tego, że stawia na młodzież, w GieKSie zdecydował się na forowanie piłkarskich staruszków. I naprawdę u młodych zawodników musiało się to w jakiś sposób odbić na motywacji, bo widząc, że zasługują na więcej szans – nie dostawali ich. A już występ na przykład trzech młodzieżowców naraz w składzie musiał przyprawiać Paszulewicza o dreszcze i chyba myślał, że jak to zrobi, to trafi do piekła. Inaczej bowiem tej awersji do młodzieży w Katowicach nie da się wytłumaczyć. Chociaż… chodzą słuchy, że trener wziął sobie przepis o młodzieżowcu w składzie i myślał, że przepis ten mówi o dokładnie JEDNYM takim zawodniku.

Psuło się od Rakowa, poprzez przegrane derby i wyjazdowe porażki (w samych końcówkach) w Chojnicach i Głogowie. Zespół nie potrafił utrzymać korzystnych wyników i po tragikomicznych błędach dawał sobie wydzierać resztki punktów. Zniechęceni młodzi oraz zblazowani nie-młodzi, na czele z „wielkimi” transferami typu Piesio, Lisowski czy Śpiączka, zawalali coraz to kolejne mecze. Zarówno w ofensywie, jak i defensywie, jak mawiał klasyk.

Cztery mecze na Bukowej pogłębiły cały marazm związany z tym sezonem. Ktoś powie, że przecież mecz z Pogonią był udany. Tak, ostatecznie GieKSa przeszła do kolejnej rundy, ostatecznie mieliśmy wspomnianą chwilę euforii. Wielu kibiców, a my w swoich artykułach pomeczowych także, staraliśmy się zrobić dobrą minę do złej gry. Bo awans jest jak najbardziej cenny, ale prawda jest taka, że ta Pogoń powinna była zlać nasz zespół pakując mu co najmniej pięć bramek. Tylko i wyłącznie dzięki niesamowitemu wręcz partactwu w oddawaniu strzałów przez rywali oraz fenomenalnej postawie Krzysztofa Barana, udało się naprawdę cudem awansować. To był taki jeden mecz na trzydzieści – patrząc na obraz gry – który mógł się zakończyć sukcesem. Pozostałe dwadzieścia dziewięć byśmy przegrali.

Więc o ile radość była jak najbardziej wskazana, to mówienie po tym meczu, że jest to dobry prognostyk na przyszłość było równie kuriozalne, jak wypowiedzi Paszulewicza oraz Dziółki (do czego jeszcze dojdziemy). Mecz z Pogonią pokazał, że w obronie mamy wesołe miasteczko i jedyne czym w kontekście defensywy nastroił – to pesymizmem.

Niektórzy teraz mówią, że letnia przebudowa to był błąd i teraz płacimy za to dużą cenę. Bzdura. To, że klub pozbył się większości darmozjadów boiskowych było decyzją bardzo dobrą i potrzebną. Proszę sobie przypomnieć co przeżywaliśmy wiosną teraz i rok temu. Argument, że może i nieudanie, ale GieKSa walczyła o awans? Serio walczyła? Naprawdę?

Okej, nie mamy już w ekipie większości pozorantów. Wielu z nich o rok za późno, przez co poprzedni sezon był powtórką traumy, co dokładnie było do przewidzenia, ale czego nie potrafili dostrzec prezesi i raczyli nas farmazonami, że „Foszmańczyk rozegrał najlepszy sezon w karierze”.

Problemem jest to, że mimo tego niby potężnego wietrzenia szatni nadal coś pielęgnujemy. I niestety, ta pielęgnacja to pielęgnacja alkoholika, któremu załatwia się zwolnienia z pracy albo podsuwa pod nos klina, gdy tylko zachodzi taka potrzeba.

W klubie zostało bowiem kilku piłkarzy, którzy bardzo mocno maczali palce w rundzie wiosennej. Na czele oczywiście z Mateuszem Kamińskim, który w GieKSie zawalił cztery awanse, ale obecnie „pierwsze skrzypce” grają także choćby Adrian Frańczak czy Adrian Błąd. Tak, ten Błąd, który od początku maja grał tak żenująco, że mógł polecieć z całą resztą. Został i gra równie beznadziejnie, jak wtedy. Ktoś powie, że Adrian strzelił dwie czy trzy bramki, okej może strzelił, ale patrząc na jego przydatność do drużyny, to jest ona naprawdę znikoma przez 95% danego meczu. Tak jak zresztą prawie wszystkich jego partnerów. Został też młodzieżowiec Wojciech Słomka. Umówmy się – słabiak totalny, człowiek bez umiejętności, który za trzy lata prawdopodobnie nie będzie już grał tak wysoko, jak pierwsza liga. Wchodzi taki świeży na podmęczoną Pogoń i psuje wszystko, co się da. Tak – postulowałem stawianie na młodych, ale na Boga – nie na Słomkę. I wracając do Paszulewicza – wiele stracił właśnie na tym, że w pewnym momencie skoro już musiał tego młodzieżowca wstawić – to wstawił na lewą obronę właśnie tego najsłabszego z młodych.

Nie wyczyściliśmy tej szatni doszczętnie i nadal zapaszek z poprzedniego sezonu unosi się nad boiskiem przy Bukowej.

Trenera Paszulewicza na ten moment zastąpił Jakub Dziółka. Przewidywania były takie, że były piłkarz GKS coś odmieni i generalnie będzie miał bardziej po drodze z piłkarzami. Niestety Dziółka jest kontynuacją myśli szkoleniowej (hę?) Paszulewicza. Począwszy od meczu z Puszczą zaczął wydziwiać. Usposobionego bardzo ofensywnie i bardzo walecznego Puchacza ustawia na obronie. Puchacz naprawdę ma talent i chęci, ale szkoleniowiec już po meczu z Odrą prowadzonym przez swojego pryncypała powinien dostrzec, że stawiając na Tymoteusza w obronie, robi temu zawodnikowi krzywdę. On po prostu nie potrafi tam grać i z jego strony raz po raz suną ataki rywali, a sam zawodnik jest niemiłosiernie objeżdżany i ogrywany. Wystarczyłoby go tylko przesunąć formację do przodu i byłby z tego olbrzymi pożytek.

A sorry. Przecież tam gra nietykalny Błądzik. A to nie.

Wystawianie Michalika na skrzydle też jest nieporozumieniem. Zawodnik pozyskany z Olimpii niezależnie od wszystkiego jest kompletnym niewypałem transferowym, ale dając go na flankę odbiera się już jakąkolwiek możliwość sensownego skorzystania z jego usług. Trzymanie kulejącego Woźniaka jeszcze przez kwadrans na boisku również było bardzo nieodpowiedzialne, bo prawdopodobnie zawodnik tylko pogłębił swój uraz.

Niestety nie tylko w decyzjach, ale i wypowiedziach Dziółka kontynuuje Paszulewicza. Kuriozalne wypowiedzi po Puszczy, nieodpowiadanie na pytania i po prostu jakieś zdania z kosmosu naprawdę powodowały niepokój. Jak na przykład to, że wstawienie Lisowskiego na środek obrony spowodowało, że nie mogli zająć się ofensywą na treningach. Co ma piernik do wiatraka? Wypowiedzi o tym, jak to wiedzą, jak Puszcza wykonuje auty, a Nieciecza stałe fragmenty gry też są niezłe. Wiedzieli, uczulali się na to, trenowali, a na końcu właśnie w ten sposób dostali bramki. Przepraszam, czy w naszym klubie naprawdę pracują ludzie ograniczeni, którzy nie potrafią sobie przyswoić oczywistych oczywistości i raz po raz popełniają te same błędy?

Niestety tutaj dochodzimy do samej góry, czyli dotychczas również nietykalnego – jeśli chodzi o krytykę – prezesa Marcina Janickiego. To on stoi na czele tego bałaganu i to on nie reaguje twardą ręką. Nie ujmując nic z biznesowych i finansowych zasług prezesa – bo zrobił bardzo dużo i postawił organizacyjnie ten klub na nogi. Jednak GKS Katowice to klub sportowy i w tym kontekście prezes swoim brakiem reakcji i zaniechaniem pozwala, żeby ten klub znowu się sypał. Tym razem jednak tak bardzo, że możemy wylądować w drugiej lidze. Tak, to jest klub sportowy, a prowadzony jest, jakby był zwykłym przedsiębiorstwem nic ze sportem niemającym wspólnego. Brak twardej ręki, twardych decyzji, działanie na zasadzie „po sezonie będą rozliczenia” wielokrotnie się nie sprawdziło i przez to właśnie pielęgnowaliśmy piłkarskie i trenerskie miernoty o całe miesiące, a nawet lata za długo. I Marcin Janicki niestety również jest pielęgnacją – pielęgnacją i kontynuacją prezesury Wojciecha Cygana, który organizacyjnie ogarniał klub, ale nie potrafił kompletnie ogarnąć go sportowo. Jeszcze raz powtórzę – to Janicki pozwala swoim brakiem reakcji i zaniechaniem na to, że ta szatnia po prostu zaprowadzi nas w piłkarską otchłań i po 12 latach rzeczywiście się znajdziemy w innej lidze – ale nie tej, o której wszyscy marzyliśmy.

Gdzieś po drodze jest dyrektor Bartnik. Kolejny człowiek od dyrdymałów, mówiący o „wielkich sukcesach Paszulewicza”. Bartnik również powinien wstrząsnąć tym klubem, jako łącznik pomiędzy szatnią, a gabinetem prezesa. Powinien twardo wziąć się do roboty, a bierze się tak miękko, że piłkarscy i trenerscy nieodpowiedni ludzie po prostu robią z tego klubu kabaret i wstyd na całą Polskę. Niestety Bartnik tego nie zrobi. A dlaczego? Bo to zbyt kulturalny i dobry człowiek. I niestety z takimi cechami nie ma wielkich szans na wstrząs w trakcie sezonu.

Niestety te siły z przeszłości, chociaż mniej liczebne – to bardzo mocno przeważają i wpływają na obraz nędzy i rozpaczy. Kamiński, Błąd, Frańczak, Słomka, trochę Poczobut kontynuują rundę wiosenną, ale w jeszcze gorszym wydaniu niż wtedy. Dziółka kontynuuje myśl trenerską Paszulewicza. Janicki kontynuuje myśl prezesowską Cygana.

I tak się okazuje, że te zmiany wcale nie były wielką rewolucją, bo choć były duże, to nie były gruntowne. I ludzie najbardziej odpowiedzialni, nadal piastują swoje gabinetowe i boiskowe stanowiska.

Więc jak w tym klubie ma być dobrze?

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

9 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

9 komentarzy

  1. Avatar photo

    abel

    30 września 2018 at 21:07

    Widzę że redakcja w koncu zaczyna rozumiec temat. Lepiej pozno niz wcale

  2. Avatar photo

    adag2007

    30 września 2018 at 22:26

    Nic mnie bardziej nie mogło rozbawić jak przyśpiewka ” zagraliście jak za dawnych lat ” Nie wiem kto zaproponował tą przyśpiewkę , chyba młynowy i cały mecz był tyłem do meczu .

  3. Avatar photo

    q2

    30 września 2018 at 23:33

    Gdyby ktoś napisał, to co Shellu dwa-trzy sezony temu, miałby gwarantowanego bana. Redakcja na siłę wmawiała i sztucznie pompowała propagandę sukcesu, przy okazji usuwając komentarze i posty. Ile to czasu musiało minąć, żeby Shellu napisał to o czym po części pisało wiele kibiców:) Warto także zaznaczyć, że duża część kibiców z grupy „różowe okulary”, mocno broniła tej padliny. Niestety nie było naszego sprzeciwu, to i miasto nie traktuje nas poważnie. W drugiej lidze nowy stadion w ogóle nie będzie nam potrzebny.
    Jeszcze na koniec komentarz Stadiony.net: „Ponieważ Urząd Miasta zagrożenia nie widzi, to my śpieszymy z aktualizacją: zagrożenie kolejnego już poślizgu jest bardzo realne.
    Ponieważ nie ma jeszcze umowy ani harmonogramu przygotowania projektu, to jest niemal niemożliwe, by rozpocząć budowę zgodnie z planem, jeszcze w 2019 roku. Potrzebny jest bowiem komplet dokumentacji i pozwoleń (prawdopodobnie nie mniej niż 12 miesięcy, zależnie od zapisów oczekującej na podpis umowy), by rozpocząć przetarg na wykonanie kompleksu sportowego. Sam przetarg potrwa co najmniej kilka miesięcy (chcielibyśmy powiedzieć 3 miesiące, ale realnie będzie dłużej), więc trudno sobie wyobrazić, by udało się wbić pierwszą łopatę jeszcze w 2019……. Termin to pierwszy kwartał 2021), budowa stadionu i hali musiałaby zakończyć się w ciągu roku z maleńkim okładem, a w to naprawdę trudno uwierzyć, biorąc pod uwagę skalę inwestycji”.
    Nigdy nie było lepiej.

  4. Avatar photo

    Mazi

    1 października 2018 at 09:00

    Żal mi autora tego tekstu. Polecam psychoterapeutę . Musiał cię ktoś ostro wstząsać po każdym Twoim niepowodzeniu. Przez takiego głupie teksty nie będzie nigdy w tym klubie sukcesu. Karuzelę czas zacząć – trener wyrzucony, teraz czas na prezesa a następnie znowu piłkarze. I tak przez kolejnych 10 lat . To jest model Shella frustrata.

  5. Avatar photo

    PanGoroli

    1 października 2018 at 09:19

    A tak z innej beczki, midziera gnije teraz w 2 lidze, i tak jak u nas, dalej strzela gole. Dla przeciwników, buahahaha!

  6. Avatar photo

    Irishman

    1 października 2018 at 10:27

    Piszesz Shellu, „Gdzieś po drodze jest dyrektor Bartnik”, a ja twierdze, ze to jest właśnie clou naszych problemów. Oczywiście nie sam Tadeusz Bartnik, który jest pewnie porządnym człowiekiem ale brak dobrego zarządzania działem sportowym w naszym klubie. I ciągnie się to jeszcze od czasów prezesa Cygana. Oczywiście prezes Janicki jest tam gdzieś w tle ale tak to powinno to wyglądać w klubie wielosekcyjnym. Prezes jest od spraw organizacyjnych, od rozmów z Miastem, ze sponsorami itp. I jest to dobry układ, znacznie lepszy niż ten, który mieliśmy za czasów prezesa Cygana, a który przynosił podobne efekty. Tylko jest tutaj jeden, fundamentalny warunek – że sportem zajmuje się doświadczony fachowiec pełną gębą, który ma nad nią pełnię władzy. A z całym szacunkiem dyrektor Bartnik nie jest właściwa osobą na właściwym miejscu. Niestety prezesowanie w Myszkowie to jest zupełnie co innego niż zarządzenie sekcją sportową w tak dużym klubie i z takimi ambicjami jak GKS Katowice. Tu trzeba zupełnie innego podejścia i to widać po efektach. Bo to przecież dyrektor Bartnik wziął odpowiedzialność za odważny i kosztowny dla klubu ruch jakim było rozwiązanie umowy z trenerem Mandryszem po zaledwie pół roku, to on postawił na trenera Paszulewicza, i to wreszcie on godził się na to, aby kadra drużyny była wywracana do góry nogami już w pełni rozgrywek ligowych oraz na to, aby kontraktować drogich piłkarzy, którzy byli bez formy, co ostatecznie doprowadziło do katastrofy.

    No i oczywiście w tym momencie powinien wkroczyć do akcji prezes Janicki, bo to on postawił na dyrektora Bartnika, który się po prostu nie sprawdził. I aż strach myśleć co będzie, kiedy w tej podbramkowej sytuacji nadal będzie decydował o losach KLUCZOWEJ dla klubu sekcji!

  7. Avatar photo

    luk

    1 października 2018 at 13:36

    autor który pisze ten komentarz oraz inne nie powinien się wypowiadać ani pisać o pilce nożnej a w szczególności o GKS KATOWICE ponieważ niema o tym zadnego pojęcia i trenerom mówi jacy piłkarze maja grac jak by prowadzil treningi i znal dyspozycje zawodnikow w dniu meczu Domaga się zmiany trenera i uważa ze to pomoze druzynie

  8. Avatar photo

    tombotleg

    1 października 2018 at 17:17

    Też jestem za tym żebyś trochę Shellu spuścił z tonu, bo to w naszej sytuacji tylko dolewanie oliwy do ognia, milczenie jest podobno złotem, tylko spókoj nas może uratować a nie żadne inkwizycje..

  9. Avatar photo

    kokosz

    1 października 2018 at 23:10

    Uważam ze tekst jest bardzo dobry. Brawo dla autora

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Górak: Bardziej smutno było mi niż moim piłkarzom

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po szalonym meczu GieKSy z Cracovią podczas konferencji wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Dawid Kroczek.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Było to bardzo emocjonujące spotkanie, porywające wszystkich do bardzo dużych emocji. Zakończyło się niesamowitym happy endem dla nas, bo w momencie, w którym straciliśmy bramkę na 3:3, zrobiło się smutno na duszy, ale jak się okazuje, bardziej mi niż moim piłkarzom. Fenomenalnie wykorzystali ostatnią okazję, by zaatakować i zdobyli bramkę na 4:3. Graliśmy z szalenie mocną ofensywną Cracovią, wiedzieliśmy, że te trzydzieści strzelonych bramek to jest naprawdę ogromny potencjał. Radziliśmy sobie momentami bardzo dobrze, ale jednak Cracovia te trzy bramki strzeliła. Natomiast to, że my strzeliliśmy cztery, to znaczy, że bardzo dobrze się tutaj czujemy, bo z Puszczą strzeliliśmy jeszcze więcej – to tak humorystycznie i z przekąsem. Bardzo się cieszę, jestem szczęśliwy, zasłużone zwycięstwo GKS Katowice.

Po czwartej bramce z racji nagromadzonych emocji, zawodnicy do siebie ruszyli. Nie chciałem, żeby działo się tam coś niedobrego, więc postanowiłem wkroczyć do akcji. Chciałem odciągnąć moich zawodników od tego zamieszania, widząc, że sędzia techniczny zachowuje się biernie. Trzeba było wkroczyć i powiedzieć moim zawodnikom, żeby po prostu zakończyli taką niepotrzebną burzę. Z mojego punktu widzenia nic się nie wydarzyło i jestem zdumiony karą, która została na mnie nałożona przez sędziego technicznego. Dodatkowo na boisku widziałem trenera gospodarzy, więc tym bardziej jestem zdziwiony.

Wiem, że kierownik będzie sprawę rozpatrywał z sędzią techniczną, by opowiedział zdarzenie swoimi oczami. Moje zdanie jest bezwarunkowe – nie używałem wulgarnych słów, nie byłem agresywny, działałem w dobrej wierze. Nie popełniłem żadnego przewinienia.

Jaki był plan na mecz?

Zdecydowanie postanowiliśmy atakować bardzo wysoko. Wiedzieliśmy, że w niskiej obronie możemy mieć problemy. Chcieliśmy uważać na fazy przejściowe Cracovii, trójka zawodników atakująca jest bardzo mocna. Plan polegał na tym, by wykorzystać słabsze rzeczy Cracovii, ale to już zostawiamy dla siebie. Szukaliśmy tych miejsc, by te bramki strzelać. Nie chodziło o to, by szukać okazji z kontrataku, tylko by grać swoją piłkę.

W tym momencie, kiedy prowadzimy 3:1, powinniśmy podwyższyć wynik i tyle w temacie. Cracovia potem atakowała bardzo mocno, chciała odrobić wynik, grając u siebie. To jest taki moment, kiedy trudności jest więcej. Dziś troszeczkę młodzieży na ławce, pięciu zawodników, których zostawiłem w Katowicach, wyszliby w tym spotkaniu. Nie ma co mówić, bo zmiennicy spisywali się bardzo dobrze. Cracovia nas trochę zepchnęła, ale należy wytłumaczyć zawodników siłą ofensywną Cracovii.

GKS inteligentnie zarządzał przerwami w grze.

Ja nie miałem takiego odczucia, że ten czas jest zabierany. Taki moment, kiedy zawodnik chce uspokoić zachowania, nie należy się zbytnio spieszyć, pośpiech jest niekiedy niedobry. Sędzia nikogo nie ukarał za grę na czas, wydaje mi się, że kibice domagali się, by grać szybciej, ale to nie było naszą ideą.

O urazach.

Martwi każdy uraz, teraz chodzi o rozmiar urazu Zrelaka. Mogą być zerwane więzadła, w tym momencie pojechał do szpitala i jest badany, bardziej martwi mnie zdrowie, a nie, która to kontuzja. Sport ma to do siebie, że zawodnicy ulegają kontuzją. Staramy się jak najlepiej, by zawodnicy byli przygotowani. Wydaje mi się, że Grzesiek Rogala wróci w następnym spotkaniu. 

O Maku.

Nawet kiedy kontraktowaliśmy Bartka Nowaka, wiedziałem, że potrzebny mi jest zawodnik z podobnymi rzeczami. W razie awarii, żeby był, byłem pewny, że Mateusz ma takie inklinacje, gra podobnie. Jest nieszablonowy, o elegancji i wysokiej intensywności. Jest szalenie pożyteczny. Na razie po powrocie do Ekstraklasy nie układa mu się tak, jakby sobie tego życzył. Dzisiaj wykorzystał swoją szansę, jestem niezmiernie szczęśliwy. Mateusz to profesjonalista.

Drugi mecz Galana na lewym wahadle, choć to nie jest jego nominalna pozycja. Jest pan z niego zadowolony?

Borja nie spędza na tej pozycji dużo czasu. Z Koroną grał bardzo dobrze, dzisiaj miał po swojej stronie kapitalnego piłkarza. Radził sobie, ale parę pojedynków przegrał. Globalnie jestem zadowolony, bo wiedziałem, jaka dla niego będzie skala trudności. Szacunek, bo radził sobie bardzo dobrze.

Która bramka się panu bardziej podobała w wykonaniu Adriana Błąda – w Gdyni czy dzisiejsza?

Ja czekam na następne (śmiech). Adrian jest zawodnikiem doświadczonym, o olbrzymich perypetiach, nasza droga jest piękną historią. Każdy moment, w którym się tak cieszy i strzela taką bramką, jest dla mnie niesamowity.

O przerwach na reprezentacje.

Wiemy, jakie są terminy przerwy reprezentacyjnej. Nie szukałem w ostatnich wynikach kryzysu, graliśmy bardzo dobrze w Warszawie i z Koroną. Sknociliśmy puchar, chcieliśmy w nim być, bardzo nam z tym źle. Ja kryzysu nie widziałem. My bardzo szybko potrafimy mówić o kryzysie, a niekiedy to po prostu nieprawda. Trzeba być cierpliwym.


Dawid Kroczek (trener Cracovii):
Nikt z nas nie jest usatysfakcjonowany wynikiem. Jeżeli strzelamy trzy bramki i przegrywamy mecz, to musimy się zastanowić nad wieloma rzeczami. Pozytywne jest to, że przegrywając, po raz kolejny doprowadzamy do wyrównania w ostatniej minucie meczu i to jest plus, ale ilość błędów, które popełniliśmy – indywidualnych i formacyjnych, doprowadziły do tego, że przegraliśmy mecz. Nie możemy mówić, że wszystko jest bardzo dobrze, bo straciliśmy jeden lub trzy punkty Jesteśmy w stanie grać na takim poziomie, żeby czegoś takiego uniknąć. To lekcja dla nas, co należy poprawić, aby w czołówce tabeli się utrzymać. Musimy być zespołem bardziej kompleksowym, czyli nie tylko dobrze atakować, ale też bronić.

Kontynuuj czytanie

Stadion

Trzy lata wielkich zmian

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do kolejnego tekstu o Nowej Bukowej, który przygotował dla Was Matma85. Nie zabraknie ciekawych informacji, a całość została okraszona wieloma zdjęciami. Przeczytajcie (i zobaczcie), jak wiele zmieniło się przez ostatnie trzy lata. Oddajemy głos autorowi.

W połowie października 2024 roku minęły dokładnie trzy lata od bardzo ważnego momentu w historii GKS Katowice – wbicia pierwszej łopaty pod budowę nowego domu. W uroczystości uczestniczyli: Prezydent Miasta Katowice Marcin Krupa, Prezes zarządu Grupy NDI Małgorzata Winiarek-Gajewsk oraz Prezes Zarządu Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964” Piotr Koszecki. Po 36 miesiącach w miejscu, które klasyfikowane było jako grunty pod wodami stojącymi, nieużytkami rolnymi, a w mniejszym stopniu pastwiskami oraz gruntami zadrzewionymi, została rozłożona pierwsza rolka murawy, co pokazuje, jak diametralnie zmieniło się to miejsce.

Ostatnie miesiące prac przy obiekcie to przede wszystkim gigantyczny wzrost zainteresowania kibiców, ciekawych jak prezentuje się nasz nowy obiekt, którego budowa już się zakończyła i który już niedługo, będzie gościł ponad 15 tysięcy fanów.

Dosyć istotne i co można podkreślić to samo miejsce, w którym powstał stadion. Lokalizacja bardzo wyraźnie nawiązuje do górniczej historii i charakteru klubu. Dlaczego? Może warto przytoczyć kilka faktów na temat tego terenu, na którym GieKSa już za moment będzie gospodarzem.

Nowy stadion znajduje się na terenie Załęskiej Hałdy, tuż przy autostradzie A4, która niewątpliwie dodaje atrakcyjności tej lokalizacji. Lokalizacji, która ma bardzo bogatą historię przemysłową. Na przełomie XIX i XX wieku w tym miejscu zlokalizowana była huta o nazwie Joanna, która eksploatowała glin ceramiczny metodą odkrywkową. Znajdowały się tu budynki huty oraz składowisko odpadów pohutniczych. W późniejszym czasie rozpoczęto w tym miejscu wieloletnią eksploatację, w pokładach na różnych głębokościach, złoża węgla kamiennego. Płytka eksploatacja prowadzona była w latach… 1865-1867 przez dawne kopalnie Charlotte i Wiktor, czyli poprzedniczki KWK „Wujek”.

Przykładowa mapa pokładu KWK Wujek z naniesionym obrysem inwestycji. GIG

Co wynika z wielu dostępnych map, część północna naszego nowego obiektu znajduje się na terenie dawnej huty, pod którym nie prowadzono eksploatacji węgla. Natomiast część południowa stadionu, w tym trybuna dopingowa Blaszok, znajduje się na terenie eksploatacji węgla w kilku pokładach. Były tutaj zarówno dukle jak i szyby wydobywcze – naliczono 16 wyrobisk o głębokości od kilku do dwudziestu kilku metrów. Można śmiało przypuszczać, że Skarbnik, który kiedyś ostrzegał górników, a teraz jest na emeryturze, będzie miał na mecze GieKSy jakieś tajemne, ukryte wejście.

Załęska Hałda, dzięki okolicznym lasom, od zawsze charakteryzowała się znacznym zazielenieniem. Pomimo tak dużej inwestycji, teren nadal pozostanie w zdecydowanej większości „zielony”. Podczas ostatnich trzech lat otoczenie diametralnie się zmieniło, co najlepiej pokażą poniższe fotografie.

Źródło: @zakaz_filmowania kanał YouTube / Matma85

Źródło: @zakaz_filmowania kanał YouTube / Matma85

Źródło: @zakaz_filmowania kanał YouTube / Matma85

Pierwszy rok od uroczystego wbicia pierwszej łopaty to były głównie roboty ziemne, wycinka drzew, budowa zbiorników retencyjnych, odwierty, wykonanie sieci kanalizacyjnej, części fundamentów. Pod koniec 2022 roku, spod leżącego wszędzie śniegu, pojawiły się pierwsze elementy kubatury stadionu miejskiego. Konkretnie 3-kondygnacyjne klatki schodowe hali sportowej. W pierwszych cieplejszych dniach 2023 roku obiekt prezentował się następująco.

Źródło: K.Kalkowski

Od tego momentu prace nabrały prędkości, a dzięki bardzo dobremu zarządzaniu przez wykonawcę dostawami elementów żelbetowych – montaż przebiegał bardzo sprawnie. W maju pojawiły się pierwsze konstrukcje stalowych kratownic dachu nad trybunami stadionu piłkarskiego, a dokładnie 29 czerwca 2023 roku uroczyście została zawieszona wiecha na jej konstrukcji.

Jak wiele zmieniło się w krótkim czasie, pokazują kompilacje fotografii:

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

31 października 2024 roku oficjalnie wykonawca (firma NDI_ zakończył prace budowlane na obiekcie i od 1 listopada trwają odbiory. Obiekt w ostatnim dniu października posiadał już bramki, siatki, a nawet namalowane linie na murawie.

Foto. Matma85

Foto. Matma85

Foto. Matma85

Foto. Matma85

Mamy teraz głęboką nadzieję, że odbiory odbędą się beż żadnych przeszkód i z początkiem rundy wiosennej spotkamy się przy sztucznym świetle na meczu otwarcia stadionu, na który czekaliśmy tak długo. Stadionu, który da nam wielkie perspektywy.

Foto. Matma85

Foto. Matma85

Matma85

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

zMAKomity mecz!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W sobotnie popołudnie zmierzyliśmy się z Cracovią. Z okazji Święta Niepodległości w okolicach stadionu żołnierze Wojska Polskiego prezentowali swój sprzęt oraz częstowali grochówką. Przed wejściem zawodników na murawę żołnierze wnieśli 80-metrową flagę Polski oraz został odśpiewany hymn.

Mecz rozpoczęła Cracovia i od razu zepchnęła GieKSę do defensywy. W drugiej minucie wyszliśmy z defensywy i zapowiadała się dobra kontra, niestety Galan stracił piłkę i świetnym rajdem popisał się zawodnik Cracovii, ale podawał niecelnie i bezpańska piłka przecięła pole karne. Chwilę po wznowieniu gry znowu straciliśmy piłkę, co skutkowało dośrodkowaniem Kallmana, które zamieniło się po rykoszecie w strzał i Kudła z problemami złapał piłkę zmierzającą do bramki. W 7. minucie przeprowadziliśmy akcję, która skończyła się dośrodkowaniem, niestety całość była zbyt wolna i można było ją lepiej rozegrać. W 9. minucie Repka wypuścił Zrelaka, który chciał przejść na lewą nogę, ale obrońca zdążył wrócić i wygarnął mu piłkę. W 13. minucie gracz przeciwników zagrał ręką na 35. metrze i wykonaliśmy rzut wolny. Po dośrodkowaniu Cracovia ponownie faulowała tuż polem karnym. Do piłki podszedł Mak, który najpierw uderzył w mur, ale jego dobitka z woleja wpadła do siatki. Po bramce mieliśmy dużo gry w środku pola, w której to GieKSa częściej utrzymywała się przy piłce. W 20. minucie Kallman wykonał centrostrzał po ziemi na krótki słupek Kudły, z którym ten sobie bez problemu poradził. W 23. minucie Zrelak dostał prezent od bramkarza i od razu uderzył na praktycznie odsłoniętą bramkę, niestety źle trafił w piłkę i przy okazji nabawił się kontuzji. Został zniesiony na noszach, a zastąpił go Bergier. Cracovia po chwilowej przerwie w grze ruszyła do ataku. W jednym z nich Sokołowski, walcząc o piłkę, upadł w polu karnym, ale jedyne, co otrzymał, to żółtą kartkę za symulowanie. W 32. minucie Hasić posłał z rzutu wolnego wysoką piłkę na długi słupek i kolejny raz Kudła pewnie ją złapał, a przy okazji był faulowany. W 33. minucie Mak wykonał rajd lewą stroną i dośrodkowywał do Błąda, ale obrońca go ubiegł. W 39. minucie Błąd zagrał do Maka, a ten w sytuacji sam na sam obiegł bramkarza i strzelił do pustej bramki. W 44. minucie błąd w przyjęciu piłki przez Jędrycha, który mógł skończyć się stratą piłki na rzecz Kalmana. Nasz obrońca ratował się podaniem czubkiem buta do Klemenza, przy okazji trafiając w nogę Kallmana. Stadion domagał się faulu, ale sędzia puścił grę dalej. Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się dwubramkowym prowadzeniem, piłka po dośrodkowaniu odbiła się od pleców naszego zawodnika i trafiła pod nogi Maigaarda, który strzelił sprzed pola karnego. Po drodze futbolówka odbiła się od Repki i kompletnie zmyliła Kudłę. Na przerwę zeszliśmy z wynikiem 2:1 dla GieKSy.

Zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy straciliśmy piłkę. W 49. minucie Bergier strzelił wysoki nad bramką. Chwilę później dostaliśmy dwie żółte kartki: Klemenz (za faul taktyczny) i Bergier (za przeszkadzanie i opóźnienie gry). Cracovia wyszła na drugą połowę bardzo zmotywowana. Około 54. minuty GieKSa zaczęła dłużej utrzymywać się przy piłce, aczkolwiek nie wynikały z tego żadne konkrety w postaci okazji bramkowych. W 59. minucie Kowalczyk przeciął dośrodkowanie tak niefortunnie, że piłka spadła pod nogi Hasicia, a ten niecelnie strzelił z półwoleja nad bramką. W 62. minucie Adrian Błąd popisał się przepięknym strzałem z około 25 metrów, piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do bramki. Po golu GieKSa miała kolejną okazję. Mak, po świetnym zwodzie, trafił w słupek, a Bergier dobijając z kilku metrów, trafił wprost w Ravasa. Po tej akcji Cracovia zaczęła dochodzić do głosu i Kudła z trudem obronił strzał po ziemi Hasicia. W 70. minucie padła kolejna piękna bramka, niestety tym razem dla rywali – z dystansu trafił Maigaard. Sędzia sprawdzał jeszcze sytuację z wozem VAR, bo domagaliśmy się odgwizdania faulu na Bergierze, ale ostatecznie bramka została uznana. Od drugiej bramki mecz przyspieszył. Cracovia atakowała, a GieKSa próbowała sił w kontrach. W 81. minucie Mak dostał żółtą kartkę za przeszkadzaniu w rozpoczęciu gry. W 83. minucie Mak zszedł z boiska, a w jego miejsce pojawił się Milewski. Po zmianie Galan próbował rozegrać piłkę i posłał ją prosto pod nogi piłkarza z Cracovii, ten chciał wypuścić Hasicia, ale za mocno podał i piłka znalazła się na aucie bramkowym. Chwilę później Cracovia miała kolejne dośrodkowanie, ale piłkę złapał nasz bramkarz. W 88. minucie znowu Kudła piękną paradą uratował GieKSę przed utratą bramki. Niestety w doliczonym czasie gry Kallman strzelił z główki i wyrównał stan rywalizacji. Cracovia próbowała jeszcze zaatakować, nasi piłkarze szanowali piłkę, ale ostatnie słowo należało do GieKSy. Wasielewski zatańczył z piłką na boku pola karnego, wrzucił ją na głowę Kowalczyka, a ten przedłużył do Milewskiego, który z bliskiej odległości nie dał szans bramkarzowi gospodarzy. Po bramce doszło do zamieszania, zawodnicy obu drużyn zaczęli się przepychać, a na boisko wbiegł trener Rafał Górak. Po tej sytuacji sędzia dał cztery żółte kartki, a czerwoną obejrzał… nasz szkoleniowiec. Chwilę później arbiter zakończył spotkanie – po szalonym meczu GieKSa wygrała 4:3 w Krakowie!

9.11.2024, Kraków
Cracovia – GKS Katowice 3:4 (1:2)
Bramki: Maigaard (45, 70), Kallman (90) – Mak (15, 39), Błąd (62), Milewski (90).
Cracovia Kraków: Ravas – Jugas (71. Al-Ammari), Hoskonen, Skovgaard, Kakabadze, Sokołowski (81. Bochnak), Maigaard, Olafson (71. Biedrzycki), Hasić, Kallman, Rózga (60. Van Buren).
GKS Katowice: Kudła – Wasielewski, Jędrych, Klemenz, Czerwiński, Galan (90. Marzec)  – Błąd, Kowalczyk, Repka, Mak (83. Milewski) – Zrelak (27. Bergier).
Żółte kartki: Sokołowski, Ravas, Hoskonen, Al-Ammari – Klemenz, Bergier, Mak, Błąd.
Sędzia: Damian Sylwestrzak.
Widzów: 10679 (0 kibiców GieKSy – zamknięty sektor gości).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga