Dołącz do nas

Felietony

Prezesie Janicki, dyrektorze Bartnik – czas na dymisję!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zakończył się piłkarski rok 2018. Rok piłkarskiej klęski naszego klubu. Zniszczone zostało dokładnie wszystko – najpierw marzenia o awansie, a potem marzenia o czymkolwiek. GieKSa jest obecnie piłkarskim chłopcem do bicia, marzeniem grających przeciw nam drużyn i pośmiewiskiem w całej Polsce.

Licząc od ostatniego meczu, który dawał poważną nadzieję na awans, czyli wygranego pojedynku w Głogowie w kwietniu, katowiczanie rozegrali 29 meczów. Bilans tych spotkań to 6-8-15 (bramki: 22-34). Łatwo wywnioskować, że GKS przegrywa od tamtego czasu co drugi mecz. Łatwo wywnioskować, że wygrywa co piąty. Że średnio traci ponad jednego gola na mecz, a przede wszystkim średnia zdobytych bramek wynosi 0,75 gola na mecz. Co przy ilości meczów wynoszącej prawie cały sezon jest wynikiem kompromitującym, zarówno dla tych gości, co grali na wiosnę, jak i obecnych.

To co jednak najgorsze to fakt, że GieKSa systematycznie stacza się. I w tabeli, i w grze, i w oczach. Nawet z pierwszym rzutem hamulcowych, nawet z piłkarskimi krętaczami Brzęczka i kolejnymi Paszulewicza, nie znajdowaliśmy się tak nisko w tabeli, nie przegrywaliśmy meczu za meczem i nie drżeliśmy o ligowy byt. Tamci dawali nam złudzenia, które potem cynicznie odbierali, obecna kadra… nie daje nawet złudzeń. Paradoksalnie może to i dobrze? Bo przynajmniej w końcu można oceniać zawodników GKS pod kątem piłkarskim. A ten aspekt mówi o tym, że są po prostu beznadziejnie słabi i nawet jeśli kiedyś (podobno) grali dużo meczów w ekstraklasie, to ich prawdziwa jakość wychodzi teraz – gdy nie idzie, gdy nie ma pomysłu, a psychika rozbita jest przez niszczyciela wszystkiego, czyli Jacka Paszulewicza.

Nie da się ukryć, że Paszulewicz to najbardziej destrukcyjny szkoleniowiec, jaki od wielu lat pojawił się w naszym klubie. Możemy mówić o Brzęczku, że jest trenerskim hochsztaplerem (bo jest), że Mandrysz stracił cohones (bo stracił). Jednak sposobu, w jaki Paszulewicz rozwalił, rozpieprzył, puścił z dymem, zniszczył, zdeptał, sknocił tę szatnię – nie da się porównać z niczym innym. Dostał człowiek to, co chciał, czyli praktycznie nową kadrę, możliwości przygotowania, przede wszystkim dostał szansę po spektakularnie przegranym sezonie. Po fatalnym meczu w I kolejce coś zaczęło iść w dobrym kierunku, coś zaczęło sensownie wyglądać, nowi zawodnicy zaczęli grać tak, jakby grali ze sobą już od dawna. Brakowało tylko skuteczności pod bramką rywala. W końcu mieliśmy młodzież, która była szybka, dynamiczna i efektywna. I nagle od meczu z Rakowem, Paszulewicz zaczął tak kombinować, odstawiać nie tych zawodników, co trzeba, wstawiać do składu tych, którzy grać za Chiny nie powinni. Skołowani piłkarze nie wiedzieli, co tu się odpiernicza. Podejrzewam, że patrzeli po sobie z szerokimi gałami, widząc, co wyprawia ich opiekun. Idiotyczne decyzje (bo inaczej tego nazwać się nie da) zaczęły się mnożyć, Paszulewicz kompletnie przestał panować nad tym, co robi – jego wybory były chaotyczne, przypadkowe i nieefektywne. Do tego obniżały morale piłkarzy i wk..ały kibiców.

Po odejściu wysokiego szkoleniowca, już do końca rundy nie udało się tego pozbierać. Paszulewicz pozostawił po sobie zgliszcza, zagubionych ludzi, którzy potem na boisku wyglądali tak, jakby wyszli na powietrze, po kilku miesiącach spędzonych w piwnicy. Zarówno za Dziółki, jak i Dudka – nie potrafili oni już wrócić choćby do ćwierci tego, co pokazali w drugiej, trzeciej i czwartej kolejce.

Cała kadencja Paszulewicza okazała się jedną wielką ściemą i pomyłką. I z perspektywy czasu można powiedzieć, że zatrudnienie go i zbyt późne zwolnienie – było jedną z wielu, ale bardzo jaskrawą przyczyną tego, że GKS do końca roku wyglądał jak dogorywający (za chwilę) trup.

W Katowicach wszystko się robi za późno. Czasem o kilka miesięcy, a czasem cały sezon. I tak po przegranym sezonie Brzęczka ktoś pozwolił, by w klubie zostali tacy ludzie jak Foszmańczyk, Goncerz, Zejdler, Kamiński czy Kalinkowski. Tak naprawdę kwestie awansu w kolejnym sezonie trzeba było zamknąć już na podstawie tych decyzji personalnych. Pozostawienie ich było sabotażem i działaniem na szkodę klubu. Paszulewicz również pozostał w klubie, choć był równie odpowiedzialny, co piłkarze za brak awansu (chociażby podejmując jedynie pozorowane działania, jak odsunięcie czwórki zawodników).

Niestety to panowie Marcin Janicki i Tadeusz Bartnik, bo do nich dochodzimy, nie udźwignęli tego ciężaru. Oczywiście po Brzęczku rządził jeszcze Wojciech Cygan i również na niego spada część odpowiedzialności za obecny stan rzeczy. Problem w tym, że Cygana już od roku w klubie nie ma, a jest Janicki, który wygląda na osobę nieobecną, niezaangażowaną w piłkarskie sprawy GKS Katowice. Janicki to człowiek, który wydaje się, że nie kiwnął palcem, aby zrobić coś, by GKS nie był w tym miejscu, w którym obecnie się znajduje. Oczywiście to uproszczenie i zaraz znajdzie się grupa wiecznych obrońców zarządu, która powie, że „to że czegoś nie widać, to nie znaczy, że nic nie robią”. Co nam jednak po tym? Liczy się efekt, a efekt jest taki, że jesteśmy na samym dnie tabeli i podajemy sobie rękę z jakąś osobliwością tej ligi, ekipą, która raczej powinna jeździć i uprawiać folklor w trzeciej lidze – Garbarnią Kraków.

Janicki jako osoba pociągająca za sznurki, w pierwszej kolejności odpowiedzialna jest za trzymanie tak długo kolejnego człowieka bijącego rekordy niekompetencji, a jednocześnie mistrza taniej dyplomacji – Tadeusza Bartnika. Wręcz nieprawdopodobne, jak sympatyczny skądinąd Tadziu nie poradził sobie na stanowisku. Jakoś kuriozalnych decyzji mogłoby być przyczynkiem do napisania książki „Jak nie być dobrym dyrektorem sportowym?”. Począwszy od trzymania/zwalniania trenerów, za szybko, za wolno, bez sensu, na ściąganiu piłkarskiego szrotu skończywszy. Bo i tutaj ktoś może zarzucić kibicom – „chcieliście czystek w szatni, to je dostaliście”. Wszystko fajnie, ale pozbywając się tych wszystkich ciućmoków, trzeba było zadbać również o to, by w ich miejsce przyszli lepsi. A jak się okazało – przyszli gorsi (piłkarsko).

Chociaż większość osób (ja również, z różnych powodów) uważa, że pożegnanie się z Piotrem Mandryszem było konieczne, to jednak logika na tamten moment mówiła o tym, że szkoleniowiec powinien zostać. Mandrysz na koniec roku zdobył 10 punktów w 4 meczach, miał na jesieni serie 3 zwycięstw z rzędu. Tajemnicą poliszynela jest to, że Bartnik szczerze Mandrysza nie znosił i decyzja miała podłoże osobiste, a nie merytoryczne. Zauroczenie Paszulewiczem swego czasu również jest niewytłumaczalne. Zwolnienie go za późno również. Utrzymywanie kilku niepracujących trenerów na kontrakcie – było niegospodarne.

Bartnik wypowiada piękne pseudomądrości w wywiadach i kreuje się na eksperta od prowadzenia sekcji piłkarskiej. Fakty jednak są takie, że z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień GKS grał coraz gorzej, a strata do bezpiecznego miejsca robiła się coraz większa. To, co się działo na boisku jest idealnym odbiciem tego, co się wyprawia w klubie. Czyli nikt nad niczym nie panuje, bije głową w stołu blat i udaje, że pobudza mózg do pracy.

Ktoś zapyta „a jaka jest w takim razie odpowiedzialność Dariusza Dudka?”. I pytanie to będzie zasadne.

Faktem jest, że Dudek tych punktów zdobył za mało. Zdecydowanie za mało. Dodatkowo nie odcisnął piętna na prowadzonym przez siebie zespole, a rozegrał przecież już 8 meczów. Tak, zdecydowanie połowa rundy to wystarczająco dużo, aby coś poprawić. Patrząc jednak przez pryzmat tych ośmiu spotkań, pretensje do Dudka można mieć za mecze z Garbarnią i Wartą oraz za spotkanie z Tychami. Za te dwa pierwsze, bo przecież na Bukową przyjechały słabeusze (zwłaszcza Garbarnia) i jak się nie dało obu meczów wygrać, to przynajmniej trzeba było wygrać jeden z nich. Za Tychy mam pretensje o taktykę i podejście, gwałtowne odsłonięcie się, gdy po meczu z Podbeskidziem trzeba było utrzymać sposób gry, który dał w Bielsku trzy punkty. Szkoleniowiec się zagalopował i pojechał lekko na euforii. Dostał zimny prysznic.

O pozostałe spotkania wielkich pretensji nie mam. Wystawiane składy może nie były idealne (np. obecność Piesia), ale też nie było kuriozalnych decyzji, typu niezrozumiała miłość Paszulewicza do beznadziejnego Wojciecha Słomki. Dudek rzeźbił jak mógł i przynajmniej udało mu się zremisować w Bytowie, z ŁKS czy Sandecją. Oczywiście to nie są żadne wyczyny, a jeden punkt zamiast trzech przybliża nas bardziej do spadku niż utrzymania. Faktem jest jednak, że Dudek starał się wycisnąć, co mógł, ale tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Niestety z rozbitą taktycznie, fizycznie i mentalnie ekipą nie był w stanie – jak widać – doprowadzić do tego, żeby GieKSa zaczęła po prostu w miarę przyzwoicie grać w piłkę. Bo umówmy się, lekka poprawa w meczach z ŁKS, a zwłaszcza Sandecją – to na razie nic nie znacząca kropla w morzu potrzeb. Poprawa gry, która nie przynosi okazji bramkowych, goli i punktów, to żadna poprawa. To o ofensywie. Jeśli chodzi o defensywę, to… trudno powiedzieć, bo to nie tak dobrze GKS zagrał w obronie, tylko dwaj z rzędu wiceliderzy nie sprawdzali specjalnie defensywnych możliwości naszych piłkarzy.

Jakkolwiek twierdziłem rok temu, że Mandrysza trzeba zwolnić szybko, a w obecnym to samo pisałem o Paszulewiczu, tak teraz uważam, że Dudkowi należy dać czas i wsparcie. Niektóre osoby mówią, że dymisja prezesa i dyrektora w tym momencie to strzał w kolano. Nie zgadzam się z tym. Uważam, że każdy dzień dłużej z pasywnym Janickim i kuriozalnie działającym Bartnikiem, przybliża nasz klub do upadku. Pozostanie ich na stanowisku będzie tym, co pozostawienie w szatni Foszmańczyka i paru innych wymienionych.

Uważam natomiast, że pozbycie się Dudka w tej chwili byłoby bardzo niekorzystne i bezsensowne. Szkoleniowiec musiał dograć tę rundę do końca, ale prawdopodobnie zaraz po przyjściu zorientował się, z czym ma do czynienia w szatni. Nie omieszkał tego kilkukrotnie oficjalnie lub między słowami powiedzieć. Choćby słowa o potrzebnym okresie przygotowawczym jasno dawały do zrozumienia, że Paszulewicz ten okres kompletnie zawalił. Słowa o doborze taktyki pod zastanych zawodników czy o ich podejściu do zawodu – również wiele mówi. Dlatego Dudek ma już diagnozę problemu i wierzę, że wie, co należy zrobić, aby GieKSę utrzymać.

Po pierwsze, żeby nasz klub nie zleciał w piłkarskie czeluści, potrzebujemy mądrych ludzi na odpowiednich stanowiskach. Do awansu do ekstraklasy również potrzeba było ni mniej, ni więcej – tylko odrobiny mądrości. Brakło jej niestety zarówno cynicznym piłkarzom, chaotycznym i niekompetentnym trenerom, jak i niereagującym prezesom. Janicki i Bartnik egzaminu z mądrości nie zdali wówczas, duże więc jest prawdopodobieństwo, że nie zdadzą ich teraz. Dawanie tysiąca szans, zawsze prowadziło do pogłębiania problemów. Czas się pożegnać, niech panowie zajmą się swoją pracą zawodową, a przygodę w GieKSie zakończą zanim będą wywożeni na taczkach.

Dariusz Dudek potrzebuje do współpracy kogoś, kto naprawdę rzetelnie i odważnie podejdzie do tak trudnego wyzwania, jakim jest utrzymanie zasłużonego klubu w pierwszej lidze. Kogoś, kto nie będzie się „bawił” w prowadzenie klubu, tylko realnie, z twardą ręką, ale rozsądnie; zdecydowanie, ale elastycznie – będzie działać ku rozwojowi, a nie wkładać kij w szprychy. Kogoś kto będzie aktywny, reagujący na to co się dzieje, a nie zamiatał pod dywan i działał po kilku miesiącach, kiedy nie ma już co zbierać.

Potrzeba nam w gabinetach ludzi, którzy wraz z Dudkiem stworzą solidny, rzetelny i szczegółowy plan pt. utrzymanie w pierwszej lidze. Dotychczas mieliśmy pisane na kolanie, efektownie brzmiące w mediach plany długofalowe, tylko ktoś zapomniał, że trzeba skupić się na tym, co może przynieść najbliższa przyszłość.

Jeśli pojawią się w klubie nowi ludzie na ważnych stanowiskach, tę współpracę z Dudkiem podejmą, a trener z nimi – jeśli ten plan będzie konsekwentnie realizowany – to o utrzymanie można być spokojnym, bo wraz z mądrym przygotowaniem i działaniem – przyjdą wyniki. Tak jak wspomniałem wyżej – to, co obecnie mamy na boisku jest efektem tego, co przez lata działo się w gabinetach. I tak naprawdę niczym innym.

Czas to zmienić. Czas na ludzi z kompetencjami.

Bo jeżeli to nie nastąpi, to smak spadku może być jeszcze bardziej gorzki niż nam się wszystkim wydaje.

24 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

24 komentarze

  1. Avatar photo

    PanGoroli

    4 grudnia 2018 at 03:00

    Znowu świetny tekst! Miazga! Kurcze, tak myślę, a może by ten tekst wydrukować i porozklejać w UM?
    Ja nie wiem, jak tam jest z Janickim. Dla mnie to jest zdumiewające, że ten sam człowiek ma na koncie takie sukcesy innych sekcji, i zarazem dopuszcza do takiej kleski i upadku sekcji piłkarskiej. Jak tu niektórzy piszą, Bartnikowi kończy się kontrakt i może czeka, aż się sprawa sama zakończy, ale to jest po prostu nieuczciwe, by Bartnik wziął choćby jeszcze złotówke z kasy klubu, czyli de facto z kasy miejskiej, z kieszeni wszystkich katowiczan…

  2. Avatar photo

    Krzysztof

    4 grudnia 2018 at 06:33

    Cała prawda ale ja bym dodał że zero stawiania na młodzież która grała by całym serduchem!!!!

  3. Avatar photo

    Mecza

    4 grudnia 2018 at 08:20

    @Krzysztof o jakiej młodzieży ty piszesz bo chyba nie naszej? Chyba jedyny w seniorach gra Wnuk w 3 lidze w Radzionkowie, on ma być wzmocnieniem? Chciałbym też zauważyć że Dudek gra trzema młodzieżowcami w pierwszej 11. Felieton bardzo trafny w mojej ocenie poza dwoma wątkami. Jak można było wyciągnąć wnioski po CZTERECH miesiącach pracy że Mandrysz się nie nadawał i to wówczas gdy 4 miesiące wcześniej wszyscy pisali, że obojętnie co się będzie działo stajem murem za trenerem. Zespół miał tragiczny i potrafił to sklecić po czym dostał w twarz. Kolejna kwestia poruszona w felietonie, jak można było myśleć o awansie z Paszulewiczem? Z walki o awans zrezygnowaliśmy w styczniu zatrudniając właśnie Paszula. Pierwsze wyniki wiosny to jeszcze efekt tego co zbudował w krótkim czasie Mandrysz. Każdy kolejny miesiąc pracy Paszulewicza to była równia pochyła zakończona dymisją. Do Dudka nic nie mam, ale średnio zorientowana osoba wiedziała że potrzebujemy trenera doświadczonego a nie kolejny eksperyment. No ale co tam Bartnik może wiedzieć.

  4. Avatar photo

    Mecza

    4 grudnia 2018 at 08:24

    Odnosząc się do personaliów na szczycie. Ja na miejscu dyrektorskim widziałbym Piotra Świerczewskiego. Facet z charakterem z przeszłością w GKS i ma mega kontakty w świecie piłki a to jest bardzo ważne. Pytanie czy by chciał się tego podjąć. Zajmuje się teraz skautingiem dla klubów francuskich w naszym regionie. Ostatnio wypatrzył w Nowym Sączu małolata który podpisał kontrakt z Lyonem, co ciekawe Sandecja nie zwróciła na niego uwagi. Kto na prezesa nie wiem.

  5. Avatar photo

    Irishman

    4 grudnia 2018 at 11:28

    Świetny tekst!

    O dyrektorze Bartniku napisano już wszystko, a efekty jego pracy pokazuje tabela. Zresztą, wierząc w jego uczciwość, poczucie odpowiedzialności i honor myślę, ze on sam nie będzie chciał przedłużyć umowy z klubem. Sam przecież mówił na początku roku, że ma świadomość jak ryzykuje zamieniając Mandrysza na Paszulewicza, dając do zrozumienia, ze bierze to na siebie.
    Nawiasem mówiąc całkowicie zgadzam się z Mecza odnośnie Mandrysza. Można gościa nie lubić ale oceniając go merytorycznie z tą zdemoralizowaną po Brzęczku i Motale ekipą, którą dzięki swym znajomościom jakoś tam posklejał osiągnął RELATYWMNIE dobre, dające nadzieje na poprawę wyniki. Oczywiście już się nie dowiemy co byłoby wiosną. Gdyby jednak został, a ta poprawa nie nastąpiłaby należało go pożegnać po prostu latem. Bo trzeba przypomnieć, że Mandrysz zrobił kilka awansów ale przeważnie było to tak, ze potrzebował jednej rundy na uporządkowanie drużyny, by w kolejnej odnosić z nią sukcesy. Zresztą to jest naturalne w tym fachu i tak to było także za naszej legendy trenerskiej – Adama Nawałki.

    Jeśli chodzi o prezesa, to jeszcze gdy współpracował z prezesem Cyganem obaj panowie stawiali na plany długofalowe. Niestety teraz za tym nie da się schować, bo przychodzi realnie zmierzyć się z bardzo trudną misją uratowania I ligi już w następnej rundzie.
    Zresztą prezes nie spełnia obecnie kryteriów jakie sobie sam postawił, jeszcze latem, gdy na przedsezonowym spotkaniu z mediami mówił, ze on stawia na stopniowy rozwój, aż do momentu gdy klub będzie tak silny, że po prostu będzie musiał awansować. Niestety od początku roku nie ma mowy nie tylko o żadnym rozwoju ale nawet o stagnacji. Odwrotnie – staczamy się coraz szybciej.

  6. Avatar photo

    Gerard

    4 grudnia 2018 at 12:27

    W zasadzie nie kopie się leżącego ale czy ktoś może mi wytłumaczyć jaki był prawdziwy powód zwolnienia trenera Mandrysza??? Zespół zaczął grać a gościa zwolnili, dlaczego?
    Dodam, że swoją cegiełkę do zwolnienia dołożyli wszystko wiedzący kibice oraz beznadziejni nowi działacze GieKSy.

  7. Avatar photo

    KaTe

    4 grudnia 2018 at 12:32

    Bartnika pewnie poświęcą jako winnego całej degrengolady. Choć używanie wielkich słów typu: honor, uczciwość, poczucie obowiązku – brzmi groteskowo. Takie cechy to podstawa charakteru każdego człowieka. Natomiast Janickiego pewnie oszczędzą. To jest prawdopodobnie człowiek z jakiegoś deal’u miejskiego. I tylko wysoko postawieni pracownicy UM (lub szare eminencje- jak Piotr U.) mogą coś wiedzieć na ten temat.

  8. Avatar photo

    roberto

    4 grudnia 2018 at 14:04

    Tekst ciekawy ale stwierdzenie cytuje”Podajemy sobie rękę z jakąś osobliwością tej ligi, ekipą, która raczej powinna jeździć i uprawiać folklor w trzeciej lidze – Garbarnią Kraków”.A w dalszej czesci tekstu stwierdzenie cytuje”Dariusz Dudek potrzebuje do współpracy kogoś, kto naprawdę rzetelnie i odważnie podejdzie do tak trudnego wyzwania, jakim jest utrzymanie zasłużonego klubu w pierwszej lidze”Tak dla ścisłości jak by utrzymanie zależało od tego jak klub jest zasłuzony to Garbarnia Kraków byłby o klase wyżej od GieKSy.Albo autor tekstu za bardzo nie zna histori albo po prostu jest tak zaslepiony w kilka sukcesików GieKSy albo jest z tych kibiców ktorzy dalej twierdzą że w Katowicach jest PRESJA a BLASZOK jak ryknie to przeciwnikowi majty spadają!!! Niestety nie ma presji nie ma Blaszoka i za chwile bedzie tylko garstka najwierniejszych kibiców!!!

  9. Avatar photo

    Tosiek

    4 grudnia 2018 at 14:36

    Do katastrofy dochodzi w dwóch przypadkach. Albo jest to zbieg okoliczności wielu czynników, które pojedynczo o niczym by nie przesądziły ale nałożone na siebie w tym samym czasie sprawiły, że nastąpiło przegięcie. W tym przypadku bardzo chcieli ale podjęte w dobrej wierze decyzje okazały się błędne, brak formy, kontuzje, głupie wykluczenia, nieskuteczność, frajerstwo w ostatnich minutach, pech. Albo jest to wynik świadomego zaniechania działającego na szkodę sekcji. Oficjalnie chcemy (aby nie tracić wyborców) ale nie specjalnie nam zależy. Stawiamy na promocję miasta przez hokej i siatkówkę a ekstraklasowa piłka nożna to tylko problemy z kibicami i stadionem. Coraz bardziej skłaniam się do tego drugiego przypadku.

  10. Avatar photo

    rochol

    4 grudnia 2018 at 14:57

    No czemu sie dziwicie Pan Bartnik chcial miec Olimpie Grudziadz w Katowicach to juz ja ma. Nie moge pojac co sklonilo go do wziecia takiego trenera ktory Olimpie zostawial na ostatnim miejscu. Pan Janicki nie wiele lepszy jest. Oboje do dymisji.

  11. Avatar photo

    wkrz

    4 grudnia 2018 at 15:08

    Nie wiem czy ktoś z ratusza czyta te forum ale mam nadzieję że tak. Nie wyobrażam sobie lepszego prezentu na Mikołaja a już najpóźniej na Gwiazdkę jak zwolnienie pseudo dyrektora Tadeusza oraz zmianę na stanowisku Prezesa.
    Tak być nie może, że ludzie odpowiedzialni za całą sytuację w klubie nie są pociągani do konsekwencji. Koniec w temacie.

  12. Avatar photo

    abel

    4 grudnia 2018 at 19:23

    ble ble

  13. Avatar photo

    abel

    4 grudnia 2018 at 19:34

    Panowie mecza i irishman co wy opowiadacie wszystko jest super wszak klub jest wielosekcyjny a prezes odnosi sukcesy w szachach i hokeju.To nie od prezesa cokolwiek zalezy bo on ma guru bartnika który robi sobie co chce. Przypomnijcie sobie wasze pochwały Prezesa i Bartnika naiwniaki.

  14. Avatar photo

    tombotleg

    4 grudnia 2018 at 20:03

    Świerczewski na dyrektora, haha, spadłem z fotela dobre, może jeszcze Jasiu i Koniar.
    Widzę ruszyła znowu nasza katowicka inkwyzycja, co roku ktoś winny, a to trener, dyrektor, prezes, stoper, pewnie, bawmy się tak dalej, zamiast robić plan zgrupowań, wzmocnień i sparingów, to trzeba dokładać do pieca, fajnie.
    Poza tym dyrektor Bartnik ma chyba kontrakt do końca roku he?, i raczej szanse jego przedłużenia są słabe.

  15. Avatar photo

    PanGoroli

    4 grudnia 2018 at 22:04

    @tombotlego, ale właśnie o to chodzi, żeby Bartnik już nie robił tego planu zgrupowań, wzmocnień i sparingów. Właśnie teraz potrzeba nam, b tym się zajął fachowiec

  16. Avatar photo

    Robson

    4 grudnia 2018 at 23:17

    Shellu po raz kolejny gratulacje za artykuł !
    Kolejny raz jak byś mi czytał w myślach.
    Bartnik i Janicki powinni odejść szkoda tylko że sami nie mają tyle honoru by podać się do dymisji!
    Na dyrektora Piotrek Świerczewski.. ? czemu nie to przebojowy człowiek i jeden z najlepszych piłkarsko GieKSiarzy zostawiających zawsze serce na boisku ! Na prezesa stanowczo Michał Marcinkowski człowiek uznany który ma GieKSę w sercu i jestem pewien, że gdyby dać mu szansę to w 2 lata mamy poukładany klub jak należy !

    Tylko GieKSa !

  17. Avatar photo

    Mecza

    5 grudnia 2018 at 07:57

    Odnośnie przygotowań, właśnie słyszę o Turcji… szlak mnie trafia. Żadnego wyciągania wniosków. Poprzednie rundy po pobycie w Turcji jak się skończyły każdy wie i większość przewidziała. Pojadą do Turcji a pierwszy mecz w Suwałkach i gładkie 0:3.

  18. Avatar photo

    Tom

    5 grudnia 2018 at 07:59

    Bartnik raus

  19. Avatar photo

    Irishman

    5 grudnia 2018 at 08:43

    Zgrupowanie w Turcji??????????

    Jeśli to jest pomysł trenera, to niech odchodzi razem z dyrektorem i prezesem, bo to odbiera nam ostatnie nadzieje na utrzymanie.

  20. Avatar photo

    PanGoroli

    5 grudnia 2018 at 11:40

    Dziwi mnie Wasze zdziwienie. Nie wiecie, kto u nas jest dyrektorem sportowym? Z drugiej strony to i tak wolę, by powielał nawet kiepskie pomysły poprzednika, jeśli chodzi o zimowe zgrupowania, anizeli miałby wymyślić coś własnego. Nie wiem, czy nasza biedna GieKSa jest w stanie jeszcze wytrzymać jakieś kolejne pomysły szkodnika.

  21. Avatar photo

    Ehh

    5 grudnia 2018 at 12:38

    Warto zauważyć że Cygan jest obecnie prezesem Rakowa, zobaczymy gdzie jest Raków, a gdzie my 😉

  22. Avatar photo

    wojtek

    5 grudnia 2018 at 13:29

    Z zaciekawieniem przeczytałem tekst, a raczej felieton Shella. Nie będę polemizował ,bo mam własne zdanie na ten temat, ale w wielu kwestiach bezwzględnie zgadzam się z autorem. Jest jeszcze coś ,co czytając tekst mnie urzekło i ruszyło, mianowicie źródło przemyśleń to źródło emocji GieKSiarza. GieKSiarza z krwi i kości.

  23. Avatar photo

    PanGoroli

    5 grudnia 2018 at 14:24

    @Ehh, nie rób se jaj z Cyganem. On przeciez przyszedł do rakowa na gotowe. A u nas? Zlikwidował rezerwy i doprowadził do niebotycznej patologii w szatni. Te dwie kwestie już czynią go murowanym kandydatem do piłkarskiej nagrody Darwina…

  24. Avatar photo

    Krzysztof

    6 grudnia 2018 at 07:04

    @Mecza mówię o naszej młodzieży która wywalczyła awans jakoś w Zabrzu nie ma problemu z wpuszczaniem na boisko swojej młodzieży.A u nas co gra młodzież ale nie Gieksiarska!!!Patrząc na to gdzie jest teraz GKS to może czas na młodzież a nie zlepek emigrantów i emerytów z „Super”klubów którzy tak podnieśli poziom że jesteśmy na dnie!!!!

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plusy i minusy po Rakowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.

Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.

Plusy:

+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.

+ Jędrych i Klemenz 
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.

Minusy:

– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.

– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.

– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.

Podsumowanie:

GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.

To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.

Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga