Z przyjemnością się na to patrzyło. GieKSa po wysokiej wygranej w Pruszkowie pojechała na kolejny wyjazd i znów pewnie pokonała rywala, ładując mu kilka bramek. To był taki mecz, że ani przez chwilę nie czuliśmy, że wygrana jest zagrożona. Katowiczanie po prostu totalnie zdominowali rywala i nie pozwolili mu na nic.
Nie ma znaczenia, że Wisła była po prostu słaba. Choć naprawdę można przecierać oczy ze zdumienia, jak ten zespół mógł tak dobrze zagrać jesienią na Bukowej. Nieważne. GieKSa potrafiła tę słabość wykorzystać i w końcu mieć instynkt zabójcy – mając przeciwnika na łopatkach – udało się go po prostu dobić, strzelając trzecią bramkę.
To był zupełnie inny mecz niż w Pruszkowie. Tam GKS trochę bił głową w mur w pierwszej połowie (ale tylko trochę), natomiast udało się przed przerwą zdobyć gola. Po bramce kontaktowej Znicza przez chwilę martwiliśmy się o wynik. W Puławach od początku była dominacja, szybko strzelone dwie bramki i mniejsza lub większa kontrola nad dalszym przebiegiem spotkania.
Tydzień temu zarzuciliśmy naszemu zespołowi niedojrzałość i nie wycofujemy się z tego, jeśli chodzi o tamten czas. Rzeczywiście tej dojrzałości od początku roku bardzo nam brakowało, przegrywaliśmy wygrane mecze, nie wykorzystywaliśmy słabości rywala – piłkarskiej (Stomil) czy mentalnej (Zagłębie). Okazało się też, że dwa tygodnie pomiędzy Zagłębiem, a Podbeskidziem nie wystarczyło na nabranie tej dojrzałości. Za to po potyczce z Góralami nasz zespół przeszedł metamorfozę i – jak widać – porządnie odrobił zadanie domowe.
Mecz w Puławach nie był idealny, mieliśmy momenty, z których nie mogliśmy być zadowoleni. Mowa o okresie po zdobyciu drugiej bramki, kiedy GKS przestał grać swoje, pojawiało się sporo głupich błędów, ale także momenty nonszalancji w rozegraniu. A jednak – w poprzednich spotkaniach kosztowało nas to utratę bramek i punktów, tym razem udało się ten moment przetrwać i samemu strzelić trzeciego gola.
Ten pojedynek pokazuje, że postęp dokonał się także w stosunku do jesieni. Mimo dobrej zdobyczy punktowej wówczas, do końca wielu meczów musieliśmy drżeć o wynik. Pamiętamy przecież końcówki z Wisłą właśnie, Stalą Mielec, Pogonią Siedlce czy Olimpią Grudziądz, gdzie do końca musieliśmy drżeć o wynik. Wynikało to oczywiście z małej ilości zdobywanych goli. Tym razem – zarówno w Pruszkowie, jak i Puławach – chwilę przed końcem mogliśmy już dopisać sobie trzy punkty.
Kilka rzeczy naprawdę cieszy. Trzeci mecz z rzędu, w którym Gonzo strzela gola, choć jakieś mamy dziwne uczucie z tym związane, bo to dokładnie ta sama seria meczów, co na jesieni, a potem kapitan się zablokował. Miejmy nadzieję, że tym razem tak się nie stanie i będzie trafiał już do końca. A jak nie, to niech przynajmniej utrzyma tę analogię i wypracuje dwie bramki z Miedzią, tak jak w Legnicy.
Świetnie gramy przy stałych fragmentach – dwa gole padły po rzutach rożnych Alana Czerwińskiego. Zawodnik jeszcze na początku sezonu nie umiał ich wykonywać, teraz robi to bardzo dobrze. I nie jesteśmy po nich blisko goli, tylko po prostu je strzelamy.
Stoperzy robią nam robotę i naprawdę możemy żałować, że trener decydował się od początku wiosny wystawiać Tomasza Wisio. Wielkie słowa uznania należą się Oliemu Prażnovskyemu, który miał się zimą ogarnąć i zrobił to. Obecnie gra jak profesor i razem z Kamykiem dodatkowo imponowali wczoraj w ofensywie.
Ławka rezerwowych też daje radę. Wchodzi Mikołaj Lebedyński, strzela gola. Paweł Mandrysz wypracowuje tę bramkę i sam jest bliski czwartego trafienia. W Pruszkowie – wiadomo, Andreja Prokić strzelił dwie bramki. I teraz jest taka sytuacja, że wypadnie Armin Cerimagić z powodu kontuzji, ale zastąpi go produktywny Andreja. Wypada Łukasz Zejdler za kartki, ale wróci Bartłomiej Kalinkowski, a Igorowi Sapale niczego nie brakuje.
Nie ma co mówić panowie, po wcześniejszych plamach i regularnych falstartach, teraz wlaliście w nasze serca sporo optymizmu. Dalej twierdzimy, że i trener był trochę pogubiony wcześniej, ale zdołał to poukładać. Mam przed oczami wizję nieprzespanych nocy, w których szkoleniowiec rozważa różne warianty. Wcześniejsze był nieudane, te które są teraz zaczynają przynosić efekty.
Ta wygrana jest bardzo ważna pod kątem mentalnym, ale przede wszystkim utrzymuje nas w czołówce. Runda wiosenna jest tak dziwna i wszyscy tak tracą punkty, że seria kilku wygranych może spowodować, że wskoczy się na miejsce, z którego ciężko będzie już spaść. Oczywiście wkurzać się możemy, że inne zespoły też powygrywały swoje mecz. No ale to jest góra tabeli i nie może wiecznie przegrywać. Ważne, żebyśmy my wygrali trochę więcej meczów niż rywale.
Teraz przed nami Miedź Legnica w Wielki Czwartek. Nie wyobrażam sobie, aby te dwa wygrane spotkania nie spowodowały drastycznego wzrostu motywacji, wiary w naszych zawodnikach, ale też takiego zwykłego czerpania frajdy z pokonywania kolejnych przeciwników. Miedź to zespół aspirujący do ekstraklasy, ale też traci punkty na potęgę. Więc na pewno jest to zespół do pokonania, a wygrana z piłkarzami Tarasiewicza będzie milowym krokiem do awansu.
Robota w ostatnim tygodniu została wykonana świetnie i teraz z drugiej strony – nie można osiąść na laurach i popaść w samozachwyt. Wygraliśmy dwa wyjazdowe mecze wysoko, ale pamiętajmy, że rywale nie byli z najwyższej półki. Stać nas na takie wygrane ze wszystkimi w tej lidze, ale będzie trzeba włożyć jeszcze więcej wysiłku. I oby tak się stało w Wielki Czwartek.
Za te dwa mecze – dziękujemy!
ginta
9 kwietnia 2017 at 13:05
Brawo! Z taką grą to pokonalibyśmy Bayern z Lewandowskim na czele-Prażnovski i Kamiński szybko poradziliby sobie z Polakiem!
tyta
9 kwietnia 2017 at 20:48
… pięknie☺ brawo Panowie
cierpliwy
9 kwietnia 2017 at 23:43
#WielkiczwarteknaB1