Felietony
Oczyszczona szatnia = optymizm!
Wydawało się, że przyszły sezon będziemy mogli spisać na straty. Pewne sygnały dochodzące z klubu były mocno niepokojące. Dopiero co zakończyły się poprzednie rozgrywki, oczekiwaliśmy wietrzenia szatni. Zaraz po meczu z Arką ogłoszono, że trenerem GKS Katowice pozostanie Piotr Piekarczyk. Potem mieliśmy nadzieję na zmiany wśród piłkarzy…
Generalnie wybór tego szkoleniowca był najlepszym z możliwych/dostępnych. Oczywiście, każdy by chciał, żeby do GKS przyszedł trener, który jest w rytmie pracy i który odnosił sukcesy w ostatnim czasie. A tu nagle na ławkę wraca szkoleniowiec, który ostatni raz GieKSę prowadził w sezonie 2007/08 i pojawiły się wątpliwości, że będzie stosował metody z lat 90.
Jest to oczywiste przyczepianie się. Tak samo, jak czepianie się stylu gry GieKSy w ostatnich meczach. Niektórzy kibice uważają, że Orzech zastosował taktykę „bij, a leć” i że nie da się na to patrzeć. Nie wiem naprawdę jak zadowolić osoby, które nie potrafią dostrzec chociażby tego, że nasz zespół w ostatnich trzech meczach zdobył 7 punktów i zaliczył bilans bramkowy 6:0. Naprawdę w perspektywie wieloletniego marazmu trzeba być mistrzem czepialstwa i malkontenctwa, żeby mieć jakieś wielkie „ale” do gry i wyników Piekarczyka. Oczywiście – były słabsze mecze, była fatalna postawa w meczu z Arką. Ale na przestrzeni lat takich meczów katowiczanie mieli multum, a my zamiast skupić się na tym, co dobrego Orzech wprowadził – szukamy dziury w całym. Przecież oprócz tej końcowej serii potrafił wygrać bardzo trudny mecz w debiucie w Głogowie, a potem odprawić z kwitkiem Olimpię u siebie. Nawet w Ostródzie, gdzie zespół przegrał – rozegrał dobry mecz, a mankamentem była jedynie nieskuteczność. W całym kontekście przejęcia rozbitej klęską z Zagłębiem drużyny, można naprawdę być zadowolonym z osiągniętych przez trenera wyników i gry zespołu. Jeśli ktoś się na ten moment czepia, to uważam, że jest to czepianie się dla zasady.
Nie wiemy tak naprawdę, jaki warsztat na dzisiejsze czasy ma szkoleniowiec. Wiemy natomiast, że na piłce i taktyce zna się jak mało kto i choćby to, że oprócz epizodów Nawałki i Moskala to właśnie za Orzecha – i to w pierwszym sezonie na zapleczu ekstraklasy – GieKSa grała najlepszą piłkę i wtedy dla nas wielką porażką było to, że z walki o ekstraklasę odpadliśmy pod koniec kwietnia. Następne lata nauczyły (albo przynajmniej powinny były) pokory – bo przecież potem nie liczyliśmy się w grze o promocję czasem już na jesieni. To za Orzecha GKS wygrywał u siebie ze Śląskiem, Arką czy remisował z Piastem po dobrym meczu – czyli z ekipami, które awansowały do ekstraklasy. W kolejnych sezonach takie mecze to w cuglach, ale przegrywaliśmy. Tak naprawdę trudno sobie pewnie niektórym przypomnieć ten pierwszy sezon po awansie z trzeciej ligi. Nie był idealny, ale był jednym z najlepszych przez te osiem lat. Część kibiców to pewnie w ogóle tamtego sezonu nie pamięta, więc łatwo jest im wieszać psy na Orzechu.
Oczywiście to nie tyczy się wszystkich, bo jest sporo osób, które tę decyzję uznały za pozytywną. I tak należy do tego podchodzić. Dużo lepszy Piekarczyk niż jakiś no name z niższej ligi czy niektórzy wymieniani w mediach trenerzy, którzy tak naprawdę to raczej nieraz rozwalają szatnie zespołów, w których są trenerami niż potrafią zrobić coś pożytecznego.
Ja osobiście byłem usatysfakcjonowany tym, że pierwszy trener będzie ten, a nie inny. Jednak docierały do nas informacje, że może się na tym wizerunku pojawić poważna rysa. Jak wiemy rok temu z klubu pozbyto się zawodników, którzy odpuścili całą rundę wiosenną. Niestety z niewiadomych względów pozostał w drużynie ostatni z popularnych „hamulcowych”, będący jednocześnie najważniejszym piłkarzem i kapitanem zespołu. Rok temu Przemysława Pitrego dotknęła jakaś niebywała taryfa ulgowa, bo jeśli kogoś było nazywać „hamulcowym”, to na pewno także jego. Niestety zawodnik pozostał w klubie i było to o rok za długo.
Tak jak już nieraz pisałem – nie chodzi o to, że ci zawodnicy specjalnie odpuszczali mecze. Chodzi o to, że nie angażowali się na tyle na ile powinni, lekceważąco podchodzili do swoich obowiązków i dawali z siebie 20%. Niestety Pitry w tym sezonie robił dokładnie to samo. Jego znakiem rozpoznawczym było spowalnianie gry, jakieś dziwne rozegrania, kółeczka, a także z czasem coraz większa ilość głupich strat w środku boiska wynikających ni mniej, ni więcej, co z nonszalancji. Skuteczność piłkarza spadła w sposób drastyczny i o ile jeszcze 2-3 lata temu wiązał krawaty na pierwszoligowych boiskach, to w ostatnim czasie było coraz gorzej.
Perspektywa, że ten wypalony zawodnik zostanie na dłużej w GieKSie była przerażająca. Przecież kapitan to ma być także przykład dla młodych zawodników, a swoją postawą tylko udowadniał, że można się opierniczać i nie będzie z tego powodu żadnych konsekwencji. Naprawdę bałem się, że zostanie, a to by oznaczało, że w klubie panuje jedno wielkie przyzwolenie na taką postawę, a w efekcie awans byłby po prostu kwestią ewentualnego cudu.
Dlatego niezmiernie ucieszyła mnie wiadomość, że – mimo wszelkich znaków na niebie i ziemi – kolejny kontrakt z Pitrym podpisany nie został. Atmosfera i szatnia została oczyszczona i można budować nową, lepszą przyszłość, że się tak po politycznemu wyrażę.
Pozostałe „pożegnania” w GieKSie również utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Z całym szacunkiem do Kamila Cholerzyńskiego, który jest kibicem GieKSy, ale przez te wszystkie lata był on symbolem i synonimem zmarnowanego talentu oraz absolutnej stagnacji, a wręcz cofania się w rozwoju. Kufel był coraz słabszy i dodatkowo jemu zdarzały się dziwne zachowania na boisku o znamionach odpuszczania. Tak więc i jego pozostanie byłoby pokazaniem, że w klubie tolerujemy tę przeciętność, ten marazm, którego Kamil był jednym z symboli.
Pozostali zawodnicy, którzy opuszczają nasz klub nie mieli już większego wpływu na postawę zespołu na boisku. Antonin Bucek generalnie się nie sprawdził, choć kilka dobrych meczów zaliczył. Pozostali byli praktycznie rezerwowymi, którzy jednak w różnych okresach czasu dostawali sporo szans, ale zupełnie nie spełnili oczekiwań i okazali się niewypałami.
Szczególnie cieszy, że pozbyto się z klubu największego darmozjada w historii GieKSy. Bo o ile tacy zawodnicy jak Pitry, Wróbel, Fonfara zrobili jednak w pewnym okresie dla zespołu coś dobrego, to Piotr Petasz okazał się jedną z największych pomyłek. Nie ma co wnikać w brak jego zaangażowania ogólnie na meczach i treningach, ale apogeum jego postawy był mecz z Zagłębiem Lubin, o którym napisano już wszystko. Takiego sabotażu, takiego odpuszczenia meczu nie było w GieKSie chyba nigdy. I o ile na przykład takiemu Pitremu – mimo wszelkich negatywnych słów na jego temat – należy oddać, to co swego czasu dla GieKSy zrobił, tak Petasz okazał się olbrzymią pomyłką i oby już nigdy kogoś takiego w naszym klubie.
Podpisano natomiast nowe kontrakty z kilkoma zawodnikami. Zostaje Sławomir Duda, który jednak musi mocno popracować i odbudować dyspozycję, która swego czasu miał. Potrafił grać twardo w środku boiska, a znaliśmy go także jako strzelca. W ostatnim sezonie mocno się zatracił, ale nowa umowa to szansa na wskoczenie ponownie na dobry poziom, czego mu życzymy. Cieszy też podpisanie kontraktu z Kamilem Bętkowski. Wydawało się, że trener Piekarczyk niespecjalnie widzi dla niego miejsce w zespole, ale jednak Kamil szansę dostanie. Na jego barkach może spoczywać spora odpowiedzialność, bo w środku boiska może być reżyserem gry. Potencjał ma – to jest pewne i szkoda, że dyspozycji z meczu w Siedlcach nie utrzymał dalej. Ale będzie miał na to okazję w nadchodzącym sezonie. Oczywiście umowa też została podpisana z Mateuszem Kamińskim, który w przekroju sezonu po Goncerzu był może drugim najlepszym zawodnikiem.
Do klubu zaczynają też przychodzić nowi zawodnicy, jak utalentowany Wojciech Jurek czy doświadczony Maciej Bębenek. Widać więc, że zespół również powoli się wzmacnia i zwłaszcza przyjście szybkiego i przebojowego Bębenka może napawać optymizmem.
Jak cienka granica jest pomiędzy pesymizmem, a optymizmem co do nadchodzącego sezonu pokazały wspomniane informacje. Szatnia została wyczyszczona z zawodników będących symbolem ostatnich kilku fatalnych lat. Naprawdę, gdy wyobrażam sobie, że mogli zostać, aż się wzdrygam. Miałbym poczucie, że znów jestem na meczach, znów działam, ale jest to tak mega beznadziejne, bez przyszłości.
Nadzieja jednak wraca, szatnia jest praktycznie czysta i należy znów wierzyć. Szatnia jest czysta, mamy dobrego trenera, powoli pojawiają się wzmocnienia. Oczywiście to nie oznacza sukcesów z automatu, ale zwiększa to jednak prawdopodobieństwo, ze taki sukces będzie.
I naprawdę pomóżmy klubowi, pomóżmy zespołowi. Od początku sezonu znowu mobilizacja, znowu wiara w dobre wyniki i znowu… pompowanie balona!
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.



marek
16 czerwca 2015 at 14:40
Ja jestem bardzo ciekawy, dlaczego w kwestii nowego trenera nie było w ogóle tematu Brosza. Ktoś wie, czy klub w ogóle brał go pod uwagę, w ogóle z nim rozmawiał, oferował mu coś?
dzdzdz
16 czerwca 2015 at 18:04
a na cholere inny trener niż Piekarczyk? Nie przyszedł Ojrzyński, Urban to on zostaje . Po co nam kolejny trener pokroju Stawowego czy Skowronka, Moskala… da sie wymieniać do skutku.
Irishman
16 czerwca 2015 at 23:23
Świetnie napisane! To jest tak, że jak się remontuje dom, a zostawi butwiejącą podłogę albo jakieś przeżarte wilgocią ściany to niedługo trzeba cały remont powtarzać od początku. Tak zrobiliśmy rok temu i to nam groziło teraz. Na szczęście ktoś w klubie poszedł po rozum do głowy i wielka chwała mu za to!
Nareszcie skończyliśmy stosować półśrodki i dlatego ten optymizm faktycznie wraca!
MarianoItaliano
17 czerwca 2015 at 22:11
Wojciech Trochim 🙂 bardzo dobry piłkarz
Sebastian
18 czerwca 2015 at 14:00
Można zrzucić winę na trenerów, ale nasuwa mi się jedno powiedzonko „w gównie to i dżepetto nie wyrzeźbi”. A co do przyszłego sezonu to mam nadzieję zobaczyć w końcu na Bukowej tych kilkanaście tysięcy ludzi którzy polubili akcję stadion dla Katowic. Bo kliknąć „lubię to” każdy potrafi ale poprzeć to czynem to już sztuka na którą większości niestety kurwa nie stać…
PS. Genialny felieton, jak zwykle zresztą 🙂
kibic
18 czerwca 2015 at 16:06
Kazdy z nas mazy aby na bukowa wrucili kibice a stadion sie zapelnil ,niestety jestem realista i w to nie wierze do puki w klubie nie nastapia zmiany,potrzeba przebudowac konkretnie druzyne,sciagnac pilkarzy dla kturych ludzie beda chodzili na mecze,ale na radzie dwa transfery i to wedlug mnie wzmocnienie tylko druzyny rezerw niw 1 skladu,kiedy wreszcie Cygan dotrzyma slowa i zacznie budowac druzyne,przeciesz przes ostatnie lata nas tylko oszukuje,gdzie sa kibice dlaczego nikt nie zwraca sie do zarzadu aby okreslili plany na przyszlosc i sklad druzyny ,poco nam w klubie pilkarze z innych druzyn co nie graja w obecnych drurzynach lub z nizszych lig pilkarze co zatykaja tylko dziury,czyh w klubie ktos odpowiada za szukanie pilkarzy przeciesz mozna znalesc zawodnikow na wschodnim rynku lub w czechach,mam nadzieje ze wreszcie cos sie zmieni bo ludzie maja dosc Cygana,zarzadu i paru kolesi kibicowskich co stoja murem za tym co jest obecnie,nikt juz niechce ogladac przyjezdrzajacych wsiokow do Katowic a do tego jeszcze nas ogrywaja,aby znowu po paru meczach nie bylo trzeba robic zmian,niech ktos w klubie podejmie meska decyzje nadszed czas abysmy wrucili do ekstraklasy innego wyjscia niema,jesli niechca nic robic to przegonmy tych darmozjadow zyjacych z kasy miasta