Dołącz do nas

Kibice

Kibice GieKSy na Marszu Niepodległości – relacja

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W dniu Święta Niepodległości o godzinie 15:00 z Ronda Dmowskiego w Warszawie po raz kolejny wyruszył Marsz Niepodległości, na którym nie zabrakło kibiców GKS-u Katowice.

Ogólna liczba kibiców GieKSy jest ciężka do oszacowania ponieważ fani górniczej jedenastki jechali do stolicy różnymi środkami transportu. Do Warszawy pojechało ponad sto GieKSiarzy oraz kilku kibiców Banika Ostrava. Zbiórka naszych kibiców zaplanowana była w okolicach Pałacu Kultury i Nauki o godzinie 14:30 na pół godziny przed rozpoczęciem zgromadzenia. Jak powszechnie wiadomo na wydarzenie to mobilizuje się zdecydowana większość kibiców z całej Polski. Na pewno warte odnotowania są duże liczby Stilonu oraz Triady. Inne ekipy z pewnością również zaliczały imponujące liczby aczkolwiek kibice Stilonu oraz Triady wyjątkowo rzucali się w oczy.

Sam Marsz trwał ponad trzy godziny i był stosunkowo spokojny. Całkiem możliwe jest to, że w tym roku liczba uczestników była wyższa niż 100 tys. osób.

Podróż w obie strony przebiegała spokojnie. Jedyny incydent to próba przetrzymania kibiców na dworcu wracających ze stolicy koleją. Skończyło się na spisaniu kilku osób.

Do Warszawy na pewno warto było pojechać. Z całą pewnością można stwierdzić, że informacje pokazywane w mediach często odbiegały od rzeczywistości choć nikt nie neguje kilku zaistniałych incydentów.

Do zobaczenia za rok na Marszu!

 


33 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

33 komentarze

  1. Avatar photo

    Bonzo

    13 listopada 2013 at 16:08

    Ja nie wiem czy ten portal to jest miejsce na takie polityczne dygresje.
    Nawet stadion nie jest, stąd bardzo się cieszę, że nie ma u nas fan z przekreślonym sierpem i młotem czy z z krzyżami celtyckimi. Co to kogo obchodzi kto ma jakie przekonania?

    Co do marszu, to zachowanie niektórych jego uczestników (nie wszystkich, wiadomo) było hańbą dla narodu polskiego – atak na ambasadę innego kraju, atak na squaty, spalenie dobra publicznego czy wyrywanie drzew co rosły po LEWEJ stronie drogi to tylko niektóre incydenty, bynajmniej nie drobne. Gloryfikowanie tego na łamach portalu kibicowskiego to rzecz lekko nie na miejscu.

    Każdy kto pojawił się w Warszawie w naszym gieksiarskim szaliku po prostu kala apolityczność sportu i naszego klubu.
    A jak się chciał ponapierdalać, to od tego też są inne miejsca i okazje.

  2. Avatar photo

    WP

    13 listopada 2013 at 18:10

    GIEKSA TYLKO PO PRAWEJ STRONIE, JEBAĆ LEWAKÓW. GKS BIAŁA DRUŻYNA

  3. Avatar photo

    Thomson

    13 listopada 2013 at 19:23

    Bonzo propsy , zgadzam się w 100% . Stop polityce na stadionach.

  4. Avatar photo

    anty

    13 listopada 2013 at 21:42

    dokładnie klub sportowy nie powinien mieć żadnego związku z polityką!

    Też jestem przeciwko szufladkowania nas kibiców GieKSy jako jakąś konkretną opcję polityczną wiadomo, że w grupie kilkudziesięciu tysięcy osób nie ma jednomyślności i grupa kilkudziesięciu-kilkuset osób nie może decydować o poglądach reszty

    z góry dodam: …nie, nie jestem lewakiem.

  5. Avatar photo

    qarrar

    13 listopada 2013 at 22:37

    Piękna impreza, a nasze barwy widoczne w wielu miejscach.

    Do POlitycznie poprawnych komentatorów poniżej – gdzie w tym artykule jest gloryfikacja wydarzeń z Marszu? Między wierszami gdzieś chyba?

  6. Avatar photo

    Karlik

    13 listopada 2013 at 22:49

    Mój ukochany ŚLĄSKI klub!!!!!!

    Tak brzmi jedna z naszych piosenek. Nie polski nie niemiecki ale ŚLĄSKI. Więc co pewna grupa naszego ŚLĄSKIEGO klubu robiła w warszawie???? Jasne że każdy ma prawo do udziału w tego rodzaju paradzie ale prywatnie!. „Zabierzmy ze sobą nasze charakterystyczne czapeczki” taki apel dało się przeczytać na forum GieKSy. Jako Ślązak i kibic GKS Katowice nie życzę sobie aby barwy mojego ukochanego Śląskiego klubu brały udział w tego rodzaju cyrku!! Mam ogromny żal do stowarzyszenia,że popierało inicjatywę wyjazdu jako kibice GKS Katowice.

  7. Avatar photo

    Bonzo

    14 listopada 2013 at 00:43

    @Quarrar. Spało się na polskim kiedy pani uczyła jak odczytywać 'co autor miał na myśli’. Nic straconego, pomogę.

    „Do Warszawy na pewno warto było pojechać. Z całą pewnością można stwierdzić, że informacje pokazywane w mediach często odbiegały od rzeczywistości choć nikt nie neguje kilku zaistniałych incydentów.”

    Na jakiej niby podstawie było tam warto pojechać? Na wycieczkę krajoznawczą, pstryknąć fotkę na starym mieście? Nie, po prostu porobić zadymę, którą pokażą w TV.
    Tak samo które niby incydenty spośród przytoczonych przeze mnie w poprzednim poście tak odbiegały od rzeczywistości? Zresztą jak atak na ambasadę innego kraju czy wtargnięcie na teren czyjegoś zamieszkania można nazwać INCYDENTEM?! To jest PRZESTĘPSTWO.

    Bezkrytyczny stosunek autora do wydarzeń pokazuje, że się z tym utożsamia.
    W przeciwieństwie jak widać do większości, bo z innych wypowiedzi tutaj wynika, że nie tylko ja popieram ABSOLUTNY rozdział polityki od piłki.

  8. Avatar photo

    qarrar

    14 listopada 2013 at 15:02

    Słownik pwn: gloryfikacja – wysławianie, wychwalanie jakiejś osoby, jej czynów, jakichś idei itp.

    Daruj sobie to dziecinne grepsy z lekcjami polskiego.

    Autor relacji ma prawo do indywidualnej oceny zdarzeń z MN, bo w odróżnieniu do ciebie tam był. Ty pewnie oglądałeś obiektywne relacje z TVN i Polsat News i wydaje ci się, że masz prawo do formułowania „jedynych prawdziwych” opinii na podstawie doniesień medialnych szczekaczek.

    I nie nadużywaj dużych liter.

  9. Avatar photo

    Berki

    14 listopada 2013 at 19:04

    a)wśród kibiców nie ma czegoś takiego jak demokracja.
    b)nie ma żadnej przyśpiewki „mój ukochany śląski klub”
    c)nikt nie gloryfikuje wydarzeń negatywnych.
    d)bardzo dobrze, że na Marszu były osoby z GieKSy.
    e)mamy bardzo piękną biało-czerwoną flagę, która jest utożsamiana z GieKSą.
    f)kibice zawsze byli po prawej stronie i nic tego nie zmieni.
    g)POLECAM NIEKTÓRYM OTWORZYĆ OCZY, ZAMIAST ŁYKAĆ WSZYSTKO JAK PELIKANY.

  10. Avatar photo

    synek

    14 listopada 2013 at 23:30

    co to za biadolenie o apolitycznosci kibicow, stadion to jest bastion prawicy i jak sie komus nie podoba to niech idzie na siatkowke albo na sankt pauli, tam na pewno w spokoju obejrzy mecz bez niepoprawnej fany nad glowa

  11. Avatar photo

    Kamel

    15 listopada 2013 at 12:13

    berki:
    b)GKS mody SLONSKI klub…, za GORNY SLONSK,za GKS…, to my HANYSY s GKS-y… , niy mo nic o zodnyj polski.
    e)mocie polonistyczno fana s kerom ani nie couko GKS-a sie indentyfikuje

  12. Avatar photo

    markus

    15 listopada 2013 at 13:37

    O jakiej polityce mówicie, to był Marsz Niepodległości – NIEPODLEGŁOŚCI – a nie partii politycznej. W marszu spokojnie uczestniczyło kilkadziesiąt tysiecy ludzi, chcąc zaznaczyc swój patriotyzm. Wrzucając ich wszystkich w politykę czy konkretną jej stronę i zaznaczając „incydenty”, dokładnie wpisujecie się w retoryke konkretnych mediów. A mówicie o apolityczności…
    GKS Katowice!!!

  13. Avatar photo

    mariusz

    15 listopada 2013 at 22:43

    Każdy taki marsz to sprawa polityczna, a jeśli ktoś tam z GieKSy jedzie to tym bardziej. Górnoślązacy nie powinni się w takie haje mieszać, my momy swoje sprawy, trza wojować o autonomia. Berki, nie pisz bzdur, nasz fana jest żółto-niebieska a dla niektórych też czarno-czerwono-zółta, GieKSa zawsze boła górnoślonska i już na początku w latach 80. my to wiedzieli. NIE dla polskiego kolonializmu na Bukowej!

  14. Avatar photo

    Markus

    16 listopada 2013 at 13:15

    GKS to Polski klub przede wszystkim! To, czy to ktoś się uważa za hanysa, czy innego, to w dupie to mam. Jesteśmy Polskimi Patriotami, którzy walczą o dobro tego kraju, walczą o prawdę. Chcemy tu katolickiego, silnego państwa, a nie jakiegoś multi-kulti jakie ma miejsce na zachodzie. Organizacje typu RAŚ powinny być jak najszybciej ZDELEGALIZOWANE i wierzę, że po zmianie władzy takie coś będzie miało miejsce.

    OD POMORZA AŻ DO ŚLĄSKA TYLKO JEDNA WIELKA POLSKA!!!

  15. Avatar photo

    mariusz

    16 listopada 2013 at 14:47

    Markus, chyba się gorzej czujesz. Kto jest polskim patriotą? Chyba na Legii w Warszawie czy w innym Sosnowcu. Nasze ziemie nie mają polskiego rodowodu, więc nie kompromituj się bajkami, że walczysz o prawdę. Bo prawda to jest taka, że biało-czerwona flaga jest tu obca. Co robi z Górnym Śląskiem „silne państwo” to pokazały już totalitaryzmy II RP a potem PRL. Nigdy więcej takiego syfu!

  16. Avatar photo

    Markus

    16 listopada 2013 at 20:57

    To czego Ty tutaj chcesz? Rewolucję robić i dać władzę jakiemuś rasiowi, w którego szeregach zasiadają same SB-ki, którzy aż nogami przebierają co by dostać się do koryta?? Sejmik pokazał, że dali się sprzedać jak qrwy platformerskim kanaliom, a potem kiedy ich kandydat zajął 3 miejsce w wyborach uzupełniających, to nagle się obudzili?? Kiedyś byłem w ich organizacji przez kilka lat, ale oczy mi się otworzyły. Banda cwaniaków i nic więcej. Gdy PiS dojdzie władzy wybije ich w pień i na to liczę.
    TU JEST POLSKA, POLSKA PIASTOWSKA!!

  17. Avatar photo

    mariusz

    17 listopada 2013 at 15:02

    To ja tylko przypomnę, że Piastowie górnośląscy, zwłaszcza ci późni, nie mieli nic wspólnego z polskością i już bardziej byli Niemcami.
    Mamy demokrację i twoje uwagi o „wybiciu w pień” są żałosne i świadczą o skrajnym zrozpaczeniu i bezradności. Marzy ci sie rozumiem GieKSa pisowska? HAHAHA…
    Nigdy tu nie będzie Polski takiej jak chcesz, a GieKSa zawsze była i będzie górnośląska! 20 lot tymu wieszali my miymieckie fany, jak ci z tym kompleksiarzu?

  18. Avatar photo

    Markus

    17 listopada 2013 at 22:22

    Piastowie niemieccy,hahaha! Twój nauczyciel Historii mam nadzieję tego nie czyta!:) GieKSa pisowska? Co to takiego??
    Jesteśmy klubem polskim na Górnym Śląsku.
    Te niemieckie fany powieście i dzisiaj, zobaczymy jak długo powiszą i z jakie konsekwencje spotkają wieszających. Jebie się tu w głowach niektórym mocno!

  19. Avatar photo

    mariusz

    17 listopada 2013 at 23:18

    A takiego wała! Protoplasta tego klubu Sport-Club Eiche powstał w 1911, kiedy tutaj było Królestwo Prus i Cesarstwo Niemieckie. Mój nauczyciel historii to nie wiem czy jeszcze żyje, po tym co piszesz widza żejś je za smarkaty coby wiedzieć coś wykraczającego poza nacjonalistyczną indoktrynację dobrą dla piętnastolatków z Sosnowca.
    Sięgnij lepiej do literatury, ale nowoczesnej, naukowej, a nie takiej dotkniętej PRL-em (chyba nim gardzisz, co?) – bo tak, owszem, późni górnośląscy, a tym bardziej śląscy Piastowie mówili po niemiecku, obracali sie w kręgu kultury niemieckiej, nadawali dzieciom germańskie imiona, mieli kontakty ze szlachtą niemieckiego pochodzenia. To wszystko prawda, hahaha!
    GieKSa nie była i nigdy nie będzie klubem kolonialnym, bo jej rodowód sięga znacznie dalej niż do głębokiej komuny roku 64. Niemieckie fany na trybunach to fakt, górnosląskie to oczywistość, przynależność do narodów śląskiego i niemieckiego również.

  20. Avatar photo

    Markus

    18 listopada 2013 at 10:27

    Czyli wg. Ciebie jeśli ktoś obraca się w kręgu jakiejś danej grupy narodowej, nadaje imiona typowe dla tej grupy, to od razu się nią staje??
    Co do Dębu, to co on ma wspólnego z GKS?? Nie słyszałem, żeby Dąb Katowice wchodził w skład klubów, na których powstał GKS. Owszem po fuzji wszedł w jej skład i co z tego? Nawet teren, na którym dziś gramy nie należał do Dębu. Jesteśmy klubem założonym w 1964roku. Jeśli chcesz się powoływać na jakieś tam klubiki szkopskie w Katowicach, to zreaktywuj sobie jeden tak jak pewien Ślązak spod Przemyśla zrobił to z 1FC i wtedy będziesz miał to czego chcesz.
    Niemieckie flagi, to mogą wisieć w Niemczech albo na drzewie i nigdzie indziej.

  21. Avatar photo

    mariusz

    18 listopada 2013 at 20:46

    Wg mnie i wg powszechniej wiedzy w czasach Piastów nie było narodów takich jak dziś chcą je rozumieć nacjonalistyczne szkodniki. Piastowie o których piszemy mieli zdecydowanie więcej wspólnego z niemieckością niż z polskością, toteż jeśli chcesz na jakiejś podstawie udowadniac ich narodowość to jedynie na takiej. Bo tak poza tym to ich wyznacznikiem były religia i władza, a nie jakieś narodowe brednie z XX wieku.
    GKS Dąb i wcześniejszy GKS K-ce weszły w fuzję, co oznacza, że obecny GKS jest tak samo kontynuatorem tradycji GKS-u Dąb jak i innych klubów, które połączono parę lat wcześniej, w 1964.
    Flagi Efcyju na GieKSie też wisiały – możesz się rozpłakać.
    Nie będę tutaj obrażał Twojego narodu, aby Ci z dumą pokazać gdzie Twój Twój poziom i Twoje miejsce. Sam już go skompromitowałeś w krańcowy sposób. Górnośląskiej i niemieckiej tożsamości miejsce jest tam, gdzie są Górnoślązacy i Niemcy. GieKSa jest takim miejscem. Nie sądzę natomiast, żeby było tam miejsce dla kogoś, kto ponad klub i kibiców „swojego” klubu przedkłada kompleksy związane ze swoją narodowością.

  22. Avatar photo

    Markus

    18 listopada 2013 at 21:50

    Widocznie to co pisze w necie, to farmazon. Poczytaj raz jeszcze kiedy Dąb połączył się z GKS!
    Ja mam swój naród tutaj, naród wspaniały, który kocham. Ty natomiast chcesz tu czegoś takiego co się dumnie nazywa państwem, a nigdy państwem nie było. Chcesz aby to coś posiadało swój język, a wiadomo, że jest to tylko gwara. Polska gwara do tego.
    Kompromitujesz się Ty swoją niemocą. Gdyby dać takim jak Ty i podobnym wolną rękę, to pewnie same niemieckie flagi by wisiały na stadionie, ale niestety- „g” masz do gadki i tak ma być.:)
    Na MN jeźdzę co rok i ZAWSZE będę jeździł, bo tam jest miejsce każdego GieKSiarza w tym dniu.
    Na koniec napiszę Ci- GÓRNY ŚLĄSK ZAWSZE POLSKI.
    Pozdrawiam!!

  23. Avatar photo

    mariusz

    19 listopada 2013 at 18:49

    Farmazonem to by była z pewnością teoria, że umiesz czytać (ad fuzji).
    Niemoc zauważam jedynie u Ciebie, najpoważniejszą, intelektualną.
    Miejsce GieKSiarza 11 listopada jest co najwyżej w kościele lub na cmentarzu, bo to smutny dzień zadumy nad ofiarami Wielkiej Wojny, których na Górnym Śląsku było więcej niż po II wojnie.
    Zawsze to dla Ciebie kilkadziesiąt lat, tak? Kibicom z Ostrawy wmawiasz polskość, tak? To się właśnie nazywa krańcowa kompromitacja.

  24. Avatar photo

    Markus

    19 listopada 2013 at 21:53

    GKS „Dąb” Katowice – klub sportowy powstały w miejscowości Dąb, dziś będącej dzielnicą Katowic. Obecnie nie istnieje jako odrębny klub, ponieważ w 1968 roku wszedł w fuzję z powstałym 4 lata wcześniej GKS-em Katowice.
    9 sierpnia 1968 – Fuzja z powstałym kilka lat wcześniej wcześniej GKS Katowice, który grał i do dziś gra na stadionie przy ul. Bukowej w Dębie.

    Dalej się przy swoim upierasz??

    O mój intelekt się nie martw, wszystko z nim w porządku.

    Temat dotyczy 11 Listopada i Marszu Niepodległości, w którym uczestniczyliśmy. A jak Ty ten dzień obchodzisz, to zwisa mi i powiewa.

    Co mają kibice z Ostravy do Polskości? To są Czesi, których przodkowie przyjechali tam do pracy z całych Czech. W przeciwieństwie do Ciebie pojechsli z nami do Warszawy wspomóc nas. Ty pewnie w tym czasie siedziałeś w kapciach przy tv, oglądając jedyne słuszne media. Mam rację?

    Widzę, że starasz się tu swoje racje(dowcipu) w jakiś sposób udowodnić, ale niestety idzie Ci to jak krew z nosa.
    Niemniej pozdrawiam kloegę po szalu.

  25. Avatar photo

    mariusz

    19 listopada 2013 at 23:52

    Przede wszystkim upieram się przy tym, że nie umiesz czytać. No, kombinuj dalej, ćwicz zwłaszcza poprawne rozumienie składni zdania, bo samozadowolenie z intelektu jest przedwczesne.
    Skoro Górny Śląsk „zawsze polski” (sam to napisałeś, to teraz się tłumacz), to Banik Ostrawa tez jest „zawsze polski”. Nie wypieraj się pierdół, które wypisujesz.
    Mi idzie jak krew z nosa? Właśnie zrobiłeś z siebie idiotę i udajesz, że deszcz pada.
    Boł zejś na szpilu GieKSa – Schlesien Breslau kajś ze szejś-siedym lot do zadku? Piskołś na polski hymn do kupy ze cołkiym sztadionym, aboś śpiywoł jeich hymn? Na isto toś ty na farorza wtedy godoł zorro, mie sie zdo. A teroz goroliku bydziesz uczoł mie, co GieKSa to je epny polski klub. Ja, richtig, a ze zadniyj kapsy mi miszong leci.

  26. Avatar photo

    Markus

    20 listopada 2013 at 12:14

    Przede wszystkim pisz po Polsku. Schlesien Breslau nie ma nic wspólnego ze Śląskiem Wrocław. Jak już chcesz błyszczeć swoim Śląsko-Niemieckim żargonem, to pierw pomyśl co i o czym piszesz. Co do meczu ze Śląskiem, o którym spominasz, to nie pamiętam, czy byłem na takowym. Na hymn na pewno bym nie gwizdał jakikolwiek by nie był. Kwestia wychowania pewnie.
    Banik Ostrava, a właściwie SK Slezska Ostrava, została założona w Śląskiej(Polskiej) części Ostravy.(Info z książki Petra Siriny „Slavne Chwile FC Banik/SK Slezska Ostrava, którą zanabyłem w czeskiej księgarni z Czeskim Cieszynie w 1997roku).

    I jeszcze jedno, nazywając mnie gorolikiem robisz z Siebie debila, a zakładam, że takim nie jesteś. Trochę to dziwne, że rodowity hanys ma tak mocno pro polskie poglądy, nie? I skoro tak już od goroli nazywasz kibiców GKS-u, to powiedz im to wprost, a nie na necie się mądrz. Pewnie odwagi by nie starczyło.

  27. Avatar photo

    mariusz

    20 listopada 2013 at 22:59

    A jak tam z Twoją odwagą, masz jej na tyle, żeby przyznać rację w rozmowie z kimś, kto z Twojego dyletanctwa kpi, i uratować w ten sposób resztki swoich przekonań, czy wolisz iść w zaparte, wypisując jakieś pierdoły bez znaczenia, bo przecież w internecie tak jest prościej, bo nikt Cię za to nie będzie potem na mieście wytykał, że oto właśnie idzie ten nierozgarnięty paciulok, na dodatek z upartością osła?
    Przepraszam za mój okropny priwislański urzędowy żargon, którym napisałem niniejszą wiadomość. Wcale nie chcę przez to błyszczeć, bo i zresztą nie ma czym. To tylko dlatego, że z rozumieniem języka swojej krainy masz problem, rodowity „hanysie” o „gorolskiej” tożsamości.

  28. Avatar photo

    mariusz

    20 listopada 2013 at 23:07

    A co do hymnu na meczu z Breslau, to myślę sobie, że akurat gwizdali wówczas Ci lepiej wychowani, nie znoszący nacjonalizmu, imperializmu, totalitaryzmu, które to w tym momencie kojarzyły się z gośćmi, na równi z ich prowokacyjnym w tamtym miejscu symbolem. Rzeczywistość bywa przewrotna.

  29. Avatar photo

    mariusz

    20 listopada 2013 at 23:09

    …czyli zdecydowana większość stadionu, na Twoje zmartwienie.

  30. Avatar photo

    Markus

    21 listopada 2013 at 12:09

    No, widzę, że argumenty z Twojej strony zostały wyczerpane i przechodzisz do obrażania. Tak jest najłatwiej.
    Co do moich korzeni, to chyba są bardziej Śląskie niż Twoje. Ale nie o tym.
    Zrozum jedno- Nie jestem anty Śląski, bo jestem Ślązakiem. Jestem natomiast przeciwko organizacjom, które chcą tu na Śląsku „rewolucje” robić, co by się do szkopów przypucować.Tego typu organizacje jak RAŚ zawsze będę potępiał. Jestem prócz tego Polakiem, nacjonalistą(jak to mnie nazwałeś) i jestem dumny z tego. I Bogu dzięki, że jest nas tu więcej.

  31. Avatar photo

    mariusz

    21 listopada 2013 at 21:50

    Nie jesteś ani Górnoślązakiem, ani tym bardziej Ślązakiem. Nie jesteś także kibicem GieKSy. Myślę, że aby zasłużyć na te wszystkie określenia, trzeba spełnić jakieś podstawowe warunki je definiujące. Zarówno górnośląskość, śląskość jak i sympatyzowanie z klubem to stan umysłu, bardziej niż pochodzenia. Człowiek ma wolę. Ty za to plujesz i na Górny Śląsk i na GieKSe.
    Po co nowe argumenty, skoro nie ma ich przeciwko czemu wymyślać? Można przejść do wniosków, co niniejszym uczyniłem.

  32. Avatar photo

    Markus

    22 listopada 2013 at 17:03

    Pierdolnij się w łeb.
    Bez odbioru.

  33. Avatar photo

    mariusz

    22 listopada 2013 at 21:37

    Trzeba było nie zaczynać wypisywać tych swoich nienawistnych idiotyzmów, nie musiałbyś teraz beczeć z bezradności i złości.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: trzymałem kciuki za Rafała Góraka

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Nie ma czasu na chwilę oddechu – zwycięstwo z Koroną za nami, a naszą uwagę kierujemy w stronę Łodzi, gdzie czeka już pucharowy rywal. Jak na Łódź przystało, forma Łódzkiego Klubu Sportowego faluje raz w górę, raz w dół. Jak będzie jutro? Między innymi o to zapytaliśmy Jakuba Olkiewicza, „największego” optymistę wśród fanów z białej części tego miasta, znanego zarówno z kibicowskich wojaży za ŁKS-em, jak i pracy dziennikarskiej, obecnie na horyzontalnym portalu leszekmilewski.pl i kanale Tetrycy. [fot. Wojciech Pakulski (ŁKS Łódź)]

Twoim znakiem rozpoznawczym jest fakt, że gdy inni widzą szklankę do połowy pełną, ty pytasz: jaka szklanka? Rozczarowania to chleb powszedni kibica, a ostatnio w naszym futbolowym uniwersum więcej jest rozczarowanych niż zadowolonych. Dlaczego, może oprócz Górnika i Wisły Kraków, reszta ma mniejsze lub większe powody do narzekania?
To jest pytanie, które dość dobrze obrazuje, czym tak naprawdę jest piłka nożna, bo żywot kibica składa się jednak w porażającej większości z chwil cierpienia, rozczarowania i oczekiwania na to, co się na pewno nie wydarzy. Jest to też odprysk dyskusji o tym, jak się rozwija Ekstraklasa, bo rozwija się w szalonym tempie: budżety rosną, kwoty transferowe są rekordowe, ale to też oznacza, że rozczarowania będą coraz większe. Mistrz jest tylko jeden, mimo że kandydatów jest już pewnie z siedmiu, więc i rozczarowanych będzie więcej. Co ciekawe, to samo przenosi się na pierwszą ligę, bo przypominam sobie wyścig ŁKS-u o awans w czasach pierwszego powrotu po bankructwie, gdzie jedynymi logicznymi rywalami byli Stal Mielec, Sandecja i Raków, który wtedy ostatecznie awansował. Trudno oceniać, że Sandecja, która nie zwiększyła drastycznie budżetu w porównaniu do lat ubiegłych, była szczególnie rozczarowana brakiem awansu, gdy do Ekstraklasy wszedł Raków i ŁKS. Podejrzewam, że w tym sezonie rozczarowana rekordowymi wydatkami i rekordowo niską pozycją będzie połowa pierwszej ligi, a tych, którzy nie są rozczarowani, policzymy na palcach jednej ręki.

A z czego ty będziesz zadowolony w tym sezonie w kontekście ŁKS-u?
Ja będę zadowolony, jeśli do końca będziemy o coś walczyć. Doprecyzuję, że to coś to nie jest utrzymanie, bo już nie raz los potrafił ze mnie zadrwić na różne sposoby. Cel minimum to baraże. Nie jest tajemnicą, że nie jestem człowiekiem, który zawsze mierzy wysoko, ale nie chciałbym, żebyśmy na 34. kolejkę ligową jechali z przekonaniem, że nic nas już nie czeka, tylko żywili nadzieję, że przy korzystnym wyniku na naszym stadionie i na kilku innych uda się na to szóste miejsce wskoczyć i potem jeszcze sprawić niespodziankę w barażach. Niestety udało mi się przywyknąć do sezonów ŁKS-u w pierwszej lidze, gdy od około 30. kolejki już tylko ślizgamy się do końca sezonu. Piłka nożna dlatego nas w sobie rozkochała, bo gwarantuje potężne emocje i potężne huśtawki nastrojów, rollercoastery, gdzie na przestrzeni kilkunastu minut wędrujesz z piekła do nieba, a trudno się wędruje, jeśli na miesiąc przed końcem ligi grasz mecze bez żadnej stawki.

Jeden z naszych kibiców ukuł stwierdzenie o klątwie miejsc 8-12, która dręczyła GieKSę w 1. lidze. Nie boisz się, że ŁKS przejmie tę pałeczkę?
Tak, trochę się tego boję. Jestem oczywiście pesymistą i czarnowidzem, ale bywam też realistą i staram się rzetelnie oceniać sytuację. Dlatego w sezonach, gdy ŁKS-owi idzie nieźle, a zapowiedzi są wysokie, to staram się je tonować, bo nigdy aż tak dobrze nie jest. Na przykład przed obecnym sezonem, gdy niektórzy rozpędzali się i widzieli ŁKS w pierwszej dwójce, ja tonowałem nastroje, że nie posiadamy ani kadry, ani budżetu na poziomie Wisły, Śląska czy Wieczystej, ani też pierwszoligowego doświadczenia i ciągłości pracy, którą kilka innych klubów ma. Teraz z kolei nie wpadam w totalne czarnowidztwo, że za moment przywita nas strefa spadkowa, bo zwyczajnie jest to zbyt silna drużyna. Dlatego wydaje mi się, że cel, który wyznaczyłem, czyli to, żebyśmy do końca bili się o szóste miejsce, jest dosyć realny. Być może nawet jest to opcja dla minimalistów, bo siła kadry, budżet ŁKS-u i – jak podejrzewam – zimowe transfery, będą nas raczej pchały w kierunku tych miejsc 4-6. Tabela jest dosyć ciasna i wszystko zmierza do tego, że ŁKS będzie o coś walczył do ostatniej kolejki i to oznacza, że ja będę umiarkowanie zadowolony z tego sezonu, bo oczekuję emocji i chcę, żeby ta 34. kolejka i mecz u siebie z Górnikiem Łęczna miał stawkę.

1:3 w Siedlcach w zimny październikowy wieczór – gorzej być nie może czy „potrzymaj mi piwo”?
To jest ten moment, na który staram się patrzeć realistycznie i z pewnym dystansem. Tak samo jak nie rozpaczałem całkowicie po 0:5 z Wisłą Kraków, bo wiedziałem, że Wisła w tym sezonie będzie cholernie mocna. Kiedy utrzymała Rodado, to byłem pewny, że jest to sygnał, że pójdzie po awans dosyć pewnym krokiem. Tak samo nie skakałem z radości po niektórych zwycięstwach ŁKS-u, a raczej mówiłem, że musimy się w tej lidze najpierw rozejrzeć. Trener Szymon Grabowski, który po pierwsze sam jest nowy w ŁKS-ie, a po drugie ma praktycznie zupełnie nowy skład, potrzebuje dużo czasu, żeby faktycznie dostarczyć nam docelowy produkt. Po fatalnym meczu w Grodzisku Mazowieckim, który przegraliśmy 0:3, wielu domagało się zwolnienia Szymona Grabowskiego. Ja tonowałem nastroje, bo wydawało mi się, że może nastąpić odbicie. Po następnych dwóch meczach, gdzie wygraliśmy z GKS-em Tychy i w świetnym stylu przełamaliśmy się na wyjeździe ze Stalą Rzeszów, niektórzy znowu mówili, że wszystko zaskoczyło i teraz już będzie dobrze. Spokojnie, to jest pierwsza liga – tutaj dopiero po dłuższej serii można stwierdzić, że jest dobrze. Staram się trzymać zdrowy dystans i ani nie zwalniać Szymona Grabowskiego po każdym przegranym meczu, ani też nie wynosić pod niebiosa tej drużyny po każdym meczu, który wygra. Pierwsza połowa w Siedlcach daje nadzieję, że powoli wiemy co, jak i kim chcemy grać. Teraz pytanie, czy będziemy w stanie taką jakość dostarczać regularnie.

To ciekawe, co mówisz o trenerze, bo wasi sąsiedzi z drugiej strony Łodzi nie są tak wyrozumiali…
Wydaje mi się, że pod tym względem Widzew jest mniej w tym miejscu, w którym my byliśmy w ubiegłym sezonie, czyli oficjalnie na transparencie piszesz, że to jest sezon przejściowy, że spokojnie, będzie zaufanie, ale gdzieś w głębi duszy właściciel, a za nim też najbardziej znaczący działacze wiedzą, że nakłady finansowe były przeogromne i musi zaskoczyć od razu. A to, co mówisz mediom, że będziesz trzymał ciśnienie to jedna sprawa, możesz udawać najbardziej cierpliwego mnicha świata, na koniec liczysz, ile wydajesz na tych zawodników i mówisz sobie: dobra, spróbujmy z innym trenerem, innym dyrektorem, innym prezesem. I nie dziwi mnie to, bo każdy właściciel musi sam przejść tą ścieżką, żeby przekonać się, że to tak nie działa, że wystarczy wrzucić te wszystkie grzyby do wody i nagle powstaje fantastyczna pieczarkowa. Trzeba dorzucić jeszcze trochę cierpliwości i właściwych ludzi. Trzymam kciuki, żeby w ŁKS-ie tej cierpliwości było więcej, zwłaszcza że byłem bardzo rozczarowany ubiegłym sezonem.

Jednym spośród tych, którzy będą decydować o ewentualnej zmianie trenera, będzie Marcin Janicki, w Katowicach wspominany raczej dobrze, choć czarną kartą w jego CV jest nasz spadek do 2. ligi po golu bramkarza Bytovii w 97. minucie decydującego meczu. Jak oceniasz jego pracę w Łodzi?
Na razie staram się nie oceniać, bo jest zdecydowanie za wcześnie na to, by oceniać pracę wszystkich nowych działaczy, a trochę ich przybyło w Łodzi. Pewne, że piłkarze nie ułatwiają chłopakom roboty – poziom sportowy nie do końca idzie w parze z akcjami marketingowymi czy tymi związanymi z ticketingiem, bo to ma ręce i nogi, natomiast nie ma głowy, bo głową jest wynik piłkarski, dlatego tym ludziom trudniej jest działać. Marcin Janicki to człowiek, którego bardzo cenię i wiązałem z nim duże nadzieje, kiedy przychodził do ŁKS-u. Czekam na efekty jego pracy i czekam dość spokojnie, bo zdaję sobie sprawę, że jest bardzo dużo rzeczy do zrobienia. Jest mnóstwo nowych dyrektorów, a ja czekam, żeby teraz ci dyrektorzy pozatrudniali odpowiednich wykonawców i żeby ci wykonawcy wprowadzili klub na zdecydowanie wyższy poziom organizacyjny. Marcin Janicki to gość, który zna się na robocie i trzymam kciuki, żeby po pierwsze dostał tyle czasu, ile potrzebuje, a po drugie, żeby piłkarze mu za bardzo nie bruździli swoją postawą na boisku.

Masz szczególne wspomnienia z meczów z GieKSą?
Zawsze będę darzył sentymentem stary sektor gości przy Bukowej. To nieprawdopodobne, jak przyjemnie się dopingowało zza bramki jeszcze na starym stadionie, ściana za plecami robiła fantastyczny klimat, do tego mecze – choć z tradycyjną wymianą uprzejmości – odbywały się jednak z dużym szacunkiem z obu stron. To był też jeden z moich pierwszych wyjazdów, a na pewno pierwszy samochodowy, na którym byłem kierowcą. To mógł być sezon 2009/10.

Pamiętam ten mecz. Wygraliśmy 4:1, ŁKS dostał dwie czerwone kartki, a pierwszego gola zdobył Krzysztof Kaliciak strzałem praktycznie z połowy boiska.
Przypominam sobie, że po tym meczu ówczesny prezes ŁKS-u chyba wysyłał Bogusława Wyparłę do okulisty, żeby sprawdził wzrok, bo coraz więcej miał takich pomyłek. Natomiast muszę przyznać, że wtedy wynik nie za bardzo mnie interesował. My byliśmy wtedy w sektorze gości w ok. 1000 osób, był naprawdę świetny doping. I mimo że to były moje początki na wyjazdowym szlaku, to pomyślałem wtedy, że na tym szlaku zadomowię się na dobre. Zawsze wspominam GKS z dużą sympatią, bo tamten sektor gości był godny – to jest naprawdę dobre słowo, bo zapewniał godność wyjazdowiczom, nie jak wiele innych sektorów, w których miałem okazję zasiąść pozniej. No i na pewno też ciepło wspominam… Choć to akurat złe słowo – bardziej pasowałoby zimno, więc zimno wspominam mecz, gdy graliśmy z wami jakoś w końcówce października i było okrutnie zimno. Zasiedliśmy na tym tymczasowym sektorze gości. Pamiętam, że doszło między nami do krótkiej wymiany ognia podczas oprawy pirotechnicznej, dlatego z sektora byliśmy wypuszczani pojedynczo i zajęło to długi czas. Stałem więc w trampkach na mrozie myśląc, co ja mam w głowie, że ciągle chce mi się jeździć. Dzisiaj oczywiście wspominam to już ze śmiechem.

Przy okazji naszego meczu z Widzewem Michał Nibarski podzielił się ze mną anegdotą z czasów waszej rywalizacji w 3. lidze, gdy próbowali przeszkodzić w waszym awansie wymuszając porażkę Widzewa z Drwęcą Nowe Miasto Lubawskie. Pamiętasz tamte czasy?
Jest pewna przyśpiewka, która towarzyszyła mi przez większość młodzieńczych lat: róg róg róg – gol gol gol!, która królowała na początku XX wieku, a potem była trochę zapomniana. Pamiętam, że w tamtym meczu część kibiców Widzewa skandowała ją przy rzutach rożnych Drwęcy, no i od tej pory na ŁKS też ta przyśpiewka wróciła i jest dość często proponowana przez gniazdowych. Pamiętamy to Widzewiakom, ale znam też takich, którzy wypominają to części swoich kibiców uważając, że zwyczajnie nie powinno tak być, że kibicujesz rywalowi, nawet jeśli ten rywal może zaszkodzić twojemu lokalnemu, derbowemu przeciwnikowi. Dlatego tutaj sytuacja była dość niejednoznaczna i nie chciałbym przesadnie krytykować wszystkich Widzewiaków, bo sam nie wiem, jak bym się zachował w odwrotnej sytuacji. Temat na pewno ciekawy i nieco absurdalny, że dwie potężne marki, które rywalizują gdzieś na czwartym poziomie rozgrywkowym, zostały pogodzone przez zespół Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie.

Na Łódź padł już blady strach przed najbliższym meczem, gdy patrzycie na rozpędzającą się maszynę Rafała Góraka?
Nie ukrywam, że trzymałem kciuki za trenera Góraka. Wydaje mi się, że to topowy fachowiec i było mi przykro, że radzi sobie odrobinę słabiej w tym sezonie. Byłem oczarowany tym, jak GieKSa radziła sobie jako beniaminek. Nie skłamię, jeśli powiem, że wiele osób z pewną zazdrością wypowiadało się o tym, co GieKSa robi w swoim pierwszym sezonie, tym bardziej pamiętając, jak wyglądał nasz pierwszy sezon po awansie do Ekstrakasy, zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem. Dlatego cieszę się, że GieKSa się odkręciła, tym bardziej, że ważną postacią u was jest Mateusz Kowalczyk, czyli wychowanek Szkoły Gortata, były uczeń – gość, któremu oczywiście kibicuję.

Wisła Kraków udowodniła, że w Pucharze niemożliwe nie istnieje. To co, może i ŁKS tą drogą trafi do Europy?
Mógłbym odpowiedzieć, że po tym, co zobaczyliśmy w ostatnich meczach ligowych, to pozostało nam skupić się na Pucharze Polski, ale mówiąc serio trzymam kciuki, żeby ŁKS jeszcze coś pokazał w lidze. Na pewno to, czego bym nie chciał, to żebyśmy ten mecz odpuścili, a trochę się tego boję, chyba jak każdy kibic. Jak ostatecznie się to zakończy? Nie wiem, bo trener Grabowski jest w pierwszej kolejności rozliczany z wyczynów w lidze i to dla nas kluczowa sprawa. Ja liczę przede wszystkim na to, że ktokolwiek wyjdzie na murawę, to po prostu pokaże, że ambitnie walczy o miejsce w składzie, a Puchar traktuje tak samo poważnie jak ligę. Sam jestem ciekaw, jak ŁKS do tego podejdzie i chciałbym, aby to podejście było poważne, bo Puchar Polski nie zasługuje na to, jak czasem traktują go kluby.

W pierwszej rundzie dopiero po dogrywce pokonaliście Chrobrego Głogów, a jedną z bramek zdobył Serhij Krykun. Odpracował już bramkę, którą strzelił wam w finale baraży jeszcze jako zawodnik Górnika Łęczna?
Chyba tak. Wiadomo, że tamta historia zatrzymała nas w rozwoju na długie lata. Bez tamtej porażki barażowej ŁKS zupełnie inaczej wyglądałby zarówno dzisiaj, jak i wtedy, po awansie do Ekstraklasy. Jeśli prześledzić nasze losy, to tak naprawdę awansowaliśmy w najbardziej niefortunnych momentach, jakie można sobie wyobrazić, bo za pierwszym razem ten awans robiliśmy wraz z Rakowem, więc drugi spośród beniaminków był bardzo mocny. W dodatku był to sezon reorganizacji, gdy przy dwóch beniaminkach z ligi spadały trzy zespoły. Natomiast kiedy Stal Mielec robiła awans, to już w zdecydowanie bardziej sprzyjających okolicznościach, gdy spadał tylko jeden zespół, w dodatku trafiło się bardzo słabe Podbeskidzie. Takie jest przynajmniej moje wrażenie. Dlatego tym bardziej żal, że kiedy trzeba było awansować po barażu z Górnikiem Łęczna, to tę szansę wypuściliśmy z rąk. Fakt – awansowaliśmy później, ale znowu stało się to w takim zestawieniu, że trudno było nawiązać walkę o utrzymanie, biorąc pod uwagę ograniczenia finansowe, jakie wówczas miał ŁKS. Zadra może już nie tkwi w sercu, ale na pewno Serhij musi się mocno starać, żeby nie przypominać mi o tych słabszych momentach, które ŁKS miał, a on odegrał w tym kluczową rolę.

Czy wśród łódzkich kibiców czuć specjalną mobilizację przed naszym meczem?
Niestety, decydujący jest tutaj termin, który jest wybitnie niesprzyjający. Podejrzewam, że tego nie przeskoczymy i frekwencja nie będzie szalona. Z drugiej strony wydaje mi się, że ci, którzy mają przyjść, to i tak się na tym stadionie zjawią. Martwi mnie jedynie, że przy innych wynikach osiąganych w lidze, zupełnie inaczej również wyglądałby ten mecz pucharowy, bo to zniechęcenie jest jednak mocno wyczuwalne, zwłaszcza u mniej zaangażowanych kibiców. Każdy kolejny miesiąc rozczarowań, a tych mamy już za sobą kilka, a nawet kilkanaście, utrudnia nam działania czysto kibicowskie. Najlepszy dowód to moment, gdy mieliśmy mecz pucharowy z Chrobnym Głogów, a chwilę wcześniej wyjazd, kiedy wracaliśmy na szlak po zakazie, to bilety na wyjazd rozchodziły się w szybszym tempie niż na mecz u siebie. To dobitnie podkreśla, jakie nastroje panują wśród kibiców mniej zaangażowanych, a jakie wśród fanatyków. Więc fanatyków spodziewam się ujrzeć tylu co zwykle, zwłaszcza, że sam będę wśród nich razem z synami, żoną i tatą, natomiast sądzę, że mimo wszystko nie będzie to mecz o rekordowej frekwencji.

Jaki scenariusz przewidujesz we wtorkowe popołudnie przy Alei Unii Lubelskiej 2?
Zupełnie szczerze wydaje mi się, że ŁKS nie jest skazany na porażkę w tym meczu dlatego, że kluby Ekstraklasy o podobnych ambicjach i podobnych celach jak GieKSa, czyli spokojne utrzymanie i niewiele więcej, to raczej ten Puchar Polski mają wpisany jako obowiązek do odbębnienia, a nie szansę na świetną przygodę. Dlatego po losowaniu nawet się ucieszyłem, że skoro mieliśmy trafić na kogoś z Ekstraklasy, to nie jest to ekipa, która zaplanowała sobie w budżecie grę w europejskich pucharach w przyszłym roku i wręcz liczy na to, że przez Puchar Polski uda się pójść drogą na skróty. Myślę, że np. Pogoń i Widzew właśnie w Pucharze Polski upatrują największą szansę na to, żeby w tych pucharach zagrać wcześniej. Dlatego ucieszyłem się, że to GKS, gdzie myślę że nikt nie będzie rozdzierał szat, jeśli okaże się, że to w Łodzi się wasza pucharowa przygoda skończy. A moim zdaniem ŁKS ma sporo jakości piłkarskiej, zwłaszcza po dołączeniu Bastiena Tomy, więc sądzę, że jeśli poważnie potraktuje ten mecz i zagra z takim zaangażowaniem jak w Rzeszowie i będzie miał przy tym odrobinę szczęścia, to nie jest skazany na porażkę. Ale czy powiedziałbym, że wierzę głęboko w to, że Łódzki Klub Sportowy jutro postawi kolejny krok na długiej ścieżce do Stadionu Narodowego? Raczej nie.

Ile jest kilometrów z Łodzi do Skierniewic?
To jest mniej więcej w połowie drogi do Warszawy, więc pewnie będzie jakieś 70-80. Mniej więcej podobna droga z Katowic jak do Łodzi. Odwiedziliśmy z Leszkiem Milewskim Skierniewice, gdy robiliśmy reportaż o ich szalonych pucharowych przygodach. Być może nie będzie to dla was wielkie pocieszenie, ale stoicie w dosyć długim rzędzie drużyn, które były murowanym faworytem, a ostatecznie w Skierniewicach poniosły klęskę. Widziałem gablotę Unii, gdzie obok wszystkich trofeów z niższych lig jest też bardzo dużo gadżetów – koszulek i proporczyków z licznych meczów Pucharu Polski. Więc nie macie powodów do odczuwania zbyt dużego wstydu, bo Unia niejednego zaskoczyła w tych rozgrywkach.

Kto i ile jutro wygra?
Nie lubię tego pytania, bo zawsze muszę się mocno gryźć w język, żeby nie wyjść na totalnego czarnowidza. Uwzględniając to, jak Puchar Polski jest traktowany przez ekipy o pozycji zbliżonej do GKS-u, liczę na walkę, która zakończy się jednobramkowym zwycięstwem jednej z drużyn. A której? Mam nadzieję, że los będzie sprzyjał gospodarzom. Ale czy załamię się totalnie, jeśli okaże się, że to GKS Katowice będzie o krok bliżej Narodowego? No, niestety – aby mnie złamać, trzeba zdecydowanie więcej porażek Łódzkiego Klubu Sportowego.

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga