Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: trzeba przebijać szklane sufity

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Prawie dokładnie rok temu rozpoczynaliśmy wiosenne granie w Fortuna I Lidze od pojedynku z Motorem. Czy ktokolwiek wtedy przypuszczał, że pół roku później obie ekipy zameldują się w Ekstraklasie? Ambitny beniaminek z Lublina utrzymał wiosną pozycję w pierwszej szóstce, po czym zostawił w pokonanym polu barażowych rywali. Jak w Lublinie przyjęto ten sukces? Jak wysoko sięgają ambicje właściciela i czy klub jest gotowy, aby je zaspokoić? Który piłkarz grał w Motorze z numerem 64? Na te pytania odpowiedział nam Rafał Szyszka z podkastu kibicowskiego „Głos Motorowców” na kanale Forza MotorTV.

Korespondencyjny pojedynek o miano najlepszego beniaminka wkroczy w poniedziałek w bezpośrednią fazę. Kto twoim zdaniem jest bliższy tego tytułu?
Tabela wskazuje, że w tej chwili najlepszy jest GKS Katowice, ale w tym roku chyba wszyscy beniaminkowie dodali kolorytu Ekstraklasie. Nawet Lechia Gdańsk, choć ostatnio z trochę innych powodów. Mimo to, szczególnie w ostatnich kolejkach, prezentuje się coraz lepiej pod względem piłkarskim. Jeśli natomiast chodzi o nasze drużyny, to oceniam je w miarę równo. Spodziewam się, że w rundzie wiosennej Motor będzie się prezentował jeszcze lepiej, bo na papierze jest mocniejszy niż jesienią, ale wszystko zweryfikuje boisko. Na razie punktujemy poniżej oczekiwań, ale paradoksalnie w ostatni weekend w Białymstoku Motor zagrał chyba najlepszy mecz w tym roku, przynajmniej do momentu, gdy po czerwonej kartce boisko opuścił Samper. Skończyło się wysoką porażką, ale postawa drużyny w tym spotkaniu to dobry prognostyk przed meczem z GieKSą. Dzisiaj trudno ocenić, kto jest najlepszym beniaminkiem. Serce podpowiada mi, że Motor, ale więcej wyjaśni się w bezpośrednim pojedynku.

Jako beniaminek Fortuna I Ligi z marszu włączyliście się do walki o kolejny awans. Jednak wiosnę lepiej zaczęliśmy my, bo na inaugurację przegraliście w Katowicach.
Zimą oczekiwania były dość spore, bo rundę jesienną kończyliśmy na miejscu barażowym. GieKSa startowała z dalszych pozycji i na pewno nikt wtedy nie przypuszczał, że na koniec sezonu obie ekipy wylądują razem w Ekstraklasie. W tamtym okresie miałem okazję przebywać na stażu u trenera Feio, dlatego dokładnie śledziłem przygotowania do meczu w Katowicach i wiedziałem, czego spodziewać się po GKS-ie. Okazało się, że GieKSa zagrała nieco inaczej, niż wtedy przewidywano. Poza tym – nie ma co kryć – drugiego gola zawalił Łukasz Budziłek, przez co stracił miejsce w podstawowym składzie i w zasadzie już go nie odzyskał. GieKSa wygrała raczej zasłużenie, ale Motor też miał swoje szanse na gola.

W dalszej części rozgrywek nasze ekipy prezentowały się na tyle dobrze, że GieKSa awansowała bezpośrednio, a Motor po barażach. Jak wspominasz rywalizację w decydującym momencie sezonu?
W półfinale baraży Motor przeważał, ale bramkarz Górnika Łęczna Maciej Gostomski zagrał kapitalne zawody. Obronił nawet rzut karny wykonywany przez Piotra Ceglarza. Skończyło się bezbramkowym remisem i sam miałem czarne myśli przed serią rzutów karnych. Tymczasem nasi piłkarze strzelali na tyle pewnie, że Gostomski nawet nie dotknął piłki. Po meczu wielu kibiców zostało w barze pod stadionem, aby śledzić drugi baraż. Cieszyliśmy się, gdy Odra objęła prowadzenie, bo to oznaczało, że finał rozgrywanoby w Lublinie. Ostatecznie wygrała Arka, podnosząc się po porażkach z wami i Lechią. Mieliśmy pewne obawy przed tym meczem, bo rywale mieli w składzie wiele indywidualności, jak Czubak czy Kobacki. Wierzyliśmy jednak, że Motor jest w stanie pokonać każdego. Początek był feralny – olbrzymi błąd i strata bramki. Gdyby finał baraży rozstrzygnęło takie trafienie, rozczarowanie byłoby podwójne. Na szczęście w końcówce udowodniliśmy, że nasze hasło „Niezniszczalni” nie wzięło się z nikąd. Najpierw Bartek Wolski strzelił gola z rzutu wolnego – po raz pierwszy w karierze. Chwilę później Piotrek Ceglarz z Jacques’em N’Diaye wykorzytali błąd obrony Arki i wywołali totalną euforię w naszym sektorze. Kibice, którzy jeszcze pięć minut wcześniej byli na skraju załamania, wpadali sobie w ramiona i płakali z radości.

Architektem tego sukcesu dość niespodziewanie został trener Mateusz Stolarski, który w połowie rundy musiał wejść w buty Goncalo Feio. Były obawy, czy udźwignie nową rolę?
Na początku nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać po drużynie i trenerze Stolarskim, który zastąpił Goncalo Feio. Znam Mateusza Stolarskiego i wiedziałem, że merytorycznie się obroni, natomiast oczekiwania wobec pierwszego trenera są znacznie większe niż od asystenta. Odejście trenera Feio to nie był łatwy moment. Przy okazji ligowego meczu z Polonią Warszawa zapowiadał, że chce doprowadzić Motor do europejskich pucharów. Tymczasem po kolejnym meczu ze Stalą Rzeszów zrezygnował z pracy w naszym klubie. Z tego co wiem, nie planował tego i zadziałał emocjonalnie. Osobiście mam do niego żal jedynie o to, że po wszystkim nie przekazał nic kibicom, którzy nie raz, nie dwa stawali za nim murem. Dokonał jednak wyboru i dziś nikt już chyba specjalnie za nim nie tęskni. Jest trener Stolarski, o którym niedawno przeczytałem, że ma wszystkie plusy Goncalo Feio, bez jego minusów.

Wszyscy w Lublinie są równie ambitni co właściciel klubu, który często powtarza, że Motor wkrótce będzie grał w europejskich pucharach?
Niektóre wypowiedzi Zbigniewa Jakubasa mogą wydawać się nieodpowiednie pod kątem PR-owym, ale z drugiej strony prezes nie musi się tym specjalnie przejmować. Mówi to, co myśli, jest niezależny i nie musi się nikomu przypodobać. Powiedział kiedyś, że wprowadzi Motor do Ekstraklasy i słowa dotrzymał. Obiecał, że Motor będzie w górnej połowie tabeli i dziś jesteśmy na najlepszej drodze do tego. Dlatego zapowiedzi europejskich pucharów w Lublinie nie muszą być czczym gadaniem. Właściciel Motoru do tego dąży i uważam, że ma ku temu podstawy. Może nie od razu, ale w przyszłości ze Zbigniewem Jakubasem za sterami może nam się to udać. Mamy infrastrukturę, uporządkowane finanse, odpowiedni sztab i coraz lepszych piłkarzy. Jeśli będzie okazja zrobić dobry wynik, nawet ponad stan, to trzeba to robić i przebijać kolejne szklane sufity.

Motor ma dziś potencjał, by dołączyć do ligowej czołówki? Na ile pomogą w tym zimowe transfery?
Skoro udało się zająć siódme miejsce po rundzie jesiennej, to nic nie stoi na przeszkodzie, by na koniec sezonu je utrzymać, a nawet poprawić. Z drugiej strony rywale też się wzmacniają i rywalizacja będzie zacięta. Na ten moment pozytywnie oceniam zimowe okienko transferowe. Ciekawym ruchem jest ściągnięcie rumuńskiego pomocnika Antonio Sefera. Motor długo pracował nad tym transferem i równie długo udawało sie to utrzymać w tajemnicy. Dopiero na ostatniej prostej informacja wypłynęła w mediach. Coś do udowodnienia ma Jakub Łabojko, który nie grał przez ostatnie pół roku, ale wcześniej zdążył się zaprezentować z dobrej strony w Ekstraklasie. Być może zagra od początku w poniedziałek, bo po czerwonej kartce ze składu wypadnie Sergi Samper, nie wiadomo jeszcze na jak długo. Dziurę na pozycji lewonożnego stopera powinien załatać Belg Hervé Matthys, a Franciszek Lewandowski czy Bright Ede zostali sprowadzeni z myślą o przyszłości. Szczególnie ten drugi może się okazać celnym strzałem, co potwierdzają krytyczne komentarze kibiców „Miedziowych” pod adresem zarządu po jego odejściu. Pecha ma nowy bramkarz, Gašper Tratnik, który złamał palec i na razie nie zagra. Wszystkie pozycje, poza środkiem ataku, gdzie gra Samuel Mráz, zostały wzmocnione. Kadra jest solidna.

Jednocześnie trudno mówić o większych osłabieniach w kontekście zawodników, którzy odeszli z Motoru.
Do Łodzi przeniósł się Sebastian Rudol, bo raczej nie byłby pierwszym wyborem w obronie. Z klubem pożegnali się Krzysztof Kubica i Rafał Król, który ostatnio grał coraz mniej. Mimo to będzie ważną postacią naszego meczu, bo w poniedziałek zostanie oficjalnie, uroczyście pożegnany. Zagrał 290 meczów dla Motoru na różnych poziomach rozgrywkowych i bardzo się cieszyłem, gdy w drugiej kolejce w Gdańsku, w wieku 35 lat zadebiutował w naszych barwach w Ekstraklasie. To dla nas ważna postać, która miała swój udział przy wszystkich ostatnich sukcesach klubu.

W naszym ostatnim meczu nie obyło się bez kontrowersji. Czy twoim zdaniem był spalony w pamiętnej akcji Motoru?
Sytuacja ze spalonym przy golu N’Diaye została już wielokrotnie przeanalizowana w różnych piłkarskich studiach. Spalonego nie było, ale niestety dała o sobie znać nadgorliwość sędziów VAR. Jeśli przez kilka minut trzeba szukać odpowiedniej klatki, aby uzasadnić centymetrowy spalony, to moim zdaniem przesada. Motor został skrzywdzony w Katowicach. Gol powinien był zostać uznany, ale trudno dziś ocenić, jaki miałby wpływ na ostateczny wynik, bo została jeszcze cała druga połowa. Ostatecznie skończyło się remisem.

W poniedziałek staną naprzeciw siebie piłkarze, który w przeszłości zakładali koszulkę rywala. Okazuje się, że jest ich dosyć sporo.
Ważną postacią w Motorze jest Piotr Ceglarz, który 10 lat temu występował w Katowicach. Jeszcze wcześniej przy Bukowej grał nasz bramkarz, Łukasz Budziłek. Więcej zawodników z przeszłością w Motorze jest za to w obecnej kadrze GKS-u, np. Rafał Strączek czy Konrad Gruszkowski, który dołączył do was zimą. Grał w Motorze w czasach 3. ligi. Nie sposób nie wspomnieć o Aleksandrze Komorze – chłopaku z Lublina, który wprawdzie nie jest naszym wychowankiem, ale spędził u nas blisko trzy sezony. Jest synem byłego piłkarza Motoru, Grzegorza Komora. Ja natomiast do dziś pozytywnie wspominam Kamila Cholerzyńskiego, który jest mocno związany z waszym klubem. Kiedy przychodził do Motoru, to od razu zadeklarował, że jest kibicem GKS-u Katowice, ale w Lublinie da z siebie wszystko. W Motorze grał z numerem 64, a kiedy odchodził, to elegancko pożegnał się z kibicami w mediach społecznościowych. Warto też wspomnieć trenera Roberta Góralczyka, który jest pozytywnie wspominany w Lublinie, jako fachowiec i facet z klasą.

Ostatnie pojedynki GieKSy z Motorem kończyły się remisami, co wskazuje na zaciętą rywalizację w naszych meczach.
Zawsze grało nam się ciężko, czy to w pierwszej, czy drugiej lidze. Ostatni raz wygraliśmy w Lublinie właśnie w 2. lidze, gdy w końcówce pięknego gola dla Motoru zdobył Daniel Świderski, który przelobował waszego bramkarza. Był to maj 2021 roku, kiedy otwierano stadiony po pandemii covid, a GieKSa przyjechała wtedy w dobrej liczbie. Jesienią przy Bukowej wygrał za to GKS, po golu w 90. minucie. Pamiętam, że był to koniec listopada i mocno zimowa pogoda. Liczę, że tym razem uda nam się przełamać i znowu wygrać, bo po nienajlepszym rozpoczęciu rundy jedyną zadowalającą opcją dla Motoru są trzy punkty. Wy natomiast, patrząc na naszą dotychczasową postawę, też raczej będziecie nastawiać się na zwycięstwo. GKS pokazał, że nie można go lekceważyć, o czym niedawno przekonał się Raków.

Jak sam wspomniałeś, nie rozpoczęliście najlepiej rundy wiosennej. Ostatnie porażki mogą podciąć skrzydła Motorowi?
Jestem spokojny, że w drużynie nie ma żadnego kryzysu mentalnego. Gdy jesienią złapaliśmy dołek po porażkach z Widzewem i Cracovią, cała Polska wieszczyła, że nadchodzą ciężkie chwile dla Motoru. Tymczasem zespół zanotował serię czterech wygranych i remis, pokonując m.in. Pogoń Szczecin. Sztab i drużyna pracuje według niezmienionego modelu, niezależnie od wyników. Nie wyciągałbym więc zbyt daleko idących wniosków po ostatnich wynikach z drużynami, które mają jeszcze o co walczyć w tym sezonie. Znam metody pracy tego sztabu, bo miałem okazję przyglądać się temu z bliska, dlatego uważam, że ta praca obroni się na boisku. Motor zrobi swoje w tej rundzie i zacznie punktować. Czy już od najbliższego meczu? Mam nadzieję, że tak.

Jaki scenariusz przewidujesz na najbliższy mecz? Obie ekipy nie należą raczej do tych, które okopują się na swoich pozycjach.
Nawet w przegranym meczu w Białymstoku Motor pokazał, że nie jest drużyną, która chce się tylko bronić. Są zespoły, które potrafiły nas zepchnąć do defensywy, jak na przykład Lech, gdy w Poznaniu Motor przy korzystnym dla siebie wyniku długo grał w obronie niskiej, neutralizując ofensywne atuty Kolejorza. U siebie na pewno będziemy chcieli narzucić swój styl gry i atakować. GKS też potrafi grać fajną, ofensywną piłkę, więc mam nadzieję, że obejrzymy ciekawe starcie dwóch beniaminków. Czy przełoży się to na gole? Nie wiem, bo Motor w tym roku strzelił tylko jednego. Mimo to spodziewam się wielu akcji ofensywnych.

Jaki wynik padnie w poniedziałek na nowo mianowanej Motor Lublin Arenie?
Obstawiam 2:1 dla Motoru.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga