Dołącz do nas

Piłka nożna

Noty i opisy po Bełchatowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Trudno jednoznacznie ocenić naszych zawodników za mecz z Bełchatowem. Raz, że grali w osłabieniu przez 80 minut, dwa że przez większą część meczu grali bardzo słabo – oczywiście kwestie taktyczne, czyli brak rzucenia się na rywala po czerwonej kartce, miało swoje znaczenie, ale przecież nikt nie zabraniał zawodnikom celnie podawać, nie tracić piłek pokazywać się na pozycję. A jednak ostatni fragment był z wielką walką, ambicją i jakością piłkarską oraz przede wszystkim efektem. Za to duży szacunek! Z chłodną głową oceniamy piłkarzy za cały mecz (dlatego noty nie są porywające), a doceniamy te akcje, które doprowadziły do zwycięstwa. Przypominamy, że noty wystawiamy zawodnikom, którzy grali co najmniej 30 minut.

Rafał Dobroliński – 6,5
Dobry mecz bramkarza, choc przy bramce chyba był minimalnie spóźniony. Grał jednak dośc pewnie i błędów praktycznie nie popełnił. Raz dziwne wyjście poza pole karne – wyglądał jakby nie do końca wiedział, gdzie jest linia. Bardzo dobra interwencja na poprzeczkę po strzale przeciwnika.

Alan Czerwiński – 5
Bełchatów to nie jest jego ulubione miejsce na Ziemi. W pierwszej połowie dał się dwa razy mocno objechac rywalom, niczym Makom w przeszłości. Trzeba go było wyciągac z ziemi korkociągiem. W ofensywie nie błyszczał. Słabszy mecz niż inne w tym sezonie.

Mateusz Kamiński – 6,5
Obrońca zagrał solidne zawody, nic wielkiego nie zawalił, ale też nie grał jakoś wybitnie. Bełchatów jakiegoś większego zagrożenia nie stworzył, a pamiętajmy, że graliśmy w osłabieniu.

Adrian Jurkowski – niesklas.
Jego udział w tym spotkaniu zakończył się już po dziesięciu minutach. Faul taktyczny i ewidentna czerwona kartka. Nie zagra z Sandecją i może to i dobrze, bo będzie okazja przetestowac na dłużej wariant z kimś innym na środku.

Rafał Pietrzak – 6,5
Obrońca grał przez większośc spotkania średnio. Jego stroną ataków rywali nie było w jakiejś wielkiej ilości, ale zdarzyło się, że nie wrócił odpowiednio szybko na swoją pozycję. Jak zwykle ostatnio szwankowały stałe fragmenty gry. W drugiej połowie rozegrał się i wypracował pierwszą bramkę – zwłaszcza podobał się zwód na prawą nogę.

Adrian Frańczak – 4
Tradycyjnie, czyli bardzo słabo. A mogło byc dobrze, bo podał dobrze prostopadle do Goncerza, ale był spalony. Ponadto fatalne dośrodkowania, po których piłka nie przechodzi nawet pierwszego rywala.

Povilas Leimonas – 6
Generalnie dobry mecz, ale na jego ocenę rzutuje fatalna strata w 10. minucie, po której Jurkowski ratował się faulem i czerwoną kartką. Na plus ofiarna interwencja przed bramką po strzale Rachwała.

Łukasz Pielorz – 6,5
W zasadzie zagrał to, co zazwyczaj, czyli ani bardzo źle, ani specjalnie dobrze. Próbował strzałów z dystansu, początkowo bez sukcesu. Ale strzał na 2:1 – klasa. Technicznie, przy słupku, taki rogal. Brawo! Okazuje się, że potrafi! Dodajmy, że bardzo dobrze rozprowadził tę akcję podaniem do Januszkiewicza.

Wojciech Trochim -5
Wybitny mecz to nie był… W pewnym fragmencie meczu notował stratę za stratą i to takie niepotrzebne, na kontry. W ofensywie nie pokazał nic wielkiego.

Daniel Ciechański – 3
Miał byc młodzieżowiec w polu i był. Bardzo słaby był. Do tego miał byc szybki, a biegał, jakby miał kule przywiązane do nóg. Nie pokazywał się na pozycjach. Najsłabszy.

Grzegorz Goncerz – 7
Bardzo dobre wycofanie do Pielorza przy drugiej bramce, a wcześniej świetnie ustawił się w polu karnym do podania od Januszkiewicza. Przy pierwszym golu idealne podanie na skrzydło do Pietrzaka. Szkoda, że był ten spalony po podaniu Frańczaka. No i tego woleja niedaleko obok słupka. Bezsensowna czerwona kartka na koniec. Zabraknie go w jednym lub nawet dwóch meczach. Ale bardzo ważny udział przy obu bramkach.

Paweł Szołtys (grał od 61. minuty) – 6
Nieoczekiwanie dostał szansę i zagrał trochę lepiej niż w swoich poprzednich meczach. Nie było rewelacji, ale jako młodzieżowiec spisał się dużo lepiej niż Ciechański.

Aleksander Januszkiewicz (grał od 61. minuty) – 6,5
W zasadzie można go pochwalic za jedną akcję – wejście prawym skrzydłem i dobrze wycofanie do Goncerza zaowocowało zwycięską bramką. Czyli był bardziej efektywny niż Frańczaka.

Filip Burkhardt (grał od 68. minuty) – niesklas.
Dobra zmiana. Rezerwowy wchodzi i strzela gola, mimo biegunki. Miejmy nadzieję, że to zwyżka formy piłkarskiej i mentalnej zawodnika. Trzeba przyznac, że jego wejście pomiędzy obrońców przy akcji bramkowej było fenomenalne.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


9 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

9 komentarzy

  1. Avatar photo

    kibic

    6 września 2015 at 13:28

    Noty z kosmosu do 75 minuty nalerza im sie 1,i 2 a potem o nie kturym dociagniete do 3 i 4 i to sa realne noty na jakie zasluguja

  2. Avatar photo

    kibic2

    6 września 2015 at 14:26

    Noty wyssane z palca do 70 min wszyscy na 1-2. Super, że mecz wygraliśmy ale oceny totalnie nieobiektywne. Pietrzak 6,5? w pierwszej połowie nie istniał, co zauważyli komentatorzy. Leimonas 6? za stratę piłki co skutkowało bramką dla Bełchatowa? Nie wiem skąd takie wysokie noty dla całej drużyny, tym bardziej, że komentatorzy bezlitośnie wytykali błędy naszej drużyny.

  3. Avatar photo

    Blazej

    6 września 2015 at 14:47

    Skoro taktyka było przetrwać pierwszą połowę bez bramki na 0:2 to jak miał Pietrzak istnieć?

  4. Avatar photo

    Misiek

    6 września 2015 at 18:05

    Fuksem wygrana… Noty z kosmosu.

  5. Avatar photo

    hanibal

    6 września 2015 at 19:40

    Ważne liczy się wynik a nie noty,nawet niech będą same jedynki,ale w końcu wygrany mecz i to się liczy,potrzebne są punkty, na lepszą grę dla oka przyjdzie cza.

  6. Avatar photo

    lol

    6 września 2015 at 22:08

    przestaje czytac bo noty z kosmosu . dziadowska gra i dziadowska ocena . nie ten mecz i nie ci zawodnicy

  7. Avatar photo

    Sebastian

    7 września 2015 at 07:32

    Chu* z notami , To indywidualny punkt widzenia autora który nie jest z pierwszej łapanki więc może basta z tymi uwagami. Za emocję w końcówce dla każdego 10 ! W końcu czułem dumę po meczu że jestem GieKSiarzem.

  8. Avatar photo

    Anty GRZYB

    7 września 2015 at 09:54

    do Sebastian pelna zgoda ze autor fachowiec ze autorska ocena ale skoro puscil to na forum to poddaje sie naszej ocenie i komentarzom. Ci ktorzy sledza te noty opisy plusy i minusy od dawna wiedza bo sam autor to kiedys napisal ze jest w tych ocenach litosciwy i podnosi je zbyt czesto. Na przylkadzie pitrego gdzie z jego ocenami nigdy zgodzisc sie nie potrafilem bylo widac ze oceny naciagane a teraz najgorszym okresleniem dla zawodnika jest ZPITRZYLES SIE. Ale podkreslam raz jeszcze doceniam fachowosc autora w tematyce ogolnej Gieksa.

  9. Avatar photo

    Kemot

    8 września 2015 at 23:50

    Upss. Czytam to dopiero teraz i oczom nie wierzę. 6,5 dla Szołtysa, a czy on sie spotkał z piłką w tym meczu? Widziałeś jaki miał „sprint” w akcji przy drugiej bramce (miał chłopa na plecach?). Porażka te noty. Jaki redaktor takie noty.

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Adrenalina i wystrzały endorfin

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Cóż to był za mecz! To właśnie dla takich chwil warto być kibicem. Wiadomo, że czasem się wygrywa, czasem przegrywa, w końcówkach meczów jest nadzieja na odrobienie strat czy utrzymanie wyniku, a bywa i tak, że po pierwszej połowie jest pozamiatane w jedną czy drugą stronę. Co jakiś czas zdarza się natomiast mecz-perełka. Zwroty akcji, piękne bramki, kapitalne interwencje bramkarzy, a w dobie VAR, te momenty napięcia, a potem euforii lub rozczarowania. Na Nowej Bukowej wczoraj było wszystko. Naprawdę – nie skłamię, jeśli powiem, że był to jeden z najbardziej emocjonujących meczów, na których byłem.

Ile tam się działo… Najpierw dominacja GieKSy, znów nawałnica imienia Stałych Fragmentów Gry, kilka okazji bramkowych. Strzały z dystansu Nowaka czy Kowalczyka. Wybita piłka z linii po uderzeniu głową Zrelaka. I nagle – szok. Jedna kontra Radomiaka – ale jaka! Na pełnej szybkości, na sprincie, z przewagą. Szybki zwód Balde i piękny strzał w boczną siatkę od wewnętrznej strony. Kudła bez szans. I GieKSa dalej cisnęła swoje, znów okazje i szybko bramka wyrównująca.

A to co zrobił Bartosz Nowak to był prawdziwy majstersztyk. Inteligencja zawodnika, ale też decyzja o podjęciu ryzyka niekonwencjonalnego zagrania. I to wykonanie. Rzut wolny godny mistrzów. Na powtórkach jeszcze lepiej to wygląda niż było na żywo. Bo tutaj nie tylko technika się liczyła. Odległość była naprawdę spora i żeby nie dać szans świetnemu przecież wczoraj Majchrowiczowi, musiał tę piłkę uderzyć naprawdę mocno. Perfekcja.

A po chwili łyżka, a w sumie to spora łycha dziegciu w tej beczce felietonowego miodu. GKS znów traci bramkę w ostatnich pięciu minutach połowy. No ludzie, zlitujcie się i utrzymujcie tę koncentrację, bo ileż można? W dwunastu ostatnich meczach to już trzynasta bramka stracona pięć lub mniej minut przed końcowym gwizdkiem. Naprawdę sztab trenerski i ludzie odpowiedzialni za „fizykę” powinni każdemu zawodnikowi dać tabletki z kofeiną czy kostki cukru, do zażywania około 30. minuty meczu, żeby nie zasypiać pod koniec pierwszej czy drugiej połowy. Bo to zbyt powtarzalne, żeby nic z tym nie robić. Do diabła! Arsene Wenger tak kiedyś robił w Arsenalu, przed meczami, co prawda potem po tej kofeinie zawodnicy latali do kibla, ale to szczegół.

Koniec dziegciu, wracamy do miodu. Nawet po straconej bramce na 2:2 katowiczanie jeszcze mieli świetną okazję, ale znanym tylko sobie sposobem Majchrowicz fenomenalnie wyciągnął ręką piłkę po strzale Kowalczyka. Mamy trochę pecha do interwencji bramkarzy w tej rundzie, bo przecież bardzo podobną obronę zaliczył Kacper Tobiasz, gdy przy Łazienkowskiej uderzał jego imiennik – Łukasiak.

Po przerwie już tyle bramek nie było, ale nadal GKS grał dobrze. No i wisienką na torcie było piękne uderzenie Marcina Wasielewskiego. I tu podobnie jak przy golu Nowaka, bramka jest jeszcze piękniejsza, gdy ogląda się ją na powtórkach, zwłaszcza tych zza bramek. Sposób, w jaki zgasił tę uderzoną przecież z powietrza piłkę, jak futbolówka płasko, a jednocześnie z rotacją, poleciała do bramki… palce lizać, to golazo.

Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę wielu kibicom, że nasz zawodnik nazywa się Marcin WasiElewski. Tam jest „e” w środku, w odróżnieniu od Marcina Wasilewskiego, byłego reprezentanta Polski, zawodnika Anderlechtu i Leicester. Tak, ten co grał w Belgii i Anglii był w GKS kiedyś na testach, nawet załapał się na przedsezonową drużynową fotkę, ale do GKS nie trafił. Więc jak coś to nie on. A piszę o tym dlatego, po przy skandowaniu nazwiska po golu czy przy czytaniu składów, mocno przebija się jeszcze nieprawidłowo wykrzykiwane nazwisko naszego ofensywnego obrońcy. Więc dodawajcie tam to „e”.

Co do gola Marcina, chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na zachowanie Mateusza Kowalczyka, który rozprowadzając tę akcję był faulowany, ale zdecydował się utrzymać się na nogach i dzięki temu padła bramka. To jest ta waleczność!

To nie był koniec emocji. Zamarliśmy, gdy Tapsoba strzelił bramkę na 3:3, a ja niemal wpadłem w wewnętrzną furię z powodu n-tego straconego gola w końcówce. Można było już zaczynać psioczyć, że znów grając dobrze, zwycięstwo nam się wymyka na sam koniec.

A potem mieliśmy piłkarskie ASMR. Osobiście jestem absolutnym fanem doznań słuchowych na stadionach. Nie chodzi mi jednak stricte o doping, tylko niuanse, zmiany dynamiki odgłosów reakcji trybun. I wczoraj to było coś absolutnie kapitalnego. Prześledźcie sobie w transmisji z meczu czy filmik z decyzji sędziego po VAR. Wygląda to tak, że sędzia podbiega do monitora i w tym czasie kibice GKS lekko, ale śpiewają, bębniarze walą w bębny. Arbiter odbiega od monitora i było wiadomo, że zaraz będzie decyzja. Nagle robi się nienaturalna, niemal absolutna cisza, bębny przestają brzmieć – w powietrzu czuć ogromne napięcie i nadzieję. Sędzia pokazuje gest ekranu i anulowania gola i momentalnie, z tej ciszy, niczym eksplozja bomby, stadion wybucha euforyczną radością. Ten ryk był większy niż przy golach. Coś absolutnie wspaniałego.

Sędzia Tomasz Kwiatkowski to ciekawy przypadek. Gdy robiłem newsa o arbitrze na to spotkanie, zapomniałem dać wzmianki, że oprócz meczów GKS, sędziował też jeden niezwykle istotny dla naszego klubu pojedynek. Przedostatnia kolejka sezonu 2023/24 i pamiętne derby Trójmiasta, kiedy to jedynie zwycięstwo Lechii dawało nam realną szansę na awans. Doliczony czas gry, sędzia wzywany do VAR-u, aby sprawdzić potencjalny rzut karny dla Arki. Gdy byliśmy już pewni, że jedenastka dla gdynian będzie podyktowana, a nas czekają baraże, sędzia wykonał gest pokazujący, że karnego nie będzie. I wczoraj dokładnie, z identyczną ekspresją ten gest powtórzył. Piękne dla nas deja vu.

A potem było już nerwowe oczekiwanie na końcowy gwizdek. Rzadko kiedy, ale ciężko było mi usiedzieć na miejscu, więc musiałem sobie stukać o pulpit. A gdy ostatnia para z ust arbitra poszła, stadion ogarnęło wielkie szczęście. GieKSa wygrała mecz!

„Kibice to tygrysy, a takie mecze tygrysy lubią najbardziej” – powiedział Rafał Górak na konferencji, gdy spytałem go o wagę takich właśnie spotkań dla budowania drużyny. Nie da się ukryć, nawet jeśli piłkarze i trenerzy przykładają dużą wagę do taktyki, tych wszystkich półprzestrzeni, faz przejściowych i trzecich tercji, to to, co buduje całą otoczkę futbolu, jako dyscypliny sportowej, to właśnie takie spektakularne emocje, radości, rozpacze, ale właśnie też mecze z tak wielkim napięciem, jak wczoraj. Ktoś powie – fajnie by było mieć drużynę, która dominuje w lidze. Jednak zastanawiam się, czy naprawdę byłoby ciekawe być takim kibicem Celtiku czy Rangersów, którzy w lidze ekscytujące mecze mają tylko między sobą, a tak poza tym to w kraju wszystkim dają oklep, a w Europie od wszystkich dostają oklep? Nuda straszna. My też tej nudy doświadczaliśmy. Przecież nawet w pierwszej lidze przez wiele, wiele lat, takie mecze był rzadkością.

W końcu tego Radomiaka pokonaliśmy. Poprzedni sezon – wiadomo, nieudana inauguracja, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy, czym tę ligę się je. W Radomiu mecz, który mogliśmy zarówno wygrać, jak i przegrać. Ja pamiętam jeszcze starcie z Radomiakiem w Pucharze Polski – też przegrane. Dlatego w końcu przełamaliśmy tego rywala. To też się ceni. I to mimo wspomnianej dyspozycji Majchrowicza, który Nowej Bukowej nie będzie wspominał dobrze, bo przecież chłopak przeżywał euforię kibiców GKS za swoimi plecami już w marcu, gdy przyjechał tutaj na otwarcie nowego stadionu, jako piłkarz Górnika. Zastanawiałem się przez chwilę, czy to jedyny piłkarz przeciwników, który już dwa razy zdążył polec na Nowej Bukowej, ale przypomniało mi się, że jest przecież jeszcze Dawid Abramowicz.

Było trochę kontrowersji w tym meczu, ale nie wydaje się, że były one aż tak oczywiste, żeby trener Joao Henriques aż tak płakał. Szczerze mówiąc widziałem go jako szkoleniowca stonowanego, poukładanego, a teraz zaczyna przeżywać syndrom oblężonej twierdzy. Już po poprzednim którymś meczu był bardzo nieprzyjemny dla dziennikarza na konferencji prasowej, dodatkowo przejechał się po arbitrze Wojciechu Myciu, rzucając jakieś kuriozalne teksty o swoich rodzicach. Tutaj też lekko zaczepnie potraktował redaktora Karola Bugajskiego, a jednocześnie nie chciał powiedzieć wprost, że chodzi mu o sędziów. Wygląda na to, że trener Henriques lekko odpływa i nie zdziwię się, jak zawinie niedługo manatki.

Zwycięstwo było ze wszech miar ważne. Nie tylko ze względu na punkty, choć zaraz do tego przejdę, tylko z powodów mentalnych. Schodzenie na przerwę reprezentacyjną po zwycięstwie to moment bardzo ważny, można odetchnąć, można odpocząć, w relaksie przyglądać się sobotnim i niedzielnym meczom tej kolejki. A co do punktów? Nagle okazuje się, że po siedmiu kolejkach mamy zaledwie jedno oczko mniej niż rok temu. A przecież 12 miesięcy temu byliśmy choćby po spektakularnym triumfie nad Jagiellonią. Choć przyznam, że to poprzedniego sezonu nie wiedziałem, ile ważą trzy punkty w piłce, to teraz deficyt tego jednego oczka jest niewielki. Mam w głowie takie dwa progi – jeden pewnej elementarnej przyzwoitości to średnia 1 punkt na mecz. To dawałoby w ostatecznym rozrachunku 34 punkty na sezon. Raczej za mało, żeby się utrzymać (choć akurat w poprzednich rozgrywkach spadku by nie było), ale jest to liczba dająca punkt wyjścia. Drugi próg to 38 punktów, który według mnie daje 95% szans na utrzymanie. Więc ten pierwszy stopień już mamy. Teraz należy go po prostu nie wytracić.

To był 300. mecz Rafała Góraka, a więc piękny jubileusz uczczony zwycięstwem. Co to jest za historia trenera w GieKSie. 76 meczów w pierwszej kadencji i aż 224 w obecnej. Historia filmowa, naznaczona nauką zawodu na szczeblu pierwszej ligi, potem już jako dojrzały szkoleniowiec przebrnięcie przez wszystkie plagi tego świata, aż do momentu w którym jest obecnie. Pięknego momentu, bo w ekstraklasie. Oczekujemy, żeby na 400. mecz było Mistrzostwo Polski. No dobra… niech będzie przynajmniej Puchar Polski.

Przed nami teraz chwila odpoczynku. Za dwa tygodnie gramy w Gdańsku z Lechią. I tutaj dwie kwestie, z których obie poruszyłem na konferencjach po meczu w Zabrzu i wczoraj. Przede wszystkim trzeba zrobić coś, żeby zacząć lepiej grać i punktować na wyjazdach. To duży problem już od wiosny, bo tam też w pewnym momencie dostawaliśmy regularny oklep w delegacjach. Druga sprawa to kwestia typowo motywacyjna, niezależnie od lokalizacji meczu. Z Arką i z Radomiakiem to też były tygrysy, drapieżne, walczące, tłamszące przeciwnika. A w Zabrzu zaledwie takie milusie kotki. Trzeba więc podziałać tak, aby ta agresja była na przyzwoitym poziomie niezależnie od meczu. Bo to, że w piłkę ta drużyna grać potrafi – pokazała już w tym sezonie. Gdy nasz zespół przyciśnie przeciwnika, mamy naprawdę dobrą ofensywę. Do poprawy oczywiście jest też ta gra obronna, bo nie można grać tak dobrze i tracić tyle bramek.

Powtórzę – piękne to było widowisko i znakomita GieKSa. Dla takich meczów warto być kibicem. Jeśli dla takiego starego pryka, jak ja (no dobra, nie takiego starego) mecz potrafi nadal wzbudzić tyle emocji, to wiedz, że coś się dzieje.

A jeśli bębniarze, którzy walą w te bębny niezależnie czy GKS zdobywa czy traci bramkę, nagle zastygają w bezruchu, gdy sędzia ma ogłosić decyzję VAR – to wiedz, że coś się dzieje do kwadratu.

Eksperci w Canal Plus nie mogli się nachwalić tego spotkania. To prawda. Ten mecz to była sól piłki nożnej.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga