Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: trzeba przebijać szklane sufity
Prawie dokładnie rok temu rozpoczynaliśmy wiosenne granie w Fortuna I Lidze od pojedynku z Motorem. Czy ktokolwiek wtedy przypuszczał, że pół roku później obie ekipy zameldują się w Ekstraklasie? Ambitny beniaminek z Lublina utrzymał wiosną pozycję w pierwszej szóstce, po czym zostawił w pokonanym polu barażowych rywali. Jak w Lublinie przyjęto ten sukces? Jak wysoko sięgają ambicje właściciela i czy klub jest gotowy, aby je zaspokoić? Który piłkarz grał w Motorze z numerem 64? Na te pytania odpowiedział nam Rafał Szyszka z podkastu kibicowskiego „Głos Motorowców” na kanale Forza MotorTV.
Korespondencyjny pojedynek o miano najlepszego beniaminka wkroczy w poniedziałek w bezpośrednią fazę. Kto twoim zdaniem jest bliższy tego tytułu?
Tabela wskazuje, że w tej chwili najlepszy jest GKS Katowice, ale w tym roku chyba wszyscy beniaminkowie dodali kolorytu Ekstraklasie. Nawet Lechia Gdańsk, choć ostatnio z trochę innych powodów. Mimo to, szczególnie w ostatnich kolejkach, prezentuje się coraz lepiej pod względem piłkarskim. Jeśli natomiast chodzi o nasze drużyny, to oceniam je w miarę równo. Spodziewam się, że w rundzie wiosennej Motor będzie się prezentował jeszcze lepiej, bo na papierze jest mocniejszy niż jesienią, ale wszystko zweryfikuje boisko. Na razie punktujemy poniżej oczekiwań, ale paradoksalnie w ostatni weekend w Białymstoku Motor zagrał chyba najlepszy mecz w tym roku, przynajmniej do momentu, gdy po czerwonej kartce boisko opuścił Samper. Skończyło się wysoką porażką, ale postawa drużyny w tym spotkaniu to dobry prognostyk przed meczem z GieKSą. Dzisiaj trudno ocenić, kto jest najlepszym beniaminkiem. Serce podpowiada mi, że Motor, ale więcej wyjaśni się w bezpośrednim pojedynku.
Jako beniaminek Fortuna I Ligi z marszu włączyliście się do walki o kolejny awans. Jednak wiosnę lepiej zaczęliśmy my, bo na inaugurację przegraliście w Katowicach.
Zimą oczekiwania były dość spore, bo rundę jesienną kończyliśmy na miejscu barażowym. GieKSa startowała z dalszych pozycji i na pewno nikt wtedy nie przypuszczał, że na koniec sezonu obie ekipy wylądują razem w Ekstraklasie. W tamtym okresie miałem okazję przebywać na stażu u trenera Feio, dlatego dokładnie śledziłem przygotowania do meczu w Katowicach i wiedziałem, czego spodziewać się po GKS-ie. Okazało się, że GieKSa zagrała nieco inaczej, niż wtedy przewidywano. Poza tym – nie ma co kryć – drugiego gola zawalił Łukasz Budziłek, przez co stracił miejsce w podstawowym składzie i w zasadzie już go nie odzyskał. GieKSa wygrała raczej zasłużenie, ale Motor też miał swoje szanse na gola.
W dalszej części rozgrywek nasze ekipy prezentowały się na tyle dobrze, że GieKSa awansowała bezpośrednio, a Motor po barażach. Jak wspominasz rywalizację w decydującym momencie sezonu?
W półfinale baraży Motor przeważał, ale bramkarz Górnika Łęczna Maciej Gostomski zagrał kapitalne zawody. Obronił nawet rzut karny wykonywany przez Piotra Ceglarza. Skończyło się bezbramkowym remisem i sam miałem czarne myśli przed serią rzutów karnych. Tymczasem nasi piłkarze strzelali na tyle pewnie, że Gostomski nawet nie dotknął piłki. Po meczu wielu kibiców zostało w barze pod stadionem, aby śledzić drugi baraż. Cieszyliśmy się, gdy Odra objęła prowadzenie, bo to oznaczało, że finał rozgrywanoby w Lublinie. Ostatecznie wygrała Arka, podnosząc się po porażkach z wami i Lechią. Mieliśmy pewne obawy przed tym meczem, bo rywale mieli w składzie wiele indywidualności, jak Czubak czy Kobacki. Wierzyliśmy jednak, że Motor jest w stanie pokonać każdego. Początek był feralny – olbrzymi błąd i strata bramki. Gdyby finał baraży rozstrzygnęło takie trafienie, rozczarowanie byłoby podwójne. Na szczęście w końcówce udowodniliśmy, że nasze hasło „Niezniszczalni” nie wzięło się z nikąd. Najpierw Bartek Wolski strzelił gola z rzutu wolnego – po raz pierwszy w karierze. Chwilę później Piotrek Ceglarz z Jacques’em N’Diaye wykorzytali błąd obrony Arki i wywołali totalną euforię w naszym sektorze. Kibice, którzy jeszcze pięć minut wcześniej byli na skraju załamania, wpadali sobie w ramiona i płakali z radości.
Architektem tego sukcesu dość niespodziewanie został trener Mateusz Stolarski, który w połowie rundy musiał wejść w buty Goncalo Feio. Były obawy, czy udźwignie nową rolę?
Na początku nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać po drużynie i trenerze Stolarskim, który zastąpił Goncalo Feio. Znam Mateusza Stolarskiego i wiedziałem, że merytorycznie się obroni, natomiast oczekiwania wobec pierwszego trenera są znacznie większe niż od asystenta. Odejście trenera Feio to nie był łatwy moment. Przy okazji ligowego meczu z Polonią Warszawa zapowiadał, że chce doprowadzić Motor do europejskich pucharów. Tymczasem po kolejnym meczu ze Stalą Rzeszów zrezygnował z pracy w naszym klubie. Z tego co wiem, nie planował tego i zadziałał emocjonalnie. Osobiście mam do niego żal jedynie o to, że po wszystkim nie przekazał nic kibicom, którzy nie raz, nie dwa stawali za nim murem. Dokonał jednak wyboru i dziś nikt już chyba specjalnie za nim nie tęskni. Jest trener Stolarski, o którym niedawno przeczytałem, że ma wszystkie plusy Goncalo Feio, bez jego minusów.
Wszyscy w Lublinie są równie ambitni co właściciel klubu, który często powtarza, że Motor wkrótce będzie grał w europejskich pucharach?
Niektóre wypowiedzi Zbigniewa Jakubasa mogą wydawać się nieodpowiednie pod kątem PR-owym, ale z drugiej strony prezes nie musi się tym specjalnie przejmować. Mówi to, co myśli, jest niezależny i nie musi się nikomu przypodobać. Powiedział kiedyś, że wprowadzi Motor do Ekstraklasy i słowa dotrzymał. Obiecał, że Motor będzie w górnej połowie tabeli i dziś jesteśmy na najlepszej drodze do tego. Dlatego zapowiedzi europejskich pucharów w Lublinie nie muszą być czczym gadaniem. Właściciel Motoru do tego dąży i uważam, że ma ku temu podstawy. Może nie od razu, ale w przyszłości ze Zbigniewem Jakubasem za sterami może nam się to udać. Mamy infrastrukturę, uporządkowane finanse, odpowiedni sztab i coraz lepszych piłkarzy. Jeśli będzie okazja zrobić dobry wynik, nawet ponad stan, to trzeba to robić i przebijać kolejne szklane sufity.
Motor ma dziś potencjał, by dołączyć do ligowej czołówki? Na ile pomogą w tym zimowe transfery?
Skoro udało się zająć siódme miejsce po rundzie jesiennej, to nic nie stoi na przeszkodzie, by na koniec sezonu je utrzymać, a nawet poprawić. Z drugiej strony rywale też się wzmacniają i rywalizacja będzie zacięta. Na ten moment pozytywnie oceniam zimowe okienko transferowe. Ciekawym ruchem jest ściągnięcie rumuńskiego pomocnika Antonio Sefera. Motor długo pracował nad tym transferem i równie długo udawało sie to utrzymać w tajemnicy. Dopiero na ostatniej prostej informacja wypłynęła w mediach. Coś do udowodnienia ma Jakub Łabojko, który nie grał przez ostatnie pół roku, ale wcześniej zdążył się zaprezentować z dobrej strony w Ekstraklasie. Być może zagra od początku w poniedziałek, bo po czerwonej kartce ze składu wypadnie Sergi Samper, nie wiadomo jeszcze na jak długo. Dziurę na pozycji lewonożnego stopera powinien załatać Belg Hervé Matthys, a Franciszek Lewandowski czy Bright Ede zostali sprowadzeni z myślą o przyszłości. Szczególnie ten drugi może się okazać celnym strzałem, co potwierdzają krytyczne komentarze kibiców „Miedziowych” pod adresem zarządu po jego odejściu. Pecha ma nowy bramkarz, Gašper Tratnik, który złamał palec i na razie nie zagra. Wszystkie pozycje, poza środkiem ataku, gdzie gra Samuel Mráz, zostały wzmocnione. Kadra jest solidna.
Jednocześnie trudno mówić o większych osłabieniach w kontekście zawodników, którzy odeszli z Motoru.
Do Łodzi przeniósł się Sebastian Rudol, bo raczej nie byłby pierwszym wyborem w obronie. Z klubem pożegnali się Krzysztof Kubica i Rafał Król, który ostatnio grał coraz mniej. Mimo to będzie ważną postacią naszego meczu, bo w poniedziałek zostanie oficjalnie, uroczyście pożegnany. Zagrał 290 meczów dla Motoru na różnych poziomach rozgrywkowych i bardzo się cieszyłem, gdy w drugiej kolejce w Gdańsku, w wieku 35 lat zadebiutował w naszych barwach w Ekstraklasie. To dla nas ważna postać, która miała swój udział przy wszystkich ostatnich sukcesach klubu.
W naszym ostatnim meczu nie obyło się bez kontrowersji. Czy twoim zdaniem był spalony w pamiętnej akcji Motoru?
Sytuacja ze spalonym przy golu N’Diaye została już wielokrotnie przeanalizowana w różnych piłkarskich studiach. Spalonego nie było, ale niestety dała o sobie znać nadgorliwość sędziów VAR. Jeśli przez kilka minut trzeba szukać odpowiedniej klatki, aby uzasadnić centymetrowy spalony, to moim zdaniem przesada. Motor został skrzywdzony w Katowicach. Gol powinien był zostać uznany, ale trudno dziś ocenić, jaki miałby wpływ na ostateczny wynik, bo została jeszcze cała druga połowa. Ostatecznie skończyło się remisem.
W poniedziałek staną naprzeciw siebie piłkarze, który w przeszłości zakładali koszulkę rywala. Okazuje się, że jest ich dosyć sporo.
Ważną postacią w Motorze jest Piotr Ceglarz, który 10 lat temu występował w Katowicach. Jeszcze wcześniej przy Bukowej grał nasz bramkarz, Łukasz Budziłek. Więcej zawodników z przeszłością w Motorze jest za to w obecnej kadrze GKS-u, np. Rafał Strączek czy Konrad Gruszkowski, który dołączył do was zimą. Grał w Motorze w czasach 3. ligi. Nie sposób nie wspomnieć o Aleksandrze Komorze – chłopaku z Lublina, który wprawdzie nie jest naszym wychowankiem, ale spędził u nas blisko trzy sezony. Jest synem byłego piłkarza Motoru, Grzegorza Komora. Ja natomiast do dziś pozytywnie wspominam Kamila Cholerzyńskiego, który jest mocno związany z waszym klubem. Kiedy przychodził do Motoru, to od razu zadeklarował, że jest kibicem GKS-u Katowice, ale w Lublinie da z siebie wszystko. W Motorze grał z numerem 64, a kiedy odchodził, to elegancko pożegnał się z kibicami w mediach społecznościowych. Warto też wspomnieć trenera Roberta Góralczyka, który jest pozytywnie wspominany w Lublinie, jako fachowiec i facet z klasą.
Ostatnie pojedynki GieKSy z Motorem kończyły się remisami, co wskazuje na zaciętą rywalizację w naszych meczach.
Zawsze grało nam się ciężko, czy to w pierwszej, czy drugiej lidze. Ostatni raz wygraliśmy w Lublinie właśnie w 2. lidze, gdy w końcówce pięknego gola dla Motoru zdobył Daniel Świderski, który przelobował waszego bramkarza. Był to maj 2021 roku, kiedy otwierano stadiony po pandemii covid, a GieKSa przyjechała wtedy w dobrej liczbie. Jesienią przy Bukowej wygrał za to GKS, po golu w 90. minucie. Pamiętam, że był to koniec listopada i mocno zimowa pogoda. Liczę, że tym razem uda nam się przełamać i znowu wygrać, bo po nienajlepszym rozpoczęciu rundy jedyną zadowalającą opcją dla Motoru są trzy punkty. Wy natomiast, patrząc na naszą dotychczasową postawę, też raczej będziecie nastawiać się na zwycięstwo. GKS pokazał, że nie można go lekceważyć, o czym niedawno przekonał się Raków.
Jak sam wspomniałeś, nie rozpoczęliście najlepiej rundy wiosennej. Ostatnie porażki mogą podciąć skrzydła Motorowi?
Jestem spokojny, że w drużynie nie ma żadnego kryzysu mentalnego. Gdy jesienią złapaliśmy dołek po porażkach z Widzewem i Cracovią, cała Polska wieszczyła, że nadchodzą ciężkie chwile dla Motoru. Tymczasem zespół zanotował serię czterech wygranych i remis, pokonując m.in. Pogoń Szczecin. Sztab i drużyna pracuje według niezmienionego modelu, niezależnie od wyników. Nie wyciągałbym więc zbyt daleko idących wniosków po ostatnich wynikach z drużynami, które mają jeszcze o co walczyć w tym sezonie. Znam metody pracy tego sztabu, bo miałem okazję przyglądać się temu z bliska, dlatego uważam, że ta praca obroni się na boisku. Motor zrobi swoje w tej rundzie i zacznie punktować. Czy już od najbliższego meczu? Mam nadzieję, że tak.
Jaki scenariusz przewidujesz na najbliższy mecz? Obie ekipy nie należą raczej do tych, które okopują się na swoich pozycjach.
Nawet w przegranym meczu w Białymstoku Motor pokazał, że nie jest drużyną, która chce się tylko bronić. Są zespoły, które potrafiły nas zepchnąć do defensywy, jak na przykład Lech, gdy w Poznaniu Motor przy korzystnym dla siebie wyniku długo grał w obronie niskiej, neutralizując ofensywne atuty Kolejorza. U siebie na pewno będziemy chcieli narzucić swój styl gry i atakować. GKS też potrafi grać fajną, ofensywną piłkę, więc mam nadzieję, że obejrzymy ciekawe starcie dwóch beniaminków. Czy przełoży się to na gole? Nie wiem, bo Motor w tym roku strzelił tylko jednego. Mimo to spodziewam się wielu akcji ofensywnych.
Jaki wynik padnie w poniedziałek na nowo mianowanej Motor Lublin Arenie?
Obstawiam 2:1 dla Motoru.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.



Najnowsze komentarze